source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
O higienę jamy ustnej należy dbać codziennie, najlepiej rano i wieczorem oraz w trakcie dnia po spożytych posiłkach. Pomagają nam w tym pasty do zębów dostępne w wielu wariantach. Podpowiadamy, czym różnią się pasty do zębów z drogerii od tych naturalnych i sprawdzamy czy warto wybierać produkty eko do regularnego stosowania. W składzie większości past do zębów z drogerii można znaleźć sztuczne składniki spieniające, parabeny, konserwanty, substancje zapachowe oraz fluor. To sprawia, że produkt dobrze czyści zęby, pieni się i dba o odpowiednie pH w jamie ustnej. Czy rzeczywiście tak jest? Jakie cechy past do zębów z drogerii sprawiły, że na rynek coraz częściej trafiają naturalne produkty bez dodatku SLS, SLES oraz bez fluoru, po które sięga więcej i więcej konsumentów? Pasty z drogerii nafaszerowane chemią? Po wnikliwym przebadaniu większości past do zębów z drogerii okazuje się, że w środku mogą znajdować się nie do końca przyjazne substancje na czele z fluorem oraz gliceryną, którą poddaje się kilkukrotnemu wybielaniu środkami chemicznymi. Bardzo często normy tych komponentów bywają przekroczone, co tylko podrażnia śluzówkę w jamie ustnej i sprawia, że niepożądane substancje wnikają do krwiobiegu i negatywnie działają na nasze zdrowie, gromadząc się w tkankach i narządach przez wiele lat. Te niepochlebne fakty dały pole do popisu producentom ekologicznych past do zębów, które nie szkodzą zdrowiu, a co najważniejsze – działają przeciwbakteryjnie i usuwają nalot na zębach równie dobrze, co ich odpowiedniki z drogerii. Jednak robią to w naturalny sposób. box:offerCarousel Pasty do zębów z naturalnymi składnikami box:imagePins box:pin box:pin) Jako odpowiedź na potrzeby świadomych konsumentów, którzy chcą korzystać z produktów eko, powstały naturalne pasty do zębów – bez niebezpiecznych i chemicznych komponentów. Nie znajdziemy w nich SLS, SLES, formaldehydu, glutenu, śladowych ilości aluminium, składników GMO czy metali ciężkich, jak to zazwyczaj ma miejsce w produktach z drogerii od czołowych producentów past do zębów. To, co złe, zastąpiono naturalnymi surowcami. W ekologicznej tubce z pastą do zębów znajdziemy mnóstwo ziołowych ekstraktów o działaniu antybakteryjnym, przeciwzapalnym, a nawet odświeżającym, kiedy to tradycyjne pasty do zębów wypełnione są związkami chemicznymi, na czele z fluorem uznawanym za szkodliwy składnik zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Co znajduje się w naturalnej paście do zębów? W pastach eko bardzo często głównym składnikiem jest olejek goździkowy o działaniu przeciwbólowym i przeciwbakteryjnym. Olejki eteryczne dodają wyjątkowego, ziołowego zapachu, ksylitol walczy z kamieniem i próchnicą, a mentol odświeża oddech. Zastosowana mięta, szałwia, aloes, tymianek czy lukrecja nie podrażniają delikatnej śluzówki, wzmacniają dziąsła, a nawet lekko wybielają zęby. Ścierną substancją jest najczęściej krzem, kreda, glinka biała albo sproszkowany bambus, a hydrolatem ekstrakt z melisy, nagietek, drzewo herbaciane, koper włoski, mięta pieprzowa czy też algi morskie lub propolis. box:imagePins box:pin box:pin) Niektórzy producenci tworzą nawet pasty z dodatkiem gałązek z drzewa arakowego, które wykorzystywane są do czyszczenia zębów w krajach muzułmańskich, lub produkty z ekstraktem z drzewa neem. box:offerCarousel) Ziołowe ekstrakty o działaniu antybakteryjnym i przeciwzapalnym Naturalne pasty do zębów znacznie skuteczniej wzmacniają dziąsła, zapobiegają stanom zapalnym, delikatnie usuwając płytkę nazębną bez zbędnego uszkodzenia szkliwa. Produkty tego typu doskonale czyszczą i pielęgnują, rozpuszczają zanieczyszczenia i likwidują przebarwienia w naturalny, a przede wszystkim bezpieczny sposób. Ziołowe ekstrakty w pastach do zębów, o niskim współczynniku ścieralności, łagodzą nadwrażliwość zębów, chroniąc przy tym tkanki w jamie ustnej. Uzupełnieniem naturalnego składu często bywają witaminy, np. witamina E, która regeneruje tkanki jamy ustnej oraz zmniejsza krwawienie dziąseł przy ich nadwrażliwości. Naturalne pasty do zębów polecane są każdemu, kto chce zadbać o jamę ustną i zęby. Jak się okazuje, produkty eko w niczym nie ustępują pastom tradycyjnym, a wręcz czesto są od nich lepsze pod wzgledem braku substancji chemicznych. Przede wszystkim w ich składzie są same naturalne składniki, które w bezpieczny i skuteczny sposób czyszczą i dbają o zęby, działają antyseptycznie, przeciwgrzybiczo, utrzymują optymalne pH w jamie ustnej, pielęgnują dziąsła, a nawet zapobiegają próchnicy oraz parodontozie, dlatego warto je wypróbować. Naturalne produkty można stosować bez obaw, bo są hipoalergiczne, przechodzą testy dermatologiczne i kliniczne, a przede wszystkim nie są testowane na zwierzętach.
Naturalne pasty do zębów – czym różnią się od tych z drogerii?
Wybór obudowy może przyprawić o zawrót głowy. Możliwości jest dużo. To też bardzo ważny element komputera – musi zapewnić bezpieczeństwo i dobre warunki pracy dla wszystkich komponentów. Którą obudowę Midi Tower warto kupić w cenie od 100 do 350 zł? Przed zakupem Zanim podejmiemy decyzję odnośnie zakupu, konieczne jest przemyślenie kilku kwestii, które wpływają też na wartość produktu. W przypadku obudów sprawdza się zasada: „im drożej, tym lepiej” – do pewnego stopnia. Im wyższa cena, tym obudowa: trwalsza, cichsza, lepiej wyposażona, wygodniejsza, efektowniejsza. Jednak te ze średniej półki spisują się równie dobrze, jak te najdroższe. W końcu spełniają swoją funkcję ochronną. Dodatkowo płaci się więc za udogodnienia, beznarzędziowy montaż, jakość materiałów, ilość wentylatorów i obecność filtrów przeciwkurzowych. Należy zastanowić się, czy komputer będzie jedynie stał pod biurkiem, czy jednak planujemy rozbudowę obudowy lub wyeksponowanie jej wnętrza. Istotne jest również dbanie o czystość sprzętu i założenie tego, jak często w przyszłości będziemy go transportować (np. na studia). Droższe obudowy to: grubsza blacha, cięższa konstrukcja, zatem solidniejsza – całość jest sztywniejsza i lepiej eliminuje drgania. Komputer pracuje wtedy ciszej. Trzeba by rozpatrzeć też fizyczne ograniczenia. Większość obudów Midi Tower obsłuży także mniejsze płyty główne, ale już nie każda będzie kompatybilna z dużą eATX. Warto zwrócić uwagę na to, czy zmieści się dokupione chłodzenie procesora – niektóre radiatory mogą mieć nawet 17 cm wysokości. To samo dotyczy kart graficznych – zaawansowane układy czasem są bardzo długie, mają do trzech 10-cm wentylatorów – w wielu obudowach koszyk na dyski uniemożliwi jej montaż. Uważam, że na zakup obudowy powinno się przeznaczyć przynajmniej ok. 100 zł–150 zł. To rozsądne minimum; za niewiele ponad 100 zł da się już nabyć niezły egzemplarz o satysfakcjonującej jakości wykonania i zaopatrzony w dobrą wentylację, a do tego posiadający ciekawy wygląd. Tanie obudowy nierzadko są tworzone z kruchych plastików oraz ostrej blachy – można pokaleczyć się podczas czyszczenia lub podłączania nowego dysku. Do tego wymagają użycia narzędzi do montażu elementów, a śledzie na karty rozszerzeń są wyrywane – nie da się ich z powrotem ulokować. Te najtańsze obudowy zwykle mają jeszcze miejsce do montażu zasilacza w górnych ich częściach, co jest gorszym rozwiązaniem (nie znajdziemy w nich miejsca na kable za tacką płyty głównej, a ich wnętrza są niepomalowane). Dzisiaj nawet tani układ komputera wygląda imponująco, szkoda byłoby zamykać go w nieefektownej przestrzeni. Ponadto nic tak nie popsuje humoru, jak zepsuty przycisk Power bądź wyrobiony port USB. To są powody, dla których nie opłaca się przesadnie oszczędzać. Polecane obudowy Zalman Z1 (cena: ok. 130 zł) wymiary: 199 x 432 x 457 mm; ciężar: ok. 6 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 360 mm, CPU – do 168 mm 2 x zatoka 5,25”, 4 x 3,5”, 1 x 2,5”, 7 x slot na karty 2 x wentylator 120 mm Zalman Z1 to dosyć sztywna obudowa z blachami o sporej grubości. Posiada wentylowaną konstrukcję. Przedni panel jest gęsto dziurkowany – znajduje się tam wentylator (120 mm). Drugi umieszczono na tylnej ściance. Na przednim z kolei ulokowano dwa gniazda USB 2.0 i jedno 3.0, a do tego gniazdo słuchawkowe i mikrofonowe. W górnej części umiejscowiono wgłębienie na smartfona lub akcesoria komputerowe. W środku da się zmieścić pełnowymiarową płytę ATX, którą można rozszerzyć o siedem kart – śledzie są wyłamywane. Zasilacz trafia pod spód, a dyski umieszcza się w koszyku za pomocą systemu sanek. Obudowa zmieści długie karty graficzne i wysokie chłodzenie procesora. Niestety nie można dołożyć następnych wentylatorów obudowy. SilentiumPC Brutus M23 (cena: ok 130 zł) wymiary: 358 x 204 x 470 mm, ciężar: ok. 4,6 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 310 mm, CPU – do 157 mm 2 x zatoka 5,25”, 5 x 3,5”, 4 x 2,5”, 7 x slot na karty 2 x wentylator 120 mm Główny konkurent Zalmana Z1, oferujący możliwość rozbudowy wentylacji. Ma nowoczesny design, odpowiedni do gamingowych komputerów. Front jest wentylowany, znajduje się tam jeden wentylator (120 mm) z opcją zamontowania kolejnego. Drugi „wiatrak” wyciąga powietrze z tyłu; da się także zamontować dwa na górze. Wszelkie otwory mają magnetyczne filtry przeciwkurzowe, a obudowę skręca się szybkośrubkami (ten proces nie wymaga użycia narzędzi). Stalowa obudowa nie jest zbyt gruba, ale panele są wytłoczone, co zwiększa sztywność konstrukcji oraz ilość miejsca na komponenty. W środku zmieści się siedem kart na płycie ATX lub mniej na micro ATX (śledzie są wyłamywane). Nie należy przesadzać z wysokością chłodzenia procesora i długością grafiki. SilentiumPC Brutus M25 (cena: ok. 160 zł) wymiary: 455 x 197 x 462 mm, ciężar: ok. 4,2 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 320 mm (druga do 280 mm), CPU – do 158 mm 3 x zatoka 5,25”, 3 x zatoka 3,5”/2,5”, 1 x 2,5”, 7 x slot na karty 2 x wentylator 120 mm, kontroler obrotów M25 to lepiej wyposażony (od M23) Brutus o nieco ciekawszym designie, a niewiele droższy. To ponownie wentylowany front z filtrami. Na panelu sterowania mieszczą się dwa porty USB 2.0 i jeden 3.0, a oprócz przycisków i gniazd audio jest tam jeszcze trójstopniowy regulator obrotów oraz czytniki kart. To ponownie wytłoczone panele, odpowiednio sztywne – ułatwiają także uporządkowanie przewodów. Jeśli użytkownikowi przydałyby się dodatkowe opcje, to dopłata w stosunku do M23, jak najbardziej się opłaci. Szkoda, że ponownie zaślepki kart są wyłamywane. Zalman Z3 lub Z3 Plus (cena: ok. 170–180 zł) wymiary: 430 x 192 x 465 mm, ciężar: ok. 6 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 360 mm, CPU – do 162 mm 2 x zatoka 5,25”, 4 x zatoka 3,5”, 1 x zatoka 2,5”, 7 x slot na karty 3 x wentylator 120 mm (4 x w Z3 Plus), kontroler obrotów panel boczny z oknem (w wersji Z3 Plus) Wyższy model serii „Z” od Zalmana. Wersja Plus to dodatkowe chłodzenie oraz przezroczysty panel boczny. Design jest nowoczesny, efektowny. Panel przedni i górny to zaokrąglone tworzywa sztuczne, urozmaicone nacięciami wentylacyjnymi. W standardzie jest sporo wentylatorów, jeden wsysa powietrze w przedniej obudowie – jest podświetlony niebieską diodą LED. (Jeden wysysa powietrze z tyłu, drugi u góry). W wersji Plus u góry znajdują się dwa wentylatory (120 mm). Na górnym panelu obudowy ulokowano trzy wejścia USB (1 x 3.0), dwustopniowy regulator obrotów oraz gniazda audio. W środku jest dużo miejsca na grafikę i procesor. Ponadto da się zamontować pionowy słupek podtrzymujący kartę graficzną – można na nim umieścić także kolejny wentylator. Śledzie są niestety wyłamywane, jak w tańszych obudowach. SilentiumPC Gladius M40 (cena: ok. 200 zł) wymiary: 473 x 198 x 492 mm, ciężar: ok. 6,8 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 420 mm, CPU – do 157 mm 2 x zatoka 5,25” (adapter do 3,5”), 4 x zatoka 3,5” lub 2,5”, 7 x slot na karty 3 x wentylator 120 mm (cztery w Z3 Plus), kontroler obrotów opcjonalny panel boczny z oknem Hit polskiego producenta. Obudowa wygląda świetnie, jest nieźle wykonana i mocno wentylowana. W zestawie ma trzy wentylatory: dwa na siatkowym i filtrowanym froncie oraz jeden wylotowy (z tyłu). Można zamontować następny na dole (przy zasilaczu) oraz dwa na górnym panelu. Na przedniej części znajduje się potrójny regulator obrotów (każdy dwustopniowy, z wyłącznikiem), da się podłączyć pod niego sześć wentylatorów. Jest tam również komplet USB, złącz audio – wszystkie posiadają zaślepki. Za przednim panelem ulokowano też zewnętrzny port SATA dla dysków 3,5” lub 2,5” (pozwoli szybko podłączyć dysk do kopii zapasowej). Wewnątrz jest sporo miejsca dla karty graficznej, ale wysokie chłodzenie procesora może się nie zmieścić. Śledzie są już wykręcane, da się więc bez obawy zmieniać miejsce kart rozszerzeń. Decydując się na zakup, powinniśmy rozważyć też tańszego Gladiusa (model M30) bądź droższego (czyli X60). Fractal Design Core 2300 (cena: ok. 230 zł) wymiary: 431 x 195 x 450 mm, ciężar: ok. 5,2 kg obsługa: ATX, micro ATX, mini ITX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU – do 380 mm, CPU – do 162 mm 2 x zatoka 5,25”,4 x zatoka 3,5” lub 2,5”, 7 x slot na karty 2 x wentylator 120 mm, kontroler obrotów Obudowa z tańszej serii od skandynawskiego producenta. To odmienny design od typowych obudów dla graczy. Reprezentant niższej półki cenowej. Producent postawił na minimalizm, matowa czerń kontrastuje jedynie z wstawkami w kolorze białym. Obudowa nie jest tak bogato wyposażona, jak w ofercie tańszych marek, ale postawiono tu na: wygląd, jakość wykonania i chłodzenie. Core 2300 daje możliwość montażu siedmiu wentylatorów (w tym 140 mm), a obudowa jest zamknięta, stąd cichsza. Niestety nie ma koszyka na dyski, jest zaś szyna, którą można zdemontować. Z tyłu tacki płyty głównej znalazło się miejsce na dodatkowy dysk SSD. Całość stoi na wysokich nóżkach, uniemożliwiających swobodny dopływ świeżego powietrza. Zalman Z9 U3 (cena: ok. 250 zł) wymiary: 431 x 195 x 450 mm, ciężar: ok. 7,2 kg obsługa: ATX, micro ATX materiał: plastik, stal chłodzenie: GPU do – 300 mm, CPU – do 165 mm 3 x zatoka 5,25”, 6 x zatoka 3,5”, 1 x zatoka 5,25”/3,5”/2,5”, 7 x slot na karty 2 wentylator 120 mm, kontroler obrotów, wyświetlacz z czujnikiem temperatury dostępna wersja z panelem bocznym Zalman Z9 U3 to już wyższa półka. Design pozostał nowoczesny, ale jest łagodniejszy, bardziej elegancki. Krawędzie są zaokrąglone, a przedni panel ma efektowne nacięcia w kształcie litery „Z”, które lekko przykrywają wentylator podświetlony na niebiesko (jest on dodatkowo filtrowany). Drugi wywiewa powietrze z tyłu obudowy, a można zamontować jeszcze trzy (także 140 mm). Zalman Z9 U3 oferuje bardzo dobre chłodzenie. Przy panelu sterowania wyposażonym w gniazda USB 2.0 i jedno 3.0 ulokowano jeszcze wyświetlacz temperatury z czujnika w obudowie oraz kontroler obrotów. Klatka na dyski nie jest wyjmowana, zmieści wiele dysków twardych (ma mocowanie antywibracyjne), ale ograniczy maksymalną długość karty graficznej. Niestety śledzie są wyłamywane.
Polecane obudowy komputerowe ATX Midi Tower do 250 zł
Prowadzisz biuro i często przeprowadzasz prezentację dla swoich klientów lub pracowników? W takim przypadku koniecznym gadżetem na wyposażeniu musi być mini projektor, który zdecydowanie ułatwi pracę. Taki sprzęt wcale nie musi być drogi... Hykker Vision 130 Marka Hykker doskonale jest znana z sieci sklepów Biedronka. Co jakiś czas na sklepowych półkach pojawiają się urządzenia, które wyróżniają się zarówno ceną, jak i funkcjonalnością. Takim właśnie produktem jest projekt Hykker Vision 130, który sprawdzi się zarówno w domu, jak i w biurze. Projektor został wykonany w najnowszej technologii LED i umożliwia wyświetlanie obrazu o przekątnej od 34 do 130” w dwóch rozdzielczościach – 720p oraz 1080p. Urządzenie ma natywną rozdzielczość projektora na poziomie 800x480 pikseli. Z kolei jasność wyświetlanego obrazu (w formacie 4:3 lub 16:9) wynosi 110 lumenów. Hykker jest kompatybilny praktycznie z każdym urządzeniem, ponieważ w jego konstrukcji ukryto wiele różnorodnych wejść: HDMI, USB, SD, AV i RGB. Funkcjami projektora można zarządzać za pomocą dołączonego pilota. Wbudowany głośnik ma moc 2W. Cena: 250 zł ART Z2001 Kolejny projektor, który można wykorzystać w biurze, a nie trzeba wydać dużych pieniędzy. Oprócz wyświetlania prezentacji czy filmu można także podłączyć urządzenie do... tunera DVB-T. Wystarczy podpiąć antenę i od razu sygnał TV jest przekazywany. ART Z2001 po części może zastąpić telewizor. Jasność wyświetlanego obraz to 1000 lumenów z kontrastem 1000:1. Żywotność lampy LED wynosi 50 000 godzin. Obsługiwana rozdzielczość to 800x480 pikseli, ale wspiera także 1080p. Obraz może być wyświetlany w dwóch formatach: 16:9 oraz 4:3. Obsługiwane porty to HDMI, USB, VGA, TV oraz AV. W zestawie jest także pilot do wygodnej obsługi projektora. Cena: 499 zł Overmax Multipic 3.1 Poznańska firma technologiczna również w swojej ofercie ma projektor, który niekoniecznie można nazwać mini, ale na pewno sprawdzi się w biurze podczas różnorodnych prezentacji. Można go także wykorzystać do oglądania filmów. Przekątna wyświetlanego obrazu wynosi aż 140 cali. Za nasycenie kolorów odpowiada technologia LCD, a lampa LED zapewnia długie działanie i niski pobór energii. Overmax Multipic 3.1 może wyświetlić obraz (4:3 lub 16:9) z kontrastem 1000:1 i jasnością na poziomie 2000 lumenów. Z kolei żywotność lampy wynosi 50 000 godzin. Ovemax pozwala na ręczne ustawienie ostrości. Użytkownik może skorzystać także z funkcji zoom oraz możliwości korekcji zniekształcenia trapezowego. Urządzenie ma także wbudowane głośniki. Cena: 599 zł Projektory Philips PicoPix Najmniejszymi gabarytami mogą się pochwalić mini projektory zaprojektowane przez inżynierów Philipsa. Te modele charakteryzują się małą konstrukcją oraz wysoką funkcjonalnością. Niestety mini projektory Philips PicoPix nie należą do najtańszych produktów. Zdecydowanie polecam te urządzenia osobom, które prowadzą mobilne biuro i często się przemieszczają. Osoby, które regularnie przeprowadzają szkolenia w innych miejscach powinny zwrócić uwagę mini projektory Philipsa. Mini projektory innych firm Na rynku projektorów dostępnych jest wiele uznanych marek, takich jak BenQ, Epson, Acer, ale rozwiązania tych producentów z reguły są bardziej zaawansowane technologicznie i zdecydowanie droższe. Dodatkowo nie cieszą się aż tak dużym zainteresowaniem
Mini projektor do biura. Propozycje modeli
Roztocza, choć z pozoru niewidoczne, mają nam nami całkowitą przewagę. Gromadzą się tam, gdzie pojawia się kurz, a jak wiadomo, jest to nieustanny problem, z którym ciężko się uporać. Podpowiadamy, jak walczyć z tymi mikroskopijnymi pajęczakami i co okaże się w tym przypadku niezbędne. Rozpoczynając walkę z roztoczami, należy uzbroić się w cierpliwość. Jest ona niestety niezwykle żmudna, nie zawsze przynosi natychmiastowy efekt. Często nawet należy ją wiele razy ponawiać, aż przyniesie zamierzony skutek. A to wszystko za sprawą ich naturalnego środowiska życia, jakim jest kurz. I to nie tylko ten, który osiada na meblach, ale również na wszelkich zasłonach, dywanach, narzutach, kocach czy dekoracjach. Poniżej wskazówki niezbędne do pozbycia się tego problemu. Roztocza – czy są groźne dla zdrowia? Roztocza same w sobie nie są groźne dla naszego zdrowia. Dla nas w szczególności szkodliwe są ich odchody, a właściwie zawarte tam białka należące do grupy najsilniejszych alergenów. To właśnie ich obecność może być przyczyną alergii powodującej katar sienny, bóle głowy, wypryski skórne czy nawet objawy astmatyczne. Choć w mniejszym stopniu, to jednak alergii towarzyszyć może także zaczerwienienie i swędzenie w okolicach twarzy, włosów, kolan, łokci, a nawet pachwin. Jak się ich pozbyć? Roztocza to pasożyty z rodziny pajęczaków, pojawiające się głównie w ciepłych, wilgotnych i zakurzonych miejscach. Bardzo dobrze czują się w wysokiej temperaturze, co niestety oznacza, że okres wiosenno-letni jest źródłem wielu kłopotów, bowiem walka z nimi to prawdziwa mordęga. Jeśli jednak będziemy stosować się do poniższych zaleceń, z pewnością skrócimy czas jej trwania. Preparaty chemiczne Jeśli stronimy od domowych metod, a wolimy być pewni, że nasza walka przyniesie zamierzone skutki, wtedy warto zastosować specjalne środki przeciw roztoczom w aerozolu. Są one bardzo chętnie wybierane z tego względu, że pozwalają zwalczyć stadia rozwojowe roztoczy kurzu domowego oraz neutralizują ich alergeny. Istnieją również preparatyw postaci kapsułek, proszku lub płynu do prania. Wlewamy je lub wsypujemy do pralki przed wykonaniem czynności prania. Filtry HEPA Likwidują one roztocza, drobnoustroje, zarodniki pleśni, wszelkie wirusy czy też większość alergenów. Wspomniane filtry umieszcza się w odkurzaczu, a dzięki nim sprawiamy, że obecne w pomieszczeniach roztocza wzbijają się w powietrze. Tym samym mamy pewność, że nie tylko czyścimy powierzchnię, ale także oczyszczamy powietrze kumulujące się w mieszkaniu. Pamiętajmy jednak, że zanim nasze dziecko wejdzie do odkurzonego pokoju, powinno upłynąć kilka minut. Domowe sposoby Niestety nie ma uniwersalnego sposobu, który sprawi, że pozbędziemy się tych mikroorganizmów raz na zawsze. A to wszystko z uwagi na meble tapicerowane, obrusy, firany, materace czy też dywany, które posiadamy w swoim domu, bowiem to właśnie one gromadzą w sobie niezmiernie duże ilości kurzu. Warto jednak pamiętać i korzystać z domowych metod, dzięki którym będziemy w stanie ograniczyć występowanie kurzu, a więc i uczulających roztoczy. Pamiętajmy o regularnym wietrzeniu. Nie chodzi tylko o otwieranie okien, ale przede wszystkim wykonywanie codziennych czynności, m.in. wietrzenie pościeli, narzut czy też dywanów. W tym ostatnim przypadku, jeśli jest to możliwe, najlepiej jest się ich pozbyć, ponieważ wykonywanie wietrzenia dzień w dzień może się okazać kłopotliwe. Warto wziąć pod uwagę także pranie pościeli. Najlepiej, jeśli będzie się odbywać w temperaturze minimum 55 stopni Celsjusza, z dodatkiem preparatów o właściwościach antyalergicznych. Jak widać, istnieje wiele sposobów na pozbycie się roztoczy. Pamiętajmy jednak, że w tym przypadku liczy się przede wszystkim systematyczność i cierpliwość, ponieważ nie każdy jest w stanie poradzić sobie z tymi niechcianymi pajęczakami w tym samym czasie i z takim samym skutkiem.
Sposoby na pozbycie się roztoczy
W dobie smartfonów, które potrafią robić świetne zdjęcia i filmy, oraz dostępu do sieci z każdego miejsca z możliwością pobierania ogromnej ilości danych w szybkim tempie, pojemne dyski twarde stały się nieodzownym elementem komputera. Poznajmy magazyny danych, które są w stanie pomieścić co najmniej 4 TB. LaCie Porsche Design 4 TB Zacznynamy od propozycji, która przyciągnie uwagę nie tylko osób poszukujących dużej przestrzeni na swoje dane, ale również urządzenia, które z dumą zaprezentują na biurku. Model LaCie Porsche Design 4 TB już na pierwszy rzut oka zdradza swoje pochodzenie – piękna aluminiowa obudowa z eleganckim wzornictwem i ciekawą fakturą jest podkreślona przez subtelne podświetlenie. Taki sprzęt z pewnością przykuwa wzrok i sprawia, że jest to idealny sposób nie tylko na zwiększenie powierzchni na multimedia i dane, ale również na odświeżenie biurka. W tym przypadku mamy do czynienia z 4 TB miejsca. Cena tego modelu to około 720 zł. box:offerCarousel WD My Cloud 4 TB W tym przypadku model WD My Cloud 4 TB spodoba się przede wszystkim użytkownikom urządzeń marki Apple oraz wszystkich, w których kolorem przewodnim jest biel. Oprócz ciekawego wyglądu opisywane urządzenie ma jeszcze jedną niezwykle istotną cechę – możliwość połączenia z siecią lokalną. Dzięki takiemu rozwiązaniu mamy dostęp do swoich danych z dowolnego urządzenia w sieci domowej, a więc nie musimy podłączać sprzętu do komputera za pomocą kabla USB 3.0. W tym przypadku do rąk użytkowników oddano 4 TB przestrzeni, ale istnieją modele o większej pojemności. Cena opisywanego dysku to około 630 zł. box:offerCarousel WD My Book 4 TB Tym razem nieco prostsze i tańsze urządzenie. Model WD My Book 4 TB to tradycyjny zewnętrzny dysk twardy podłączany do komputera za pośrednictwem złącza USB 3.0, co pozwala na kopiowanie i przenoszenie plików z bardzo wysoką prędkością. Nowa generacja tego modelu oferuje stonowany wygląd – nośnik danych zamknięto w czarnej obudowie o dwóch fakturach: błyszczącej i matowej. Model oferujący 4 TB przestrzeni na dane kosztował w dniu publikacji na Allegro około 620 zł. Seagate Expansion 5 TB Kolejny model dla tradycjonalistów, którym zależy przede wszystkim na dużej pojemności w rozsądnej cenie. Za około 610 zł otrzymamy model Seagate Expansion oferujący aż 5 TB przestrzeni na dane. Stylistyka jest elegancka i minimalistyczna, dzięki czemu urządzenie nie rzuca się w oczy i pracuje dyskretnie, korzystając z szybkiego interfejsu USB 3.0. box:offerCarousel Seagate Personal Cloud 6 TB Na zakończenie coś dla wymagających użytkowników. Model Seagate Personal Cloud 6 TB oferuje ogromną przestrzeń na dane, a przy tym pozwala na podłączenie dysku do sieci, dzięki czemu mamy dostęp do zawartości z każdego urządzenia w zasięgu sieci. W tym przypadku dysk jest sporo większy od propozycji konkurencji, a co za tym idzie potrzebuje większej przestrzeni. Mimo to stonowana stylistyka i obudowa w czarnym kolorze z połyskującym wyłączeniem mogą się podobać. Cena tego modelu na Allegro to około 1200 zł.
Duże magazyny danych – przegląd zewnętrznych dysków 3,5 o pojemności minimum 4 TB
Późna wiosna i ciepłe lato to najlepszy czas dla białych ubrań. Śnieżnobiałe jeansy, białe sukienki i jaśniutkie koszulki z krótkim rękawem są idealne w najcieplejsze dni roku, bo biel odbija światło słoneczne. Jaką bieliznę nosić pod białe ubranie, żeby jasna stylizacja wyglądała zjawiskowo? Dwie najważniejsze zasady Słoneczna, ciepła aura zachęca do tworzenia stylizacji, w których przynajmniej jeden element będzie biały. Biel dodaje całemu strojowi lekkości i świeżości, warto więc ją odpowiednio pielęgnować. Po pierwsze, konieczne jest właściwe dbanie o trwałość materiału i jego kolor, a ogromne znaczenie dla żywotności ulubionej sukienki ma używany przez ciebie proszek lub płyn do prania i wybielacz. Pamiętaj, aby zawsze kierować się znakami umieszczonymi na metce, jednak podaną temperaturę prania trzeba traktować jako najwyższą dopuszczalną, a ukochane ubranie prać jednak w nieco niższej temperaturze, wyłącznie z białą odzieżą. Po drugie, pod białe ubrania zakładaj cielistą bieliznę, której odcień dostosujesz do koloru swojej skóry. Choć na pewno nie raz słyszałaś takie rady, czym prędzej zrezygnuj z noszenia czarnej i białej bielizny, która prześwituje przez biały materiał. Miej na uwadze, że tkaniny i dzianiny mają różną grubość, dlatego przed zakupem sprawdź, czy bielizna rzeczywiście będzie widoczna. Niektóre białe ubrania uszyte są z grubszych materiałów, pod które możesz zakładać swoją ulubioną bieliznę, nie przyjmując się ani jej kolorem, ani widocznymi na niej wzorami. Zdecyduj się na test dłoni albo biały materiał nałóż na fragment innego ubrania. Jeżeli przez sukienkę, którą chcesz sobie kupić, przebija odcień twojej skóry lub inna odzież, możesz być pewna, że nie obejdzie się bez cielistej halki czy bielizny w kolorze kremowym. Panie o bardzo jasnej karnacji mogą zdecydować się też na bielizną w jasnym odcieniu pudrowego różu, ale zanim wyjdziesz z domu w modnych białych spodniach, upewnij się, że różowa bielizna nie odznacza się pod ubraniem. Przegląd „cielistej” bielizny pod białe ubrania W trakcie wybierania bielizny, której nie będzie widać pod białymi ubraniami, powinnaś kierować się kolorytem własnej skóry. Ciemniejszy odcień beżu i tak będzie odznaczał się pod sukienką, którą założy blondynka o alabastrowej cerze, podobnie jak jasnokremowy komplet będzie kontrastował z ciemniejszą karnacją. Weź pod uwagę nie tylko odcień bielizny. Fason stanika (ze względu na umiejscowienie ramiączek) dopasuj do rodzaju sukienki czy góry ubioru, tak aby spod sukienki z wyciętymi plecami nie wystawał typowy biustonosz, który jest idealny pod T-shirt. Pamiętaj, że bielizna z gładkiego materiału, najlepiej bezszwowa, nie odznacza się pod delikatnym materiałem tak, jak bielizna z koronki czy z ozdobnymi przeszyciami. Poza tym zawsze wybieraj bieliznę w odpowiednim rozmiarze. Majtki wrzynające się w pośladki i stanik o zbyt małym obwodzie tworzą „wałeczki”, które są widoczne pod letnim ubraniem. Szukając idealnych majtek, najlepiej zdecyduj się na damskie bokserki czy szorty, a na cenzurowanym umieść „cieliste” majtki z kolorową obwódką albo barwnymi wzorkami. Jaką bieliznę pod białe ubrania powinnaś mieć w swojej garderobie? Majtki, koniecznie takie, których kolor i krój nie będą widoczne pod białymi spodniami, szortami czy obcisłą spódnicą. Fason powinien być jak najprostszy, miej jednak na uwadze, że szorty, hipstery i damskie bokserki sprawdzą się znacznie lepiej niż figi. Najlepiej, aby wybrany model był bezszwowy, koniecznie w jednym odcieniu i bez wstawek. Biustonosz, którego model musisz dopasować do ubrania, np. stanik wiązany w pasie, warto założyć pod sukienkę z głębokim wycięciem na plecach. Możesz również skorzystać z adaptera do staników. Halka – krótsza pod spódnicę, a dłuższa pod sukienkę. Chcąc uniknąć wpadki, cielistą halkę załóż na cieliste majtki i stanik. Gorset lub body – jeżeli ma być alternatywą dla stanika, to sięgnij po model z usztywnianymi miseczkami albo fiszbinami podtrzymującymi biust. Białe ubrania to trafny wybór w słoneczne dni. Biały kolor odbija światło, a tobie jest w takiej odzieży wyraźnie chłodniej niż w ciemniejszych zestawach. Zanim jednak ubierzesz się w białą sukienkę, dobierz bieliznę, która nie będzie widoczna pod ubraniem.
Bielizna pod białe ubrania – jaką wybrać?
Romantyczna, sielska, angielska – o takiej sypialni marzy wielu z nas. Wybór mebli stanowi pierwsze wyzwanie, jednak są one tylko tłem, na pierwszy plan wysuwają się dodatki oraz to, co może decydować o stylu całości – tapety. Choć kiedyś były obecne na każdej ścianie i nic nie stoi na przeszkodzie, by kontynuować tę tradycję, dziś możemy mieć tapetę tylko na jednej ze ścian, by stanowiła ona kwintesencję stylu, jaki chcemy osiągnąć w dekoracji sypialni. Kwiaty Sypialnia w stylu angielskim nie może się obyć bez kwiatów na tapecie. I jest tu miejsce na przesadę. Kwiaty mogą być obecne na każdej ze ścian, tworząc coś w rodzaju prezentowego pudełka. Niektórych takie wnętrze może przytłaczać, innych zachwyci. Jak zwykle, wszystko zależy od gustu. Obecność kwiatów w sypialni może być też subtelniejsza, czyniąc ją delikatnym buduarem. Taki charakter pomieszczeniu nadadzą drobne kwiatki na tapecie, pastelowe róże połączone z drobnym bluszczem na jasnym tle. Możemy się pokusić także o odważniejszy wzór, łączący błękit z różem. To idealnie współgra z białymi meblami. Błękitna tapeta w drobne białe kropeczki oraz amarantowe róże będzie wyglądała zjawiskowo i stanie się najważniejszym elementem pomieszczenia. Przy niej wszystko inne musi być dobrane ze smakiem i umiarem. Ceny tego typu tapet wahają się w granicach 15–79 zł, w zależności od tego, z czego jest wykonana tapeta. Ornamenty Modne są tapety ornamentowe, które przypominają ściany pałacowe. Występują one w wielu kolorach – od beżów i bieli, przez bordo, aż do szarości i czerni. Tego typu tapety są bardzo charakterystyczne i nadają wnętrzu elegancji, jednocześnie narzucając pewien styl. Nawiązują one do luksusu starych rezydencji, więc idealnie komponują się z drewnianymi, dębowymi meblami, łóżkami w stylu klasycznym. Uzupełnieniem takiej sypialni jest solidna komoda oraz szafa pamiętająca dwudziestolecie międzywojenne. Niektóre z tapet swoją strukturą przypominają płótno, co nadaje pomieszczeniu ciepła i klasy. W takim przypadku raczej unikamy kładzenia ich na wszystkich ścianach. Może to sprawić wrażenie przytłoczenia. Jednak w dużych sypialniach możemy pokusić się o połączenie tapety ornamentowej z boazerią angielską. Takie rozwiązanie sprawi, że sypialnia będzie wyglądała bardzo elegancko i dostojnie. Ceny tapet tego typu zaczynają się od 19,99 zł za rolkę, by sięgnąć nawet 144 zł. box:offerCarousel Fototapety retro Jeśli w sypialni chcemy przenieść się w czasie i miejscu do dawnych lat, możemy zastosować fototapetę. Może ona przedstawiać wycinki starych gazet, stare auta, plakaty czy miejsca z dawnych lat. Odpowiednio dobrana fototapeta sprawi, że pokój może wydać się większy i bardziej przestronny. Szczególnie dobre wrażenie robią fototapety przedstawiające część przestrzeni miejskiej: stare, włoskie uliczki czy stolik przed przedwojenną, londyńską restauracją. Wrażenie, że można wejść w ten świat, sprzyja pozytywnym myślom przed zaśnięciem. Ceny takich fototapet są zależne od ich wielkości. Fototapeta w rozmiarze ok. 3,5 m/2,5 m kosztuje 168 zł. Sypialnia to miejsce nie tylko snu, ale także odpoczynku. Tam czytamy książki, rozmawiamy z bliską osobą przed snem. Warto, by była miejscem pięknym i wzbudzającym w nas dobre emocje. Ważne, by była odbiciem naszego wnętrza i tego, co nas uspokaja.
Tapety do sypialni w stylu retro
Podkład matujący to produkt, którego latem poszukują nie tylko panie z cerą skłonną do przetłuszczania. Przy wysokich temperaturach niemal każdej kobiecie zdarzają się dni, kiedy skóra błyszczy się dużo bardziej niż powinna. W takich sytuacjach prawdziwym wybawieniem są podkłady matujące, które doskonale radzą sobie z zapewnieniem idealnego matu na twarzy przez cały dzień i sprawiają, że makijaż wygląda perfekcyjnie. Dr Irena Eris, Provoke Matt Fluid Podkład Dr Ireny Eris to kosmetyk przeznaczony dla kobiet, którym zależy na perfekcyjnym i długotrwałym zmatowieniu cery na wiele godzin. Provoke Matt Fluid dobrze się nakłada i nadaje skórze naturalne, matowe wykończenie. Doskonale stapia się z cerą, dzięki czemu nie tworzy efektu maski. Dobrze wygląda na twarzy nawet po kilku godzinach od nałożenia i nie wymaga stosowania dodatkowej warstwy pudru lub innych kosmetyków matujących. Podkład marki Dr Irena Eris znajdziemy na Allegro w cenie około 70 zł. Pupa, Extreme Matt Extreme Matt marki Pupa to podkład w kompakcie. Dzięki lekko pudrowej formule doskonale radzi sobie z utrzymaniem cery w dobrej formie i sprawia, że nie zaczyna się błyszczeć w trakcie dnia. W jego składzie znajdziemy między innymi puder ryżowy, który odpowiada za skuteczne absorbowanie sebum nawet w upalne dni. Formuła podkładu w kompakcie sprawia, że jego nakładanie jest bardzo proste. Pozwala to również na dyskretne naniesienie poprawek w ciągu dnia. Podkład marki Pupa kupimy w cenie około 85 zł. Lumene, Matte Foundation Matującą propozycją od marki Lumene jest podkład w kremie Lumene Matte Foundation. Kosmetyk ma formułę bez zawartości oleju, dzięki czemu jest lekka i idealna nawet dla cery tłustej lub mieszanej. Doskonale radzi sobie z kryciem zmian barwnikowych oraz wyrównaniem kolorytu cery. Efekt finalny jest bardzo naturalny, a cera wygląda na zdrową, młodą i odświeżoną. Matowa cera utrzymuje się przez cały dzień i sprawdza się nawet w wysokich temperaturach. Podkład marki Lumene kupimy na Allegro za około 60 zł. Vichy, Teint Ideal Podkład Teint Ideal marki Vichy to lekki, nietłusty kosmetyk, który sprawdzi się w roli idealnego fluidu na letnie miesiące. Nie tylko skutecznie matuje cerę i ujednolica jej koloryt, ale też działa rozświetlająco. Będzie to dobre rozwiązanie dla kobiet, które chcą podkreślić naturalną opaleniznę, ale jednocześnie pragną zapobiec błyszczeniu się skóry w trakcie dnia. Kosmetyk łatwo się aplikuje, a uzyskany efekt jest naturalny i sprawia, że cera wygląda na wygładzoną. Podkład matujący marki Vichy znajdziemy na Allegro za około 75 zł. Revlon, Colorstay Combination/Oily Podkład Colorstay w wersji Combination/Oily to propozycja dla kobiet poszukujących kosmetyku o silnym kryciu. Sprawdzi się zwłaszcza u osób chcących ukryć zmiany skórne i przebarwienia lub u pań potrzebujących kosmetyku na ważne wyjścia. Wersja przeznaczona dla skóry tłustej i mieszanej dobrze radzi sobie ze zmatowieniem cery i znakomicie ujednolica jej koloryt. Trzeba jednak pamiętać, że jest to podkład dosyć ciężki, więc sprawdzi się u kobiet potrzebujących mocnego i szczególnie trwałego makijażu. Możemy być jednak pewne jego trwałości i doskonałego działania. Podkład znajdziemy na Allegro w cenie około 60 zł. Podkłady matujące mogą być doskonałym kosmetykiem na letnie miesiące, który sprawdzi się nie tylko u kobiet z cerą ze skłonnością do przetłuszczania. Tego typu fluidy są niezastąpione w sytuacjach, w których zależy nam na perfekcyjnym wyglądzie makijażu przez cały dzień. W zależności od naszych potrzeb możemy wybrać podkład lżejszy lub ten o mocniejszym kryciu. Dobrze dobrany kosmetyk posłuży nam doskonale przez całe wakacje.
Matujące podkłady na lato – propozycje do 100 zł
Lubisz wyróżniać się z tłumu? Eksperymentowanie z nowymi fryzurami nie jest ci obce? Zaszalej latem i postaw na unicorn hair! Pastelowe włosy sprawią, że krocząc ulicami miasta z pewnością będziesz przyciągać spojrzenia! Unicorn hair to trend dla odważnych dziewczyn. Co powiesz na to, aby na twoich włosach pojawiły się jednocześnie odcienie różu, błękitu, zieleni czy szarości? My jesteśmy na tak! Jeśli nie chcesz wydawać fortuny na fryzjera, podpowiadamy, jak uzyskać efekt kolorowych włosów w domowym zaciszu! Dla zdecydowanych Jeśli kolorowe włosy to twoje marzenie, mamy dla ciebie farby permanentne, dzięki którym będziesz mogła cieszyć się pastelowym odcieniem przez dłuższy czas. Revlon Revlonissimo jest farbą do trwałej koloryzacji, która dzięki kremowej konsystencji jest łatwa do rozprowadzenia. Zaletą farby jest również to, że zmniejsza łamliwość włosów, dlatego bez obaw możesz rozczesywać je na mokro lub sucho. Farbę znajdziesz w odcieniach szarości, różu czy nawet fioletu. Schwarzkopf Igora Royal Pearlessence, to kolejna farba, która nie tylko nada twoim włosom pożądany odcień, ale także sprawi, że ich pasma będą błyszczące i odżywione. Najlepsze efekty farbowania będą widoczne na włosach w kolorze ciemnego i jasnego blondu. Produkt mieszamy w proporcjach 1:1, czyli 60 ml farby i 60 ml developera Schwarzkopf o wybranym stężeniu. Stężenie wybieramy według następujących zasad: * rozjaśnienie do 3 tonów - 6% * przyciemnienie - 3% * koloryzacja ton w ton - 6% * gdy siwe włosy stanowią 70% całości - 6% Dalej należy postępować zgodnie z ulotką załączoną do produktu. Dla niepewnych Pamiętaj, że kobieta zmienną jest. Jeśli marzą ci się kolorowe włosy, ale jednocześnie nie jesteś pewna, czy pastelowy odcień będzie do ciebie pasował – zdecyduj się na coś zmywalnego. L’Oreal Colorista Washout – to farba, która utrzymuje się na włosach od 1 do 2 tygodni. Wypłukuje się z każdym kolejnym myciem. Paleta kolorów jest naprawdę różnorodna – 24 szalone odcienie, od pastelowych oraz wyrazistych różów i turkusów, poprzez zieleń, aż po odcienie czerwieni. Każdy znajdzie coś dla siebie! Jej zaletą jest także to, że nie zawiera amoniaku i oksydantów – jest więc bezpieczna dla naszych włosów. box:offerCarousel Kolejnym świetnym, zmywalnym rozwiązaniem jest toner do włosów! Proponujemy La Rich'e Directions. Utrzymuje się on średnio od 6 do 10 myć, a jeden słoiczek wystarcza na pokrycie włosów do ramion. I najważniejsza rzecz – wszystkie kolory Directions mogą być dowolnie łączone i mieszane ze sobą, co pozwoli nam na uzyskanie idealnego efektu unicorn hair! Dla zabieganych – szybkie i krótkotrwałe sposoby na unicorn hair Jeśli marzysz o kolorowych włosach, ale nie masz zbyt wiele czasu na koloryzację – z pomocą przychodzi nam spray koloryzujący! Dzięki niemu szybko i w prosty sposób nadasz swoim włosom pożądane odcienie. Wystarczy, że wybierzesz barwę i spryskasz włosy. Niewielkim kosztem możesz zafundować sobie całkiem nowy wizerunek! Tanim i prostym w użyciu sposobem na zmywalną koloryzację jest także kreda do włosów! W przeciwieństwie do farb, nie niszczy ich. Kolor utrzymuje się zwykle od 1 do 2 dni. Jak jej używać? Przed koloryzacją spryskaj włosy wodą, aby kolor był bardziej intensywny. Następnie pocieraj wybranym odcieniem kredy o pasmo włosów, zaczynając od góry i przesuwając do dołu. Tak zafarbowane włosy zostaw do wyschnięcia albo użyj suszarki, aby szybciej uzyskać efekt końcowy i wymodelować pasma. Efekt unicorn hair jest wyjątkowy dzięki połączeniu różnych pastelowych odcieni, które są prawdziwym hitem tego sezonu. Zdobądź się na odwagę i zabaw się kolorem swoich włosów!
Trend z Instagrama: Unicorn Hair
Ci, którzy lubią czuć wiatr we włosach i rozwijać duże szybkości, często korzystają z uroków jazdy na rowerze. Jest to dobry trening kondycyjny i wzmacniający mięśnie. Są takie osoby, którym asfaltowa droga nie wystarcza. Wolą jeździć po terenach crossowych. Jednak najbardziej ekstremalne i trudne są górskie szlaki. Tu już trzeba posiadać nie lada umiejętności poruszania się na rowerze. Ekonomiczna jazda Nazwa MTB jest skrótem od angielskiego określenia Mountain Bike (kolarstwo górskie). To dość wymagająca i trudna dyscyplina sportu, jednak zdobywa coraz większą rzeszę zwolenników. Jazda w pięknych krajobrazach dodaje treningom i startom w zawodach uroku oraz stanowi dużą przyjemność. Ze względu na specyfikę terenu rowery MTB często są wyposażone w amortyzatory, dzięki czemu wstrząsy są minimalizowane. To bardzo ułatwia poruszanie się po ciężkim terenie. Przede wszystkim liczy się jednak technika jazdy i umiejętność właściwego pedałowania. Dlatego ważne jest, aby ćwiczyć te aspekty podczas treningów, zanim wybierzemy się na zawody MTB. Ruch nóg powinien być jak najbardziej efektywny i ekonomiczny. Ci, którzy tego nie opanują, będą tracić mnóstwo energii, co niestety skutkuje szybkim zmęczeniem mięśni i wolniejszą jazdą. Ruch bez szarpnięć Należy ograniczyć zbędne balansowanie ciałem, a skupić się na pracy nóg. Wiele osób koncentruje się głównie na nacisku na pedał do przodu. Przez takie podejście nie wykorzystuje się całego cyklu obrotu korbą. Ważne więc jest, abyśmy tak samo skupili się na pchaniu w tył oraz podnoszeniu pedała w górę. Ma to być praca równomierna. Tyle samo siły wkładamy w pchanie w dół, jak i podnoszenie do góry. Tylko w taki sposób ekonomicznie wykorzystamy pracę nóg podczas pedałowania. Na początku będzie to sprawiało pewnego rodzaju problemy. Ruch może być szarpany i nieefektywny. Jednak warto poświęcić temu elementowi kilka treningów, żeby jazda była łatwiejsza. Można najpierw ćwiczyć stacjonarnie na rowerze umieszczonym na trenażerze. Dzięki temu nie będziemy musieli uważać na nierówne podłoże, a skupimy się tylko na aspektach technicznych. Oczywiście podczas takiej jazdy korzystamy z pedałów na zatrzaski i butów, które umożliwiają nam ciągły ruch. Jeśli podczas pracy na trenażerze bardzo dobrze opanowaliśmy ten ciągły obrót, możemy zacząć ćwiczyć w terenie. Najpierw trenujmy na odcinkach stosunkowo prostych, dopiero po pewnym czasie przejdźmy na nierówności. Na tę część zajęć trzeba poświęcić wiele czasu, żeby wyczuć odpowiednie momenty, kiedy należy przestać pedałować, bo np. wchodzimy w zakręt. Jeśli się tego nauczymy, nasza jazda będzie płynniejsza. Ćwiczyć aż do skutku Często podczas zawodów zdarza się, że trzeba jechać na stojąco. Pamiętajmy, że rower ma wtedy jechać w linii prostej. Podczas pedałowania staramy się mocno trzymać kierownicę i panować nad naszym jednośladem. Poza tym delikatnie kołyszemy rowerem na boki, gdyż dzięki temu poruszamy się efektywniej, wykorzystując energię ruchu pojazdu. Ważną sprawą jest też, aby pedałować z taką samą kadencją, czyli ilością obrotów korby na minutę. Jeśli będzie za niska, będziemy jechać wolniej, a gdy za duża – w krótkim czasie zaczniemy odczuwać zmęczenie. W konsekwencji trzeba będzie zwolnić, żeby odpocząć. Zaleca się, aby zawodnicy startujący amatorsko w zawodach MTB, utrzymywali kadencję na poziomie ok. 90 obrotów. Oczywiście należy to wyćwiczyć i dokładną liczbę dostosować indywidualnie. Jeśli poświęcimy czas na trening właściwego pedałowania, nasza jazda będzie bardziej komfortowa. Przede wszystkim dzięki płynności obrotów korby szybciej pokonamy dany dystans, a odpowiednia kadencja pozwoli nam zachować więcej sił. Jeśli do tego opanujemy jazdę na stojąco, łatwiej będzie o sukces podczas wyścigu.
Jak ekonomicznie jechać na rowerze MTB – nauka pedałowania
Nie zawsze jesteśmy w stanie zapewnić paletę atrakcji dzieciom. Niekiedy nowości i ciekawostki się kończą. Innym razem organizujące sobie zabawę dzieci również wyczerpują worek z pomysłami. Pojawia się nuda. Wraz z nią dzieci stają się marudne. Przedstawiamy kilka gier, które skutecznie przegonią nudę. To rozwiązanie na każdy dzień tygodnia i na każdą pogodę – w domu i na świeżym powietrzu. Dobble – refleks i spostrzegawczość W grze Dobble liczy się przede wszystkim spostrzegawczość, refleks i szybkie działanie. Karty rozdaje się między graczy, a jedną kładzie na środku (np. stołu, ławy, koca piknikowego lub ręcznika plażowego). Na dany znak każdy z graczy patrzy na pierwszą kartę od góry i szuka wspólnego symbolu z tą, która leży na środku. Ważne jest, kto pierwszy wypowie dany symbol i przykryje daną kartą tę, która już leży. Gdy to się stanie, wówczas następuje szukanie wspólnego symbolu na kolejnej karcie, która właśnie została położona. Wygrywa ten, kto pierwszy pozbędzie się wszystkich kart. W czym tkwi haczyk? Odnalezienie takiego samego elementu wydaje się proste. Czy jednak na pewno? Symbole na kartach bywają odwrócone, mają inny rozmiar i niekiedy naprawdę trzeba się natrudzić, aby odnaleźć drugi taki sam. Poza tym karty są okrągłe, wypełnione kolorowymi postaciami, przedmiotami i roślinami oraz łączą się z innymi kartami tylko jednym symbolem. Koszt gry Dobble to około 50 zł. 5 sekund – szybkość W grze 5 sekund liczy się szybkość w odpowiadaniu na proste pytania. Bywają one mało kłopotliwe w normalnych warunkach, ale co się dzieje, gdy trzeba odpowiadać pod presją czasu? Gra składa się z kart z pytaniami, pętli odmierzającej czas (jest jedynie 5 sekund na odpowiedź), planszy i pionków. Karty z pytaniami mają dwa kolory – żółty i czerwony. Żółte karty zawierają pytania dla młodszych dzieci, a czerwone dla starszych. Gra 5 sekund jest szalona, pełna napięcia i zabawy. Z pewnością przegania nudę w jedną chwilę. Koszt gry 5 sekund to około 70 zł. Time’s up: Family – trzy rozgrywki dla drużyn Time’s Up Family jest grą rodzinną, w której biorą udział minimum dwie drużyny. Każda z nich ma trzy rundy na odgadnięcie nazwy zwierzęcia, zawodu lub przedmiotu. Gra jest pełna emocji, liczy się w niej szybkość kojarzenia, szybkie myślenie i pamięć. Pierwsza runda trwa 40 sekund – w tym czasie jeden z graczy podpowiada swojej drużynie, aby odgadli jak najwięcej słów z kart. Następnie kolejna drużyna ma na to czas. Druga runda pozwala na podpowiedź jedynie jednym słowem, aby pozostali członkowie drużyny odgadli, co znajduje się na karcie. W trzeciej liczą się gesty, dźwięki i melodie. W grze Time’s Up nie ma czasu na nudę. Każdy musi być skoncentrowany i skupiony, gdyż jego drużyna może wkrótce otrzymać karty drużyny przeciwnej. Gra składa się z 220 kart, 440 słów, notesu, klepsydry, poręcznego woreczka i instrukcji. Koszt gry Time’s Up: Family to około 60 zł. Zęby smoka – szybkość i precyzja Jeżeli nasze dziecko uważa, że nie ma fajnych gier, wszystkie są takie same, a ono pragnie czegoś wyjątkowego, czegoś z dreszczykiem emocji, to możemy mu zaprezentować gręZęby smoka. Jak powszechnie wiadomo, smoki to ogromne stwory, które mają wiele zębów. Należy o nie dbać. W grze smoki wykorzystują mieszkańców okolicznych wiosek i miast, aby po każdym spożytym posiłku śmiałkowie czyścili im zęby. Problem w tym, że nigdy nie wiadomo, kiedy smok zamknie swoją wielką paszczę… Punkty w grze są przyznawane za każdy wyczyszczony ząb. Im jest ich więcej, tym więcej punktów. Należy jednak być ostrożnym, aby z dentysty smoków nie stać się ich pożywieniem. Koszt gry Zęby smoka to około 40 zł. Blokus – spostrzegawczość Każdy z graczy Blokusa otrzymuje 21 elementów w jednym z czterech kolorów: czerwonym niebieskim, zielonym lub żółtym. Celem gry jest ułożenie jak największej liczby elementów na specjalnej planszy. Problem w tym, że każdy klocek musi dotykać innego w tym samym kolorze jedynie rogiem. Gra kończy się, gdy żaden z graczy nie może wykonać już żadnego ruchu. Wygrywa ten, w którego ręku pozostanie najmniej elementów. Koszt gry Blokus to około 120 zł. Story Cubes – wyobraźnia Na zakończenie gra, która rozwija wyobraźnię i w której nie ma złych odpowiedzi. Story Cubes to 9 kostek z obrazkami. Po wyrzuceniu kostek obserwujemy ilustracje i tworzymy z nich opowieść. Nie ma złych odpowiedzi. Można rozpocząć od dowolnego obrazka, ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia, którą w tej grze trenujemy. Story Cubes to gra dla całej rodziny, dla małych i dużych, dla nauczycieli, trenerów, terapeutów i przyjaciół. Rozwija wyobraźnię, kreatywność i koncentrację. Proste zasady gry i małe rozmiary sprawiają, że w Story Cubes można zagrać wszędzie. Istnieje wiele wersji Story Cubes: Muminki, Batman, Baśnie, Podróże, Medycyna, Galaktyka, Mity, Zwierzęta, Sport i inne. Zestawy można ze sobą mieszać i tworzyć jeszcze bardziej niesamowite opowieści. Koszt pojedynczego zestawu Story Cubes to około 40 zł.
Gry, które skutecznie przegonią nudę
Porcelana od wieków jest znanym i cenionym tworzywem. Używana głównie w roli zastawy stołowej, choć na rynku dostępnych jest jej wiele form. Nie jest ona tylko ozdobą stołu, ale także stanowi pewnego rodzaju symbol wyższego statusu dla tych, którzy jej używają. Podpowiadamy, jaką wybrać i jakimi kategoriami należy się kierować. Porcelana – najwyższa jakość ceramiki Decydując się na zakup porcelany, warto postawić na tę wykonaną z najwyższej jakości materiału. Nie tylko okaże się elegancka i stylowa, ale także posłuży nam przez długie lata dzięki swojej trwałości i odporności na ścieranie. Dzieje się tak dlatego, że proces wyrobu ceramiki należy do bardzo skomplikowanych, ale jednocześnie wyjątkowych i spełniających swoje wymogi w trakcie użytkowania. Warto pamiętać, że czynnikiem sprawdzającym jakość porcelany jest jej przejrzystość. Im cieńsza, tym droższa, jednak im mniej szara, tym znacznie lepsza jakościowo. Jakie są rodzaje porcelany? Na rynku dostępne są dwa rodzaje porcelany, które wyróżniają się składem chemicznym i temperaturą wypalania. Pierwsza to porcelana twarda, charakteryzująca się przewagą w kwestii skalenia, kwarcu i kaolinu w stosunku do wersji miękkiej. Tego typu masa porcelanowa stosowana jest do wyrobu zastawy stołowej, a także galanterii. Wyróżnia się wyjątkową bielą i prześwitami. Dodatkowo pokryta jest szkliwem skaleniowo-wapieniowym. Z kolei porcelana miękka ma mniejszą wytrzymałość mechaniczną i gorsze właściwości niż wyżej wymieniona twarda. Najczęściej stosowana do produkcji wyrobów artystycznych i gospodarczych. Nie tylko klasyczna zastawa Dla wielu osób kojarzona jest jedynie z porcelaną użytkową, inaczej zastawą stołową, w której skład wchodzą serwisy obiadowe, filiżanki, salaterki czy różnego rodzaju elementy kuchenne. Jednak nic bardziej mylnego. Do pozostałych akcesoriów zaliczają się między innymi artykuły dekoracyjne, takie jak świeczniki oraz wazony. Aby jednak nie były narażone na szybkie stłuczenie, zazwyczaj produkowane są z grubszej ceramiki niż w przypadku klasycznej zastawy. Coraz większą popularność zyskują także figurki przedstawiające zwierzęta czy znane postacie. Po czym poznać dobrą porcelanę? Rynek oferuje nam wiele produktów, które określane są mianem tych najwyższej jakości. Nie zawsze okazuje się to prawdą. Jednak wbrew pozorom zakup dobrej porcelany nie jest wcale trudny, bowiem wystarczy posiadać podstawową wiedzę na ten temat. Pamiętajmy, że porcelana wykonana ręcznie, jest tworzona staranniej aniżeli ta produkowana maszynowo. Prawdziwą porcelanę łatwo poznać po tym, że jest wyjątkowo cienka i lekka. A im cieńsza, tym większa przepuszczalność światła i jej przezroczystość. Co wpływa na jej cenę? Warto pamiętać, że nie tylko sam kształt i wykonanie porcelany wypływa na jej cenę. Bardzo duże, a nawet największe znaczenie ma to, jak dany produkt jest zdobiony. Im więcej ozdób, tym automatycznie cena jest wyższa. Wykonanie oczywiście jest równie istotne. Ceramika naklejana będzie znacznie tańsza niż ta malowana ręcznie. Nie można pominąć także koloru i faktury. Te wysokiej jakości są gładkie i o jednolitym kolorze. Porcelana od zawsze świadczyła o wysokiej pozycji i dobrobycie. Jest to znane i cenione na całym świecie tworzywo. Bardzo często przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Porcelana najczęściej kojarzona jest z klasyką i elegancją, choć pasuje do każdego stylu panującego w mieszkaniu. Od nowoczesnych form, poprzez tradycyjne. Pamiętajmy, że podanie obiadu na zastawie porcelanowej zrobi nie tylko wrażenie na gościach, ale stanie się niezwykłą ozdobą stołu.
Porcelana – jaką wybrać?
Nowoczesne technologie triumfalnie wkroczyły do naszego życia codziennego i trudno dziś wyobrazić sobie wykonywanie pewnych zadań bez pomocy odpowiedniego sprzętu. Rodzice, którym przyszło wychowywać dzieci w dzisiejszych czasach, też chętnie wspomagają się technologicznymi nowinkami. Niezwykle przydatnym gadżetem jest na przykład elektroniczna niania, która pozwala monitorować zachowanie i stan dziecka wtedy, gdy znajdujemy się w innym pomieszczeniu. O ile w małych mieszkaniach w bloku takie akcesorium może wydawać się zbędną fanaberią, o tyle, jeśli mieszkamy w domu jednorodzinnym lub w mieszkaniu dwupoziomowym, okazuje się bardzo przydatne. Na które modele elektronicznych niań warto zwrócić uwagę? Wideonianie – luksus, który staje się standardem Jeszcze do niedawna większość dostępnych na rynku niań elektronicznych opierała się po prostu na połączeniu radiowym między nadajnikiem i odbiornikiem, podobnie jak w walkie-talkie. To podstawowa funkcja tego sprzętu – dzięki niej stale słyszymy, co dzieje się w dziecięcym pokoju. Dziś jednak producenci niań idą o krok dalej i proponują swoim potencjalnym klientom gadżety wyposażone w kamerę. Jak to działa? Odbiornik oprócz mikrofonu wyposażony jest w cyfrową kamerkę (jak standardowe kamerki internetowe używane np. podczas rozmów przez Skype). Montujemy go w takim miejscu przy łóżeczku maleństwa, by móc obserwować jego ruchy. Co ważne, taki sprzęt wykorzystuje internetowe połączenie Wi-Fi. Pozwala nam to odbierać obraz z kamerki nie tylko w przeznaczonym do tego odbiorniku – możemy też bez problemu podłączyć do tej sieci telefon czy tablet. To na pewno spore ułatwienie dla rodziców – nawet podczas pracy w zupełnie innym pomieszczeniu możemy widzieć, co dzieje się z naszą pociechą. Istnieje też możliwość przesyłania obrazu z kamerki na więcej niż jedno urządzenie. Jeśli więc opiekunowie pracują w dwóch różnych częściach domu, oboje mogą na bieżąco monitorować stan dziecka i w razie potrzeby zareagować. Najlepsze propozycje producentów do 1000 zł W ostatnich latach na lidera rynku niań elektronicznych wyrosła firma Motorola. Wyposażone są w ekrany najwyższej jakości i kamery HD. Co ciekawe, eksperci Motoroli opracowali też specjalną aplikację Hubble. Dzięki niej niemal wszystkie modele niań dają nam możliwość monitorowania sytuacji w domu na naszym smartfonie czy tablecie, gdziekolwiek jesteśmy. To ważne, jeśli dziecko zostawiamy pod opieką kogoś innego, ale chcemy mieć stały wgląd w to, co dzieje się w jego pokoiku. Cena sprzętów Motoroli zależy głównie od rodzaju ekranu i jego wielkości – najtańsze są te z wyświetlaczem LCD o niewielkiej przekątnej. Można je dostać już za ok. 550-600 zł. W tej kategorii cenowej modelem godnym polecenia jest z pewnością Motorola MBP36S (565 zł). Wyświetlacz LCD o przekątnej 3,5 cala i mikrofon o wysokiej czułości gwarantują ci wgląd w otoczenie twojego dziecka z każdego miejsca w domu. Dzięki wbudowanym w kamerę diodom podczerwieni obserwacja jest możliwa także w ciemności. Odbiornik posiada funkcję zdalnego manipulowania kamerą – możemy więc obracać ją, by sprawdzić sytuację w całym dziecięcym pokoju. Jeśli na nianię możemy przeznaczyć nieco więcej pieniędzy, warto zainteresować się modelem Motorola MBP 854 Connect (ok. 990 zł). To prawdziwy bestseller, jeśli chodzi o sprzęt tego typu. Trudno się jednak temu dziwić – komfort korzystania z niani MBP 854 jest niezwykle wysoki. Dlaczego? Ekran dotykowy o przekątnej aż 4,3 cala i zdalnie sterowana kamera przesyłająca obraz w jakości HD (720p) mówią same za siebie, ale to nie wszystko. Do tego mikrosystemu da się podłączyć aż 4 nadajniki – pieczę nad najmłodszym członkiem rodziny mogą więc za pośrednictwem swoich urządzeń mobilnych sprawować wszyscy domownicy. Niezwykle przydatna okazuje się funkcja monitoringu nocnego, którą umożliwiają czujniki podczerwieni. Niania raportuje też stale temperaturę panującą w pokoju i sygnalizuje ewentualne jej zmiany. Dlaczego warto wydać na nianię kilkaset złotych? Przede wszystkim dlatego, że solidny model to gwarancja niezawodności i inteligentnych technologii, które znacznie ułatwią nam opiekę nad dzieckiem w sytuacji, gdy zmuszeni jesteśmy jednocześnie pracować czy zajmować się domem. Wideoniania to doskonałe rozwiązanie, które pomoże wam spokojnie i odpowiedzialnie wykonywać obowiązki rodzica tak, by nie ucierpiały na tym inne wasze zobowiązania.
Elektroniczna niania do 1000 zł – dlaczego warto wydać tyle na sprzęt?
Walentynki zbliżają się wielkimi krokami. Jeśli w przeciwieństwie do wszystkich zakochanych par, nie przepadasz za tym świętem – mamy coś dla ciebie! Co powiesz na spędzenie tego dnia z dobrą, antywalentynkową książką? 14 luty to dzień, w którym świat zalewa fala serduszek, róż i ubrań w kolorze gorącej czerwieni. Jednak nie każdy czeka na ten dzień z utęsknieniem… Jeśli należysz do grupy antyfanów Walentynek, koniecznie zapoznaj się z naszymi propozycjami książek, w których romans wcale nie odgrywa głównej roli. „Ślubny Babylon” Edwards-Jones Imogen box:offerCarousel „Ślubny Babylon” to książka przedstawiająca świat ślubnego biznesu, który przepełniony jest ogromnymi pieniędzmi. Okazuje się, że rzeczywistość ślubna wcale nie jest tak różowa, jak mogłoby się wydawać, a podczas organizacji tego jakże ważnego wydarzenia, w ludziach zaczynają budzić się ich najgorsze cechy. Powieść rejestruje tydzień z życia londyńskiego wedding plannera, który miał okazję organizować luksusowe przyjęcia dla brytyjskich elit. Całość jest niezwykle poruszająca, gdyż zawiera autentyczne historie. Jeśli chcesz dowiedzieć się jak w rzeczywistości wygląda ślubne zaplecze – koniecznie zapoznaj się z tą pozycją. „Morderstwo w Orient Expressie” Christie Agatha box:offerCarousel Legendarny kryminał, który w zeszłym roku doczekał się ekranizacji, jest idealną propozycją dla tych, którzy chcą przenieść się do innego, nieco bardziej mrocznego, świata. Herkules Poirot wraca do Europy po rozwiązaniu sprawy kryminalnej w Azji. Pociąg, którym podróżuje, zwany Orient Expressem, grzęźnie w śnieżnej zaspie. W niewyjaśnionych okolicznościach, w nocy, ginie jeden z pasażerów. Kto dokonał zabójstwa? Każdy z pasażerów staje się podejrzanym… Czy uda się rozwiązać zagadkę? Jeśli chcesz poznać odpowiedź na to pytanie, koniecznie sięgnij po powieść Agathy Christie. „Zabić drozda” Lee Harper box:offerCarousel „Zabić drozda” to powieść, która niesie ze sobą ogromne wartości: miłość, dobroć oraz współczucie. Akcja rozgrywa się w latach 30. XX wieku, w małym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych. Atticus Finch, będący jednocześnie adwokatem i głową rodziny, broni młodego Murzyna oskarżonego o zgwałcenie białej dziewczyny - Mayelli Ewell. Wstrząsająca historia o tym, gdzie znajdują się granice ludzkiej tolerancji, podbiła serca milionów czytelników. Czy zawładnie także twoim? „Kobieta w oknie” Finn A. J. box:offerCarousel Anna Fox straciła szczęśliwą rodzinę, pracę oraz zdrowie. Jednym z jej ulubionych zajęć staje się szpiegowanie sąsiadów za pomocą aparatu fotograficznego. Pewnej nocy widzi coś, czego nie powinna i szokujące sekrety wychodzą na jaw... Nikt nie jest tym, kim się wydaje. „Kobieta w oknie” to powieść psychologiczna, która zachwyci każdego fana tego gatunku. Niesamowite zwroty akcji sprawiają, że czytelnik nie jest w stanie się oderwać. Porzuć wszystkie romantyczne powieści i daj wciągnąć się w tę niesamowitą historię. „Cudowny chłopak” Palacio R. J. box:offerCarousel Jeden zmutowany gen sprawił, że August, zanim skończył 10 lat, musiał przejść aż 27 operacji. Chłopiec ze zdeformowaną twarzą jest pogodny, inteligentny i niezwykle dowcipny. Jednak gdy przychodzi czas spotkania z rówieśnikami w szkole, musi zmierzyć się on z uprzedzeniami i podłością. „Cudowny chłopak” to piękna opowieść o tym, jakie wartości są tak naprawdę w życiu ważne. Ekranizacja tej powieści znajduje się aktualnie w repertuarze kin. Jeśli nie masz z kim spędzić Walentynek – nie przejmuj się! Zaparz herbatę, połóż się wygodnie i chwyć w dłoń jedną z powyższych, polecanych powieści.
5 antywalentynkowych książek
Waga kuchenna to akcesorium, które przyda się w każdym domu. Dobrym pomysłem jest zakup wagi dietetycznej, czyli wagi kuchennej z licznikiem kalorii. Pozwoli ona sprawdzić nie tylko to, ile waży dana porcja jedzenia, ale też to, ile znajduje się w niej kalorii i poszczególnych składników odżywczych. Wbrew pozorom taki sprzęt przyda się nie tylko osobom będącym właśnie na diecie. W sprzedaży jest wiele różnych wag kuchennych, które różnią się ceną, kształtem, obsługiwanym zakresem pomiaru i zestawem dodatkowych funkcji. Podstawowa cyfrowa waga kuchenna może być wyposażona w ekran LCD i podawać tylko wagę położonych na niej produktów, ale można kupić też znacznie bardziej zaawansowane urządzenia. Czym jest waga dietetyczna? Osoby będące na diecie muszą dbać o to, ile przyjmują pokarmu i jak bardzo kaloryczne są spożywane przez nie posiłki. Niezależnie od tego, czy daną liczbę kalorii na dany dzień zasugerował dietetyk, czy wynika ona z narzuconych samemu sobie założeń, to dzięki wadze liczącej kalorie można w prosty sposób policzyć je w przygotowywanym własnoręcznie posiłku. Waga kuchenna z licznikiem kalorii nazywana bywa też wagą dietetyczną. Taki gadżet idealnie sprawdzi się u osób, które są na diecie – ale nie tylko dla nich. Taka waga to dobre wyposażenie każdej kuchni. Niezależnie od tego, czy się odchudzamy, czy po prostu chcemy zdrowo żyć, warto kontrolować, jak wiele kalorii przyjmujemy, a po zjedzeniu sytego obiadu wpleść w grafik danego dnia nieco aktywności fizycznej. Jak liczyć kalorie? Osoby zainteresowane kalorycznością spożywanych przez siebie posiłków mogą wziąć do ręki kartkę i długopis i mozolnie ręcznie liczyć kalorie poszczególnych składników śniadania, obiadu, kolacji lub przekąsek. Korzystając z tabel, można dość dokładnie oszacować, ile kalorii miała dana potrawa. Samodzielne liczenie kalorii to żmudne zadanie, tak samo jak wpisywanie konkretnych wartości odżywczych czy wykonywanie mnożenia w aplikacjach mobilnych na smartfony, które pomagają w dbaniu o zdrowe odżywianie się. Waga dietetyczna może uprościć tę czynność i pozwoli zaoszczędzić mnóstwo czasu. Przeliczanie żywności na kalorie z wykorzystaniem wagi Waga kuchenna z licznikiem kalorii ma wgrane do pamięci dane o kaloryczności. Po umieszczeniu na niej składnika posiłku wystarczy pamiętać, jaki jest kod danego produktu, wpisać go i urządzenie od razu poda wynik. W dobrych wagach producent wgrał dane o setkach lub nawet tysiącach różnych produktów spożywczych. Osoby zainteresowane dobrym stanem swojego zdrowia powinny przyjrzeć się wagom, które mają dodatkowe funkcje. Waga kuchenna z licznikiem kalorii może mierzyć też inne parametry pożywienia, a takie dane mogą się przydać osobom, które nie są na diecie, ale muszą np. dbać o niskie spożycie cholesterolu. Dobra waga kuchenna z licznikiem kalorii może po pomiarze wskazać nie tylko wagę porcji jedzenia i jej kaloryczność, ale też zawartość w niej cholesterolu, tłuszczu, błonnika, węglowodanów, białka, sodu itp. Porządne modele takich wag zwykle mogą mierzyć do 5 kg produktu jednocześnie, a dokonują pomiarów składu posiłków z dokładnością do jednego grama lub mililitra.
Waga kuchenna z licznikiem kalorii – przyda się nie tylko osobom na diecie
Jeszcze kilka lat temu albumy na zdjęcia miały tylko i wyłącznie wersję papierową. Chowane były w szafach, w najgłębszych czeluściach domu, a wyciągane przy okazji imprez rodzinnych. Teraz jest to zdecydowanie łatwiejsze i praktyczniejsze. Zamiast papieru warto zastanowić się nad elektronicznym albumem na zdjęcia. GOCLEVER ZOOM.ME Jest to wspólny projekt Mateusza Kusznierewicza oraz poznańskiej firmy Goclever.Goclever Zoom.me to przede wszystkim elektroniczna ramka na zdjęcia. Wszystkie ważne dla nas fotki umieścimy w niej za pomocą aplikacji zainstalowanej w smartfonie (iOS, Android, Windows). Nie trzeba podłączać urządzenia do komputera. Na Zoom.me zdjęcia może wysłać dosłownie każdy. Dodatkowo jedną fotkę da się przesłać jednocześnie do kilku egzemplarzy ramki. Jest to doskonały prezent dla dziadków, ponieważ z wakacji można od razu podesłać zdjęcia i natychmiast będą wyświetlane w ramce. Zoom.me ma także funkcję wyłączania się w określonych godzinach. W specyfikacji urządzenia znajduje się 7-calowy wyświetlacz IPS o rozdzielczości 1024×600 pikseli, 4 GB wbudowanej pamięci, Wi-Fi 802,11 b/g/n 2,4 GHz, obsługa kart microSD oraz akumulator 1000 mAh. Goclever Zoom.me kosztuje 150–160 zł. Hama Basic 7" oraz 8" Niemiecka firma Hama również w swojej ofercie ma ramki cyfrowe na zdjęcia. Model Hama Basic można kupić w wersji 7 lub 8-calowej. Hama Basic 7" został wyposażony w wyświetlacz LED TFT o rozdzielczości 800×480 pikseli, który prezentuje zdjęcia w formacie 16:9. Ekran został zmieszczony w małej i smukłej obudowie – zaledwie 8 mm. Zdjęcia w Hama Basic 7" można umieścić za pośrednictwem karty pamięci (SDHC) lub za pomocą portu USB 2.0. Do tego modelu dołączany jest także pilot do obsługi. Koszt to około 150 zł. Z kolei Hama Basic 8" to jeszcze smuklejsze urządzenie. Ramka ma zaledwie 6 mm grubości. Wszystkie materiały wyświetlane są na 8-calowym ekranie o rozdzielczości 1024×768 pikseli z formatem obrazu 4:3. Dostępny jest tryb nocny oszczędzający energię. Maksymalna jasność to 200 cd/m². Hama Basic 8” wyceniono na 200 zł. W obu przypadkach albumy na zdjęcia marki Hama obsługują format pliku JPG oraz JPEG. INTENSO MEDIADIRECTOR 8" To album na zdjęcia nagrodzony przez „Komputer Świat” w kilku zestawieniach. Doceniono jakość wykonania oraz funkcjonalność. Niestety jest to zarazem najdroższa cyfrowa ramka. INTENSO MEDIADIRECTOR 8" wyceniono na 250 zł. Ramkę urządzenia wykonano z akrylu. Grubość sprzętu ma nie przekroczyć 22 mm, tak zapewnia producent. 8-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 800×600 pikseli wykonano w technologii TFT LCD. Format prezentowanego obrazu może mieć dwie proporcje: 4:3 lub 16:9. Z kolei kontrast wynosi 400:1. INTENSO MEDIADIRECTOR 8" współpracuje z plikami JPG, MP3, WMA, MPEG-4. W obudowie umieszczono port USB 2.0 oraz czytnik kart pamięci. Ramki cyfrowe nieznanych firm Na rynku dostępnych jest wiele różnych cyfrowych ramek, które mogą odgrywać rolę albumów na zdjęcia. Niestety są to modele nieznanych producentów, głównie z Chin. A dokładniej: to polscy importerzy ściągają urządzenia z Chin. Ich ceny są niższe od tych, które zostały wymienione w zestawieniach, a funkcjonalność wcale nie jest słabsza. Jednak ciężko jest podać konkretne modele, bo ich zwyczajnie nie ma. Nazywane są po prostu cyfrowymi ramkami na zdjęcia. Cyfrowa ramka to album na zdjęcia XII wieku Myślę, że taka teza jest prawdziwa i na czasie. Obecnie prosto z wakacji można wysłać zdjęcia do naszych dziadków, aby cały czas mogli być z nami w kontakcie (Zoom.me). Moim jednak zdaniem cyfrowe ramki nigdy nie wyprą z rynku papierowych albumów na zdjęcia.
Uchwyć chwilę, czyli przegląd cyfrowych albumów na zdjęcia
Najpopularniejsze stroje na karnawał dla chłopca to postacie ze znanych bajek, ale również stroje policjanta, strażaka, ninja itp. Z czego składają się poszczególnych zestawy strojów karnawałowych dla chłopców? Jaka jest ich cena? Strój pastuszka Duża popularność stroju pastuszka jest spowodowana występami jasełkowymi. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby strój ten wykorzystać również jako przebranie podczas balu karnawałowego. Stroje pastuszka to zestawy składające się ze spodni, bluzy z wszytą kamizelką i czapki. Zestaw możemy uzupełnić sękatym kijem. Koszt zakupu to około 45 zł. Strój Spidermana Wciąż dużą popularnością wśród chłopców cieszy się kostium człowieka-pająka. Spiderman to strój, w którego skład wchodzą spodnie, bluza i maska w kolorach człowieka pająka – czerwono-niebieskie lub biało-czarne (Czarny Spiderman). Stroje wykonane są z cienkiego materiału i są dostępne w różnych rozmiarach. Koszt zakupu to około 30 zł. Strój Batmana Strój człowieka-nietoperza również cieszy się dużym zainteresowaniem wśród chłopców. Może zatem być ciekawą propozycją na karnawał, ale i na przyjęcia urodzinowe czy Halloween. Strój Batmana składa się ze spodni, bluzy i maski w czarnych kolorach ze znakiem nietoperza na żółtym tle. Koszt takiego zestawu to około 20 zł. Na Allegro znajdziemy też strój Batmana w formie kombinezonu, peleryny i żółtego pasa. Peleryna ma kaptur i maskę człowieka-nietoperza. Taki zestaw to wydatek około 55 zł. Strój Vadera Mali miłośnicy Gwiezdnych Wojen i Lorda Vadera mogą wcielić się w karnawale właśnie w tę postać. Na Allegro znajdziemy cały kostium Vadera oraz charakterystyczną maskę. Nie brakuje mieczy świetlnych, które możemy potraktować jako uzupełnienie całego przebrania. Jedną z propozycji może być zestaw składający się z czarnej peleryny i dobrze wyprofilowanej maski, która ma z tyłu gumkę i rzep ułatwiające jej zakładanie i noszenie. Długość peleryny to około 105 cm. Koszt zestawu to 45 zł. Na Allegro znajdziemy także kompletny kombinezon charakterystyczny dla Vadera za około 90 zł. Składa się z kombinezonu, peleryny i maski. Strój pirata Dużym zainteresowaniem wśród strojów na karnawał cieszy się przebranie pirata. Jedna z propozycji składa się z bandanki na głowę, spodni, koszuli z kamizelką ze złotymi guzikami, atłasowego pasa w kolorze czerwonym, flagi pirackiej, opaski na oko, grawerowanej szabli pirackiej i mapy. Koszt to około 45 zł. Strój policjanta i strażaka Wciąż bardzo dużą popularnością cieszą się przebrania policjanta i strażaka. Typowe chłopięce zamiłowanie tymi zawodami nie przemija. Strój policjanta to zestaw składający się z kurtki, spodni, czapki, paska z kaburą, kajdanek i gwizdka. Koszt takiego zestawu to około 70 zł. Chłopcy, którzy chcą przebrać się za strażaka, mogą wybrać zestaw składający się ze spodni, bluzy i hełmu. Strój jest w kolorze czarnym z zielono-srebrnymi odblaskami i napisem „STRAŻ”. Koszt zestawu to około 70 zł.
Najpopularniejsze stroje na karnawał 2017 dla chłopca
Karnawał to wyjątkowy czas. To właśnie wtedy mamy nieograniczone możliwości stylizacyjne podczas szalonych imprez. Maska to jeden z jego nieodłącznych atrybutów. Tylko jaką wybrać, aby wyróżniać się w tłumie? Podpowiadamy, które karnawałowe maski zasługują na szczególną uwagę. Maski już od dawien dawna stanowią nieodzowny element zabaw karnawałowych. Jest to rekwizyt, który może być zakładany zarówno podczas większych, jak i tych mniejszych imprez. Poniżej więcej informacji na ich temat oraz kilka ciekawych propozycji. Dlaczego maski? Maski karnawałowe cieszą się dużą popularnością. Dlaczego tak się dzieje? Wbrew pozorom maski to nie tylko ciekawy element stylizacji czy część karnawałowego dress code’u. Dzięki nim każdy bal, impreza czy domówka może stać się bardziej urozmaicona. Chodzi również o to, aby wprowadzić nieco tajemniczości, jednocześnie pozwalając sobie na wcielenie się w zupełnie inną rolę. Bardzo często maska stanowi również element gry towarzyskiej. Jaką maskę wybrać? Zanim wybierzemy odpowiednią maskę, warto zapoznać się z dostępnymi możliwościami. Na rynku możemy znaleźć wiele rodzajów masek, dzięki czemu każdy bez problemu znajdzie model dopasowany do swoich preferencji. Dużym powodzeniem cieszą się tradycyjne maski weneckie, a także maski z piór. Takie ozdoby okażą się oryginalnym elementem stylizacji, ale przede wszystkim dodadzą naszej kreacji elegancji i seksapilu. Ponadto niewątpliwie warto wziąć pod uwagę modele wykonane z koronki oraz metalu. Zwłaszcza te ostatnie są w stanie zrobić wielką furorę na przyjęciu. Tradycyjne maski weneckie Oryginalne maski weneckie to niezwykle duży wydatek. Cena bierze się z tego, że jest to małe, luksusowe dzieło sztuki. Wykonane są z wysokiej jakości materiałów, a całość jest oczywiście ręcznie robiona. Najczęściej wiązane są wokół głowy przy użyciu tasiemki.Tradycyjne maski weneckie wykonywane są ze skóry, luksusowych tkanin lub tzw. papier-mâché. Są bogato zdobione i mienią się wieloma barwami. Mnogość modeli sprawia, że możemy wybierać wśród różnych dodatków, w tym: piór, cekinów, kamieni szlachetnych czy koralików. Maski z piór Maski z piór również cieszą się dużym uznaniem. Pióra to taki element ozdobny, który sprawdzi się niemal w każdej stylizacji. Dlatego z powodzeniem możemy założyć maskę zarówno do klasycznej małej czarnej, jak i bogato zdobionej długiej sukni. Pióra dają nam duże możliwości, a do karnawałowego czasu pasują wręcz idealnie! Koronkowe maski Jeśli jednak zależy nam na delikatnych ozdobach, wtedy najlepszym pomysłem będzie zakup koronkowych masek. To jeden z najsubtelniejszych wariantów. Mogą występować w wersji klasycznej, czyli bez dekoracji, ale mogą być też zdobione cekinami lub innymi błyskotkami. Maski metalowe Ten rodzaj masek charakteryzuje się pełnymi wdzięku wzorami, które wymagają skrupulatnego wykończenia. Prawidłowo wykonane są niezwykle piękne, a to z kolei sprawia, że przyciągają wzrok. Jeśli zatem stawiamy na maski metalowe, przygotujmy się na to, że będziemy w centrum uwagi. Każda maska to niepowtarzalne i wyjątkowe rękodzieło. Zanim jednak wybierzemy odpowiedni rodzaj maski, pamiętajmy, aby była dopasowana do naszej stylizacji. Dzięki temu stanie się wspaniałą ozdobą podczas karnawałowego balu.
Najpiękniejsze karnawałowe maski – przegląd rynku
Strobing to nowa wersja konturowania. Jest jednak lżejszy, prostszy i mniej czasochłonny niż konturowanie tradycyjne. Jeśli nie jesteś fanką „tapety” w stylu Kim Kardashiam, tylko naturalności, zakochasz się w pięknym i świetlistym efekcie, który daje strobing. Czym jest strobing? Nazwa strobing wywodzi się z fotografii. Fotograficzny strobing to zdjęcia z lampą błyskową lub przy użyciu ostrego światła. W makijażowym wydaniu strobing to zabawa światłem na twarzy, a dokładnie rozświetlaczem. Różni się od tradycyjnego konturowania tym, że stawiamy w nim tylko na rozświetlanie, a nie na kontrasty (jasno-ciemno). Nie zmienia rysów twarzy, tylko podkreśla naturalną urodę. Jego celem jest świeży, lekki i promienny efekt, dlatego nadaje się dla kobiet o każdym typie urody i w każdym wieku. Spodoba się dziewczynom, które nie lubią mocnego makijażu. Jego kolejną ogromną zaletą jest szybkość. W przeciwieństwie do konturowania, w strobingu potrzebujemy tylko rozświetlacza i dobrego pędzla. Czas aplikacji i blendowania jest bez porównania krótszy, a uzyskanie lustrzanego efektu bardzo proste. I ostatnia rzecz: świetlisty makijaż odejmuje lat! Czego potrzebujesz? W strobingu potrzebujemy tylko rozświetlacza i pędzla, dlatego muszą być wysokiej jakości. Wbrew pozorom dobre produkty nie muszą być drogie. Zacznijmy od rozświetlacza. Możesz się zdecydować na wersję w sztyfcie (do konturowania na mokro) lub w kamieniu (do konturowania na sucho). Oba rodzaje rozświetlaczy są dobre do strobingu, jedyną kwestia to twoje preferencje. Generalnie rozświetlacz w sztyfcie zaleca się dziewczynom z suchą cerą, a w kamieniu – z mieszaną i tłustą. Nie jest to jednak sztywna zasada, a raczej wskazówka. Każdy rozświetlacz ma swój własny kolor - niektóre wpadają bardziej w srebro, inne w złoto, a jeszcze inne w róż. Są produkty w chłodnej, ciepłej lub uniwersalnej tonacji. Jeśli pasują do ciebie chłodne tony, powinnaś mieć również chłodny rozświetlacz i na odwrót. Jednym z rozświetlaczy najbardziej lubianych i najczęściej używanych przez wizażystki oraz „zwykłe” kobiety jest Mary Lou Manizer od The Balm. Nie jest tani (kosztuje ok. 50 zł), ale wart swojej ceny. Niedrogie (10–25 zł), a bardzo dobre są Make Up Revolution, Wibo, Lovely, MUA. Godne polecenia rozświetlacze w sztyfcie to: Golden Rose, Make Up Revolution, Bell Hypoallergenic. Pędzel do rozświetlacza może być pędzlem do różu lub bronzera (oczywiście czystym!). Ważne, by miał odrobinę szpiczastą lub okrągłą końcówkę. Dzięki temu aplikacja produktu będzie łatwiejsza i dokładniejsza. Do strobingu na pewno nadaje się pędzel Maestrolub Hakuro. Jak wykonać strobing twarzy? Zacznij od nałożenia kremu nawilżającego i bazy pod makijaż. Nałóż dokładnie fluid. Jeśli twoja cera ma niedoskonałości, możesz użyć kryjącego podkładu. Jednak nie zrób sobie na twarzy maski, bo nie uzyskasz efektu lekkiego rozświetlenia twarzy. Sińce pod oczami zakryj rozświetlającym korektorem w płynie. Teraz najważniejsza część makijażu: sprawdź w lustrze, na którą część twarzy pada naturalnie światło. Zazwyczaj są to kości policzkowe, koniec nosa, punkt między brwiami, rynienka podnosowa, zwana też łukiem Kupidyna, podbródek. Nanieś na nie rozświetlacz. Zarówno wersję w kamieniu, jak i w sztyfcie rozblenduj dokładnie na twarzy pędzlem. I gotowe! Możesz makijaż zakończyć na tym etapie lub pomalować jeszcze oczy albo usta. Najlepiej, by makijaż ust i oczu był również lekki i świetlisty. Jak widać, strobing jest dziecinnie prosty! Nie potrzebujesz ani specjalnych umiejętności, ani produktów, by wykonać perfekcyjny i świetlisty makijaż. I właśnie za to kochamy ten trend. Zobacz równiż Strefę Urodową - Strobing - trend w makijażu.
Strobing, czyli konturowanie przez rozświetlanie
Jak ubrać się na imprezę karnawałową w domu lub lokalu? W obu miejscach sprawdzi się sukienka koktajlowa. Dlaczego? To nieco skromniejsza wersja sukni wieczorowej, która nie krępuje ruchów w trakcie tańca. Czym jeszcze charakteryzuje się ten rodzaj sukienki? Sukienka koktajlowa – charakterystyka Sukienka koktajlowa stała się popularna w modzie damskiej po II wojnie światowej. Jej nazwa pochodzi od coctail party (bardzo popularnego w latach 50. ubiegłego wieku), czyli nieoficjalnego przyjęcia towarzyskiego, które było urządzane w godzinach popołudniowych i zazwyczaj trwało około 120 minut (od 16 do 18). Jego wyróżnikiem był brak miejsc siedzących – przyjęcie odbywało się na stojąco. Wówczas kobiety zakładały właśnie sukienkę koktajlową, która – ze względu na porę spotkania – była też określana mianem kreacji late afternoon. Pierwszą sukienkę koktajlową zaprojektował w 1948 roku Christian Dior. Była to kreacja o prostej linii, sięgająca do połowy łydki. Ten projektant również po raz pierwszy użył określenia „sukienka koktajlowa” w odniesieniu do sukni, którą nosi się wczesnym wieczorem. Ponadto w połowie XX wieku ówcześni krawcy prezentowali sukienki koktajlowe z rozkloszowaną spódnicą jako kreacje przeznaczone do tańca (odpowiednie na wydarzenia taneczne, ale nie na uroczyste i eleganckie bale). W porównaniu do sukni wieczorowej ta koktajlowa jest krótsza. Co więcej, jest lżejsza i mniej wytworna niż typowa kreacja balowa. Można powiedzieć, że to skromniejsza wersja sukienki wieczorowej. Zazwyczaj jest wykonana ze szlachetnego, połyskującego i zwiewnego materiału, jak np. atłas, satyna, tiul lub tafta. W latach 80. ubiegłego wieku zmianie uległy kryteria, które umożliwiały daną kreację traktować jako sukienkę koktajlową. Główną determinantą nie była już jej długość, lecz stopień przepychu i dekoracyjność. Nie jest bardzo elegancka, ale nie można jej określić mianem sukienki codziennej. To sprawia, że jest uniwersalna, odpowiednia na wiele okazji, które wymagają, by założyć strój na wpół formalny: począwszy od przyjęcia weselnego, przez świąteczną kolację i wyjście do teatru, aż po firmowy bankiet. Podsumowując, cechy typowe sukienki koktajlowej to m.in.: Niezbyt głęboki dekolt. Długość w kolano lub za kolano (do połowy łydki), co jest uzależnione od lokalnej mody. Długość wynosząca 5 cm powyżej kostki nazywana jest tea lenght (nie brakuje również krótszych sukienek koktajlowych, które są odpowiednie dla nastolatek i młodych kobiet o nienagannych sylwetkach). Odsłonięte ramiona (brak rękawów w przypadku klasycznych modeli sukienki koktajlowej). Gdy kreacja ma jedynie cienkie lub szerokie ramiączka, ramiona wypada okryć żakietem lub szalem. Fasony sukienek koktajlowych na karnawał 2017 Sukienka koktajlowa to odpowiedni wybór zawsze wtedy, gdy suknia wieczorowa wydaje się zbyt elegancka i strojna. Z powodzeniem sprawdzi się zatem w okresie tegorocznych zabaw karnawałowych. Kreacja ta ma niejedną postać, w związku z tym każda kobieta znajdzie model odpowiedni dla siebie, taki, który podkreśli zalety i zatuszuje mankamenty sylwetki. Wśród wielu opcji można zdecydować się na sukienkę koktajlową typu bombka, która jest bardzo dziewczęca i najlepiej sprawdza się na sylwetce w kształcie kielicha (odwróconego trójkąta). Drapowana dolna część kreacji i dopasowana góra sprawiają, że kobieta wygląda młodziej. Z kolei panie o figurze gruszki (wąskich ramionach i szerokich biodrach) powinny rozważyć zakup sukienki koktajlowej o rozkloszowanej spódnicy, która maskuje masywne uda.
Sukienka koktajlowa na karnawał 2017
Virginia Vallejo jest najbardziej znaną kochanką Pabla Escobara, miliardera i barona narkotykowego, którego działania bardzo mocno odbiły się na kolumbijskiej rzeczywistości. O tym trudnym i kontrowersyjnym związku opowiada w „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara”. W ekranizacji zagrają Javier Bardem (Pablo) oraz Penélope Cruz (Virginia). Nim jednak wybierzemy się do kina, warto poznać książkę. Bez happy endu Happy endu nie będzie, bo i trudno o taki, gdy z jednej strony mamy zakochaną dziennikarkę, z drugiej przestępcę, którego coraz bardziej ogarnia szaleństwo. Pablo Escobar od dawna ma jeden cel. Chce być bogaty. Dąży do niego po trupach i nie jest to bynajmniej przenośnia. Ofiary jego działań można liczyć nie tyle w sztukach, co w tysiącach. Zafascynowana Escobarem (i jego pieniędzmi) dziennikarka Virginia, staje się częścią tego okrutnego świata, pełnego przemocy, wielkich pieniędzy, ogromnej rywalizacji i podejrzanych układów. Miłość i nienawiść Virginia Vallejo opowiada o swoim związku z Pablem Escobarem i tym, co jej ten związek przyniósł. A może raczej odebrał. Podkreśla przy tym (aż nazbyt często) jak wielu innych mężczyzn było nią zainteresowanych, jak wiele miała możliwości związania się z ludźmi bogatymi, wpływowymi, wysoko postawionymi. Te związki nie miały jednak szans nawet wtedy, gdy nie spotykała się już z Pablem. Zaborczy mężczyzna nie pozwalał jej zapomnieć o tym, jak wiele od niego zależy. Ona sama balansowała między miłością i nienawiścią, uwielbieniem i strachem. Czasami dostrzegała jak wiele złego wyrządzał jej kochanek, innym razem radość z zakupów za pieniądze z handlu narkotykami skutecznie usypiała jej sumienie. Wysoka cena Z książki „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara” wieje chłodem. To nie jest opowieść o namiętności, a spisany z dużym dystansem bilans zysków i strat. Virginia Vallejo dokonuje rozliczenia, a wynik jest przygnębiający. Związek z kolumbijskim baronem narkotykowym miał bardzo wysoką cenę. Kobieta straciła pozycję, pieniądze, zaufanie, pracę, poczucie bezpieczeństwa, a nawet szansę na miłość, bo na kolejne damsko-męskie relacje padał cień kochanka, który w miarę jak grunt osuwał mu się spod stóp, stawał się coraz bardziej agresywny i nieobliczalny. Pogróżki i obelgi docierały do Vallejo z różnych stron. Piętnowano ją, nienawidzono, traktowano jak dziwkę przestępcy. „Kochając Pabla, nienawidząc Escobara” to przede wszystkim powieść o wielkich pieniądzach, a nieco dalej o niszczącej namiętności i szaleństwie. Napisana jest może niezbyt zgrabnie, ale daje możliwość spojrzenia na Pabla i jego działania okiem bliskiej mu osoby. Kochanki, która za tę znajomość zapłaciła wysoką cenę. Źródło okładki: www.wydawnictwoagora.pl
„Kochając Pabla, nienawidząc Escobara” Virginia Vallejo — recenzja
Tylko najbardziej doświadczony kucharz i piekarz umie ocenić ilość składników na oko, a i to nie zawsze. Zwłaszcza sypkie składniki, takie jak mąka, kasza czy cukier, wymagają dokładnego odmierzenia, jeśli ma nam dobrze wyjść biszkopt albo pierogi. Dlatego warto mieć w domu przynajmniej jeden rodzaj miarki. Miski i kubki Bez wątpienia najpraktyczniejsze pojemniki z miarką to miski i kubki – idealnie nadają się do robienia ciasta, naleśników, budyniów i kisieli. Pomocne są także w przygotowywaniu zup i sosów. Pozwalają na bezbłędne wymierzenie ilości mąki, cukru czy mleka, roztopionego masła oraz zmiksowanych składników do zup-kremów. Poza tym w dużej metalowej misce można przygotować ciasto drożdżowe, zagnieść ciasto kruche, zmieszać sernik lub ubić pianę z białek do biszkoptu. Można też przygotować kajmakowe nadzienie do tarty i wafla oraz krem do tortu. Zastosowań misy jest wiele, a kubek z miarką może służyć do pomocy – dodawania mleka czy cukru i mąki do przygotowywanego ciasta. Misy i kubki o dość wysokich brzegach mogą się przydać także do wymieszania w nich ciasta czy kremu za pomocą miksera. Natomiast do blendowania, które może generować duży rozprysk, producenci przygotowali specjalne kubki-pojemniki. Są one zaopatrzone w pokrywkę z dziurką, przez którą można włożyć końcówkę do miksowania, miażdżenia lub mieszania. Dzięki niej nie musimy się bać o rozpryskiwanie czy rozlewanie się, a miarka pozwala idealnie odmierzyć ilość. Co więcej, otwór w pokrywce można zamknąć dodatkową zaślepką i schować pojemnik do lodówki albo zabrać ze sobą do pracy. Świetnie się bowiem nadaje do robienia koktajli i smoothies. Łyżki i zestawy Do bardziej skomplikowanych przepisów kuchennych przydatne mogą być miarki-łyżki. Pozwolą dokładnie dodać 5 gramów suszonej lawendy czy curry. Z łatwością możemy dosypać 2 gramy gałki muszkatołowej i dolać 10 ml octu balsamicznego albo 30 ml białego wina. Dodatkowo łyżki ułatwiają przygotowywanie płynnych deserów z soków i przecierów owocowych, kawy, herbaty, kakao czy czekolady. Duże łyżki z miarką nadają się do przyrządzania sosów, a okrągłe – do nabierania lodów. Na Allegro możemy dostać zarówno pojedyncze łyżki i łyżeczki, zestawy łyżek, jak i pełne zestawy miarek – od malutkich łyżeczek do dosyć sporych kubków i misek. Taki zestaw pomoże każdemu aspirującemu szefowi kuchni, ale przyda się też codziennym domowym piekarzom i kuchmistrzom. Waga Niekwestionowaną władzę wśród przyrządów i urządzeń do mierzenia w kuchni zajmuje waga. Większość wag kuchennych ma skalę od 0,01 g do 5 kg. Są to malutkie urządzenia, ale ich pomoc może być ogromna. W misce z miarką nie da się odmierzyć mięsa, makaronu czy warzyw. Waga kuchenna jest nieoceniona dla wszystkich osób trzymających ścisłą dietę – pozwala na przygotowanie posiłków zgodnie z rozpisanym planem żywieniowym. Przygotowanie właściwej ilości owoców, odmierzenie kaszy i ryżu, przygotowanie właściwej ilości mięsa lub ryby do uparowania ma kolosalne znaczenie. I chociaż większość warzyw w stanie surowym można na wielu dietach jeść do woli, to również tu waga może okazać się pomocna. Większość wag ma funkcję tary, zatem możemy postawić na nich miskę czy kubek, wyzerować licznik i odważyć odpowiednią ilość produktu. Niektóre wagi są zaopatrzone we wbudowaną miskę, inne natomiast mają płaską powierzchnię. Dodatkową zaletą wagi kuchennej jest to, że z powodzeniem zastępuje prawie wszystkie inne miarki, co czyni z niej niekwestionowaną królową.
Miarka kuchenna – przydatna w każdej kuchni
Streamowanie to niezwykle popularne zajęcie i sposób zarobku dla wielu osób zajmujących się na co dzień gamingiem. Jednak aby grać w najnowsze tytułu przy ustawieniu najwyższych detali graficznych, potrzebujemy wydajnego sprzętu. Tym bardziej że chcemy streamować, czyli naszą rozgrywkę i najczęściej obraz z kamery transmitować na żywo do wielu odbiorców. Chcąc odnieść sukces jako streamerzy, potrzebujemy kilku rzeczy: szybkiego łącza internetowego, dobrej jakości kamerki i mikrofonu oraz przede wszystkim wydajnego komputera, którego podstawą będzie mocna karta graficzna. Popularność streamów jest niesamowita – najwięksi streamerzy mają oglądalność w dziesiątkach tysięcy widzów w jednym momencie. To pokazuje, jak bardzo użytkownicy Internetu lubią oglądać, jak inna osoba gra i utrzymuje przy tym kontakt ze swoją widownią. Sukcesy takich platform, jak Twitch i stosunkowo nowa YouTube Gaming pokazują, że o streamowaniu myśli coraz większe grono osób. Gracze chcą streamować, gdyż może być to dla nich po prostu pracą. Jednak najpierw trzeba zainwestować nieco pieniędzy, m.in. w podzespoły komputera. Wydajna karta graficzna to w tym przypadku “must have” każdego streamera. Co prawda większą rolę przy streamowaniu odgrywa procesor, ale karta graficzna również jest niezwykle ważna. Zatem jakie modele obecnie sprawdzą się najlepiej? Nvidia GeForce GTX 1080 Ti lub GTX 1080 box:offerCarousel Szukamy naprawdę wydajnych kart graficznych, więc wybór pada na chipsety GeForce GTX 1080 Ti i GeForce GTX 1080. Jednak trzeba być świadomym, że wraz z mocą sprzętu idzie jego wysoka cena. Na nowy egzemplarz wersji Ti musimy szykować minimum 3000 złotych, z kolei wersję GTX 1080 dostaniemy nawet za około 2200-2500 złotych (zdarzają się pojedyncze egzemplarze na Allegro poniżej tej bariery). Pierwszy model bardzo dobrze radzi sobie z obsługą gier w rozdzielczości 4K UHD. Jest wyposażony w 11 GB pamięci VRAM. Z kolei wersja GTX 1080 ma na pokładzie 8 GB VRAM i również radzi sobie z obsługą rozdzielczości 4K UHD w grach. Parametry obu kart omówimy na przykładzie ich wersji wyprodukowanych przez firmę MSI. Taktowanie rdzenia procesora graficznego w przypadku wersji MSI GeForce GTX 1080 Ti Gaming Trio wynosi nawet do 1683 MHz, taktowanie pamięci zaś 11264 MHz. W przypadku karty graficznej MSI GTX 1080 Gaming taktowanie zegara GPU to 1759 MHz, a pamięci 10010 MHz. Obie wersje kart to prawdziwy top na rynku, który pozwoli nam cieszyć się naprawdę płynną rozgrywką – bogatą w graficzne detale i dużą liczbę wyświetlanych klatek na sekundę. Jeśli jednak nie mamy tak dużego budżetu, to musimy zejść na niższy segment kart graficznych. Pocieszyć nas może fakt, że streamowanie odbywa się głównie w rozdzielczości Full HD, a nawet HD (720p), co za tym idzie – nie musimy grać na żywo w najwyższych rozdzielczościach. Nvidia GeForce GTX 1070 Ti lub GTX 1070 box:offerCarousel Schodzimy zatem o półkę niżej i mamy dostępny układ Nvidia GeForce GTX 1070 Ti – tej wersji jest bliżej do modelu GTX 1080 niż GTX 1070. To oznacza, że charakteryzuje się ona bardzo wysoką mocą obliczeniową – występuje w wersji 8 GB i kosztuje w zależności od wersji producenta około 2000-2200 złotych. W przypadku GeForce GTX 1070 (też wersja 8 GB) cena jest trochę niższa – tę kartę kupimy nawet za około 1700 złotych. Do grania w rozdzielczości Full HD przy mocno podkręconych detalach w zupełności wystarczy. Tym bardziej do prowadzenia relacji na żywo w tej lub niższej rozdzielczości. Nvidia GeForce GTX 1060 6 GB box:offerCarousel Pozostajemy przy kartach marki Nvidia, tym razem GeForce GTX 1060 6 GB – ten model wystarczy do grania i streamowania, ale z pewnymi ograniczeniami. Gry odpalimy oczywiście w rozdzielczości maksymalnie Full HD i często przy ustawieniu średniego poziomu detali. Wtedy możemy liczyć na płynną rozgrywkę i streaming. Powyższe ograniczenia idą w parze z oszczędnościami, ponieważ za GeForce GTX 1060 w wersji 6 GB zapłacimy nawet około 1200 złotych. Należy pamiętać, aby rozważać kupno wersji z większą ilością pamięci VRAM. Na rynku jest dostępny jeszcze GeForce GTX 1060 3 GB – ilość pamięci zdecydowanie da nam się negatywnie we znaki. AMD Radeon RX Vega box:offerCarousel W przypadku AMD i kart marki Radeon godne uwagi pozostają: Radeon RX Vega 64 oraz RX Vega 56 – obie wyposażone w 8 GB pamięci. Patrząc na parametry procesora graficznego, to RX Vega 64 będzie konkurencją dla GeForce GTX 1080, zaś RX Vega 56 to konkurencja dla GeForce GTX 1070. Pozostaje tylko kwestia ceny, gdyż Radeony są obecnie w mocno rozrzuconym przedziale cenowym. Za RX Vega 64 zapłacimy nawet ponad 3000 złotych (znajdziemy też aukcje, gdzie wydamy i 2400 złotych). Z kolei cena RX Vega 56 oscyluje w przedziale od 2300 do nawet 3500 złotych. Mimo to karty graficzne AMD znajdują swoich zwolenników. box:offerCarousel Mamy nieograniczony budżet? Wydajna karta graficzna to – obok procesora i pamięci RAM – najważniejszy element komputera do gier i streamowania. Procesor graficzny musi wyróżniać się dużą mocą obliczeniową, być wspierany przez jak największą ilości pamięci VRAM, a dane powinny być transmitowane na szerokiej szynie. Jeśli mamy nieograniczony budżet, to możemy zainteresować się kartą GeForce RTX 2080 Ti – z 11 GB pamięci VRAM DDR6 i 352-bitową szyną. Jednak musimy przygotować się na wydatek przekraczający 5000 złotych. W tym przypadku, jeśli mamy również szybkie łącze internetowe (po światłowodzie), możemy sobie pozwolić na płynne granie i streaming nawet w rozdzielczości 4K UHD.
Jaka karta graficzna do streamowania gier?
Technologia gna do przodu i trudno za nią nadążyć. Ostatnio na rynku pojawiły się udoskonalone konsole obsługujące rozdzielczość 4K oraz wspierające technologię HDR. Jaki telewizor wybrać, aby w pełni wykorzystać moc obliczeniową nowych maszyn do gier? Sprawdzamy kilka modeli telewizorów z rozdzielczością 4K oraz HDR. Samsung KS7000 Zaczynamy od KS7000 firmy Samsung. Telewizor z tej serii dostępny jest w wielkości od 49 do 65 cali i oferuje całą gamę zaawansowanych funkcji i systemów. Rozdzielczość SUHD (3840 x 2160 pikseli) oferuje naprawdę niespotykaną jakość obrazu pod warunkiem dobrego źródła, np. film na Blu-ray bądź konsola do gier Play Station 4 Pro i Xbox One S. Oczywiście zastosowano tu funkcję HDR, która znacząco poprawia jakość wyświetlanych kolorów i jasność obrazu, jak również wiele systemów poprawiających obraz, takich jak Active Crystal Color, UHD Dimming itp. Nie zabrakło także systemu Smart TV, modułu Wi-Fi i innych elementów, które w tej klasie telewizorów są standardem. Całość prezentuje się bardzo imponująco, zaś minimalna grubość ramek i 2 filigranowe podstawki sprawiają, że uwaga skupiona jest na obrazie. Cena modelu z przekątną 49 cali to około 4600 zł. Samsung KS9000 Telewizory Samsung z serii KS9000 to bardzo zaawansowane urządzenia dla wymagających użytkowników, którzy nie godzą się na żadne ustępstwa i kompromisy. Najmniejszy model z serii ma 49 cali, natomiast topowy model ma imponujące 78 cali – koszt tego wariantu to około 22 000 zł. W wielkim skrócie jest to telewizor z zakrzywionym ekranem i podświetleniem LED, charakteryzujący się rozdzielczością 3840 x 2160. Sprzęt wyposażony jest w tunery DVB-T, DVB-C, DVB-S2 i tuner analogowy, ponadto ma m.in. 4 złącza HDMI i 3 wejścia USB. Dzięki systemowi HDR 1000 jasność i kontrast zadowolą nawet wybrednych kinomaniaków. W tym przypadku Smart TV działa w oparciu o autorski system Samsunga – Tizen. Telewizor prezentuje się naprawdę okazale nawet w wersji 49-calowej, której cena na Allegro w dniu publikacji opiewała na kwotę około 7100 zł. Panasonic DX750 Nieco tańszą alternatywą dla powyższej propozycji może być model Panasonic DX750 dostępny w wariantach o przekątnej od 50 do 65 cali. W tym przypadku oprócz rozdzielczości 4K (3840 x 2160 pikseli) oraz funkcji HDR użytkownik ma do dyspozycji technologię obrazu 3D (aktywna), co znacząco rozszerza funkcjonalność urządzenia. Ciekawostką jest system Firefox OS zapewniający dostęp do różnych usług oraz internetu. Na tylnym panelu znajdziemy m.in. 4 złącza HDMI, 3 porty USB, moduł Wi-Fi i Bluetooth. Wszystko to jest zamknięte w minimalistycznej obudowie z bardzo cienkimi ramkami i stopkami z możliwością regulacji. Cena modelu z ekranem o przekątnej 50 cali to około 4600 zł. Panasonic DX700 Oto jedna z najtańszych propozycji. Co prawda, brakuje tu technologii HDR, jednak niska cena i przyzwoite parametry mogą skusić tych, którzy szukają telewizora 4K w rozsądnej cenie. Model Panasonic DX700 dostępny jest z ekranem o przekątnej od 50 do 58 cali – koszt podstawowej wersji to około 3400 zł. Zastosowano tu technologię Local Dimming, która pozwala ściemnić obraz lokalnie przez wyłączenie podświetlenia. Jest także czujnik oświetlenia zewnętrznego, który dopasowuje jasność obrazu do panujących warunków, oraz komplet tunerów telewizyjnych. Użytkownik może skorzystać z modułu Wi-Fi, kompletu tunerów telewizyjnych i portu USB z funkcją nagrywania na przenośną pamięć. Podobnie jak u poprzedników, stylistyka jest minimalistyczna i elegancka. LG E6V Zestawienie zamykamy modelem z najwyższej półki, dostępnym w wersjach z ekranem o przekątnej od 55 do 65 cali. Najmniejszy dostępny wariant kosztuje na Allegro około 13 200 zł, co może sugerować topową jakość sprzętu i technologię na najwyższym poziomie. Najważniejszym elementem jest niezwykle cienki i zapewniający najlepszą jakość obrazu panel OLED, który dodatkowo umieszczono na szklanej tafli, co jeszcze bardziej podkreśla niezwykle smukłą stylistykę telewizora. Wszystko zamontowane jest na specjalnej podstawie, która pełni rolę listwy nagłośnieniowej. Rzecz jasna mamy do czynienia z rozdzielczością 4K z certyfikatem Ultra HD Premium, technologią HDR z obsługą Dolby Vision. Oczywiście wszystkie inne, spotykane w telewizorach z najwyższej półki, funkcje są tu obecne w standardzie.
Telewizor do konsoli PlayStation 4 Pro – który wybrać?
Zakup prezentu dla bliskiej osoby praktycznie nigdy nie jest łatwym zadaniem. Problem może okazać się jeszcze większy, jeśli bożonarodzeniowym podarkiem chcemy obdarować starszą osobę. W tym przypadku bardzo dobrym pomysłem jest zakup telefonu komórkowego przeznaczonego dla seniorów. Który model wybrać w gąszczu ofert? myPhone 1045 Simply myPhone 1045 Simply będzie doskonałym wyborem dla osób, które na prezent bożonarodzeniowy chcą przeznaczyć ok. 100 zł. Jak każdy telefon komórkowy przeznaczony dla seniorów, jest on wyposażony w klawiaturę zaopatrzoną w bardzo duże cyfry, a także ekran, na którym zastosowano ponadprzeciętnie dużą czcionkę, więc wszystkie informacje na nim wyświetlane są dobrze widoczne. Na bokach telefonu zamontowano specjalne przełączniki-suwaki, które włączają radio FM, latarkę oraz blokują klawiaturę. Bardzo ważną kwestią jest też możliwość przypisywania funkcji szybkiego wybierania przycisków. W modelu myPhone 1045 Simply taka funkcja jest oczywiście dostępna. Rzecz jasna, trzeba wspomnieć o obecności przycisku SOS, którego naciśnięcie powoduje wykonanie połączenia pod wcześniej ustalony numer. MaxCom MM131 W cenie ok. 45–55 zł możemy kupić naszemu seniorowi telefon komórkowy MaxCom MM131. Niekwestionowaną zaletą tego modelu jest fakt, że posiada obsługę Dual SIM, więc jeśli osoba, którą chcemy obdarować, ma dwie karty SIM – MaxCom MM131 będzie idealnym prezentem. Oprócz tego mamy tu standard w tego typu telefonach, czyli przyciski z dużymi cyframi oraz wyraźny ekran z dużą czcionką. Warto dodać, że do dyspozycji seniora udostępniono też latarkę oraz radio FM. Overmax Vertis 2210 Easy Jeśli dysponujecie nieco większym budżetem przeznaczonym na zakup prezentów bożonarodzeniowych, to być może zainteresuje was model Overmax Vertis 2210 Easy. Telefon wyposażono w kolorowy, czytelny wyświetlacz, duże przyciski z cyframi nadrukowanymi wielką czcionką, a także podświetlaną klawiaturę. Ciekawą funkcją są fotokontakty, dzięki którym przy każdym numerze wyświetla się zdjęcie, więc senior o wiele łatwiej może znaleźć pożądany kontakt i go wybrać. Nie zabrakło bardzo istotnego przycisku SOS, dzięki któremu właściciel telefonu może szybko i łatwo wezwać pomoc. Warto dodać, że producent do zestawu dołącza stację dokującą. Koszt Overmax Vertis 2210 Easy to ok. 120 zł. MaxCom MM432 W cenie ok. 100 zł ciekawą propozycją jest telefon MaxCom MM432. To kolejny model sprzedawany wraz ze stacją dokującą (która swoją drogą bardzo ułatwia ładowanie baterii). Oprócz tego zastosowano tu czytelny wyświetlacz zaopatrzony w dużą czcionkę, klawisze z dużymi cyframi, latarkę, radio FM i popularny wśród seniorów ze względu na funkcjonalność – przycisk SOS. Nie zapomniano oczywiście o opcji szybkiego wybierania, gdzie możemy zaprogramować do 8 przycisków. M-LIFE ML0639 Na koniec telefon komórkowy firmy M-LIFE oznaczony jako ML0639. Sprzęt ten posiada w zasadzie wszystko, czego możemy wymagać od telefonu komórkowego dla osoby starszej. Znajdziemy tu czytelny ekran, duże przyciski z wyraźnymi cyframi i przycisk SOS. Oprócz tego producent zapewnia, że wyposażył telefon w intuicyjne i proste menu, które żadnemu seniorowi nie powinno sprawić problemu. W chwili, kiedy piszę te słowa M-LIFE ML0639 można kupić za ok. 90 zł. Do zestawu z telefonem producent dołącza stację dokującą. Według mnie ten model jest jedną z ciekawszych propozycji na prezent bożonarodzeniowy dla osoby starszej.
Telefon komórkowy dla seniora na prezent bożonarodzeniowy - Święta 2015
Pomysł na prezent dla miłośnika fantasy? Oczywiście książka! Podpowiadamy, które tytuły spodobają się czytelnikom fantastyki. Cykl „Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż” Sarah J. Maas to seria z wyraźnymi wątkami miłosnymi. Opowieści o dziewiętnastoletniej łowczyni Feyre polecamy nieco młodszym czytelnikom, ale atmosfera magii, obecność niebezpiecznych bestii, walka między kompletnie odmiennymi rasami może się spodobać również dorosłym. Seria składa się z tytułów: „Dwór cierni i róż”, „Dwór mgieł i furii” oraz „Dwór skrzydeł i furii”, który niedawno miał swoją polską premierę. box:offerCarousel „Nadzór” Charlie Fletcher Granica między magią a zwyczajnym światem znajduje się w wiktoriańskim Londynie. Strzeże jej Nadzór, w którego kręgach pozostało jedynie pięcioro ludzi. Czy ten tajny związek strażników zdoła ochronić miasto przed mordercami, magicznymi stworami w tak okrojonym składzie? Mroczna historia podana w „Nadzorze” Charliego Fletchera przywołuje na myśl straszne i poruszające opowieści dickensowskie ciekawie uzupełnione o elementy fantasy. box:offerCarousel „Czerwona siostra” Mark Lawrence Pierwszy tom serii „Przodek” Marka Lawrence’a rozgrywa się w klasztorze Słodkiej Łaski, gdzie kobiety od wczesnej młodości uczą się zabijania. Niektóre obdarzone są talentami, których już się raczej nie spotyka na Abeth. W „Czerwonej siostrze” czytelnik śledzi losy Nony Grey, którą z powodu tajemnic z przeszłości ścigają śmiertelnie niebezpieczni wrogowie. Czy uda się bohaterce wyszkolić na skrytobójczynię i przeżyć w starciu z wrogami? Szybka akcja, mroczna atmosfera i czarny humor gwarantują niezłą rozrywkę. box:offerCarousel Cykl „Pamięć, smutek i cierń” Tad Williams Trylogia Tada Williamsa „Pamięć, smutek i cierń” przedstawia losy krainy Osten Lard i przygody jej mieszkańców walczących z ciemnymi mocami, które się rozpanoszyły w tym miejscu. Grupa nielicznych śmiałków, Liga Pergaminu, staje do walki z czarną magią i wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwami – czarnoksiężnikami, smokami, przerażającymi potworami i wrogimi rasami. W ramach cyklu pojawiły się: „Smoczy tron”, „Kamień rozstania”, „Wieża zielonego anioła”. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel „Zakon krańca świata. Tom 1” Maja Lidia Kossakowska Koniec świata nastąpił i to dwanaście razy. Dla wyznawców poszczególnych religii koniec ten wyglądał inaczej. Nieliczni trafili do raju, reszta wędruje i musi sobie jakoś radzić. Bohaterem powieści „Zakon krańca świata” jest Grabieżca, który odnosi sukcesy, wędrując pomiędzy wymiarami. Jego szczęście się kończy, kiedy spotyka Miriam. Okazuje się, że losy tej dwójki są nierozerwalnie związane z losami świata. Powieść Kossakowskiej, słynnej autorki fantastyki, rozpoczyna cykl o tym samym tytule. Lektura powieści fantasy sprawi, że zbliżające się święta będą jeszcze bardziej fantastyczne niż zwykle. Zatem którąkolwiek pozycję wybierzesz, prezent okaże się trafiony!
Prezent pod choinkę dla fanów fantasy
Styl boho jest bardzo popularny. Inspiracje z nim związane można zauważyć w modzie, aranżacji wnętrz czy biżuterii. Nic dziwnego, jest naturalny i swojski, a przy tym niezwykle inspirujący. Coraz więcej par decyduje się również na ślub i wesele w stylu boho. Zwiewna suknia, rozpuszczone włosy i wianek na głowie to romantyzm i prostota w jednym. Prostota, która urzeka. Zanim jednak dojdzie do zaślubin, trzeba pomyśleć o ostatnim wieczorze spędzonym w pojedynkę. Luz i swoboda, które są promowane w stylu boho, idealnie wpasują się w ostatnie chwile wolności. Wieczór panieński w stylu boho to propozycja nie tylko dla osób planujących ślub w tym stylu, lecz dla wszystkich ceniących swobodę i związek z naturą. Skąd się wywodzi styl boho? Nazwa „boho” pochodzi od bohemy, określanej również mianem cyganerii artystycznej. Środowisko to skupiało artystów, którzy wspólnie spędzali czas nie tylko na tworzeniu, ale i na zabawie. Wyrażali oni pogardę dla materializmu i żyli w zgodzie z naturą. Ich tryb życia uznawano za niezwykle oryginalny i ekscentryczny. Bohema wyróżniała się specyficzną postawą społeczną i niekonwencjonalnym podejściem do mody, które do tej pory inspiruje i zachwyca. Jak się ubrać na wieczór w stylu boho? A jak wygląda współczesny styl boho? To połączenie hipisowskich klimatów i ekstrawagancji bohemy. Najczęściej są to delikatne materiały i luźne stylizacje, które nie krępują ruchów. W stylu boho królują połączenia pozytywnych barw i oryginalne wzory. Styl ten ma wiele odsłon, jest bowiem otwarty na nowości i nietypowe połączenia. Na wieczór panieński w stylu boho najlepiej wybrać luźne sukienki lub długie spódnice z jasną górą. Mile są widziane motywy kwiatowe, etniczne wzory i kolory ziemi. Pasują tu koronki, hafty, frędzle i szerokie pasy. Włosy najlepiej zostawić swobodnie rozpuszczone lub delikatnie upięte. Styl boho stawia na naturalność, dlatego makijaż może być ograniczony – wystarczy naturalny podkład i tusz do rzęs. Stylizacje boho warto uzupełnić dodatkami, np. biżuterią. Styl ten ma wyrażać indywidualizm, dlatego nie ma tu żadnych ograniczeń. Może to być zarówno rzucający się w oczy naszyjnik, jak i duża ilość kolorowych bransoletek. Elementy skórzane i drewniane będą jak najbardziej na plus. Wielu osobom styl boho kojarzy się również z długimi, wiszącymi kolczykami. Wianek – must have wieczoru w stylu boho Styl boho jest bliski naturze, dlatego idealnie byłoby założyć na głowę przyszłej panny młodej wianek lub przypiąć kilka kwiatów (koniecznie żywych!). Kwieciste ozdoby na włosy można przygotować też dla wszystkich uczestniczek, pamiętając przy tym, aby dekoracja przeznaczona dla panny młodej była większa i wyróżniała się na tle innych. Na tę okazję wybierajmy jasne kwiaty o różnych odcieniach – na głowie narzeczonej pięknie będą wyglądały róże, jasne fiolety i obowiązkowa biel. Takie same kwiaty można umieścić w wazonie i postawić na stole, dzięki czemu dekoracja stołu będzie współgrała ze stylizacją uczestniczek wieczoru. Dekoracje w stylu boho Nie ma znaczenia, czy wieczór ten odbędzie się w ogrodzie, na tarasie czy w domu. Zadbajcie o stos poduszek, który posłuży wam do siedzenia i przygotujcie niski stół (np. w formie palety), na którym ułożycie przekąski. Aby stworzyć odpowiedni klimat, zaopatrzcie się w kolorowe świece. Miejsce, w którym zamierzacie przebywać, koniecznie udekorujcie pachnącymi kwiatami – będą cieszyły oko i nos. Taką imprezę koniecznie uwiecznijcie na zdjęciach.
Wieczór panieński w stylu boho
Rodzice chcą swojemu dziecku zapewnić maksimum bezpieczeństwa. W obecnych czasach rodzice są świadomi i mają sporą wiedzę dotyczącą bezpieczeństwa. Najnowsze badania wskazują, że prawie 98% rodziców kieruje się bezpieczeństwem podczas zakupu fotelika samochodowego. Czy na pewno wiesz, jaki fotelik wybrać dla swojego dziecka? Fotelik samochodowy jest niezbędną rzeczą, jeżeli mamy zamiar przewozić naszą pociechę samochodem. Chcemy do minimum ograniczyć ryzyko wystąpienia jakiegokolwiek zagrożenia. Zatem jaki wybrać, na co zwrócić uwagę i czym się kierować przy jego wyborze? Grupy wagowe Zgodnie z przepisami ruchu drogowego każde dziecko powinno podróżować w foteliku, który musi być dostosowany do jego wagi, wzrostu lub wieku (do ukończenia 12. roku życia bądź osiągnięcia 150 cm wzrostu). Miednica człowieka dopiero około 12. roku życia jest w pełni ukształtowana, ponieważ właśnie wtedy wykształcają się kolce biodrowe przednie górne, dlatego też od tego momentu pasy samochodowe będą bezpieczne dla dziecka. Przejdźmy jednak do fotelików. Dziecięce foteliki samochodowe dzielimy na pięć grup: Pierwszą grupą „0” są tzw. „nosidełka”, które często możemy kupić w zestawie z wózkami i są przeznaczone dla dzieci do 9. miesiąca życia (lub do 10 kg) oraz montowane tyłem do kierunku jazdy. Zalecane jest jednak rozważenie zakupu oddzielnego fotelika. Dlaczego? Takie nosidła mają specjalna wkładkę dla noworodków, którą z łatwością można usunąć, gdy niemowlę podrośnie. Kolejna grupa to „0+”, do 13 kg i odpowiadająca wiekowi 12-15 miesięcy. Jeśli wybierasz fotelik z kolejnej grupy, zastanów się nad zakupem takiego, w którym dziecko dalej będzie mogło jeździć tyłem. Grupa „I” (zakres wagowy 9-18 kg) sprawdzą się idealnie dla dzieci do około 3-4 lat. Przeważnie mają trzy- lub czterostopniową regulacje oparcia, co zwiększa komfort podczas drzemki lub długiej podróży. Jeżeli fotelik jest prawidłowo zamontowany, wystarczy nam skala zaproponowana przez producenta. Foteliki te wyposażone są również w pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Ostatnie dwie grupy – „II” i „III” – przeznaczone są dla dzieci o wadze 15-36 kg. To klasyczne foteliki z regulowanymi zagłówkami, w których dziecko jest przypinane na samochodowe pasy bezpieczeństwa. W tym przypadku sprawa regulacji pozycji ma się troszkę inaczej. W niektórych fotelikach „II” i „III” grupy pojawia się regulacja kąta pochylenia oparcia. Montowane są tylko przodem do kierunku jazdy. Pamiętajmy, tylko dobrze dopasowany i dobrany fotelik jest na prawdę bezpieczny. Fotelik pasujący do samochodu Przed zakupem fotelika, dobrze jest przymierzyć go również do samochodu (możesz poprosić sprzedawcę o wymiary). Jeśli masz niewielkie auto, jest szansa, że fotelik nie zmieści się na tylnej kanapie. Inny zaś może mieć rozbudowany system ochrony bocznej i będzie ciężko włożyć dziecko do środka. Postaraj się sprawdzić, czy uda się poprawnie zapiąć dziecko pasami samochodowymi. Fotelik powinien stabilnie trzymać się na kanapie, dlatego ważny jest kąt jej nachylenia. W przypadku tzw. „nosidełek”, jeżeli kąt jest mniejszy niż 30 stopni, główka dziecka będzie przechylała się do przodu. Jeżeli auto wyposażone jest w system ISOFIX, warto rozważyć zakup fotelika również z tym systemem, co zwiększy dodatkowo bezpieczeństwo. Większość sprzedawców oferuje usługę doboru odpowiedniego fotelika dla dziecka, dlatego, jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, napisz lub zadzwoń do sprzedawcy, który powinien podzielić się swoją fachową wiedzą. Bezpieczeństwo przede wszystkim Każdy fotelik samochodowy musi spełniać Europejską Normę Bezpieczeństwa ECE R44–03 lub ECE R44–04. Zwracaj uwagę, czy sprzedawca lub producent oznacza, że jego produkt jest zgodny z europejskimi normami. Ostrożnie również postępuj z fotelikami, które były już używane – dowiedz się najpierw, czy ten, na który padł twój wybór, na 100% jest bezwypadkowy. Z zewnątrz fotelik może wyglądać na nowy, jednak najistotniejsze jest to, czy konstrukcja nie jest naruszona. Kolejną kwestią są tzw. crush testy, czyli próby produktu w ekstremalnych sytuacjach, np. sprawdzanie, jak zachowa się fotelik podczas wypadku samochodowego i czy zapewni dziecku odpowiednie bezpieczeństwo. Przeprowadzają je niezależne organizacje konsumenckie, np. OEAMTC, ADAC czy ANWB. Na ich podstawie foteliki otrzymują oceny od 1 do 5. Im wyższa nota, tym lepiej. Producenci prześcigają się w różnych rozwiązaniach, stosując dodatkowe zabezpieczenia. Niektórzy zamiast tradycyjnych pasów montują pasy krzyżowe albo tylko barierkę – oba systemy zmniejszają nacisk na ciało dziecka podczas gwałtownego hamowania. Gdzie zamontować fotelik? Niemowlęta przewożone w tzw. „nosidełkach” powinny odbywać swoją podróż tyłem do kierunku jazdy na tylnym fotelu samochodu lub na przednim siedzeniu, o ile zostały wyłączone poduszki powietrzne. Główka dziecka jest duża i ciężka w porównaniu do reszty ciała. Kręgi szyjne i mięśnie są dopiero w fazie rozwoju, dlatego tak ważna jest ich ochrona. Foteliki dla starszych dzieci powinny być montowane na tylnym siedzeniu. Najbezpieczniejsze miejsce dla dziecka jest na środkowej części tylnej kanapy, o ile ma ona system ISOFIX (nawet wtedy fotelik powinien być zamocowany za pomocą trzypunktowego pasa bezpieczeństwa). Poza pasami samochodowymi należy przypiąć dziecko pasami bezpieczeństwa zainstalowanymi w foteliku. Jeżeli nie mamy zaczepów ISOFIX w tylnej kanapie, dziecko powinno podróżować za pasażerem, a nie za kierowcą. Na co jeszcze zwrócić uwagę? Pierwszą rzeczą, na którą musimy zwrócić uwagę, jest obudowa. Powinna być ona solidnie wykonana, głęboka oraz mieć odpowiednie zabezpieczenie podczas ewentualnego uderzenia z boku podczas wypadku, powinna również mieć odpowiedni system wentylacji, co zwiększy komfort jazdy maleństwa. Tzw. „nosidełko” powinno mieć pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, które muszą być odpowiednio długie, regulowane oraz wyposażone w ochraniacze chroniące dziecko przed otarciami. Fotelik powinien mieć również tzw. wkładkę redukcyjną, czyli mały materacyk z bocznymi osłonkami, które są dodatkową ochroną dla główki dziecka. Kiedy wymienić fotelik na większy? Tzw. „nosidełka”, czyli foteliki z grupy „0”, powinniśmy wymienić na większe, jeżeli: dziecko osiągnęło wagę 10 kg (lub 13 kg w przypadku fotelika „0+”), nie da się swobodnie zapiać pasów bądź czubek głowy wystaje ponad obrys fotelika. Siedziska z grupy „I” musimy wymienić, gdy dziecko osiągnęło wagę 18 kg bądź linia oczu jest ponad obrysem fotelika. Jeżeli pasy wychodzą na wysokości łopatek, również należy kupić większy fotelik. Foteliki z grupy II–III powinny wystarczyć aż do momentu, kiedy dziecko może już bezpiecznie siedzieć na tylnej kanapie. Bezpieczeństwo dziecka dla każdego rodzica jest dobrem najwyższym. Dlatego pamiętajmy, nie wystarczy zakup fotelika, musi być on odpowiednio dobrany do wzrostu, wagi i wieku dziecka, zamocowany we właściwym miejscu oraz zapięty w samochodowe pasy bezpieczeństwa.
Bezpieczna podroż, czyli jak dobrać fotelik samochodowy odpowiedni do wagi, wzrostu i wieku dziecka?
Każdy z nas, kto choć trochę majsterkuje, spotkał się kiedyś z problemem zapieczonej śruby. Mimo naszych starań i ogromu włożonej siły, czasami niewielka nakrętka po prostu nie chce ustąpić. Nawet czynność tak błaha jak zmiana kół, potrafi wtedy przysporzyć nie lada problemów. Aby nie nadwyrężać mięśni i ułatwić sobie zadanie, można wyposażyć się w klucz pneumatyczny i kompresor. Ten drugi posiada jeszcze szereg innych, praktycznych zastosowań. Klucz pneumatyczny jest urządzeniem przetwarzającym siłę sprężonego powietrza na energię mechaniczną. Dzięki tej funkcji z łatwością możemy odkręcić nawet najbardziej „uparte” śruby lub nakrętki. Wyglądem przypomina on wielki, toporny pistolet albo małą wiertarkę. Na część obrotową nakładamy klucz nasadowy, a od spodu podłączamy przewód doprowadzający sprężone powietrze. Choć budowa takiego urządzenia jest dość skomplikowana, to jego obsługa należy do bardzo prostych i intuicyjnych czynności. Po dobraniu odpowiedniego rozmiaru klucza nasadowego i umieszczeniu go we właściwym miejscu, wystarczy nałożyć sprzęt na śrubę bądź nakrętkę i nacisnąć przycisk. Wówczas maszyna zrobi wszystko za nas, wydając z siebie tylko krótkie „bzzzz”. Ludzka ręka a maszyna Z reguły, gdy staramy się odkręcić zapieczoną parę gwintową, przykładamy do narzędzia niemal całą swoją siłę. Otóż, nie tędy droga. W ten sposób możemy – potocznie mówiąc – „ukręcić śrubie łeb” lub zerwać gwint. Klucz pneumatyczny, dzięki momentowi generowanemu przez sprężone powietrze, wykorzystuje siłę uderzeniową. Krótkimi i bardzo mocnymi szarpnięciami odkręca śrubę lub nakrętkę. Dzięki powstałym wibracjom, ich demontaż staje się znacznie prostszy, a prawdopodobieństwo uszkodzenia – mniejsze. Stworzony, by pomagać box:offerCarousel Wyobraźmy sobie sytuację, w której zmieniamy koła w naszym aucie, np. z letnich na zimowe bądź odwrotnie. Aby wszystko potoczyło się po naszej myśli, musimy w pierwszej kolejności poluzować śruby lub nakrętki w kołach naszego auta. Trzeba to zrobić w momencie, gdy jeszcze spoczywa ono na podłożu. Następnie podnosimy pojazd za pomocą lewarka i dopiero potem ręcznie, po kolei pozbywamy się śrub. Dysponując kluczem pneumatycznym, możemy od razu unieść auto i bez wcześniejszego luzowania odkręcić śruby, dosłownie przy użyciu jednego palca. Dzięki pomocy tego urządzenia nie tylko poruszymy zastałe elementy połączeń gwintowych, ale również ponownie je dokręcimy i to jeszcze w znacznie szybszym tempie. Wystarczy jedynie ręcznie wykonać kilka obrotów, aby upewnić się, że gwint wkręca się jak należy. Następnie przykładamy klucz pneumatyczny, przełączamy go w funkcję dokręcania i dosłownie kilka sekund później śruby bądź nakrętki znajdują się na swoim miejscu. Istotną kwestią jest, aby zawsze po pracy z tym narzędziem, sprawdzić właściwy moment dokręcenia śrub za pomocą klucza dynamometrycznego. Wszak omawiany sprzęt jest tylko urządzeniem mechanicznym, które może w każdej chwili zawieść. Lepiej się więc upewnić, czy śruba lub nakrętka jest wystarczająco mocno dokręcona. Klucze pneumatyczne z wyższej półki często mają regulację momentu dokręcenia, pomaga to dostosować ich moc działania do naszych potrzeb. Dla pewności warto jednak po użytkowaniu wykonać dodatkową kontrolę specjalistycznym narzędziem. Przydatność klucza pneumatycznego jest również nieoceniona przy dokręcaniu bądź odkręcaniu elementów mających możliwość ruchu obrotowego, czyli np. wałków, kół, tarcz, itp. Wykonując tę czynność ręcznie, najprawdopodobniej wprawilibyśmy cały układ w ruch, co znacznie utrudniłoby pracę. Dzięki wspomnianym uderzeniom, można też odkręcać śruby lub nakrętki nawet w obiektach mających zdolność obracania się wokół własnej osi. Oszczędzają nam tym samym zachodu potrzebnego do unieruchamianiem danego elementu. Zakup klucza pneumatycznego nie jest dużym wydatkiem w stosunku do zalet, jakie niesie ze sobą jego posiadanie. Najtańsze egzemplarze znajdziemy już od 100 złotych. Najdroższe, a tym samym najbardziej profesjonalne i przystosowane do odkręcania wybitnie zapieczonych śrub i nakrętek, to niebagatelna kwota osiągająca nawet 3 tysiące złotych. Oczywiście do tzw. „domowego” użytku w zupełności wystarczy nam jego tańsza odmiana. Za około 300 złotych możemy już kupić sprzęt, który z pewnością nas nie zawiedzie. Zobacz też: Przegląd pneumatycznych kluczy udarowych Kompresor – siła napędowa klucza pneumatycznego box:offerCarousel Aby klucz pneumatyczny w ogóle miał szanse zadziałać, konieczne jest doprowadzenie do niego sprężonego powietrza. Do tego właśnie służą kompresory, nazywane również sprężarkami. Silnik zasysa powietrze z otoczenia, a następnie spręża je i wprowadza pod ciśnieniem (sięgającym nawet kilkunastu atmosfer) do zintegrowanego z nim zbiornika. Stamtąd za pośrednictwem gumowego węża o małej średnicy, możemy doprowadzić je do dowolnego urządzenia zasilanego sprężonym powietrzem. Np. do wspomnianych kluczy pneumatycznych, pistoletów do lakierowania czy piaskowania, aerografów lub manometrów, dzięki którym możemy napompować koła w dowolnym pojeździe. Niewiele osób może pochwalić się posiadaniem kompresora w swoim gospodarstwie domowym. Dla większości ludzi jest on po prostu zbędny. Czasem jednak jego obecność w garażu może nam znacząco ułatwić życie. Podstawową wynikającą z tego zaletą, jest możliwość korzystania ze wspomnianych dobrodziejstw klucza pneumatycznego. Pozwala to także na dopompowanie opon w naszym pojeździe w zaciszu własnego podwórka. Niestety wielu kierowców nie jest świadomych tego, że pomiaru ciśnienia w oponach powinniśmy dokonywać na zimnym ogumieniu co najmniej raz w miesiącu. Nawet przejechanie kilku kilometrów zwiększa temperaturę opon w wyniku tarcia o asfalt. Tym samym następuje wzrost ciśnienia wewnątrz nich. Jeżeli zatem napompujemy je tuż po zatrzymaniu pojazdu, będzie ono za małe, nawet o 0,3 bara. Aby wskazania manometru były prawidłowe, należałoby odczekać co najmniej 30 minut przed kontrolą ciśnienia. Mało kto może pozwolić sobie na tak długi postój na stacji benzynowej, na której najczęściej pompujemy opony. Mając kompresor we własnym garażu, możemy bezstresowo odstawić auto choćby i na godzinę, aby po tym czasie uzupełnić ewentualne braki powietrza w ogumieniu. Zobacz też: Polecane kompresory olejowe do 800 zł Z posiadania kompresora wynika jeszcze szereg innych korzyści. Sprężarka umożliwi nam wypolerowanie karoserii naszego auta, oczywiście jeżeli wyposażymy się w odpowiednią maszynę polerską zasilaną właśnie sprężonym powietrzem. Także, gdy odezwie się w nas dusza artysty i zapragniemy spróbować swoich sił w pracy aerografem bądź w lakiernictwie, również bez kompresora się nie obejdzie. Sprężarka powietrza nie jest raczej narzędziem pierwszej potrzeby. Jeśli jednak lubimy majsterkować, z pewnością bardzo ułatwi nam życie. Koszt najtańszego kompresora ze zbiornikiem o objętości 24 litrów i maksymalnym ciśnieniu roboczym 8 barów, to wydatek około 280 złotych. Najdroższe warianty nadające się do użytku domowego lub warsztatowego dysponujące zbiornikami ciśnieniowymi o pojemności 50 litrów i maksymalnym ciśnieniu 11 barów, to wydatek bliski półtora tysiąca złotych. Oczywiście znajdziemy egzemplarze większe, z butlami o objętości nawet 500 litrów, które są znacznie bardziej wydajne. Jednak ze względu na cenę, niejednokrotnie przekraczającą 30 tysięcy złotych oraz gabaryty porównywalne do dużej szafy, nie znajdują one zastosowania w gospodarstwach domowych.
Klucze pneumatyczne i kompresory
Zgodnie z zapowiedzią zaktualizowaliśmy załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro oraz Regulamin Sklepów Allegro. Zgodnie z zapowiedzią zaktualizowaliśmy Załącznik nr 4 do Regulaminu Allegro oraz Regulamin Sklepów Allegro. Aktualizacje dotyczą ograniczenia maksymalnej kwoty prowizji w kategorii Motoryzacja do 50 zł oraz zmiany ceny abonamentu sklepowego z 9,99 zł na 9,90 zł. Zmiany przedstawiamy w pliku PDF. Dodane fragmenty zaznaczyliśmy na zielono, usunięte - na czerwono.
Zmiany w Regulaminie Allegro i Regulaminie Sklepów Allegro
Wybór dobrej i solidnej walizki decyduje o komfortowej podróży. Zakup na szybko nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ obsługa lotniska czy służby celne nie zawsze troszczą się o nasze bagaże. Walizki gorszej jakości czasami nie wytrzymują spotkania z celnikami lub standardowego załadunku na pokład maszyny. W poniższym przeglądzie prezentowane są modele dostępne na Allegro w cenie do 200 zł. Puccini Camerinio EM-50307 Pierwsza walizka w naszym przeglądzie jest od marki Puccini z serii Camerinio EM-50307. To średni bagaż o pojemności 60 litrów, wykonany z trwałego, solidnego, impregnowanego poliestru typu 600D. Czym zaskoczy nas ta walizka? Jest przede wszystkim elegancka. Zamek szyfrowy dba o to, by żadna niepowołana osoba nie dostała się do wnętrza bagażu. Solidne kauczukowe kółka odpowiadają za mobilność i stabilność, a uchwyty na korpusie walizki i wysuwany teleskopowo stelaż ułatwiają przenoszenie i transport. Spód i narożniki są odpowiednio wzmocnione, a wysuwany identyfikator pomoże zlokalizować właściciela w razie zguby. Wittchen Vip Wizzair Jeżeli często podróżujemy liniami lotniczymi Wizzair, idealnym wyborem na podręczny bagaż będzie mała walizka marki Wittchen, ponieważ spełnia wszelkie wymogi bagażu podręcznego. Jest niewielka, ale pojemna, wykonana z odpornego materiału typu ABS. Trwałe i stabilne kółka umożliwiają swobodne prowadzenie bagażu, a dodatkowa rączka i teleskopowy uchwyt są pomocne podczas przenoszenia walizki. Wnętrze jest dość pojemne, a komora główna jest zamykana na suwak. Pasy zabezpieczające chronią bagaż przed przemieszczaniem się podczas transportu. RGL 882 Walizka od RGL model 882 jest dużo większa od poprzedniczek, bo jej wymiary zewnętrzne mieszczą się w granicach 80 cm wysokości, 30 cm głębokości i 49 cm szerokości. Jest to twarda, w całości usztywniana i nieprzemakalna walizka wykonana z karbonu. Łatwo ją czyścić, jest odporna na wszelkie uszkodzenia i nacisk – możemy być pewni, że nasze rzeczy nie zostaną pogniecione, a sprzęty elektroniczne nie ulegną zniszczeniu. Duraluminiowy stelaż jest wbudowany wewnątrz walizki, a dwupoziomowa, teleskopowa rączka i dwie rączki do noszenia (górna i dolna) ułatwiają jej transport. Cztery kauczukowe i obrotowe kółka odpowiadają za całkowitą i bezproblemową mobilność, a możliwość dopasowania koloru jest bardzo prosta, ponieważ RGL oferuje aż 33 różne wzory. Gravit 886 Walizka od Gravitt model 886 (o wymiarach zewnętrznych 75 cm wysokości, 51 cm wysokości, 36 cm głębokości) jest pojemna i stabilna. Została wykonana z materiału typu ABS, a odporność na wilgoć jest maksymalnie podwyższona. Metalowe łożyska i kółka obracające się o 360° to z pewnością ułatwienie podczas długiego prowadzenia bagażu, które nie zawsze odbywa się po gładkim podłożu. Wewnątrz znajduje się przegroda i pasy dbające o prawidłowe mocowanie bagażu. Gravitt Larsen L2 Średnia walizka od Gravitt – Larsen L2. Czym różni się od poprzedniego modelu? Przede wszystkim wymiarami – jest dużo mniejsza: 66 cm wysokości, 43 cm szerokości i 26 cm głębokości. Jeżeli jednak nie mieścimy się podczas pakowania, można bez problemu ją poszerzyć o 6 cm. Wysuwany, lekki stelaż z aluminium, przegroda wewnętrzna z kieszonką na suwak i pasy wewnętrzne stabilizujące bagaż to dodatkowe funkcjonalności, które sprawiają, że podróżowanie staje się samą przyjemnością.
Jesienne podróże – walizki na kółkach do 200 zł
Jak kupić dobrą drabinę? Jakie charakterystyki warto wziąć pod uwagę przed kupnem? Czym musi się charakteryzować solidna drabina? Sprawdźmy! W każdym mieszkaniu mała drabina jest sprzętem niezastąpionym. Jest używana podczas remontu, a także świetnie się sprawdza podczas kosmetycznych napraw w domu. Posiadacze ogrodu powinni zastanowić się nad wybraniem odpowiedniego modelu, by drabina nie tylko była stabilna, ale również wystarczająco wysoka. Sezonowe przycinanie gałęzi wówczas będzie dziecinnie proste. Jak kupić solidną drabinę? Na jakie parametry warto zwrócić szczególną uwagę? Jakie modele należy wybrać do mieszkania, a które rodzaje idealnie się sprawdzą na budowie czy w dużym domowym gospodarstwie? Przedstawiamy kilka użytecznych informacji oraz sprawdzone rady od majsterkowiczów, które będą przydatne przed dokonaniem zakupu. Rodzaje drabin Na rynku znajdziemy szeroki wybór drabin różnego rodzaju i przeznaczenia. Większość modeli różni się gabarytem, wysokością, stabilnością oraz kilkoma innymi charakterystykami, o których piszemy poniżej. Pierwszą rzeczą, nad którą warto się zastanowić, jest przeznaczenie sprzętu. Do czego właściwie potrzebujemy drabiny? Modele do małego mieszkania z pewnością nie będą odpowiadać wymaganiom działkowiczów prowadzących własny ogród. Krótkie zastanowienie się nad tym tematem pomoże nam odpowiednio zainwestować w dobry sprzęt. Przecież kupujemy sprzęt na lata, a nie tylko do jednego remontu. Jakie istnieją rodzaje drabin? Drabina rozstawna idealnie się sprawdzi w warunkach domowych. Możemy znaleźć modele zarówno dwuelementowe (tzw. rozkładane), jak i typy wysuwane. Te ostatnie idealnie się sprawdzą szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z wysokością ok. 3-5 metrów. Drabiny rozstawne są przeznaczone przede wszystkim do prac wewnątrz domu. box:offerCarousel Drabina przystawna z kolei koniecznie wymaga podparcia w postaci np. ściany. Składa się zazwyczaj z belek połączonych szczeblami. Może mieć różną wielkość, dzięki czemu świetnie się sprawdzi zarówno w wysokich domach, jak i na budowie czy w ogrodzie. Jeśli wybieramy ten rodzaj, warto zwrócić szczególną uwagę na to, czy wybrany przez nas model jest wyposażony w dodatkowe zaczepy, przy pomocy których zamocujemy drabinę do podparcia. W taki sposób zapewnimy sobie stabilność oraz bezpieczeństwo pracy. box:offerCarousel Z reguły dwa wymienione powyżej modele całkowicie wystarczą zarówno podczas remontu, jak i w trakcie prac ogrodowych. Do bardziej zaawansowanych projektów możemy użyć drabiny przegubowej lub teleskopowej. Modele te charakteryzują się większą długością oraz stabilnością konstrukcji. Niektóre z nich idealnie mogą się sprawdzić w roli np. rusztowania. Na co zwrócić uwagę przed kupnem drabiny? Dzięki odpowiednio dobranym charakterystykom będziemy mogli dopasować rodzaj, cenę oraz funkcje drabiny do naszych potrzeb, a w taki sposób inwestycja w sprzęt będzie jak najbardziej udana. Co warto wziąć pod uwagę przed zakupem? Po pierwsze, wysokość. Jeśli sprzęt będziemy używany wyłącznie wewnątrz domu, drabina o długości 2-3 metrów całkowicie wystarczy. Jeśli wybieramy model do prac zaawansowanych, radzimy zmierzyć wysokość powierzchni, na której pracujemy, i dostosować model do swoich wymagań. Po drugie, koniecznie warto zwrócić uwagę na materiał wykonania. Na rynku znajdziemy modele aluminiowe, stalowe, drewniane czy z włókna szklanego. Te pierwsze cieszą się ogromną popularnością w polskich domach. Należy jednak pamiętać, że pod względem odporności na ciężar ten materiał sprawdza się dość kiepsko. Stalowe modele są nieco cięższe i idealnie się sprawdzają, gdy mamy do czynienia z większymi ciężarami. box:offerCarousel Po trzecie, radzilibyśmy sprawdzić stabilność drabiny. Powinna nie tylko być równa w swojej podstawie, ale również być wyposażona w dodatkowe elementy ochronne. Mogą to być np. zaczepki, stabilizatory czy zabezpieczenia antypoślizgowe na stopniach. Na koniec radzimy postawić na sprawdzone marki, które są gwarancją jakości produktu. Znani producenci, których możemy polecić, to m.in. Faraone, Krause, Drabex, Itoss czy Aloss. Drabina należy do uniwersalnego sprzętu, który warto posiadać w swoim domu czy mieszkaniu. Przed wyborem należy zastanowić się, do czego tak naprawdę potrzebujemy drabiny. Warto także zwrócić uwagę na podstawowe charakterystyki wybranego modelu, czyli sprawdzić materiał wykonania i stabilność drabiny. Tylko wtedy nasza inwestycja będzie udana.
Kupujemy drabinę – na co zwrócić uwagę?
W Polsce zapanowała prawdziwa moda na drony. Nagle, w ciągu zaledwie kilku miesięcy, w ofercie wielu producentów pojawiły się zdalnie sterowane maszyny. Ceny są mocno zróżnicowane i zaczynają się już od kilkuset złotych. Nie ulega jednak wątpliwości, że na naprawdę dobrego drona trzeba wydać kilka tysięcy. W kwocie do 4000 zł można znaleźć już bardzo ciekawe modele. Dron to inaczej bezzałogowa maszyna latająca, która jest sterowana zdalnie przez operatora. Wielu może się to kojarzyć z zabawkami. Po części to prawda. Jednak porządny dron to urządzenie zupełnie innego kalibru. Może służyć do nagrywania niesamowitych filmów lub robienia zdjęć z perspektywy normalnie niedostępnej dla fotografa. Yuneec Typhoon Q500 4K Yuneec Typhoon Q500 4K to bardzo zaawansowany dron w cenie około 3800 zł. Model jest niezwykle łatwy w sterowaniu. To przede wszystkim zasługa aż 6-osiowego systemu stabilizacji. W zestawie z dronem otrzymujemy także kamerę, która pozwala na kręcenie filmów 4K z prędkością 30 klatek na sekundę lub Full HD z prędkością aż 120 klatek na sekundę. Można ją obracać w 3 osiach, a obraz jest bezprzewodowo przesyłany na 5,5-calowy ekran, umieszczony na jednostce sterującej. Akumulator ma pojemność 5400 mAh. Zasięg sterowania to około 800 metrów. DJI Phantom 3 Advanced DJI Phantom 3 Advanced to niezwykle ciekawy dron, za którego trzeba dać około 3400-3900 zł. W tej cenie otrzymujemy urządzenie wyposażone w system stabilizacji GPS i sensor dźwiękowy, który wspomaga latanie. Nowoczesny pilot sterowania ma uchwyt na smartfon lub tablet, które można połączyć z dronem dzięki dedykowanej aplikacji. DJI Phantom 3 Advanced ma w zestawie kamerę z nagrywaniem w rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 pikseli. W komplecie znajduje się także wymienna bateria, która pozwala na około 20 minut lotu. Zasięg tego modelu to aż 3,5 km. 3DR Robotics SOLO 3DR Robotics SOLO wyposażony jest w akumulator o pojemności 5200 mAh, którego maksymalna żywotność to 25 minut lub 20 minut z włączoną kamerą i gimbalem. Dron osiąga prędkość do 88,5 km/h oraz wysokość 121,9 metrów powyżej poziomu gruntu. W zestawie znajduje się 3-osiowy gimbal, który można obsługiwać w trakcie lotu. Współpracuje on z kamerami GoPro, między innymi HERO3 oraz HERO4. Wideo można w takiej sytuacji bezprzewodowo przesyłać w czasie rzeczywistym na telefon lub tablet z odpowiednią aplikacją. 3DR Robotics SOLO waży około 1,5 kg (1,8 kg z gimbalem i kamerą). Ma cztery samokontrolujące śmigła. Jego cena to około 3500-3800 zł. Walkera QRX350PRO RTF4 Walkera QRX350PRO RTF4 można kupić w cenie mniej więcej 3900 zł, co czyni z niego bardzo ciekawą alternatywę dla droższych wariantów. Zaletą tego modelu jest stosunkowo daleki zasięg, który wynosi 1 km. Wbudowany akumulator pozwala na maksymalnie 25 minut lotu. Mniej doświadczeni użytkownicy z pewnością docenią przycisk szybkiego powrotu do bazy razem z automatycznym lądowaniem. Dron jest także wyposażony w 3-osiowy gimbal, na którym zamontowano kamerę o rozdzielczości Full HD 1920 x 1080 pikseli. Gimbal współpracuje także z kamerami z serii GoPro Hero. W zestawie znajdują się zapasowe śmigła. W sprzedaży są też tańsze wersje w cenie nawet 2000 zł. DJI Phantom 3 Standard DJI Phantom 3 Standard to nieco tańsza wersja modelu Advanced. Pomimo niewiele gorszych parametrów za drona zapłacimy sporo mniej. Jego cena oscyluje w granicach 2300-3000 zł. Już w takiej kwocie otrzymujemy kamerę nagrywającą w rozdzielczości 4K Ultra HD, czyli 4096 x 2160 pikseli. Dzięki wbudowanemu WiFi urządzenie może bezprzewodowo przesyłać obraz w czasie rzeczywistym na dystansie nawet 700 metrów. Producent deklaruje, że akumulator pozwala na maksymalnie 25-minutowy lot. W cenie 3000-4000 zł można kupić już bardzo dobrego drona z wysokiej jakości kamerą w zestawie.
Polecane drony w cenie do 4000 zł
Buty „wodne” to niezbędny ekwipunek osoby wybierającej się na letni urlop w pobliżu akwenów. Chropowate dno morza, skały, kamienie, rozbite szkło mogą uszkodzić stopy. Aby odpowiednio je zabezpieczyć, warto się zaopatrzyć w wygodne i modne buty do wody. Damska moda plażowa Oferta producentów butów do pływaniajest naprawdę spora i każda kobieta powinna dobrać odpowiedni dla siebie model, który nie popsuje jej letniej stylizacji, natomiast będzie jej dopełnieniem. Z roku na rok producenci starają się urozmaicać swoje oferty, aby każdy mógł znaleźć odpowiadający mu kolor i wzór. Do wyboru mamy obuwie w stonowanych, ciemnych barwach, w dwóch dopasowanych do siebie odcieniach, a także z neonowymi akcentami dla odważnych pań, które chcą zostać zauważone. Rodzaje butów do wody Do zabezpieczenia naszych stóp przed urazami służą trzy rodzaje butów wodnych: Buty gumowe – wykonane w całości z gumy doskonale dopasowują się do kształtu stóp i chronią je przed kontaktem z twardymi i ostrymi powierzchniami. Ich sporym minusem jest nieprzewiewność. W bardzo gorący dzień noszenie gumowych butów może być uciążliwe. Buty ze wzmocnioną podeszwą – jeśli planujemy wakacje na bardzo kamienistych plażach, np. w Chorwacji, buty z twardą podeszwą mogą się okazać strzałem w dziesiątkę. Wzmocniona antypoślizgowa podeszwa sprawdzi się zarówno podczas spaceru brzegiem morza, jak i w trakcie pływania. Buty wykończone są najczęściej szybkoschnącym materiałem w połączeniu z siateczką, która gwarantuje świetną oddychalność. Zamiast materiału producenci stosują także piankę neoprenową, która nie nasiąka wodą. Buty z miękką podeszwą – wybierane bardzo chętnie przez amatorów takich sportów wodnych, jak windsurfing czy żeglarstwo z uwagi na świetną przyczepność. Takie obuwie zapewnia użytkownikowi stabilność i pozwala w pełni cieszyć się uprawianiem wybranego sportu. Tak jak w butach z twardą podeszwą wierzch to najczęściej wytrzymała i przewiewna siatka, pianka neoprenowa lub materiał szybkoschnący. Markowe obuwie do pływania Różnice cen między poszczególnymi modelami są dość spore. Za najtańsze damskie obuwie do wody zapłacimy około 10 zł, za najdroższe markowe modele nawet ponad 150 zł. W wypadku droższych płaci się nie tylko za markę, ale też jakość wykonania, użyte materiały oraz komfort użytkowania. Z wielu modeli dostępnych na rynku warto wyróżnić: Buty Speedo Zanpa – bardzo wytrzymałe i niezwykle wygodne, chroniące stopy przed kontaktem ze skałami, rafą koralową, jeżowcami. Dzięki swojej lekkości idealnie sprawdzą się również podczas pływania. Speedo Zanpa wykonano z doskonale przylegającej gumy, a ich antypoślizgowa podeszwa zapewnia bezpieczeństwo na mokrych i śliskich powierzchniach. Za ten model musimy zapłacić ponad 70 zł. Buty do wody Adidas– bardzo wygodne, wykonane z materiałów syntetycznych i tekstylnych. Mają elastyczną podeszwę zapewniającą doskonałą przyczepność do mokrych powierzchni, są przewiewne i szybkoschnące. Za buty Adidasa zapłacimy około 100 zł. Buty do pływania Aqua Speed – wykonane z wysokiej jakości materiałów syntetycznych gwarantują wygodę użytkowania i są bardzo trwałe. Świetnie chronią przez otarciami i uszkodzeniami stóp spowodowanymi przez kamienie lub szkło. Szeroka gama kolorystyczna sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie. Cena obuwia do wody marki Aqua Speed wynosi około 30 zł. Buty na plażę Brugi– znajdą zastosowanie nie tylko na plaży, ale też na desce surfingowej lub żaglówce. Ich silikonowa podeszwa chroni przed poślizgnięciem się na mokrych powierzchniach. Dzięki wyjmowanej wkładce można je szybko i łatwo osuszyć, a wysokiej jakości materiał, z którego je wykonano, sprawdzi się zarówno w słodkiej, jak i słonej wodzie. Dodatkową zaletą butów Brugi jest ściągacz, umożliwiający idealne dopasowanie do stopy. Kosztują około 30 zł.
Najmodniejsze buty do pływania dla pań
Snab Jukebox JB-11 to najnowszy głośnik w ofercie polskiej marki Snab. Metalowa obudowa skrywa monofoniczny głośnik o średnicy 40 mm i mocy 5 W, który ma zapewnić wyjątkowe brzmienie i komfortowe rozmowy. Czy rzeczywiście tak jest? Snab znany jest ze świetnych słuchawek dokanałowych i nausznych oraz bardzo dobrego i taniego głośnika Bluetooth – Jukebox JB-1. Aktualnie model ten nie jest już dostępny, ale swego czasu oferował angażujące brzmienie w niskiej cenie. Producent wprowadził niedawno do sprzedaży dwa nowe głośniki – mały i monofoniczny JB-11 oraz większy i stereofoniczny JB-21. Mają zupełnie inny design, są wykonane dużo lepiej niż JB-1, ale nadal nie są drogie. Testowany JB-11 kosztuje 129 zł, a większy JB-21 jest droższy o 40 zł. Specyfikacja Snab Jukebox JB-11 interfejs: Bluetooth 4.2 z HFP 1.5, A2DP 1.2, AVRCP 1.5 zasięg: 10 m przetwornik: 40 mm moc: 5 W akumulator: 2000 mAh/3,7 V funkcje: obsługa rozmów z HD Voice czas pracy: 10 godzin rozmów, 5 godzin odtwarzania muzyki czas ładowania: 3–4 godziny (1 A) wymiary: 88 x 88 x 27,5 mm masa: 192 g Wyposażenie Niewielkie i estetyczne pudełko skrywa głośnik, instrukcję obsługi oraz kabel USB do ładowania. Ten ostatni zakończony jest wtyczką microUSB, mierzy 44 cm (bez uwzględniania wtyków) i jest w całości biały. Instrukcja obsługi to niewielka książeczka w języku polskim, szczegółowo opisująca urządzenie i jego obsługę. Wygląd Przy pierwszym kontakcie JB-11 robi niesamowite wrażenie, szczególnie w porównaniu do plastikowego poprzednika. Wzornictwo jest charakterystyczne dla wielokrotnie droższych urządzeń, to minimalizm w stylu Apple, chociaż biorąc pod uwagę półkę cenową, głośnik skojarzyć należy raczej z designem urządzeń Xiaomi. Nie zawodzi także wykonanie – obudowa głośnika zrobiona została z jednego kawałka aluminium. Ciekawie prezentuje się kolorystyka – JB-11 z początku wydaje się szary, ale jego barwa wpada w ciemny błękit. Obudowa jest ziarnista i delikatnie się mieni. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase JB-11 ma formę kostki o bokach 8,8 cm i grubości wynoszącej prawie 2,8 cm. Rogi obudowy zostały wyraźnie zaokrąglone, a krawędzie efektownie pościnane. Pokrywę zdobi nietypowa maskownica, ma postać nieregularnych, precyzyjnie nawierconych otworów ustawionych w rzędzie – przypominają one strugi deszczu. Można przez nie dojrzeć głośnik monofoniczny wraz z umieszczoną tuż obok niego pasywną membraną. W jednym z rogów znajduje się płaski przycisk z białym podświetleniem. Trzy boki pozostały puste, a na czwartym widać uproszczony interfejs. Gniazdo microUSB wraz z dwoma szczelinami zostało umieszczone tuż przy dolnej krawędzi. Sam spód jest w całości ogumowany grubą warstwą silikonu. W rogach znajdują się cztery nóżki, są one miękkie i wytłoczone w materiale. Obsługa Nie tylko design jest minimalistyczny. Maksymalne uproszczony został także interfejs i obsługa, co niestety budzi pewne wątpliwości. Do dyspozycji jest tylko jeden przycisk oraz jedno gniazdo – zabrakło złącza 3,5 mm do analogowej transmisji muzyki. Nie można więc oszczędzać baterii, korzystając z kabla, a niemożliwe jest też podłączenie urządzenia bez interfejsu Bluetooth. Głośnik bardzo stabilnie trzyma się blatu mebla, a jego wymiary są wręcz kieszonkowe. Trzeba jednak uważać na dosyć ostre dolne krawędzie – szkoda, że nie zostały one złagodzone. Urządzenie może pracować tylko w jednej pozycji – maskownicą do góry, różni się pod tym względem od większego modelu JB-21. Szkoda, że zabrakło nóżek na węższym boku, wtedy głośnik mógłby działać także w pozycji pionowej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Włączeniu głośnika towarzyszy przyjemna dla ucha melodia, a przy pierwszym uruchomieniu parowanie rozpoczyna się automatycznie. Proces jest szybki i bezproblemowy, ale kolejne parowanie będzie wymagać usunięcia głośnika z poprzednio używanego źródła Bluetooth. Włącznik odpowiada także za obsługę muzyki – dwukrotne wciśnięcie zmienia utwór na następny, trzykrotne włącza poprzednią piosenkę, a pojedyncze pauzuje muzykę. Włącznik służy również do odbierania i odrzucania połączeń (pojedyncze wciśnięcia oraz przytrzymanie). Szkoda, że nie ma regulacji głośności – dostosowywać ją trzeba z poziomu smartfona. Dioda sygnalizująca jest w pierwszej szczelinie, obok gniazda microUSB – informuje o poszczególnych procesach oraz poziomie baterii. Druga szczelina skrywa mikrofon, który pozwala na obsługę rozmów w wysokiej jakości. W praktyce nie mogłem narzekać na przekaz głosu i jego czytelność. Czas pracy na baterii jest standardowy. Snab Jukebox JB-11 może odtwarzać muzykę do 5 godzin, ale działanie wydłuży się, jeśli skorzystamy z niższych poziomów głośności. W przypadku rozmów jest lepiej, głośnik wytrzyma około 10 godzin konwersacji. Brzmienie Pod względem dźwięku głośnik jednocześnie zachwyca i zawodzi. Bardzo dobre wrażenie robi wysoka rozdzielczość. Brzmienie jest niezwykle bezpośrednie i klarowne, szczególnie biorąc pod uwagę cenę urządzenia. Określenie dźwięku mianem krystalicznego nie będzie przesadą. Niestety jednocześnie bas jest mocno uszczuplony, wręcz ścięty. Wiadomo, że nie można wiele wymagać od małego głośnika o mocy 5 W, ale niewielki poprzednik serwował więcej niskich tonów. Fani nowoczesnej muzyki elektronicznej, rapu czy popu, którzy twierdzą, że bas jest najważniejszy, raczej nie będą zadowoleni z JB-11. Niskie tony występują w sposób symboliczny – słychać linie basowe kontrabasu, gitary basowej lub cyfrowych sampli, ale są one bardzo lekkie i łagodne. Nie ma co liczyć na wibrujące brzmienie ani uderzenie basu. Słychać, że priorytet miała czystość dźwięku i czytelny charakter brzmienia. Pasmo średnie jest bardzo bliskie. Dobrze brzmią zarówno żeńskie, jak i męskie głosy, przyjemnie wybrzmiewają smyczki i gitary oraz instrumenty dęte. Pasmo jest zaskakująco szczegółowe i jasne, biorąc pod uwagę niską cenę głośnika, ale jeszcze nie męczy, nie syczy i nie kłuje w uszy. Z racji uszczuplenia basu Jukebox JB-11 sprawdza się lepiej w muzyce akustycznej, starszym popie lub elektronice, a także lżejszych rockowych utworach. Nie ma co liczyć na masywne brzmienie ciężkich gitar – mocniejszy rock lub metal mogą brzmieć jazgotliwie. To raczej sygnatura do jazzu, bluesa czy lżejszej alternatywy. Sopranu jest wyraźnie więcej od basu. W efekcie dźwięk jest bardzo przejrzysty i czysty – nie ma wrażenia dystansu, wycofania lub przyciemnienia. W muzykę nie trzeba się wsłuchiwać, jest prezentowana w sposób niezwykle bezpośredni. Dodaje to utworom dynamiki – talerze perkusyjne brzmią wyraźnie i rytmicznie, a przy tym nie zlewają się. Smyczki nie są zgaszone, podobnie jak solówki gitar czy wysokie wokale. JB-11 jest monofonicznym głośnikiem, zatem nie ma co liczyć na wyjątkowo efektowną przestrzeń. Sytuację ratuje skierowanie wylotu dźwięku ku górze – w rezultacie muzyka wybrzmiewa w pionie, tworzy jakby obłok dźwięku, który bez problemu dociera do uszu i słychać go dookoła. Nie można liczyć na wyjątkową moc, ale za to głośnik nie trzeszczy na wysokich poziomach głośności. Na zewnątrz może zabraknąć mocy, brzmienie jest jednak odpowiednio donośne nawet w większym pomieszczeniu. Podsumowanie Jukebox JB-11 to głośnik, który ma się czym pochwalić. Jego design wpada w oko, jakość materiałów jest wysoka, a obsługa prosta. Zważywszy na fakt, że dostępny jest jedynie pojedynczy przycisk wielofunkcyjny, możliwości są spore. W tej cenie brzmienie sopranu i średnicy robi bardzo dobre wrażenie – dźwięk jest szczegółowy, czysty i wysokiej jakości. Przyjemnie słucha się wielu lżejszych gatunków muzycznych. Gorzej, gdy to bas ma być priorytetowy. Efektowne gatunki muzyczne nie brzmią najlepiej – wyraźnie brakuje wsparcia chociaż w wyższym basie. Brzmienie jest więc chude i może nie spodobać się fanom wyjątkowo rozrywkowego dźwięku. Trzeba pamiętać, że małe głośniki nigdy nie dostarczą zjawiskowych niskich tonów, ale JB-11 pod tym względem ustępuje poprzednikowi, a także małemu JBL GO, który ma jednak gorsze pozostałe pasma. Opłacalność zakupu zależy od potrzeb. Jeśli słuchamy lżejszej muzyki i liczy się design, JB-11 można szczerze polecić. Gdy jednak jest to sprawa drugoplanowa, a bardziej zależy nam na efektowności i basie, to lepiej odpuścić sobie zakup tego głośnika i rozważyć wybór JBL GO (test). Zalety: kieszonkowe wymiary; świetne wykonanie; piękne wzornictwo; bardzo prosta obsługa, ale spore możliwości; wbudowany mikrofon oraz Bluetooth w wersji 4.2; bardzo klarowne i czyste brzmienie świetne do lekkiej muzyki. Wady: duże braki w niższych pasmach; brak wejścia 3,5 mm; mocno uproszczony panel sterowania.
Test Snab Jukebox JB-11 – kieszonkowy głośnik Bluetooth
W modzie – tak samo jak w życiu – historia lubi się powtarzać. Do łask wracają plisy. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu plisowane spódniczki nosiły głównie dziewczynki w czasie większych uroczystości szkolnych, potem ten sposób układania materiału wykorzystywano w eleganckich bluzkach i sukniach. Dziś, po długim czasie, plisy znów pojawiły się w różnych formach na modowych wybiegach. Trochę teorii Plisy to nic innego jak zagięcia tkaniny zbliżone formą do harmonijki. Uzyskuje się je dzięki precyzyjnemu ułożeniu materiału, a następnie zaprasowaniu lub częściowemu, trwałemu zaszyciu. Utrwala się je za pomocą prasowania z użyciem pary lub pod ciśnieniem. Plisy mogą być szersze i węższe, mogą mieć różną głębokość i niekoniecznie muszą być identyczne. Nadają tkaninie ciekawy wygląd i formę. Ubiory wykonane z lekkich, zwiewnych tkanin ozdobionych plisami nabierają bardziej wyrafinowanego charakteru. Plisowane grubsze materiały wzmacniają wrażenie szyku i elegancji. Plisy wykorzystuje się do ozdabiania bluzek, sukienek, a plisowane spódnice przeszły wręcz do klasyki. Trochę praktyki Na bazie plisowanej spódnicy można stworzyć niezliczoną ilość stylizacji. Ci, którzy pamiętają plisy w wydaniu sprzed kilkudziesięciu lat, mogą być zaskoczeni mnogością rozwiązań. Te wspaniałe spódnice można nosić w stylu typowo miejskim, jako element stroju do pracy, ale także stworzyć znakomity look wieczorowy z ich udziałem. Zarówno spódnice, jak i sukienki z cienkich, nawet lekko przezroczystych materiałów, tworzą doskonałe stylizacje wakacyjne i typowo plażowe. Plisowane spódnice, suknie, bluzki, a nawet spodnie są bardzo wdzięcznym ubiorem, ale jednak lekko poszerzającym sylwetkę. Szczupłe, wysokie panie mogą do woli bawić się takimi formami strojów. Kobiety o figurze jabłka powinny wybrać raczej prostą tkaninę. Znacznie lepiej będą wyglądały w spódnicach po prostu lekko rozkloszowanych. Dziewczyny o figurze gruszki będą zadowolone ze swojego wyglądu, jeśli wybiorą plisowaną bluzkę zamiast spódnicy, która optycznie powiększy górną część tułowia, co też świetnie sprawdza się w przypadku mniejszego rozmiaru biustu. Niskie osoby powinny zrezygnować z długich spódnic, bo to ujmie im optycznie jeszcze kilka centymetrów. Trochę gotowych sugestii Pomysłów i możliwości na stylizacje z wykorzystaniem przepięknych plis jest wiele. Plisowana spódnica o długości sięgającej w okolice kolan wraz z prostą, koszulową bluzką i czółenkami to odpowiedni ubiór do pracy dla pań o smukłej sylwetce. Ponieważ plisy są bardzo dekoracyjną formą ozdoby materiału, bluzka powinna być więc jednobarwna co podkreśli piękną spódnicę. Po pracy wystarczy zmienić koszulę na dopasowany top, a buty na szpilki. Tak bardzo łatwo można stworzyć strój na miły wieczór w gronie przyjaciół. Na bazie takich spódnic powstają też doskonałe stylizacje typowo wieczorowe, nawet na bardzo eleganckie okazje. Zwiewna, asymetryczna spódnica w połączeniu ze szpilkami lub butami na koturnie, uzupełniona skromną, dopasowaną bluzką będzie z powodzeniem nadawać się na duże wyjścia. Wówczas też można zdecydować się na eleganckie, plisowane sukienki, które w ostatnim czasie zdominowały najbardziej znane pokazy mody. Na co dzień, kiedy chodzimy po zakupy, załatwiamy miliony spraw, plisowana spódnica w połączeniu ze zwykłym T-shirtem ibalerinamizapewnia świetny wygląd oraz duży komfort. W chłodniejsze dni do całej stylizacji można dodać kardigan, który będzie bardzo dobrze współgrał z całością. Długa, plisowana spódnica jest też świetną podstawą do stworzenia rockowego looku. Jeżeli połączona zostanie z topem i skórzaną ramoneską, to otrzymamy stylizację doskonale pasującą na wiele okazji – jeśli dodamy do niej buty sneakersy i torebkę w formie plecaka, to strój będzie miał charakter bardziej niezobowiązujący. Jeśli jednak zdecydujemy się na czółenka i małą, elegancką torebeczkę, to całej stylizacji nadamy bardziej formalnego charakteru. Ramoneskę można też zastąpić jeansową kurtką, a sneakersy zamienić na trampki. Taki zabieg spowoduje, że strój nabierze charakteru casualowego. Plisowana spódnica jest bardzo wdzięczną częścią garderoby. W zależności od ogólnej stylizacji, dobranych dodatków, znajdzie ona zastosowanie praktycznie w każdej sytuacji. Jeżeli jeszcze nie macie tego typu spódnicy w szafie, to uzupełnijcie ten brak. To spowoduje, że stwierdzenie „nie mam co na siebie włożyć” znacznie rzadziej będzie padało z waszych ust.
Jesienny hit – plisowana spódnica
Czyste i lśniące siodło wizytówką każdego współczesnego kowboja! Ale jak o nie dbać? Mowa oczywiście o siedzisku motocykla. Sposobów jest wiele, część z nich pamięta czasy króla Ćwieczka. Podpowiadamy więc, czym najlepiej smarować kanapę. Zacznijmy od tego, że motocyklowe siedziska dzielą się z zasady na skórzane i sztuczne. Te pierwsze najczęściej montuje się w tzw. chopperach czy cruiserach, spotykamy je również w motocyklach klasycznych – a więc starych. Skóra ma oczywiście określoną trwałość, więc trzeba się mocno postarać, by służyła nam przez długie lata. Można ją zastąpić tzw. skórą ekologiczną bądź innym sztucznym tworzywem, z którego wykonuje się wierzchnią warstwę. Spotykane są również siedziska bez obicia – podobne do rowerowych, wykonane po prostu z jednego kawałka tworzywa. Te ostatnie stosowane są w motocyklach sportowych, enduro czy crossowych. Domowe sposoby Podstawową zasadą smarowania i konserwacji siodła jest nieużywanie do tego substancji dających poślizg. Już niejeden jeździec boleśnie obił sobie wrażliwe części ciała o bak podczas ostrego hamowania. W środowisku motocyklistów krąży wiele porad dotyczących konserwacji siodła. Wśród nadających się do tego substancji wymieniane są: parafina, wazelina, gliceryna, olej roślinny, środki do konserwacji siodeł jeździeckich, olejki dla niemowląt czy krem Nivea. Cóż, ile osób, tyle opinii. Faktem jest, że jeśli coś wygląda na głupie, ale działa, to głupie nie jest. Przetarcie obicia którąś z tych substancji – w niewielkiej ilości! – nie powinno zaszkodzić. Z reguły jednak nie należy do tego używać środków przeznaczonych do pielęgnacji skóry, czyli kosmetyków. Mają one zupełnie inne właściwości, które raczej nie wpłyną pozytywnie na tapicerską skórę, naturalną czy sztuczną. Jednakże wybór środków do czyszczenia i konserwacji siedzisk motocyklowych nie jest przesadnie duży, są one też droższe, niż sposoby „domowe”. Najtrudniej jest oczywiście ze skórą. Proces jej konserwacji musimy zacząć od usuwania zabrudzeń. Nadają się do tego w zasadzie wszystkie środki do czyszczenia tapicerki skórzanej. Warto jednak zacząć od miejsca niewidocznego – zalecają to wszyscy producenci chemii, problemy zdarzają się rzadko, ale lepiej dmuchać na zimne. Jeśli chodzi o ściereczkę, najlepiej wybrać mikrofibrę, która delikatnie usunie zabrudzenia. Jeśli skóra jest lekko podniszczona, z powodzeniem możemy użyćkremu do renowacji. W ten sposób nawilżamy skórę. Jak wspomniano, wielu motocyklistów wykorzystuje do tego celu różne „domowe” środki. Wydaje się, że użycie lekkiej parafiny bądź cienkiej warstwy wazeliny nie powinno zaszkodzić. Oczywiście mówimy nie o zapaćkaniu całej kanapy, ale o delikatnym posmarowaniu – odrobina cieczy czy mazi na ściereczkę i wcieramy. Ma to być ilość, która jest w stanie się wchłonąć i nie dać „poślizgu”. Na sam koniec można również użyć jakiegoś środka, który zapewni skórze wodoodporność –impregnatu. Czym wyczyścić sztuczną skórę? W zasadzie nadadzą się do tego preparaty do mycia tapicerki, siedzisku nie powinno też zaszkodzić mycie szamponem – podczas czyszczenia motocykla i tak pewnie je zmoczymy. Przydatne są równieżściereczki do tapicerki. Zajmują niewiele miejsca, więc można je wozić ze sobą i czyścić zabrudzenia na bieżąco. Impregnat również nie zaszkodzi, upewnijmy się jednak, że środki te nie spowodują, iż siedzisko stanie się śliskie, ani nie zabarwią kanapy, bo paradowanie z brązowym śladem na pupie nie wpłynie pozytywnie na nasz wizerunek.
Jak konserwować kanapę motocykla?
Zimą należy wychodzić z dzieckiem na świeże powietrze. Trzeba tylko odpowiednio się do tego przygotować, tzn. chronić delikatną skórę dziecka przed niebezpiecznymi skutkami mrozu, wiatru i słońca. Na czym polega prawidłowa pielęgnacja zimą? Zima bywa niebezpieczna Piękny biały śnieg, zabawy na sankach, nartach, ze śnieżkami – to obraz opisywany najczęściej na ilustracjach, nie tylko w książkach dla najmłodszych. Trzeba zdawać sobie jednak sprawę z tego, że zima potrafi przysporzyć wielu problemów i negatywnie wpłynąć na zdrowie każdego człowieka. W przypadku małych dzieci niezbędna jest dodatkowa pielęgnacja ich delikatnego ciała. Powód jest dość prosty – ich buzia w tej porze roku narażona jest na nadmierne wysuszenie i nierzadko popękanie, spowodowane dużymi różnicami temperatur, ale także mrozem czy suchym powietrzem. To wszystko ma znaczący wpływ na malucha. Trzeba zatem wiedzieć, co, kiedy i jak używać, by małe dziecko mogło cieszyć się z uroków tej, bądź co bądź, pięknej pory roku. Przygotuj pomieszczenie na zimę W domu ciepło, na zewnątrz mokro, mroźnie i zimno – różnice temperatur mogą znacząco wysuszyć nie tylko śluzówkę, ale także skórę dziecka. Niezbędne jest zatem częste wietrzenie pomieszczeń, utrzymywanie odpowiedniej temperatury i wilgotności w pokojach. Kiedy jest za ciepło, dochodzi do przegrzania się ciała dziecka, co powoduje pocenie się, a stąd już krok do przewiania i choroby. Aby tego uniknąć, należy przestrzegać prostej zasady stabilizacji temperatury w pomieszczeniach – 20–22 stopnie Celsjusza w dzień, 18 stopni nocą. By mieć większą pewność, warto zaopatrzyć się w termometr pokojowy albo taki z podwójną funkcją sprawdzającą stopnie Celsjusza zarówno w pokoju, jak i na zewnątrz. Na rynku dostępnych jest wiele modeli: Termometr drewniany. Termometr plastikowy. Termometr elektroniczny wewnętrzny. Termometr elektroniczny zewnętrzny i wewnętrzny. Dodatkowym sprzętem sprawdzającym wilgotność w pokoju jest higrometr. Cena jest symboliczna, a użytkownik ma pewność, czy zalecane 40–60 procent wilgotności jest utrzymane. Jeżeli z jakichś powodów trudno jest ustabilizować zalecane poziomy temperatury czy wilgotności powietrza, trzeba zastanowić się nad dokupieniem do domu nawilżaczy powietrza, których na rynku jest również wiele rodzajów. Wszystkie te dodatkowe sprzęty pozwalają zadbać o zdrowie dziecka, ale zapobiegają też przesuszeniu się skóry. Oprócz tego warto przestrzegać zasady prawidłowego ubierania malucha. Co i jak nosić zimą? Skóra dziecka jest bardzo delikatna, ale nie tylko na twarzy. Całe ciało narażone jest na przegrzanie, jeżeli będzie miało na sobie zbyt dużo warstw. Podstawową zasadą jest nieprzegrzewanie malucha – zbyt duża liczba ubrań powodować może potówki, które podrażniają skórę dziecka. Warto zatem stosować ubieranie warstwowe, by w odpowiednim czasie i miejscu zmniejszyć liczbę rzeczy. Co istotne, wychodząc na zewnątrz, trzeba zadbać by dzieci miały kombinezon jednoczęściowy lub dwuczęściowy nieprzemakający, ale oddychający. Ochrona głowy, szyi i dłoni również jest niezbędna. Pozwala zapobiec odmrożeniom, które są bardzo niebezpieczne. Przewożąc malucha w wózku, warto zastosować kombinezon lub specjalne pokrowce z wkładką z koca, polaru lub kożuszka. Odzież zimowa dla dzieci to istotna kwestia do dokładnego przeanalizowania. To wszystko znacząco wpływa na bezpieczne spędzanie czasu wolnego z maluchem na świeżym powietrzu. Ważne jest również, jak i czym pielęgnować skórę dziecka zimą. Nawilżanie skóry Kosmetyki nawilżające dla dzieci są dostępne zarówno w drogeriach, jak i w aptekach. Trzeba tylko wiedzieć, co dane produkty zawierają i jakie mają przeznaczenie. U maluszków pieluchowych należy zadbać o pupę i pachwiny, które przy warstwowym ubieraniu mogą szybciej być podrażnione. Sudokrem, puder sypki, kremy z alantoliną lub d-pantenol zapobiegają występowaniu potówek, chronią delikatną skórę dziecka przed wystąpieniem pieluszkowego zapalenia skóry. Dodatkowo również można posypać plecki i pachwiny maluszka mąką ziemniaczaną. To może zapobiec wystąpieniu potówek. Przed spacerem należy nasmarować twarz malucha tłustym kremem, który nie powinien zawierać żadnych środków zapachowych i sztucznych barwników. Odpowiednio atestowane kremy są dobrze opisane w dziale z kosmetykami dla dziecka. Wybór firmy uzależniony jest od preferencji rodzica, ale także od reakcji skóry dziecka na dany produkt. Istotne jest, że skórę dziecka smaruje się na 30 minut przed wyjściem. Na spacerach warto mieć ze sobą naturalną wazelinę, którą należy posmarować usta dziecka w trakcie wędrówek zimową porą. Odpowiednie przygotowanie się do spacerów zimowych może pozytywnie wpłynąć na tworzenie się naturalnej odporności u dziecka. Dlatego też warto systematycznie wychodzić z dzieckiem na świeże powietrze zimą i bawić się wspólnie na śniegu. Oczywiście nie wtedy, gdy temperatura wynosi -15 stopni!
Pielęgnacja skóry dziecka zimą – o czym należy pamiętać?
Zima zbliża się nieubłaganie. Śnieg, temperatury poniżej zera i szybki zmrok są nieuniknione w naszej strefie klimatycznej. Jeżeli wy także należycie do osób, którym szybko marzną ręce i stopy, nawet latem – koniecznie zobaczcie nasz przegląd ogrzewaczy. Jesień na dobre rozgościła się w naszym kraju i choć jeszcze od czasu do czasu zdarza się cieplejszy dzień, to wszystko wskazuje na to, że zima już czeka na swoją kolejkę. Zmrok zapada szybciej, słońca jest zdecydowanie mniej, a temperatury sięgają zera stopni Celsjusza, a czasami nawet spadają poniżej tej wartości. Choć wielu z nas ucieszyłoby się z ocieplenia klimatu w naszej szerokości geograficznej i nastąpienia wiecznego lata, to jak na razie niewiele wskazuje na to, żebyśmy mieli doczekać takich czasów. Stare powiedzenie mówi, że jeśli nie da się pokonać wroga, to można się do niego przyłączyć. Podobnie warto postąpić z zimą – o ile nie posiadamy ponadprzeciętnych dochodów i domu na Wyspach Kanaryjskich, nie mamy wyjścia i zimę musimy polubić. Na szczęście jest wiele sposobów, aby tę porę roku oswoić, a nawet cieszyć się z jej nadejścia. Wiedzą o tym z pewnością wszyscy miłośnicy sportów zimowych, którzy nie mogą doczekać się pierwszych opadów śniegu oraz spadku temperatury poniżej zera. Wydaje się wam, że nie ma takich osób w waszym towarzystwie? Nic bardziej mylnego! Rozejrzyjcie się, a na pewno zobaczycie wśród swoich znajomych amatorów narciarstwa (nawet jeśli chodzi o oślą górkę), fanów łyżew i romantycznego trzymania się za ręce na lodowisku, a już na 100% niejeden z was z chęcią usiadłby na sanki i zjechał z wielkiej górki. Są jednak też takie osoby, które z pewnych powodów zimą cierpią bardziej niż inni. Słabe krążenie, zbyt mała ilość tłuszczu, przodkowie o gorącej krwi – trudno mi to wytłumaczyć bez należytego researchu i naukowej wiedzy, ale znane mi są przypadki ludzi, którzy mają nieustannie zimne dłonie i w pierwszej kolejności wychładzają im się ręce i stopy. Najwidoczniej nie są to przypadki odosobnione, skoro producenci różnych gadżetów sportowych proponują nam wiele rozwiązań tego problemu. Skarpety z wełny merynosa, podgrzewane buty, polarowe rękawiczki, buty EMU – to tylko kilka propozycji dla tzw. zmarzlaków. Jeśli jednak interesuje was coś naprawdę ciepłego, przetestujcie z nami ogrzewacze do rąk. Ogrzewacze do rąk w kształcie serca Ogrzewacze do rąk mogą przybierać różne kształty. Zacznijmy od tego najbardziej romantycznego – serca. Na pierwszy rzut weźmy produkt żelowy, który działa na zasadzie krystalizacji obojętnego płynu. Instrukcja obsługi jest bardzo prosta. Do dyspozycji mamy pojemnik z tworzywa sztucznego w odpowiednim kształcie, w środku umieszczony jest roztwór soli i metalowa blaszka. Ogrzewacz w I fazie jest miękki i elastyczny. Aby skorzystać z jego właściwości, należy zgiąć metalową blaszkę, uruchamiając prostą reakcję chemiczną. W kilka sekund wnętrze serca zacznie się krystalizować, osiągając ok. 50-60 stopni Celsjusza. Ogrzewacz zatem działa bardzo szybko, a z jego ciepła możemy korzystać nawet do 30 minut. W przypadku awaryjnej sytuacji, na przykład czekania na spóźniony autobus lub w nagłym spadku temperatury, to idealne wyjście. Po około połowie godziny ogrzewacze tego typu wystygają, ciecz w środku zmienia swoją postać w stałą, skrystalizowaną. Produkt jest twardy i mało plastyczny, ale bez obaw – wystarczy go na kilka minut włożyć do wrzątku po powrocie do domu i znów będzie gotowy do użycia. W opisie przedmiotu widnieje informacja, że ogrzewacz w ten sposób można wykorzystać do 1000 razy. To świetna wiadomość, szczególnie biorąc pod uwagę jego niewielką cenę – ok. 4-5 zł. Wymiary tego typu ogrzewaczy są niewielkie, na przykład 85x90 mm, dzięki czemu mieszczą się w rękawiczkach, kieszeni spodni lub kurtki. Nadają się idealnie do ogrzewania rąk w czasie zimowych wędrówek, dla amatorów sportów zimowych, wędkarzy i każdego, kto na wszelki wypadek chce mieć przy sobie coś rozgrzewającego. Jeśli dla kogoś kształt serca wydaje się nieodpowiedni lub zbyt infantylny, zawsze można zdecydować się na gwiazdkę, termofor lub chociażby małego liska. Producenci zadbali o to, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Nie ulega wątpliwości, że ogrzewacze żelowe wielokrotnego użytku to ciekawy pomysł na prezent. Warto o nich pomyśleć szczególnie w perspektywie zbliżających się świąt – mikołajek czy późniejszego Bożego Narodzenia. Choć będzie to drobny upominek, prawdopodobnie każdy go doceni zimową porą. Jednorazowe ogrzewacze do rąk Na rynku można spotkać także jednorazowe ogrzewacze do rąk. Są one sprzedawane najczęściej po dwie sztuki. Ich rozmiary to ok. 9x5 cm, czyli są wystarczająco małe, żeby włożyć je do rękawiczek lub kieszeni. Kształtem przypominają małe prostokąciki. I choć są jednorazowe, to grzeją o wiele dłużej niż wcześniej omawiane produkty. Z takimi wkładkami grzewczymi spokojnie możemy wyruszyć na narty lub na całodzienną wyprawę, ponieważ uczucie ciepła dobywające się z produktu będzie nam towarzyszyć nawet do 6 godzin. Ogrzewacze do butów Dla tych, którym stopy marzną w tym samym tempie, co dłonie, polecamy także specjalne ogrzewacze do tych partii ciała. Działają one na zasadzie wkładek do butów, które można wsunąć do skarpetki lub obuwia. Są to produkty jednorazowe, które działają do 6 godzin od otwarcia.
Ogrzewacze do rąk – idealne na mroźne dni
Wynajmowane mieszkanie, często puste i niezbyt atrakcyjne, wymaga „oswojenia”. Urządzenie go to test na pomysłowość. Przedstawiamy kilka prostych sztuczek na nieinwazyjne zmiany aranżacyjne, dzięki którym w nowym lokum poczujemy się jak u siebie. Dodatki dla każdego Urządzenie i udekorowanie wynajmowanego mieszkania może być nie lada wyzwaniem. Właściciele często nie pozwalają na radykalne zmiany, np. odmalowywanie ścian, naklejanie tapet czy wymianę mebli. Dodatkowo tymczasowość wynajmu sprawia, że nie chcemy inwestować w mieszkanie, które nie należy do nas. Na szczęście nawet drobne zmiany kosmetyczne pozwolą nam polubić miejsce, w którym aktualnie mieszkamy, i poczuć się w nim jak u siebie. Istotne są przede wszystkim dodatki, najlepiej „mobilne”, czyli takie, które nie wymagają np. wiercenia dziur w ścianach i będzie je można zabrać do następnego mieszkania. Idealnie sprawdzą się kolorowe poduszki, zdjęcia najbliższych, kwiaty w wazonie, lampka nocna itp. Małe, odpowiednio dobrane dodatki potrafią zmienić charakter całego mieszkania. Pomogą również ukryć to, czego nie możemy się pozbyć – ręcznie tkana narzuta zasłoni pstrokatą kanapę, obrus przykryje porysowany stół, a rattanowe rolety pomogą schować stary kaloryfer. Co warto kupić: Do kuchni: duży zegar ścienny, misę z kolorowego szkła, wzorzyste ściereczki kuchenne. Do salonu: wazon z kwiatami, kolorowe doniczki,puchaty dywan, rolety okienne. Do łazienki: koszyk wyściełany (np. na kosmetyki), bawełniane ręczniki, kosz na pranie. Do sypialni: lampka nocna, stojak na ubrania (stylizowany na manekin), narzuta na łóżko. Do przedpokoju: stojak na buty, wieszak na szaliki i czapki, stojak na parasole. W aranżacji dowolnego pomieszczenia duże znaczenie ma również światło. Kolorowe lampiony, barwne kulki świetlne (tzw. cotton balls), żarówki o różnych odcieniach czy nawet zwykłe lampki choinkowe nadadzą wnętrzu przytulność i wprowadzą domową atmosferę. A może nowe meble? Mieszkania do wynajęcia często wyposażone jest w podstawowe meble, takie jak łóżko, kilka krzeseł, stół czy szafy na ubrania. Jest ich jednak zwykle niewiele, dlatego wnętrze wydaje się puste. Jeśli chcemy je „zapełnić”, możemy wybrać kilka rzeczy o niewielkich gabarytach, najlepiej składanych, żeby można je było łatwo przetransportować w razie przeprowadzki. Warto wybierać meble uniwersalne, które będą pasowały do różnych wnętrz lub będą w niskiej cenie (np. używane), których bez żalu się pozbędziemy. Inwestowanie w komplety mebli (np. kanapy segmentowe, stół z krzesłami, nietypowe komody) jest ryzykowne, ponieważ zwykle dopasowujemy je do wnętrza – w następnym mieszkaniu może zwyczajnie nie być na nie miejsca. Siła koloru Na wygląd mieszkania w dużej mierze wpływa również kolorystyka. Dzięki przemalowaniu ścian możemy całkowicie odmienić stylistykę wnętrza. Niektórzy właściciele mieszkań pozwalają na malowanie, często odliczając koszty farby od opłaty za wynajem. Jeśli jednak nie mamy możliwości zmian tego typu, warto rozważyć inne rozwiązanie – naklejki ścienne i fototapety. Dostępne są w wielu kolorach i wzorach, z przeznaczeniem do różnych pomieszczeń. Nadrukowane są na specjalnej folii, którą można naklejać i odklejać bez szkody dla tynku. Producenci oferują także naklejki na lodówkę, blaty kuchenne i stołowe, drzwi szafy, fronty mebli, drzwi wejściowe, a nawet na pralkę. Ciekawym zabiegiem jest również przemalowywanie mebli, np. starego regału z surowego drewna. Dzięki zastosowaniu odpowiedniej farby lub lakieru zyska on nowy wygląd i ożywi nieatrakcyjne wnętrze.
Aranżacja wynajmowanego mieszkania
Ben Elton, angielsko-australijski komik i scenarzysta, napisał całkiem poważną, nieprawdopodobnie wciągającą powieść o losach żydowskiej rodziny w czasie II wojny światowej. Historia, którą opowiada, wydaje się niewiarygodna, choć jest oparta na prawdziwych losach przodków pisarza. Po raz kolejny okazuje się, że los jest najbardziej przewrotnym scenarzystą. Berlińska rodzina, z pochodzenia Żydzi, niepraktykujący, postępowi, czujący się obywatelami Niemiec, kochający swoje miasto. On to muzyk jazzowy, grający z amerykańskimi kolegami w nocnych klubach. Ona jest lekarką, ma poczucie misji, chce zmieniać świat na lepsze. Zachodzi w ciążę i spodziewa się bliźniąt. Niestety krótko po porodzie jeden z chłopców umiera. Pod wpływem impulsu młodzi rodzice decydują się zaadoptować chłopca, który urodził się w sali obok, ale którego matka zmarła przy porodzie. Nie przewidują żadnych kłopotów związanych z tym, że dziecko jest pochodzenia aryjskiego. Dwaj bracia – jeden w SS, drugi w armii angielskiej Los nie obszedł się z rodziną naszych bohaterów łagodnie. Zresztą, czy obszedł się łagodnie z którąkolwiek z żydowskich rodzin zamieszkujących Berlin w pierwszej połowie XX wieku? Gdy w latach trzydziestych wprowadzono obowiązkową kontrolę pochodzenia i zaczęto przyglądać się genealogii obywateli, adoptowany syn Stenglów został im odebrany. Nastolatek, który nie znał wcześniej prawdy o swoim pochodzeniu, całym sercem uważał się za Żyda. Musiał jednak zostawić jedyną rodzinę, jaką znał, i rozpocząć edukację w elitarnej szkole dla przyszłych oficerów SS – tak doskonałe było jego prawdziwe pochodzenie i tak idealna budowa czaszki, że żydowskie wychowanie okazało się nieistotne. Nastoletnia miłość Równie bolesne jak porzucenie rodziny było rozstanie z Dagmarą – dziewczyną, w której obaj bracia byli na zabój zakochani. Dagmara wodziła ich trochę za nos, choć ceniła sobie ich oddanie, a nawet uważała ich za prawdziwych przyjaciół. W normalnym świecie nie mogliby być razem – oni pochodzili z przeciętnej rodziny idealistów bez grosza przy duszy, podczas gdy ona była dziedziczką wielkiej żydowskiej fortuny. Jednak w obliczu straszliwego planu nazistów stali się sobie równi – dopóki jeden z braci nie dostał od losu okrutnego prezentu w postaci prawdy o swoim pochodzeniu. Nawet wtedy jednak nie przestał dążyć do swojego jedynego celu – zdobycia Dagmary, a jeśli będzie to niemożliwe, to przynajmniej obronienia jej przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Niewiarygodna historia a życie Elton bardzo zręcznie bawi się czytelnikiem, ukrywając przed nim rzeczy, które ten koniecznie chciałby wiedzieć. Niespodziewane zwroty akcji powodują, że od książki trudno się oderwać, nawet jeśli momentami opowieść wydaje się zbyt niewiarygodna. A jednak – losy dwóch braci oparte są na prawdziwej historii dwóch wujków autora, z których jeden został adoptowany przez żydowską rodzinę, a następnie jej odebrany. Drugi uciekł z rodzicami w samą porę do Anglii, by przyłączyć się do aliantów. W pewnym momencie obaj walczyli na tym samym froncie, w odległości niespełna dwóch kilometrów, choć po przeciwnych stronach. Zresztą losy innych bohaterów też są zainspirowane historiami członków rodziny Bena Eltona. „Dwaj bracia” to przejmująca saga rodzinna, napisana wyjątkowo sprawnie, choć momentami irytująca. Warto jednak po nią sięgnąć, choćby po to, żeby uświadomić sobie, jak początki ruchu nazistowskiego wyglądały w oczach obywateli Niemiec, którzy od samego początku byli skazani przez tenże ruch na zagładę. Źródło okładki: www.wydawnictwofronda.pl
„Dwaj bracia” Ben Elton – recenzja
Barbie to ukochana lalka kilkulatek! Trudno chyba znaleźć jakikolwiek pokój dziewczynki, w którym nie byłoby choć jednej kultowej zabawki i akcesoriów niezbędnych do zabawy. A co z dziecięcą garderobą? Czy w niej też znajdzie się miejsce dla Barbie? Ubranka z Barbie – must have małej miłośniczki kultowej lalki Producenci Barbie dbają o to, aby zainteresowanie lalką nie malało. Na sklepowych półkach obok nowych modeli lalek, jej przyjaciółek i narzeczonego regularnie pojawiają się też nowe akcesoria, domy i samochody. Na tym jednak nie koniec! Entuzjastki zabawki z blond czupryną mogą przebierać w akcesoriach szkolnych, książkach i gadżetach z filmów, takich jak płyty DVD i CD ze ścieżką dźwiękową. Nie brakuje też ubranek z Barbie, które powinny znaleźć się w szafie każdej prawdziwej fanki. Na które z nich warto zwrócić uwagę? Ciepłe kurtki, czapki i szaliki – wybieramy zimowe elementy garderoby W mroźne dni, kiedy świat skrywa biała pierzyna śniegu i w takich chwilach, gdy zimowy krajobraz przypomina raczej chłodną, deszczową jesień, dziewczynka musi nosić okrycie dostosowane do pogody. Dla miłośniczki Barbie idealna jest oczywiście kurtka z ulubienicą. Obok modeli z kapturem odpowiednich na jesień i płaszczyków przeciwdeszczowych w typie ponczo znajdziesz także puchowe kurtki na zimę. Chociaż kurtka jest podstawą zimowej wyprawki dla kilkulatki, to przygotowując dziewczęcą garderobę na najchłodniejszą porę roku, nie możesz zapomnieć też o nakryciu głowy, szaliku i rękawiczkach. Najlepsza czapka zimowa na siarczyste mrozy albo szaleństwa na sankach to ta w typie pilotki, zasłaniająca uszy i wiązana pod brodą. Kiedy za oknem panuje łagodniejszy chłód, któremu daleko do surowego mrozu, możesz założyć córce typową zimową czapkę z wesołym pomponem albo kolorową z uroczymy wzorami. Pamiętaj, żeby czapce towarzyszyły rękawiczki i szalik. Nie musisz bać się, że kolorystyka i bogactwo wzorów zmuszą cię do zakupu niepasujących do siebie zimowych akcesoriów – dodatki z Barbie łączy kolor różowy, dlatego nawet jeśli wybierzesz wzorzysty szalik, świetnie skomponuje się on z resztą zestawu. Dla młodszych dzieci najlepiej wybrać rękawiczki dwupalczaste, których samodzielne zakładanie przyjdzie im z łatwością, większym dziewczynkom wygodniej będzie w rękawiczkach pięciopalczastych. Kiedy zacznie padać śnieg, a najmłodsi będą radośnie korzystać z uroku białego puchu, rzucając się śnieżkami, wtedy niezbędne okażą się nieprzemakalne rękawiczki narciarskie. Jeśli nie chcesz, żeby pociecha zgubiła rękawiczki z podobizną ulubionej lalki, wybierz takie połączone sznurkiem albo złącz je sama. Zestawy na co dzień z Barbie w roli głównej W wesołych harcach na placu zabaw, zajęciach w przedszkolu albo pierwszych szkolnych przygodach razem z twoją córką udział może brać także Barbie! Niezwykle popularnym ubrankiem na podwórkowe zabawy z rówieśnikami jest dres. Spodnie i bluza z dzianiny dresowej albo weluru są nie tylko ciepłe, ale przede wszystkim wygodne. Spodnie niekrępujące ruchów i bluzę z kapturem zapinaną na zamek błyskawiczny pociecha może nosić też osobno, zestawiając je z innymi elementami garderoby. Do przedszkola przyda się T-shirt albo bluzka, a jesienią na spacer po lesie pod bluzę możesz założyć dziewczynce T-shirt z długim rękawem. Poza koszulkami i topami w garderobie na co dzień powinny znaleźć się też legginsy, spódniczki i sukienki. Kilka elementów stroju z podobizną Barbie pozwoli ci na przygotowanie wielu różnych zestawów ubrań, tak aby ukochana lalka towarzyszyła dziewczynce jak najczęściej. Ulubienica znajdzie swoje miejsce także w szufladzie z dziecięcą bielizną, a nawet na nadmorskiej plaży! Rajstopy z Barbie i skarpetki będą świetnie służyć przez większą część roku, na miano stałych elementów szuflady z bielizną zasługują za to majtki i piżamki piękne jak ze snu. Latem na niekrytym basenie i w trakcie wakacji nad Bałtykiem nieocenione okażą się natomiast czapka z daszkiem i strój kąpielowy z Barbie. Barbie bije rekordy popularności wśród dziewczynek, a trend ten nie zmienia się w Polsce już od kilku pokoleń. Podążając za pasjami swojej pociechy, w detale z podobizną Barbie możesz wzbogacić nie tylko jej skrzynię z zabawkami czy skarbnicę książek i płyt, ale nawet dziecięcą garderobę.
Ubranka z Barbie dla małej miłośniczki kultowej lalki
Kombinezon to najprostszy i najszybszy ubiór dla małego dziecka w okresie zimowym. Dobrze sprawdza się podczas szaleństw na śniegu. Jakie cechy powinien mieć kombinezon dla malucha? Na co zwracać uwagę przy jego wyborze? Ubieranie małego dziecka zimą wymaga dużej cierpliwości. Nie tylko ze strony rodziców, ale także malucha, który niestety nie zawsze chce współpracować. Zakładanie sweterka, ciepłych spodni, kurtki, szalika, czapki, szukanie rękawiczek… O, w końcu się znalazły… Nie płacz, spocisz się, no już… wychodzimy… Droga na spacer jest długa. Wybierając kombinezon dobrej jakości, ciepły, wytrzymały i wygodny, z rękawiczkami na sznurku, znacznie ułatwiamy życie sobie i naszemu dziecku. Jaki powinien być idealny kombinezon? Ciepły i wygodny Kombinezon dla malucha powinien być przede wszystkim ciepły. Dodatkowo również wygodny – nie powinien krępować ruchów dziecka. Nasz podopieczny powinien móc swobodnie biegać po śniegu, wspinać się na górki i zjeżdżać na sankach. Dlatego też kombinezon nie może być za mały. Dziecko musi mieć w nim dużą swobodę. Ciepło zapewniają również odpowiednie ściągacze przy rękawach oraz nogawkach. Uniemożliwiają przedostanie się śniegu pod kombinezon. Dlatego warto sprawdzić tę część przed zakupem. Ochrona przed wiatrem i wodą Kombinezon zimowy powinien być wiatroszczelny i nieprzemakalny. Sprawdźmy, z jakiego materiału jest wykonany na zewnątrz i wewnątrz. Najczęściej kombinezony posiadają polarową podszewkę – jest ona miękka i ciepła. Zewnętrzna część chroni przed wodą i zimnem – często jest wykonana z poliestru. Pamiętajmy tylko, że kombinezon powinien móc „oddychać”. Łatwy w czyszczeniu Zima, szczególnie ta ze śniegiem, to czas, gdy maluch często się wywraca, lepi bałwana, robi aniołki na śniegu, rzuca śnieżkami i zjeżdża na sankach lub ślizgaczach. Wszystkie te czynności sprawiają, że kombinezon się brudzi. Przed zakupem sprawdźmy, jak można prać kombinezon, który chcemy wybrać. Jeżeli jedyną metodą jest czyszczenie w pralni – lepiej wybrać inny model. Kolor również ma tu znaczenie. Zawsze możemy wybrać taki odcień, na którym zabrudzenia będą mniej widoczne. Kombinezon jedno- czy dwuczęściowy? Kombinezony jednoczęściowe najczęściej są wybierane dla niemowląt i małych dzieci. Dla dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym częściej sięgamy po kombinezony dwuczęściowe, które składają się ze spodni z szelkami i kurtki. Kombinezony jednoczęściowe – szczególnie dla najmłodszych dzieci – powinny mieć dwa suwaki do rozpinania po obu stronach. Znacznie łatwiej wówczas ubrać malucha. Ile kosztuje kombinezon dla dziecka? Przy wyborze kombinezonu duże znaczenie odgrywa również cena. Niekiedy chcemy kupić produkt bardzo dobrej jakości, wytrzymały, ciepły, odporny na zabrudzenia, wiatroszczelny i nieprzemakalny, ale ceny w sklepach odstraszają. Wówczas – gdy mamy już wybrany kombinezon danej firmy i w odpowiednim rozmiarze – możemy porównać ceny na Allegro, często są dużo niższe. Kombinezony jednoczęściowe można kupić w przedziale cenowym od 50 do około 300–400 zł. Kombinezony dwuczęściowe to wydatek od około 50–60 do około 400–500 zł. Wybór kombinezonu dla dziecka Kierujmy się optymalnym kosztem, który możemy przeznaczyć na ten ubiór. Pamiętajmy również, że kombinezon powinien spełniać określone warunki – być ciepły, wytrzymały, chronić przed wiatrem i wodą. Dodatkowo dobrze, jeżeli jest wygodny, ale o tym może już się wypowiedzieć tylko samo dziecko.
Jak wybrać kombinezon dla malucha?
Serwisowanie pojazdu w niezależnym warsztacie to jeden z najpopularniejszych sposobów na ograniczenie kosztów związanych z eksploatacją pojazdu. Niektórzy jednak wolą nie ryzykować i oddają auto w ręce specjalistów z ASO. Kto dokonuje lepszego wyboru? Cena, cena i jeszcze raz cena Ceny robocizny i oryginalnych części w autoryzowanych stacjach obsługi nie zachęcają do częstych wizyt. W przypadku marek premium często za samo przyjęcie auta na przegląd trzeba zapłacić kilkaset złotych opłaty podstawowej. Proste czynności serwisowe potrafią kosztować nawet dwu- lub trzykrotnie więcej niż u niezależnych mechaników, nie wspominając o zaawansowanych naprawach. Co istotne, warsztaty ASO nie korzystają z zamienników, lecz z części OEM, które także mogą kosztować krocie, szczególnie jeśli chodzi o elementy nadwozia, jak np. zderzaki czy błotniki. Dlaczego różnice w cenach są aż tak duże między ASO a niezależnym warsztatem? Okazuje się, że salony nakładają minimalne marże na sprzedawane auta, ale w zamian serwują klientom wysokie ceny napraw i części. W praktyce serwis potrafi generować nawet do 70–80% rocznego zysku autoryzowanego przedstawicielstwa danej marki. box:offerCarousel Za przykład niech posłuży w teorii błahostka – wymiana obudowy kluczyka samochodowego. Wiele marek nie oferuje w katalogu części zamiennych samych obudów, ale umożliwiają zamówienie nowego kluczka, którego koszt przekracza 1000 zł. Na rynku wtórnym znaleźć można tymczasem nowe, aczkolwiek nieoryginalne obudowy, które kosztują ok. 30–50 zł. Różnica jest zatem kolosalna. Niższa cena, gorsze podzespoły? Skoro ceny zamienników są dużo niższe, to czy oznacza to, że są gorsze od swoich oryginalnych odpowiedników? Wszystko zależy od marki producenta podzespołów. Koncerny samochodowe nie wytwarzają wszystkich części we własnym zakresie, lecz składają na nie zamówienia u podwykonawców. Ci natomiast produkują nie tylko podzespoły na tzw. pierwszy montaż, ale i części na rynek wtórny, które często od swoich droższych odpowiedników różnią się jedynie wybitym logotypem na obudowie. W praktyce mechanik niezależny kupuje części o jakości porównywalnej do OEM, ale za cenę np. o połowę niższą. Przykładem może być marka TRW, która produkuje podzespoły układu hamulcowego i zawieszenia na potrzeby wielu koncernów. Łącznik stabilizatora tej firmy do Forda Mondeo Mk4 kosztuje 75 zł, a część OEM – 150 zł, czyli dwa razy więcej. Oryginalne klocki hamulcowe do osi przedniej to natomiast wydatek 300 zł, zaś zamienniki Boscha kosztują ok. 200 zł. Opcja regeneracja Niezależni mechanicy są bardziej elastyczni w kwestii naprawy samochodu, a przecież czasem awarie bywają poważne i kosztowne zarazem. Do najpopularniejszych przykładów zaliczyć można problemy z turbosprężarką czy wtryskiwaczami, co często dotyka silniki wysokoprężne aut o dużym przebiegu. W ASO za komplet wtryskiwaczy piezoelektrycznych zapłacimy nawet od 8000 do 10 000 zł, a turbina kosztować będzie ok. 3000–4000 zł. box:offerCarousel Zakup zamienników bywa w takich wypadkach ryzykowny, gdyż często wykonane są one z materiałów bardzo niskiej jakości. Sprawdzony mechanik doradzi jednak regenerację części w oparciu o fabryczny korpus. W efekcie koszty zmniejszą się co najmniej dwukrotnie, a otrzymamy produkt o znacznej żywotności. W punktach ASO z pewnością zostałaby doradzona wymiana części na oryginalną w całości. Wyposażenie warsztatu i wyszkolenie załogi Niestety, wśród niezależnych mechaników jest wielu amatorów, którzy po prostu nie znają się na swoim fachu. Często podejmują się trudnych napraw pomimo braku odpowiednich kwalifikacji, co może się skończyć tragicznie dla kondycji technicznej auta. Jeśli więc chcemy serwisować pojazd taniej, to tylko u sprawdzonych specjalistów. Problemy niefachowości dużo rzadziej dotykają autoryzowane stacje obsługi. Warsztaty te muszą spełniać odpowiednie standardy i zatrudniać osoby mające duże doświadczenie w serwisowaniu aut danej marki. Warto również podkreślić, że w takich serwisach korzysta się nie tylko z najlepszych części, ale i z najbardziej zaawansowanych maszyn. Serwisowanie w ASO jest ponadto korzystne z punktu widzenia dalszej odsprzedaży auta. Potencjalni kupcy przychylniej patrzą na pojazd, jeśli przechodził regularne przeglądy w renomowanych warsztatach.
Zalety i wady serwisowania auta w niezależnych warsztatach
Kto był kiedykolwiek w Śremie, ten z pewnością wie, że miejscowość ta nie jest mekką przestępców. A jednak dzieją się tu rzeczy podejrzane. Ktoś kogoś śledzi, ktoś znajduje trupa w ogródku, pojawiają się szemrane typy w miejscach do tej pory uważanych za spokojne. Na szczęście to tylko fikcja literacka i to z gatunku komedii kryminalnych. Będzie więc groźnie, ale i zabawnie. Olga Rudnicka jest godną następczynią Joanny Chmielewskiej. Od kilku lat zaraża swoich czytelników dobrym humorem i pozytywną energią. „Zacisze 13” łączy w sobie to, co autorka łączyć lubi najbardziej: intrygę zbrodniczą i dużą dawkę dobrej zabawy. Gdy w nudę wkrada się szaleństwo… Marta wiedzie bardzo uporządkowane, wręcz nudne życie. Nauczycielka opuszcza dom tylko wtedy, gdy musi pójść do pracy lub na zakupy (dwa razy w tygodniu) i gdyby nie to, że w jej życiu pojawił się sympatyczny psiak Tofik i zmusił ją do codziennych spacerów, pewnie nawet jogging nie urozmaicałby jej monotonii kolejnych dni. Tę nudę zakłóca… trup. Bo choć trupy z natury są niezbyt hałaśliwe, to jednak trudno mówić o spokoju, gdy się takiego trupa znajduje we własnym ogródku. Samozwańczy detektywi Jednakże ktoś od jakiegoś czasu śledzi Martę i to jeszcze od tych czasów, kiedy to głowy nauczycielki nie zaprzątał denat, z którym nie wiadomo, co zrobić. Damian i Dorota są pewni, że Marta tak naprawdę jest członkinią gangu, ma ksywkę Barbie i wie, gdzie ukryto bardzo cenny łup. By atmosferę zagęścić warto dodać, że nie oni jedni z uwagą śledzą poczynania mieszkanki Zacisza 13. Ktoś czai się w mroku i nie ma przyjaznych zamiarów. Tymczasem zupełnie nieświadoma niczego bohaterka myśli, jak rozwiązać problem posiadania na stanie martwego mężczyzny. Jak pozbyć się zwłok i inne dylematy Marta nie zgłasza sprawy morderstwa na policję. Zwłoki postanawia ukryć, choć tę dziwną misję komplikuje fakt, że właśnie wprowadziła się do niej koleżanka. Przed zwariowaną Anetą ciężko będzie coś ukryć. Na dalszą część tej historii składają się szalone pomysły, niebezpieczne typy, komedie omyłek, cięte riposty, wyłażące na jaw tajemnice, ostre zęby Tofika i inne motywy sprawiające, że trudno się nie śmiać w trakcie lektury „Zacisza 13” Olgi Rudnickiej. Komedia kryminalna pełną gębą Będzie też miejsce na porywy serca, na przyjaźń i lojalność, ale na pierwszym planie jest oczywiście dobra zabawa. Olga Rudnicka stawia na sprawdzone schematy: różnice charakterów, zabawne zbiegi okoliczności, niedopowiedzenia rodzące nieporozumienia, mocne charaktery i zabawne dialogi. Wie, jak rozbawić czytelników i oderwać ich myśli od szarej codzienności. Na ulicy Zacisze bywa niebezpiecznie, ale na pewno nie nudno i smutno! Wersje EPUB i MOBI dostępne są za ok. 17 zł. Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Zacisze 13” Olga Rudnicka – recenzja
Zima to pora roku, która dostarcza najmłodszym wielu powodów do radości. Po pierwsze, pojawia się upragniony śnieg umożliwiający szalone zabawy, zjazdy na sankach, bitwy na śnieżki i tworzenie spektakularnych lodowych budowli. Po drugie, zdarzają się co najmniej dwie prezentowe okazje – mikołajki i Boże Narodzenie. Okres przedświąteczny to czas, w którym rynkowa oferta zabawek wzbogaca się o tematy związane z zimą i świętami. Prezentujemy najciekawsze z nich. W zaprzęgu Świętego Mikołaja Ulubionym świątecznym bohaterem wielu maluchów jest niezastąpiony towarzysz Świętego Mikołaja Rudolf, czerwononosy renifer. Fantastyczna postać, o której powstała nieskończona liczba legend i opowieści, może teraz zagościć w pokoju naszego malucha i zostać jego przyjacielem. Półki sklepowe obfitują w różnego rodzaju przytulanki i figurki z wizerunkami reniferów. Jednak wyjątkowo ciekawą propozycją jest renifer skoczek. To wykonana z grubej, solidnej i wytrzymałej gumy dmuchana zabawka po wypełnieniu powietrzem zamienia się w gotowego do skakania wierzchowca. W zależności od wersji możemy wybrać zabawkę wykonaną z kolorowego tworzywa, z oczami, uszami, nosem i wyjątkowymi rogami, lub taką, na którą dodatkowo nakładamy materiałowy pokrowiec. Jego zaletą jest miękkość oraz specyficzny wzór i kolor, które upodabniają skoczka do rzeczywistego zwierzaczka. Plusem jest także możliwość zdjęcia go i wyprania, gdy zabrudzi się podczas zabawy. Na grzbiecie takiego skoczka maluch będzie mógł przemierzać dalekie bajkowe krainy i pokonywać nawet najwyższe zaspy. Śnieżni przyjaciele Tegoroczna zima to już kolejny sezon dziecięcych zachwytów nad kinowym hitem „Kraina lodu”. W ofercie pojawiają się wciąż nowe zabawki nawiązujące do jednego z najbardziej lubianych przez maluchy, a z pewnością najzabawniejszego bohatera filmu – bałwanka o imieniu Olaf. Jego wizerunek odnajdziemy w formie delikatnej lampki LED, świecącej skarbonki czy pluszaka. Jedną z ciekawszych pozycji jest interaktywna zabawka wykonana z delikatnego pluszu, co czyni ją idealną maskotką, pocieszycielem i przyjacielem. Dodatkowo ma wbudowane czujniki, które po naciśnięciu uruchamiają piosenkę z filmu lub odtwarzają śmiech i głos Olafa – w zależności od wersji zabawki. Niektóre mają także podświetlane elementy, dzięki czemu przytulanka może pełnić funkcję nocnej lampki. Wyjątkowo trudno się oprzeć urokowiminibałwanka, wywodzącego się z tego samego filmu. To również interaktywna zabawka, która po naciśnięciu w odpowiednim miejscu nagrywa, a następnie odtwarza to, co przed chwilą powiedzieliśmy. Wyprawa na biegun Miłośnicy zwierzątek żyjących w mroźnym klimacie również znajdą kilka interesujących dla siebie pozycji. Wyjątkowo szeroką część oferty obejmują rozmaite wcielenia uroczych pingwinów. Idealne dla maluszków będą grzechotki i mięciutkie maskotki. Dzieci od pierwszego roku do trzech lat z pewnością zachwyci interaktywna mama pingwin. Elektroniczna zabawka posiada wiele tak lubianych przez maluchy przycisków uruchamiających odtwarzanie różnych dźwięków i melodii. Dzięki nim dziecko może uczyć się literek oraz nazw zwierzątek. Pociechom, które już z niej wyrosły, możemy zafundować kolejny stopień wtajemniczenia w postaci interaktywnego pingwina. Zabawka jest przeznaczona dla dzieci od czwartego do dziesiątego roku życia. Zapewni im długie godziny fantastycznej rozrywki. Pingwinek śpiewa, tańczy, opowiada bajki, odpowiada na zadawane przez dziecko pytania, reaguje na dotyk, a także ma ponad sto innych funkcji, dzięki którym nasza pociecha może zdobywać wiedzę z rozmaitych dziedzin. Dla tych, którzy widząc zaspy śniegu za oknem, zamiast długich godzin zabawy wolą słodki, zimowy sen, idealnym towarzyszem będzie miś polarny. Z taką przytulanką pod głową mroźne noce szybko miną, a gdy tylko zrobi się nieco cieplej, towarzyszami nowych zabaw będą mogli zostać rozrabiaki z ekipy „Pingwinów z Madagaskaru”. Przecież wolą nieco cieplejsze klimaty!
Zimowe zabawki dla malucha
Kwas foliowy (zwany inaczej witaminą B9, folatem, folacyną lub witaminą B11) to niezwykle istotny dla ludzkiego organizmu składnik. Jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania układu krwiotwórczego oraz nerwowego. Pomaga w pracy wątroby, jelit, żołądka oraz tworzy sok żołądkowy. Pomimo wielu zalet, ma jedną ogromną wadę – organizm nie potrafi go sam wyprodukować. Człowiek musi dostarczyć tę substancję komórkom wraz z pożywieniem. Gdzie występuje kwas foliowy? Folacyna powszechnie występuje w liściach roślin zielonych. Po raz pierwszy naukowcy wyodrębnili ją ze szpinaku i to właśnie to warzywo jest jedną z roślin, która zawiera najwięcej witaminy B9. Kwas foliowy znajdziemy w niemal wszystkich produktach, zarówno tych roślinnych, jak i zwierzęcych. Oprócz tego dobrym źródłem są ziarna zbóż, kasze, jaja i nabiał. Jednak najbogatsze w ten składnik odżywczy są warzywa o zielonych liściach, takie jak: brukselka, brokuły, kalafior, szpinak, szparagi, rzepa, fasola, groch, awokado, a z owoców – pomarańcze, banany, jabłka i truskawki. Wśród źródeł zwierzęcych prym wiodą: wątróbka, nabiał i mięso drobiowe. Można go również znaleźć w drożdżach, orzechach i słoneczniku. Kwas foliowy niszczy temperatura Jeśli borykamy się z niedoborem tego ważnego dla prawidłowego funkcjonowania organizmu składnika i mamy go za mało pomimo spożywania wielu warzyw, warto zwrócić uwagę, czy spożywamy je w prawidłowy sposób. Kwas foliowy szybko się utlenia i ginie pod wpływem temperatury. Dlatego jeśli chcemy uzupełnić jego braki, powinniśmy jeść warzywa na surowo. Mowa tutaj o tych roślinach, które mają zielone liście, czyli o szpinaku, brokułach czy kalafiorze. Zamiast gotowania należy wybrać formę sałatek. Po kilku dniach regularnego jedzenia tych roślin poziom witaminy B9 powinien się poprawić. Aby wzrósł bardziej, można spożywać drożdże piwowarskie. Folacyna w ciąży Kwas foliowy jest bardzo ważny dla kobiet ciężarnych. Jego niedobór lub brak może być przyczyną powstania poważnych wad cewy nerwowej u płodu. Dlatego lekarze, nie tylko ginekolodzy, zalecają włączenie go do diety na długo przed zajściem w ciążę. Zgodnie z rekomendacjami Programu Pierwotnej Profilaktyki Wad Cewy Nerwowej kobieta w wieku rozrodczym powinna spożywać od 180 do 200 mcg folianów na dobę. W przypadku kobiet ciężarnych dawkę należy zwiększyć do 400 mcg na dobę. W takim przypadku niemożliwe jest, by dostarczyć organizmowi potrzebne ilości kwasu foliowego w samym pożywieniu. Dlatego kobietom spodziewającym się dziecka lub planujących ciążę zaleca się suplementację specjalnymi preparatami z zawartością tego składnika. W aptekach znajdziemy mnóstwo medykamentów różnych firm, które są przeznaczone specjalnie dla ciężarnych i zawierają odpowiednie dawki kwasu foliowego. Kwas foliowy z domowego ogródka Nie jest tajemnicą, że najwięcej witamin mają własnoręcznie uprawiane rośliny. Dlatego też, chociaż na sklepowych półkach można znaleźć szpinak w specjalnych foliowych torbach lub mrożony, najlepszym źródłem folacyny będzie szpinak uprawiany na balkonie lub w ogrodzie. Jak to zrobić? Wystarczy kupić odpowiednią skrzynię, najlepiej dość długą, i nasiona szpinaku. Wysiewamy je do donicy na przełomie marca i kwietnia. Przykrywamy ligniną i czekamy aż wykiełkują. Po tym czasie pozwalamy im urosnąć na kilka centymetrów i pikujemy do skrzyni. Podlewamy umiarkowanie. Szpinak lubi miejsca średnio nasłonecznione. Zbliża się wiosna. Po długiej zimie organizm jest zmęczony brakiem słońca i świeżych warzyw. Warto zakupić odpowiednią skrzynię i rozpocząć uprawę własnego, balkonowego ogródka. Można zainwestować również w nasiona przeznaczone na kiełki.
Produkty, w których znajdziesz kwas foliowy
Zakup obuwia dla dziecka często sprawia rodzicom sporo trudności. Wybór jest dość duży, ale nie każda stopa jest taka sama. Niektóre dzieci potrzebują butów profilaktycznych, które mocno i stabilnie trzymają stopę. Nie oznacza to jednak, że takie buty są brzydkie. Wręcz przeciwnie. Coraz więcej producentów obuwia profilaktycznego stawia nie tylko na zalety medyczne butów, ale i na walory estetyczne. Okazuje się, że obuwie profilaktyczne może być bardzo modne. Oto, co liczy się jesienią 2017. Profilaktyka w domu – kapcie Obuwie profilaktyczne do noszenia na co dzień szczególnie zaleca się dzieciom, które mają kłopoty z prawidłowym ustawianiem stóp. Jest ono sztywne w kostce i zapobiega skrętom stawu skokowego. Pośrednio stabilizuje też pracę stawu kolanowego, ustawiając go w odpowiedniej pozycji. Dlaczego o tym mowa? Ponieważ każde obuwie profilaktyczne do chodzenia po domu lub wykorzystywane w przedszkolu jest wysokie – sięga aż za kostkę. Zazwyczaj są to buty skórzane i zapinane na rzep. W kolekcjach na jesień 2017 znajdziemy uniwersalne kolory: niebieski, szary, fioletowy, zielony. Również w obuwiu dziecięcym pojawia się modny w tym sezonie pomarańczowy. Dziewczęce kapcie mają zdobienia, np. w postaci kwiatków. Można wybierać z ofert takich marek, jak Mrugała, Bartek, Adamki, Memo czy Ani-But. Profilaktyka na dworze – trzewiki Buty profilaktyczne to nie tylko obuwie przeznaczone do chodzenia po domu. To także trzewiki – odpowiednie na spacery, do biegania za piłką lub w wersji eleganckiej. Co jest modne w tym zakresie? W tym sezonie jesiennym stawiamy przede wszystkim na skórę i stonowane kolory. Szary, granatowy, jasnoniebieski – to barwy typowo chłopięce. Do stworzenia modnej stylizacji potrzeba będzie jeansów, kurtki typu parka (najlepiej w kolorze zgniłej zieleni), czapki i szalika typu komin. W wersji sportowej dobierz szare trzewiki profilaktyczne do luźnych spodni sportowych i połącz całość z pikowaną kurtką oraz sportową czapką. Wśród dziewczynek króluje róż, beż i fiolet. Każda z barw w tym sezonie przyjmuje jednak te chłodniejsze tony. Modny jest poza tym brąz. Trzewiki pasować będą zarówno do sukienek, spódnic, jak i spodni. Modeli jest naprawdę dużo. Jak dobrać obuwie profilaktyczne? Nie kupuj obuwia profilaktycznego bez konsultacji z lekarzem-specjalistą. To ortopeda powinien stwierdzić, że twoje dziecko takich butów potrzebuje. Jeśli natomiast masz takie zalecenia i zastanawiasz się, jakie obuwie kupić, zwróć przede wszystkim uwagę na kilka kwestii: 1) Podeszwa obuwia ma być szeroka i płaska. Każdy obcas będzie męczył stopę. 2) Obuwie profilaktyczne powinno być wykonane z naturalnych materiałów, najlepiej jeśli będzie to skóra. Zapobiega ona poceniu się stopy, a jednocześnie dostosowuje się do niej, jest wytrzymała i oddychająca. 3) Noski butów profilaktycznych muszą być na tyle szerokie, by nie obciskały palców i nie powodowały odgnieceń i pęcherzy. 4) Każdy szew w obuwiu profilaktycznym ma być po zewnętrznej stronie. Obuwie profilaktyczne dawno przestało być tylko i wyłącznie formą terapii zaburzonej pracy stawów. Dziś z powodzeniem może być elementem podkreślającym garderobę dziecka. W wielu przypadkach na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od tradycyjnego, zwykłego obuwia.
Buty profilaktyczne też mogą być modne. Trendy na jesień 2017
Autor kultowych „Sensacji XX wieku” pracował nad tą książką aż pięć lat. Opłaciło się, bo do naszych rąk trafiła pozycja dokumentalna, którą czyta się jak najlepszą powieść. Choć wydawać by się mogło, że o minionym stuleciu powiedziano i napisano już wszystko, okazuje się, że to śmiała i bardzo odległa od rzeczywistości teza. Obala ją Bogusław Wołoszański, który swoją nową książkę poświęcił właśnie badaniu i próbie wyjaśnienia najbardziej tajemniczych, budzących emocje i wątpliwości wydarzeń dwudziestego wieku. Wołoszański pracował nad „Wiekiem krwi” aż pięć lat po to, aby oddać w nasze ręce liczące ponad 800 stron dzieło, od którego lektury trudno się oderwać. Krwawa historia Tytuł książki Wołoszańskiego nie jest przypadkowy. Wszak dwudziesty wiek nie bez kozery nazywamy właśnie „najkrwawszym” w historii. To w ciągu tego stulecia świat przeżył dwie wielkie wojny, które kosztowały życie dziesiątek milionów ludzi i zrujnowały gospodarczo Europę, dzieląc ją żelazną kurtyną na dwa wrogie obozy. Ale I i II wojna światowa to nie jedyne mroczne i krwawe wydarzenia, jakie miały miejsce w XX wieku. Wołoszański rozpoczyna swoją opowieść od feralnych wydarzeń w Sarajewie w czerwcu 1914 roku, kiedy serbski separatysta zastrzelił arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, dając mocarstwom pretekst do rozpoczęcia pierwszej wielkiej wojny. A to tylko początek tej szaleńczej podróży po historii. Jest jak u Hitchcocka – zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Bo Wołoszański nie zwalnia tempa, a „Wiek krwi” nie pozwala się od siebie oderwać. Autor pisze o masakrze Gallipoli, zamachu na Lenina, narodzinach faszyzmu i nazizmu i bezpardonowych czystkach wśród bolszewików. Polacy na ratunek O ile jednak ta pierwsza część książki może niczym nie zaskakiwać, bo większość opisywanych przez Wołoszańskiego wydarzeń dobrze znamy z lekcji historii, to warto przez nią przebrnąć choćby dla samego kontekstu ułatwiającego zrozumienie tego, co wydarzyło się później. Najciekawiej robi się jednak wtedy, gdy autor dociera ze swoją opowieścią do lat 50., zdradzając szokujące kulisy na temat wojny w Korei – dość mało znanego w Polsce konfliktu, który mógł doprowadzić do wybuchu wojny nuklearnej. Jeszcze ciekawsze są fragmenty książki poświęcone kryzysowi między Zachodem a Wschodem, którego szczyt przypadł na początek lat 80. Wołoszański stawia śmiałą tezę, że blok komunistyczny szykował się wtedy do ataku na zachodnią Europę, co mogło być początkiem… III wojny światowej. Autor zdradza, że już w 1979 roku państwa bloku wschodniego przeprowadziły próbne ćwiczenia takiego ataku, podczas których praktykowano nawet przerzucanie żołnierzy i zaopatrzenia na pierwszą linię frontu! Historyk sugeruje, że to kryzys w Polsce, związany z powstaniem Solidarności, odwrócił uwagę ZSRR od tych planów. Po raz kolejny więc to my, Polacy, uratowaliśmy świat – brzmi interesująco, prawda? Bogusław Wołoszański w „Wiek krwi” pisze o historii z wielką, bijącą z każdej strony tej książki, pasją. Jego autentyczna miłość do królowej nauk sprawia, że te relacje z mrocznych zakątków naszych dziejów czyta się jak najlepszą powieść. Nie odbiera im to jednocześnie powagi, szacunku dla historycznych bohaterów. Wołoszański nie traci również swojego charakterystycznego stylu, pokazując, że historia nie musi być nudna i nieciekawa. Kwestionuje schematy oraz stawia odważne tezy poparte badaniami i dokumentami. Pokazuje, że nic nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Źródło okładki: www.woloszanski.pl
„Wiek krwi” Bogusław Wołoszański – recenzja
TomTom GO 5200 to nawigacja z najwyższej półki cenowej i jakościowej. Ma być idealna, a o jej posiadaniu powinien marzyć każdy współczesny kierowca, który chce zapomnieć o czasach, kiedy jeżdżono z mapą w schowku. Czy rzeczywiście tak jest? Skład zestawu Tutaj TomTom niczym nie wyróżnia się z tłumu. Choć za cenę GO 5200 można kupić kilka nawigacji innych producentów, to opakowanie TomToma prezentuje się bardzo przeciętnie. Jednym słowem nie ma żadnych fajerwerków w tej kwestii. Może to i dobrze, liczy się wnętrze. W środku znajdziemy minimalistyczny zestaw, w którego skład wchodzi kabel USB wraz z adapterem do gniazdka samochodowego 12V, instrukcja, uchwyt, a także oczywiście sama nawigacja GO 5200. Bardzo miło ze strony TomToma, że – zamiast zwykłej ładowarki – wyposażyli swoją nawigację w adapter wraz z kablem, dzięki czemu zestaw zyskuje na funkcjonalności. Jednak prawdziwą zaletą jest magnetyczny uchwyt z przyssawką, w który montowany jest GO 5200. Dzięki magnesowi naprowadzającemu obudowę nawigacji na właściwe otwory, montaż urządzenia staje się prawdziwą przyjemnością, którą na pewno doceni każdy użytkownik. Wygląd i jakość W kwestii stylistycznej TomTom GO 5200 również prezentuje się dość przeciętnie, ale z drugiej strony czego można wymagać od nawigacji samochodowej? Design TomToma powinien sprostać wymaganiom większości użytkowników, bo urządzenie wygląda estetycznie i powinno dobrze komponować się z wnętrzami większości współczesnych samochodów. Na upartego można powiedzieć, że zabrakło w GO 5200 jakichś srebrnych wstawek po bokach lub odcieni szarości. Takie elementy z pewnością dodałyby odrobiny elegancji do obudowy TomToma. Biorąc TomToma GO 5200 do ręki, od razu poczujemy, że jest to urządzenie o solidnej konstrukcji. Obudowa jest dopasowana bardzo dobrze, choć niekiedy możemy usłyszeć, jak przy mocniejszym uchwycie wydaje z siebie cichutkie odgłosy. Obsługa i wyświetlacz TomTom GO 5200 włącza się samoczynnie po podłączeniu do zasilania, a jego obsługa odbywa się za pośrednictwem dotykowego ekranu pojemnościowego, który spisuje się rewelacyjnie. Malkontenci pewnie poskarżą się na niewielką rozdzielczość – 480 x 272 pikseli, która wypada mizernie w porównaniu do telefonów o pięciocalowych wyświetlaczach, ale dla nawigacji to standard i nie ma się czym przejmować. Wyświetlacz w TomTomie jest bardzo wyraźny i z pewnością jest jednym z najlepszych na rynku nawigacji. W kwestii poruszania się po menu trzeba powiedzieć, że mimo wielu funkcji, takich jak: WiFi, bluetooth, z którego pomocą połączymy się ze smartfonem, wyszukiwanie parkingów lub stacji benzynowych, czy wydawanie poleceń głosowych jest ono bardzo proste i intuicyjne. Jedynym minusem jest zgłaszanie fotoradarów, które można zrobić dopiero po wyjściu z mapy, zatem podczas prowadzenia samochodu jest to raczej niemożliwe i funkcja jest przydatna tylko wówczas, gdy na prawym fotelu mamy pasażera. Wracając do wcześniej wymienionej funkcji wydawania poleceń głosowych, to opcja ta działa, ale jak to w tym przypadku najczęściej bywa – z różnym skutkiem. Przy prostych nazwach ulic nawigacja nie ma większych problemów, jednak przy bardziej skomplikowanych bywają problemy. Nawigowanie To, co w TomTomie GO 52000 najlepsze, to to z jaką precyzją zostało dopracowane nawigowanie, czyli wygłaszanie komunikatów i pokazywanie mapy. W szczególności przydatna jest opcja chwilowego przybliżania skomplikowanego obszaru, jak zjazdy z obwodnic i skrzyżowania. O komfort użytkowania dba również znakomity lektor, który wygłasza krótkie, aczkolwiek jasne i czytelne komunikaty. Bardzo ważną funkcją jest również WiFi oraz karta SIM. Dzięki temu pierwszemu możemy dokonywać aktualizacji map bez podłączania urządzenia do komputera, co jest niesamowitym ułatwieniem dla użytkownika. Karta SIM odpowiada zaś za aktualizowanie w czasie rzeczywistym trasy pod względem przepustowości. Na mapie pojawiają się oznaczenia o zatorach, robotach drogowych i fotoradarach. TomTom GO 5200 to zdecydowanie jedno z najlepszych urządzeń nawigujących na rynku, które ze względu na swoją cenę przeznaczone jest przede wszystkim dla kierowców zawodowych. Z całą pewnością można powiedzieć, że producent zrobił wszystko co w jego mocy, aby stworzyć najbardziej przyjazną dla kierowcy nawigację, oferującą możliwie dużo funkcji, jak choćby tryb rowerowy czy pieszy.
TomTom GO 5200 – najlepsza nawigacja?
Święta to znakomita okazja do obdarowania sportowo-turystycznymi prezentami. W niniejszym zestawieniu przeczytacie propozycje tematyczne w skromnej, ale ogólnodostępnej cenie – do 50 złotych. Sporo prezentów w tej grupie cenowej zalicza się do tzw. akcesoriów. Niekoniecznie są to niezbędniki, ale komponenty, które przyczyniają się do większego komfortu przy uprawianiu sportu (półkominiarki z ustnikiem, zegarki, uchwyty). W cenie do 50 złotych można też czasem kupić niektóre elementy z garderoby sportowca lub turysty. Prezentem uniwersalnym, przydatnym w wielu dyscyplinach, są nogawki i rękawki. To nie tylko przedłużenie spodni i koszulek, ale przede wszystkim elementy znakomicie chroniące stawy i skórę przed zimnem. Sprawdzą się w bieganiu, jeździe na rowerze, aerobiku, ale i sportach halowych. Akcesoria biegowe Biorąc pod uwagę zimową aurę, biegowa brać zmuszona jest wyposażyć się nie tylko w odzież termoaktywną. O tkaninach syntetycznych i ich kompozytach wiemy już sporo, wszak istotną rolę w zatrzymywaniu ciepła i osłanianiu organizmu odgrywają skarpety kompresyjne, kominiarki biegowe i uniwersalne kołnierze, zwane też tubami. Dłonie okryją nam rękawice, również z elastycznej i trzymającej ciepło przędzy. W cenie do 50 złotych spokojnie dostaniemy produkty średniej klasy. Przy zegarkach wybór jest bardziej ograniczony. Świąteczne promocje nie sprawią, że za wielofunkcyjny sprzęt z pulsometrem, zestawieniem BMI, prywatnymi ustawieniami zapłacimy do 50 złotych. Kompletny zestaw pomiarowy to koszt minimum trzycyfrowej wartości. Za pół stówki znajdziemy zapewne zegarek na pasku z tworzywa sztucznego, z podświetleniem i podstawowymi funkcjami stopera. Na rower Przechodząc do fanów dwóch kółek, interesującą i praktyczną propozycją jest uchwyt rowerowy na kierownicę. Dzięki niemu udokumentujemy wszelkie statystyki z wycieczek rowerowych. Sakwy na telefony dostępne są już za około 30 złotych. Decydując się na przypięcie tego akcesorium, należy wcześniej sprawdzić, czy jest dopasowane do modelu naszego sprzętu mobilnego. Do kompletu przyda się ponadto wodoodporne etui. Kolejną z propozycji na prezent, w sam raz do przymocowania na kierownicy, jest licznik bezprzewodowy. Nie ma co ukrywać, że dobrej jakości, precyzyjne egzemplarze kupimy, płacąc znacznie więcej. W ekonomicznej wersji znalezienie bezkabelkowego, a tym samym niesprawiającego problemów licznika, jest absolutnie w zasięgu allegrowiczów. Narciarstwo Świąteczne podarunki dla fanów zimowego szaleństwa muszą być powiązane z narciarstwem i turystyką. Aby śnieg i minusowe temperatury nie zatrzymały fanów deski, nart i łyżew, koniecznie należy zaopatrzyć się w kilka par termoaktywnych skarpet. Do szaleństw na stoku idealnie nadają się skarpety pulsacyjne, z opinającym ściągaczem aż pod okolice stawu. Przy spokojniejszych ustawieniach stopy wystarczy klasyczna długość skarpet. Kompozycje składu są rozmaite. Głównym kluczem przy wyborze jest obecność włókien wełnianych i sztucznych (poliamid, elastyn, polipropylen). Pierwsze gwarantują znakomite utrzymanie ciepła, zaś sztuczna przędza zapewnia dopasowanie do stopy dzięki rozciągliwości materiału. Z bielizny termoaktywnej trudno wybrać okrycia korpusu i nóg z materiałów syntetycznych. W bluzkach i spodniach w cenie do 50 złotych pierwszą warstwę stanowi zazwyczaj bawełna, domieszki włókien sztucznych są jedynie uzupełnieniem. Przy „wyższych obrotach” łatwo poznać reakcję materiału na gromadzący się pot. Stąd też wyższe ceny produktów, które zawierają więcej sztucznych komponentów, z wyjątkiem najmniej przepuszczalnego poliestru. Turystyka Wędrowanie zimową porą wymaga odpowiedniego wyposażenia. Zwolennicy wielogodzinnego wysiłku uradują takie prezenty gwiazdkowe, jak stalowy termos, kubek termiczny czy ciepły komin sportowy (zwany też tubą). Kolejną propozycją w proponowanej cenie są stuptupy. Nieprzemakalne i chroniące przed zabrudzeniem płachty materiału zakrywają obszar od kolan aż po wnętrze butów jako dodatkowa warstwa osłony. Idealnie nadają się do wędrówek po gęstych zaroślach, zaspach, terenach błotnych i bagnistych.
Propozycje na sportowy prezent do 50 złotych
Zwariowana powieść komediowa z nietypowym bohaterem i ładunkiem dobrych emocji. Tak można w skrócie opisać fabułę „Niezwykłej podróży fakira, który utknął w szafie Ikea”. Historia pełna absurdalnego humoru i dużej dawki pozytywnych wibracji. Romain Puértolas wybiera na bohatera fakira-oszusta z Indii rodem i wysyła go w podróż po Europie. Podróż ogromnie nietypową, należałoby dodać. Niebanalny psiarz, niebanalny bohater Francuski pisarz, niespełniony fryzjer-trębacz, w swoim życiu parał się różnymi zajęciami. Był didżejem-turntablistą, nauczycielem, tłumaczem, kompozytorem-wykonawcą, stewardem, a nawet magikiem. Mieszkał we Francji, Hiszpanii i w Anglii. Znalezienie wydawcy nie przyszło mu łatwo. Powieść wielokrotnie była odrzucana. Obecnie przetłumaczono ją na ponad 30 języków. Doczekała się też ekranizacji. Romain Puértolas wydaje się więc postacią dość barwną, o nietypowym życiorysie i z dużym poczuciem humoru. No cóż… Nudziarz z pewnością nie byłby zdolny do stworzenia tak zwariowanej, zabawnej i nietuzinkowej fabuły. Fakir w podróży Pooshyanoghart Ocoordhay (czyt. Powsinoga Okurde) jest (h)induskim fakirem, co to swoich fanów regularnie robi w bambuko. Nie wierzcie mu, że żywi się zardzewiałymi gwoździami, a nowe łóżko nabijane gwoździami jest mu dla zdrowia niezbędne. Ludzie z otoczenia w to jednak wierzą i ochoczo zrzucili się na podróż fakira-oszusta do Paryża, gdzie w Ikei ma nabyć wspomniane łóżko. Płacąc fałszywym banknotem, dodajmy. Nic jednak nie pójdzie tak, jak to było w planie. W wyniku rozmaitych przypadków, wypadków i zbiegów okoliczności, przy użyciu środków transportu dość nietuzinkowych, Powsinoga rusza w podróż po Europie. Zdąży się zakochać, zaprzyjaźnić z nielegalnym imigrantem z Afryki, poznać gwiazdę filmową wielkiego formatu, a ścigać go będzie gniew cygańskiego taksiarza. Sami widzicie, na nudę nie ma szans. Zabawnie i refleksyjnie „Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea” to powieść wywołująca i uśmiech, i refleksję. Zwariowana, niebanalna, dynamiczna. Pooshyanoghart co rusz pakuje się w rozmaite absurdalne sytuacje, a komedia omyłek nie ma końca. Francuski pisarz oferuje czytelnikom coś więcej niż tylko pustą rozrywkę. Jak to z podróżami często bywa, tak i ta, zupełnie przypadkowa, czegoś naszego bohatera uczy, okazuje się nie tylko podróżą do kolejnych destynacji, ale i podróżą w głąb siebie. Przemiana bohatera jest wyraźna. Oszust-egoista poznaje nowych ludzi, ich często niełatwe sytuacje i zaczyna rozmyślać o tym, jak niesprawiedliwe bywa życie i jak ważne jest to, by nie oceniać ludzi z góry. Owszem, dostajemy historię nieco wygładzoną, uproszczoną, ale zawierającą w sobie garść refleksji, nieco nadziei i sporo pozytywnych emocji. Poznajcie Powsinogę i dajcie mu się zaprosić do zwariowanej podróży. Nie pożałujecie. Źródło okładki: www.soniadraga.pl
„Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea” Romain Puértolas – recenzja
Duża ilość soli na drogach zimą w połączeniu z wodą oraz niskimi temperaturami to nic dobrego. Jak powinniśmy zadbać o nasz pojazd, gdy zamiast śniegu za oknem letnia aura? Jeśli jeszcze nie zadbałeś o karoserię po ostatniej zimie, to koniecznie wygospodaruj kilka godzin w sobotnie popołudnie i nadrób zaległości. Zimą z oczywistych względów samochodowa pielęgnacja ogranicza się (i to nie zawsze) to powierzchniowego spłukania przylegającego brudu. Mało kto może sobie pozwolić na poddawanie lakieru kosmetycznym zabiegom. Zawsze w lepszej sytuacji są ci, którzy przed zimą odrobili lekcję z autodetalingu i nałożyli na karoserię ochronną warstwę. Z pewnością będą mieć nieco mniej pracy. Tym mniej zapobiegliwym radzimy uzbroić się w cierpliwość, i krok po kroku doprowadzić lakier do stanu niemal salonowego. Najpierw obserwacja Działająca zimą na samochód chemia drogowa w połączeniu z niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi skutecznie zmniejsza trwałość samochodowej blachy. Już wiosną możemy zauważyć na karoserii, a także na podwoziu nowo powstałe ogniska korozji. Aby jednak w porę je zlokalizować i usunąć, musimy przystąpić do najważniejszego zabiegu – czyli dokładnego umycia całego samochodu. Nie zapominamy o wszelkich zakamarkach, a także o podwoziu. Po osuszeniu pojazdu możemy przejść do oględzin. Wszelkie ubytki czy ślady „rudej” należy jak najszybciej zabezpieczyć – drobne zarysowania czy niewielkie ubytki możemy spróbować usunąć za pomocą dostępnych na rynku kredek do lakieru czy zestawów do zaprawek. Duże ogniska najpewniej będą wymagały wizyty w warsztacie blacharsko–lakierniczym. Dopiero wtedy możemy zabrać się za nałożenie odpowiedniej powłoki na lakier. Dobre zabezpieczenie – leczenie i profilaktyka Należy pamiętać, że „spa” samochodu ma do spełnienia dwie bardzo ważne funkcje. Po pierwsze, zminimalizować szkody, które powstały na skutek zimowej aury. Nakładane preparaty powinny zatem pielęgnować lakier, a stosując terminologię kosmetyczek – odżywić go. Po drugie, zabezpieczyć na równie trudne miesiące letnie. Emitowane przez słońce promienie UV sprawiają, że lakier staje się kruchy, a w rezultacie blednie, łuszczy się oraz traci pierwotne właściwości. Jakie środki wybrać? Jeśli już znamy swoje zaniedbania w pielęgnacji lakieru, nasz samochód jest idealnie umyty i osuszony, zabieramy się za jego glinkowanie. Do tego zadania potrzebna będzie glinka oraz lubrykant zapewniający jej odpowiedni poślizg (może to być nawet woda z dodatkiem kilku kropli szamponu samochodowego). Zwilżoną karoserię przecieramy element po elemencie glinką uformowaną zgodnie ze wskazówkami producenta. W efekcie lakier naszego auta będzie gładki i czysty, a w ten sposób przygotowany do kolejnych etapów pielęgnacji, w tym do nałożenia odpowiedniego środka na górną warstwę powłok lakierniczych. Co to powinno być? Jeśli stan lakieru jest bardzo zły, kolor spłowiały, a zarysowania widoczne gołym okiem, nie obędzie się bez polerowania. W zależności od potrzeb ten etap prac można wykonać ręcznie lub przy użyciu maszyny polerskiej. Pamiętajmy, że jeśli nasze umiejętności są niezbyt duże, warto pozostać przy polerce ręcznej. Element po elemencie nakładamy pastę na pad i kolistymi ruchami (bez nadmiernego dociskania) polerujemy. Potrzebne produkty: pasta polerska, np. delikatna politura do niewielkich zarysowań Sonax Auto Politura lub Meguiar's Ultimate Compound, pad polerski (twardy w przypadku większych zarysowań i do starszych samochodów, miękki w przypadku powłok nowszych, mniej zniszczonych), ściereczka z mikrofibry do usuwania pozostałości pasty. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jeśli na zimę lakier został odpowiednio zabezpieczony, a nam zależy na odnowie warstwy ochronnej lub po polerowaniu, przyszedł czas na woskowanie. Wosk ma za zadanie: * ograniczyć przywieranie brudu, * ograniczyć szkody, jakie wywołują warunki atmosferyczne, * wzmocnić barierę ochronną lakieru. Radzę, by postawić na wosk twardy – z pewnością trudniejszy do nałożenia i wymagający więcej czasu przy aplikacji, ale dający znacznie lepsze efekty. Środki w sprejach i mleczka nakładamy w celu podtrzymania efektu, jaki osiągniemy przy woskowaniu co kilka tygodni. Woskowanie wykonujemy w zacienionym miejscu, gdy temperatura powietrza nie przekracza 25°C. Nałożenie preparatu na rozgrzaną blachę może spowodować paskudne, trudne do usunięcia plamy i odbarwienia. Nałożony wosk powinien utworzyć cienką mgiełkę, którą po wyschnięciu polerujemy najlepiej specjalną gąbką lub czystą ściereczką z mikrofibry. Potrzebne produkty: wosk np. Soft99 Fusso Coat 12 Months lub K2 Proton, aplikator do wosku, mikrofibra. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Całość pozimowych prac przy karoserii pojazdu może zająć, w zależności od jej kondycji, nawet kilkanaście godzin i kosztować, no cóż… około 200 zł. Oczywiście w wersji niewymagającej pomocy blacharza, lakiernika czy profesjonalnych usług autodetalingowych, bo wtedy mogłoby się okazać, że mówimy o kwotach 4–cyfrowych. Warto jednak pamiętać, że zakup zestawu dobrej jakości kosmetyków i akcesoriów to dobra inwestycja. Kosmetyki będą nam służyły podczas co najmniej kilku akcji „warsztatowe spa samochodu”. Pamiętajmy, że tylko regularna i dokładna pielęgnacja zapewni karoserii odpowiedni wygląd, a przede wszystkim ochronę.
Jaką powłokę warto założyć na lakier samochodu po okresie zimowym?
Mi5 to jeden z najwyższych modeli w ofercie Xiaomi. Szklany smartfon wyposażono w Snapdragona 820, ekran Full HD, 3 GB RAM-u oraz 32 GB pamięci. Urządzenie kosztuje dużo mniej niż konkurencyjne flagowce, możemy je nabyć za 1800 zł. Specyfikacja Xiaomi Mi5 wyświetlacz: 5,15 cala, 1080 x 1920 pikseli, IPS, szkło Gorilla Glass 4 chipset: Qualcomm Snapdragon 820 (2x 1,8 GHz Kryo + 2x 1,36 GHz Kryo) grafika: Adreno 530 RAM: 3 GB pamięć: 32 GB 2 sloty na karty SIM w formacie nano łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 z NFC, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 6.0.1 Marshmallow z nakładką MIUI 8.1 aparat główny: 16 Mpix, f/2.0, podwójna dioda LED, czteroosiowa optyczna stabilizacja obrazu, autofocus z detekcją fazy, nagrywanie wideo 2160p/30fps, 1080p/30fps, 720p/120fps aparat przedni: 4 Mpix, f/2.0, wideo 1080p/30fps funkcje: czytnik linii papilarnych, port USB typu C, podczerwień czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas, barometr bateria: 3000 mAh wymiary: 144,6 x 69,2 x 7,3 mm masa: 129 g Konstrukcja Xiaomi Mi5 ma inny design niż seria Redmi, a także różni się od modelu Mi4. To mniejsza i węższa konstrukcja z fizycznym przyciskiem głównym, który zintegrowano z czytnikiem linii papilarnych. Urządzenie ma aluminiową ramkę oraz zostało wyłożone z dwóch stron szkłem Gorilla Glass 4. Wizualnie przypomina nieco Samsunga Galaxy S7. box:imageShowcase box:imageShowcase Smartfon wydaje się nie mieć bocznych ramek, ale to jedynie złudzenie – po włączeniu wyświetlacza widać wąską, czarną lamówkę o grubości około 2 mm. Wykorzystano przestrzeń nad i pod wyświetlaczem – na dole jest przycisk główny (dotykowy i fizyczny), a także dwa przyciski dotykowe. Nad ekranem znalazły się z kolei czujniki, głośnik rozmów, przedni obiektyw, a także dioda powiadomień. Krawędzie mocno zwężają się ku zaoblonej pokrywie. Na prawej stronie ulokowano przyciski, które delikatnie odstają od bryły. Na przeciwnej ściance umieszczono czytnik kart nanoSIM (zabrakło czytnika kart microSD). Dolna krawędź to miejsce, w którym znalazła się podwójna maskownica (choć sam głośnik jest monofoniczny) oraz port USB typu C. Na górnej ściance dostrzec można szczelinę dodatkowego mikrofonu i czujnik podczerwieni, a gdy spojrzymy blisko rogu, zobaczymy wyjście słuchawkowe. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Gładkie, szklane plecy mają tylko niewielki obiektyw aparatu. Umieszczono go w samym rogu, wykonany jest ze szkła szafirowego i wspomaga go dwutonowa dioda. Nie ma dostępu do baterii. Wizualnie smartfon prezentuje się okazale – bryła jest cienka, lekka, a jej wymiary niewielkie. Design jest niezwykle minimalistyczny, spód nie ma żadnej tekstury, co robi wrażenie. Wykonanie jest bardzo dobre, ale czuć, że tylna tafla szkła jest dosyć cienka, a samo aluminium także nie wydaje się wyjątkowo grube. Xiaomi Mi5 trochę odstaje pod względem wykonania od wspominanego wcześniej Samsunga Galaxy S7 czy też HTC 10, ale i tak trzyma wysoki poziom. Ergonomia i użytkowanie Przekątna 5,15 cala wydaje się idealnym kompromisem pomiędzy dobrą ergonomią, a sporą przestrzenią roboczą. Smartfon wygląda na niewielki, a dzięki wąskiej konstrukcji świetnie leży w dłoni. Trochę gorzej jest podczas rozmów telefonicznych – mocno ścięte boki są dosyć ostre i czasami drażnią opuszki palców. Mi5 to jeden z najlżejszych flagowców, jego masa wynosi niecałe 130 g. Mi5 jest śliski, to typowa przypadłość szklanych smartfonów. Co prawda, nie zbiera odcisków palców tak mocno, jak szklane Samsungi, ale może wyślizgnąć się z dłoni, przesuwa się również po blacie mebla. Nieodstający obiektyw nie ułatwia podnoszenia telefonu. Czytnik linii papilarnych nie jest aktywny od razu. By odczytał palec, trzeba go najpierw wcisnąć, ewentualnie obudzić za pomocą przycisku na boku i wtedy rozpocząć skanowanie. Sam czytnik sprawdza się dobrze, jest szybki, choć zdarzają mu się pomyłki. Przyciski dotykowe pod ekranem można zaprogramować, a klawisz główny da się wciskać lub tylko dotykać. Możliwe jest też budzenie ekranu za pomocą opcji double-tap (w przeciwieństwie do serii Redmi). Niestety, boczne przyciski mają bardzo płytki skok, delikatny klik, a pokrywka włącznika jest lekko luźna. Głośnik multimedialny nie zachwyca. Brzmi czytelnie, ale czasami może brakować mu głośności. Umieszczony jest na spodzie, więc łatwo go zasłonić. Smartfon nagrzewa się podczas obsługi, np. przy pobieraniu i instalowaniu wielu aktualizacji. Robi się wtedy ciepły, ale nie wpływa to znacznie na komfort pracy. Wyświetlacz Ekran jest bardzo dobry. To matryca IPS (a nie AMOLED) o rozdzielczości Full HD (a nie QHD), mimo to zagęszczenie pikseli jest nadal wysokie, wynosi 428 ppi (pikseli na cal). Czerń, jak na panel typu IPS przystało, jest bardzo dobra, biel neutralna, a kolory żywe i nasycone (możliwa jest też ich kalibracja). Za dnia nie brakuje jasności, z kolei nocą nie ma problemu z minimalnym poziomem luminacji. Czujnik światła spisuje się wzorowo. Mam za to zastrzeżenia co do interfejsu dotykowego, który jest zbyt czuły. Czasami trudno odrzucić powiadomienie czy przewijać poziome listy. Trzeba wykonywać gesty wyjątkowo precyzyjnie, co bywa irytujące. Mam nadzieję, że producent poprawi to w kolejnych aktualizacjach. Ekran obsługuje 10 punktów dotyku. System operacyjny i wydajność Smartfon działa pod kontrolą Androida Marshmallow 6.0.1, a obiecano także aktualizację do wersji 7.0 Nougat. Jak przystało na Xiaomi, system został mocno zmodyfikowany przez nakładkę MIUI w wersji 8.1.2. Ma ona prosty i minimalistyczny interfejs z wysokiej jakości grafikami, czytelny i przyjemny dla oka. Zrezygnowano z szuflady aplikacji, te pojawiają się bezpośrednio na pulpicie. Górna belka może działać w dwóch trybach – z wydzielonymi lub zintegrowanymi powiadomieniami. Jest też prognoza pogody, która wizualnie trochę przypomina tę z nakładki TouchWiz. Ekran ustawień ma tym razem kolorowe, ale szkicowe ikonki oraz mnóstwo opcji – można skonfigurować zachowanie przycisków (w tym głównego), do wyboru jest też klonowanie aplikacji (dzielenie na dwie niezależne), jak i wydzielenie „drugiej przestrzeni” tzw. wirtualnego smartfona. Do dyspozycji jest również wygodny panel sterowania, a w pamięci zainstalowano tylko dodatkowe narzędzia (w tym świetny kompas z barometrem). W benchmarkach Mi5 dorównuje innym flagowcom. W AnTuTu 6.2.6 uzyskuje 120072 punkty, a GeekBench 4 ocenił urządzenie na 1357 punktów w teście single-core oraz 3492 punkty w multi-core. Wrażenie robi wydajność graficzna – to 2101 punktów w 3DMark Slingshot ES3.1, czyli najwyższa półka. W praktyce jest również bardzo dobrze: system działa błyskawicznie, a aplikacje startują momentalnie. Nie jest jednak idealnie. Mimo obecności 3 GB pamięci RAM zdarzało się przeładowywanie aplikacji w pamięci, a system miewał problemy ze stabilnością i potrafił się lekko przyciąć. Czasami dosyć długo trwa też instalowanie programów w tle. Xiaomi słynie jednak z częstych aktualizacji, więc wspomniane bolączki zostaną zapewne szybko rozwiązane. Bateria W tej kwestii Mi5 odstaje od serii Redmi, niemniej wyniki są nadal niezłe. Urządzenie wyposażono w akumulator o pojemności 3000 mAh, co przekłada się na około 2 dni pracy na jednym ładowaniu, przy 4–5 godzinach z włączonym ekranem. Smartfon wspiera jednak szybkie ładowanie Quick Charge 3.0, które trwa około 1,5 godziny. Już po 30 minutach Mi5 osiąga 83% naładowania. Multimedia – gry, aparat, audio Układ graficzny Adreno 530 w Snapdragonie 820 radzi sobie świetnie nawet przy rozdzielczości QHD, zatem w połączeniu z ekranem Full HD wypada jeszcze lepiej. Mi5 sprawdza się idealnie w wymagających grach pokroju Real Racing 3, Asphalt 8: Airborne czy Dead Trigger 2. Popularne gry ze sklepu Google Play działają bezproblemowo, a śmiało można pograć w konwersje gier konsolowych, np. GTA San Andreas. Aplikacja aparatu posiada prosty i czytelny interfejs, wygodne skróty na wierzchu, dodatkowe filtry oraz wiele trybów (np. nocny, tilt-shift czy panorama). Jest także tryb manualny z możliwością zmiany ISO, ekspozycji, ostrości i balansu bieli. Jakość zdjęć jest dobra, ale to nie poziom Samsunga Galaxy S7 czy HTC 10, które oferują ostrzejsze fotografie i rejestrują więcej detali. Xiaomi Mi5 ma dobre kolory oraz radzi sobie z ekspozycją i balansem bieli. HDR wyciąga szczegóły z cienia i winduje kolory, ale fotografie bywają ziarniste, nie ma też co liczyć na możliwość zoomowania. Przy dobrych warunkach świetlnych można uzyskać niezłe selfie, ale zdjęcia są dosyć gładkie, nawet bez stosowania cyfrowego makijażu. Jakość wideo ma podobny poziom do głównego aparatu. Nieźle działa stabilizacja, a nagrywany dźwięk jest bardzo dobry. Przykładowe zdjęcia dostępne w linkach poniżej: zdjęcie 1, zdjęcie 2, zdjęcie 3, zdjęcie 4. Brzmienie na słuchawkach jest dobre. Dźwięk jest jasny i czytelny, słychać bas oraz klarowny, lekko wyostrzony sopran. Brakuje naturalności, sztucznie brzmią zwłaszcza wysokie tony, a przestrzeń dźwięku nie zachwyca. Mi5 w kwestii audio nie dorównuje HTC 10, ale na tle innych flagowców wypada dobrze. Łączność i jakość rozmów Nie miałem problemów z zasięgiem, działaniem Wi-Fi, modułem Bluetooth czy LTE (ale bez pasma 800 MHz). Jakość rozmów jest dobra, a rozmówcy chwalili też przekaz głosu. Szkoda jednak, że smartfon nie obsługuje kodeka aptX. Podsumowanie Xiaomi Mi5 to smartfon z wysokiej półki, dostępny w przyzwoitej cenie. Konkurencja osiąga już pułap kilku tysięcy złotych, a Mi5 dorównuje jej pod względem wydajności oraz funkcjonalności. Oprócz tego cechuje go piękny design i wysoka ergonomia. Urządzenie jest poręczne i wyposażono je w funkcje premium: port USB typu C, czytnik linii papilarnych tudzież port podczerwieni. Procesor Qualcomm Snapdragon 820 gwarantuje błyskawiczną pracę na co dzień oraz wysoką jakość grafiki, dzięki niemu sprzęt spisuje się świetnie podczas konsumpcji multimediów. Szkoda, że system operacyjny nie jest bardziej doszlifowany, ale dużo droższa konkurencja też ma swoje wady. Przydałoby się więcej pamięci RAM (wariant 4 GB jest droższy) oraz obecność czytnika kart microSD, jakość zdjęć również pozostawia trochę do życzenia. Czas pracy na baterii jest krótszy niż w Redmi 3S (test) czy Redmi Note 3 (test), ale nadal dobry. Całościowo Xiaomi Mi5 to smartfon wart zakupu.
Xiaomi Mi5 – test niedrogiego flagowca
Lampa wisząca na środku pokoju niejest jedynym rozwiązaniem na oświetlenie wnętrza. Sposobów na rozjaśnienie pomieszczenia, niezależnie od tego, czy to salon, czy sypialnia, jest znacznie więcej. Niektóre pomysły mogą uchodzić za nietypowe, lecz pomagają oryginalnie zaaranżować wnętrze. Oświetlenie należy do kluczowych elementów wyposażenia wnętrz. To od niego wiele zależy. W Polsce przyjęło się, że wystarczy powiesić lampę sufitową na środku pomieszczenia. To jednak zdecydowanie za mało, aby należycie oświetlić pokój, nie wspominając już o tym, że sztampowe rozwiązanie nie poprawia aranżacji wnętrza. Warto tej kwestii poświęcić więcej uwagi. Należy przede wszystkim zaplanować więcej punktów świetlnych. Niezależnie od tego, czy pokój jest mały, czy duży, jedna lampa nie jest w stanie należycie oświetlić każdego zakamarka. Poza światłem górnym konieczne jest także boczne, szczególnie w miejscach, w których najczęściej przebywamy. Warto rozważyć oświetlenie dekoracyjne, za pomocą którego można wydzielić wizualnie określone strefy w pomieszczeniu i odmienić jego wystrój. W końcu lampy wpływają na odbiór wnętrz. Im ciekawszy kształt, tym lepiej. Warto wybrać modele o oryginalnych, a nawet nietypowych formach. Pomysły na oświetlenie salonu box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Nowodvorski, Leitmotiv, A Little Lovely Company, Eightmood, A Little Lovely Company Salon jest szczególnym miejscem w domu. Nie tylko w nim odpoczywamy, ale także przyjmujemy gości, niektórzy w nim pracują, a nawet śpią. Dobre oświetlenie, odpowiednie dla wszystkich tych funkcji to podstawa. Należy więc wprowadzić wiele punktów świetlnych, które pozwolą doświetlić wszystkie kąty. To zadanie znakomicie spełni reflektor szynowy. Na jednej szynie możemy umieścić niemal dowolną liczbę reflektorów, które mogą być skierowane w każdą stronę. Tego typu lampa wygląda nowocześnie. Można ją wybrać w kolorze ściany, wtedy nie będzie rzucać się w oczy, bądź w bardziej wyrazistej barwie. Trzeba zauważyć, że reflektory zyskują na popularności we wnętrzach. Jeszcze do niedawna uchodziły za oświetlenie „techniczne”, teraz doceniamy je także za walory dekoracyjne. Warto rozważyć zakup lampy podłogowej na trójnogu z reflektorem – to bardzo modne rozwiązanie. W salonie dobrze jest też wprowadzić oświetlenie ozdobne, które podkreśli charakter wnętrza. Tutaj mamy kilka możliwości do wyboru. Pierwsza to girlanda świetlna, która zyskuje popularność jako dekoracja. Poza tym są neony do wnętrz oraz lightboxy, czyli podświetlane pudełka z dowolnym napisem. Ostateczny wybór powinien zależeć od stylu, w jakim jest urządzony salon. Pomysły na oświetlenie sypialni box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Candellux, Markslöjd, Nowodvorski, Bloomingville, Searchlight, Vita Copenhagen W sypialni dominują dwa rodzaje oświetlenia – ogólne i przy łóżku. Więcej punktów świetlnych jest potrzebnych tylko wtedy, gdy pełni inne funkcje, np. ma wydzielony kącik do pracy. Jeśli chodzi o oświetlenie przy łóżku do czytania, tutaj zazwyczaj wybieramy typową lampkę nocną do postawienia na stoliku. Jednak to niejedyne rozwiązanie. Warto rozważyć także inne opcje, np. kinkiet. Ma on tę przewagę, że nie zajmuje miejsca na szafce, świetnie się więc sprawdza w niedużych pokojach. Do wyboru jest wiele modeli, od klasycznych po bardziej wyszukane, takie jak lampy na wysięgniku. Przy łóżku okazują się bardzo praktyczne, gdyż można dostosować ich ramię do własnych potrzeb. Jeszcze inny pomysł na oświetlenie przy łóżku to wisząca lampa-żarówka. Ona również nie zajmuje miejsca, a wygląda oryginalnie. To rozwiązanie szybko zyskuje na popularności. Jego dodatkową zaletą jest to, że można zmienić żarówkę na dekoracyjną, wówczas uzyskamy jeszcze ciekawszy efekt. Jeśli chodzi o oświetlenie ogólne, warto sięgnąć po lampy dające rozproszone, niezbyt agresywne światło, np. z papierowymi abażurami, które przywędrowały do nas z Azji i szybko znalazły miejsce w pomieszczeniach. Doskonale wpiszą się w aranżację w stylu skandynawskim. Inna opcja to lampa z piór. Będzie wyglądać oryginalnie i zbuduje ciepłą i przytulną atmosferę.
Nietypowe pomysły na oświetlenie salonu i sypialni
Tegoroczny flagowiec HTC ma nowy wygląd, topowy układ oraz innowacyjne funkcje, jak czujniki ściskania Edge Sense. U11 ma zachwycić zarówno melomana, jak i fotografa. Specyfikacja HTC U11 wyświetlacz: 5,5 cala, 2560 x 1440 pikseli, Super LCD5, 3D Corning Gorilla Glass 5 chipset: Qualcomm Snapdragon 835 (4x 2,45 GHz Kryo + 4x 1,9 GHz Kryo) grafika: Adreno 540 RAM: 4 GB pamięć: 64 GB + obsługa kart microSD do 256 GB format karty SIM: nano łączność: Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 z aptX i NFC, GPS z A-GPS i GLONASS system operacyjny: Android 7.1.1 Nougat z nakładką HTC Sense aparat główny: 12 Mpix, f/1,7, OIS (optyczna stabilizacja obrazu), autofocus z detekcją fazy, dioda dwutonowa, nagrywanie wideo w 2160p/30 fps, 1080p/120 fps; HDR; dźwięk stereo aparat przedni: 16 Mpix, f/2.0, autofocus, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p funkcje: czytnik linii papilarnych, czujniki krawędziowe, USB 3.1 Gen 1 typu C, technologia szybkiego ładowania Qualcomm Quick Charge 3.0, certyfikat IP67 czujniki: żyroskop, akcelerometr, zbliżeniowy, kompas bateria: 3000 mAh wymiary: 153,9 x 75,9 x 7,9 mm masa: 169 g Konstrukcja HTC chwali się ładnym designem U11. Zastosowano mocno zaoblone szkło oraz wielowarstwową pokrywkę, skonstruowaną w ten sposób, by jak najbardziej odbijała światło. W efekcie U11 wygląda niczym metaliczne lusterko – mocno połyskuje i wydaje się zmieniać kolor w zależności od oświetlenia. box:imageShowcase box:imageShowcase Front jest przeszklony powłoką Gorilla Glass 5 w technologii 3D, ma mocno zagięte krawędzie i rogi, ale tylko dla efektu wizualnego, sam ekran nie został zaoblony. W efekcie otaczają go szerokie ramki ze wszystkich stron, a na dole jest wyraźny odstęp od przycisków dotykowych i wąskiego przycisku głównego, zintegrowanego z czytnikiem palca. Nad ekranem znalazły się: duży obiektyw aparatu, czujniki, dioda powiadomień oraz maskownica głośnika rozmów. Metalowe krawędzie są mocno zwężone – po obu ich stronach zainstalowano czujniki nacisku. Przyciski trafiły na prawą ściankę, włącznik (ze żłobioną pokrywką) ulokowano niżej. Tacka na karty (jedną nanoSIM i jedną microSD) znajduje się na górnej krawędzi, widać tam jeszcze dodatkowy mikrofon. Lewy bok pozostał pusty, a spód zajmują: gniazdo USB typu C, niewielki głośnik multimedialny oraz mikrofon. Wzorem iPhone’a 7 zabrakło wyjścia słuchawkowego, ale w zestawie jest odpowiedni adapter USB. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Obłe plecy smartfona są również szklane. Na dole można dojrzeć kolejny mikrofon, a w górnej części widać optykę aparatu z delikatnie odstającym pierścieniem oraz dwutonową diodą flash. HTC U11 wygląda lepiej niż poprzednik. Obłości są nowoczesne, błyszcząca pokrywka nietypowa, a zwężone krawędzie prezentują się futurystycznie. U11 bez wątpienia może się podobać, ale według mnie jest już zbyt błyszczący, co przekłada się też na użytkowanie. Ergonomia i użytkowanie box:imageShowcase box:imageShowcase Wizualna uczta kończy się zaraz po wzięciu smartfona do ręki. Obudowa momentalnie pokrywa się smugami oraz odciskami i przestaje wyglądać estetycznie. Przyda się dołączona do zestawu ściereczka, a najlepiej od razu założyć plastikowe etui, które ma nakrapianą fakturę i nieco łagodzi refleksy. Wspomaga także chwyt, co się przyda, gdyż telefon jest ciężki, duży i śliski. Zaokrąglenia mają swoje plusy, dzięki nim urządzenie przyjemnie leży w dłoni, nie drażni skóry oraz łatwiej je podnieść. Przyciski działają bardzo dobrze. Te boczne odstają, mają sprężysty i słyszalny klik, a włącznik łatwo odróżnić od regulacji głośności. Co prawda, sięgać do niego można rzadko, bowiem czytnik palca pod ekranem działa momentalnie, a skanowanie sygnalizowane jest mocną wibracją. Podświetlane na biało przyciski dotykowe znalazły się blisko dolnej krawędzi, ale mają odpowiednio szeroki punkt styku. Szkoda jedynie, że nie można zmienić ich kolejności – cofanie jest z lewej strony. box:imageShowcase box:imageShowcase Pora na gwóźdź programu, czyli czujniki krawędziowe. Ściskanie obudowy w dolnej części może uruchamiać aplikacje lub funkcje, np. latarkę czy aparat, możliwe jest także wykonywanie w ten sposób zdjęć. Czujniki odróżniają krótkie ściśnięcia oraz przytrzymywanie, któremu da się przypisać inną opcję. Na ekranie pojawia się wtedy odpowiednia animacja, a cały proces dodatkowo sygnalizowany jest wibracją. Siłę nacisku można dostosować, ale nawet na niskich poziomach ścisk musi być mocny – wszystko po to, by funkcja nie uruchamiała się przez przypadek. Osobiście wolałbym dodatkowy przycisk funkcyjny – ściskanie sztywnej, metalowej obudowy nie należy do przyjemności i jest nienaturalne. Smartfon wyposażono w głośniki stereo BoomSound. Główny umieszczono na dolnej krawędzi, a wspomaga go jeszcze głośnik rozmów. Dźwięk ma niezłą jakość, jest odpowiednio głośny, dosyć naturalny, ale nie można powiedzieć, by był idealnie czysty. Obudowa nawet lekko wibruje, więc delikatnie słychać bas, a dostępne są dwa tryby: muzyki oraz kina domowego. Podczas obciążenia układu grami 3D telefon lekko nagrzewa się w górnej części. Przy typowej obsłudze obudowa pozostaje chłodna i przyjemna w dotyku. Wyświetlacz U11 wyposażony jest w ekran Super LCD5 o rozdzielczości QHD i standardowych proporcjach 16:9. Zagęszczenie pikseli to 534 ppi, zatem obraz ma idealną ostrość, świetne i mocne kolory oraz idealne kąty widzenia. Kontrast nie dorównuje jednak temu z ekranów AMOLED, a czerń jest nadal spłycona. Dobrze wygląda za to biel, która jest naturalna. Jasność ekranu nie oślepi na minimalnej skali, ale w pełnym słońcu podświetlenia może zabraknąć. Nie mam zastrzeżeń odnośnie kalibracji interfejsu dotykowego, ale gdy włączone są gesty ekranowe, to obsługuje on zaledwie dwa punkty (po ich wyłączeniu wielodotyk jest dziesięciopunktowy). System operacyjny i wydajność Na Androida Nougat 7.1.1 wgrano nakładkę HTC Sense, dobrze znaną i wysoce funkcjonalną. Górna belka jest jak z czystego Androida, ale menu ustawień zostało przeorientowane – kategorie są sensownie pogrupowane, nawigacja prosta, a opcji mnóstwo. Szuflada aplikacji zawiera dodatkowe skróty, jest też możliwość sortowania. Prawy ekran to czytnik newsów BlinkFeed, a funkcję asystenta pełni Google Now, wspomagany przez HTC Companion o przeciętnej funkcjonalności (analizuje korzystanie ze smartfona i oferuje okazjonalne sugestie). W pamięci jest sporo aplikacji dodatkowych, które czasami dają o sobie znać przez powiadomienia. Wydajność jest znakomita. U11 działa błyskawicznie, korzystanie ze smartfona to czysta przyjemność. Aplikacje uruchamiają się bardzo sprawnie – czuć, że potencjał Snapdragona 835 jest wykorzystywany w praktyce. Pobieranie i instalowanie aplikacji odbywa się bardzo szybko, zaś przełączanie się pomiędzy nimi lub działanie na dwóch jednocześnie jest bezproblemowe. Wydajność potwierdzają wyniki benchmarków – AnTuTu 6.2.7 ocenia U11 na 170495 punktów, a Geekbench 4 na 1897 punktów w teście single-core oraz 6347 punktów w multi-core. Wydajność graficzna jest również topowa, U11 uzyskał aż 3593 punkty w 3DMark SlingShot Extreme. Bateria HTC U11 nie jest długodystansowcem. Akumulator o pojemności 3000 mAh pozwoli na dzień intensywnej pracy lub 1,5 dnia przy średnio intensywnym użytkowaniu. Bez oszczędzania, z wysoką jasnością ekranu, aktywnymi Wi-Fi, LTE i multimediami uzyskiwałem około 5 godzin pracy na włączonym ekranie. Samo ładowanie jest jednak szybkie – ładowarka Quick Charge 3.0 w 30 minut naładuje 60% baterii, a do 90% potrzeba około 50 minut. Cały proces trwa niecałe 1,5 godziny. Multimedia – gry, aparat, audio Żadna gra nie jest straszna HTC U11. Amatorzy wirtualnej rozrywki mogą liczyć na świetną grafikę i wysoką płynność w wymagających tytułach 3D. Aplikacja aparatu jest prosta w obsłudze – prawa belka to, typowo, wyzwalacz, skrót do galerii, tryb wideo oraz zmiana obiektywu. Z lewej są skróty i tryby, w tym PRO, pozwalający fotografować w formacie RAW i dostosować: scenerię, balans bieli, ekspozycję, ISO (w zakresie 100–800), czas oraz ostrość. Jakość zdjęć jest rewelacyjna: ostrość wysoka, ilość detali duża, kolory naturalne i żywe. Można liczyć na świetne makro, dobre ujęcia w gorszych warunkach pogodowych oraz w ciemniejszych pomieszczeniach. Nie ma problemu z ekspozycją, ale zdarza się, że balans bieli się zgubi. Szkoda, że tym razem przedni obiektyw nie ma optycznej stabilizacji, ale mimo to zapewnia on bardzo dobre zdjęcia. Jakość wideo także jest świetna – nagrania 4K są ostre, a Full HD w 120 kl./s pozwala na efektowne spowolnienie. Nie zachwyca za to tryb poklatkowy. Jakość audio to również mocna strona nagrań – dźwięk rejestrowany jest w stereo, a funkcja 3D zwiększa głośność nagrywanego obiektu po przybliżeniu go za pomocą zooma. Zdjęcia poniżej. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase HTC U11 brzmi znakomicie na słuchawkach. Przestrzeń jest duża, jakość wysoka, a bas głęboki i dynamiczny. Do zestawu dołączane są też bardzo dobre, basowe słuchawki dokanałowe USonic z ANC (aktywną redukcją szumu), które skanują uszy i personalizują brzmienie. Łączność i jakość rozmów Nie miałem najmniejszych problemów z zasięgiem LTE, Wi-Fi, działaniem GPS lub interfejsu Bluetooth. Jakość rozmów była bardzo dobra, a wyciszanie otoczenia skuteczne. Podsumowanie HTC U11 to świetny smartfon, dumny następca HTC 10 (test). Jest bardzo dobrze wykonany i wygląda nad wyraz efektownie. Działa wyśmienicie, a popisuje się też funkcjami do konsumpcji multimediów – to aktualnie chyba najlepszy wybór pod względem aparatu i jakości dźwięku na słuchawkach. U11 oferuje też mnóstwo funkcji i rozbudowaną nakładkę systemową. Jest też trochę tańszy od konkurencji (3249 zł). Do ideału jednak trochę zabrakło. Ekran jest dobry, ale odstaje od AMOLED-ów i mógłby być jaśniejszy. Szkoda także, że tajwański producent nie zdecydował się na nowe proporcje wyświetlacza, jak w Samsungu Galaxy S8 lub LG G6, co byłoby rzeczywistą innowacją. Technologia Edge Sense to bardziej gadżet niż rewolucja i, jak dla mnie, nic specjalnego. Design również nie każdemu przypadnie do gustu – refleksy są wręcz zbyt mocne. Miałbym wątpliwości, czy nie dopłacić do S8 lub oszczędzić i wybrać LG G6, który ostatnio mocno staniał.
Test smartfona HTC U11 – król multimediów?
W 2012 roku strażacy odnotowali w Polsce 6726 pożarów samochodów. Czy ktoś z czytelników zastanawiał się, jak powinien się zachować, gdyby to jego auto stanęło w płomieniach? Teoretycznie to nic trudnego, przecież w wyposażeniu pojazdu jest gaśnica samochodowa. Duża liczba elementów emitujących ciepło wpływa na ryzyko powstania pożaru w nowoczesnych pojazdach. Urządzenia są w dodatku rozmieszczone w ograniczonej przestrzeni. Do nieszczęścia wystarczy kilka niefortunnych zbiegów okoliczności, związanych choćby z wadą materiałów, czy niewłaściwie wykonanymi naprawami. – Pożar samochodu nie zawsze musi być związany z kolizją. W starszych samochodach jest nierzadko wynikiem awarii gaźnika, w nowoczesnych pojazdach – awarii instalacji zasilania paliwem. Winna bywa również wadliwie działająca instalacja elektryczna – mówi Andrzej Jarubas, trener w firmie SP SD Management, zajmującej się szkoleniem z bezpiecznej jazdy. Nie przegrać na początku Symptomy informujące nas o zagrożeniu pożarowym to między innymi swąd z instalacji i dym wydobywający się z miejsca pożaru.– Jeśli pojazd jest w ruchu, jak najszybciej należy zjechać z jezdni, zatrzymać się, wyjąć kluczyk ze stacyjki i zaciągnąć hamulec ręczny, a następnie opuścić pojazd. Należy pamiętać, by ewakuacja nie stworzyła zagrożenia dla innych uczestników ruchu – dodaje Andrzej Jarubas.Kiedy kierowca widzi dym wydobywający się spod maski samochodu, pierwszą reakcją jest jej podniesienie. To niestety wielki błąd, ogień tylko „czeka” na dostarczenie mu powietrza i gdy tylko je otrzyma, ulega samorozprzestrzenieniu. Najlepsze rozwiązanie to oczywiście szybkie ugaszenie pożaru, ale już samo wyjęcie gaśnicy zabiera bezcenne sekundy. Jak obsługiwać gaśnicę? Choć to podstawowa informacja związana z eksploatacją samochodu, część kierowców nawet nie wie, gdzie jest gaśnica w aucie… A jeśli już ją odnajdzie, nie umie poprawnie użyć. Tymczasem na działanie mamy bardzo niewiele czasu, do tego dochodzi oczywiście stres, związany między innymi z poczuciem zagrożenia.– Jeżeli zarzewie pożaru jest w komorze silnika, po lekkim uchyleniu pokrywy, wprowadzamy proszek z gaśnicy w strefę płomienia i od razu tę pokrywę zamykamy. Po stłumieniu ognia, ponownie podnosimy pokrywę silnika, by proszek wylądował w całej jego komorze. Gdy pożar powstał poza komorą, strumień proszku z gaśnicy kierujemy w miejsce największej jego intensywności, nieco powyżej płomienia. Proszek gaśniczy najefektywniej zadziała, gdy będzie opadał na ogień – radzi Andrzej Jarubas z SP SD Management.I dodaje: – Standardowa, jednokilogramowa gaśnica, zostaje opróżnioną w niecałe 10 sekund. Starajmy się uwalniać środek gaśniczy poprzez wielokrotne, krótkie, naciskanie dźwigni. Czynności powtarzamy do ugaszenia pożaru lub wyczerpania środka gaśniczego. Po zakończeniu akcji zawsze odłączamy akumulator. Zawiadomić straż pożarną Gaśnicę należy przewozić w kabinie samochodu. – Zamocowana w zasięgu ręki kierowcy, względnie pasażera, może być użyta najszybciej, jak to tylko możliwe. Przewożona w bagażniku, w razie konieczności, do niczego się nie przyda. W każdej sytuacji pożaru pojazdu, należy zawiadomić straż pożarną. Jej zadaniem jest między innymi stwierdzenie, czy nie ma wtórnego źródła ognia, od którego pojazd ulegnie ponownemu zapaleniu – mówi Andrzej Jarubas. Samochód można też zabezpieczyć w automatyczny system gaszący, działający już w momencie pojawienia się pierwszych płomieni. Ale to drogie rozwiązanie, w dodatku ingerujące w budowę auta, więc łatwo na przykład o utratę gwarancji na pojazd.
Pali się moje auto! Co robić?
Wiosna budzi się do życia, więc czas wyruszyć do sklepu po komplet lekkich i wygodnych bucików. Czy uda się kupić buty do 100 zł dobrej jakości? Podpowiadamy, jakie marki oferują solidne obuwie w przystępnej cenie. Jak wybrać odpowiednie obuwie dla dziecka? Stopa malucha kształtuje się do około 6. roku życia. Dlatego do tego czasu wybieraj dla dziecka bezpieczne obuwie wspierające prawidłowy rozwój stóp. Na stopach opiera się ciężar całego ciała, więc jeśli dziecko nosi nieodpowiednie dla siebie buty, obciąży sobie kolana, biodra i kręgosłup. Obuwie dla malucha powinno być wykonane z naturalnej skóry, a wewnątrz musi mieć skórzane wkładki. Tylko wtedy stopy mogą swobodnie oddychać i nie pocą się. Drugim ważnym elementem dobrego buta są usztywniane zapiętki utrzymujące piętę tak, żeby nie uciekała na boki. Maluch w wieku przedszkolnym powinien umieć sam założyć obuwie, dlatego wybierz dla niego buty zapinane na rzepy lub suwak. Kupuj trzewiki, trampki czy sandały tylko na aktualną wielkość dziecięcej stopy. Niech nie kusi cię kupowanie butów na wyrost, tym bardziej na 2 sezony. But powinien być większy o maksymalnie 1 cm. Jakie buty na spacer? Przede wszystkim wygodne. Podczas spaceru dziecko biega, skacze, wspina się na przeszkody, więc obuwie musi dobrze stabilizować stopę. Buty muszą mieć też pewną, antypoślizgową podeszwę, żeby maluch się w nich nie pośliznął. Na spacer wybierz dla swojego syna nieocieplane trzewiki lub półbuty za kostkę. Lasocki dla dzieci. Marka Lasocki proponuje chłopcom modne modele butów ze skóry licowej. Utrzymane są w kolorystyce pasującej do większości strojów. Co najważniejsze, są odpowiednio wyprofilowane, oddychające, mają usztywniany tył, przez co dobrze stabilizują stopę. Wybrane modele od 89 do 99 zł. Sprandi. Obuwie zapewniające zdrowy rozwój stopy oferuje również marka Sprandi. Sznurowane trzewiki dla chłopca, który umie już wiązać buty, wykonane są z ekologicznej oddychającej skóry. Buty nadają się na pierwsze miesiące wiosny, kiedy pogoda lubi jeszcze niespodziewanie się zmieniać. Cena do 100 zł. Bartek. Firma Bartek znana jest z produkcji obuwia przeznaczonego dla dzieci. Wyprofilowane buty z wygodnymi podeszwami to podstawa dla rozwijającej się stopy. W ofercie wiosennej wybrane modele marki Bartek kupisz do 100 zł. Antylopa. Wygodne buty marki Antylopa dzięki odpowiedniemu wyprofilowaniu nie krępują ruchów stopy. Buty wykonane są ze skóry naturalnej, a ich podeszwa zrobiona jest z wysokogatunkowego tworzywa, które izoluje stopę od nierówności podłoża. Cena półbutów to ok. 80 zł. Jakie buty na plac zabaw i do uprawiania sportów? Dzieci są nieustannie w ruchu, a na placu zabaw biegają, wspinają się, podskakują. Buty muszą dobrze amortyzować uderzenia i chronić stopy. Obuwie typu sportowego powinno być jak najbardziej przewiewne, żeby stopa mogła w nich oddychać. Sprandi. W ofercie marki Sprandi każdy chłopiec znajdzie coś dla siebie. Buty wykonane ze skóry ekologicznej i materiału z chłonną wkładką zapewniają komfort noszenia podczas dziecięcych aktywności. Podeszwa z wysokogatunkowego tworzywa dobrana jest pod kątem rozwijającej się stopy. Buty są lekkie, zapinane na rzep, przez co bardzo wygodne do zakładania. Cena sportowych półbutów to ok. 70 zł. Marvel. Buty z ulubionymi chłopięcymi bohaterami wykonane ze skóry ekologicznej i materiału zapewniają wygodę podczas zabaw i spacerów. Chłonna wkładka ogranicza pocenie się stóp, a podeszwa z tworzywa dobrej jakości wspiera ich zdrowy rozwój. Buty kupisz za ok. 80 zł. Jakie buty na cieplejsze dni? Kiedy na zabudowane trzewiki będzie już za ciepło, czas kupić sandały. Ten typ butów również musi stabilizować stopy dziecka i chronić jednocześnie ich palce. Dobre dziecięce sandały są zabudowane z tyłu, dzięki czemu trzymają piętę w jednej pozycji. Lasocki. Klasyczne sandały od marki Lasocki wykonano ze skóry licowej i nubuk. Stopa swobodnie w nich oddycha, nie pocąc się. Wewnątrz buta umieszczono skórzaną wkładkę zapobiegającą poslizgowi. Tył buta jest zabudowany i stabilizuje piętę, a wysokogatunkowa podeszwa izoluje od podłoża i lekko amortyzuje. Cena to ok. 80 zł. Action Boy. Cholewka sandałów wykonana jest z materiału i skóry ekologicznej, a wkładka z naturalnej skóry. Lekka, ale wytrzymała podeszwa izoluje od podłoża i amortyzuje stopy przed wstrząsami. But zapinany na wygodne rzepy w cenie ok. 60 zł. Wybierając buty dla dziecka, kieruj się przede wszystkim ich jakością, a nie ceną. Na stopach malucha nie warto oszczędzać, bo złe obuwie wpłynie negatywnie na jego postawę w przyszłości.
Wiosenne buty dla chłopca do 100 zł
Przerabianie lamp halogenowych na ksenonowe jest trudne, czasochłonne i grozi odebraniem dowodu rejestracyjnego. Miłośnicy jasnej barwy ksenonów mogą jednak postawić na ich halogenowe imitacje. Ile są w praktyce warte? Czy opłaca się je montować? Halogen a ksenon – różnice w działaniu Wśród wielu kierowców panuje przekonanie, że żarówka halogenowa od jarznika ksenonowego różni się właściwie tylko gazem wypełniającym bańkę. Nic bardziej mylnego. Tak naprawdę w lampie ksenonowej nie ma żarówki wytwarzającej snop światła przez rozgrzanie żarnika do wysokiej temperatury. Jest natomiast jarznik, który generuje światło przez zjawisko łuku elektrycznego, a więc wyładowania wymagającego napięcia startowego w wysokości wielu tysięcy woltów. Stąd tak wysoka siła świecenia lampy ksenonowej i jasna barwa w kolorze białym lub odcieniach niebieskiego. Powyższy opis stanowi swoisty dowód na to, że żarówka imitująca ksenony nie jest w stanie osiągnąć zasięgu światła nawet zbliżonego do lampy wykorzystującej zjawisko łuku elektrycznego. W niektórych modelach aut można pokusić się o zakup reflektorów ksenonowych z rynku wtórnego i zamontowanie ich w miejsce halogenowych. Jest to jednak droga przeróbka, dlatego kwestie finansowe mogą stanowić racjonalny argument dla wykorzystania żarówek halogenowych o obniżonej temperaturze barwy świecenia. Zalety jasnej barwy świecenia W przypadku halogenów imitujących ksenony zimna, biała barwa snopa świetlnego otrzymywana jest przez wykorzystanie niebieskiego filtra na powierzchni bańki żarówki. Niska temperatura barwy świecenia zwiększa efektywną widoczność podczas jazdy w trudnych warunkach atmosferycznych, szczególnie w nocy. Wynika to z większego kontrastu, który osiąga światło o białej barwie na tle ciemności. Warto przy tym zauważyć, że zwykła żarówka halogenowa świeci barwą ciepłą, a więc o żółtawym zabarwieniu. Białe światło daje w ostatecznym rozrachunku większy komfort jazdy, lepszą widoczność, a także mniejsze zmęczenie oczu kierowcy. Tego typu żarówki śmiało polecić można kierowcom podróżującym często na nieoświetlonych trasach po zapadnięciu zmroku. Najtańsze halogeny typu xenon Przeglądając oferty sprzedawców żarówek, natknąć się można na modele o atrakcyjnej barwie świecenia w równie atrakcyjnych cenach, sięgających 5 zł za sztukę. Trzeba mieć świadomość, że żywotność tego typu produktów jest znacznie niższa od markowej konkurencji, a więc częstsza będzie wymiana żarówek. W niektórych pojazdach jest to czynność uciążliwa, dlatego warto wziąć ten argument pod uwagę. Tania żarówka to również niska trwałość filtra odpowiedzialnego za białą barwę świecenia. Po pewnym czasie może się okazać, że żarówki zaczną świecić coraz cieplejszą barwą (zupełnie jak zwykłe modele) właśnie wskutek wypalenia filtra. Wspomniany filtr w praktyce pochłania także część snopa świetlnego, dlatego żarówki typu xenon świecą słabiej od innych modeli. Kierowcom o wysokich wymaganiach poleca się zakup modeli markowych producentów, gdzie utrata części światła wskutek zastosowania filtra zostaje nadrobiona wyższą efektywnością żarzącego się włókna. Polecane żarówki typu xenon Porządna żarówka o obniżonej temperaturze świecenia nie jest tania, a przy tym wcale nie oferuje przesadnie długiej żywotności. Z drugiej strony markowe produkty dają świetny wygląd, zimną barwę i odpowiedni zasięg świecenia. Przykładem polecanego produktu jest Philips White Vision kosztujący ok. 90 zł za komplet 2 szt. Nieco tańsze są Osram Cool Blue, które nabędziemy za ok. 50 zł za 2 szt. Za ok. 40 zł kupimy natomiast żarówki Narva Range Power White. Żarówki imitujące ksenony w praktyce oferują barwę świecenia, którą można pomylić z ksenonami. Chcąc otrzymać produkt o dobrym zasięgu i żywotności, trzeba jednak zapłacić znacznie więcej, a więc od ok. 50 zł za komplet.
Wady i zalety montażu żarówek imitujących ksenony
W zasadzie każdy lubi słońce pod warunkiem, że nie świeci prosto w oczy i nie oślepia. Szczególnie daje się to we znaki kierowcom. Na szczęście niewielkim kosztem i wysiłkiem możemy się przed nim chronić. Pomysłowość twórców różnego rodzaju osłon przeciwsłonecznych jest wręcz niezwykła. Wymyślono już osłony na każdą możliwą szybę – zwijane, składane, zakładane, wpinane, przysysane itd. Które są najlepsze? Okulary przeciwsłoneczne Cóż, zacząć trzeba od okularów przeciwsłonecznych, bo to one stoją na pierwszej linii frontu w walce o dobrą widoczność. Pamiętajmy o tym, że za kółkiem „sytuacja jest dynamiczna” – w jednej chwili może nas coś oślepić – promienie słońca odbijające się od innych pojazdów, budynków itd. Dlatego naprawdę warto zainwestować w porządne okulary przeciwsłoneczne, najlepiej z polaryzacją. Wydamy na nie od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych, ale to inwestycja na długi czas. Clear view Ostatnimi czasy popularne stały się osłony przeciwsłoneczne typu„clear view”, funkcjonujące pod różnymi nazwami handlowymi. Kosztują od kilkunastu złotych wzwyż i składają się z kilku plastikowych przesłon. Jedna jest przeciwsłoneczna, druga zaś żółta, bywa też trzecia – lekko przydymiona. Zakłada się to na standardową osłonę przeciwsłoneczną w samochodzie. Warstwy ciemne mają chronić przed oślepiającym słońcem, żółta – ułatwiać jazdę we mgle i deszczu. Trudno jednoznacznie określić ich przydatność. Jedni je sobie chwalą, inni uznają za zbędne. Faktem jest, że przezroczysta osłona tuż przed oczami kierowcy może chronić przed słońcem, które znajduje się nisko nad horyzontem. Jednakże jeżdżenie z kawałkiem twardego plastiku przed oczami chyba nie jest pomysłem, któremu przyklasnęliby spece od BHP, nie wiadomo też, co ta osłona jest w stanie zrobić podczas nawet drobnego wypadku, wystrzelenia poduszki itp. Oprócz porządnych okularów jest to jednak jedyny typ ochrony oczu kierowcy przed ostrym słońcem. Osłony boczne Dużo łatwiej zadbać o pasażerów. Od wielu lat absolutnym hitem są składane osłonki na boczne szyby, mocowane za pomocą przyssawek. Kosztują zaledwie kilka–kilkanaście złotych. Są elastyczne, więc łatwo się je składa, a właściwie zawija na dwoje lub troje. Złożone zajmują mało miejsca, mieszczą się w bocznych kieszeniach. Można je przyczepiać do wszystkich bocznych szyb, byle tylko nie zasłaniały widoczności kierowcy. To też świetne rozwiązanie, gdy chcemy zapewnić odrobinę cienia dziecku czy zwierzęciu na tylnej kanapie. Takie osłonki są oferowane w przeróżnych kształtach, rozmiarach i wzorach. Dzieciakom można kupić modele z ich ulubionymi postaciami z kreskówek. Rolety samochodowe Nieco bardziej zaawansowane technologicznie są rolety, zwane czasem samochodowymi żaluzjami. Najtańsze kosztują od kilkunastu złotych w górę, ale za tę cenę nie spodziewajmy się rewelacyjnej jakości. Warto dołożyć drugie tyle i upewnić się, że mają porządne mocowania. Jeśli mamy do czynienia z przyssawkami, sprawdźmy, czy nie są przypadkiem przyciskane palcem – to wersja mało skuteczna. Roleta nie jest ciężka, ale waży więcej niż zasłonka. Powinna mieć przyssawki z małą wajchą z zatrzaskiem, umożliwiającą wytworzenie podciśnienia oraz łatwe zwolnienie uchwytu. Są również rolety z haczykami, które zaczepia się na krawędzi szyby. To proste i skuteczne rozwiązanie. Większe rolety można również przymocować do szyby tylnej, oczywiście jeśli nie ograniczy to kierowcy widoczności. Ogólnie rzecz ujmując – jeśli chodzi o zabezpieczanie się przed ostrym słońcem w samochodzie, najlepiej sprawdzają się patenty nieskomplikowane.
Najlepsze osłony przeciwsłoneczne
Gwiezdne Wojny cieszą się niesłabnącą popularnością wśród dzieci, podobnie jak resoraki. Firma Mattel postanowiła połączyć siły z producentami serialu i wypuściła na rynek pojazdy sygnowane Star Wars. Dzięki temu dzieciaki mają szansę bawić się pojazdami ulubionych bohaterów z filmu Samochodziki Hot Wheels są wykonane w skali 1:64. Każdy jest zaprojektowany tak, by jak najwierniej oddać moc postaci ze świata Gwiezdnych Wojen. Odzwierciedlają one charakter bohaterów postaci i ekscytują. Pasują do torów Hot Wheels Star Wars. Można je też traktować jako oddzielną kolekcję. Oto kilka z takich pojazdów. 1. Tusken Rider Pojazd prosto od Ludzi Pustyni – pierwotnych mieszkańców planety Tatooine, którzy żyli zorganizowani w koczownicze plemiona. Choć korzystali oni z prymitywnej techniki, poruszali się dość dużymi pojazdami. Tusken Rider z wyglądu przypomina stonkę, ma dość duże koła, nakrywany bagażnik i rurę wydechową poprowadzoną na górze auta. Jego cena to ok. 13 zł. 2. Pojazd Lorda Vadera Jest czarny i błyszczący. Pojazd Lorda Vadera mknie przez drogi gwiezdnej galaktyki niemalże z prędkością światła. Równie szybko może jechać po torze Hot Wheels. Autko można kupić w zestawie z pojazdem Obi-Wan Kenobi lub księżniczki Lei. 3. Nitro Scorcher Ultraszybki, lekki i przypominający wyglądem pojazdy formuły 1. Nitro Scorcher to nowatorskie auto rodem ze Star Wars. Jego zewnętrzne silniki zapewniają duże przyspieszenie, zaś duże tylne koła dociążają tył i chronią przed wyrzuceniem pojazdu z toru. 4. Pojazd Boba Fett Boba Fett był najbardziej znanym łowcą nagród w całej Galaktyce. Mieszkał razem ze swoim ojcem na Kamino, gdzie był szkolony. Wyobraź sobie, że Boba jeździł sporym zielonkawym pojazdem z długim i masywnym przodem oraz pojemnym nakrytym bagażnikiem. Kabinę ma obudowaną i równie solidną. W kolekcji Star Wars Hot Wheels pojazd Boba Fett jest bardzo lubiany prze dzieci. 5. Forces Tie Fighter Statek kosmiczny, dzięki któremu twoje dziecko będzie mogło odtworzyć nawet najbardziej podniosłe starcia rodem z Gwiezdnych Wojen. Pojedynki będą wiarygodne – to za sprawą realistycznych pojazdów. Taki jest właśnie Forces Tie Fighter. Wystarczy założyć go na palec i toczyć gwiezdne bitwy. Statek jest wyposażony w nawigator lotu, który może służyć jako podstawka do prezentacji statku na półce. 6. Statek kosmiczny CGW52 Jeśli twoje dziecko jest fanem Anakina Skywalkera, ten pojazd wyjątkowo mu się spodoba. To Jedi Inceptor. Mając go do dyspozycji, dzieci będą wielokrotnie odtwarzać nawet najbardziej zawzięte bitwy w Galaktyce. Nawigator lotów sprawi, że statek „przeleci” przez pokój zupełnie jak w kosmosie. 7. Fighter Red To również pojazd Anakina Skywalkera. Ultraszybki i niebezpieczny, ale potrzebny w wielu bitwach. Statek kosmiczny Fighter Red do końca doprowadzi nawet najbardziej zajadłą walkę, szczególnie jeśli poprowadzi go odważny wojownik. 8. Snowspeeder To ścigacz z okresu galaktycznej wojny domowej. Możemy go zobaczyć w piątej części sagi Imperium kontratakuje. Jest mały i zwrotny, napędzają go 2 silniki. Jego minusem to jest to, że może działać tylko w atmosferze. Snowspeeder to statek rebeliancki, lubiany będzie szczególnie przez chłopców, którzy walczą z dyktaturą w Galaktyce. 9. Ghost Kolejny statek rebeliantów. W sadze George’a Lucasa należał do Hery Synduli. Teraz jego mniejsza wersja może znaleźć się w pokoju twojego dziecka. Ghost wyglądem przypomina płaszczkę, ale w rzeczywistości jest niebezpiecznym pojazdem. Mknie szybko i niepostrzeżenie. 10. Inquisitor Takimi pojazdami jeździli wojownicy, którzy walczyli z byłymi Rycerzami Jedi. Auta były bardzo szybkie, idealne do pościgów. Do toru Hot Wheels Star Wars będą idealne. Czarny kolor dodaje pojazdom powagi i wzbudza respekt. Czytaj więcej o zabawkach Star Wars od Hot Wheels Sprawdź też oferty zestawów klocków Lego Star Wars Pojazdy Star Wars Hot Wheels idealnie pasują do zestawów torów. Można je kupić oddzielnie.
10 superpojazdów Star Wars od Hot Wheels
Skoro nie widać różnicy, po co przepłacać? Czy stwierdzenie to znajduje zastosowanie również w przypadku filtrów samochodowych? Jak dobierać filtry samochodowe? Wybór filtrów samochodowych jest stosunkowo prosty – wystarczy znać markę, model, silnik i rok produkcji, aby bez większego problemu je nabyć. Różnice cenowe w zależności od producenta bywają spore. Pamiętajmy, że stosowanie najtańszych zamienników i zwlekanie z ich regularną wymianą może się skończyć większym wydatkiem, niż zaplanowaliśmy. Na pierwszy rzut oka filtry praktycznie się nie różnią, dopiero w momencie zagłębienia się w ich budowę można dostrzec znaczące różnice. Największą jest ilość zastosowanego materiału filtrującego do produkcji. Renomowane firmy wykorzystują większą ilość materiałów, dzięki czemu ich produkty są w stanie lepiej i dłużej pracować. Atutem filtra jest nie tylko skuteczność w powstrzymywaniu zanieczyszczeń, ale również wytrzymałość. W przypadku, gdy jest wykonany ze słabej jakości materiału, z upływem czasu dochodzi do jego zapchania, przez co zmniejszona jest jego przepustowość. W sytuacji, gdy do produkcji filtra wykorzystano odpowiednią ilość wysokiej jakości materiału, znacznie dłużej utrzymuje on wysokie zdolności przepustowości i skutecznie chroni samochód. Filtr oleju Filtr oleju jest odpowiedzialny za oczyszczanie oleju wraz z unoszącymi się w nim opiłkami metalu i drobinkami sadzy. Występuje jako wkład, który montowany jest w obudowie zamocowanej na stałe przy silniku. Drugi rodzaj filtrów oleju to filtry puszkowe z własną obudową, którą należy przykręcić w przeznaczonym do tego miejscu. W markowych puszkowych filtrach oleju stosowane są specjalne zawory obejściowe, których zadaniem jest obieg oleju nawet w przypadku, gdy dojdzie do zapchania wkładu filtrującego. Filtr powietrza W przypadku filtra powietrza nie wystarczy wysoka jakość materiału filtrującego. Dlaczego? Ponieważ bardzo ważnym elementem jest jakość kołnierza uszczelniającego, który powinien być miękki i gładki, aby w sposób idealny przylegał do ścianek obudowy. Przyczynia się to do jego odpowiedniej pracy –całe zanieczyszczone powietrze może przez niego przechodzić. Wiele osób decyduje się na „przedmuchanie” lub „wytrzepanie” zużytego filtra, a następnie jego zamontowanie. Niestety, zabieg ten tylko pozornie oczyszcza filtr. Filtr paliwa Filtr paliwa jest szczególnie ważny, ponieważ jego nieodpowiednia praca i niska skuteczność zatrzymywania zanieczyszczeń może przyczynić się do wystąpienia poważnych usterek w pojeździe. Efekt zastosowania niskiej jakości filtra paliwa będzie bardzo łatwo wyczuwalny – auto straci moc. Co gorsza, wiele tanich zamienników filtra paliwa ma problem ze szczelnością, która w przypadku jednostek benzynowych może prowadzić do pożaru. Filtr kabinowy W przypadku filtru kabinowego zastosowanie niskiej jakości produktu przyczyni się do nieodpowiedniego filtrowania powietrza, które dostaje się do kabiny pasażerskiej, a w dalszej kolejności do naszych organizmów. Przed podjęciem decyzji należy dokładnie rozważyć zakup filtra wykonanego z papieru bądź węglowego. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, który jest lepszym rozwiązaniem. Producentami filtrów samochodowych, którym warto zaufać, są: MANN, KNECHT, Filtron, Bosch. Pamiętajmy, że w przypadku nowych aut częstotliwość serwisu pojazdu jest znacznie wydłużona, więc wymagania są coraz większe. Renomowane firmy współpracują z koncernami motoryzacyjnymi, zatem filtry są odpowiednio testowane, aby przez cały okres użytkowania gwarantowały najwyższą jakość. Filtry samochodowe nie należą do produktów drogich. W wielu przypadkach różnica między tanim zamiennikiem a markowym produktem jest mała, dlatego lepiej nie ryzykować. Kupujmy filtry sprawdzonych producentów.
Czy warto oszczędzać na filtrach samochodowych?
Kolejne ferie naszej pociechy często oznaczają nasz przymusowy urlop i zastanawianie się, co zrobić, by nasze dziecko było szczęśliwe w te wolne dni. Jest na to wiele sposobów, bo w mieście można spędzić czas nie tylko ciekawie, ale też kreatywnie i aktywnie. Przerwa od kartkówek, sprawdzianów, codziennego odrabiania prac domowych i porannego wstawania – na to z utęsknieniem czekają dzieci. Wolny czas niekoniecznie powinien być spędzany z paczką chipsów przed komputerem czy telewizorem. Wystarczy przejrzeć ofertę kulturalną naszego miasta i okolic, wyjść z domu i odkrywać nowe miejsca. Park wodny Jeśli myślicie, że park wodny może się kiedykolwiek znudzić dziecku, to jesteście w błędzie. Kolorowe zjeżdżalnie, gorące wanny z bąbelkami, wodospady, wiry wodne, możliwość odbijania piłki z rodzicami oraz… nauka pływania. Jeśli już znaleźliśmy się w parku wodnym, warto podzielić czas na naukę i zabawę. Systematyczne „treningi” przyniosą ogromne korzyści. Dziecko nabierze siły, poprawi koordynację ruchów, a także udoskonali swoje umiejętności. Być może już wkrótce okaże się, że rośnie nam nowy Michael Phelps? Na basenie obowiązują klapki i czepki. Chłopcy najlepiej będą się czuć w wygodnych spodenkach, zaś dziewczynki – w jednoczęściowych strojach. Na basenie świetnie sprawdzają się ręczniki szybkoschnące, które zajmują niewiele miejsca i są lekkie. Ścianki wspinaczkowe Ścianki mieszczą się najczęściej na halach sportowych lub w ośrodkach sportowych, których w większych miastach nie brakuje. Nauka z instruktorem z pewnością poprawi pewność siebie, wzmocni mięśnie i sprawi radość w momencie dotarcia do celu. Warto zaopatrzyć się w specjalne buty do wspinaczki, które będą ułatwiały wdrapywanie się na same szczyty. Należy pamiętać, że na wspinaczkę wchodzimy tylko w uprzęży zabezpieczającej oraz pod okiem nadzorującego instruktora. Park trampolin To najbardziej radosne szaleństwo – wszędzie trampoliny! Parki trampolin rosną jak na drożdżach i coraz częściej możemy spotkać się z ich ofertą w naszym mieście. Dzieci mogą skakać do góry, obijać się o boczne ściany (które też są z trampolin), a także wskakiwać w baseny pełne gąbek. Jeśli chcemy porządnie zmęczyć nasze dziecko, park trampolin jest bezkonkurencyjny. Pamiętajcie, by dziecko miało wygodne i przewiewne ubranko. Dla dziewczynek idealne będą legginsy i lekka koszulka, zaś dla chłopców – szorty z nogawkami za kolanka i luźny T-shirt (kolana będą chronione przed ewentualnymi otarciami). Lodowisko Brak obecności na lodowisku w trakcie ferii zimowych? To nie może się zdarzyć! Dzieci kochają jazdę na lodzie, więc lodowisko musi być obowiązkowym punktem tegorocznych ferii. Dla dzieci, które jeżdżą już w stopniu średnio zaawansowanym, warto kupić własne łyżwy – dla dziewczynki eleganckie figurówki, a dla chłopców „hokeje”, które zapewnią stabilizację. Jeżeli nasza pociecha słabo radzi sobie na lodzie, należy zapytać obsługę, czy nie posiadają „pingwinków”, które ułatwiają jazdę. Oczywiście warto wprowadzić trochę różnorodności do naszego planu na ferie, bo nasze dziecko wróci jeszcze bardziej zmęczone do szkoły. Dobrą odskocznią bedzie spektakl w teatrze dla dzieci lub seans w kinie. A może chcemy poprawić niebywałe zdolności naszej pociechy? Poszukajmy warsztatów organizowanych przez domy kultury w okolicy – warsztaty rysunkowe, taneczne, fotograficzne czy aktorskie z pewnością będą rewelacyjnym sposobem na spędzenie wolnego czasu, a być może odkryją w naszym dziecku nowe talenty?
Sportowe ferie, czyli sposób na wolne dni z dzieckiem
Jak prawidłowo oświetlić działkę? Czego będziesz potrzebować w trakcie instalacji? W naszym poradniku znajdziesz wszystkie niezbędne informacje, o których musisz wiedzieć, zanim rozpoczniesz pracę nad iluminacją ogródka. Światło wzbogaca przestrzeń, tworzy piękny klimat oraz eksponuje najlepsze części ogrodu. Iluminacja zapewnia nie tylko feerię kolorów i bajeczną atmosferę po zmroku, ale także bezpieczeństwo na działce. Z naszego poradnika dowiesz się, jak sprawnie zaplanować oświetlenie ogrodu oraz jakie rodzaje świateł będą pasować do konkretnych części działki. A na koniec, jak to wszystko zainstalować. Jeśli planujesz prace związane z instalacją iluminacji w ogrodzie, nasz przewodnik wytłumaczy ci wszystko krok po kroku. Wymogi bezpieczeństwa Wybierając zewnętrzne oświetlenie na działce, warto pamiętać, że wszystkie urządzenia muszą być odporne na warunki atmosferyczne, wilgoć oraz deszcz. Lampy ogrodowe powinny mieć na opakowaniu znak bezpieczeństwa (tzw. „B” lub „CE” ) i spełniać wszystkie wymogi techniczne obowiązujące na terytorium Unii Europejskiej. Przed zakupem konkretnego towaru warto sprawdzić też numer „IP”, czyli stopień ochrony urządzenia. Pierwsza cyferka informuje o bezpieczeństwie względem ciał stałych (pył, kurz, kamienie itp.), a druga pokazuje stopień odporności naświetlenia na ciecze (np. deszcz). Lampa, która będzie umiejscowiona pod zadaszeniem musi mieć przynajmniej IP21, z kolei zewnętrzne słupki lub latarnie – co najmniej IP44. Jeśli planujemy oświetlić również oczko wodne za pomocą podwodnych lamp halogenowych, poziom ochrony zwiększa się do IP68. Rodzaje oświetlenia Lampy stojące, czyli tzw. latarnie są nieodłącznym elementem krajobrazu miejskiego. Ten rodzaj oświetlenia idealnie sprawdza się także na działkach lub w ogrodach o średnim lub dużym rozmiarze. Latarnie nadają się do oświetlenia dużych powierzchni, a emitowane przez nie światło nie razi w oczy. Średnie lub mniejsze słupki znajdą zastosowanie w oświetleniu dróg, a także podjazdów do domu. Te ostatnie mają jednak nieco mniejszy zasięg w porównaniu ze zwykłymi latarniami.Oświetlenie w podłożu idealnie nadaje się do podświetlenia fasad budynków oraz dużych drzew. Lampki są umieszone bezpośrednio w podłożu. Na powierzchni wystają wyłącznie małe szklane okręgi, które nie utrudniają komunikacji. Światło pada z góry w dół, co pomaga naświetlić wszystkie elementy znajdujące się nad podłożem.Oprawa nawierzchniowa jest przeznaczona do oświetlenia architektury ogrodowej, a także drzew i krzewów. Podobnie jak iluminacja w podłożu, oprawy są instalowane w ziemi lub bruku. W zależności od modelu, halogeny są przystosowane do emitowania wąskiej lub szerokiej wiązki światła w gamie najróżniejszych kolorów. Ponieważ oprawa nawierzchniowa jest instalowana bezpośrednio na podłożu, urządzenia te powinny charakteryzować się odpornością na nacisk ok. 1000 kg.Kinkiety to specjalny rodzaj oświetlenia znajdujący swoje zastosowanie w iluminacji konkretnych elementów budynku (np. tabliczka z nazwą ulicy). Najczęściej są montowane na elewacjach domów. Reflektory, czyli halogeniczne lampy wykorzystywane do oświetlenia niewielkich elementów ogrodu. Najnowsze modele posiadają opcję regulacji wiązki światła od 15° do 50°. Przed zakupem halogenów warto sprawdzić, czy lampy posiadają osłony antyolśnieniowe. Instalacja oświetlenia w ogrodzie Ogrodowa iluminacja jest najczęściej zasilana przez wyodrębniony obwód z instalacji domowej. Jeśli masz do czynienia z instalacją niskonapięciową 12 lub 14 V (np. oświetlenie oczka wodnego), musisz nabyć specjalny transformator redukujący napięcie. Warto także posiadać odporny przewód elektryczny, który po zakończeniu pracy musisz schować pod ziemię co najmniej na głębokość 35 cm. To wszystko pomoże ci wyeliminować przypadkowe uszkodzenia przewodów podczas pracy w ogrodzie. Oświetlenie ogrodu sztucznymi światłami to nie tylko podstawowy element bezpieczeństwa w ogrodzie po zapadnięciu zmroku, ale także piękna dekoracja. W zależności od wielkości działki, koszty utrzymania iluminacji mogą się bardzo różnić. Są jednak względnie wysokie. Jeśli chcemy zaoszczędzić, idealnym rozwiązaniem jest stosowanie żarówek energooszczędnych lub użycie lamp solarnych, które w ciągu dnia są zasilane energią słoneczną.
Idealne oświetlenie w ogrodzie – lampy, kinkiety i oprawy
Inspirowane kulturą dalekiej Japonii kimono zawojowało wybiegi i kolekcje producentów odzieżowych. Zwiewne i kolorowe – idealne do wiosennych stylizacji. Tradycyjny strój japoński jest noszony od wieków. Choć kimono powstało ponad tysiąc lat temu, jego fason prawie się nie zmienił: prosty krój w kształcie litery T, przypominający trochę szlafrok. Jego cechą charakterystyczną są szerokie rękawy i wiązanie w pasie, w Kraju Kwitnącej Wiśni zwane obi. Współcześni projektanci często i chętnie czerpią z kultury azjatyckiej. Widać to w najnowszych kolekcjach, w których kimono pojawia się często. To doskonały wybór na ciepłe wiosenne dni. Ale jak je nosić? Na wierzchu Większość kimon ma formę luźnego żakietu, tzw. narzutki, rękaw trzy czwarte i jest uszyta z lejących materiałów, które doskonale się układają. Aby zrównoważyć obszerną górę, trzeba dobierać do niej dół na zasadzie przeciwwagi. Najlepiej włożyć obcisłe spodnie typu rurki lub legginsy. Wąskie nogawki dodadzą sylwetce lekkości, podobnie jak wysokie obcasy i niewielka torebka na długim pasku. Kimono jest mocnym akcentem stroju, bywa bardzo wzorzyste, dlatego top lub bluzka powinny mieć prosty fason. W tej roli zawsze sprawdzi się biały tank-top lub T-shirt. Więcej kłopotu może sprawić zestawienie kimona z sukienką lub spódnicą. Najlepszy wyborem w tej sytuacji będzie spódnica ołówkowa. Przylegająca do ciała, z wyższym stanem doskonale się skomponuje z tym wymagającym fasonem. Kimono noszone ze spodniami najlepiej się prezentuje, gdy nie jest zawiązane, natomiast w zestawie ze spódnicą warto podkreślić talię paskiem. W stylu boho Etniczne inspiracje powracają co roku. Wzory na kimono przyjmują kształt ornamentów rodem z orientu i azteckich malowideł. Pojawiają się też na nich malowane kwiaty czy pejzaże. Feeria kolorów i wzorów, szerokie rękawy i lekka tkanina sprawiają, że kimono to podstawa stylizacji w stylu boho. Tak ubierały się dziewczyny w szalonych latach 70. i w epoce dzieci kwiatów. Nieodłącznym elementem zestawu w tym stylu będą spodnie dzwony, buty na koturnie i torebka z frędzlami. W tę stylistykę doskonale wpisuje się również kimono w wersji ażurowej. Wszelkie przezroczystości, siateczki i ażury to must have tej wiosny. Luźne, kolorowe, nonszalancko narzucone kimono dobrze wygląda ze zwykłym białym podkoszulkiem lub gładką bluzką koszulową. Dziewczyna w stylu boho nosi jeansy i dużo etnicznej biżuterii – bransoletki z koralików, długie naszyjniki i pierścionki z dużymi oczkami. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Elegancko Szlachetny materiał sprawia, że kimono z łatwością wykorzystamy w stylizacjach na specjalne okazje. Spektakularny efekt zapewni wzorzysta tkanina wykończona ozdobną lamówką albo widowiskowymi frędzlami. Długie, lejące się frędzle doszyte u dołu kimona będą niezwykłą ozdobą stroju. Dobrze dobrane eleganckie dodatki – kopertówka, buty na obcasie, długie kolczyki – dopełnią całości. Równie atrakcyjnie prezentuje się kimono w formie długiego płaszcza. Wersja maxi to świetny wybór na wieczorne wyjście. Obowiązkowo z butami na wysokim obcasie i wydekoltowanym topem. Na imprezę w gronie znajomych egzotykę zdobionego, wielobarwnego kimona przełamujemy rockowym T-shirtem i poszarpanymi jeansami. Drapieżny look przyciągnie uwagę i na pewno zrobi wrażenie w towarzystwie. Do pracy Kimono może z łatwością zastąpić klasyczną marynarkę, którą nosimy do biura. Oczywiście wszystko zależy od miejsca, w którym pracujemy. Bezpiecznie będzie wybrać wersje proste, eleganckie, bez wielu zdobień i wzorów. Jednokolorowe kimono ze szlachetnej tkaniny, z eleganckim wykończeniem, bez trudu połączymy z bluzką koszulową i wąską spódnicą czy spodniami od garnituru. Wygodne, a zarazem bardzo piękne kimona to wyjątkowa propozycja dla miłośniczek oryginalnego stylu i orientalnych inspiracji modowych.
Kimono – pomysły na wiosenne stylizacje
Trening oddechu staje się coraz bardziej popularny, to doskonały sposób na niwelowanie codziennego stresu. Jak należy się przygotować, by ćwiczenia były efektywne? Na co dzień oddychamy płytko i zazwyczaj tylko górą klatki piersiowej. Nie zwracamy uwagi na tę czynność, skupiając się na różnych zadaniach. Tymczasem świadomy oddech to najlepszy i najskuteczniejszy pogromca stresu, więc warto go ćwiczyć. Ćwiczenia oddechowe mogą być dynamiczne – kiedy konkretny ruch zgrany jest z wdechem i wydechem lub usiłujemy strumieniem powietrza np. przesunąć piórko bądź piłeczkę do ping ponga. Trening oddechu może być też statyczny, skierowany bardziej na obserwowanie ciała podczas nabierania i wypuszczania powietrza oraz uruchamianie poszczególnych torów oddechowych. Przygotowanie do drugiego typu ćwiczeń odbywa się wg ustalonego schematu. Strój Pierwszą sprawą, o którą powinniśmy zadbać, jest strój. Nie może on krępować ruchów i powodować jakiegokolwiek dyskomfortu. Dobre są dresy sportowe. Zaleca się używanie lekkich staników sportowych, które nie mają usztywnień, albo zrezygnowanie z bielizny ograniczającej ruchy klatki piersiowej. Pamiętajmy też, że trening ten uspokaja i zazwyczaj wychładza ciało, więc warto ubrać się cieplej niż na zajęcia gimnastyczne, by brak komfortu cieplnego nie zakłócał możliwości skupienia się na zajęciach. Pozycja Zazwyczaj rozpoczyna się od ćwiczeń w leżeniu na plecach. Warto zapewnić sobie odpowiednią matę, być może niewielką poduszeczkę pod głowę, czasem nawet opaskę na oczy. Możemy też wykorzystać woreczki z suszonymi ziołami albo nieduży sportowy ręczniczek, który kilkakrotnie złożymy. Często osoby wrażliwe na zimno układają na matę koc, żeby zapewnić dodatkową izolację. Można się również przykryć. Jeśli więc wybieramy się na treningi grupowe, dobrze jest wcześniej dowiedzieć się, jakim sprzętem dysponuje klub, by w razie czego wrzucić do torby sportowej dodatkowy koc z polaru lub coś do podłożenia pod głowę. Jeżeli treningi odbywają się w pozycji siedzącej, często w klubach wykorzystuje się poduszki do medytacji. Niewiele osób na co dzień spędza dużo czasu, siedząc skrzyżnie, czyli po turecku. I choć może nam się wydawać, że damy radę, bo jesteśmy sprawni, to mając w perspektywie siedzenie przez pół godziny, stawy biodrowe i kręgosłup mogą się zbuntować. Siedzenie na poduszce pozwala na bardziej komfortowe ustawienie ciała, które dzięki temu nie stanie się przeszkodą w ćwiczeniach. Jak sprawdzić, czy siedzimy wystarczająco dobrze? Po skrzyżowaniu nóg biodra powinny być mniej więcej na tej samej wysokości co kolana. Zapewni to możliwość wyciągnięcia ciała w górę, wyprostowania pleców i otwarcia klatki – oddech będzie głębszy. Pomieszczenie Przede wszystkim wywietrzone oraz odpowiednio ogrzane. I oczywiście bez zbędnych rozpraszaczy. Postarajmy się, by nic nie brzęczało, nie buczało, nie cykało. I jeśli jesteśmy w grupie, zadbajmy także o to, żeby żaden zapach nikogo nie irytował. Nie wszyscy lubią kadzidełka lub świece aromaterapeutyczne. Nagrane instrukcje Dobrze jest rozpoczynać przygodę ze świadomym oddechem od kilku lekcji z instruktorem. W szkołach jogi, tai-chi lub studiach pilates coraz częściej w grafikach pojawiają się oddzielne treningi oddechowe i relaksacyjne. Jeśli nie mamy takiej możliwości, warto poszukać lub nagrać instrukcje, które przeprowadzą nas przez poszczególne ćwiczenia. Nic nie wyjdzie z treningu, jeżeli będziemy odrywali się od ćwiczeń, by zajrzeć do książki lub Internetu i sprawdzić, co dalej zrobić. Rozluźnienie By ćwiczenia oddechowe były efektywne i nie sprowadzały się do półgodzinnej walki z własnym, buntującym się ciałem, należy zrobić rozgrzewkę – rozruszać stawy, rozciągnąć mięśnie. Szczególnie ważne jest rozciągnięcie kręgosłupa i ustawienie go w taki sposób, by lordoza i kifoza utrzymywały się w zakresie fizjologicznym, a w efekcie nie usztywniały przepony i nie przeszkadzały oddechowi w swobodnym spłynięciu w głąb brzucha.
Ćwiczenia oddechowe – jak się do nich przygotować?
Pływanie to jeden z takich sportów, który sprawia radość nie tylko tym, którzy pływają jak zawodowcy, ale również amatorom. W Polsce nie brakuje basenów, gdzie praktycznie przez cały rok możemy trenować pływanie. Kiedy już osiągniemy pewien poziom, warto skupić się na technice. Wiele pływalni oferuje kursy pływackie dla zaawansowanych. Jak zacząć uprawiać ten sport? Zapraszam do lektury. Tak na dobrą sprawę już samo przebywanie w wodzie sprawi, że poczujemy się lepiej. Jeżeli wypad na basen połączymy z aktywnością fizyczną, to mamy zestaw niemal idealny. Czy pływanie to sport dla każdego? Na wstępie napisałem, że pływanie to sport dla każdego. Wszystko się zgadza, ale żeby osiągnąć dobre wyniki, trzeba sporo trenować i jeszcze raz trenować. Kiedy już pływanie sprawia nam dużo radości, warto wziąć się za technikę, by pływać efektywniej bez zbędnego wysiłku. Warto dodać, że zawarte w wodzie pierwiastki wpływają dobrze na naszą skórę, włosy stają się bardziej utlenione i tak dalej. Jak zacząć trening dla zaawansowanych? Przede wszystkim pamiętajcie o tym, że pływanie zaawansowane to nie jest zrobienie 200 metrów na basenie i koniec. Trening taki trzeba rozpocząć przede wszystkim od rozgrzewki na sucho. O jakich ćwiczeniach mowa? Na przykład bardzo dobre będą przysiady. Uruchomią one nasze stawy i sprawią, że płuca będą bardzo wydajne. Dobre są również skłony, które sprawią, że nie dostaniemy skurczu. Zanim jednak rozpoczniecie pływanie zaawansowane, warto zrobić 200-300 metrów na spokojnie. Chodzi przede wszystkim o rozpływanie się. Warto co 100-200 metrów wyjść na brzeg i napić się wody. Warunek – pijemy w małych ilościach, ale często. Pływanie a odchudzanie – prawda czy mit? Faktycznie, pływanie jest dobrą metodą na odchudzanie czy wyrzeźbienie sylwetki, ale musimy pamiętać o jednej podstawowej rzeczy. Musimy pływać poprawnie technicznie. Tylko wtedy angażujemy do 75% mięśni naszego ciała. Dzięki temu trening może być bardzo, bardzo skuteczny. Prawda jest taka, że jeżeli wejdziemy do wody i przez pół godziny będziemy pływać żabką, to nie spalimy za wiele kalorii. Co w takim razie powinny zrobić osoby, które chcą zrzucić kilka kilogramów podczas pływania? Najważniejsze jest to, żeby mieć porządne podstawy techniczne. Warto wybrać jeden styl. Dobry będzie grzbiet. Nauka tego stylu jest bardzo prosta, a dodatkowo bezpieczna dla osób z wadami postawy. W co musimy się zaopatrzyć i na co zwrócić uwagę? Kiedy już dość dobrze opanowaliśmy technikę pływania, warto zwiększyć częstotliwość treningów. Na początku niezbędny będzie pulsometr. Najlepiej postawić na zróżnicowany trening: przeplatać ciągłe fragmenty z interwałami. Pływanie wyłącznie metodą ciągłą nie będzie tak efektywne, jak dodanie kilku intensywnych akcentów. Im więcej zmian, tym lepiej. Nie będzie wówczas ryzyka adaptacji. Na basen musimy zabrać ze sobą kąpielówkialbo strój kąpielowy. Warto pomyśleć też o porządnym czepku. Okulary do pływania – tak, ale jakie? Kiedy myślimy o pływaniu zaawansowanym, to warto pomyśleć o okularach do pływania. Woda z dodatkiem chloru sprawia, że nasze oczy stają się zaczerwienione i podrażnione. Pamiętajcie, że odpowiednio dobrane okulary do pływania mogą zmienić ten stan rzeczy. Warto dobrać je tak, by najlepiej dopasowały się do kształtu naszej twarzy. Większość okularów pływackich dostępnych na rynku posiada powłokę anti-fog, która z pewnością jest bardzo dobrym udogodnieniem. Zapobiega ona parowaniu szkieł, sprawiając, że pływanie staje się jeszcze przyjemniejsze i bezpieczniejsze dla naszych oczu. W zależności od modelu można znaleźć okularki z pojedynczym lub podwójnym paskiem. Najważniejszy jest jednak dobrze dopasowany nosek. Każdy człowiek ma inny rozstaw oczu, dlatego coraz więcej producentów decyduje się na produkcję okularów z wymiennymi noskami. Udanego i bezpiecznego pływania.
Pływanie dla zaawansowanych – jak zacząć?
Stosowanie odzieży roboczej ma kilka zastosowań, z których podstawowym jest oczywiście zapewnienie ochrony zdrowia pracownika. W zależności od branży ubiór determinuje również wiele innych czynników. Wyjaśniamy, dlaczego warto stosować odzież roboczą. Odzież robocza – po co właściwie jest? Każda praca, zwłaszcza fizyczna, wymaga odpowiedniego ubioru. Przyjęło się, że dress code obowiązuje tylko w korporacyjnych biurach, tymczasem powinna zwracać na niego uwagę każda firma. Odzież stosowaną w pracy można podzielić na dwa rodzaje: roboczą i ochronną. Pierwsza ma za zadanie ochronę zdrowia pracownika poprzez zabezpieczenie przed wszelkimi czynnikami zagrażającymi. W tym pojęciu zawiera się wiele aspektów, od najbardziej elementarnych, jak ochrona przed zabrudzeniem prywatnej odzieży, po zapewnienie ciepła podczas pracy w niskich temperaturach. Odzież robocza to również wartość reklamowa i promocyjna. Jednolity ubiór pracowników firmy pomaga w identyfikowaniu z marką, dzięki czemu bez trudu można zobaczyć, czyi pracownicy wykonują prace remontowe lub np. budują dom. Głównymi materiałami wykorzystywanymi w produkcji odzieży roboczej są bawełna lub jej mieszanka z tworzywami sztucznymi, flanela, polar czy ortalion. W przypadku odzieży jednorazowej najpopularniejszy jest polipropylen. Ich wspólnymi mianownikiem jest wytrzymałość, która ma znaczenie przede wszystkim we wszelkich zawodach sektora budowlanego czy przemysłu leśnego i drzewnego, gdzie kontakt z twardymi i brudzącymi materiałami odbywa się niemal nieustannie. Dodatkowym atutem wpływającym na jakość tkanin jest cyrkulacja powietrza oraz wchłanianie potu. Jeżeli skóra oddycha, dużo dłużej odzież zachowa świeżość. Nie można zapomnieć też o funkcjonalności. Monterzy, elektrycy czy inni specjaliści potrzebują całej gamy kieszeni, przegródek oraz uchwytów, by wygodnie operować narzędziami, które muszą mieć pod ręką. Sztandarowym przykładem są spodnie robocze, które w najlepiej wyposażonych wariantach mają nawet kilkanaście miejsc, które mogą zostać spożytkowane. box:offerCarousel Od głowy po palce Spodnie są również przykładem tego, jak pobieżnie niekiedy traktowany jest strój roboczy. Pracodawcom wydaje się, że zapewnienie jednego kroju spodni wystarczy do tego, aby pracownik czuł się komfortowo w pracy. Tymczasem właściwe wyposażenie pracownika to dużo bardziej skomplikowany proces. Podstawą poza spodniami powinna być koszula robocza, najlepiej oddychająca i szybkoschnąca. Jeżeli praca odbywa się w chłodnym miejscu, być może lepszym rozwiązaniem będzie koszula flanelowa. Dłonie powinny być chronione przez rękawice robocze. W tym zakresie do wyboru są rękawice precyzyjne oraz grubsze, najczęściej skórzane – chroniące przed temperaturą i urazami. Na nogach oczywiście buty robocze dostosowane do warunków pracy. Najlepiej certyfikowane obuwie BHP, które najlepiej zabezpieczy pracownika w sytuacji, gdy coś ciężkiego spadnie mu na stopę. Jeżeli warunki pracy wiążą się z nadmierną wilgocią, niezastąpione będą kalosze. Tutaj również funkcjonuje rozgraniczenie na odzież letnią i zimową. box:offerCarousel Powyżej znajdują się wszystkie podstawowe elementy, jednak nie jest to kompletne wyposażenie pracownika. Z pewnością dobrym rozwiązaniem będzie kamizelka, najlepiej z elementami odblaskowymi, co dodatkowo zapewni bezpieczeństwo. Mocny skórzany pasek będzie z kolei dobrze trzymał spodnie, a pracownik będzie czuł się pewnie w odzieży roboczej. Dla malarzy i lakierników oprócz standardowej odzieży warto też dobrać kombinezon ochronny, który osłoni odzież od trudnych do wyczyszczenia zabrudzeń. Kombinezony oferowane są również jako zestaw spodni oraz kurtki, dzięki czemu bardzo prosto można zunifikować stroje pracowników i dopasować kolorystycznie do identyfikacji wizualnej firmy. box:offerCarousel Ponownie o bezpieczeństwie Odblaskowe wstawki lub całe elementy odzieży roboczej uszyte z jaskrawych, dobrze widocznych materiałów to bezpieczeństwo użytkowników. Dotyczy to zwłaszcza pracowników działających w pobliżu dróg, jak specjaliści od wycinki drzew, robotnicy drogowi, pomoc drogowa czy osoby odpowiedzialne za utrzymanie czystości w miastach. Ostatni, choć z pewnością nie najmniej ważny element, to certyfikaty BHP. Jak pokazują statystyki, większość polskich przedsiębiorstw stosuje już wyłącznie certyfikowaną odzież roboczą. Jest to zapewnienie, że wyposażenie pracownika spełnia wszelkie normy i będzie dla niego optymalnym wyborem.
Wyposażamy pracownika – odzież robocza i BHP
Złośliwość, przemoc, nękanie, brak zrozumienia – na to wszystko narażone są dzieci. Dlatego tak ważne jest, aby uczyć je tolerancji i akceptacji już od najmłodszych lat. Nie musimy tego robić sami. Z pomocą przyjdą bohaterowie książek, którzy pokażą twojemu dziecku, jak radzić sobie z brakiem akceptacji ze strony otoczenia oraz nauczą, co znaczy słowo „tolerancja”. Dla najmłodszych Twoja pociecha powinna wiedzieć, że „inny nie znaczy gorszy” już od małego. Zapoznaj ją ze słoniem w kratkę. „Elmer” autorstwa Davida McKee to książka, która opowiada o losach słonia, który różni się od reszty zwierząt. Pomimo że zabawia całą dżunglę, ma problem – nie wie, czy bycie innym to przywilej, czy utrapienie. Seria książek brytyjskiego pisarza nauczy twoje dziecko (wiek 3+) akceptacji wobec inności, docenienia indywidualności oraz pokaże, jak pokochać siebie mimo wszystko. Inna propozycja dla maluchów (wiek 3+) to „Lalka Williama” Charlotte Zolotow. To opowieść o chłopcu, który bardzo chciałby mieć lalkę, ale jego tata uważa, że nie powinien bawić się zabawkami dla dziewczynek. William jest jednak uparty i wie, czego chce – nie poddaje się nawet, kiedy śmieją się z niego inne dzieci, a brat go nie rozumie. To książka zarówno dla córki, która chciałaby zostać kierowcą rajdowym, jak i dla synka, który nie lubi bawić się samochodami. „Jedno oko na Maroko” to książka (dla dzieci w wieku 4+), która pokazuje, że nie trzeba bać się ludzi, którzy wyglądają inaczej. Tomasz Kwaśniewski, jej autor, przeprowadził serię wywiadów z osobami, które wyróżniają się z tłumu: niebieskowłosymi, wytatuowanymi, otyłymi, niepełnosprawnymi, bezdomnymi, nudystami czy cierpiącymi na bielactwo. Dla pięciolatków Jeśli twoje dziecko skończyło już 5 lat, możesz przedstawić mu serię o Basi autorstwa Staneckiej oraz Oklejak. Jeden z tomów to „Basia i kolega z Haiti”. Do polskiego przedszkola trafia chłopiec o imieniu Titi – niewiele mówi, ma ciemną skórę i dzieci od razu uznają, że musi być z Afryki. Dopiero z czasem poznają chłopca i uczą się zrozumienia oraz tolerancji. Pewnego dnia w Niedźwiedziej Dolinie przychodzi na świat niebieska niedźwiedzica. Mieszkańców drażni jej inność – nigdy nie widzieli niebieskiego misia – wszyscy są biali, czarni, brązowi albo szarzy. „Niebieska niedźwiedzica” Joanny Chmielewskiej pokaże, jakie są skutki nietolerancji oraz nauczy, jak zaakceptować odmienność. Możesz wybrać również książkę „Różni, ale tacy sami”. Autorka – Pernilla Stalfelt – nie boi się tematów tabu. Pisarka opublikowała również książki dla dzieci o śmierci, przemocy czy nawet… o kupie. Tym razem porusza jednak temat tolerancji, która nie zawsze jest czymś łatwym. Jeśli bardzo będziemy chcieli i dużo ćwiczyli, możemy stworzyć jedną, wielką wspólnotę. Książka w lekki i dowcipny sposób porusza temat inności i prowokuje do refleksji nad akceptacją. Ostatnia propozycja dla pięciolatków to wzruszająca opowieść – „Babcia robi na drutach” izraelskiego pisarza Uri Orleva. W małym miasteczku pojawia się babcia, której nikt nie chce przyjąć pod swój dach. Kobieta tworzy więc cały swój świat z magicznej włóczki: dom, sprzęty, a nawet wnuczka i wnuczkę. Szybko okazuje się, że otoczenie nie akceptuje włóczkowego rodzeństwa. Rozczarowana babcia pruje cały swój dorobek i wędruje dalej, licząc na to, że w innym miejscu będzie inaczej. To bardzo mądra i smutna historia o braku tolerancji oraz nadziei na to, że świat kiedyś się zmieni. Dla trochę starszych dzieci Jeśli masz w domu siedmiolatka, wybierz dla niego książkę „Wieloryb” Renaty Piątkowskiej. Główną postacią wcale nie jest wieloryb, ale kilkuletnia Julka. Dziewczynka zmaga się z otyłością oraz złośliwymi kolegami z klasy. To opowieść o tym, jak pokochać siebie i poradzić sobie z brakiem akceptacji i nietolerancją innych. Inna książka, która nauczy twoje dziecko (wiek 10+) akceptacji to „Pelikan” Leeny Krohn. Opowiada ona fantastyczną historię Emila, który po rozwodzie rodziców przeprowadza się z mamą do innej miejscowości. Chłopiec bacznie obserwuje otoczenie i po pewnym czasie zauważa, że jego sąsiad różni się od innych mieszkańców miasta. Okazuje się, że pan Hyyryläinen jest tak naprawdę pelikanem, który postanowił zostać człowiekiem. To powieść o samotności, braku tolerancji oraz zmaganiach z absurdami świata, które ogląda się z perspektywy inności.
Książki, które nauczą twoje dziecko tolerancji i akceptacji
Chronią przed hałasem i zapewniają niezbędną dozę prywatności. Dodatkowo są ważnym elementem wystroju, który nadaje charakter całemu wnętrzu. W sprzedaży znajdziemy drzwi wewnętrzne o różnej konstrukcji, sposobie otwierania i z różnych materiałów. Czym warto się kierować, wybierając je do mieszkania? Drzwi to podstawowy element wyposażenia każdego domu czy mieszkania. Bez nich trudno byłoby o chwilę ciszy czy odosobnienia. Wybierając drzwi do swojego domu, należy liczyć się ze sporymi wydatkami. Pamiętajmy jednak, że jest to zakup, który posłuży nam na długie lata. W sprzedaży znajdziemy niezwykle bogatą ofertę drzwi wewnętrznych. Warto poznać różne możliwości i rozwiązania, by jak najlepiej dopasować domowe drzwi do własnych potrzeb i preferencji. Drzwi wewnętrzne najczęściej są zbudowane z następujących materiałów: drewno, płyty drewnopochodne, szkło. Drzwi drewniane Drzwi drewniane to rozwiązanie dla wszystkich miłośników prostych i klasycznych rozwiązań. Popularne są drzwi wewnętrzne z sosny, buka czy jesionu. Osoby, które wolą bardziej ekskluzywne produkty mogą sięgnąć także po drzwi wykonane z drewna dębowego lub mahoniowego. W sprzedaży znajdziemy drzwi drewniane z litego drewna lub klejonego. Oba rodzaje mają dość podobne właściwości, jednak różnią się ceną. Lite drewno będzie z pewnością droższe i efektowniejsze. Drewno klejone jest tańszym rozwiązaniem. Drzwi z płyty MDF Od kilku lat dużą popularnością, oprócz drzwi drewnianych, cieszą się drzwi wykonane ze specjalnych płyt. W tego typu drzwiach płyty osadza się na drewnianej ramie, którą następnie wypełnia specjalna substancja kartonowa (tzw. plaster miodu) lub płyta wiórowa. Zalety drzwi z płyty MDF to przede wszystkim przystępna cena oraz znaczna wytrzymałość. Takie drzwi są znacznie lżejsze, ale też bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne niż drzwi wykonane z drewna. A jak jest z ich jakością? Ta zależy od kilku czynników. Kluczowy jest tutaj rodzaj ramy (czy została zrobiona z litego drewna czy także z materiału MDF) oraz wypełnienia (liczy się jego gęstość). Rodzaj wypełnienia determinuje wagę skrzydła drzwiowego, a co za tym idzie, wpływa też na cenę. Gęste wypełnienie zapewnia jednak wysoki poziom dźwiękoszczelności i trwałości ogniowej. Drzwi wykonane z płyty MDF dają także możliwość dowolnego wykończenia, które można dowolnie dopasować do własnych preferencji. Jeśli zdecydujemy się na ten surowiec, to do wyboru mamy drzwi: malowane lub lakierowane, pokryte laminatem, fornirem albo okleiną. Oczywiście sposób wykończenia także wpływa na cenę. Najtańszym rozwiązaniem będą drzwi malowane, pośrednim – pokryte okleiną. Najdroższe są drzwi pokryte laminatem lub fornirem. Drzwi szklane Drzwi wykonane ze szkła doskonale prezentują się w jasnych i nowocześnie urządzonych pomieszczeniach. Ich zaletą jest dodatkowe doświetlenie wnętrza i bardzo charakterystyczny stylowy wygląd. Drzwi ze szkła mogą być osadzane na ramie wykonanej z różnych surowców lub zamocowane bezpośrednio w okuciach. Ponadto szklane drzwi, choć może nie jest to pierwsze skojarzenie, są wyjątkowo trwałe i odporne na wszelkie uszkodzenia. Wszystko dlatego, że do ich produkcji najczęściej wykorzystuje się specjalnie hartowane szkło albo szkło klejone, które składa się z kilku połączonych warstw. Taki sposób wykonania sprawia, że szklane drzwi są także bardzo bezpieczne. Gdyby komuś jednak udało się je rozbić, rozpadną się na drobne kawałeczki o tępych, zupełnie nieszkodliwych krawędziach (podobnie jak szyby stosowane w motoryzacji). Szklane drzwi mogą być wykończone na kilka różnych sposobów. W sprzedaży znajdziemy m.in. szkło malowane, matowe, przydymiane czy rzeźbione. Drzwi to jeden z najważniejszych elementów w naszym domu. Odpowiednio dobrane mogą zupełnie zmienić charakter i styl mieszkania. Przy ich wyborze warto zwrócić uwagę na rodzaj materiału (szkło, drewno, płyta MDF), wytrzymałość, jakość wykonania, ale także design. Pamiętajmy, że drzwi będą nam służyć wiele lat, dlatego dobrze jest przemyśleć nasz wybór i wziąć pod uwagę wszystkie dostępne opcje.
Drzwi wewnętrzne: szklane, drewniane czy z płyty MDF?
W sezonie wiosenno-letnim czas najchętniej spędzamy na wolnym powietrzu. Warto się zatem zastanowić nad ciekawym zaaranżowaniem balkonu, by służył jako miejskie połączenie ogrodu i tarasu. Podpowiemy, jak funkcjonalnie i estetycznie urządzić balkon marzeń. Rozplanowanie przestrzeni Urządzanie balkonu powinniśmy zacząć od przemyślanego zaaranżowania przestrzeni. Nasze dekoratorskie decyzje będą bowiem niemal całkowicie uzależnione od rozmiarów powierzchni, którą mamy do dyspozycji. Jeśli nasz balkon jest naprawdę niewielki, powinniśmy się skupić na najistotniejszych dla nas elementach, np. małym stoliku z jednym lub dwoma krzesłami i kilku podwieszanych donicach. Meble powinny być niezbyt masywne – żeliwo czy rattan wywołają przytłaczające wrażenie. Najlepiej sprawdzą się wykonane z drewna, muszą być jednak odpowiednio zaimpregnowane oraz łatwe do przechowywania, jeśli nasz balkon nie jest zabudowany. W przypadku dużych balkonów możliwości jest zdecydowanie więcej. Oprócz stołu z kilkoma krzesłami, warto zainwestować w duże donice na kwiaty oraz stojące lub wiszące półki, na których można urządzić np. mały domowy zielnik. Ciekawym rozwiązaniem są też balkonowe huśtawki i hamaki – zarówno na stelażach, jak i podwieszane pod sufitem (np. w kształcie jajka) – oraz ławeczki, koniecznie z miękkimi poduszkami. Kwiaty i inne rośliny O niezwykłym wyglądzie balkonu w dużej mierze decydują rośliny. Należy jednak starannie dobrać ich gatunki, aby przyjęły się w warunkach, jakie możemy im zaoferować. Dobór kwiatów zależy także od tego, z której strony świata usytuowany jest nasz balkon (czyli ile światła dociera do niego w ciągu dnia). Rośliny światłolubne będą słabiej kwitły w miejscu zacienionym (wychodzącym na północ), a lubiące cień ulegną poparzeniu przez intensywne słońce padające od południa. W skrzynkach można uprawiać niemal wszystko – byliny, zioła, kwiaty, a nawet iglaki oraz warzywa. Od lat na balkonach królują pelargonie, wymagają jednak słońca, a także częstego podlewania i nawożenia, podobnie jak aksamitki, begonie oraz bratki. Jeśli zależy nam na zielonym balkonie w każdym sezonie, warto postawić na rośliny całoroczne, czyli np. bluszcze, paprocie oraz iglaki, których nie trzeba przenosić na zimę do mieszkania. W balkonowych donicach często pojawiają się tuje, miniaturowe świerki czy karłowate jałowce, które dodatkowo pełnią funkcję osłony przed wścibskimi sąsiadami i wytłumiają hałas. Osobom, w których drzemie dusza ogrodnika, polecane są do uprawy na balkonie warzywa o krótkim okresie wegetacji, osiągające niewielkie rozmiary, czyli: ogórki, pomidory, cebule, fasole pnące, papryka, rzodkiewki, szczypiorek oraz seler naciowy. Zakładając warzywnik, trzeba jednak pamiętać o odpowiednim gruncie, kompoście, pieleniu oraz odchwaszczaniu. Siła tkwi w dodatkach box:video Wymarzony balkon to nie tylko elementy funkcjonalne, ale również dekoracyjne. Najefektowniej wyglądają metalowe lampiony (stojące i podwieszane), fantazyjne poduszki o różnych kształtach, girlandy kolorowych pomponów, świece w ozdobnych stojakach oraz plecione makatki podłogowe (idealne szczególnie na balkonach z zimną terakotą). W roli dekoracji sprawdzi się nawet klasyczna konewka, wiklinowy kosz, małe miseczki z pękami świeżych ziół oraz niebanalne figurki. Warto także zastanowić się nad zabudowaniem balkonu, dzięki czemu jego urokami będzie się można cieszyć przez cały rok – bez konieczności przenoszenia na zimę do mieszkania znajdujących się na nim roślin i dekoracji. Balkon w bloku z powodzeniem może się stać namiastką przydomowego ogrodu. Odpowiednie meble, estetyczne rośliny oraz ładne dekorację mogą diametralnie zmienić jego atmosferę i sprawić, że przebywanie na nim będzie prawdziwą przyjemnością.
Jak urządzić idealny balkon?
Zasady zwrotów i reklamacji - najważniejsze informacje W jakim czasie mogę odstąpić od umowy bez podania przyczyny? Ile mam czasu na odesłanie towaru? Czy możliwość reklamacji wadliwego towaru dotyczy wszystkich typów transakcji (licytacji i kup teraz)? Czy Sprzedający ma obowiązek udzielenia gwarancji na sprzedany towar? Czy mogę odstąpić od umowy tylko w przypadku nowych przedmiotów? Czy Sprzedający może zastrzec na stronie przedmiotu, że nie przyjmuje zwrotów? Czy muszę odesłać towar oryginalnie zapakowany? Czy muszę informować na piśmie, że chce odstąpić od umowy i zwrócić towar? Czy muszę dołączyć paragon do odsyłanego towaru? Czy Sprzedający może pobrać za zwrot towaru ustaloną przez siebie kwotę? Kto pokrywa koszty wysyłki w przypadku odstąpienia od umowy i zwrotu towaru? Kto pokrywa koszty wysyłki w przypadku reklamacji towaru? Co zrobić, gdy Sprzedający nie oddał pieniędzy za zwrócony przedmiot? W jakim czasie mogę odstąpić od umowy bez podania przyczyny? Oświadczenie o odstąpieniu od umowy należy złożyć do sprzedającego w terminie 14 dni od daty otrzymania przedmiotu. Ile mam czasu na odesłanie towaru? Przedmiot odeślij maksymalnie w ciągu 14 dni od złożenia oświadczenia o odstąpieniu od umowy. Czy możliwość reklamacji wadliwego towaru dotyczy wszystkich typów transakcji (licytacji i kup teraz)? Tak. Nie możesz jednak zareklamować towaru na podstawie określonej wady, jeśli została ona ujawniona w opisie transakcji. Czy Sprzedający ma obowiązek udzielenia gwarancji na sprzedany towar? Nie. Gwarancja nie jest obowiązkowa - Sprzedający udziela jej dobrowolnie, a jej warunki są ściśle określane przez gwaranta. Gwarancja nie wyłącza, nie ogranicza ani nie zawiesza Twoich praw wynikających z rękojmi. Dowiedz się więcej na temat gwarancji. Czy mogę odstąpić od umowy tylko w przypadku nowych przedmiotów? Nie tylko. Możliwość odstąpienia od umowy przysługuje Ci (konsumentowi) także w przypadku towarów używanych, powystawowych, poprezentacyjnych, przecenionych i objętych promocją. Czy Sprzedający może zastrzec na stronie przedmiotu, że nie przyjmuje zwrotów? Nie. Taka informacja może naruszać obowiązujące prawo. Czy muszę odesłać towar oryginalnie zapakowany? Nie ma ustawowego obowiązku zwrotu towaru w oryginalnym opakowaniu. Przedmiot powinien zostać odesłany w opakowaniu, które uniemożliwia jego uszkodzenie. Sprzedający może odmówić przyjęcia zwrotu towaru, jeśli dotyczy to płyt z muzyką i filmami oraz nośników z programami komputerowymi dostarczonych w zapieczętowanym opakowaniu, jeżeli opakowanie zostało otwarte po dostarczeniu. Czy muszę informować na piśmie, że chcę odstąpić od umowy i zwrócić towar? Przepisy nie precyzują formy, w jakiej oświadczenie o odstąpieniu od umowy ma zostać złożone. Warto złożyć ją w formie pisemnej, mailowej. Czy muszę dołączyć paragon do odsyłanego towaru? Nie ma takiego obowiązku. Czy Sprzedający może pobrać za zwrot towaru ustaloną przez siebie kwotę? Nie. Sprzedający nie może żądać zapłaty za odstąpienie od umowy (tzw. odstępnego). Nawet jeśli taki zapis znajduje się w umowie (na przykład w regulaminie sklepu), jest nieważny. Kto pokrywa koszty wysyłki w przypadku odstąpienia od umowy i zwrotu towaru? Koszt odesłania przedmiotu spoczywa na Tobie, chyba że Sprzedający zgodził się je ponieść lub nigdzie nie poinformował o o konieczności poniesienia tych kosztów. Sprzedający powinien natomiast zwrócić środki przy użyciu takiego samego sposobu, w jaki doszło do zapłaty. Jeśli wybierzesz sposób dostarczenia rzeczy inny, niż najtańszy sposób dostawy dostępny w ofercie, Sprzedający nie ma obowiązku zwracać Ci poniesionych, dodatkowych kosztów. Kto pokrywa koszty wysyłki w przypadku reklamacji towaru? Jeśli Sprzedający uzna reklamację wynikającą z rękojmi, pokrywa koszty przesyłki. Jeśli zapłacisz za odesłanie towaru, Sprzedający powinien zwrócić Ci wszystkie poniesione koszty. Co zrobić, gdy Sprzedający nie oddał pieniędzy za zwrócony przedmiot? Sprzedający powinien zwrócić Ci środki w ciągu 14 dni od otrzymania Twojego oświadczenia o odstąpieniu od umowy, jednak może się wstrzymać do czasu, aż otrzyma zwracany przedmiot. Jeśli odeślesz przedmiot a Sprzedający nie zwróci środków, rozpocznij Dyskusję, w której ma 24 godziny na odniesienie się do Twojego zgłoszenia. Jeśli tego nie zrobi, włączymy się do Dyskusji. Jeśli Dyskusja nie przyniesie skutku, skorzystaj z Programu ochrony Kupujących, w którym możesz odzyskać koszty całej transakcji. Dowiedz się więcej Prawo konsumenckie - definicje Kiedy mogę zrezygnować z zakupu? Kiedy Sprzedający może odmówić przyjęcia zwrotu towaru? Kiedy zakup jest konsumencki i jakie w związku z nim przysługują mi prawa? Czym jest i na czym polega gwarancja?
Najważniejsze informacje o zwrotach i reklamacjach
Kiedy pogoda za oknem lubi płatać nam figle, dobrze jest być przygotowanym na każdą jej zmianę. Nie pozwólmy, by odrobina deszczu lub wiatru zatrzymała nas w domach. Świeże powietrze potrzebne jest w każdym wieku, a odpowiednia wiatrówka pozwoli nam nie martwić się o możliwe przeziębienie. Przyda się także podczas biwaków czy pieszych wycieczek górskich. Jednym słowem, każdy powinien ją mieć w swojej szafie. Wybierając kurtkę, której głównym zadaniem ma być ochrona naszego ciała przed wiatrem, zwróćmy uwagę przede wszystkim na materiał. Bardzo ważne jest też, by miała kaptur oraz specjalne ściągacze przy rękawach, a także zasuwane kieszenie. Warto zainwestować w kurtkę w widocznym z daleka kolorze, która zapewni nam bezpieczeństwo zarówno podczas spacerów na górskim szlaku, jak i podczas jazdy na rowerze przy ruchliwej drodze. 1. Trekkingowa wiatrówka firmy North Finder Kurtka jest doskonała zarówno na wietrzną, jak i deszczową pogodę, a wszystko to dzięki zewnętrznej warstwie wykonanej w 100% z polamidu, a także podszewce w 100% z poliestru. Wnętrze kurtki wyłożone jest oddychającą siateczką, dzięki czemu regulowana jest temperatura ciała, a człowiek nadmiernie się nie poci. Wysoki kołnierz oraz ściągacze na mankietach i kapturze pozwolą izolować ciepło wewnątrz, a także zapewnią komfort noszenia. Dodatkowym plusem są cztery zapinane kieszenie, dzięki czemu podczas wycieczki nic nam z nich nie wypadnie. Doskonała jakość wykonania pozwoli cieszyć się nią bardzo długo. Kurtka dostępna jest w trzech kolorach: czarnym, czerwonym i niebieskim. 2. Kurtka przeciwwiatrowa firmy Walkhard To doskonała wiatrówka dla osób aktywnie uprawiających sport, taki jak nordic walking, jogging czy jazda na rowerze. Dzięki zastosowaniu najnowszej technologii w postaci membrany kurtka w pełni zatrzymuje ciepło w środku, zaś na zewnątrz odprowadza nadmierną parę wodną. Wyposażona w wysoki kołnierz, chroni szyję przed wiatrem, zaś zastosowany w tym odcinku mikropolar zapewnia ciepło i komfort noszenia. Dodatkowym atutem jest duża liczba zasuwanych kieszeni, kaptur, a także otwór umożliwiający włożenie słuchawek do mp3. Kurtka jest doskonała na każdą pogodę – zarówno wietrzną, jak i deszczową, w mieście i na wsi. 3. Wiatrówka firmy Rough Radical Dobrą kurtkę przeciwwiatrową można kupić w naprawdę okazyjnych cenach, czego przykładem jest wiatrówka firmy Rough Radical (model Flurry). Dostępna jest w trzech kolorach: czarnym, zielonym i niebieskim. Składająca się w 100% z poliestru kurtka jest niezbędnym elementem górskich przechadzek oraz wycieczek rowerowych. Dół kurtki oraz kaptur regulowane są specjalnym ściągaczem, który pozwala zachować ciepło. Kurtka ma przyszyty na plecach odblaskowy emblemat – niezbędny element nocnych spacerów, zapewniający bezpieczeństwo nie tylko w miejscach wyznaczonych do jazdy samochodem, ale również poza nimi. 4. Czerwona wiatrówka dla fanów piłki nożnej Kurtka przeciwwiatrowa nie musi mieć nudnego, jednolitego koloru i kojarzyć się jedynie z brzydką pogodą. Przygotowaliśmy coś dla fanów piłki nożnej i drużyny FC Bayern Monachium –kurtkęw kolorze czerwonym z elementami charakterystycznymi dla tego klubu sportowego. Jej zewnętrzna warstwa została wykonana w 100% z poliamidu, zaś wewnętrzna w 100% z poliestru. Siateczkowa podszewka pozwala na regulację temperatury ciała, zaś zasuwane kieszenie idealnie sprawdzą się podczas pieszych i rowerowych wycieczek, kiedy nie chcemy zabierać ze sobą plecaka lub torby. Kurtka ma także kaptur, a w dolnej części sznurek do regulacji. Doskonale nadaje się nie tylko na murawę – przyda się również podczas biegania, nordic walkingu czy zwykłego spaceru w wietrzną i deszczową pogodę, która w Polsce jest bardzo częsta. To idealny prezent dla fanów piłkarskich zmagań! 5. Sportowa wiatrówka firmy Hi Tec To idealna wersja dla miłośników sportu na każdą porę roku. Doskonale utrzymuje ciepło, a także reguluje temperaturę ciała. Przedłużony tył zapewnia komfort, zwłaszcza podczas siedzenia, ponieważ zakrywa dolną część naszych pleców. Wiatrówka składa się w 100% z poliestru, a producent zapewnia nas o 100-procentowej przepuszczalności powietrza (o czym może świadczyć chociażby zamieszczona pod pachami wentylacja). Ponadtokurtka ma liczne zasuwane kieszenie, kaptur, a także regulowane na rzep mankiety. Zainstalowana ochrona suwaka w postaci patki pozwala uniknąć jego rdzewienia podczas deszczowej pogody. Kurtka jest lekka i nie zajmuje dużo miejsca w plecaku, dlatego spokojnie można ją zabrać na dłuższe wycieczki, kiedy podejrzewamy nagłą zmianę pogody.
Najlepsze wiatrówki do 500 zł
Monotonia to zmora każdego planu treningowego i przepis na niepowodzenie. Różnorodność i zmiana ćwiczeń co 8 tygodni są konieczne do ciągłego rozwoju i skuteczności podejmowanych działań. Kiedy mięśnie są stymulowane, o wiele szybciej reagują i rozwijają się znacznie lepiej. Niezależnie od tego, czy pracujesz nad wytrzymałością, szybkością czy masą, wprowadzaj zmiany systematycznie. Proste zmiany Wystarczy jedna seria ćwiczeń więcej, większy ciężar albo niewielkie wydłużenie dystansu czy zmiana tempa. Ważne, żeby stymulować organizm. Najgorzej, kiedy doprowadzimy do sytuacji, w której – nie widząc efektów ćwiczeń – zrazimy się do aktywności fizycznej. Trening zawsze powinien stymulować i być przyjemnością. Trening siłowy Jeśli ciągle ćwiczysz ze sztangą i hantlami, spróbuj zmienić ilość kilogramów albo wybierz inny sprzęt. Odważniki kettlebells dają mnóstwo możliwości wzmocnienia całego ciała, podobnie jak podciąganie na drążku czy ćwiczenia oporowe z wykorzystaniem gumy. Czasem inna liczba powtórzeń czy zmiana jednego ćwiczenia w serii pobudzają do budowy tkanki mięśniowej. Po 6–8 tygodniach mięśnie przyzwyczajają się do ćwiczeń i nie korzystają w pełni z powtarzanych treningów. Warto szukać nowych rozwiązań i obserwować swoje ciało. Ćwiczenia kardio Niezależnie od tego, czy biegasz, pływasz czy jeździsz na rowerze, postaw na zróżnicowane treningi. Najlepiej w każdym tygodniu wykonywać trening interwałowy i wytrzymałościowy. Warto ćwiczyć zarówno większą wydolność, jak i szybkość. W kontroli treningów tlenowych przyda się pulsometr. Dzięki niemu sprawdzisz tempo, przebyty dystans i wiele innych parametrów, które mogą być wyznacznikiem w planowaniu dalszych treningów. Znaj swoje mocne i słabe strony, nie zrażaj się do interwałów, jeśli nie lubisz sprinterskiego tempa. Postaraj się zrobić krótszy, ale mocny trening, który pomoże zbudować lepszą formę. Myśl o tym, co chcesz osiągnąć: pokonywać większe odległości czy być jak najszybciej u celu? Dobieraj treningi tak, żeby osiągnąć swój cel. Zapisuj rezultaty i planuj w dzienniczku. Plan powinien być nastawiony na nieustanny rozwój umiejętności. Ciągłe pokonywanie znanej trasy w takim samym tempie nie jest dobrym rozwiązaniem. A kiedy forma nie będzie rosnąć, ciężko będzie utrzymać motywację do ćwiczeń. Przy treningu kardio pamiętaj, że ważny jest także wysiłek siłowy i ćwiczenia rozciągające. Relaksacja mięśni przez stretching i rollowanie mają ogromne znaczenie. Trening bez porządnego rozciągania może zaszkodzić, a po dłuższym czasie doprowadzi do mocnych przykurczów mięśniowych. Cierpliwość Nie da się osiągać świetnych rezultatów od razu. Trzeba na nie zapracować. Nie jest to łatwe, lecz na pewno jest to warte wysiłku. Na drodze do celu trzeba wymagać od siebie, ale też czasem odpuszczać i słuchać swojego organizmu. Nie ma nic gorszego niż zmęczenie wynikające z przeciążeń. Może ono prowadzić do zniechęcenia i poważnych kontuzji. Stawiaj sobie mniejsze cele i nagradzaj się za sukcesy. Nowe buty sportowe, legginsy czy obciążniki to motywujące prezenty, które sprawią, że będzie przyjemniej trenować. Patrz całościowo Brak rezultatów może też wynikać z nieodpowiedniej diety, przez co można zaprzepaścić nawet najlepsze treningi. Poza zaskakiwaniem mięśni i zmianą planu treningowego co kilka tygodni, pamiętaj o zdrowych i zbilansowanych posiłkach.
Zaskakuj swoje mięśnie – jak urozmaicić trening?
Odpowiednie buty to najważniejszy – zaraz po kasku i wygodnej odzieży – element wyposażenia motocyklisty. Chronią podatne na kontuzje stawy skokowe, zapobiegają skręceniom kostki, a ponadto gwarantują komfortową jazdę. Przedstawiamy najciekawsze modele profesjonalnych butów motocyklowych dla mężczyzn w cenie od 500 zł w górę. Do jazdy sportowej Alpinestars SM-X 6 Boots.Następca modelu SM-X 5, zaprojektowany z myślą o jeździe sportowej oraz turystycznej. Konstrukcja wykonana z elastycznych mikrowłókien, które zwiększają wytrzymałość i zapewniają lepsze dopasowanie. Przednia część buta została ergonomicznie wyprofilowana w okolicach śródstopia, co przekłada się na większy komfort użytkowania i lepsze wyczucie motocykla. Wykonane z nowoczesnego TPU protektory chronią kostkę, piszczele, piętę oraz palce przed uderzeniami. Podeszwa ze specjalnej mieszanki gumy jest wytrzymała i dobrze odprowadza wodę. Na pięcie oraz na piszczelach umiejscowione są otwory wentylacyjne, umożliwiające swobodny przepływ powietrza. Wymienna wkładka z pianki EVA dopasowuje się do kształtu stopy i absorbuje wstrząsy. Buty mają wymienny slider regulowany za pomocą śruby oraz zapięcie na zamek błyskawiczny z dodatkowym rzepem typu Velcro. Certyfikat bezpieczeństwa CE. Cena: od 700 zł. Skórzane Rebelhorn Rival Boots.Lekki, skórzany model sportowy, dostępny w dwóch wariantach kolorystycznych. Duży panel przedni z elastycznych, odpornych na uszkodzenia i rozdarcia mikrowłókien zapewnia komfort podczas zmiany biegów. Wnętrze wykonano z miękkiej siateczki typu mesh, dzięki czemu cyrkulacja powietrza jest prawidłowa. Antybakteryjna wkładka gwarantuje odpowiedni poziom higieny. Twarde ochraniacze pięty i piszczeli w połączeniu ze stabilizatorem ścięgna Achillesa gwarantują wysoki poziom bezpieczeństwa. Cechy dodatkowe: wymienne slidery i wzmocnienie w miejscu styku buta z dźwignią zmiany biegów oraz antypoślizgowa i olejoodporna podeszwa. Buty są zapinane na zamek błyskawiczny i dodatkowo na rzep. Cena: 649 zł. Ze skóry syntetycznej Rainers 945 GPN STC Boots.Hiszpańskie buty wykonane z syntetycznej skóry Lorica®, której mikrowłókna doskonale imitują strukturę skóry naturalnej. Podszewkę wewnętrzną wykonano w 100% z oddychającego poliestru. Na wysokości piszczeli znajduje się szyna ochronna. System STC zapobiega zginaniu się buta na boki i skręceniu kostki, a dodatkowo utrzymuje stopę w prawidłowym położeniu po upadku. Elastyczna wstawka na wysokości śródstopia ułatwia manewrowanie. Z przodu buta znajduje się ceramiczna osłona palców oraz regulowane slidery. Buty mają wzmocnienia w okolicy kostki (wewnętrzne i zewnętrzne), pięty oraz w miejscu, gdzie stopa styka się z dźwignią zmiany biegów. Gumowa podeszwa ma właściwości antypoślizgowe i olejoodporne. Model dostępny w rozmiarach od 39 do 47. Cena: 789 zł. Profesjonalne Dainese Axial Pro IN Boots.Profesjonalne buty wyścigowe, wyprodukowane z połączenia materiału D-Stone, syntetycznej skóry Lorica® oraz naturalnej skóry bydlęcej. Osłona palców wykonana z termoplastycznego polipropylenu, natomiast ślizgi – ze stali nierdzewnej. W okolicach pięty znajdują się metalowe wstawki ochronne oraz wkładka amortyzująca wstrząsy. Wnętrze buta zostało zaprojektowane w systemie D-Axial, z wykorzystaniem włókna węglowego i materiału DuPont™ Kevlar®. Jego konstrukcja zapobiega skręceniom kostki i utrzymuje stopę w prawidłowym położeniu w razie upadku. Wewnętrzne mocowanie na rzepy zapobiega zsuwaniu się butów i umożliwia doczepienie do nich nogawek spodni. Buty są lekkie i znacznie mniejsze niż inne modele o podobnej klasie. Cena: od 1680 zł. Do sportów ekstremalnych Fox Instinct 2.0 Boots.Buty wyprodukowane przez firmę Fox, należącą do czołówki światowych producentów akcesoriów do uprawiania sportów ekstremalnych. Najnowsza wersja kolorystyczna na rok 2017 – Black/Yellow Fluo. Model Instinct to najbardziej wytrzymałe buty motocrossowe na rynku, z opatentowanym systemem zawiasów i ruchomych klamer zapewniających najwyższy komfort jazdy. Podeszwa oraz boki butów wykonano z wytrzymałej i tłumiącej wstrząsy mieszanki gumy Duratec, wyprodukowanej przez firmę Fox. Zawias z blokadą zapobiega uszkodzeniom stawu skokowego. Wąska konstrukcja o obniżonym podbiciu gwarantuje doskonałe dopasowanie buta do stopy, zapewnia lepsze wyczucie motocykla i większą kontrolę nad nim. Cena: 2099 zł.
Męskie buty motocyklowe od 500 zł
Przeciętny rower, choć nie należy do największych wydatków i nie ma dużej wartości, to jednak nadal jest „łakomym kąskiem” dla osób, które trudnią się kradzieżą. Wystarczy wywieźć rower do innego miasta i praktycznie nie ma szans na jego odnalezienie. Ale to my możemy przechytrzyć złodzieja, montując lokalizator GPS w takim miejscu, że nawet nie będzie miał pojęcia, że jego pozycja jest stale monitorowana. Wtedy wystarczy telefon na policję i podanie lokalizacji. Lokalizator GPS do rowerudo najtańszych gadżetów nie należy, ponieważ trzeba liczyć się z wydatkiem kilkuset złotych. Dlaczego są droższe od standardowych rozwiązań? Otóż wykonane są z wykorzystaniem innych technologii (muszą wytrzymać warunki atmosferyczne) i montowane są w miejscach niestandardowych, np. w ramie. Lokalizator GPS do roweru montowany w ramę W sklepach można kupić urządzenie o nazwie GPS-305, które montujemy w ramie sterowej roweru. Jest to najbardziej popularny standard A-Head 1 1/8". Lokalizator umieszcza się w pojeździe poprzez wkręcenie w tzw. gwiazdkę, tuż pod pokrywą Top Cap. Zainstalowanie sprzętu o nazwie GPS-305 w rurze sterowej roweru ma zapewnić maksymalne bezpieczeństwo lokalizatora, ponieważ nie można się do niego dostać bez odpowiednich kluczy. Dodatkowo nie rzuca się w oczy, a złodziej nie będzie miał pojęcia, że takowe zabezpieczenie jest umieszczone. Lokalizator GPS-305 nie uchroni roweru przed kradzieżą, ale pozwala na jego szybką lokalizację. Jak uruchomić nadajnik? Należy umieścić kartę SIM (koniecznie bez żadnego zabezpieczenia PIN) i od razu sprzęt jest gotowy do pracy. Lokalizatorem sterujemy za pomocą komend SMS wysyłanych do SIM zainstalowanej w GPS-305. W pamięci można zaprogramować do 5 numerów. W każdej chwili możemy wysłać wiadomość, a natychmiast dostaniemy komunikat o aktualnej pozycji. Istnieje możliwość skonfigurowania bezpiecznej strefy, w której może poruszać się obiekt. Gdy ją przekroczy, natychmiast otrzymamy powiadomienie. W GPS-305 umieszczono akumulator litowo-polimerowy o pojemności 700 mAh. Czas pracy uzależniony jest od skonfigurowania raportów – może to być 5 godzin, a nawet 30 dni. Cena oscyluje w granicy 300 złotych. Lokalizator GPS do roweru jako lampka Żaden złodziej nie będzie świadomy, że tylna lampka – oprócz standardowego zastosowania – pełni również funkcję zabezpieczenia przed nim samym. Urządzenie GPS304B wyposażono w moduł GPS z wsparciem dla A-GPS. Dzięki temu możemy być spokojni o lokalizację, ponieważ gdy nie ma on połączenia z satelitą, to ustala pozycję na podstawie A-GPS. Model GPS304B można również zastosować w motorze, gdzie jeszcze ma funkcję odcięcia zapłonu. Koszt zakupu lokalizatora GPS GPS304B to około 250-300 złotych. Lokalizator GPS do roweru to mądra decyzja Chociaż może się wydawać, że zakup lokalizatora GPS do roweru to zbyt duży wydatek, to jednak moim zdaniem jest on bardzo opłacalny. Szczególnie gdy mamy drogi środek lokomocji. Wtedy możemy być spokojni, że nawet gdy ktoś złamie zabezpieczenia, to zostanie zlokalizowany. I to z bardzo dużą dokładnością. Lepiej teraz wydać 300 zł niż później kilka tysięcy na nowy rower, prawda? Trzeba koniecznie pamiętać, aby ładować baterię umieszczoną w lokalizatorze.
Lokalizator GPS do roweru – czy warto kupić?
Najlepszy prezent urodzinowy to taki, który przypadnie do gustu osobie obdarowywanej. Jeśli jednak nie jesteś pewien jej preferencji, nie wiesz, czym się interesuje, czego słucha lub co robi w wolnych chwilach – postaw na podarunek, który będzie praktyczny, a przy okazji zdrowy. Myślisz, że to niemożliwe? Oto kilka pomysłów. Zestaw do yerba mate Profesjonalny zestaw do yerba mate zadowoli każdego poszukiwacza egzotycznych doznań. Znajdziesz w nim nie tylko yerba mate do zaparzania, ale także duże chilijskie tykwy z wirolą ze srebra, bombille (szukaj tych dobrej jakości z rozbieralnym podwójnym filtrem, który nadaje się do wszystkich rodzajów yerba mate), termometr kuchenny do herbat, czyścidło do bombilli, a także podkładki pod tykwę. Warto wybrać taki zestaw prezentowy, który ma bombille o ciekawym wzorze lub etnicznych zdobieniach. Yerba mate to napar, który powstaje z liści drzewa rosnącego w lesie deszczowym. Jest pełen cennych właściwości – dodaje energii, poprawia koncentrację i wspomaga odchudzanie. Zestaw przypraw Zestaw przypraw przyda się każdemu i znajdzie miejsce w każdej kuchni. Dzięki niemu przygotowywane dania zyskają nowy smak i aromat. W jego skład wchodzi kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt rodzajów przypraw z różnych stron świata, a każda z nich jest zamknięta w małym eleganckim słoiczku lub lnianym woreczku. Możesz wybrać zestaw, gdzie przyprawy umieszczone są na drewnianej półeczce, którą można zawiesić na ścianie lub są schowane w słomianym koszyczku. Każdy prezentuje się znakomicie. Znajdziesz w nim takie przyprawy, jak np. paprykę chili (słynącą z właściwości odchudzających i rozgrzewających), kurkumę (chroniącą przed chorobami nowotworowymi i chorobą Alzheimera) czy rozmaryn (pomagający przy zaburzeniach trawiennych). Zestaw do kawy Kawa na prezent to nie zwyczajna czarna czy rozpuszczalna zamknięta w słoiku. Zestaw do kawy zachwyci nawet osoby, które tylko okazyjnie spożywają ten aromatyczny ciemny napój. W pięknym, ekskluzywnym pudełku, wykonanym z naturalnych materiałów, kryją się pyszne palone kawy pochodzące z różnych zakątków świata oraz dodatki, czyli takie akcesoria, jak filiżanki, podkładki i łyżeczki, a także młynek do kawy w stylu retro. Kawa nie tylko pobudza i dodaje energii, ale też wspomaga pamięć i koncentrację, przyspiesza utratę zbędnych kilogramów, zmniejsza ryzyko wystąpienia choroby Alzheimera i Parkinsona, chroni przed nowotworami. Zestaw herbat Zestaw herbat to prezent idealny nie tylko dla wykwintnych smakoszy, ale i dla osób, które lubią od czasu do czasu odprężyć się przy filiżance aromatycznego napoju. Znajduje się w nim zazwyczaj wiele rodzajów herbat umieszczonych w eleganckich drewnianych przegródkach lub szkatułce. Taki prezent będzie pięknie prezentował się zarówno na stoliku w salonie, jak i na kuchennych półkach. W zestawie znajdziesz earl grey, klasyczną czarną herbatę ceylon, herbatę zieloną, malinową, rumiankową, z czarnej porzeczki, herbatę owocową, karmelową, waniliową czy truskawkową. Wiele z nich wykazuje cenne właściwości prozdrowotne. Herbata malinowa będzie idealna na wzmocnienie organizmu, działa napotnie, pozwala pozbyć się gorączki oraz skraca czas trwania infekcji. Zielona herbata pozytywnie wpływa na trawienie, reguluje metabolizm i przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej, z kolei rumiankowa – łagodzi napięcia, redukuje stres i odpręża. Jak widzisz, prezent urodzinowy może być praktyczny, zdrowy, a do tego bardzo oryginalny. To wszystko sprawia, że sprosta nawet największym wymaganiom, a najlepszym tego dowodem będzie uśmiech na twarzy obdarowanej osoby, kiedy rozpakuje upominek.
Zdrowy prezent urodzinowy
Wyeksploatowane mięśnie i stawy potrzebują czasu na regenerację. Mając w planach kolejny ekstremalny wysiłek lub powolną rekonwalescencję po urazie, warto rozważyć użycie żeli chłodzących. Dzięki tym niepozornym, dostępnym w tubkach i pojemniczkach substancjom chłodzącym organizm szybciej się zregeneruje i wyleczy po kontuzji. Niemiecki żel Potęga żeli chłodzących wynika z faktu, że ich skład bazuje na naturalnych wyciągach z roślin i ziół. Doskonałym przykładem są niewielkie i niedrogie (w przedziale od 10 do 15 zł) tubki niemieckiego żelu chłodzącego. Witalizujący i relaksujący zmęczone mięśnie produkt zawiera lecznicze wyciągi ziołowe między innymi z eukaliptusa, kamfory, mentolu. Przyda się zarówno jako środek wspomagający leczenie po urazie stawów i mięśni, jak i naturalny sposób na schłodzenie po intensywnym lub wielogodzinnym zmęczeniu. Kontynuując wątek naturalnych „schładzaczy”, przechodzimy do substancji stosowanej nie tylko po mocniejszym wysiłku. Niedźwiedzia maść Przy bólach pleców czy nóg przypuszczamy, że jest to skutek przemęczenia lub stresu. Jeśli są to urazy mechaniczne, nabyte w trakcie wysiłku, warto sięgnąć po maść niedźwiedzią. Choć jako medykament odszukamy ją w aptekach i działach leczniczych drogerii, aktywni użytkownicy zalecają ją właśnie sportowcom i fanom turystyki. Łagodzi ona obrzmienia, dając poczucie chłodu i odprężenia. Maść kupimy już za niecałe 20 zł, choć wyszukanie odpowiednika „chłodzącego” nie będzie łatwe. W asortymencie dominują bowiem maści rozgrzewające, nakładane przed rozgrzewką. Altacet, kompres, lód Rozgrzanym stawom i mięśniom towarzyszy „ciepłota” – w tej sytuacji również zaleca się schładzanie mięśni i stawów odżywkami. Przy stanach zapalnych odradza się całkowicie jakikolwiek wysiłek. Jeśli do schłodzenia nie wystarczy np. polecany przez farmaceutów Altacet, pod uwagę warto wziąć tradycyjne metody pourazowe. Jest to przytrzymywanie miejsca kontuzji zimnym kompresem lub owiniętymi kostkami lodu. Sam Altacet najczęściej spotkamy w tubce 150 ml, ewentualnie w pojemniku jako aerozol. Cena oscyluje w przedziale 12–15 zł. Balsam chłodzący Większym wydatkiem w kategorii substancji schładzających będą specjalne balsamy firmy Sportsbalm, w wersji SOS. Za buteleczkę 200 ml zapłacimy aż 80 zł, ale jest to zakup z górnej półki. Intensywnie chłodząca ciecz jest stosowana zarówno w miejscu bólu, jak i do zmęczonych stóp i rąk. Nie tłuści, a do tego intensywnie pobudza krążenie. To rarytas pośród środków na opuchliznę i chłodzenie. Blue-Cool Gel Opracowany specjalnie z myślą o sportowcach żel Blue-Cool Gel jest kompozycją ekstraktów z ponad 25 ziół, których olejki eteryczne działają miejscowo i głęboko, oczywiście „na chłodno”. Producent zaleca stosowanie miejscowe, przy delikatnym masażu, celem usunięcia nagromadzonych toksyn. Żel należy nakładać na czystą, nienakremowaną skórę. Cena tubki 300 ml to ok. 35 zł.
Żele chłodzące po wysiłku – o czym warto wiedzieć?
Producenci drukarek wszelakiego rodzaju kuszą nas wbudowanym modułem Wi-Fi w swoich urządzeniach. Czy tradycyjny kabelek nie wystarcza? Kiedy właściwie warto kupić taką drukarkę, by nie dopłacać do czegoś, z czego korzystać i tak nie będziemy? Drukarki kiedyś łączyliśmy z naszymi komputerami za pomocą złącza równoległego LPT. Z czasem urządzenia te zaczęły korzystać z dużo praktyczniejszego portu USB. Dziś wiele drukarek w ogóle nie wymaga podłączania do komputera za pomocą kablem. Proponują one bowiem łączność Wi-Fi do porozumiewania się z naszym komputerem. Niestety, są też znacznie droższe od tradycyjnych modeli. Nie jest to jednak kolejna bezsensowna innowacja, a coś, co może się dla nas okazać bardzo praktyczne. Koniec z plątaniną kabli Pierwszą oczywistą zaletą łączności bezprzewodowej z drukarką jest, jak sama nazwa wskazuje, brak przewodów. Komputer na biurku to nadal plątanina kabli, która zbiera kurz, jest niewygodna i nieestetyczna. Każde pozbycie się pojedynczego kabelka powinniśmy traktować jako korzyść. Samo to może być jednak niewystarczającą zachętą do dopłaty do drukarki. Nikt jednak nie powiedział, że najlepszym miejscem na drukarkę jest to znajdujące się nieopodal naszego komputera. Często dużo atrakcyjniejsze miejsce w mieszkaniu lub domu o dowolnej konfiguracji znajduje się zupełnie gdzie indziej. W przypadku tradycyjnej drukarki jesteśmy zmuszeni do poprowadzenia kabla wzdłuż ściany, często na znaczną odległość. Drukarka Wi-Fi automatycznie nam ten problem rozwiązuje. Możliwość podłączania wielu urządzeń Gospodarstwo domowe to w wielu przypadkach więcej niż jedna osoba. Jeżeli pracujemy w biurze, to tym bardziej możemy mieć pewność, że z drukarki będzie korzystało więcej osób. W przypadku tradycyjnej, przewodowej drukarki oznacza to konieczność jej przepinania do każdego z komputerów, z którego użytkownik w danym momencie potrzebuje wykonać wydruk lub wzajemne przesyłanie sobie dokumentów do wydruku, co dezorganizuje pracę i powoduje straty czasu. Drukarka bezprzewodowa umożliwia podłączenie do niej praktycznie dowolnej ilości komputerów. Każdy z nich może z takową drukarką nawiązać łączność i wysłać do niej zlecenie druku. Nawet najtańsze drukarki z Wi-Fi umożliwiają podłączenie znacznej ilości urządzeń, jednak warto pamiętać, że te niedrogie mają w tej kwestii pewne ograniczenia. Jeżeli planujemy korzystać z takiej drukarki w biurze lub innym miejscu, gdzie będzie z niej korzystało kilkanaście lub więcej osób, należy przyjrzeć się jej specyfikacji technicznej i ewentualnym ograniczeniom. Trzeba pamiętać, że nie tylko komputery są narzędziami do cyfrowej pracy i rozrywki. Tę rolę coraz częściej przejmują tablety i smartfony. Te najczęściej pozbawione są portów USB. Wyobraźmy sobie sytuację, że wieczorem, na kanapie, na ekranie naszego tabletu dokonujemy ostatnich poprawek na dokumencie i chcemy go wydrukować. Nie musimy więc przesyłać sobie tego dokumentu na nasz komputer, bezpośrednio czy poprzez chmurę. Wystarczy wcisnąć przycisk „drukuj”. Drukowanie bezprzewodowe – cena Drukarki w wersji bezprzewodowej są nieco droższe od tych tradycyjnych, podłączanych za pomocą kabla. Nie wpływa w żaden sposób na inne parametry techniczne drukarki a otwiera nam wiele nowych możliwości i zwiększa wygodę korzystania z urządzenia. Na dodatek drukarka to sprzęt, który rzadko wymieniamy na nowy, najczęściej kupujemy go na lata. Dopłata do modułu Wi-Fi wydaje się więc dobrym pomysłem. Ułatwia aranżację mieszkania, korzystanie z drukarki przez kilka osób, a także umożliwia nam wygodną pracę z drukarką na innym urządzeniu niż tylko komputer PC. Rezygnacja z takowego modułu powinna być podyktowana wyłącznie chęcią kupna jak najtańszej drukarki oraz pewnością, że nawet za kilka lat ta funkcja dalej nie będzie nam potrzebna. W przeciwnym razie warto wydać odrobinę więcej, by móc cieszyć się wygodą i funkcjonalnością, jaką dają drukarki Wi-Fi.
Drukarka z Wi-Fi – czy to ma sens?
Każdy z nas chce wyglądać pięknie, młodo i olśniewająco. Kupujemy i stosujemy w tym celu różne, czasami nawet bardzo drogie, kosmetyki. Tymczasem wystarczy jeden produkt, który wyróżnia się mnóstwem właściwości – marchewka. Marchew zwyczajna (Daucus carota) to gatunek rośliny z rodziny selerowatych. Jest często uprawianym warzywem na polskich ziemiach. Pomarańczową odmianę wyhodowali po raz pierwszy Holendrzy w XVII wieku. Jednak już od czasów starożytnych była bardzo cenionym produktem (marchew biała). Każdy z nas używa jej w kuchni do przyrządzania pysznych potraw, takich jak ciasta, zupy czy surówki, lecz nie wszyscy wiedzą, że marchew jest zarazem ważnym składnikiem pielęgnacyjnym. Właściwości marchewki Co należy podkreślić, jest bogatym źródłem karotenoidów, które odpowiadają za jej pomarańczowy kolor. Można w niej znaleźć wszystkie rodzaje karotenoidów, takie jak między innymi: alfa karoten, luteina i likopen. Alfa karoten i likopen zmniejszają ryzyko zachorowania na raka oraz choroby układu krążenia. Natomiast luteina korzystnie oddziałuje przede wszystkim na wzrok i wygląd skóry, ponieważ poprawia jej nawodnienie oraz elastyczność. Dodatkowo marchew w swoim składzie ma beta-karoten, który umożliwia prawidłowe funkcjonowanie wzroku, zwiększa odporność, wspiera leczenie trądziku, a poza tym opóźnia pojawianie się zmarszczek. Oczywiście beta-karoten najbardziej znany jest z tego, że przyspiesza opalanie skóry i na długo pozostawia efekt zażywania kąpieli słonecznych. box:offerCarousel Nasiona marchwi Marchew kojarzymy najczęściej z pomarańczowym korzeniem rosnącym w ziemi oraz zieloną nacią. Mało kto wie, że nasiona marchwi również potrafią zdziałać cuda. W składzie naturalnych kosmetyków można bowiem często znaleźć olej z nasion marchwi, który występuje pod nazwą Daucus Carota Sativa. Jego głównym zadaniem jest poprawa poziomu nawilżenia skóry. To zasługa fitosteroli, będących roślinnym odpowiednikiem steroli, naturalnie występujących w ludzkiej skórze i wzmacniających barierę naskórkową. Fitosterole chronią skórę przed utratą wody i przesuszeniem. Co więcej, substancja ta ma działanie łagodzące, przeciwzapalne i regeneracyjne. Marchewka w kosmetykach Warzywo to jest wykorzystywane między innymi w produktach do modelowania z linii AA Wings of Color. Jeżeli masz suchą skórę i często borykasz się z alergiami skórnymi, to jest to kosmetyk stworzony właśnie dla ciebie. Został on przebadany alergologicznie i wzbogacony olejami roślinnymi, wyciągami, ekstraktami i antyoksydantami. Ta marka wypuściła ponadto „marchewkowy” puder modelujący Perfect Shape Duo Powder, rzecz jasna wzbogacony witaminą E. Dobroczynną moc olejku z nasion marchwi znaleźć można jeszcze w paletce 3-Step Face Designer Face Contouring Set (rozświetlacz, róż, bronzer). Należy wymienić też krem marchewkowy firmy Diaderma, który oprócz cudownej marchewki w swoim składzie ma awokado, migdały i oliwki. Sposób na pięknie wyglądającą i zdrową cerę? Marchew! Wystarczy codziennie pić sok z tego warzywa, stosować je jako przekąskę przed kolacją oraz używać kosmetyków mających w składzie olej z nasion marchwi. Dzięki takiemu połączeniu nawilżysz i poprawisz koloryt skóry. Co więcej, możesz zmniejszyć ryzyko zachorowania na choroby krążenia.
Cudowne właściwości marchewki nie tylko w żywieniu, ale i w urodzie
Jeśli wydajność liczy się bardziej niż pojemność, warto zainteresować się dyskiem SanDisk Extreme 500. To zewnętrzny nośnik SSD, wyposażony w interfejs USB 3.1 pierwszej generacji, który może służyć jako pendrive. Jest więc funkcjonalny, a przy tym nie przeraża ceną. Jak wypadł w teście? Specyfikacja SanDisk Extreme 500 dostępny w wersjach: 120 GB, 240 GB, 250 GB, 480 GB, 500 GB i 1 TB interfejs: USB 3.1 pierwszej generacji (USB 3.0) kontroler: Silicon Motion 2246XT pamięć NAND: 19 nm MLC odczyt sekwencyjny: do 415 MB/s (120 GB, 240 GB, 250 GB), 430 MB/s (480 GB, 500 GB), 440 MB/s (1 TB) zapis sekwencyjny: do 340 MB/s (120 GB, 240 GB), 365 MB/s (250 GB), 400 MB/s (480 GB, 1 TB), 415 MB/s (500 GB) odporność na wstrząsy i wibracje: 800 G/0,5 m/s i 5,35 gRMS/20–2000 Hz obsługa: TRIM, NCQ, S.M.A.R.T. wymiary: 76 x 76 x 11 mm masa: 78,9 g Wyposażenie i konstrukcja Niewielkie pudełko z oszczędnymi opisami skrywa tylko dysk i kabel USB. Izolacja przewodu jest gruba, ale sztywna. Kabel zakończono wtyczką microUSB typu B, a wtyk USB typu A ma profilowaną obudowę, która ułatwia wypinanie. Przewód jest krótki, mierzy tylko 15 cm (bez uwzględniania wtyków). Instrukcja obsługi dostępna jest na stronie producenta, a dodatkowe oprogramowanie znajduje się bezpośrednio w pamięci dysku. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase SanDisk Extreme 500 ma charakterystyczny wygląd, to nowoczesne urządzenie o niewielkich wymiarach. Design jest ciekawy, znamienny dla sprzętu SanDiska, chociaż trzeba przyznać, że wydaje się już trochę nie na czasie. Kształt obudowy jest romboidalny, rogi urządzenia są zaoblone, krawędzie gęsto ponacinane, a pokrywka wygląda niczym maskownica głośnika, jest również ozdobiona logiem producenta. Jeden z rogów jest w rzeczywistości silikonową zaślepką, zamocowaną na stałe. Maskuje ona gniazdo microUSB typu B (w standardzie 3.0). Szkoda, że producent nie zdecydował się na złącze USB typu C. Drugi róg jest metalowy, pełni funkcję mocowania na smycz lub kółko do kluczy – żadnego akcesorium nie ma jednak w zestawie. Spód obudowy został wyklejony dookoła cienką, ale mocną warstwą silikonu. Wykonanie dysku jest bardzo dobre. Elementy są wzorowo spasowane, obudowa tylko delikatne ugina się pod mocnym naciskiem, ale nie trzeszczy ani nie skrzypi. Zaślepka portu USB trzyma się dobrze, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że po dłuższym użytkowaniu może się wyrobić. Użytkowanie Mimo że SanDisk Extreme 500 jest wyraźnie większy od pendrive’a, to posiada niewielkie, poręczne gabaryty. Jest bardzo lekki, gdyż waży niecałe 79 g, a do tego smukły – ma 11 mm grubości. To więcej od dysku SSD 2,5 cala, ale cała konstrukcja jest mniejsza i bardziej poręczna. Extreme 500 to dysk kieszonkowy nie tylko w teorii, z transportem urządzenia nie powinno być najmniejszych problemów. Przewód o długości 15 cm może wydawać się krótki. Wystarcza jednak do wygodnego podłączenia do laptopa lub urządzeń mobilnych, przy współpracy z komputerem stacjonarnym również nie powinno być specjalnego problemu. Dysk wpięty do USB z przedniego panelu komputera można spokojnie położyć na obudowie PC, a nic nie powinno się stać, nawet gdyby SSD wisiał na kablu. Nośnik nie przesuwa się też po blacie biurka, ale jego pozycja może zależeć od ułożenia kabla – szkoda, że przewód nie jest bardziej elastyczny. Kultura pracy jest na najwyższym poziomie. Dysk podczas pracy jest niesłyszalny, jak przystało na SSD. Udało mi się rozgrzać go do 42ºC w trakcie pełnego i długotrwałego obciążenia. Obudowa zrobiła się wyraźnie ciepła, ale temperatura była nadal w normie – nie trzeba martwić się o bezpieczeństwo danych. Szkoda, że zabrakło diody sygnalizującej pracę. Aktywność urządzenia nie jest w żaden sposób sygnalizowana. Oprogramowanie W pamięci dysku znajduje się program SanDisk SecureAccess V3.0.1. To proste oprogramowanie służące do zabezpieczenia dysku hasłem i zaszyfrowania zawartości oraz wykonywania kopii zapasowej. Program jest lekki, działa stabilnie, ale niestety nie zachwyca interfejsem i możliwościami. Nadal spełnia swoje zadanie, ale spodziewałem się czegoś więcej. Do uzyskania pełnej funkcjonalności wymagany jest zakup EncryptStick Software 6.0 za około 15 dolarów. Standardowo nie ma możliwości automatycznej synchronizacji plików, a szyfrowanie to tylko AES 128-bit. Płatna wersja programu pozwala na szyfrowanie nawet 1024-bit, aktywowanie softu na trzech komputerach, tworzenie nielimitowanej ilości woluminów i zapamiętywanie do 5 poprzednich wersji plików. SanDisk Extreme 500 250 GB na pomiarach Platforma testowa: * procesor: Intel Core i7-6700K 4,6 GHz; * płyta główna: MSI Z170A Gaming Pro Carbon; * RAM: Corsair LPX Vengeance 3200 MHz 16 GB; * dyski: Kingston UV400 480 GB, SSD Samsung 850 EVO 500 GB; * system operacyjny: Windows 10 Professional 64 bit. Dysk przetestowałem za pomocą: Crystal Disk Mark, AS SSD, ATTO Disk Benchmark oraz HD Tune. Wyniki są bardzo dobre, ale widać, że wydajność ogranicza interfejs USB 3.1 pierwszej generacji (USB 3.0). Dotyczy to szczególnie odczytu próbek 4K. Crystal Disk Mark uzyskał 392 MB/s odczytu i 360 MB/s zapisu w transferach sekwencyjnych. W przypadku próbek 4K było to tylko 12 MB/s odczytu i 10 MB/s zapisu. AS SSD osiągnął lepsze wyniki sekwencyjne – 401 MB odczytu i 351 MB/s zapisu, jednak w przypadku próbek 4K było gorzej, odczyt wyniósł 10 MB/s, a zapis 9 MB/s. HD Tune uzyskał minimalny transfer 105,5 MB/s, maksymalny 250,2 MB/s, a średni 241 MB/s z Burst Rate na poziomie 58,9 MB/s. ATTO Disk Benchmark potwierdził rezultaty Crystal Disk Mark, nie było żadnych niespodzianek w transferach poszczególnych próbek. SanDisk Extreme 500 250 GB w praktyce Testy syntetyczne znajdują potwierdzenie w zastosowaniach praktycznych. Transfery są bardzo dobre i widać, że wykorzystano pamięci MLC – wydajność jest stabilna, dysk nie spowalnia podczas długich operacji. Extreme 500 nadal trzeba traktować jako dysk przenośny. Interfejs USB 3.0 będzie ograniczeniem w przypadku pracy w przestrzeni nośnika, instalacji programów i gier, uruchamiania ich bezpośrednio z USB. Jest to możliwe, ale wydajność nie dorówna wewnętrznym SSD pod SATA III lub zewnętrznym z USB 3.1 drugiej generacji. W przypadku kopii z SSD SATA III na SanDisk Extreme 500 można liczyć na transfer od 220 MB/s do 307 MB/s, zazwyczaj utrzymujący się na poziomie 280–300 MB/s. Kopia folderu 2 GB z małymi plikami trwała 10 sekund, to niewiele gorszy rezultat od standardowych SSD. W przypadku kopii pliku wideo o rozmiarze 20 GB potrzeba było 1 minuty i 6 sekund – transfer utrzymywał stabilne 300 MB/s. Natomiast folder 38 GB z plikami o różnych rozmiarach i formatach potrzebował na kopię 2 minut i 15 sekund. Trudno narzekać na wydajność. W drugą stronę, czyli w kopiach z Extreme 500 na wydajny SSD SATA III, rezultaty są jeszcze lepsze. Tutaj transfer utrzymywał się pomiędzy 380 MB/s a 394 MB/s. Zatem kopia folderu 2 GB trwała tylko 6 sekund, plik 20 GB został przekopiowany w 51 sekund, a folder 38 GB w 1 minutę i 47 sekund. To już wydajność pozwalająca na bardzo sprawne transfery dużych ilości danych, choć jeszcze nie jest rekordowo szybka. Możliwa jest także praca na plikach w obrębie dysku, ale transfer spadnie, utrzyma się w przedziale 70–114 MB/s. Kopia folderu 2 GB trwała 21 sekund, plik 20 GB potrzebował 3 minuty i 10 sekund, a folder 38 GB kopiował się przez 6 minut i 14 sekund. Lepiej więc wykonywać kopie poza dyskiem, ale w razie czego jest ona możliwa bezpośrednio na nośniku. W wersji 250 GB na dane użytkownika pozostaje 238 GB. Podsumowanie SanDisk Extreme 500 nie zawodzi. To solidnie wykonany dysk, bardzo poręczny i lekki. Działa stabilnie, a obietnice producenta odnośnie wydajności zostały spełnione. Transfery są stabilne, pozwalają na szybką kopię dużych plików. Oprogramowanie nie jest specjalnie intuicyjne, ale swoje zadanie spełnia, pozwala na kopię zapasową oraz podstawowe szyfrowanie zawartości. To jednak nadal nośnik w standardzie USB 3.0 – wydajność nie jest zatem topowa. Pod względem użytkownym mogłoby być lepiej. USB typu C byłoby mile widziane, szkoda, że zabrakło także diody sygnalizującej pracę. Funkcjonalność oprogramowania jest ograniczona, a zaawansowane funkcje wymagają płatnego uaktualnienia. Dysk dostępny jest też w nietypowych wersjach pojemnościowych: 240 GB i 250 GB lub 480 GB i 500 GB. Na naszym rynku dostępne szerzej są mniejsze wersje, zakup Extreme 500 o większej pojemności jest raczej nieopłacalny. Wersje 240 GB (480 zł) oraz 120 GB (380 zł) będą miały zbliżoną wydajność – warto dopłacić do tej większej. Jeśli jednak potrzebny jest backup na duże pliki, trzeba przyszykować się na wybór wersji 480 GB, a to wydatek rzędu 900 zł. Wtedy lepiej wybrać już model Extreme 900, o ile posiadamy kompatybilne urządzenie. SanDisk Extreme 900 jest zdecydowanie szybszy, gdyż obsługuje interfejs USB 3.1 drugiej generacji. Gdy nie obejdzie się bez przynajmniej 2 TB na dane, pozostaje wybór klasycznego dysku HDD. Ciekawą opcją jest WD My Passport 2 TB za około 340 zł. Trzeba jednak pamiętać, że HDD będzie nawet ponad trzykrotnie wolniejszy od SSD. Zalety: dobre wykonanie; wysoka kultura pracy; poręczne wymiary; nieodpłatny program z podstawowym szyfrowaniem; wysoka wydajność i stabilne transfery (pamięć MLC). Wady: dodatkowe funkcje oprogramowania są odpłatne; potencjał pamięci jest ograniczony przez USB 3.0.
Test SanDisk Extreme 500 250 GB – zewnętrzny dysk SSD
Wakacje się skończyły, czas rozpocząć szkolną przygodę. Czego nie może zabraknąć w szafie stylowego ucznia? Latem w szafie twojego dziecka królowały barwne T-shirty i wygodne szorty? Czas się z nimi pożegnać. Wraz z nadejściem jesieni i rozpoczęciem roku szkolnego będziesz musiała uważniej przyjrzeć się szafie swojej pociechy. Czego nie może w niej zabraknąć? Koniecznie zaopatrz dziecko w: Strój sportowy: gimnastyka na świeżym powietrzu, zajęcia na sali sportowej, mecz koszykówki? Doskonale sprawdzi się prosty, bawełniany T-shirt i wygodne szorty. Miękki dres to doskonała opcja na gimnastykę na podwórku. Strój wizytowy: rozpoczęcie roku szkolnego, apele, akademie, szkolne święta i uroczystości. Są sytuacje, gdy twoje dziecko będzie poproszone o założenie stroju galowego. Elegancki garnitur? Niekoniecznie. Wystarczą stylowe spodnie materiałowe, koszula i casualowa marynarka. Dziewczynka może założyć szyfonową sukienkę w stonowanym kolorze i klasyczny kardigan. Strój na co dzień: w szkolnej klasie panują luźniejsze zasady. Tutaj liczy się wygoda i modny wygląd. Dżinsy, sztruksy, dresowe joggery, a do tego T-shirt z napisami lub bluza kangurka. Odzież na wyjście: klasowa wycieczka w góry? Nie ma sprawy! Pamiętaj o odpowiedniej kurtce – softshell, peleryna przeciwdeszczowa, a może po prostu puchowy bezrękawnik? Uczeń na akademii Jak skompletować strój galowy dla ucznia? To proste! Wirtualne półki wprost uginają się od stylowych propozycji łamiących schematy. Biało-granatowe komplety? Nadal są na topie. Jeśli jednak szukasz mniej klasycznych rozwiązań, ale nadal zależy ci na eleganckim looku, to z powodzeniem znajdziesz coś ciekawego. Garderoba małego eleganta nie może istnieć bez pary stylowych chinosów. Te w piaskowym kolorze świetnie sprawdzą się na co dzień i od święta. Zestawiaj je z jasną koszulą i szelkami, jeśli chcesz, by twój syn wyglądał naprawdę stylowo. Na półoficjalne wyjścia wystarczy modna koszula w kratę – obowiązkowo z łatami na łokciach. Do tego wygodne, czarne trampki i outfit na szkolną akademię gotowy. Twoja córka chodzi własnymi ścieżkami? Na widok różu odwraca głowę? Z całą pewnością w oko wpadnie jej szyfonowa sukienka w panterkę. Ten drapieżny, dziewczęcy model został wprost stworzony dla młodych elegantek z charakterem. Stylizację uzupełnij, dodając kryjące, czarne rajstopy. W chłodne dni dołóż klasyczny, beżowy kardigan. Włosy upnij wysoko w gładki koczek. Dodaj do tego proste, lakierowane baleriny i czarną torebeczkę na pasku – prostota, elegancja i szyk w jednym outficie. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Uczeń w klasie Jakie ubrania wybrać na codzienną naukę w szkolnej klasie? Wygodne i modne – to oczywiste. Stawiaj na odzież wykonaną z dobrej jakości materiałów – w składzie powinna przeważać bawełna. Sztuczne włókna, takie jak poliester, powinny stanowić zaledwie kilka procent składu. Ich obecność bywa korzystna – bo dzięki nim tkanina jest elastyczniejsza i po prostu trwalsza, jednak koszulka wykonana w całości z poliestru to zawsze kiepska opcja. W takim ubraniu ciało mocno się poci, a skóra nie oddycha. W cieplejsze dni dobrym wyborem będzie miękki T-shirt z ciekawymi napisami, printami, haftami czy aplikacją. Możesz dodać do tego rozpinany kardigan, bluzę z zamkiem czy T-shirt z długim rękawem. Zarówno chłopcy, jak i dziewczynki powinni mieć w swojej szafie przynajmniej jedną parę wygodnych dżinsów. Joggery z miękkiego denimu to stylowa opcja na każdą okazję. Szafa małej elegantki nie może istnieć bez przynajmniej kilku modnych spódnic i sukienek. W szkolnej ławce, lepiej od wąskich spódniczek, sprawdzą się lekko rozszerzane modele. W kształcie trapezu, spódnice-bombki, albo klasyczne plisowanki pozwolą na nieskrępowaną zabawę w trakcie szkolnych przerw. Białe trampki za kostkę? To już klasyk! W takich butach każdy uczeń i każda uczennica będą prezentować się po prostu znakomicie! box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Uczeń na szkolnej wycieczce Jesień to doskonały czas na szkolne wycieczki. Kilkudniowa wyprawa z klasą w góry? A może wyjazd do zoo? Nieważne! Zadbaj o wygodę swojego nastolatka. Odpowiednie buty z miękką podeszwą pozwolą na wielogodzinny spacer bez otarć i kontuzji. Sportowe sneakery w ciekawym kolorze to must have wszystkich jesiennych stylizacji. Jesienna kurtka? Zwróć uwagę na ofertę sklepów z odzieżą sportową. Softshell to rodzaj kurtki funkcyjnej – doskonale chroni przed wiatrem, zapewni komfort cieplny, jest lekki i wygodny. Kolorowa puchówka to idealna opcja na chłodniejsze dni – wystarczy założyć pod spód T-shirt z długim rękawem. Każdy uczeń powinien zaopatrzyć się w wygodny i pojemny plecak miejski. Odpowiednia ilość przegródek, krój i design to nie wszystko. Przed zakupem zwróć uwagę na to, czy plecy są odpowiednio usztywnione, czy szelki mają wszytą piankę. Niektóre modele wyposażone są też w specjalną wkładkę z siateczki, która chroni przed poceniem. Jesienne akcesoria? Czapka i szalik to wcale nie przesada! Pogoda jesienią potrafi być naprawdę zdradliwa, dlatego dobrze mieć pod ręką wygodny komin i czapkę, które ochronią dziecko przed chłodem. box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Twoje dziecko dorasta? To normalne, że chce wyglądać modnie! Przyjrzyj się trendom panującym tej jesieni i wspólnie skompletujcie garderobę, która połączy wygodę z dobrym wyglądem. Poszukajcie odpowiedniego plecaka (nawet po rozpoczęciu roku) – wygodnego i pojemnego, który sprawdzi się nie tylko w szkolnej rzeczywistości, ale także podczas klasowych wycieczek za miasto. Nie zapominajcie o stroju sportowym – niech lekcja szkolnego wf-u będzie prawdziwą przyjemnością. Do tego klasyczny zestaw na akademię i oczywiście kilka stylowych outfitów na co dzień. I już – twój nastolatek gotowy jest, by stawić czoło szkolnej rzeczywistości.
Jesienne stylizacje dla ucznia
Damskie paski już dawno przestały być tylko praktycznym elementem garderoby, mającym za zadanie podtrzymywać spodnie lub spódnicę. Stały się one dodatkiem, który często jest wręcz niezbędną częścią stylizacji i pozwala pięknie podkreślić talię. Jak wszystko, co nosimy na sobie, tak i paski podlegają modzie. Ich niezliczona liczba wzorów i kolorów przyprawia o zawrót głowy. Jak więc wybierać te najwłaściwsze, te które są aktualnie modne oraz pasują do naszej sylwetki i garderoby? Według trendów jesiennej mody niezbędne jest podkreślenie talii w niemal każdej stylizacji. To właśnie odpowiednio dobrany pasek przyciągnie uwagę i spowoduje, że talia będzie wydawać się węższa niż jest naprawdę. To bardzo dobre rozwiązanie zarówno dla pań o nieco większych rozmiarach, jak i dla tych, które po prostu nie mogą pochwalić się wyraźnym wcięciem w talii. Luźna tunika, koszulowa bluzka typu oversize czy sukienka z paskiem w talii sprawią, że różne niedoskonałości figury przestaną być widoczne. Dla szczupłych i bardzo zgrabnych osób pasek jest doskonałym uzupełnieniem stroju. Jak dobrać pasek? Jeżeli celem jest nadanie sukience lub spódnicy lekkości, należy wybrać wąski pasek, który bardzo podkreśli talię i jednocześnie uwypukli kobiece kształty sylwetki. Osoby, które pragną poprawić proporcje figury i chcą optycznie wydłużyć nogi powinny zaprzyjaźnić się z szerokimi, miękkimi paskami. Te noszone powyżej linii talii lub wręcz pod biustem, doskonale spełniają powyższe oczekiwania. Panie o lekko powiększonym brzuszku mogą go też zamaskować za pomocą solidnego paska. Szersza koszula czy sweter z takim paskiem tuż powyżej bioder sprawią, że ten mankament figury nie będzie widoczny. Odpowiednio dobrany do stylizacji pasek dodatkowo uwypukla jej charakter. Kolorowe, błyszczące, paski z ćwiekami czy z ciekawymi klamrami przyciągają wzrok, są w stanie odmienić nawet starą spódnicę, spodnie czy bluzkę. Prosta w formie, skromna sukienka z odpowiednim, designerskim paskiem może wyglądać tak, jakby pochodziła z najdroższego butiku w mieście, a pasek jest wówczas jedynym mocnym akcentem w całej stylizacji. Oczywiście można też dobierać go do torebki i butów tak, aby stworzył z nimi spójną całość. Najmodniejsze paski – przegląd słynnych marek W sezonie jesiennym 2015 najbardziej poszukiwane są paski asymetryczne. Z jednej strony szerokie, a z drugiej wąskie, luźno opadające poniżej linii talii. Mogą też być wykonane z materiału w dwóch różnych kolorach, na przykład połowa w kolorze ciemnym, a druga część biała. Modne są również te inspirowane stylem antycznym. Jednak to tylko główne trendy. Najbardziej znane marki proponują także klasykę, która zawsze dobrze wygląda i świetnie uzupełnia większość stylizacji. Tu z pewnością warto zwrócić uwagę na markę Dior i jej kolekcje dodatków, które zachwycają prostotą i elegancją. Paski przypominające właśnie to wzornictwo, modne będą zawsze i dobrze jest mieć w swojej szafie coś w ponadczasowym stylu klasycznym. Marka Diesel lansuje dwa trendy. Jeden to dość tradycyjny dla tej firmy surowy, skórzany, nieco rockowy styl. Druga linia to bardzo ciekawe paski o prostej formie i o metalicznym, lekko satynowym połysku. Chanel wiosną i latem również postawiała na metaliczny charakter pasków z dużą ilością złota. Jednak chanelowska jesień i zima to już paski utrzymane w tonacji kolorów ziemi, z ciekawymi, tłoczonym, geometrycznymi wzorami . Tu też na uwagę zasługują klamry, w których zastosowano zdobienia skórzane, w identycznym kolorze jak pasek. Paski, proponowane przez Vionnet, wykonane są z wielobarwnego stretchu, z pięknymi klamrami zdobionymi kamieniami. Bardzo ciekawa propozycja, która wszystkim prostym ubiorom doda wyrafinowanego smaku. Paski ze stretchem są bardzo efektowne, ale i wygodne na co dzień. Znaną prawdą jest też fakt, że każdy strój może nabrać odmiennego charakteru w zależności od dodatków, które do niego zostaną dobrane. Jeśli do prostej sukienki wykorzystany zostanie pasek, buty i torebka w klasycznym stylu, to stylizacja będzie klasyczna i będzie prezentować się zawsze dobrze. Gdy uzupełni ją pasek w stylu rockowym, z dużą ilością metalowych elementów i kurtka ramoneska, to całość nabierze młodzieżowego, ostrego charakteru. Krótko mówiąc, im więcej dodatków w różnych stylach, tym więcej możliwości zestawienia kreacji na różne okazje.
Jesienią podkreślamy talię – najmodniejsze paski 2015
Trylogia „Więzień labiryntu”, do której popularności na pewno przyczyniła się m.in. jej ekranizacja, to ciekawe połączenie post-apokaliptycznej fantastyki, akcji, tajemnicy i spora dawka napięcia. Drugi tom to dobre rozwinięcie pomysłów z debiutu. Wyzwań i zagrożeń ciąg dalszy „Próby ognia” fundują czytelnikowi nawet większą dawkę emocji, pytań i zagadek. Co z tego, że bohaterom udało się pokonać labirynt, skoro tak naprawdę to dopiero początek ich wyzwania i walki o wolność. Znalezienie wyjścia miało być końcem, okazuje się jednak, że to zamknięci w Strefie byli bezpieczniejsi, mniej im zagrażało. Fazą drugą eksperymentu ma być pokonanie przez nich drogi do bezpiecznej przystani. Dwa tygodnie przez pustynne, spalone Pogorzelisko, w dodatku zamieszkiwane przez ludzi zarażonych Pożogą, będących niczym zombie. Znowu będą musieli uciekać i znów staną się zabawką w planach Dreszczu – organizacji, która nie chce im zdradzić miejsca w swoim planie. Jakby mało było trudnego wyzwania, to o ocalenie muszą też rywalizować z inną grupą, bo wygrać może tylko jedna drużyna. Dashner potrafi budować napięcie Powtórzony jest schemat z pierwszego tomu, czyli podobnie jak bohaterowie na początku jesteśmy mocno zaskoczeni, zdezorientowani, kolejne postacie giną i zmagania przetrwają nieliczni, wciąż nie do końca znając odpowiedzi na wszystkie pytania. To właśnie nie do końca wyjaśniona tajemnica Dreszczu, mechanizmów, które wpływają w „Próbach ognia” i całej trylogii na bieg wydarzeń, stanowi o atrakcyjności powieści Dashnera. Dobre tempo, liczne zwroty akcji, niebezpieczeństwa, krwawe niespodzianki i pojawiający się nagle ratunek, zapewniają nam nieustanne napięcie. Kto następny zginie, komu można zaufać i jakie jeszcze próby są przed nimi? Pustynia okazuje się nie mniej groźna i klaustrofobiczna co pułapki labiryntu. W tym eksperymencie chodzi o ich własne życie Jak to zwykle bywa w powieściach skierowanych do młodzieży, większość bohaterów to ludzie młodzi, nie zabraknie też wątku uczuciowego. Targani wątpliwościami, poddani silnym emocjom, presji, potrafią mimo wszystko dbać o siebie, ryzykować i poświęcać, bo wiedzą, że osobno nie przetrwają na pewno. Razem mogą zdobyć obiecywane lekarstwo, które ich wszystkich ocali. Dreszcz, który skazuje ich na te wszystkie próby, może stać się również ich ratunkiem. „Próby ognia” sprawdzają się nie tylko jako kontynuacja, to po prostu trzymająca w napięciu książka, pełna akcji i ciekawych pomysłów fabularnych. Warto czytać je jednak po kolei, by jeszcze lepiej zrozumieć wszystkie niespodzianki przygotowane przez autora. Lekki, młodzieżowy język sprawia, że ten tytuł połyka się błyskawicznie, przy okazji bawiąc się tym, jak autor i tłumacz próbują wprowadzać nowe słówka funkcjonujące w tym świecie i slangu bohaterów. Zdecydowanie wciąga. I od razu ma się ochotę na kontynuację, bo przecież chcemy poznać finał przygód tych postaci i rozwiązanie wszystkich sekretów. Źródło okładki: www.papierowyksiezyc.pl
„Próby ognia” James Dashner – recenzja
Dwa dni po premierze pierwszej części „Gwiezdnych Wojen” George Lucas poleciał wraz z żoną na Hawaje. Był przekonany, że film będzie klapą, zarezerwował więc już wcześniej wakacje, żeby móc się odciąć od porażki. Wszyscy wiemy, że jego obawy okazały się nieuzasadnione. W dniu premiery film zarobił 255 tysięcy dolarów – zauważcie, że był to rok 1977, wtedy był to naprawdę dobry wynik. Prawie czterdzieści lat później, w 2015 roku, na ekrany wszedł kolejny film z cyklu – w ciągu pierwszego weekendu przyniósł zysk w wysokości ponad 500 milionów dolarów. W ciągu tych czterdziestu lat „Gwiezdne Wojny” stały się czymś więcej niż tylko filmem. Lucas i jego imperium Chris Taylor, dziennikarz tygodnika „Time”, podjął próbę przeanalizowania fenomenu „Gwiezdnych Wojen”, a przede wszystkim drobiazgowego opisania losów całego przedsięwzięcia. Zaczyna od początku, czyli od dzieciństwa samego George’a Lucasa, śledząc początki jego kariery i zastanawiając się, co doprowadziło go do napisania pierwszych kilku zdań o wojnach gwiezdnego imperium w notatniku. Historii tej nie brak dramaturgii, a wszyscy, którzy lubią śledzić czyjąś drogę do sławy, powinni poczuć się całkowicie usatysfakcjonowani. Taylor potrafi zresztą spojrzeć na postać Lucasa krytycznie. Z humorem opisuje jego brak zdolności pisarskich i spięcia, jakie z tego powodu pojawiały się między nim a aktorami. Sam Francis Coppola powiedział kiedyś Lucasowi, że nie umie on pisać. Mimo to Lucasowi się udało, zdaniem Taylora dlatego, że ograniczał dialogi na rzecz efektów specjalnych i ścieżki dźwiękowej. Bogactwo szczegółów Z każdej strony tej książki przebija entuzjazm autora – widać, że jest on wielbicielem filmów. Mimo to, a może właśnie dlatego, nie do końca potrafi ująć czytelnika za serce. Jego książka stanowi prawdziwe kompendium wiedzy o całej instytucji „Gwiezdnych Wojen”, bowiem to, co miało być tylko filmem, stało się ostatecznie swego rodzaju instytucją, tak potężną, że słyszała o niej większa część ludzkości. Taylor doskonale orientuje się w niuansach, wie, kto nad czym pracował, ile wszystko kosztowało i jakie problemy się pojawiły. Nadmiar szczegółów może jednak okazać się dla czytelnika nużący i trudno się oprzeć wrażeniu, że Chris Taylor jest tak zagorzałym fanem „Gwiezdnych Wojen”, że nie potrafił pominąć żadnej informacji, którą udało mu się zdobyć. Filmy wraz z otoczką Jednak mimo przesadnej szczegółowości i nadmiaru informacji „Gwiezdne Wojny. Jak podbiły wszechświat?” to lektura obowiązkowa nie tylko dla osób, które wielbią kolejne filmy o odległej galaktyce, ale także dla wszystkich, których interesuje kino i jego wpływ na szeroko pojętą kulturę popularną. Taylor bowiem nie poprzestaje na relacjonowaniu samej produkcji. Wiele miejsca poświęca analizie całego zjawiska – pisze o reakcjach fanów, o produktach, które pojawiały się przy okazji premier kolejnych filmów, i o tym, jak i ile na „Gwiezdnych Wojnach” udało się zarobić. Kolejne rozdziały opowiadają o różnych aspektach całego zjawiska, dzięki czemu nawet dobrze zorientowani wielbiciele znajdą dla siebie coś interesującego. Nadmiar szczegółów Taylor nadrabia lekkim stylem, dzięki któremu książkę czyta się z prawdziwą przyjemnością. Źródło okładki: www.znak.com.pl
„Gwiezdne wojny. Jak podbiły wszechświat?” Chris Taylor – recenzja
Czasem najbardziej sielankowa podróż motocyklem może być zakłócona przez różne czynniki. Jednym z najbardziej uciążliwych jest prawdopodobnie awaria opony. Powoduje to przede wszystkim długi przestój w podróżowaniu, ale sprawia także problem w kwestii naprawy, zwłaszcza kiedy do awarii doszło… w szczerym polu. Tak jak w przypadku każdego elementu motocykla, również ogumienie wymaga odpowiedniej dbałości, aby zachować trwałość na jak najdłuższy czas. Co robić, by cieszyć się jednym kompletem opon jak najdłużej? A w przypadku, kiedy dojdzie do awarii – czy zdecydować się na zestaw naprawczy, czy przewieźć maszynę do serwisu? O tym przeczytacie w dalszej części artykułu. Przeciwdziałanie awariom Dbałość o opony motocyklowe powinna rozpocząć się już w momencie pierwszej jazdy. Zaleca się, aby przez pierwsze 200 km ograniczyć gwałtowne hamowanie, przyspieszanie i składanie się w zakrętach. Podczas eksploatacji ważne jest, aby obserwować ewentualne niepokojące zmiany, które mogą pojawiać się na oponach, na przykład wybrzuszenia, guzy czy nierównomierne zużycie. Kiedy dostrzeżemy jakiekolwiek nieprawidłowości, należy jak najszybciej udać się do specjalisty. Odpowiednia konserwacja sprawia, że rzadko zdarza się, aby dochodziło do wybuchu opony. Najczęściej ma miejsce stopniowa utrata ciśnienia. A kiedy jest już po fakcie… Jednak kiedy już zauważymy, że podczas jazdy dzieje się coś złego, nie można wykonywać nagłych manewrów, zwłaszcza hamowania. Należy powoli odpuszczać gaz, trzymać kierownicę i sterować maszyną, aby utrzymać tor jazdy. Jeżeli to możliwe, to jak najszybciej trzeba zjechać na pobocze lub inne bezpieczne miejsce. Kiedy do awaryjnej sytuacji doszło niedaleko miejsca zamieszkania lub w mieście, powinniśmy przetransportować motocykl do najbliższego warsztatu. Jeśli jesteśmy w trasie – sytuacja komplikuje się, ponieważ czasami najbliższa miejscowość znajduje się kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów dalej. Wówczas przydatny może okazać się zestaw naprawczy koła, który nie wymaga specjalnych umiejętności manualnych i zdejmowania koła, a pozwala spokojnie dojechać do serwisu wulkanizacyjnego. Przegląd zestawów naprawczych Zestawy naprawcze do opon motocyklowych możemy podzielić na dętkowe i bezdętkowe. Większość motocyklistów ma w swoich maszynach ten drugi rodzaj ogumienia. Podczas używania zestawów należy pamiętać, że są one rozwiązaniem, które ma jedynie charakter doraźny. Po załataniu koła nie wolno zwlekać z wybraniem się do serwisu, ponieważ ciśnienie w nim nie będzie znacznie mniejsze niż powinno być. W serwisie ogumienie zostanie sprawdzone, wyczyszczone i naprawione w tradycyjny sposób. Eksperci przestrzegają, by podczas zakupu zestawu naprawczego nie decydować się na produkty z najniższej półki cenowej. Nie wiadomo, czy zakupiony zestaw spełni swoje zadanie tak, jak powinien. Co można zatem znaleźć na rynku? Oto kilka propozycji: K2 Tire Doktor – producent deklaruje, że spray szybko pompuje i uszczelnia przebite opony, bez konieczności ich demontażu i używania narzędzi. Sposób użycia polega na wsunięciu wężyka towarzyszącego puszce sprayu w zawór opony, następnie należy nacisnąć nasadkę, która uruchomi mechanizm pompowania. Nie jest to jeszcze klasyczny zestaw naprawczy, ale propozycja najszybszego rozwiązania sytuacji awaryjnej. Koszt sprayu to około 12–15 zł. Zestaw naprawczy SLIME – w zestawie znajdują się uszczelniacz i kompresor, które mają naprawiać przebicia do 6 mm. Oprócz tego producent dodaje także przewód zasilający do gniazda zapalniczki, ciśnieniomierz z przewodem zaciskowym oraz zestaw końcówek z zapasowym rdzeniem zaworu. Koszt zestawu to około 120–150 zł. Zestaw naprawczy opon bezdętkowych – w skład takiego podstawowego zestawu wchodzą narzędzia, pięć pasków uszczelniających, kolej, nożyk, nabój ze sprężonym CO2 do pompowania opony oraz adapter do naboju. Trudno wskazać konkretny produkt, ponieważ często w tym przypadku w Internecie sprzedający nie podają nazw producentów w nazwach aukcji. Warto zatem rozejrzeć się na Allegro, wpisując ogólne hasło „zestaw naprawczy opon bezdętkowych”.
Złapałem gumę podczas podróży na motorze – i co dalej?
Gdzie mieszka dusza? Według niektórych – w mózgu. To właśnie tam znajduje się centrum tego, co świadczy o istocie człowieczeństwa, czyli tego, kim jesteśmy. Książka niemieckiego pisarza prezentuje historię rozwoju chirurgii mózgu w sposób, który zainteresuje nawet tych czytelników, którzy na co dzień nie sięgają po pozycje o medycynie. Mózg to doprawdy fascynujący organ. To od jego funkcjonowania zależy, jak patrzymy na świat i jak go odbieramy, co potrafimy zrobić, a także to, kim właściwie jesteśmy. Wielu naukowców spiera się o kwestie związane z wykorzystywaniem przez nas potencjału mózgu, a także samym jego funkcjonowaniem, co pokazuje, że jest to organ jeszcze nie do końca zbadany i wciąż skrywający wiele tajemnic. Z tego powodu chirurgia mózgu jest jedną z najbardziej fascynujących dziedzin medycyny. Kim są ludzie, którzy go operują? Jak kształtowała się naukowa wiedza o tym organie? Odpowiedzi na te pytania szukał niemiecki pisarz, dziennikarz i historyk Jürgen Thorwald, autor szczególnie zainteresowany historią medycyny sądowej. Historia chirurgii mózgu Autor prezentuje prawdziwą rewolucję, jaka dokonała się w medycynie dzięki rozwojowi chirurgii mózgu. Przedstawia jej technologiczne aspekty, ale również zmiany w samym myśleniu lekarzy, którzy zaczęli badać i praktykować neurochirurgię. Do rozwinięcia tej dziedziny medycyny niezbędne były niezliczone ilości eksperymentów i badań. W książce opisane zostały dziesiątki przypadków, gdy badane były zwierzęta, ale również nieuleczalnie chorzy pacjenci. Autor przedstawia także sylwetki lekarzy, którzy równie często, jak zwykłą ciekawością, kierowali się chęcią bycia pierwszymi przeprowadzającymi kontrowersyjny zabieg. Thorwald przybliża sylwetki Victora Horsleya, Harveya Cushingsa i Wildera Penfielda, którzy byli pionierami neurochirurgii, a przy okazji niezwykle interesującymi postaciami. Autor prezentuje wyjątkowo wciągającą historię sukcesu, ale także licznych porażek. O mózgu Powieść Jürgena Thorwalda czyta się niczym najlepszy kryminał – jest wciągająca, intrygująca, a czytelnik wraz z kolejnymi stronami dowiaduje się powoli nowych rzeczy, zbiera wskazówki, musi je analizować i formować w całość. Kruchy dom duszy to fascynująca prezentacja tego, w jaki sposób działa człowiek i co właściwie składa się na to, kim jesteśmy. To doskonała lektura, która ani przez chwilę się nie dłuży, a może nawet sprawić, że ktoś zainteresuje się ludzką anatomią w większym stopniu niż rozróżnianie głównych narządów. Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za ok. 26 zł. Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl
„Kruchy dom duszy” Jürgen Thorwald – recenzja
Gdy ktoś mnie zapyta o najlepszych polskich pisarzy kryminalnych, niezmiennie w czołówce wymieniam nazwisko Wojciecha Chmielarza. Żadna z jego książek jeszcze mnie nie zawiodła. Każda jest dopracowana, pełna trafnych spostrzeżeń, a intryga kryminalna zadowoli nawet najbardziej wybrednego czytelnika. Nie inaczej jest oczywiście z „Przejęciem”. „Przejęcie” to trzeci tom cyklu z komisarzem Jakubem Mortką. To właśnie tę powieść wyróżniło jury Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, przyznając autorowi Nagrodę Wielkiego Kalibru za najlepszą polską powieść kryminalną 2014 roku. Dramat w Kolumbii Historia ma swoje początki w Kolumbii. Właśnie tam udała się grupka młodych ludzi przekonanych, że lecą wziąć udział w kręceniu reklamy Coca-Coli. Wyjazd szybko zamienił się w imprezę i wydawało się, że tak może wyglądać raj. Drinki, słońce, woda, odpoczynek za cudzą kasę. Niestety zabawa nagle się kończy, a młodzi Polacy wpadają w bagno po uszy. By wydostać się z Kolumbii i odpracować wydane na nich pieniądze, muszą przystać na propozycję przetrzymujących ich Kolumbijczyków. Nie jest to oczywiście coś, na co chcieliby się zdecydować dobrowolnie, ale w tej sytuacji lepiej nie udawać bohatera. Kto spróbuje, może bardzo źle skończyć. Morderstwo w Polsce Mimo egzotycznych początków, akcja „Przejęcia” toczy się jednak głównie w Warszawie. To tu pracuje komisarz Jakub Mortka, który z ręką w gipsie, z mnóstwem prywatnych problemów na głowie i nową partnerką – Suchą, która ma zastąpić jego dawnego, dobrego kumpla, musi rozwiązać tajemnicę brutalnego morderstwa. Ktoś na jednym z warszawskich mostów powiesił zwłoki mężczyzny z rozprutym brzuchem i orzechem ziemnym w dłoni. Makabryczna inscenizacja przywodzi na myśl próbę przekazania wiadomości. Tylko kto jest jej adresatem? Zasłużona nagroda Wojciech Chmielarz po raz kolejny udowadnia, że ma dryg to tworzenia wciągających, wielowątkowych intryg kryminalnych. Nie brak tu dramatycznych zwrotów akcji i trzymających w napięciu scen. Największa niespodzianka czeka na czytelników w finale. O tak, autor potrafi naprawdę zaskoczyć. Nagroda Wielkiego Kalibru wydaje się być jak najbardziej zasłużona. „Przejęcie” jest kryminałem ogromnie dopracowanym, ze świetnie skonstruowanymi bohaterami (zwłaszcza komisarzem Mortką) i ciekawymi obserwacjami społecznymi. Autor ma oko do szczegółów, dzięki czemu jego książki są niezwykle realistyczne i wiarygodne. To zdecydowanie jeden z tych pisarzy, którego twórczości nie można pominąć podczas zgłębiania współczesnej literatury kryminalnej. W wersji elektronicznej „Przejęcie” można zakupić za ok. 26 złotych (epub lub mobi). Źródło okładki: www.czarne.com.pl
„Przejęcie” Wojciech Chmielarz – recenzja
Wykorzystanie sprężonego powietrza to jeden z najbardziej efektywnych sposobów na zwiększenie osiągów silnika. Stąd też w jednostkach napędowych coraz częściej montowane są turbosprężarki czy kompresory mechaniczne. Na jakiej zasadzie działa układ doładowania? Doładowanie, a więc efektywniejsza praca silnika Sposobów na poprawę osiągów silnika jest co najmniej kilka. Można zwiększać chociażby jego pojemność lub liczbę cylindrów, ale takie rozwiązania są mało efektywne z punktu widzenia zużycia paliwa. Auto staje się bowiem nieekonomiczne i generuje dużą ilość dwutlenku węgla do atmosfery. Złotym środkiem okazuje się dostarczenie jak największej ilości mas powietrza do cylindra, co najłatwiej osiągnąć poprzez proces jego sprężania. Odpowiada za to układ doładowania, który może składać się z kompresora, turbosprężarki, a także – w niektórych konstrukcjach – z obydwu tych podzespołów jednocześnie. Kompresory wyparte przez turbosprężarki Kompresory, czyli sprężarki mechaniczne, popularność zdobyły w drugiej połowie lat 90. XX wieku, a montowane były m.in. w samochodach Jaguara, Mercedesa i Volkswagena. Obecnie jednak odeszły do lamusa i zostały wyparte przez klasyczne turbosprężarki napędzane energią spalin. Skąd taka zmiana wśród koncernów motoryzacyjnych? box:offerCarousel Kompresory zasilane są w sposób mechaniczny, a więc za pomocą energii wytwarzanej przez wał korbowy silnika, przenoszonej dzięki paskowi klinowemu. Z tego powodu pewna część mocy wypracowanej przez jednostkę napędową musiała zostać zużyta na napędzenie sprężarki mechanicznej. Taki układ sprawia, że pomimo liniowej charakterystyki kompresora (osiągania pełnej wydajności już od najniższych obrotów silnika), bardziej efektywne okazały się turbosprężarki wykorzystujące energię odprowadzanych spalin. Idea funkcjonowania układu doładowania Idea działania kompresora i turbosprężarki jest jednak podobna. W obydwu przypadkach opiera się ona na dostarczeniu jak największej ilości powietrza do komory spalania, w efekcie czego dochodzi do sprawniejszego wykorzystania energii tkwiącej w mieszance powietrzno-paliwowej i zwiększenia osiągów jednostki napędowej. W układzie doładowania zostaje zatem wykorzystana kluczowa właściwość powietrza, które podlega sprężeniu. W praktyce dzięki temu procesowi w takiej samej jednostce objętości powietrza można zmagazynować więcej tlenu, a następnie dostarczyć go wprost do cylindra. Sprężanie powietrza Zarówno kompresor, jak i turbosprężarka posiadają wirnik. Jeśli chodzi o sprężarkę mechaniczną, napędzany jest on za pomocą wału korbowego silnika, natomiast w drugim przypadku wykorzystuje się pęd przepływających spalin. Wirnik turbiny połączony jest z wirnikiem sprężarki, a wprawienie w ruch jednego elementu pozwala na pracę drugiego. Taki układ sprawia, że jest on wielofunkcyjny i za jednym razem zasysa powietrze z układu dolotowego, spręża go oraz tłoczy w stronę cylindra. Turbiny pracują w trudnych warunkach; wirniki sprężarek mogą rozpędzać się nawet do 200 000 obr./min. Dlatego muszą być one smarowane przez olej silnikowy. Z tego powodu do silników doładowanych poleca się najwyższej jakości oleje syntetyczne. Intercooler i jego rola Na drodze do silnika sprężone powietrze przechodzi jeszcze przez wymiennik ciepła zwany intercoolerem. Temperatura powietrza podczas sprężania może się podnieść, szczególnie w przypadku turbosprężarek, które napędzane są gorącymi spalinami. W taki sposób spada gęstość powietrza, a wraz z nią ładunek energii, który może przenieść. Chcąc załagodzić ten negatywny efekt, stosuje się właśnie intercooler. Jego budowa jest prosta i analogiczna do chłodnicy. Składa się bowiem z licznych żeberek wykonanych z aluminium, które zdolne są do skutecznego odebrania ciepła z gorącego powietrza tłoczonego przez sprężarkę.
Zasada działania układu doładowania silnika
Żywe kolory czy ponadczasowa klasyka? Sprawdź, jaki manicure będzie najmodniejszy w sezonie wiosna-lato 2015. Jeśli z jakichś powodów nie możesz wiosną poszaleć z fryzurą lub makijażem, możesz zrobić rewolucję na... swoich dłoniach! Podpowiadamy, jakie trendy w manicure będą obowiązywać w tym sezonie! Błyszczące paznokcie Lakier z brokatem wraca w tym sezonie w wielkim stylu! Nie chodzi tu jednak o pstrokate i mało eleganckie wariacje na jego temat. Latem malujemy paznokcie lakierem z małymi, połyskującymi drobinkami, które mienią się w świetle. Taki manicure świetnie sprawdzi się w wieczorowych stylizacjach. Różane motywy Róż powraca nie tylko na policzki i usta, ale także na paznokcie! Lakiery we wszystkich odcieniach różu będą w tym sezonie szalenie hot, jednak najlepiej sprawdzą się te w delikatnych, pudrowych odcieniach. Nadają one dłoniom elegancji, jednak są na tyle naturalne, by nie odwracać uwagi od dodatków czy make-upu. Gorąca czerwień Różowe paznokcie będą wyglądać dziewczęco i subtelnie, jednak jeśli chcemy bardziej zwrócić uwagę na nasz manicure, to postawmy na seksowną czerwień. Ta, podobnie jak w przypadku ust, znowu wraca do łask. Intensywnie czerwone paznokcie doskonale sprawdzą się zarówno w biurze, jak i wieczorem. Zamiast tradycyjnej, różanej czerwieni możemy spróbować poeksperymentować z jej innymi odcieniami. Ciemniejsze dobrze sprawdzą się na co dzień, a intensywniejsze – na wielkie wyjście. Pastele jak u księżniczki To propozycja dla wielbicielek naturalnych stylizacji, które będą dominować wiosną. Pastelowe róże, błękity i zielenie będą dobrze prezentować się bowiem nie tylko na ubraniach, ale także na paznokciach! Manicure w takim kolorze będzie subtelny i delikatny, świetnie sprawdzi się w codziennych stylizacjach, dodając im lekkości. Ciemna strona mocy Jeśli pastele to nie twoja bajka, spróbuj ciemniejszych odcieni, jak czekolada, fiolet czy ametyst. Takie kolory mogą jednak na co dzień wydawać się nieco ciężkie, dlatego warto zachować je jako dodatek do wieczorowych kreacji. Nagość w cenie Wraz z dominującym w tym sezonie trendzie na naturalny, prawie pozbawiony makijażu look pojawił się też analogiczny styl pielęgnacji paznokci. Możemy więc pomalować je bezbarwnym lakierem lub odżywką albo wybrać któryś z lakierów w cielistym odcieniu. W tym sezonie są one szalenie popularne! French w negatywie Manicure typu french jest od lat w czołówce najpopularniejszych stylów malowania paznokci. Wiosną też zagości na naszych dłoniach, jednak w odwróconych proporcjach! Jak to? To proste: to końcówkę paznokcia zostawiamy niepomalowaną, tworząc z niej księżycowy „rogalik”. Możemy też bardziej zaszaleć i pomalować górę oraz kraniec paznokcia, zostawiając pustą przestrzeń pomiędzy. Jak widać, w tym sezonie także w stylizacji paznokci panuje pełna dowolność! Który z wymienionych przez nas trendów podoba się wam najbardziej?
Manicure: trendy na sezon wiosna/lato 2015
Kwasy PHA cieszą się coraz większą popularnością, ponieważ są delikatniejsze niż kwasy AHA, a równie skuteczne. Warto zwrócić uwagę szczególnie na antyoksydacyjny glukonolakton. Fanki kwasów kosmetycznych doskonale wiedzą, jak świetne rezultaty przynoszą zabiegi z ich użyciem. Niestety dosyć inwazyjnych AHA nie powinno się stosować latem, gdyż wykazują działanie fotouczulające. Alternatywą mogą być poli-hydroksykwasy (PHA). Alfabet hydroksykwasów Już w starożytności zauważono zbawienny wpływ kwasów na skórę. Nie bez powodu Kleopatra kąpała się w kwaśnym mleku, a patrycjusze i patrycjuszki nacierali się sokami kwaśnych owoców. Dziś także w kosmetyce używa się kwasów, przeważnie naturalnych hydroksykwasów, wśród których wyróżniamy: * alfa-hydroksykwasy (kwasy AHA, do których należą: kwas mlekowy, kwas glikolowy czy też octowy, kwas cytrynowy, kwas jabłkowy, kwas winowy, kwas migdałowy), * beta-hydroksykwasy (BHA – kwas salicylowy), * poli-hydroksykwasy (PHA – glukonolakton, glukoheptanolakton i kwas laktobionowy). Kwasy PHA to najnowsze „objawienie” w kosmetologii. Kwasy hydroksylowe mają zdolność eksfoliacji, to jest złuszczania naskórka, stąd też bywają nazywane eksfoliantami. Wpływają na głębokie warstwy skóry, usuwając z nich komórki obumarłe. box:offerCarousel Dla wrażliwców i na lato box:imagePins box:pin Nowej generacji kwasy złuszczają naskórek równie skutecznie co AHA, ale są od nich znacznie łagodniejsze, dzięki czemu nie mają skutków ubocznych. Ich cząsteczki są większe od pozostałych kwasów, a w związku z tym penetrują skórę wolniej. Zabiegi z kwasami AHA mają tę przewagę, że ich rezultat jest szybszy, natomiast mogą podrażniać skórę, a po ich zastosowaniu nie można wystawiać skóry na działanie słońca. Powinny ich unikać osoby ze skórą skłonną do pękania naczynek krwionośnych, a także te o skórze wrażliwej i skłonnej do alergii. Dla takich osób świetnym rozwiązaniem będzie skorzystanie z zabiegów z kwasami PHA, przy czym najczęściej używanym w kosmetyce przedstawicielem tej grupy jest mleczan kwasu glukonowego, nazywany glukonolaktonem. Kwasy PHA dają świetne rezultaty tam, gdzie inne substancje zawodzą, np. u osób z AZS czy łuszczycą. Substancja ta daje świetne wyniki kliniczne i kosmetyczne w leczeniu m.in. trądziku zwykłego, różowatego, plam potrądzikowych, a także zaburzeń rogowacenia. Mają wszystkie właściwości kwasów AHA, a więc dogłębnie złuszczają, usuwając obumarłe komórki, wzmacniają zdrowe partie skóry i płaszcz lipidowy, nawilżają poprzez stabilizowanie NMF (naturalnego czynnika nawilżającego). Mają udowodnione działanie bakteriobójcze. Badania kliniczne porównujące działanie glukonolaktonu z nadtlenkiem benzoilu (zob. Hunt M.J., Barnetson R.S., A comparative study of gluconolactone versus benzoyl peroxide in the treatment of acne, Australas J. Dermatol., M.J. Hunt, 1992: 33:131-134) pokazały, że pacjenci leczeni kwasem PHA mieli podobne wyniki bez podrażnienia skóry. Co więcej, substancja ta chroni naskórek przed czynnikami zewnętrznymi, np. promieniowaniem UV czy innymi czynnikami drażniącymi (zob. Bernstein, et. all, The Polyhydroxy Acid Gluconolactone Protects Against Ultraviolet Radiation in an In Vitro Model of Cutaneous Photoaging, Dermatologic Surgery, Volume 30, Number 2, February 2004, pp. 189-196(8)). Ze względu na silne działanie antyutleniające opóźnia efekty starzenia, łagodzi szorstkość skóry i podrażnienia, dlatego też często jest wykorzystywany w preparatach wyciszających po peelingach, mikrodermabrazji czy laseroterapii. Gotowe kosmetyki z kwasem PHA box:offerCarousel Jego wysokość glukonolakton Skomplikowanie brzmiąca nazwa oznacza prawdziwy skarb, coraz chętniej wykorzystywany w kosmetologii i lecznictwie. Ten kwas powstaje naturalnie w procesie fermentacji ziarna kukurydzy lub utleniania glukozy. Występuje w skórze człowieka, gdzie jest syntetyzowany (wiązany) przez komórki i następnie przekształcany w rybozę i dezoksyrybozę – podstawowe składniki kwasów RNA i DNA. Niezwykle skutecznie wymiata wolne rodniki i wzmacnia procesy obronne skóry. Może, a nawet powinien być stosowany latem, ponieważ chroni przed promieniami UV. Jeśli decydujemy się na zabiegi kwasami PHA, pamiętajmy, że optymalne pH mieści się w granicach 3–4 – im wyższe, tym słabsze działanie. Uważajmy też na stężenie – większe oznacza mocniejsze działanie kwasu. Glukonolakton możemy łączyć z hydrolatami (wodami kwiatowymi), argininą (naturalny aminokwas), ekstraktem z aloesu, witaminami A, C, E, gliceryną, mocznikiem, pantenolem, kwasem salicylowym, kwasem migdałowym, mleczanem sodu. W zależności od użytych składników i pożądanego wyniku wzmacniamy któryś z zakresów jego działania, czy to nawilżający, czy to złuszczający, czy też regenerujący. Na skórę naczynkową dobrze zadziała połączenie PHA, witaminy B3 i D-panthenolu, które wzmocnią naczynka krwionośne, jednocześnie nawilżając skórę i łagodząc zaczerwienienia. Wrażliwa skóra dłoni będzie wdzięczna za krem na bazie PHA, z dodatkiem masła shea, które ma działanie przeciwstarzeniowe. Zrób to sama Krem możemy przygotować samodzielnie. Glukonolakton w postaci proszku można nie jest drogi. Sugerowane stężenie w kosmetyku powinno wynosić 5-15%, przy czym na początku wybieramy niższe i stopniowo przechodzimy do wyższego. Przed użyciem kremu koniecznie trzeba zrobić test uczulający poszczególnych składników, które nakładamy punktowo na skórę i obserwujemy reakcję. Jeśli jeden ze składników będzie nas uczulał, to wykluczmy go i poszukajmy zastępnika. Proporcje składników możemy odmierzać za pomocą strzykawki z podziałką, jeśli są w płynie, lub kubeczka z podziałką albo łyżeczki (5 ml), jeśli są w stanie sypkim. Przygotowanie kremu dla każdego rodzaju cery, szczególnie cery naczynkowej, wrażliwej odbywa się w trzech etapach: Faza olejowa Masło shea nierafinowane 2 g Olej kokosowy frakcjonowany 6 g Naturalny emulgator z oliwy 5 g Hydrolat 25 ml (np. hydrolat z pomarańczy ma działanie silnie nawilżające i wzmacniające naczynia krwionośne) Masło, emulgator i olej łączymy w kąpieli wodnej (stawiamy w naczynku w podgrzanej wodzie, co rozpuszcza i łączy składniki pod wpływem temperatury). Następnie dodajemy podgrzany hydrolat i kolejne składniki z fazy wodnej. Faza wodna 5% glukonolakton – łyżeczka 5 ml mleczan sodu – 3,75 ml 3% kwas hialuronowy (HA) – 5 ml woda – 48 ml Na koniec dodajemy dodatki, przy czym proponuję dodać ekstrakt z aloesu (łyżeczkę) i konserwant ekologiczny z rzodkiewki – w sposób naturalny przedłuża termin przydatności kosmetyku, który można stosować z takim dodatkiem przez około 3 miesiące. Składniki nakładamy i mieszamy razem specjalną szpatułką-łyżeczką, która może nam potem posłużyć do nakładania kosmetyku na skórę. Jak widzisz, samodzielne wykonanie kremu nie jest trudne. Spróbuj sama!
DIY – zrób sobie krem na bazie glukonolaktonu
Niewiele jest takich krzewów, które dorównują urodą klonowi palmowemu, szczególnie w krajobrazie jesiennym. Jak sprawić, by klasyczna ozdoba ogrodów japońskich przyjęła się w również w naszym klimacie? Klon palmowy jako soliter czy w różnobarwnej grupie – nieodmiennie zapiera dech w piersiach. O ile klonu palmowego nie może zabraknąć w ogrodzie w stylu japońskim, o tyle można go swobodnie łączyć z roślinami rodzimymi dla naszego krajobrazu. Może być zarówno pięknie wyeksponowanym okazem w minimalistycznym, eleganckim, nowoczesnym ogrodzie przy domku jednorodzinnym, jak i w ogrodzie miejskim wśród cienistych bylin. Można go dowolnie komponować, bo jego forma jest wyjątkowo plastyczna. Spora część klonów palmowych jest uprawiana w pojemnikach jako bonzai, inne jedynie w pojemnikach na tarasie lub w ogrodzie zimowym ze względu na wrażliwość na mróz, ale jest też wiele odmian, które nadają się do posadzenia w polskim ogrodzie. Z pewnością najlepiej będą się komponować z roślinami charakterystycznymi dla regionu, z którego pochodzą, ze względu na podobieństwa dotyczące wymagań siedliskowych. Mnogość odmian i form powoduje, że można ciekawie skomponować grupę składającą się tylko z klonów palmowych. Trzeba zaznaczyć, że wyglądają one wspaniale w połączeniu z elementami wodnymi w ogrodzie. Będą wspaniałą różnobarwną otuliną dla kaskady czy małego źródełka, a te o pokroju zwisającym znakomicie zaprezentują się tuż przy oczku wodnym. Kolorowe jesienne wybarwienie odbijające się w lustrze wody będzie ucztą dla oczu i powodem do zazdrości sąsiadów. box:offerCarousel Najciekawsze odmiany Istnieje ponad 1000 odmian klonu palmowego. Jest on najpopularniejszym, choć nie jedynym klonem orientalnym. Wielu z nas często myli klon palmowy (Acer palmatum) z klonem japońskim (Acer japonicum), a są to dwa gatunki. Ten pierwszy to najczęściej średni lub niski krzew o formie wielopniowej, drugi to często niskie drzewo dorastające do 10 m. Istnieje też trzeci gatunek – klon Shirasawy (Acer shirasawanum) również mylony z klonem palmowym i klonem japońskim. Różni się on od swoich kuzynów kształtem liści. Są one bardziej wachlarzowate, a klon palmowy, zgodnie z nazwą, posiada liście dłoniaste, od angielskiego określenia dłoni – palm. Ten ostatni jest bardziej wrażliwy na mróz. Do najciekawszych dostępnych na rynku i dość popularnych należą: Odmiany czerwone ‘Atropurpureum’ – najpopularniejszy klon w naszych ogrodach dorastający do 2-3 m o pokroju niskiego rozłożystego drzewka. Posiada ciemnoczerwone, mocno powcinane (5-7 klap) liście, które pozostają czerwone przez cały sezon. Jesienią ich wybarwienie staje się nieco jaśniejsze i żywsze. Znakomicie sprawdzi się w większych ogrodach. Mrozoodporny, choć może przemarzać na ciężkich glebach. Nie znosi suszy. ‘Bloodgood’ – również czerwona odmiana, ale w odróżnieniu od ‘Atropurpureum’ o ciemniejszej, głębszej barwie wpadającej bardziej w bordo i liściach o mniejszej liczbie klap. Pokrój wyraźnie krzewiasty, wielopniowy, kopulasty, dorastający do 4-5 m wysokości. Znakomicie współgra kolorystycznie z innymi klonami palmowymi jako czerwony akcent. Młode rośliny są wrażliwe na mróz. ‘Dissectum Atropurpureum’ – czerwona odmiana klonu o postrzępionych liściach. Jesienią czerwień zmienia się w kolor pomarańczowy. Ma ładny, płasko-kopulasty, krzewiasty kształt o gęstej, zwartej koronie opadającej ku dołowi. Uwaga, ta odmiana jest wrażliwa na mróz! box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Odmiany żółte i pomarańczowe ‘Katsura’ – dość wysoki krzew o przepięknych pomarańczowych liściach na wiosnę. Później nieco blakną, przebarwiając się na kolor żółty. Ze względu na wielkość polecana do większych ogrodów i parków. Młode egzemplarze mogą przemarzać. ‘Orange Dream’ – średniowysoki krzew dorastający do 3-4 m wysokości o ładnych pomarańczowych liściach wiosną, które potem zielenieją i pozostaje jedynie pomarańczowy brzeg blaszki liściowej. Kolor pomarańczowo-żółty utrzymuje się dość długo. Wymaga okrycia na zimę. Odmiany zielone i pstre ‘Butterfly’ – wolno rosnący krzew (2-3 m wysokości) o dekoracyjnych zielonych liściach z jasnym białoróżowym, czasem białym brzegiem. Wymaga regularnego cięcia. Nadaje się do nasadzeń z niskimi bylinami lub krzewami, jak rododendrony czy wrzosy. Wymaga wilgotnej gleby i osłony na zimę. ‘Dissectum’ – ciekawa odmiana o silnie powcinanych i postrzępionych liściach, których klapy stanowią niemal nerw liściowy. Jest to niewysokie, karłowate drzewko z wyodrębnionym pojedynczym pniem i parasolowata koroną. Ze względu na pokrój polecany do uprawy w pojemnikach, bonzai lub klasycznych ogrodów japońskich. Jesienią zmienia kolor na żółty lub pomarańczowy w zależności od dostępu do światła. ‘Oridono – nishiki‘ – gęsty krzew o cienkich pędach wybarwionych na kolor czerwony i ciekawych pstrych liściach. Młode liście są białoróżowe, starsze zielone. Ten klon jest nieco wrażliwszy zarówno na brak wilgoci w glebie, silny wiatr, jak i mróz, dlatego wymaga okrywania na zimę. box:imageShowcase box:imageShowcase Odpowiednie warunki O ile klon palmowy jest nie lada gratką dla każdego ogrodnika, o tyle niestety dla wielu z nas zachwyt szybko obraca się w żałobę, bo drzewko po prostu umiera. Jak sprawić, by nasza roślina się przyjęła? Słońce i cień Na ogół klon palmowy preferuje stanowiska słoneczne i w takich miejscach najładniej się wybarwia, choć znosi również częściowe zacienienie. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że niekiedy silne południowe słońce może przypalać końcówki liści, dlatego warto go posadzić w takim miejscu, aby miał zachodzące słońce. Jeśli z kolei jesienne wybarwienie liści nie jest na tyle spektakularne, jak się tego spodziewaliśmy, powodem może być zbyt duży cień. Starajmy się znaleźć optymalne miejsce dla klonu. Jeśli widzimy, że na jednym stanowisku marnieje, nie bójmy się go przesadzić. Najlepiej to zrobić późnym latem lub wczesną jesienią, aby drzewko przyjęło się na nowym miejscu przed zimą. Ochrona przed silnym wiatrem Liście klonu palmowego są dość wrażliwe i kruche. Przy silnym wietrze łatwo obsychają lub się łamią. Dlatego najlepiej posadzić klon w zacisznym miejscu otoczonym przez inne rośliny. W przypadku gdy sadzimy drzewko jako soliter, zwróćmy uwagę, aby chroniły go elementy architektury ogrodowej. W Polsce najsilniejsze i najzimniejsze wiatry są z zachodu i północy. Upewnijmy się, że roślina jest z tej strony osłonięta. Wilgotna gleba z dobrym drenażem Można powiedzieć, że połowa sukcesu należy do prawidłowo przygotowanej gleby. W zasadzie klon palmowy rośnie dobrze zarówno na obojętnej, jak i kwaśnej glebie, ważne, aby była odpowiednio przepuszczalna. Jeśli więc w ogrodzie mamy ciężką glebę gliniastą, warto przed posadzeniem klonu wzbogacić ją nieco piaskiem. O ile klony palmowe lubią wilgoć w glebie, a takie właśnie są gleby gliniaste, to niestety nie znoszą zastoisk wody. Szczególnie problematyczne są ciężkie gleby podczas zmian temperatury. To właśnie wtedy najczęściej korzenie przemarzają. Również zbyt sucha gleba może stać się przyczyną obumierania rośliny. Jeśli więc gleba jest zbyt przepuszczalna, wzbogaćmy ją kompostem i pamiętajmy o regularnym podlewaniu. Najlepiej dwa razy w tygodniu przy normalnej pogodzie, a podczas suszy nawet codziennie. Drzewko można również ściółkować rozdrobnioną korą (wokół pnia, unikając kontaktu z pniem), aby zapobiec szybkiemu wysuszaniu podłoża. Później tej kory możemy użyć do kopczykowania roślin, jeśli są wrażliwe na mróz. Kompost to świetny nawóz dla klonów, szczególnie we wczesnej fazie wzrostu. Wtedy roślina potrzebuje najwięcej składników pokarmowych, bo klony charakteryzują się szybkim wzrostem w młodym wieku. Pamiętajmy, aby regularnie odchwaszczać misę korzeniową wokół drzewa, by chwasty nie konkurowały z klonem o pokarm. Ochrona przed mrozem i wiosennymi przymrozkami Wielu hodowców będzie nas przekonywać, że ich klony palmowe są odporne na mróz. Nie jest to do końca prawda. Nawet odmiany mniej wrażliwe na mróz w młodym wieku są bardziej podatne na uszkodzenia związane ze zmianą pogody. Te wahania temperatury powodują często pęknięcia mrozowe pnia lub martwicę pędów. Szczególnie niebezpieczne są dla klonu wiosenne przymrozki. Dlatego niezależnie od odmiany okrywajmy młode rośliny na zimę i nie zdejmujmy osłony po pojawieniu się pierwszych promyków wiosennego słońca. Najlepiej zabezpieczać rośliny, kopczykując podstawę ich pnia, a do tego szczelnie osłaniając całość korony białą agrowłókniną, snopkami słomianymi lub trzcinowymi. Profilaktyka Uszkodzenie korzeni to pierwszy krok do choroby grzybowej, która jest częstą przypadłością klonów palmowych. Trzeba zastosować preparaty przeciwgrzybowe, np. Topsin, zanim roślina zachoruje, bo jak się to już stanie, trudno ją uratować. Podobnie jest ze szkodnikami. Najczęstszymi szkodnikami atakującymi klony palmowe są mszyce i przędziorki. Dzieje się to wtedy, gdy rośliny są osłabione. Należy wtedy zastosować odpowiedni preparat, np. Kohinorem 200 SL. Jeśli posadziliśmy klon palmowy w ogrodzie głównie ze względu na piękne jesienne kolory, możemy go nieco pobudzić, ograniczając roślinie wodę. Postarajmy się, żeby gleba zdążyła wyschnąć przed kolejnym podlewaniem, a liście zaskoczą nas spektakularną barwą. Bądźmy cierpliwi, klony japońskie rosną powoli. Dajmy im trochę czasu i dbajmy o nie w młodości, a wyrosną na piękne okazy.
Klon palmowy – odmiany i uprawa
Zabawa dźwigiem to nie tylko podnoszenie ładunków i ich opuszczanie. To także nauka sterowania i manewrowania tak, by ładunek nie spadł. Dźwigi przydają się w czasie zabawy łączonej z klockami. Przyjrzyjmy się zatem kilku modelom takich pojazdów. Na półce z zabawkami tak u chłopców, jak i u dziewczynek w pokoju rzadko można znaleźć sporych rozmiarów dźwigi . A szkoda, bo zabawka ta daje dużo frajdy. I wcale nie musi być to dźwig przymocowany do samochodu straży pożarnej. Chodzi raczej o dźwigi budowlane. Oto kilka z nich. Dźwig stojący To zabawka, która sięga nawet 120 cm, na Allegro znajdziemy różne wysokości wysięgnika. Dźwig umocowany jest na czteroramiennej podstawie, ma obracające się dookoła niej ramię. W komplecie dostaniemy pojemnik na ładunki i platformę na nie. Zabawka jest precyzyjna w ruchach, nie zacina się. Dźwig stojący jest sterowany za pomocą pilota, choć nie ma możliwości jazdy. Jest zasilany na baterie AA. Dźwig na gąsienicach Dźwig na gąsienicach to typowy dźwig podnoszący ładunki na niezbyt duże wysokości, zazwyczaj pracujący na placu budowy. Zabawka jest zdalnie sterowana, potrafi jeździć nie tylko do przodu czy do tyłu, ale także ma obracaną kabinę i sterowany żuraw. Wysięgnik maszyny podnosi się i opada, jednocześnie wprawiając w ruch linę z hakiem. W zestawie znajdziemy belki z drewnem lub kosz, które można przymocować do haka. To nie wszystkie zalety dźwigu. Przy zapalaniu silnika maszyna wydaje charakterystyczne dźwięki uruchamianego motoru. Jeśli przestawimy zabawkę na bieg wsteczny, zostanie włączony sygnał ostrzegawczy cofania. Oprócz tego pojazd wyposażono w efekty świetlne. Cena zabawki waha się od ok. 90 do 200 zł. Dźwig z klocków To coś dla fanów serii Playmobile City Action. Zabawka może doskonale uzupełniać inne elementy placu budowy. Dźwig z klocków po zbudowaniu obraca się dookoła własnej osi. Jego łopata, wózek suwnicowy oraz hak poruszają się z niezwykłą precyzją. Hak – dzięki zdalnemu sterowaniu – może opuszczać i podnosić ładunek. Całość wsparta jest na dość szerokiej podstawie. W komplecie, oprócz wysokiego na ok. 80 cm dźwigu, znajdziemy figurkę budowlańca, paletę, pilot. Za zabawkę zapłacimy ok. 350 zł. Dźwig-samochód Mercedes jest prawdopodobnie jedną z najbardziej popularnych marek samochodów wśród małych chłopców. I nic dziwnego. Z charakterystyczną „gwiazdą” tej marki kupimy nie tylko samochody luksusowe czy sportowe, ale też budowlane, np. dźwig. Pojazd ten ma wbudowany dźwig, którym można sterować na wszystkich płaszczyznach, oczywiście za pomocą pilota. Dla wiarygodności zabawy auto wydaje odgłosy pracy silnika, świeci przednimi i tylnymi światłami. Gdy cofa, ostrzega dźwiękiem. Gdy skręca, zapalają mu się kierunkowskazy po odpowiedniej stronie. Co ciekawe, auto ma napęd na cztery tylne koła. Może jechać ok. 2 km/h. W zestawie znajdziemy dźwig, pilot, akumulator, ładowarkę i instrukcję. Aby pojazd uruchomić, należy jedynie dokupić 2 baterie typu AA. Prezentowane tutaj modele dźwigów nie są jedynymi na Allegro. Można kupić także zabawki mniejsze, mniej skomplikowane i tańsze. Takie będą odpowiednie dla dzieci młodszych, które jeszcze nie czerpią radości ze zdalnego sterowania.
Sterowany dźwig – zabawka nie tylko dla małych chłopców
Kasza gryczana dobrze smakuje podana z grzybami. Przedstawiamy przepis na pyszną kaszę gryczaną z boczniakami i pomidorami. Składniki: 200 g ugotowanej kaszy gryczanej 500 g boczniaków lub innych grzybów 70 ml wina białego kilka gałązek tymianku 4 łyżki sosu pomidorowego sól, pieprz posiekana natka pietruszki 4 łyżki oliwy Krok po kroku: Na oliwie podsmażamy grzyby z tymiankiem. Następnie dolewamy wino i czekamy aż odparuje. Doprawiamy je do smaku. Mieszamy z kaszą gryczaną. Przed podaniem polewamy sosem i posypujemy natką. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Kasza gryczana z pomidorami i boczniakami
Zestaw słuchawkowy lub głośnomówiący w samochodzie jest sprzętem niebywale pomocnym i pozytywnie wpływającym na bezpieczeństwo i wygodę jazdy. Modeli do wyboru jest sporo – jaki wybrać? W tym poradniku skupimy się na zestawach głośnomówiących zasilanych prądem z auta, a nie z baterii. Można dyskutować nad tym, które rozwiązanie jest lepsze, fakty są jednak takie, że jedne i drugie mają swoje wady i zalety. W jednych nie musimy się martwić o rozładowane akumulatorki, ale musimy pociągnąć kilka kabelków. Drugie są bardziej mobilne, ale trzeba dostarczać im prąd. Często można to zrobić za pomocą zasilania z gniazda zapalniczki samochodowej, a więc – pociągnąć kabelek. Stały zestaw głośnomówiący Osoby, które sporo jeżdżą i dużo rozmawiają, powinny przemyśleć zainstalowanie zestawu głośnomówiącego na stałe, można go też podpiąć do samochodowego systemu audio. Zalety są oczywiste – nie plączą się żadne kable, nie musimy pamiętać o bateriach lub ładowaniu. Na dodatek dobrze zainstalowany zestaw nie rzuca się w oczy, wkomponowuje się w estetykę wnętrza i działa bezproblemowo przez długie lata. Parrot MKi9200 box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Jednym z najciekawszych urządzeń na rynku jest Parrot MKi9200. To sprzęt z górnej półki, również cenowej. Ale wiemy, za co płacimy – w komplecie dostajemy kolorowy ekran, bezprzewodowego pilota i wysokiej jakości podwójny mikrofon, centralkę, komplet kabli i wszystko, co jest potrzebne do montażu. Powinniśmy sobie dać z tym radę sami, ale można też zlecić to elektrykowi, jeśli nie jesteśmy pewni swoich umiejętności albo boimy się, żeby czegoś nie zepsuć. Ponad 850 zł może się wydawać sporą kwotą, ale w zamian otrzymujemy ekran, który pokazuje, kto dzwoni, urządzenie wymawia też nazwę dzwoniącego, rozmowę możemy odebrać i zakończyć pilotem przy kierownicy. A na dodatek Parrot obsługuje dwa telefony naraz. Bury CC9048 box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Podobne funkcje oferuje zestaw Bury CC9048. On również ma centralkę, którą należy wmontować w systemy samochodu, w tym radia. Dzięki temu radio będzie się automatycznie ściszać, gdy ktoś do nas zadzwoni. Producent poszedł w stronę minimalizmu i jedynym widocznym elementem zestawu jest niewielka kostka z trzema przyciskami. Głośniej, ciszej oraz jeden do odbierania i kończenia rozmów. Koszt ok. 300 zł. Jabra Streamer box:offerCarousel box:offerCarousel Urządzenie Jabra Streamer jest bajecznie proste w obsłudze i praktycznie nie wymaga żadnej instalacji, bo korzysta z zasilania radia samochodowego. Radio powinno być wyposażone w dwa gniazdka – USB oraz wejście jack 3,5 mm, umożliwiające podłączenie jakiekolwiek sprzętu grającego bezpośrednio z gniazdka słuchawek. Jabrę podpina się właśnie pod te dwa gniazdka. Sam zestaw składa się z dwóch przycisków, którymi można odbierać i kończyć rozmowy oraz sterować muzyką. Wszystko łączy się z telefonem za pośrednictwem Bluetooth, a wykorzystanie samochodowego radia jako źródła dźwięku i prądu jest pomysłem genialnym w swojej prostocie. Jabra Streamer kosztuje ok. 200 zł. Sony RM-X7BT iOS Urządzeniem pośrednim pod względem ceny i prostoty jest np. Sony RM-X7BT iOS. Łączy prostotę Jabry z wieloma interesującymi funkcjami. Serduszkiem Sony jest niewielka czarna kostka, podłączana do samochodowego zestawu audio i łącząca się bezprzewodowo z telefonem. A tym wszystkim steruje się (oczywiście również bezprzewodowo) za pomocą małego, okrągłego pilota. Telefonami opartymi na systemie iOS można zarządzać głosowo za pomocą głosowej asystentki Siri, a telefon z pilotem można połączyć za pomocą protokołu NFC. Nie trzeba więc parować urządzeń kodami Bluetooth, wystarczy je zetknąć jedno z drugim. Zestaw Sony kosztuje niewiele ponad 300 zł.
Polecane zestawy głośnomówiące zasilane z instalacji elektrycznej samochodu
Ostatnio temat uchodźców opanował świat i trudno, włączając radio czy telewizję, nie usłyszeć o masowych migracjach. Media kreują różne obrazy tego problemu, a każdy z nas wyrabia sobie własne opinie, często nad wyraz negatywne. Czy są one oparte na wiarygodnych informacjach? One – matki Zargan Nasordinova – Czeczenka, muzułmanka o niebieskich oczach, matka czwórki dzieci – uciekła z Czeczeni w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich pociech. Przeżyła piekło w kraju ogarniętym wojną, w którym głód, krew na ulicach i gwałty nie były niczym nadzwyczajnym. Bomby, codzienne łzy i paraliżujący strach nie dawały spać. Anna Kaszubska – Polka, matka trójki dzieci, która prowadziła spokojne życie do momentu, w którym przerwało je pasmo nieszczęśliwych zdarzeń. Los skrzyżował ich drogi, wytworzyła się między nimi niezwykła siostrzana relacja. Łączą je problemy, choroba, dzieci, emocje, a dzieli cała reszta – począwszy od pochodzenia, przez religię, wychowanie i poglądy, na języku kończąc. Dla obu kobiet, jak opowiada o książce autorka, była to pewnego rodzaju forma terapii: „Opowieści Zargan dojrzewały we mnie latami. Wreszcie, kiedy zachorowałam i w mojej szpitalnej karcie wpisano wysokie ryzyko zgonu, uznałam, że to najwyższy czas, aby przekazać światu te opowieści. Zrobiłam to, gdyż głęboko wierzę, że mają one moc zmieniania ludzkich serc i świata. Dodatkowo dla Zargan była to forma terapii, a dla mnie szansa, żeby na nowo odkryć, jakim cudem jest życie. W efekcie powstała książka o głębokim antywojennym przesłaniu. Taka, o którą woła dzisiejsza rzeczywistość”. Szwy pozostawiają blizny Książka 186 szwów. Z Czeczeni do Polski. Droga matki to przede wszystkim prawdziwa historia o bólu, cierpieniu, matczynej bezgranicznej miłości, walce o życie – lepsze, bezpieczne, spokojne. Jest to opowieść o ciągłym poszukiwaniu spokoju, szacunku i odnalezieniu utraconej wiary w to, że jeszcze może być dobrze. Co sprawiło, że Zargan podjęła decyzję o wyjeździe z rodzinnego kraju? Czy po przybyciu do Polski i zamieszkaniu w ośrodku dla uchodźców odnalazła upragnioną ulgę? Jak powstało jej 186 szwów? Czy blizny nie tylko na ciele, ale i w psychice pozostawiają ślad na zawsze? Książka jest pełna emocji, odwagi, cierpienia, ale też motywacji i wiary w lepsze jutro, została napisana w stylu pamiętnika Kaszubskiej. Szczere rozmowy pomiędzy bohaterkami sprawiają, że czytelnicy są w stanie choć na chwilę przenieść się do tego „gorszego świata”, przepełnionego złem i cierpieniem, który wydaje się tak odległy. Choć na chwilę mogą sobie wyobrazić, co czują ludzie, którzy poszukują bezpieczeństwa dla siebie i swoich rodzin. Historie obu kobiet skłaniają do refleksji, pozwalają docenić codzienne życie, odnaleźć priorytety, dostrzec to, co ważne. Zargan pretenduje do miana bohaterki, może stać się inspiracją dla wielu kobiet i siłą dla wszystkich ludzi – bez względu na płeć. Źródło okładki: edipresse.pl
A. Kaszubska, Z. Nasordinova, 186 szwów. Z Czeczeni do Polski. Droga matki – recenzja
Wiosna to czas, kiedy organizm wybudzony po zimowym lenistwie potrzebuje regeneracji. Aby odzyskać piękną, zdrową cerę, mocne włosy i paznokcie, a także wzmocnić naturalne siły obronne organizmu, warto zadbać o zdrowie od wewnątrz. Najlepiej za pomocą pysznych i zdrowych smoothies, których przygotowanie nie powinno zająć ci więcej niż 5 minut. Zielone smoothie Smoothie zielone to prawdziwa bomba witaminowa składająca się przede wszystkim z warzyw i owoców w tym pięknym wiosennym kolorze. Do jego przygotowania będziesz potrzebować: 2 szklanki jarmużu, jedno duże zielone jabłko, garść szpinaku, sok wyciśnięty z jednej limonki, awokado oraz sekretny składnik – 1 łyżkę spiruliny, czyli algi o niezwykłych właściwościach. Dodawana do potraw i koktajli, nadaje im piękny kolor świeżej trawy, ale ceniona jest przede wszystkim za swoje właściwości zdrowotne. To glon, który wspomaga proces detoksykacji organizmu i pomaga pozbyć się nagromadzonych toksyn, wzmacnia odporność, a dzięki zawartości witamin z grupy B regeneruje komórki centralnego układu nerwowego. Dodatkowo wspomaga procesy trawienne i ogranicza apetyt, dzięki czemu wspomaga odchudzanie i jest doskonałym źródłem białka. Żółte smoothie To smoothie, które przede wszystkim doskonale wpłynie na naszą urodę. Składniki w nim obecne wzmocnią włosy, sprawiając, że będą lśniące, a poza tym odżywią skórę, która po zimie potrzebuje solidnego zastrzyku witamin, i przyspieszą proces spalania tłuszczu, a tym samym utratę kilogramów. Głównym składnikiem żółtego smoothie jest owoc słynący ze swoich właściwości odchudzających – ananas. Ten egzotyczny owoc doskonale czuje się w towarzystwie mango i soku wyciśniętego z jednej pomarańczy. Jeśli nie istnieją przeciwwskazania, zamiast pomarańczy możesz użyć grejpfruta. Mango wykazuje silne działanie antyoksydacyjne, dzięki któremu skutecznie walczy z wolnymi rodnikami odpowiedzialnymi za proces starzenia się skóry. Dodatkowo owoc chroni wzrok i regeneruje skórę. Pomarańcze to owoce pełne witamin i składników mineralnych – przede wszystkim witaminy C, która jest uważana za naturalny eliksir młodości. Są także cennym źródłem beta-karotenu, wpływającego korzystnie na wygląd skóry, oraz witamin z grupy B. Grejpfrut z kolei to idealny owoc dla osób będących na diecie, gdyż przyspiesza spalanie tkanki tłuszczowej. Sekretnym składnikiem smoothie jest woda kokosowa, czyli naturalny izotonik, który uzupełnia niedobór cennych elektrolitów i minerałów. Pita regularnie sprawia, że skóra staje się promienna, nawilżona, a włosy zdrowe i lśniące. Czerwone smoothie Do przygotowania tego smoothie będziesz potrzebować sekretnego składnika, którym jest olej kokosowy, więc upewnij się, że masz go w swojej kuchni. Wystarczy jedna łyżeczka dziennie tego znakomitego tłuszczu, aby pozbyć się niechcianej oponki z okolic brzucha. Olej wykazuje również działanie antybakteryjne, przeciwgrzybicze i antyseptyczne. Ma opinię najzdrowszego tłuszczu na świecie. To bardzo ważny, ale oczywiście nie jedyny składnik czerwonego smoothie. Do jego przygotowania będziesz potrzebować 250 g truskawek, 250 g borówek amerykańskich, 1 dojrzałego banana oraz sok z wyciśniętej cytryny. Takie połączenie to prawdziwa bomba witaminowa. Truskawki znane są ze swoich silnych właściwości upiększających i przeciwutleniających. Cytryna zapewni ci porządną dawkę witaminy C, która wzmocni organizm i rozświetli cerę. Borówki amerykańskie są pełne antyoksydantów, które ochronią organizm przed rozwojem chorób nowotworowych i pomogą obniżyć poziom złego cholesterolu we krwi. Z kolei banan to naturalne źródło energii, której potrzebuje wybudzony z zimowego snu organizm. Pamiętaj, że smoothies nie mogą zastępować zdrowej, zbilansowanej diety. Powinny być jej integralną częścią. Jeśli jednak chciałbyś spróbować wiosennego oczyszczania, wielu dietetyków zaleca wypróbować jednodniowy detoks polegający wyłącznie na piciu zdrowych smoothies. Pamiętaj, że może być on przeprowadzony jedynie po wcześniejszej konsultacji z lekarzem.
Przywitaj wiosnę ze zdrowym smoothie
Zakup części do samochodu wygląda zupełnie inaczej niż zakup przedmiotów codziennego użytku. Przy wyborze części należy zwrócić uwagę nie tylko na cenę, ale również na to, czy dany element pasuje do naszego pojazdu. Czy wyboru dokonać samodzielnie? To bardzo dobre pytanie, wręcz zasadnicze. Oddając auto w ręce mechanika, w większości przypadków lepiej jest mu zaufać i powierzyć zakup części. Dlaczego? Każdy mechanik posiada dość znaczące rabaty w hurtowniach z częściami samochodowymi. Wykonując prostą kalkulację matematyczną, w wielu przypadkach okazać się może, że nawet po doliczeniu marży i tak cena oferowana przez niego może być atrakcyjniejsza niż w hurtowni. Kolejnym plusem przy takiej decyzji jest fakt, iż to właśnie on musi dobrać odpowiednią część do naszego auta. Pozostają również przypadki, w których wyboru chcemy dokonać sami. Musimy jednak liczyć się z tym, że jeżeli dostarczymy części do mechanika, cena robocizny może się znacząco powiększyć, dlatego decydując się na to rozwiązanie, warto samemu dokonać wymiany uszkodzonego elementu. Od czego zacząć? Wybór odpowiedniej części do naszego pojazdu proponuję rozpocząć od sięgnięcia po dowód rejestracyjny. To właśnie w nim znajdziemy informacje, które będą niezbędne do wyboru części, takie jak: marka pojazdu (np. Volkswagen), typ pojazdu (np. generacja np. IV), model pojazdu (np. Golf), pojemność silnika (np. 1.9 Tdi), moc silnika (np. 110 KM) oraz rok produkcji (np. 1999). W wielu przypadkach ważną informacją jest typ nadwozia (np. kombi) czy napęd na wszystkie koła (np. 4Motion). Trzeba być również przygotowanym na wprowadzenie numer VIN pojazdu. Co to jest numer OEM? W przypadku, gdy dana część została już wymontowana z auta, możemy pokusić się o odczytanie jej numeru OEM. Numer OEM (ang. Original Equipment Manufacture) jest unikalnym numerem części, nadawanym przez producenta. Gdy jesteśmy w posiadaniu numeru OEM, możemy dzięki niemu wybrać odpowiednią część do naszego pojazdu. Gdzie szukać? Gdy mamy już wszystkie dostępne informacje na temat pojazdu, możemy zacząć szukać części. Pierwszy sposób to telefon do autoryzowanej stacji obsługi (ASO), który dzięki identyfikacji pojazdu na podstawie numeru VIN dobierze odpowiednią cześć do naszego auta i poda nam numer OEM. Jeśli będziemy w posiadaniu tego numeru, pozostaje nam wybór części, której stosunek jakości do ceny wypada najlepiej. Przy wyborze części samochodowych zwracajmy uwagę, gdzie zostały wyprodukowane, czy są oryginalne, a w przypadku zamienników – czy dany producent cieszy się popularnością. Drugim rozwiązaniem jest zapoznanie się z internetowymi katalogami, które również dają możliwość poznania numeru OEM danej części. Czy forum motoryzacyjne jest dobrym źródłem wiedzy? W obecnych czasach bardzo dużą popularnością cieszą się fora motoryzacyjne. Na większości z nich możemy zapytać, czy dany element będzie pasował do naszego modelu, czy lepiej kupić oryginał czy zamiennik. W przypadku czerpania wiedzy z forum motoryzacyjnego starajmy się korzystać z takiego, które jest przeznaczone tylko dla danego modelu pojazdu (np. Forum Volkswagen Golf) lub marki (np. Forum Volkswagen). Zastosowanie się do tej porady zmniejszy ryzyko wyboru części, która może nie pasować do naszego pojazdu, ponieważ na forach danych modeli i marek większość użytkowników to właściciele aut tej marki.
Poradnik zakupowy – jak dobrać odpowiednie części do samochodu, gdzie szukać informacji?
Niektórym osobom folk kojarzy się z kiczem, innym na myśl o tym stylu przed oczami staje dom babci i dziadka. W dobie nowoczesnych i surowych nurtów w urządzaniu wnętrz styl neofolk łączy tradycję ze współczesnością, gdyż typowe dla niego są motywy ludowe i proste w formie meble. Czym jest neofolk? Neofolk to styl w aranżacji wnętrz, który łączy elementy nowoczesne z tradycyjnymi. Zestawienie współczesnych mebli o prostych formach z dekoracjami w ludowe wzory (m.in. koguty i kwiaty, np. maki) owocuje ciekawym efektem, któremu jest daleko do kiczu. Folkowe akcesoria dodają surowemu wnętrzu przytulności. Sprawdzają się zarówno w kuchni, jak i w pokoju dziennym oraz jadalnianym – możemy go wprowadzić bez obaw o aranżacyjne faux pas. Wystarczy zastosować je oszczędnie. Umiar to klucz do sukcesu. Materiały w stylu neofolk Nowoczesny folk to przede wszystkim surowe materiały. We wnętrzach dominuje głównie drewno. Poza tym można wykorzystać kamień i płytki ceramiczne. Drewniane meble mają proste formy, bywają inspirowane trendami z lat 60. ubiegłego wieku i są zdobione motywami łowickimi lub kurpiowskimi. Może być to np. duży drewniany stół (od 570 do 4360 zł), wokół którego ustawiono dla kontrastu komplet nowoczesnych krzeseł z metalu (od 55 do 725 zł za sztukę) lub plastiku. Kolorystyka stylu neofolk Dla stylu neofolk charakterystyczne są żywe, nasycone i intensywne kolory – strażacka czerwień, słoneczna żółć i soczysta zieleń. Barwy te najczęściej zestawia się z jednym kolorem z duetu – biel i czerń. Ludowa ornamentyka najlepiej prezentuje się na neutralnym tle. Motywy ludowe, które warto wprowadzić do wnętrza to m.in. pasy łowickie, wzory krakowskie i wycinanki kurpiowskie. Oprócz nich pojawiają się też wzory roślinne – najczęściej są to kwiaty typowe dla danego regionu Polski lub wizerunki zwierząt domowych (drobiu, bydła). Występują one przede wszystkim w dodatkach, ale mogą pojawić się też na większych powierzchniach, np. pod postacią tapety. Motywy dekoracyjne nie są wiernym odwzorowaniem tradycyjnych ozdób, lecz ich dużym uproszczeniem. Zachowują jednak najbardziej charakterystyczne dla nich detale. Dodatki do wnętrz w stylu neofolk Popołudniową herbatę możemy serwować w filiżankach z porcelany (od 2 zł za sztukę), które dopełnią wnętrze kuchni zaaranżowanej w stylu neofolk. Z kolei szkatułki na biżuterię z naniesionymi na ich powierzchnię wzorami ludowymi będą piękną ozdobą kobiecej toaletki w sypialni. Tekstylia do wnętrz w stylu neofolk Jeżeli chcemy urządzić salon w stylu neofolk, powinniśmy zadbać o to, aby w tym pomieszczeniu znalazła się haftowana narzuta i poduszki (od 29 zł). Nie muszą to być modele gładkie i jednobarwne – warto zdecydować się na te ozdobione motywami ludowymi: kogutami, paskami lub pawimi piórami. Natomiast przestrzeń jadalni zaaranżowanej w stylu łączącym tradycję z nowoczesnością należy wypełnić haftowanymi serwetkami lub podkładkami pod talerze wykonanymi z filcu (folk uwielbia rękodzieło wykonane z grubego wełnianego filcu; podkładki kupimy od 2 do 80 zł). O wystrój okien w poszczególnych wnętrzach zadbają zasłony z lnianego płótna. Polski folklor to prawdziwa kopalnia inspiracji do urządzania wnętrz. Ten styl aranżacji pomieszczeń sprawdzi się zarówno w wiejskim domu, jak i w nowoczesnych mieszkaniach ulokowanych w centrum miasta.
Wnętrza w stylu neofolk
Żywopłot luźny ma jedną znaczącą przewagę nad formowanym – wygląda naturalniej. W tym przypadku nie trzeba nawet tworzyć jednogatunkowej ściany, lecz można pokusić się o barwną krzewiastą kompozycję. Które gatunki roślin warto wybrać na żywopłot nieformowany? Żywopłot nieformowany można zbudować w każdym ogrodzie niezależnie od stylu urządzania. Wciąż będzie to gęsta zielona (lub barwna) szczelna ściana chroniąca przed ciekawskim okiem sąsiada, a częściowo także przed kurzem i hałasem. Jednocześnie jednak żywopłot luźny wygląda, jakby został stworzony ręką matki natury, a nie człowieka. Taka naturalność sprawia, że łatwo wkomponowuje się w architekturę ogrodu oraz w otoczenie. Oczywiście zależy to także od wyboru gatunku. Żywopłot „ochronny” z gatunków krajowych Jednym z najbardziej wartościowych gatunków spotykanych w środowisku naturalnym w Polsce jest dzika róża (Rosa canina). Krzew jest szczególnie ozdobny pod koniec wiosny, gdy kwitnie oraz jesienią, gdy wytwarza owoce. Jest nie tylko dekoracją, ale przede wszystkim dostarcza cennego pokarmu dla ptaków (i człowieka). Niezwykle szczelną, trudną do przebycia ścianę można stworzyć, sadząc na żywopłot śliwę tarninę (Prunus spinosa). Takie rozwiązanie warto wykorzystać, gdy działka graniczy z miejscami naturalnymi – łąką lub lasem. Gdy w ogrodzie bawią się dzieci, zakup śliwy tarniny należy rozważyć. Krzewy wytwarzają duże i ostre ciernie, a ich niedojrzałe owoce mogą na trwale zabarwić ubranie. Wśród krzewów cierniowych można skorzystać także z różnych gatunków berberysów (Berberis). Niezwykle piękną dekoracją ogrodów są głogi (Crataegus). Krzewy, rzadziej drzewa, są ozdobne zarówno z liści, kwiatów jak i w owoców. Założenie żywopłotu z głogu może przyciągnąć do ogrodu dzikie, niekiedy rzadkie gatunki ptaków. Na żywopłot nieformowany można wykorzystać krzewy iglaste. Szczególnie efektownie wygląda zielona ściana z cisu pospolitego (Taxus baccata). Warto na niego postawić w miejscach zacienionych. Na słabych, piaszczystych glebach podobną funkcję może pełnić jałowiec pospolity (Juniperus communis). Nie można traktować go jednak jako osłony przed wiatrem. Krzew wytwarza płytki system korzeniowy i przy silnych podmuchach wiatru jest narażony na przewracanie się. box:offerCarousel Rośliny na niskie żywopłoty Niskie żywopłoty (do 1 m wysokości) zazwyczaj aranżuje się nie do wyznaczania granic działki, lecz do dzielenia poszczególnych elementów w ogrodzie. Przydają się np. do zakrycia części mało atrakcyjnej wizualnie (śmietnik, kompostownik, warzywniak, tunele foliowe). Taką funkcję znakomicie pełni pigwowiec pośredni (Chaenomeles superba). Roślina nie dość, że tworzy niski, naturalnie zwarty żywopłot, to w dodatku dostarcza cennych owoców (polecanych zwłaszcza do przyrządzania nalewek). Z gatunków, które nadają się na niskie obwódkowe żywopłoty, warto zwrócić uwagę m.in. na porzeczkę alpejską (Ribes alpinum), pięciornik krzewiasty (Potentilla fruticosa) i trzmielinę Fortune’a (Euonymus fortunei). Dobrym sposobem na stworzenie pięknych, kwitnących obwódek jest także zakup karłowych odmian krzewów (np. forsycja pośrednia (Forsythia intermedia) „Maluch”, krzewuszka cudowna (Weigela Florida) „Variegata Nana”). box:offerCarousel Żywopłot nieformowany – czy trzeba go ciąć? Żywopłot luźny powinien być co pewien czas cięty. W tym wypadku jednak zabieg stosuje się rzadko – np. co kilka lat. Kluczem jest uzyskanie, a w zasadzie zachowanie, atrakcyjnego pokroju krzewów. Czasem niezbędne jest także wykonanie cięcia sanitarnego (np. przy wystąpieniu choroby grzybowej na pędach). Zamiast nożyc do żywopłotu tradycyjnie używa się sekatorów. Do cięcia mniejszych gałęzi wystarczy sekator jednoręczny, grubsze pędy należy usuwać z użyciem sekatora dwuręcznego. Piła potrzebna jest rzadko. Żywopłot nieformowany spełnia większość wymogów, jakie stawia się żywozielonej ochronnej ścianie. Jednocześnie jednak wygląda naturalniej od żywopłotu strzyżonego i wymaga mniej pracy. Warto na niego stawiać, w szczególności gdy nie lubimy geometrycznych ogrodów „linijkowych”.
Rośliny na żywopłot nieformowany