source
stringlengths 4
21.6k
| target
stringlengths 4
757
|
---|---|
Aparaty cyfrowe w cenie do 1500 zł to już dość zaawansowane urządzenia, które z całą pewnością swoimi możliwościami przewyższają aparaty zamontowane w większości dostępnych w tej chwili smartfonów. Jaki model wybrać, żeby zmieścić się w budżecie 1500 zł? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w niniejszym poradniku. Canon PowerShot SX720 HS
Na początek kompakt dobrze znanej firmy Canon, model PowerShot SX720 HS. Ten kosztujący ok. 1300 zł sprzęt potrafi naprawdę wiele. Do dyspozycji mamy tu sensor BSI-CMOS 21 Mpix o fizycznej wielkości 1/2,3”. Nie zapomniano o optycznej stabilizacji obrazu, która znacząco ułatwia robienie zdjęć w kiepskich warunkach oświetleniowych. Jedną z głównych cech tego aparatu jest jego obiektyw, dzięki któremu możemy wykonać zdjęcie z aż 40x zoomem optycznym. To ogromna wartość, której zalety z pewnością dostrzeżemy podczas wielu sytuacji. Ogniskowa obiektywu wynosi 24–960 mm, przy światłosile F3,3–6,9. Do podglądu zrobionych zdjęć i łapania kadru posłuży 3-calowy ekran. Aparat ten ma również moduł komunikacji Wi-Fi i NFC, dzięki czemu przesyłanie materiałów jest jeszcze prostsze. Warto wiedzieć, że za pomocą PowerShot SX720 HS bez problemu nagramy film Full HD.
Nikon Coolpix B500
A może do gustu bardziej wam przypadnie aparat cyfrowy firmy Nikon, model Coolpix B500? Nie jest to już klasyczny kompaktowy aparat, tylko sprzęt nieco większy, swoją budową przypominający lustrzankę. Co Coolpix B500 może zaoferować? Przetwornik BSI-CMOS 16 Mpix o standardowej wielkości wynoszącej 1/2,3”, optyczną stabilizację obrazu, możliwość nagrywania filmów Full HD oraz łączność Bluetooth i 3-calowy ekran, na którym można m.in. przeglądać zrobione zdjęcia. Najważniejszą cechą tego aparatu jest jednak obiektyw, który – dysponując ogniskową 23–900 mm – pozwala aż na 40x zoom optyczny. W kwestii jasności obiektywu może się on pochwalić światłosiłą na poziomie F3–6,5. Cena? Ta oscyluje w granicach 1200–1300 zł.
Sony DSC-HX60
W cenie do 1500 zł warto też rozważyć kompakt firmy Sony, model DSC-HX60. Sprzęt ten kosztuje ok. 1150 zł. Japońskiemu producentowi w niewielkiej obudowie udało się zamontować dobry obiektyw, pozwalający na 30x zoom optyczny przy jasności F3,5–6,3 i ogniskowej 24–720 mm. To jednak nie koniec dobrych informacji, bo DSC-HX60 ma też świetny przetwornik CMOS Exmor R 20,4 Mpix o rzeczywistej wielkości 1/2,3”. Sony, jak przystało na aparat z tej półki cenowej, nie zapomniało o optycznej stabilizacji obrazu. DSC-HX60 potrafi nagrywać filmy Full HD, a podczas przesyłania przechwyconych materiałów można wykorzystać dobrodziejstwa łączności Wi-Fi i NFC.
Olympus Tough TG-4
Na koniec aparat cyfrowy do zadań specjalnych, czyli Olympus Tough TG-4. Możliwości tego sprzętu robią wrażenie, ponieważ jego obudowa bez problemu wytrzyma zanurzenie w wodzie na głębokości do 15 metrów oraz upadek z wysokości 2,1 metra. We wnętrzu zamontowano sensor BSI-CMOS 16 Mpix o wielkości 1/2,3”. Tough TG-4 potrafi też nagrywać filmy Full HD, a o wyraźne zdjęcia dba system stabilizacji obrazu typu Image Sensor Shift. Co z obiektywem? W tego typu sprzęcie można by się spodziewać stałoogniskowego rozwiązania. Olympus zamontował tu jednak obiektyw pozwalający na 4x zoom optyczny przy ogniskowej 25–100 mm. Na uwagę zasługuje duża jasność obiektywu, wynosząca F2–4,9. „Wisienkę na torcie” stanowi tutaj obecność Wi-Fi oraz wbudowany odbiornik GPS, który automatycznie taguje zdjęcia, pozwalając na ich późniejszą lokalizację na mapie. Cena tego aparatu wynosi ok. 1450 zł. | Aparat cyfrowy do 1500 zł – przegląd modeli z 2016 roku |
Pierwszy rower to nie lada wyzwanie. Nie powinien być ani za mały, ani za duży. Dobrze, jeżeli jazda na nim sprawia maluchowi przyjemność i pragnie on rozwijać swoje zdolności. Rowerek biegowy, trójkołowiec, a może rower z pedałami, bocznymi kółkami i kijkiem? Jaki rower wybrać dla przedszkolaka? Rowerki trójkołowe dla przedszkolaków
box:offerCarousel
Rowerek trójkołowy to propozycja dla najmłodszych dzieci. Nawet tych, które jeszcze nie potrafią same pedałować. To zadaniem rodzica jest pchanie rowerka za pomocą specjalnego uchwytu, a roczny maluch może spokojnie i bezpiecznie podziwiać krajobraz. Takim przykładem może być rowerek trójkołowy przeznaczony dla dzieci od roku do trzech lat. Jego niewątpliwą zaletą jest możliwość odkręcenia uchwytu do sterowania, daszku i bocznych zabezpieczeń, aby samodzielną podróż rozpoczął niespełna trzylatek. Rowerek bowiem ma pedały i trzy koła, które sprawiają, że pojazd jest stabilny.
Niektóre modele rowerków trójkołowych mają dodatkowe przyczepki, do których dziecko może zapakować ulubione zabawki lub kamyki, szyszki, patyczki i inne drobiazgi znalezione podczas rodzinnej wycieczki. Koszt rowerków trójkołowych to około 300 zł za model, z którego może korzystać zarówno roczniak, jak i później trzylatek.
Rowerek biegowy
box:offerCarousel
Rowerek biegowy to propozycja dla dzieci od 3. roku życia. Rowerek nie ma bocznych kółek ani pedałów. Napędzany jest siłą dziecięcych nóżek.
Młodsze dzieci uczą się utrzymywać równowagę, wzmacniają mięśnie nóg i rozwijają umiejętność kierowania oraz napędzania pojazdu jednocześnie. Dzięki temu późniejsza zmiana roweru biegowego na tradycyjny z pedałami jest o wiele łatwiejsza. Co więcej, dzieci, które nauczą się jazdy na rowerku biegowym, w tradycyjnym nie potrzebują bocznych kółek. Mają bowiem dobrze rozwiniętą równowagę, potrafią balansować ciałem i bardzo szybko uczą się pedałowania i sterowania pojazdem jednocześnie. Cena rowerków biegowych zaczyna się od około 100 zł.
Wybierając rowerek biegowy, warto zwrócić uwagę na jakość wykorzystanych materiałów oraz na rodzaj kół. Koła pompowane dobrze sprawdzają się na różnej powierzchni i eliminują wstrząsy. Metalowa rama będzie cięższa, ale bardziej trwała. Drewniany rowerek biegowy będzie za to łatwiejszy w prowadzeniu dla młodszego dziecka.
Rowerek tradycyjny
box:offerCarousel
Niektórzy nie bawią się w wybór rowerka trójkołowego czy biegowego. Od razu kupują model rowerka tradycyjnego z pedałami, ale mniejszego – dopasowanego do wzrostu dziecka. Pierwsze próby mogą odbywać się z przykręconymi bocznymi kółkami. Kolejnym krokiem jest kijek, którym rodzic wspomaga utrzymanie przez dziecko równowagi. A kiedy maluch nauczy się jazdy na dwóch kółkach i zapomni o pierwszych niepowodzeniach, może śmiało uczestniczyć w rodzinnych wycieczkach.
Pierwszy tradycyjny rowerek nie powinien być kupowany z myślą o przyszłości. Jeżeli chcemy nauczyć dziecko od razu jazdy na dwóch kółkach, pamiętajmy, aby maluch mógł dotykać nóżkami podłoża. Zbyt duży rower może go zniechęcić do jakichkolwiek prób, a nawet wystraszyć.
Odpowiednim rowerkiem dla dziecka trzyletniego jest model o 12-calowych kołach. Rozmiar i wysokość ramy powinniśmy dobrać do wzrostu. Następnym krokiem, gdy dziecko wyrośnie z poprzedniego rowerku i dobrze opanuje jazdę na nim, może być pojazd z 16-calowymi kołami. Koszt rowerków tradycyjnych dla przedszkolaka to około 300 zł. | Rower dla przedszkolaka – jaki wybrać? |
Modowi indywidualiści kochają elegancję w stylu retro. Ten trend obecny jest od zawsze – czasem inspirowany jest latami 50., innym razem 60. lub 70. Trudno się temu dziwić, bo amatorek stylizacji i kreacji typu vintage jest bardzo wiele, a nazwiska Coco Chanel, Grace Kelly czy Marylin Monroe nigdy nie zostaną zapomniane. Przeszłość daje nam możliwość tworzenia rzeczy nowych, mieszania różnych elementów. Można zaplanować stylizację w stylu retro od stóp do głów albo połączyć jeden charakterystyczny element vintage ze współczesną resztą garderoby. Czasem wyraziste szylkretowe oprawki okularów czy sznur pereł dodadzą kreacji wyrazistości i odpowiedniego stylu.
Spódnice i spodnie
Moda, zwłaszcza ta z lat 50., eksponowała kobiecą sylwetkę i nieistotny był jej rozmiar czy proporcje. Obowiązywała ołówkowa spódnica i do tej pory ten fason jest bardzo lubiany przez wiele kobiet. Podkreśla talię i nogi, podobnie jak rozkloszowana spódnica z wysokim stanem, przeważnie na szerokim pasie. Obecnie takie fasony noszą nie tylko miłośniczki stylu vintage. Można je zestawić z klasycznym żakietem bez kołnierzyka w stylu Coco Chanel lub rockową kurtką. Jeszcze dodatek w postaci czerwonej szminki lub pereł i na pewno taką stylizacją zwrócimy na siebie uwagę.
Bardzo lubiane są również spodnie tzw. cygaretki, ponad kostkę, wąskie u dołu, z wysokim stanem, które najlepiej zestawić z wiązaną pod szyją jedwabną bluzką z zaszewkami, dzięki czemu wyeksponujemy kobiece kształty. Ale można również pomieszać konwencje i do cygaretek lub ołówkowej spódnicy włożyć dzianinowy sweter oversize i naszyjnik z klocków Lego.
Sukienki i sweterki
W opozycji do stylu oversize moda retro proponuje obcisłe sukienki do kolan z dużym dekoltem odsłaniającym ramiona, krótkie żakiety i kardigany. Być może w szafie babci znajdzie się jeszcze obcisły, rozpinany sweterek w romby lub bardzo praktyczny bliźniak, czyli kardigan i sweterek z tego samego materiału i w tym samym kolorze. Marynarki i żakiety w modzie vintage są jak najbardziej na czasie, podobnie jak sukienki w kwiaty.
Koronki pod każdą postacią to osobny rozdział. Doskonale będzie wyglądała suknia ze starej koronki o długości midi lub bluzka z okrągłym kołnierzykiem w zestawieniu z martensami i ramoneską lub perłami i czerwonymi ustami. Im bardziej szlachetne materiały w garderobie retro, tym lepiej.
Kolory powinny być stonowane, jasne, pastelowe. W strojach sportowych: szortach, gorsetach, topach wiązanych powyżej talii – można sobie pozwolić na mocniejsze barwy: granatowy i biały z czerwonymi dodatkami. Na wieczór mile widziane są kolory intensywne: głęboka zieleń, czerwień, złoty i niebieski. W styl retro wpisują się również wszelkiego rodzaju tkaniny w pepitkę, groszki i paski.
Buty i dodatki
Bez wątpienia określonego charakteru stylizacji nadają buty. Modowy hit tego sezonu to sznurowane półbuty w stylu retro. Na zupełnie płaskiej, masywnej podeszwie – są wygodne i odpowiednie do każdego stroju. Zapewne podbiją serca kobiet.
Inspirowane modą retro są buty w wielu kolekcjach. Doskonale do wizytowych kreacji wyglądają szpilki – wyszczuplają stopę, wydłużają nogi. Do sukienek i spódnic nosimy buty głównie na obcasie, takie jak popularne niegdyś szpilki typu Peep Toe, czyli z odkrytym palcem. Świetnie pasują i wyglądają do ołówkowej spódnicy, obcisłej sukienki czy wąskich spodni. Oczywiście, są także balerinki – również spuścizna po Coco Chanel – modne, wygodne, w różnych wariantach i w różnym stylu.
W roli dodatków w stylu vintage zawsze sprawdzi się sznur lub nawet krótki naszyjnik z pereł, niewielka torebka na łańcuszku lub produkowany do dziś pikowany model 2.55 wymyślony przez Coco oraz krwiście czerwona szminka na ustach. Charakter stylizacji podkreślą okulary o kocim kształcie w szylkretowej oprawie. Na wieczór polecamy długie rękawiczki, a na plażę – wstążki i opaski na włosach, czasem wiązane na kokardę.
Vintage to idealny styl dla tych, którzy lubią bawić się modą, są sentymentalni, mają wyczucie i ochotę, by tworzyć zaskakujące i nowe połączenia. Vintage bowiem to zabawa konwencjami – możemy pozwolić sobie w niej na dużo, panuje dowolność w doborze trendów. Mamy do wyboru wiele elementów, które są niezwykle wdzięczne i które doskonale będą współgrać z współczesnymi elementami stroju, a co najważniejsze – pozwolą wyróżnić się z tłumu. | Retro elegancja we współczesnej modzie |
Dzieci kochają bajki. Być może dlatego często naśladują ulubionych bohaterów i starają się odwzorowywać sytuacje, które zobaczyły na ekranie. Chcą, żeby ich bajkowi idole byli zawsze blisko, stąd zainteresowanie zabawkami, ubrankami lub artykułami szkolnymi, na których widnieje przyjazna im postać. Maluchom ciężko jest odróżnić fikcję od rzeczywistości, dlatego ich marzenia bywają nierealne, zainspirowane tym, co aktualnie jest modne lub tym, czego doświadczyli fikcyjni bohaterowie. Świat bajek jest dla dzieci bardzo ważny. W sposób symboliczny pozwala odróżniać dobro od zła i uczy najważniejszych wartości. Nic dziwnego, że dzieci często wspominają o fantastycznych przygodach, w których chętnie by wzięły udział. Warto to ułatwić i uczynić pokój dziecka jego małym królestwem, do którego będzie chętnie wracało i gdzie będzie się nie tylko chętnie bawiło, ale i rozwijało.
Pokój przyszłego kierowcy
Zainteresowanie motoryzacją można zauważyć już u małych chłopców. Jeśli twoje dziecko ma iskierki w oczach, kiedy widzi samochód, koparkę lub inny pojazd mechaniczny, a film Auta mogłoby oglądać setki razy, stwórz miejsce idealne dla niego. Pokój małego miłośnika samochodów daje duże pole do popisu. Na ścianach można umieścić fototapetę z motywem auta lub naklejki ścienne. Na Allegro znajdziemy zarówno klasyczne modele, jak i dodatki przedstawiające Zygzaka – głównego bohatera filmu Auta.
Sercem pokoju jest oczywiście łóżko. Mały rajdowiec będzie zachwycony możliwością spania w… samochodzie. To nie żart – na Allegro znajdziemy piękne łóżka w kształcie auta.Mebel ten sprawi, że każda noc będzie wyjątkowa. Do wyboru mamy samochód wyścigowy, policyjny, terenowy, a także łóżko przypominające Zygzaka. Na podłodze możemy umieścić wykładzinę dywanową przedstawiającą samochody poruszające się po drodze.
Pokój pirata
Pokój pirata to propozycja dla dzieci, które snują wizje morskich przygód i wypraw do odległych krain. W tym celu należy skupić się na popularnym stylu marynistycznym, w którym prym wiodą takie kolory, jak biel, granat i czerwień. Jeśli nie zdecydujesz się na zakup specjalnego łóżka z motywem pirata, wybierz pościel, na której widnieją pływające po morzu statki, kotwice lub bohaterowie bajki Jake i piraci z Nibylandii. Postaci te pojawiają się także na naklejkach ściennych, które idealnie będą współgrały z tym motywem.
Wybierając wyposażenie pokoju, zwróć uwagę również na skrzynię pirata (maluch będzie mógł przechowywać w niej zabawki) oraz rozważ zakup namiotu, w którym dziecko przeżyje niejedną piracką przygodę. Dopełnieniem może być piracki dywan, lampka nocna i półka przypominająca statek piracki.
Pokój małego Indianina
Dzieci lubią odgrywać różne role, dlatego biegają po domu, udając Indian. Miłośnikom bajki Pocahontas, których inspiruje życie czerwonoskórych, może się spodobać pokój w stylu indiańskim. Jednym z głównych elementów wyposażenia takiego pokoju jest typowyindiański namiot, czyli tipi. Można go kupić na Allegro lub stworzyć samodzielnie z koca i drewnianego stelażu, który najlepiej umieścić w kącie.To właśnie w nim dziecko może przechowywać swoje skarby i czuć się naprawdę bezpiecznie.
W pokoju indiańskim powinna dominować żywa kolorystyka – mile widziane są czerwone, żółte i pomarańczowe dodatki. Na Allegro znajdziemy m.in. fototapetę przedstawiającą indiańską wioskę, ozdoby o charakterze etnicznym (np. łapacz snów), indiańskie piórka, a także pióropusze, które mogą służyć nie tyle jako ozdoba, co uzupełnienie stroju Indianina. | Pokój dziecięcy jak z bajki |
Najprawdopodobniej dzisiejsza generacja dwudziesto- i trzydziestolatków jest pierwszą, która posiada swój własny, unikalny kolor. Millennial Pink to nic innego jak nieco zgaszony róż, który ma w sobie odrobinę beżu, fioletu, szarości oraz odcieni łososiowych. Barwa jest zdecydowanie bardzo modna. Trudno mówić o nagłym stworzeniu omawianej barwy, ale za przełomowy moment, w którym ta mieszanka kolorów stała się popularna uznajemy 2014 rok i premierę filmu Wesa Adersona – „Grand Budapest Hotel”. Genialny reżyser słynie z nietuzinkowego podejścia do zdjęć filmowych, z których niemal każde wygląda jak namalowany obraz. Wybiera również charakterystyczne i znaczące barwy. Kolor różowo-fioletowy pojawił się w komediodramacie wielokrotnie, stając się swoistym drugoplanowym bohaterem opowieści.
Kolor zainspirował również szerokie grono twórców – projektantów mody, architektów wnętrz, kucharzy i baristów (różowe jedzenie i kawa są supermodne!) oraz twórców kosmetyków. Millennial Pink pokochały gwiazdy i influencerzy modowi na całym świecie. Uwielbia go Rihanna, siostry Kardashian, Olivia Palermo czy Lady Gaga. Dzięki temu zainteresowanie tą barwą podziela mnóstwo dziewczyn i chłopaków na całym świecie.
Może właśnie okres jesienny to dobry moment, by do swojej garderoby i kosmetyczki dodać odrobiny kultowego różu?
Od stóp do głów
Dresowe komplety: choć może się wydawać infantylnym pomysłem nosić róż i to w dresowym towarzystwie, to dzisiaj nie jest to złe rozwiązanie! Modne są połączenia komfortowej dzianiny w wersji od stóp do głów. Jeśli mamy ochotę na słodkie, różowe szaleństwo, wybierzmy proste fasony – dresową spódnicę o fasonie tuby, sięgającą za kolano, oraz luźniejszą bluzę crop. To fantastyczny pomysł na weekendową stylizację. Połączone z wygodnymi adidasami i plecakiem stworzą niezobowiązujący zestaw.
Garnitury: dobry pomysł na total look w wersji różowej to kobiecy garnitur. Jednak, by zachować nowoczesną formę, wybierzmy marynarkę o kroju boyfriend i nieco szersze spodnie. By dodać zestawowi ekscentryczności, podwińmy mankiety spodni i pokażmy zgrabne kostki. Jeśli nie obowiązuje nas ścisły dress code, różowy garnitur będzie świetną alternatywą nawet do biura.
Okrycie wierzchnie
Sztuczne futerko: marzy się wam wygląd Rihanny czy ekstrawagancja Carrie Bradshaw? Jeśli tak, poszukajcie różowego futerka. Będzie przykuwać wzrok, a jednocześnie rozjaśni buzię i sprawi, że będziemy wyglądać na bardziej wypoczęte. Tak wyrazisty dodatek nosimy w zestawie z prostymi elementami, takimi jak jeansowe spodnie lub skórzane rurki, biały T-shirt lub koszula oraz klasyczne trampki. Jeżeli zaś nie jest nam obca zabawa modą, możemy wypróbować połączenie w stylu rave: dresowe spodnie z pasami, prosta koszulka i czapka z daszkiem. Taka kombinacja spodobałaby się Kylie Jenner i wszystkim fankom trendów z lat 90.
Najpiękniejszy płaszcz: zapominamy na moment o beżach, brązach i czerni, zaś całą uwagę skupiamy właśnie na płaszczu o barwie Millennial Pink. Jeśli planujemy zakup klasycznego trencza, różowy kolor będzie świetnym wyborem! Ten odcień jest równie uniwersalny co beż, a na dodatek zapewnia więcej kobiecego szyku. Nosimy go w wersji eleganckiej – z ołówkowymi spódnicami, biznesowymi sukienkami czy wieczorowymi kreacjami. Jednak w duecie z jeansami i bluzą będzie prezentował się równie dobrze! Możemy zaszaleć i wybrać piękny, wełniany płaszcz o prostym kroju, oczywiście w słodkim kolorze. Minimalistyczny krój i pastelowy kolor dobrze współgrają z czarnymi golfami, białymi sukienkami, sportowymi butami i mokasynami w męskim stylu.
Krótka kurteczka: bomberka albo ramoneska w słodkiej barwie urozmaicą każdą garderobę. Róż to bardzo neutralny kolor, który pasuje niemal do wszystkiego – dobrze wygląda z denimem, skórą i kolorami ziemi. Krótką kurtkę możemy nosić z tiulowymi spódnicami lub eleganckimi spodniami przed kostkę. Ramoneska nie straci rockowego pazura, nawet jeśli w tym sezonie będzie mieć odcień gumy balonowej.
Jeden element garderoby
Kompletując szafę na nowy sezon, nie warto kierować się wyłącznie trendami, ale zdecydowanie stawiać na klasyczne rozwiązania, dodając jedynie pojedyncze modne elementy o barwie różu. Tej jesieni i zimy może być to właśnie ubranie w kolorze Millennial Pink.
Idealny sweter: miły w dotyku, bardzo dziewczęcy i w wersji oversize. Różowy sweter pięknie rozjaśni garderobę, a można swobodnie łączyć go z granatowymi jeansami, szarą spódnicą czy sukienką w kwiaty. Grube, duże sploty przywodzą na myśl styl skandynawski i modny minimalizm. A jeśli lubimy nieco bardziej przylegające sweterki, wówczas wybierzmy dziewczęcy kardigan na guziczki, który świetnie zastąpi wysłużony granatowy sweterek.
Najpiękniejsza koszula sezonu: zawsze mówi się, że w szafie powinnyśmy mieć co najmniej jedną białą koszulę. W tym sezonie można powiedzieć, że przyda się także wersja różowa. Wybierając wersję oversize, sięgającą niemal do kolan, stworzymy unikalny zestaw w stylu gwiazd – z grubym pasem w talii, kozakami za kolano i długim, kobiecym płaszczem. Ta seksowna stylizacja nadaje się na randkę czy wypad do klubu. Na co dzień różowa koszula dobrze sprawdzi się z jeansami oraz eleganckimi spódnicami do biura. Wyśmienity pomysł to różowe bluzki zdobione dziewczęcymi kokardami, falbanami lub bufiastymi rękawami. Możemy wybrać lekką szyfonową bluzkę i łączyć ją z jeansową spódnicą, garniturowymi spodniami czy skórzaną kurtką. Tak wyrazista bluzka zawsze będzie stanowić centralny element każdej stylizacji.
Dodatek w szafie: jeśli nie mamy pewności, czy różowe ubrania będą nam służyć i czy czujemy się w nich swobodnie, lepiej zwrócić uwagę na dodatki. Oczywiście, najprościej będzie dobrać torebkę. Róż świetnie komponuje się z klasycznymi formami – kuferki, torby retro, eleganckie shoppery perfekcyjnie nadają się do codziennych stylizacji. Podobnie rzecz ma się z nakryciami głowy, w zależności jaki styl preferujemy, możemy zaopatrzyć się w kapelusz z dużym rondem lub sportową czapkę z daszkiem. Dobry dodatek w gwiazdorskim stylu to również okulary słoneczne w różowych oprawach. Jesień to dobry czas na zakup okularów, gdyż wrześniowe i październikowe słońce bywa równie mocne jak to letnie.
Kosmetyczka o odcieniach różu
Oczywiście najprościej do naszego codziennego stylu dodać odrobiny Millennial Pink przez urozmaicenie swoich kosmetyków. Wbrew pozorom róż nie jest aż tak popularny, jak kolory nude – beże, zachowawcze brązy, ewentualnie różowe barwy najbardziej przypominające naturalne odcienie. Jednak szaro-brzoskwiniowy róż doskonale sprawdzi się jako dodatek do codziennego i wieczorowego makijażu, zwłaszcza w okresie jesiennej chandry.
Usta na pierwszym planie: Millennial Pink ma w sobie ciekawą mieszankę barw, która w bardzo nieoczywisty sposób podkreśla naszą urodę. Odcienie fioletu i ciepłych, koralowych tonów świetnie wyglądają z mocnym kocim okiem, jak również sprawdzą się do rzęs muśniętych tuszem. Szminka w tym odcieniu będzie świetnie pasować osobom o niebieskich lub zielonych oczach.
Prosty patent – lakier: jeśli nasz konik to manicure, najprawdopodobniej na naszych paznokciach pojawił już się odcień zgaszonego, lekko szarawego różu. Jest modny od kilku sezonów i bardzo elegancki. Sprawdza się w połączeniu z bielą, złotem i oczywiście w wersji solo. Możemy wybrać klasyczny lakier albo bardzo modne lakiery hybrydowe. Te drugie dają możliwość ciekawego ozdobienia płytki paznokcia, np. stworzenia modnego efektu sweterka w kolorze różowym, można je także obsypać brokatem w barwie różowego złota.
Cień do powiek: influencerki, które lubią zabawy makijażem, wybierają odcień różowy do podkreślenia całej powieki, tworząc mocno roztartą plamę koloru. Chodzi o to, aby rozblendować kolor na całej dolnej i górnej powiecie (u góry powinien niemal sięgać brwi). Nie dodajemy żadnej innej barwy, a nawet rezygnujemy z wytuszowania rzęs. Ten minimalistyczny makijaż sprawdzi się na imprezie.
Narzędzia do makijażu: jeśli planujemy powiększyć naszą kosmetyczkę o pędzle, zalotkę czy pojemniki do przechowywania kosmetyków, to świetnym pomysłem jest wybór różowych narzędzi. Nie tylko będą nam poprawiać humor przy każdym użyciu, ale świetnie wkomponują się w damską toaletkę czy wystrój sypialni. Przecież Millennial Pink to jeden z ulubionych kolorów architektów wnętrz. | Millennial Pink, czyli najmodniejszy kolor sezonu. Jak go nosić, by wyglądać dobrze? |
Letnie czy jesienne wieczory w naszej strefie klimatycznej zwykle bywają chłodne. Aby móc w pełni cieszyć się relaksem na świeżym powietrzu i nie zmarznąć, koniecznie należy się zaopatrzyć w parasol grzewczy, który niczym kaloryfer albo kominek zapewni nam komfortowe spędzanie czasu w ogrodzie lub na tarasie. Parasole grzewcze, zwane także promiennikami, wyglądem przypominają tradycyjne parasole lub designerskie lampy. Nie tylko zapewniają ciepło, ale również ze względu na swój kształt są ciekawą dekoracją ogrodu. Stawia się je na balkonie, tarasie, w kawiarnianych i restauracyjnych ogródkach, altanach, halach, warsztatach samochodowych i wszędzie tam, gdzie chcemy, by było ciepło i przyjemnie. Doskonale sprawdzą się też podczas większych przyjęć na powietrzu, np. wesel czy bankietów organizowanych w większych namiotach. Gwarantują utrzymanie wokół nich stałej temperatury 18–20 stopni, podczas gdy na dworze może być całkiem chłodno, a nawet mroźnie.
Ciepło jak na słońcu
Zasada działania tych urządzeń jest prosta. Dostarczone do nich paliwo – ciekły gaz – zostaje zamienione w promieniowanie podczerwone, które nie ogrzewa powietrza, ale przenika przez nie tak, jak promieniowanie słoneczne, a napotykając przeszkody, zamienia się w energię cieplną. Aby sprawnie działało, należy się zaopatrzyć w mającą gwarancję i atesty butlę gazową. Umieszcza się ją w dolnej części promiennika, tak by nie była widoczna, dzięki czemu urządzenie nie traci walorów estetycznych. Zwykle promienniki można dowolnie przemieszczać, ponieważ większość modeli ma wmontowane kółka. Nad palnikiem znajduje się daszek, chroniący urządzenie przed deszczem jak parasol. Niektóre modele mają uchylny reflektor, umożliwiający sterowanie strumieniem ciepła. Parasole grzewcze mogą być wykonane z aluminium albo ze stali – nierdzewnej lub malowanej proszkowo. Zwykle mają ponad 2 metry wysokości i ważą kilkanaście kilogramów.
box:offerCarousel
Bezpieczne i łatwe w użyciu
Parasole grzewcze włącza się piezoelektrycznym zapalnikiem. Wytwarzają ciepło już po 30 sekundach od uruchomienia. Mają także wmontowany regulator przepływu gazu, który pozwala dostosować moc promieniowania do temperatury zewnętrznej. Są urządzeniami całkowicie bezpiecznymi – w razie awarii czujniki odcinają dopływ gazu – mają też zabezpieczenia przeciwdziałające przechyleniu się parasola. Poza tym, aby zapewnić im większą stabilność, można je przymocować do podłoża. Na zimę lub gdy nie są używane można je przykryć odpowiednim pokrowcem.
box:offerCarousel
Jaki model wybrać?
Na rynku jest ogromny wybór modeli o różnej mocy, kształtach i kolorach – najczęściej czarnym, białym, srebrnym i brązowym – kosztujące od ok. 450 zł do kilkunastu tysięcy. Promienniki do domowego czy publicznego użytku, o dużej mocy grzewczej, można kupić już w cenie poniżej 1000 zł. Ogrzewają od 25 m2 do 75 m2, jak model Eurom TGH 1200, który kupimy już za ok. 500 zł. Warte uwagi są promienniki składane, łatwe do przechowywania, np. parasol Landmann Sirius w cenie ok. 900 zł czy parasol grzewczy Activia ze składaną osłoną, pozwalający na regulowanie wysokości. Niezwykle ciekawy efekt zapewni promiennik Flame firmy Eurom czy Maltec Flame Heater z widocznym w hartowanej, szklanej tubie płomieniem, który zapewnia nie tylko ciepło, ale również światło rozjaśniające otoczenie i tworzące nastrojowy klimat.
Parasole grzewcze są innowacyjnymi urządzeniami gazowym, niezastąpionymi w każdym ogrodzie czy na tarasie. Są przy tym energooszczędne, a gazu w jednej butli starczy na 12– 24 godzin użytkowania. Warto się zaopatrzyć w ten sprzęt i dłużej cieszyć się grillowaniem i relaksem na świeżym powietrzu. | Na pierwsze chłody – parasole grzewcze do 1000 zł |
Jak powinien wyglądać podstawowy strój do fitnessu? Czego nie może w nim zabraknąć? Jak ubrać się na pierwsze zajęcia aerobiku? Szukasz odpowiedzi na jedno z tych pytań? Zobacz, co powinna zawierać sportowa garderoba. Czy warto inwestować w sportową bieliznę?
Podczas zajęć fitnessu często podskakujemy, biegamy w miejscu i zmieniamy pozycję. Nasze ciało potrzebuje dodatkowego wzmocnienia. Przy tej formie aktywności nie sprawdzi się klasyczna bielizna, którą zakładamy na co dzień. Może ona uwierać lub przesuwać się podczas ćwiczeń. Warto postawić na termoaktywną odzież spodnią, która przepuści pot i nie będzie zatrzymywała powietrza. Dla kobiet kluczowym elementem są sportowe biustonosze. Szukajmy wersji bezszwowych lub z płaskimi szwami, nie będą one przeszkadzały podczas gimnastyki. Głównym zadaniem sportowych staników jest ochrona biustu. Panie z większymi miseczkami znajdą wzory ze wzmocnionymi plecami i ramiączkami. Oprócz staników możemy założyć także sportowe topy z usztywniamy miseczkami. Wiele osób decyduje się na ich noszenie zamiast zwykłej koszulki. Kolejnym elementem naszej garderoby na fitness mogą być termoaktywne bokserki lub bezszwowe figi. Na koniec zakładamy oddychające skarpetki. Taki dodatek będzie odprowadzał wilgoć na zewnątrz, jednocześnie amortyzując nasze stopy.
Ubieramy się na fitness
Przy początkowym komponowaniu garderoby na fitness nie musimy wydawać fortuny. Wystarczy skomponować sobie jeden dobry jakościowo zestaw. Dobrze dobrany spód i odprowadzająca wilgoć koszulka to podstawa stroju fitness. Na początku testujemy ubrania sportowe, które mamy już w domu i dokupujemy do nich niezbędne elementy. Z czasem możemy zainwestować w ubrania z dobrych tkanin. Oddychające i szybkoschnące materiały doceni każdy sportowiec. Termoaktywne topy lub lekkie bawełniane koszulki nie mogą być zbyt obcisłe. Nie powinny krępować naszych ruchów i prowadzić do przegrzania. W sportowej odzieży w pierwszej kolejności liczy się funkcjonalność. Dlatego też przy wyborze T-shirtu decydujmy się na ten uszyty z elastycznych materiałów. Równie szeroką ofertę dołów garderoby znajdziemy w sportowych kolekcjach. Przy aerobiku lepiej odpuścić sobie szerokie dresy z długą nogawką. Ten model spodni może przeszkadzać nam w wykonywaniu ćwiczeń. W tym przypadku kierujmy się także komfortem przy wyborze. Krótkie szorty wiązane na biodrach to klasyka fitnessu. Często wybieranym modelem są także leginsy z lycry. Wygodne, dopasowane do ciała będą tworzyły drugą skórę podczas ćwiczeń.
Jakie buty wybrać na fitness?
Elementem, w który warto zainwestować przy kompletowaniu stroju na fitness, są z pewnością buty. Na ten rodzaj aktywności ruchowej nie możemy założyć zwykłego sportowego obuwia. Tutaj nie chodzi o cenę, ale o przeznaczenie. Dobre buty na fitness znajdziemy już od 49 zł. Najważniejsze, aby posiadało elastyczne podeszwy, zabezpieczało nogę przez poślizgnięciem i dawało nam stabilność. Stopa nie może pocić się w takim obuwiu, stąd idealne modele muszą gwarantować nam odpowiednią wentylację. Nie zapominamy także, aby dobrać odpowiedni rozmiar i tęgość.
Czy na fitness można ubrać się modnie?
Strefa sali gimnastycznej rządzi się swoimi modowymi prawami. Tutaj możemy pozwolić sobie na eksplozję koloru. Od kilku sezonów bardzo modne okazują się ubrania i dodatki w neonowych barwach. Hitem są siateczkowe buty w odcieniach seledynu, fioletu i neonowego różu. W świecie fit na pierwszym planie stoi smukła, wysportowana sylwetka, na drugim niepisane trendy. Fanki mody mogą tu przemycić aktualne wzory. Wzorzyste leginsy, kwiatowe nadruki na bluzach i soczyste barwy na szortach będą wszechobecne na siłowni tej jesieni. Odzieżą sportową zaczynają coraz częściej interesować się światowi projektanci. Wystarczy wymienić tu ostatnią kolekcję Chanel – Karla Lagerfelda czy współpracę Stelli McCartney z marką Adidas. W wielu liniach na sezon jesień/zima 2014–2015 odnajdziemy reaktywację kultowych wzorów sportowych marek. Jak widać na sali do aerobiku możemy również wyglądać modnie. | Jak skompletować strój na fitness? |
Wielką zaletą czytania jest to, że przybliża nam światy i ludzi, o których nic nie wiemy. Niekoniecznie muszą to być światy egzotyczne. Bukareszt w ostatnich latach XIX wieku wydaje się bardzo obcy, a w opowieści rumuńskiej pisarki okazuje się naprawdę fascynujący. Jest rok 1897, a Bukareszt ma ambicje do tego, by być uważanym za prawdziwie europejską metropolię. Jeśli pominąć brak kanalizacji i inne niedogodności, nie ma powodu, żeby nie miał za taką uchodzić. Mieszkańcy miasta są na bieżąco z najnowszymi wynalazkami i odkryciami. Interesują się daktyloskopią, prześwietleniami rentgenowskimi, z zapartym tchem śledzą losy bohaterów najnowszej powieści Verne’a. Zastanawiają się, kim naprawdę jest Kuba Rozpruwacz i czy przypadkiem nie przybył właśnie do Bukaresztu.
Tajemniczy przybysz
Obawy te mogą być uzasadnione, albowiem ktoś obcy i niezwykły pojawił się właśnie w mieście. Krótko przed Bożym Narodzeniem znaleziono nawet dwie tajemnicze osoby. Jedną jest ciężko ranny młodzieniec, który po przewiezieniu do szpitala umiera, drugą zaś niejaki Dan Creţu, który błąka się po polu i nie wie, jak właściwie się tam znalazł. Uparcie twierdzi, że jest dziennikarzem, a że mieszkańcy Bukaresztu są serdeczni i uczynni, Dan zostaje wkrótce zatrudniony w stołecznej gazecie. Wydaje się, że szybko wtapia się w miejscową rzeczywistość – znajduje nowych przyjaciół i dach nad głową. Jednak przez cały czas towarzyszy mu uczucie niedopasowania i sam ma wrażenie, że znalazł się w niewłaściwej epoce.
Czytelnik będzie musiał więc zmierzyć się z kilkoma zagadkami. Po pierwsze, sprawa śmierci postrzelonego mężczyzny jest trudna do wyjaśnienia, po drugie zaś, pojawienie się Dana wywołuje wiele pytań. Czy to możliwe, że jest on przybyszem z innego czasu? A może jest tylko symbolem tego, kim jesteśmy, swego rodzaju ucieleśnieniem naszych obaw i marzeń?
Bukareszt na wiele głosów
Ioanna Pârvulescu nie skupia się tylko na Danie i jego zagadkowej tożsamości. Oddaje głos wielu innym mieszkańcom XIX-wiecznego Bukaresztu – pracownikom gazety, egzaltowanej dziewczynie o imieniu Iulia, zaczytanej w powieści wiktoriańskiego pisarza, złodziejowi, policjantowi i wielu innym. Każda z tych opowieści jest interesująca, razem zaś składają się na barwną mozaikę. Społeczeństwem rumuńskim rządzi ścisła hierarchia, bardzo subtelnie zaznaczona, ale istotna. Bohaterowie obserwują się i oceniają, mówią i myślą w charakterystyczny sposób, a jednocześnie doskonale są do siebie dopasowani. Być może dlatego Dan wydaje się taki obcy – nie mając swojego miejsca w hierarchii, nie należy do społeczności.
Życie zaczyna się w piątek to niezwykle barwna i zgrabnie spleciona opowieść o mieście pełnym energii i nadziei. Końcówka stulecia jest momentem niepokojącym, ale bohaterowie Pârvulescu mają w sobie dość werwy i ciekawości, by śmiało wkraczać w nowy wiek. Chcą poprawić swoją sytuację i wierzą w to, że zarówno oni sami, jak i miasto, w którym przyszło im żyć, otrzymają jeszcze od losu kolejne szanse.
Książka została wydana w istniejącej od niedawna Serii z Żurawiem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Cykl ten ma przybliżać polskim czytelnikom literaturę z krajów mniej znanych. Powieść Pârvulescu jest doskonałym przykładem na to, że nawet państwa położone stosunkowo niedaleko mogą okazać się całkiem obce, a mimo to (a może właśnie dlatego) naprawdę fascynujące.
Źródło okładki: www.wuj.pl | „Życie zaczyna się w piątek” Ioanna Pârvulescu – recenzja |
Licznik rowerowy to praktyczny gadżet, który umożliwia m.in. zmierzenie długości trasy, prędkości czy czasu poświęconego na przejazd. Oto modele najciekawsze i najchętniej wybierane w 2018 roku. Liczniki przewodowe
Przewodowy licznik rowerowy wymaga połączenia czujnika z urządzeniem zbierającym dane za pomocą cienkiego przewodu. Jeżeli zostanie dobrze zamontowany, nie będzie przeszkadzał podczas korzystania z roweru, ale w trudnym terenie można go niechcący uszkodzić. Ogromnymi zaletami liczników przewodowych jest dokładność pomiarów oraz przystępna cena. Oto najciekawsze modele, na które warto zwrócić uwagę w 2018 roku:
Sigma Base BC 800. Prosty w obsłudze licznik dla początkujących. Oferowane funkcje to: zliczanie prędkości (aktualnej i średniej), dystansu (wycieczki i całkowitego) i czasu jazdy, zegar, wybór jednostki (mile lub kilometry) oraz języka (zaprogramowano 7). Licznik ma duży, nieskomplikowany wyświetlacz z regulacją poziomu kontrastu. W zestawie znajdziemy dodatkowo: przewodowe gniazdo z czujnikiem, magnes, baterie, oringi mocujące i instrukcję. Cena: od 48,99 zł.
box:offerCarousel
Cateye Velo 9. Solidny licznik dla osób dbających o linię. Poza standardowymi funkcjami, czyli zliczaniem prędkości (z możliwością porównania bieżącej do średniej), dystansu oraz czasu jazdy, umożliwia również kontrolowanie liczby spalonych kalorii i niewyprodukowanego dwutlenku węgla. Licznik wyposażono w opcję automatycznego startu oraz stopu. W zestawie znajdziemy: czujnik, magnes na szprychy, przewód i podstawkę na kierownicę. Cena: od 55 zł.
box:offerCarousel
Kellys Digit. Podstawowy licznik dla niewymagających rowerzystów. Pozwala na mierzenie prędkości (bieżącej, średniej oraz maksymalnej z możliwością porównywania), dystansu (dziennego i całkowitego) i czasu jazdy. Na czytelnym ekranie LCD wyświetlana jest również aktualna godzina. W zestawie znajdziemy elementy niezbędne do montażu oraz baterie. Cena: od 34,89 zł.
box:offerCarousel
Liczniki bezprzewodowe
Rowerowy licznik bezprzewodowy jest dużo prostszy w montażu niż model przewodowy, a ponadto mniej podatny na przetarcie, rozszczelnienie, zerwanie oraz inne uszkodzenia mechaniczne. Jednak w tańszych modelach bezprzewodowych mogą występować zakłócenia fałszujące pomiary, dlatego warto wybierać produkty z cyfrowym kodowaniem sygnału. Są, co prawda, nieco droższe, ale dużo bardziej wiarygodne. Modele, które polecamy w 2018 roku, to:
Sigma Sport BC 1200. Wodoodporny licznik dla rowerzystów, którzy oczekują niezawodności w każdych warunkach. Mierzy przebyty dystans (dzienny i łączny), prędkość (aktualną, średnią i maksymalną z możliwością porównania) oraz czas jazdy. Wyposażenie obejmuje: zegar, wyświetlacz LCD, miernik temperatury oraz obsługę 7 języków. W zestawie znajdziemy elementy niezbędne do montażu bez narzędzi oraz czujnik. Cena: 76,90 zł.
box:offerCarousel
Kross KRC 309W. Licznik rowerowy, który sprawdzi się zarówno podczas weekendowych wycieczek, jak i na zawodach sportowych. Mierzy: prędkość (aktualną, średnią i maksymalną z możliwością porównywania), dystans (wycieczki i całkowity) oraz czas jazdy, a dodatkowo zlicza spalone kalorie. Wyposażony został ponadto w zegar z trybem 12/24 godz. Cena: od 62,39 zł.
box:offerCarousel
Kellys Track 50. Licznik wyposażony w 23 praktyczne funkcje. Idealny kompromis między ceną a jakością. Mierzy: prędkość, czas jazdy, dystans, spalone kalorie, wysokość oraz sumę wzniesień, a dodatkowo wyświetla godzinę i temperaturę. Ma wskaźnik zużycia baterii, podświetlany ekran oraz funkcję automatycznego startu i stopu. Licznik zapisuje wskazania z maksymalnie dwóch rowerów. Cena: od 173,90 zł.
box:offerCarousel
Funkcje liczników
Najprostsze dostępne na rynku liczniki rowerowe oferują podstawowe funkcje, czyli mierzenie: prędkości (bieżącej, średniej oraz maksymalnej), pokonanego dystansu (w ciągu dnia i całkowitego), czasu poświęconego na przejazd oraz oczywiście wyświetlanie godziny. Poniżej przedstawiamy kilka prostych liczników tego typu.
Cateye Strada Smart. Bezprzewodowy licznik rowerowy, idealny do celów treningowych. Współpracuje z telefonami z systemem Android oraz iOS za pośrednictwem Bluetooth. W trybie Mirror Mode wyświetla powiadomienia o nadejściu SMS-a, e-maila lub połączenia, a moduł GPS mierzy prędkość i wysokość. W trybie Sensor Direct Mode licznik synchronizuje się z czujnikami i przesyła dane do aplikacji, która umożliwia analizowanie pomiarów. Funkcje: pulsometr, kadencja, pomiar prędkości, dystansu i czasu jazdy, zegar, wskaźnik naładowania baterii. Cena: od 229 zł.
box:offerCarousel
Sigma BC 16.16 Topline. Uniwersalny licznik rowerowy. Łączy się z telefonem dzięki innowacyjnemu rozwiązaniu NFC. Ma duży podświetlany wyświetlacz, funkcję oszczędzania energii oraz system montażu bez narzędzi. Mierzy prędkość i dystans, wskazuje czas dojazdu do wybranego punktu, ilość oszczędzonego paliwa oraz temperaturę, a także umożliwia przeglądanie statystyk treningów. Cena: od 96 zł.
box:offerCarousel
Zaawansowane liczniki rowerowe mogą ponadto zbierać dane z dwóch rowerów i przesyłać je do wybranego urządzenia (np. telefonu), a także liczyć okrążenia, obroty korbą na minutę, spalone kalorie, niewyprodukowany dwutlenek węgla oraz zaoszczędzone litry paliwa. Niektóre wyposażone są ponadto w pulsometr, który wymaga jednak kupna czujnika umieszczanego na klatce piersiowej, a także GPS-a. Wśród tego typu urządzeń w 2018 roku wysuwają się na prowadzenie:
Sigma Rox 7.0. Zaawansowany produkt dla rowerzystów wymagających oraz jeżdżących zawodowo. Bez problemu można go połączyć z telefonem lub innym urządzeniem mobilnym, aby wygodnie zarządzać zapisanymi danymi i analizować je pod kątem założonych celów. Licznik ma trzy predefiniowane profile użytkownika (RDB, MTB, OTH), ale pozwala także na tworzenie własnych. Wbudowany moduł GPS umożliwia podróżowanie wzdłuż wczytanych wcześniej tras, a licznik informuje o zjechaniu z wytyczonego szlaku lub dotarciu do punktu określonego przez użytkownika, wyświetla odległość oraz czas do punktu docelowego. Pozostałe funkcje: wsparcie aplikacji STRAVA, mierzenie wysokości, prędkości, dystansu, czasu treningu i temperatury, zliczanie spalonych kalorii i liczby okrążeń oraz wiele innych. Cena: od 465 zł.
box:offerCarousel
Polar M460. Zaawansowany licznik dla profesjonalnych rowerzystów. Ma wbudowany moduł GPS, który umożliwia monitorowanie prędkości, dystansu oraz trasy. Urządzenie ma również: barometr mierzący wysokość nad poziomem morza, liczbę spadków, wzniesień, podjazdów oraz zjazdów, opcję pomiaru pracy serca (po podłączeniu odpowiedniego czujnika) oraz funkcję Smart Coaching. Mierzy ona spalone kalorie, dostarcza wskazówek treningowych, wskazuje obciążenie organizmu i wiele innych parametrów. Licznik jest kompatybilny z aplikacją TrainingPeaks oraz segmentami STRAVA Live. Lampka wbudowana w obudowę zwiększa widoczność. Cena: od 490 zł.
box:offerCarousel
Jeżdżenie na rowerze, zarówno rekreacyjne, jak i wyczynowe, to doskonały trening całego ciała, a także świetny sposób na aktywne spędzanie wolnego czasu. Zaopatrz się w licznik rowerowy i sprawdź swoje osiągnięcia! | Przegląd liczników rowerowych na sezon 2018 |
Światła do jazdy dziennej mogą nie wystarczyć do jazdy dziennej, przeciwmgłowych można nie używać podczas mgły, a awaryjnych nie wolno używać podczas jazdy. Co powinniśmy wiedzieć o światłach, by jeździć bezpiecznie i nie dostać mandatu?
Zdefiniujmy przede wszystkim rodzaje świateł. Krótkie i długie
Światła mijania to kodeksowa nazwa zwykłych świateł, które wszyscy nazywają „krótkimi”. Nazwa ta powstała w opozycji do świateł „długich”, czyli drogowych. Wedle obecnie obowiązujących przepisów trzeba na nich jeździć przez cały rok, w ciągu dnia mogą być jednak zastąpione światłami do jazdy dziennej. Używamy ich zawsze i już. Kilka lat temu przeciwnicy jazdy na światłach przez całą dobę protestowali przeciw temu przepisowi, argumentując, że będą musieli ciągle wymieniać żarówki. Czas pokazał, że to bzdura. Owszem, żarówki mają swoją żywotność, ale dla przeciętnego użytkownika jest to kompletnie pomijalne.
Różne auta mają zamontowane różne rodzaje żarówek, na ogół oznaczonych literą H (w reflektorach głównych stosowane są typy H1, H2, H4, H7, H9, H11, H15, HB3 i HB4, w halogenach – H3, H4, H11, H15). Wymiana żarówek teoretycznie powinna być łatwa. W końcu światełko może zakończyć żywot na leśnej drodze w środku nocy, więc każdy powinien móc wymienić zepsutą na nową. Niestety z tym bywa różnie. Wielu producentów utrudnia dostęp do żarówek, wymuszając wręcz wizytę w warsztacie. Bywają modele, w których, by się dostać do reflektora, trzeba mieć skrzynkę narzędzi, tytuł inżyniera i końską cierpliwość. Projektanci takich rozwiązań - wstydźcie się. Żarówki są na ogół tanie, kosztują kilka lub kilkanaście złotych. Droższe (kilkadziesiąt złotych) są żarówki do aut luksusowych oraz te, które produkują światło o lekko zmodyfikowanej barwie. Należą do nich np. Philips X-treme Vision, Bosch Xenon Silver, Osram Night Breaker i Cool Blue, Tungsram Megalightczy Hella Blue Light. Uwaga: na ogół mają one nieco mniejszą żywotność od standardowych, ale te firmy równocześnie produkują żarówki o zwiększonej trwałości. Czasem jednak nie ma co kombinować i warto pozostać przy starych, dobrych, sprawdzonych żarówkach.
Światła mijania mają oświetlać drogę na min. 40 metrów przed samochodem, drogowe – na 100 metrów. Światła długie można włączać od zmierzchu do świtu, na drogach nieoświetlonych, również w terenie zabudowanym. Nie wolno jednak oślepiać innych kierowców, maszynistów czy kierujących pojazdami wodnymi oraz kolumn pieszych. Kodeks drogowy pozwala na oślepianie pojedynczych pieszych lub nieoznaczonych grup, jednak powiedzmy sobie uczciwie, że robić się tego nie powinno.
Światła do jazdy dziennej
Są w nie wyposażone w miarę nowe samochody. Świateł tych można używać od świtu do zmierzchu, w normalnych warunkach. Deszcz, śnieg czy inne ograniczenia widoczności wymagają włączenia świateł mijania. Pamiętajmy o tym, bo to bardzo częsty błąd! Światła do jazdy dziennej świecą tylko z przodu. Jeśli włączamy światła mijania, dzienne automatycznie się wyłączają.
W celu rzekomej oszczędności żarówkowej wielu kierowców montuje sobie osobne światła do jazdy dziennej – o ile oczywiście ich auta nie mają ich w standardzie. W zasadzie nie ma do tego przeciwwskazań, warto jednak zwrócić uwagę na homologację. Muszą ją mieć, trzeba też pamiętać o prawidłowym montażu. Odległość świateł od siebie nie może być mniejsza niż 600 mm, muszą się one znajdować się na wysokości od 250 do 1500 mm i maksimum 400 mm od bocznego obrysu auta.
Światła przeciwmgłowe
Nie wszyscy kierowcy wiedzą, kiedy można ich używać. Otóż przednie możemy włączyć nie tylko w razie zmniejszonej przejrzystości powietrza (mgła, silne opady), ale też na krętych drogach, oznaczonych znakami typu „niebezpieczne zakręty”, „kręta droga”) przy normalnej przejrzystości powietrza. Tylne włączamy podczas mgły czy ciężkich opadów, gdy widoczność spada poniżej 50 m.
Światła pozycyjne i postojowe
Pierwszych używamy podczas postoju pojazdu w nocy oraz w dzień w razie niedostatecznej widoczności, jeśli auto stoi na drodze lub poboczu, a miejsce to nie jest oświetlone. Światła postojowe to po prostu pozycyjne włączane tylko z jednej strony.
Na koniec pamiętajmy, że świateł awaryjnych nie można używać podczas jazdy – jak czyni to wiele osób podczas holowania. Kierunkowskazem zaś pokazujemy zamiar skrętu lub zmiany pasa, włączajmy je więc odpowiednio wcześniej.
W światłach bocznych, kierunkowskazach i stopach montuje się najczęściej żarówki typu P21W, PY21W, W5W i R5W. Właściwy typ wart zapisać sobie w telefonie albo zrobić krótką notatkę i trzymać ją w samochodzie. | Wszystko o światłach w samochodzie |
Większość dzieci, tych małych i tych starszych, lubi zasypiać przy delikatnym świetle lampki. Sprawia ono, że pokój staje się przytulny, zapewniając maluchowi poczucie bezpieczeństwa. W sprzedaży jest wiele lampek, które mogą się stać towarzyszami podczas zasypiania. Lampki te mogą też pełnić funkcję źródła światła do czytania przed snem. Starsze dzieci często lubią wieczorem poczytać książkę w łóżku, a młodsze z chęcią oglądają obrazki ulubionej bajki.
Jak spośród lampek na USB do dziecięcego pokoju wybrać najlepszą, która spodoba się dziecku i sprawdzi się podczas wieczornego czytania, nie szkodząc oczom, a jej delikatne jasne światło przepędzi dziecięce lęki? Poznajcie lampkę Zazu Fin, czyli bezpieczną lampkę LED do czytania, w kształcie uroczej plastikowej owieczki, która ma nogi wykonane z pluszowego materiału. Oto lampka, którą bez wstawania z łóżka można wyłączyć i odłożyć na bok.
Zawartość opakowania:
lampka,
kabel USB do ładowania.
Specyfikacja produktu
Nazwa: Zazu Fin, lampka LED do czytania
Producent: Zazu
Płeć: chłopiec, dziewczynka
Wiek użytkownika: 2+, 3–4 lata, 5–7 lat, 8–11 lat
Kolor: niebieski, szary i różowy
Materiał: plastik, pluszowa tkanina
Wymiary w opakowaniu (mm): 170 × 130 x 120
Czas działania: pełna bateria zapewnia 10 godzin pracy
Zasilanie: ładowanie za pomocą kabla z końcówką USB (kabel znajduje się w opakowaniu)
Główne funkcje lampki:
Lampka Zazu ma dwie funkcje. Jest to lampka do czytania (jasne światło – pełna moc). Czy nie zdarzyło ci się zasypiać przy książce lub podczas czytania nie mieć ochoty wstać, by wyłączyć światło? A może twój ruch podczas gaszenia światła wybudzał dziecko ze snu? Mnie zdarzało się to bardzo często, stąd też pojawiła się myśl, żeby kupić lampkę, którą będę mogła wyłączać bez wstawania, czytając synkowi bajki do poduchy. I oto w naszym domu pojawiła się urocza owieczka Zazu Fin.
Lampka Zazu to również nocne oświetlenie dziecięcego kącika. Najmłodsi często przeżywają dziecięce lęki, które pojawiają się znikąd, bardzo często boją się zasypiać w ciemnym pokoju. Dzięki delikatnemu oświetleniu możemy przygasić światło i tym sposobem upokajać malucha. A jednocześnie mamy też możliwość poczytać mu bajki na dobranoc. Bardzo często używam jej, czytając w nocy. Jako lampka nocna owieczka emituje łagodne, uspokajające światło.
Urządzenie ma funkcję autowyłączania: wyłącza się automatycznie po 60 minutach. Działa poprzez wbudowany akumulatorek, który wystarczy raz na kilka dni naładować, podłączając go do komputera lub powerbanku.
Zalety owieczki Fin
Najważniejszą jej zaletą jest to, że można przy niej czytać, nie męcząc oczu. Owieczka ma ruchomy kark, co pozwala skierować światło w wybrane miejsce.
Dodatkowym i bardzo istotnym jej atutem jest regulacja natężenia światła.
Za pomocą jednego przycisku wystarczy zwiększyć je lub zmniejszyć. Istotne dla tego typu lampek dla dzieci jest to, że diody się nie nagrzewają. Nie ma obawy, że maluch poparzy się podczas jej obsługi.
Bezpieczeństwo – producenci prześcigają się w wymyślaniu produktów do oświetlenia dziecięcego pokoju. Dzięki temu możemy kupić bezpieczne dla dzieci lampki LED, które są podłączane do wyjścia USB i za jego pośrednictwem ładowane. Brak kontaktu z prądem eliminuje ryzyko porażenia maluchów.
Estetyczny design – produkty holenderskiej marki Zazu wyglądają nowocześnie. Spełniają surowe normy Unii Europejskiej. Aby zapewnić dzieciom bezpieczeństwo, należy wybierać produkty sprawdzone. Taka na pewno jest bezprzewodowa lampka owieczka ładowana przez gniazdo USB. Gadżet, który może być obsługiwany przez najmłodsze dzieci.
Jak ładować lampkę?
Wystarczy podłączyć ją do komputera lub powerbanku, by korzystać z niej kilka godzin. W czasie ładowania z tyłu owieczki świeci się czerwona dioda, która gaśnie w chwili, gdy lampka zostanie w pełni naładowana. Przy całkowitym naładowaniu wystarczy na ok. 10 godzin użytkowania. Lampka nocna to gadżet, który sprawia, że dziecięcy kącik nawet wieczorem jest bardzo przytulnym miejscem. Oprócz jej praktycznego zastosowania jest po prostu śliczną dekoracją. Do wyboru w trzech kolorach.
Moja opinia o produkcie
Wybierając lampkę do dziecięcego kącika, postawiłam na bezpieczną i funkcjonalną lampkę do wieczornego czytania. I dzięki niej dziecięcy świat bajek stoi otworem. Lampka daje przytulne, jasne światło, idealne do nocnego czytania bez obciążania oczu. Mojemu synkowi postać owieczki spodobała się od razu, ponieważ Zazu Fin to stylowa lampka w kształcie owieczki. Urządzenie działa na wbudowany akumulatorek. Ładowanie odbywa się za pomocą zasilacza z końcówką USB, który znajduje się w opakowaniu. Dosyć ważną cechą i zaletą jest to, że lampka wyłącza się automatycznie po 60 minutach użytkowania. Fajny gadżet dla moli książkowych. Jeżeli zaśniemy podczas czytania, nie będzie świeciła się bez potrzeby przez całą noc. Jest odporna na zarysowania i wstrząsy.
Moje uwagi
Zabrakło mi wtyczki do ładowania, w zestawie znajduje się tylko kabel, którym można ładować lampkę podczas pracy komputera lub z powerbanku. A może lepszym rozwiązaniem byłaby zwykła wtyczka, którą rodzic może włączyć do kontaktu na czas jej ładowania? Uważam, że byłoby to wygodniejsze, jeżeli chodzi o jej eksploatację i użytkowanie. | Zazu Fin - bezpieczna lampka LED do czytania |
Czasy, kiedy słowo „wizjer” oznaczało zasłonięty plastikową przykrywką zwykły otwór ze szkiełkiem, już dawno minęły. Dziś w drzwiach montujemy elektroniczne urządzenia, które mają wiele dodatkowych, przydatnych funkcji. Wizjer, zwany też judaszem, to bardzo praktyczny i mądry wynalazek. Można dzięki niemu zobaczyć, kto puka do naszych drzwi, i zdecydować, czy chcemy daną osobę u siebie gościć. Ale to nie wszystko. Elektroniczne judasze potrafią rejestrować na karcie pamięci wszystko to, co dzieje się przed naszymi drzwiami, a czujnik ruchu zasygnalizuje każdego przechodzącego. Producenci wizjerów wciąż udoskonalają te urządzenia, dokładając nowe funkcje i usprawniając działanie. Zróbmy krótki przegląd dostępnych ofert.
Elektroniczny wizjer – co to jest?
W zależności od stopnia skomplikowania (a tym samym ceny) elektroniczny wizjer może mieć różne funkcje. Oczywiście podstawowym jego zadaniem jest „podglądanie”, czyli przekazywanie i rejestrowanie wszystkiego, co się dzieje pod drzwiami mieszkania czy domu.
W każdym elektronicznym wizjerze zamontowana jest kamera i aparat, który po naciśnięciu dzwonka robi zdjęcie. Dzięki zamontowanym w urządzeniu diodom podczerwieni możemy korzystać z wizjera również w nocy, i to nie będąc widzianym przez osoby stojące na zewnątrz. Niektóre wizjery mają też czujnik ruchu, ale montowanie go nie zawsze ma sens (np. nie będzie się sprawdzał w drzwiach znajdujących się na bardzo ruchliwej klatce schodowej).
Ważne jest też, czy będziemy montować wizjer w drzwiach wewnętrznych (w bloku) czy zewnętrznych. W tych ostatnich z reguły szybciej rozładowują się akumulatory, a to ze względu na niskie temperatury.
Yale, Gerda, Brinno
Elektroniczne judasze kosztują 200–600 zł. Wizjery do drzwi produkuje m.in. renomowana firma Yale, specjalizująca się w produkcji zamków do drzwi. Takie wizjery automatycznie zapisują obraz na karcie pamięci razem z datą i godziną i są zintegrowane z dzwonkiem do drzwi.
Wizjer firmy Gerdaza ok. 500 zł ma 4,3-calowy ekran, kartę pamięci 32 GB, a dodatkowe wyposażenie kamery zapewnia rejestrację obrazu nawet w bardzo złych warunkach atmosferycznych, z funkcją nagrywania video. Elektroniczny judasz Brinnokosztuje prawie 600 zł, ale jest to urządzenie wielofunkcyjne. Wygląda z zewnątrz jak tradycyjny wizjer, ale ma wbudowany sensor ruchu i automatycznie wykonuje zdjęcie lub rejestruje wideo.
Z dużym wyświetlaczem
Elektroniczne wizjery to wynalazek niezwykle przydatny dla osób starszych, mieszkających samotnie, na przykład niedosłyszących czy cierpiących na demencję. Takie osoby bywają szczególnie narażone na wizyty nieproszonych gości, w tym różnego rodzaju oszustów i złodziei. Jeśli potrzebujemy wizjera dla osoby starszej, warto pomyśleć o urządzeniułatwym w obsłudze, z dużym, czytelnym wyświetlaczem. Taki jest na przykład wizjer Orno, szczególnie polecany dla osób starszych, niskiego wzrostu i o słabszym wzroku. Cena też jest przystępna, wynosi niewiele ponad 200 zł.
Wideodomofon
Jeszcze inne urządzenia umożliwiające kontrolę nieproszonych gości to wideodomofony. Są droższe, ale niezastąpione dla właścicieli domku jednorodzinnego. Na przykład wideodomofon NAT to zestaw zawierający bezsłuchawkowy, głośnomówiący, siedmiocalowy monitor z kolorowym ekranem panoramicznym oraz panel zewnętrzny ze stacją bramową z kamerą, do zamontowania na słupku przy bramie prowadzącej na posesję. Taki zestaw to wydatek ok. 800 zł.
Współczesna technika umożliwia zastąpienie tradycyjnego wizjera optycznego elektronicznymi urządzeniami, które zapewnią nam o wiele większe bezpieczeństwo. A zapis w kamerze może posłużyć nie tylko w przypadku włamania, ale choćby do sprawdzenia, o której nasza nastoletnia pociecha tak naprawdę wróciła do domu… | Elektroniczny wizjer do drzwi – który wybrać? |
Poród coraz bliżej, czas najwyższy skompletować wyprawkę dla dziecka. Oprócz ubranek, butelek, smoczków i nosidełka niezbędne będą pieluszki. Wielu rodziców ma wątpliwości, jaki rodzaj pieluszek wybrać, które będą najlepsze dla noworodka, a także jaki rozmiar będzie odpowiedni. Ważną kwestią jest również cena pieluszek, ponieważ zużywa się ich sporo w ciągu dnia. Zatem warto zastanowić się nad miesięcznym kosztem użytkowania konkretnych pieluch, aby nie nadwyrężyć domowego budżetu. Pieluszki jednorazowe
Obecnie najpowszechniej stosowane są pieluszki jednorazowe, które wyrzucamy po każdym przewinięciu dziecka. Są bardzo wygodne w użyciu, ponieważ zajmują niewiele miejsca, są lekkie, a po zużyciu wyrzucamy je do kosza. Dla noworodków przewidziano rozmiary pieluszek oznaczone 0+ i 1. Te pierwsze przeznaczone są dla dzieci ważących poniżej 2,5 kg. Posiadają one specjalne wycięcie na pępek, dzięki czemu nie podrażnią gojącej się ranki. Noworodki bardzo szybko przybierają na wadze i rosną, zatem nie należy kupować zbyt wielu małych pieluszek, ponieważ dziecko szybko z nich wyrośnie. Do najbardziej popularnych pieluszek jednorazowych należą:
Pampers Premium Care – są bardzo miękkie i chłonne, mają elastyczne boki, które nie wpijają się w skórę dziecka. Bardzo dobrze przylegają do ciała, dzięki czemu są wygodne i zapobiegają wydostawaniu się wilgoci na zewnątrz. Pieluszki mają wskaźnik wilgotności, który informuje, kiedy należy je zmienić. Jest to bardzo przydatne rozwiązanie zwłaszcza dla rodziców, którzy debiutują w tej roli i początkowo mogą mieć wątpliwości, kiedy należy pieluszkę zmienić. Cena za paczkę 88 sztuk to około 45 zł.
Pampers Active Baby– pieluszki zawierają mikroperełki, które wchłaniają nawet do 30% więcej wilgoci niż same ważą i zapewniają dziecku suchą skórę. Dzięki warstwie Extra Sleep dziecko może nieprzerwanie i spokojnie spać, ponieważ nie obudzi je uczucie mokrej pieluszki. Warstwa ta natychmiast wchłania wilgoć i rozprowadza ją równomiernie we wnętrzu pieluszki. Dodatkowo pieluszki zostały wyposażone w warstwę, która (oprócz wchłaniania wilgoci) ma za zadanie jak najszybciej wyschnąć, zapewniając dziecku jak największy komfort. Co więcej, pieluszki zapewniają cyrkulację powietrza, dzięki czemu skóra dziecka oddycha. 100 sztuk kosztuje około 45 zł.
Dada Premium Newborn – są to pieluszki stworzone dla noworodków ważących od 2,5 do 5 kg. Mają pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. Są wyjątkowo chłonne i rozprowadzają wilgoć równomiernie po całej pieluszce, dzięki czemu dziecko czuje się komfortowo i nic nie zakłóca jego snu. Niezwykle miękkie i chłonne pieluszki zapobiegają odparzeniom i nie uczulają delikatnej skóry dziecka. Dodatkowo są stosunkowo tańsze od pampersów. Cena za 28 sztuk to około 15 zł.
Huggies Newborn – pieluszki dla niemowląt zapewniające im niezakłócony sen i suchą skórę. Wyjątkowo chłonny wkład gwarantuje, że dziecko prześpi nieprzerwanie całą noc. Pieluszki są przewiewne i pozwalają skórze dziecka oddychać, dzięki czemu zapobiegniemy odparzeniom i podrażnieniom wrażliwej skóry maluszka. Pieluszki zawierają bardzo miękkie i elastyczne ściągacze, dzięki którym trzymają się we właściwym miejscu, ale nie przeszkadzają dziecku i zapewniają swobodę ruchów. Opakowanie zawierające 62 sztuki kosztuje około 30 zł.
Bella Happy Baby 0+ – pieluszki te zostały zaprojektowane dla wcześniaków, ważących do 2 kg. Zawierają ekstrakt z zielonej herbaty, który działa przeciwzapalnie i antybakteryjnie, a także neutralizuje przykre zapachy. Mają solidne rzepy wielokrotnego zapinania, dzięki czemu utrzymują pieluszkę i jej zawartość we właściwym miejscu i nie powodują podrażnień. Co więcej, posiadają specjalne wycięcie na gojący się pępek. Za 46 sztuk zapłacimy około 25 zł.
Pieluszki wielorazowe
Coraz bardziej popularne stają się pieluszki wielorazowe – ma to związek z coraz większą wiedzą i świadomością potrzeby dbania o środowisko. Nie mają one zbyt wiele wspólnego z pieluchami tetrowymi, są równie chłonne i szczelne jak jednorazówki, jednak są obojętne dla skóry dziecka, a także przyjazne środowisku. Są znacznie droższe od pieluch jednorazowych, jednak jeśli zliczymy koszt użytkowania jednorazówek przez cały okres, kiedy dziecko ich potrzebuje, to pieluchy wielorazowe wypadną znacznie korzystniej. Taka pielucha składa się z wodoodpornego otulacza wkładu, który zmienia się i pierze. Takie pieluszki wykonane są z bawełny, mikropolaru i włókna bambusowego. Ich plusem jest to, że mają regulowane zapięcie, zatem będą odpowiednie zarówno dla niemowlęcia, jak i dla starszego dziecka. | Wybieramy pierwsze pieluszki dla dziecka |
Płyty indukcyjne to rozwiązanie, które szturmem wdarło się do ofert sklepów ze sprzętem AGD. Stanowią one konkurencję dla kuchenek gazowych i elektrycznych. Czasami jednak ich zakup jest koniecznością. Kto zatem musi wybrać płytę indukcyjną? U kogo sprawdzi się to rozwiązanie? Jednak zanim nastąpi odpowiedź, warto poznać bliżej płytę indukcyjną, zasady jej działania oraz jej funkcje. Czym jest płyta indukcyjna?
Płyta indukcyjna zasilana jest za pomocą energii elektrycznej. Na rynku dostępne są modele o różnym rozmiarze, różnej ilości pól grzejnych oraz rozmaitych funkcjach. Zanim kupujący uda się po płytę, powinien poznać szczegóły dotyczące jej budowy oraz poszczególnych parametrów. Oto one:
– rozmiar płyty indukcyjnej – wybór odpowiedniego rozmiaru powinien być uzależniony od oczekiwań przyszłego właściciela oraz miejsca przeznaczonego na płytę. Jeśli kupujący planuje intensywnie eksploatować płytę, lepiej, aby zastanowił się nad wyborem tej większej, która usprawni jego poczynania w kuchennej przestrzeni. Jeśli natomiast kupujący jest singlem lub zakłada niezbyt częste korzystanie z płyty, warto, aby zdecydował się na zakup mniejszej, dzięki czemu zaoszczędzi nie tylko miejsce w kuchni, ale także i pieniądze. Najczęściej spotykanymi na rynku płytami są te o szerokości 58 i 60 cm. Powyższe wymiary odpowiadają gabarytom tradycyjnych kuchenek, a więc łatwo wkomponować je w aranżację kuchni. Oczywiście dostępne są także modele węższe i szersze. Te drugie posiadają więcej pól grzejnych.
– liczba pól grzejnych – jak już wspomniano jest ona ściśle uzależniona od gabarytów płyty. Standardowe płyty indukcyjne posiadają cztery pola grzejne o kształcie kół o różnych średnicach. Zupełnie tak, jak ma to miejsce w przypadku kuchenek gazowych i elektrycznych. Dostępne są także modele płyt indukcyjnych, których średnice pól dostosowują się do średnic garnków.
– budowa i materiał – płyty indukcyjne wykonane są ze szkła ceramicznego. Gładka tafla szkła to rozwiązanie, które jest także bardzo estetyczne. Taką płytę łatwo utrzymać w należytej czystości. Na rynku dostępne są płyty bezramkowe oraz te z ramką. Pierwsze wraz z blatem tworzą jednolitą powierzchnię, drugie posiadają ramkę, która łączy płytę z blatem, w który jest wbudowywana.
– funkcje płyt indukcyjnych – płyty indukcyjne to nowoczesne sprzęty naszpikowane licznymi rozwiązaniami. Płyty sterowane są za pomocą pokręteł lub panelu elektronicznego. Panel dotykowy umożliwia nieskomplikowane sterowanie płytą indukcyjną. Decydując się na zakup płyty warto wybrać tę z funkcją boostera, który umożliwia zwiększanie mocy grzania. Dzięki temu bez problemu zapanować można nie tylko nad mocą, ale i czasem przygotowywania potraw. Im większa moc, tym szybciej jedzenie będzie gotowe do spożycia. Wiedząc, że płyta będzie używana w miejscu, do którego dostęp mają dzieci, należy wybrać model posiadający zabezpieczenie przed maluchami. Jeśli ktoś uważa się za osobę roztargnioną i zapominalską, warto, aby zwrócił uwagę na płyty posiadające automatyczny wyłącznik bezpieczeństwa, który uruchomi się w momencie, kiedy ustawiony wcześniej czas gotowania minie. Płytom indukcyjnym nie są straszne także kipiąca woda oraz mleko – kiedy na płytę skapną pierwsze krople cieczy, ta automatycznie się wyłączy.
– bezpieczeństwo – poza wspomnianymi wcześniej aspektami wpływającymi na bezpieczne korzystanie z płyt indukcyjnych warto zaznaczyć także, że pole grzejne (nawet jeśli zostało włączone) uruchamia się dopiero w momencie postawienia na nim naczynia. Należy pamiętać, że płyty współdziałają tylko ze specjalnymi garnkami przeznaczonymi do gotowania indukcyjnego.
Dla kogo płyty indukcyjne?
Kto powinien zaopatrzyć się w płytę indukcyjną? Jednym z powodów, dla których warto rozpatrzyć zakup płyty jest brak przyłącza gazowego. Wówczas kupno tradycyjnej kuchenki gazowej jest niemożliwe. Możliwe jest jedynie zamontowanie kuchenki elektrycznej – wybór indukcyjnej okazuje się najlepszy. Pola indukcyjne nagrzewają bezpośrednio naczynie i zaczynają działać już w momencie ich uruchomienia. Zatem brak konieczności nagrzewania pól jest po prostu bardziej ekonomiczny. Strata energii elektrycznej jest w przypadku użycia indukcji niewielka. To ważna informacja – zakup płyty indukcyjnej wiąże się z nieco większym kosztem niż zakup kuchenek innego rodzaju, ale jest to rozwiązanie perspektywicznie bardziej oszczędne.
Płyty indukcyjne to urządzenia, które wymagają odpowiedniego napięcia elektrycznego. Zanim podejmiesz decyzję odnoście konkretnego modelu, sprawdź informacje dotyczące przyłącza sprzętu, a instalację płyty powierz specjaliście. Zamontowanie płyty indukcyjnej to doskonała propozycja dla osób ceniących sobie bezpieczeństwo i tych, które posiadają dzieci. Płyty indukcyjne są bardzo estetyczne, a ich stylistyka utrzymana jest na wysokim poziomie. Jeśli zatem cenisz sobie wygodę, szybkość przygotowywania potraw i nowoczesny wygląd kuchni, to zdecyduj się na zakup płyty indukcyjnej. | Płyta indukcyjna zamiast kuchenki? Dla kogo? |
Czy wiesz, co warto założyć do niebieskiej koszuli? Jak uzupełniać bazowe niebieskie bluzki, aby wyglądać modnie? Podpowiadamy stylowe połączenia. Jakie kolory modnie dopasują się do niebieskich koszul?
Jesienią 2016 obowiązkowo do niebieskich gór dobieramy brązy. Do błękitnej koszuli z falbankami wybieramy np. mini spódnicę z zamszu. Postawmy na krój trapezowy, w karmelowej tonacji. Możemy sięgnąć także po modne miedziane spodnie z kantem. Długa kamizelka lub skórzany płaszcz w orzechowym odcieniu sprawdzą się jako odzienie wierzchnie.
Tej jesieni błękitną koszulę modnie podkreślimy pastelami. Do taliowanej niebieskiej bluzki włóżmy np. pudrowe cygaretki. Na wierzch załóżmy jasnoniebieski płaszczyk o prostej formie. Przy biżuterii warto postawić np. na biały zegarek i kryształowy naszyjnik. Nasz zestaw uzupełnią beżowe lordsy i kremowy shopper.
Błękitną koszulę z krawatką dla kontrastu połączymy z zielenią lub czerwienią. Możemy dodać np. trawiaste cygaretki lub oliwkowe spodnie wiązane w talii. Modnego charakteru niebieskiej bluzce nada także czerwona sportowa spódnica. Niebieski świetnie łączy się z czernią. Postawmy na klasykę i do niebieskiej koszuli z żabotem włóżmy czarną koronkową spódnicę lub eleganckie spodnie z wysokim stanem.
Błękitna koszula na co dzień – jak ją nosić?
Modny duet stworzymy z bawełnianych koszul i jeansu. Do niebieskiej koszuli w paski dobierzmy jeansy z wysokim stanem. Przypominamy, że najmodniejsze w tym sezonie są kroje spodni w stylu lat 90. Całość podkreśli jasna jeansowa katana. Na nogi zakładamy białe sportowe buty za kostkę. Możemy sięgnąć także po sportowe buty w topowych fasonach z poprzednich dekad.
Biznesowy charakter eleganckich niebieskich koszul zrównoważą rockowe dodatki. Do naszej bazy warto dodać skórzaną ramoneskę. Jako spodnie obowiązkowo wybieramy czarne rurki typu skinny. Przy tej kompozycji naszą górę wpuszczamy do spodni. Wygodną opcją są koszule z body. Na nogi zakładamy czarne botki na niewielkim obcasie lub sztyblety.
Do biura warto wybrać błękitną koszulę z białymi mankietami. Modnym tłem będą dla niej granatowa spódnica i marynarka w tym samym kolorze. Alternatywa dla żakietu to wiązany płaszcz w granatowym kolorze. Jako dodatki sprawdzą się aksamitne czółenka, np. w bordowym odcieniu, i subtelna złota biżuteria.
Najmodniejsze połączenia dla niebieskich bluzek
W tym roku nasza garderoba nie obejdzie się bez ubrań w kratkę. Idealny dodatek do zielonej i granatowej kraty to oczywiście prosta niebieska koszula. Możemy zestawiać ją z rozkloszowanymi spódnicami do łydki. Świetnie uzupełni też dopasowane kraciaste spodnie. Zdradzamy, że nadal na czasie są koszule z bufiastymi rękawami lub o krojach odsłaniających ramiona.
Modne stylizacje zbudujemy na bazie luźnych niebieskich koszul. Czekają na nas kroje bez kołnierzyka lub fasony oversize inspirowane męską garderobą. Przy tego typu fasonach obowiązkowo podwijamy rękawy. Talię podkreślimy cienkim paskiem. Luźne niebieskie koszule zastąpią tunikę czy narzutkę. Wystarczy włożyć do nich skórzane spodnie, sznurowane botki, a uzyskamy modną kompozycję.
W trendy wprowadzi nas także połączenie niebieskich koszul i spodni culotte. Przy takim duecie nie zapominamy o modnych dodatkach typu botki z błyszczącej skóry za kostkę. Trendy opcja to także zestawienie prostej niebieskiej koszuli z plisowaną spódnicą. Ponadto do błękitnych koszul dobierajmy szare spodnie lub spódnice. W wersji eleganckiej zdecydujmy się na tweedowe materiały. W niezobowiązujących zestawach sprawdzą się natomiast miękkie bawełny typu sportowe spodnie baggy. | Jak modnie nosić niebieską koszulę? |
Istnieją miejsca, gdzie zima szczególnie daje się kierowcom we znaki. Szczególnie w górach łatwo znaleźć miejsca, które stają się niedostępne dla aut. Chyba że na opony założymy łańcuchy lub opaski śniegowe. Co wybrać, co jest lepsze? To dwie odmienne koncepcje walki o trakcję, choć oparte na tej samej idei – nałożenia „czegoś” na oponę. Łańcuchy to najprostszy sposób zwiększenia przyczepności na śliskiej, pokrytej lodem i śniegiem nawierzchni. Kierowcy stosują je już od kilkudziesięciu lat i w zasadzie jedyną nowością w tej materii są łańcuchy wykonane z tworzyw sztucznych. Stosunkowo niedawno na rynku pojawiły się tzw. skarpety śniegowe. To żartobliwe, ale celne określenie tekstylnych nakładek na opony.
Łańcuchy – siła tradycji
box:offerCarousel)
W wielu miejscach na świecie można dostrzec znaki wręcz nakazujące używanie łańcuchów – napotkać je mogą nawet polscy kierowcy wybierający się na narty w Alpy. Często używają ich truckerzy, kiedy widzą, że nie dadzą rady podjechać pod górę, korzystając wyłącznie z przyczepności zapewnianej przez opony. Jest to rozwiązanie tradycyjne, ale i bardzo skuteczne. Łańcuchy mają sporo zalet. To najprostszy sposób na zapewnienie dobrej trakcji na lodzie i śniegu, szczególnie w górach. Ich założenie trwa kilka lub kilkanaście minut, trzeba jednak pamiętać, że nie wolno się na nich poruszać ze zbyt dużą prędkością oraz po asfalcie. Niszczą bowiem zarówno nawierzchnię, jak i gumy.
Kto powinien mieć łańcuchy? To rozwiązanie dla osób, które jeżdżą zimą po górach, szczególnie po drogach rzadko odwiedzanych przez pługi i piaskarki. Są dostępne w każdym możliwym rozmiarze – do aut osobowych, dostawczych, ciężarowych i autobusów. To rozwiązanie raczej awaryjne, bo zimowe opony na ogół dobrze sobie radzą z kopnym śniegiem czy błotem pośniegowym.
Raczej nie przydadzą się w mieście – tu zbyt rzadko zdarzają się sytuacje, w których byłyby potrzebne, a odpowiednie służby – mimo drwin, że zima znowu zaskoczyła drogowców – radzą sobie całkiem nieźle.
Zaletą łańcuchów jest też cena – najtańsze dostaniemy już za kilkadziesiąt złotych, produkty dobrych marek kosztują najwyżej 2–3 razy więcej. To rozwiązania dla osób, które muszą z nich korzystać okazyjnie. Produkty profesjonalne są sporo droższe.
Skarpety na opony, czyli łańcuchy tekstylne
box:offerCarousel
„Skarpety” są wykonane z materiału, który zapewnia przyczepność na śniegu i lodzie. Są lekkie, zajmują bardzo mało miejsca i szybko się je zakłada. Nie są tak skuteczne jak łańcuchy tradycyjne, ale stanowią świetne rozwiązanie dla kierowców, którzy trafią na bardzo trudne warunki. "Autosock" (z taką nazwą angielską też się spotkamy) – kosztują od 100 zł w górę.
Opaski śniegowe
box:offerCarousel
Opaski śniegowe to wciąż nowość. Zyskuje grono zwolenników i przeciwników, ale też ewoluuje. Cóż to takiego? To swoista alternatywa dla łańcuchów, ale nie do końca. Rozwiązanie zostało wymyślone jako pomoc kierowcom w podbramkowych sytuacjach. W wielu ciepłych rejonach zdarzają się trudno przewidywalne opady śniegu i ataki zimy. Kierowcy na ogół nie są na nie przygotowani – trudno od nich wymagać, by specjalnie szykowali się na trudne warunki, które zdarzą się maksymalnie kilka razy w roku. | Tekstylne opaski śniegowe czy łańcuchy? |
Być może znacie już tę książkę. W końcu została napisana prawie 90 lat temu. Ale może jeszcze się z nią nie spotkaliście – a warto. Przygotujcie się jednak na przygodę inną od wszystkich – niedzisiejszą, nietutejszą, bo przecież… 35 maja nie dzieją się rzeczy zwykłe
Wydawać by się mogło, że ta książka przeznaczona jest przede wszystkim dla najmłodszych czytelników. Z całą świadomością tego, co mówię, mogę zapewnić, że również i dorośli powinni po nią sięgnąć. W najgorszym wypadku powinni przynajmniej czytać młodszym przez ramię. Warto czasem sobie przypomnieć, jak wielka jest potęga wyobraźni. Ale po kolei.
Dzisiejszy system szkolny różni się od tego przedwojennego. Dziś ciężko byłoby nam sobie wyobrazić, że uczeń dostaje zadanie domowe, które ma rozwinąć jego fantazję, tylko dlatego, że jest on dobry z rachunków. A właśnie z takim poleceniem wracał do domu Konrad – jeden z trzech głównych bohaterów opowieści. Pozostali to: Stryj Rabarbar, który chyba sam nie do końca wydoroślał, oraz koń Negro Kaballo. Ten ostatni może się poszczycić zaskakującymi umiejętnościami i znajomościami.
Gdyby Konrad był słabszy z rachowania, mógłby poprzestać na opisaniu czteropiętrowego bloku, ale tym razem niestety musi opisać Morza Południowe. Stryj i Negro Kaballo bardzo mu w tym pomogą, a czytelnik będzie miał okazję wybrać się w bardzo egzotyczną podróż.
Wizje i zaskoczenia
W swoich wędrówkach bohaterowie zwiedzają krainę pasibrzuchów, spacerują po metalowej wstędze na równiku, a także trafiają do bardzo nowoczesnego miasta zwanego Elektropolis. Obserwacje poczynione w każdym z tych miejsc dają dużo do myślenia, a jednocześnie potrafią porządnie ubawić. Nie brakuje w nich tego pierwiastka dziecięcej ciekawości, który tak potrafi zafascynować dorosłych. A na uwagę zasługuje także kilka niemal proroczych wizji i pomysłów. Cała podróż, na przykład, rozpoczyna się od przejścia przez starą szafę (na ponad dekadę przed opublikowaniem „Opowieści z Narnii”), a we wspomnianym Elektropolis mieszkańcy rozmawiali przez małe bezprzewodowe komunikatory z ekranem i głosowym wybieraniem odbiorcy (w 1932 roku!).
Akademia… wyobraźni.
W najnowszym wydaniu „35 maja” na uwagę zasługuje jeszcze jeden aspekt. Książkę tę można kupić także w wersji audio lub książkowej połączonej z audio. Lektorem jest w tym wypadku Piotr Fronczewski. Z głosami tak charakterystycznymi jak jego łatwo wpaść w pułapkę zaszufladkowania. Dlatego też na początku miałem wrażenie, że słucham kolejnej opowieści Profesora Ambrożego Kleksa. Nie traktowałem tego jako wartości ujemnej – wręcz przeciwnie. Bardzo przyjemnie wpływało to na odbiór tej opowieści. Wkrótce i tak przygody Konrada i spółki przejęły kontrolę nad moimi wrażeniami i słuchałem ich bez dodatkowych skojarzeń. A sama płyta doskonale sprawdziła się także jako odwrócenie uwagi od płynącego wolno czasu w długiej podróży – znów – nie tylko dla najmłodszych.
Jeśli wyobraźnia ma dla was znaczenie, sięgnijcie po tę książkę koniecznie, na Allegro jest dostępna już za ok. 22 złote.
Źródło okładki: www.jungoffska.pl | „35 maja” Erich Kästner – recenzja |
Dotykowa matryca, odchylany aż o 300 stopni ekran i kompaktowe wymiary – czy te atuty wystarczą, aby nowy model mobilnego laptopa od Lenovo zdobył serca użytkowników? Sprawdzam to przy okazji testu tego urządzenia. Specyfikacja IdeaPad Flex 14
W IdeaPadzie Flex znajdziemy niskonapięciowy procesor Intel Core i3 4010u, taktowany zegarem 1,7 GHz. To jednostka z mikroarchitekturą Haswell, która swoją premierę miała w czerwcu 2013 r. Nabywcy mogą ponadto liczyć na 4 GB pamięci RAM. Za przetwarzanie grafiki odpowiada karta Intel HD Graphics 4400. Taka konfiguracja sprawia, że Flex sprosta nie tylko wymaganiom biurowym, ale sprawdzi się również przy pracy w środowisku multimedialnym.
W zakresie łączności mamy do dyspozycji moduł Bluetooth (wersja 4.01) i kartę Wi-Fi, obsługującą standardy b/g/n.
Na wyposażeniu znajdziemy wbudowaną kamerę internetową, która w zależności od wersji posiada rozdzielczość 0,3 lub 10,0 Mpix. Zainstalowany system operacyjny to Windows 8.1.
Obudowa
Pierwsze, co rzuca się w oczy w czasie kontaktu z laptopem, to jego smukłe kształty. Flex 14 został zaprojektowany w zgodzie z najnowszymi trendami we wzornictwie komputerowym i można śmiało przyznać, że jest produktem, łączącym designerski minimalizm z nienachalną elegancją.
W egzemplarzu, który otrzymałem do testów, królowały ciemne barwy. Pokrywa matrycy została wykonana z gumowanego plastiku, jaki dość skutecznie niwelował powstawanie odcisków i śladów palców. Z kolei grafitowa przestrzeń wokół klawiatury i touchpada ma fakturę, imitującą szczotkowane aluminium.
Po lewej stronie obudowy znajdziemy post zasilania, jaki w tym przypadku ma postać żółtego portu, mocno przypominającego złącze USB. W dalszej kolejności znajdziemy tam port Ethernet (LAN), HDMI, port USB 3.0.
Z kolei z prawej strony znalazł się włącznik zasilania, przycisk One Key Recovery, 2 porty USB 2.0, czytnik kart SD, przycisk audio combo oraz ten do regulacji głośności.
Waga komputera wynosi ok. 1,9 kg, co w tej klasie laptopów nie jest szczególnie wybitnym rezultatem, ale nie stanowi również wyniku zawstydzającego.
Ekran
Ekran Lenovo (14-calowy) wyświetla obraz w rozdzielczości 1366 x 768. Ponadto wspiera technologię 10-punktowego multi-dotyku. Niestety chiński producent użył do produkcji laptopa matrycy błyszczącej. Wydaje mi się, że w sprzęcie z „mobilnym rodowodem” dużo lepszym rozwiązaniem byłaby matryca matowa, która sprawdziłaby się w większym stopniu.
Jakby tego było mało, nie najlepsze są też kąty widzenia, co, jak na sprzęt określony mianem ultrabooka (stosowną naklejkę z logo Intela znajdziemy poniżej linii klawiatury), jest dość zaskakujące.
Napisałem o słabych stronach, ale nie sposób nie wspomnieć również o mocnych. Należy do nich niewątpliwie, odchylany aż o 300 stopni, ekran. Rozwiązanie to sprawdzi się z pewnością dla osób, które będą chciały sterować laptopem, wykorzystując wyłącznie interfejs dotykowy. To również bardzo ciekawe rozwiązanie dla tych, którzy używają laptopa w roli przenośnego kina domowego.
Audio
Stereofoniczne głośniki zapewniają całkiem niezłe brzmienie odtwarzanych dźwięków. Oczywiście IdeaPad Flex 14 nie jest laptopem przeznaczonym dla melomanów i trudno jest od niego oczekiwać studyjnej jakości, ale w zupełności wywiązuje się z roli, jaką przed nim postawiono.
Podsumowanie
Lenovo IdeaPad Flex w tej konfiguracji, w której miałem okazję go testować, kosztuje na Allegro ok. 1800 zł. To w mojej ocenie korzystna oferta, jak za sprzęt tej klasy. Za wspomnianą kwotę otrzymujemy laptopa, który jest mobilny nie tylko z nazwy. Do jego atutów należy zaliczyć kompaktowe wymiary, długi czas pracy baterii (około 7 godzin przy pracy z oprogramowaniem biurowym) oraz wygodną klawiaturę.
Nie powinny również narzekać osoby, poszukujące oryginalnego i ciekawie zaprojektowanego laptopa. Jedynym minusem, jakiego się dopatrzyłem u Lenovo, są nienajlepsze kąty widzenia zastosowanej matrycy.
Dzięki temu, że Lenovo IdeaPad Flex występuje w bardzo wielu różnych konfiguracjach sprzętowych, nie jesteśmy „skazani” wyłącznie na jedną wersję. Do wyboru są warianty z procesorami Intel Core i5, Intel Core i7, matrycą zdolną do wyświetlenia rozdzielczości Full HD. Ponadto możemy również nabyć egzemplarz z dyskami SSD i większą ilością pamięci RAM (8 lub 16 GB). Oprócz szeregu modeli ze zintegrowanymi kartami graficznymi, możemy brać pod uwagę wersje z kartami dedykowanymi – np. nVidia GeForce 820M i GT 840M. | Test Lenovo IdeaPad Flex 14 |
Kąpanie dziecka to dla wielu świeżo upieczonych rodziców ogromne wyzwanie. Trzymanie maluszka jedną ręką, a obmywanie drugą wymaga koordynacji, koncentracji i wprawy. Możemy sobie ułatwić tę czynność, korzystając z fotelika kąpielowego. Pierwsza kąpiel noworodka budzi sporo obaw. Rodzice boją się, że dzidziuś wyślizgnie się z rąk, bo nie będą potrafili odpowiednio go trzymać. Gdy dziecko staje się większe, dochodzi jeszcze jeden problem – maluszek przybiera na wadze i utrzymanie go jedną ręką wymaga sporo siły. Porad i przepisów na idealną kąpiel znajdziemy mnóstwo. Możemy kłaść dziecko na ręczniku albo tetrowej pieluszce, używać specjalnej wkładki z gąbki lub wyposażyć się w funkcjonalny fotelik kąpielowy. Prezentujemy modele najczęściej wybierane na Allegro.
Fotelik z matą antypoślizgową w cenie 12,90 zł to wyjątkowo prosta i praktyczna propozycja. Siedzisko przeznaczone jest dla dzieci mniej więcej do 6. miesiąca życia (do chwili, kiedy nauczą się samodzielnie siedzieć). Ma ergonomiczny kształt, zaprojektowany zgodnie z anatomią maluszków, i pozwala na osiągnięcie bezpiecznej i jednocześnie wygodnej pozycji podczas kąpieli. Antypoślizgowa mata umieszczona na foteliku dodatkowo zapobiega przesuwaniu się dziecka. Jest oferowana w kilkunastu wersjach kolorystycznych ozdobionych nadrukami. Do wyboru są m.in. wesołe dinozaury, urokliwe żyrafki czy widok oceanu.
Fotelik anatomiczny (zwany również leżaczkiem-foczką) łączy nowoczesny design z ergonomicznym kształtem. W cenie 17,50 zł otrzymujemy siedzisko, które może być używane zarówno w wannie łazienkowej, pod prysznicem, jak i w małej wanience niemowlęcej. Fotelik został wyposażony w mocną przyssawkę, która zapobiega jego przesunięciu w trakcie kąpieli. Dodatkowo stabilne i antypoślizgowe nóżki utrzymują fotelik nieruchomo. Siedzisko ma wymiary 53 cm x 25 cm x 22 cm i może być używane przez niemowlęta do 6. miesiąca życia. Do wyboru są wersje w kilku kolorach i z różnymi nadrukami, z wizerunkami rozmaitych zwierzątek.
Krzesełko Thermobaby (od 54 zł) to propozycja dla starszaków (6.–16. miesiąc życia, do osiągnięcia wagi 13 kg). Jego zadaniem jest zapewnienie dziecku wygodnej pozycji, co zwykle trudno osiągnąć zwłaszcza podczas kąpieli w dużej wannie, a także zabezpieczenie go przed ślizganiem się czy wywrotką w wodzie. Wyprofilowany kształt, wysokie oparcie na plecki i wygodne podłokietniki dostosowane są do wymiarów najmłodszych, odpowiednio podtrzymując i zapewniając maksimum wygody. Fotelik ma na spodzie cztery mocne przyssawki, którymi mocujemy go do podłoża. Dodatkowo antypoślizgowa powierzchnia zapobiega ślizganiu się maluszka w krzesełku. Umieszczone na poręczy trzy zabawki-pokrętła uatrakcyjnią kąpiel, zachęcając dziecko do zabawy. Fotelik jest dostępny w sześciu wersjach kolorystycznych.
Leżaczek frotte (od 9,80 zł) już na pierwszy rzut oka znacznie się różni od omówionych wyżej propozycji, przede wszystkim materiałem, z którego został wykonany – nie jest to plastik, lecz bawełna frotte. Leżaczek przypomina nieco hamak. Materiałowy pokrowiec został naciągnięty na metalowy stelaż, dając stabilne i jednocześnie mięciutkie siedzisko. Nadaje się zwłaszcza dla noworodków i młodszych niemowląt, które możemy w wygodnej i lubianej przez nie pozycji ułożyć na materiale. Jego zaletą jest również możliwość szybkiego zdjęcia i uprania, a także zmoczenia go przed kąpielą ciepłą wodą, dzięki czemu maluszek nie odczuje różnicy temperatur, jak w wypadku zimnego i twardego plastiku.
Leżaczek lub fotelik kąpielowy przyda się szczególnie początkującym rodzicom, którzy czują się podczas kąpania swoich pociech niepewnie, a także opiekunom wyjątkowo ruchliwych maluchów, których utrzymanie w wanience nie jest proste. Praktyczne siedzisko znacznie ułatwia i usprawnia czynności pielęgnacyjne, zapewnia obu stronom komfort i przemienia stresującą do tej pory sytuację we wspaniałe wspólne chwile, pełne radości i bliskości. | Najchętniej kupowane foteliki kąpielowe |
Proszę sobie wyobrazić jedno wydarzenie, które zmienia wasze życie w sposób absolutny, otwierając przed wami drzwi do wymiaru, który cały czas w was istniał, jednak nie do końca zdawaliście sobie z tego sprawę. Wyobraźcie sobie pragnienie zmiany tak ogromne, że jest w stanie posunąć was do decyzji ostatecznych. O tym właśnie opowiada, oparta na faktach, książka Davida Ebershoffa zatytułowana "Dziewczyna z portretu". Impuls
Greta i Einar Wegenerowie byli małżeństwem artystów malarzy w równej mierze oddanych sobie i sztuce. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo przecież atmosfera międzywojennej Europy sprzyjała poświęcaniu się twórczym pasjom, gdyby nie jedno wydarzenie, które na zawsze zmienić miało ich życie. Pewnego dnia, z powodu braku modelki, Greta prosi swojego męża, by to on zapozował jej do obrazu. Jako kobieta. Jego subtelna uroda, jakże daleka od typowo męskiego kanonu, ułatwia tylko decyzję, dlatego Einar godzi się na przywdzianie rajstop, sukienki i damskich butów. Wtedy rodzi się Lili, a Einar umiera po raz pierwszy.
Początkowo wygląda to jak zabawa, gdyż Einar, przywdziewając damskie stroje, staje się kobietą, by przestać nią być, wracając do ubrań męskich. Wkrótce ma się okazać, że chodzi o coś głębszego – odkrywanie swojej prawdziwej tożsamości. Wegener zyskuje świadomość tego, kim był od początku. Doprowadzi go to do decyzji o poddaniu się pierwszej na świecie operacji zmiany płci. Einar musi umrzeć, by Lili mogła żyć w pełni.
Dwie przemiany
Jednak Dziewczyna z portretu to opowieść nie tylko o mentalnej, a w końcu fizycznej przemianie Einara, ale również o tym, co stało się z Gretą. Ta nowa istota, która przecież niedawno była jej mężem, dodaje jej artystycznych skrzydeł, zawężając zarazem spektrum inspiracji. Artystka dochodzi w końcu do wniosku, że potrafi malować tylko Lili. Pojmuje również, że to, co jest dla niej teraz najważniejsze, to szczęście męża. Nawet jeśli leży ono wyłącznie w pełnej przemianie w kobietę. Greta wykazuje się wyjątkową siłą i determinacją. Jest to miłość, która przekracza wszelkie przyjęte ramy – oddanie absolutne, gdyż stojące w obliczu nieuchronnego końca nie tylko relacji, ale też człowieka.
Konkludując
Książka Davida Ebershoffa porusza temat, który do tej pory dla wielu jest niezwykle kontrowersyjny, jednak robi to w sposób szczególny. Dziewczynie z portretu na szczęście daleko jest do rzewnej historii o równych szansach i dyskryminacji osób płciowo ambiwalentnych. Ta powieść pełna jest momentów, które wprawiają czytelnika w prawdziwą konsternację – zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że rzecz dzieje się prawie dziewięćdziesiąt lat temu. Zadziwia przychylność i fascynacja, z jaką ówczesne środowisko artystyczne podchodzi do casusu Einara-Lili.
Zaskakują również ówczesne procedury urzędowe po operacji zmiany płci, które mogą nam się wydać dużo prostsze niż w nowoczesnej Polsce.
Książka Ebershoffa ujmuje wnikliwym spojrzeniem na stosunki, jakie rodzą się między Einarem i Gretą, a później Gretą i Lili. W jego powieści wspaniale oddana jest psychologia przemiany – nie tylko wizualnej, zewnętrznej, ale także wewnętrznej. Piękna historia o poświęceniu i ważnych, choć trudnych decyzjach. Koniecznie przeczytaj, zanim obejrzysz ekranizację!
Źródło zdjęcia: http://www.znak.com.pl/ | „Dziewczyna z portretu”, David Ebershoff – recenzja |
Trendy w modzie zmieniają się jak w kalejdoskopie, a niektóre z nich mogą bardzo zaskakiwać! Kamizelki, choć nieśmiało wkraczały do szaf stylowych kobiet od kilku sezonów, chyba dopiero teraz przestały kojarzyć się jednoznacznie z estetyką vintage. Teraz królują te o długości maxi. Jak więc je nosić i zestawiać, aby prezentować się na czasie? Długie kamizelki i marynarki bez rękawów to ubrania bardziej praktyczne, niż mogłoby się wydawać. Są idealne na wiosnę, kiedy to temperatura jeszcze nie rozpieszcza, a chciałoby się już zrzucić grube i ciężkie płaszcze. Nie masz pomysłów na stylizacje? Zaraz dowiesz się, jakie to proste!
Maxi-kamizelka z wiosenną sukienką
Zwiewne, lekkie, wiosenne sukienki tylko czekają, aby wyjść z wyładowanych swetrami szaf. Kiedy jednak jest jeszcze dość chłodno, pojawia się problem: co zarzucić na ramiona, żeby nie zmarznąć. Długa kamizelka w soczystym kolorze to rozwiązanie! Już od pierwszych słonecznych dni zakładaj ulubione plisowane czy zwiewne sukienki, nie martwiąc się, że cię przewieje. Odważnie połączenia barw z pewnością skutecznie przywołają rozpogodzenia.
Długa kamizelka w roli sukienki
Może by tak jednak zrezygnować z sukienki i zastąpić ją kamizelką? Niektóre modele nadają się do tego celu wyśmienicie, niezależnie, jak szalony może wydawać się ten pomysł. Upewnij się tylko, że nic nie wystaje, a w razie niepewności załóż pod spód szorty i podkoszulek. Gwarantowane, że poczujesz się niezwykle kobieco i seksownie. Na stopy włóż szpilki na wysokim obcasie, dla wzmocnienia efektu!
Długa kamizelka w stylizacji do pracy
Kamizelki mają w sobie naturalny, nieco męski charakter. Są eleganckie i świetnie nadają się do formalnych stylizacji. Na wiosnę warto odświeżyć i urozmaicić swój biznesowy look. Długa kamizelka zapinana kopertowo, z guzikami, to idealny wybór. Pod spód oczywiście biała koszula i spódnica lub spodnie. W drugiej wersji zastanów się nad modnym modelem culotte, który w tym sezonie cieszy się wielkim powodzeniem. Jego szerokie nogawki, sięgające nieco za kolano, z pewnością skradną twoje serce!
Maxi-kamizelka na co dzień
Pomijając wszelkie „okazjonalne” pomysły na stylizacje, to kamizelka jest po prostu bardzo praktycznym ubraniem na co dzień. Nie zajmuje tyle miejsca co płaszcz, gdy zrobi się ciepło i w razie ochłodzenia zapewni komfort. Wygodne zestawy składające się z jeansów, sneakersów i topu lub golfu w połączeniu z marynarką bez rękawów nie tracą luzu, a zyskują szyku. Wybieraj je zawsze wtedy, kiedy wydaje ci się, że nie masz co na siebie włożyć.
Do It Yourself – maxi-kamizelka
Trend na długie kamizelki to też świetna okazja do nadania nowego życia starym ubraniom. Być może masz w szafie dawno nienoszony płaszcz, który już ci się znudził, albo marynarkę, która niekoniecznie zachęca do użytku. Może jeśli pozbawisz je rękawów, zmienisz guziki albo dodasz nowy pasek, staną się najmodniejszymi okryciami w tym sezonie? Wystarczy nieco umiejętności krawieckich, żeby powstało coś zupełnie nowego. Efekt będzie zachwycający, a i satysfakcja z DIY murowana.
Moda kocha miksować pozornie przeciwstawne cechy. Długa kamizelka to bardzo udane połączenie męskości i kobiecości oraz klasyki w nowoczesnym ujęciu. Tej wiosny postaw na to niebanalne okrycie, w szczególności dlatego, że jest bardzo funkcjonalne. Łatwo się je zestawia, bo neutralny projekt pasuje wręcz do wszystkiego. To jak – masz już upatrzony model? | Hit na wiosnę 2016 – długie kamizelki i marynarki bez rękawów |
Popularność łuparek do drewna wciąż rośnie. Zaopatrują się w nie już nie tylko przedsiębiorstwa z branży obróbki drewna, ale też zwykli użytkownicy, którzy nie chcą spędzać godzin na wymachiwaniu siekierą. To, jaki sprzęt wybierzemy, determinują przede wszystkim nasze potrzeby. W domowym zaciszu
Jeżeli nie jesteśmy firmą z gałęzi przemysłu leśnego lub drzewnego, a jedyne, czego potrzebujemy, to rozłupanie co jakiś czas kilku klocków drewna, przy wyborze łuparki liczyć się będą dwa aspekty. Pierwszym jest poręczność, gdyż nie chcemy, aby urządzenie zajmowało nam połowę garażu. Drugim wymogiem jest łatwość obsługi. Tutaj optymalnym wyborem jest łuparka pozioma, zajmuje bowiem niewiele miejsca oraz jest poręczniejsza – waży około 50 kg. Najmniejsze modele cechuje możliwość prostego złożenia, dzięki czemu można je spakować do samochodowego bagażnika. Ich moc waha się od 1,5 do 2,5 kW, a siła tnąca wynosi od 4 do 5 t. W użytkowaniu nastawionym na zaspokajanie własnych potrzeb jest to moc wystarczająca. Rozłupanie kilku większych porcji drewna nie będzie zajmować wiele czasu. Duży wybór w tego rodzaju sprzęcie oferuje np. Stiler. Taki sprzęt w zupełności wystarcza do łupania pniaków do 50 cm. Przeznaczony jest dla każdego użytkownika, zatem nie jest skomplikowany, a jednocześnie możemy liczyć na wysoki poziom bezpieczeństwa w obsłudze.
box:offerCarousel
Gdy potrzebna większa siła
Łuparki warto usystematyzować ze względu na moc przerobową oraz wytrzymałość. Łuparki spalinowe to przede wszystkim silnik. Jeżeli zdecydujemy się na model z nieco wyższej półki, będzie nam służył wiele lat. Zaletą jest również tempo pracy – łuparka będzie sprawnie działać nawet obsługiwana niedoświadczoną ręką. Po stronie wad zapisać należy konieczność częstych przeglądów i – co może być uciążliwe – głośny tryb pracy. Jeżeli dysponujemy ograniczoną, zamkniętą przestrzenią, w dłuższej perspektywie użytkowanie łuparki spalinowej może być problematyczne i konieczne będą wyciszające słuchawki lub wymiana sprzętu.
box:offerCarousel
Jeśli zależy nam na ciszy, należy zdecydować się na łuparkę elektryczną, która jednak jest też delikatniejsza. W przeciwieństwie do maszyny spalinowej silnik łatwo może ulec uszkodzeniu. W kwestii mocy elektrycznej łuparki nie odbiegają swoim napędzanym paliwem odpowiednikom – poza sprzętem typowo amatorskim z łatwością znajdziemy łuparki o sile 7-8 t. Moc jest zatem odpowiednia, przeszkadzać może jedynie tempo pracy niektórych modeli. Ale jeśli zdecydujemy się na tego rodzaju sprzęt, w tym segmencie brylują urządzenia marki Hecht.
box:offerCarousel
Trzeba jednak podkreślić, że naprawdę dużą siłę oferują tylko łuparki hydrauliczne. Począwszy od sprzętu, którego koszt rozpoczyna się od 4 tys. zł (siła tnąca wynosi około 14 t), po masywne urządzenia z siłą nacisku 25 t, które wiążą się z kosztem prawie 7 tys. zł. Przy łuparkach o takich gabarytach obsługa jest dwuręczna, a rozłupywane drewno może mieć około 65 cm długości oraz podobną średnicę. Do obsługi łuparek hydraulicznych zalecane jest doświadczenie w obsłudze podobnych urządzeń. Warto zwrócić uwagę na modele marki Stiler czy Wombat.
A może łuparka świdrowa?
box:imagePins
box:pin
Mniej popularne, ale również posiadające swoje zalety, są łuparki świdrowe. Skromniejszy wybór spowodowany jest tym, że jest to sprzęt przeznaczony typowo dla profesjonalistów. Na szczęście wybór podzespołów ma się dużo lepiej. Bez problemu znajdziemy nowy stolik oraz same świdry o różnej średnicy, które pomogą nam dopasować sprzęt do naszych potrzeb. Nieco inna metoda działania tego typu maszyn sprawia, że siła nacisku przestaje być istotna. Tutaj przede wszystkim liczy się precyzja operatora, dlatego łuparki świdrowe polecane są wyłącznie doświadczonym użytkownikom.
Na co jeszcze zwrócić uwagę?
Przy zakupie łuparki z pewnością trzeba zapoznać się z warunkami użytkowania, aby dobrać sprzęt odpowiedni do naszych potrzeb i umiejętności. Dobrze, jeśli łuparka ma możliwość pracy zarówno w pionie, jak i w poziomie, bowiem niektóre kawałki drewna mogą wymagać innej techniki cięcia. Dodatkowym ułatwieniem, a na pewno usprawnieniem pracy będzie opcja cięcia na cztery części. Drugi klin przeważnie jest regulowany, przez co pozwala na uzyskanie konkretnych grubości cięcia. Pozwala to dopasować szczapy drewna do pieców czy kominków, co w przypadku cięcia np. siekierą nie zawsze się udaje. | Wybierz łuparkę dostosowaną do twoich potrzeb |
Ciepłe i dłuższe dni to znak, że w końcu zawitała do nas wiosna. Czas pożegnać się z grubymi, puchowymi kurtkami, zimowymi czapkami oraz ciężkimi kozakami. Pora wyruszyć z dziećmi na podbój parków i placów zabaw – oczywiście w wygodnym i modnym obuwiu. A ponieważ dzieci rosną, każda pora roku i każdy sezon to także zakup nowych butów. Na szczęście już za mniej niż 100 zł możesz sprawić dziecku ogromną radość i kupić buty, w których jeszcze chętniej będzie brało udział w zabawach na świeżym powietrzu. Buty dla chłopca
Mówi się, że chłopcy przykładają mniejszą wagę do swojego ubioru niż dziewczynki, ale to nieprawda. Mali panowie również chcą być na czasie i wyglądać stylowo. Moda wśród kilkulatków zmienia się podobnie jak ta dla dorosłych, również jeśli chodzi o obuwie.
Tej wiosny polecane są przede wszystkim:
Trampki – zwłaszcza te w zdecydowanych kolorach, np. błękitnym, zielonym, czerwonym czy pomarańczowym, a także ciekawych wzorach, np. w kotwice czy paski nawiązujące do stylu marynarskiego. Modne są trampki z podwyższonym stanem, np. nad kostkę. Nawiązują do popularnych Conversów i pasują praktycznie do wszystkiego.
Półbuty – sprawdzą się zwłaszcza w chłodniejsze lub deszczowe dni. Pasują zarówno do luźnego, sportowego ubioru, jak i do płaszczy czy marynarek. Mają antypoślizgową podeszwę, dzięki której twój smyk bez obaw może zdobywać wszystkie drabinki na placu zabaw.
Buty sportowe, czyli popularne adidasy, choć nie tylko marki Adidas. Na topie są także buty Nike i Pumy. Modne są modele z podwójnymi rzepami zapinanymi od wewnętrznej strony stopy do zewnętrznej. Sprawdzą się zwłaszcza dla młodszych dzieci, które jeszcze nie czują się pewnie w zawiązywaniu sznurowadeł.
Buty zapinane na klamry ze sztywną podeszwą – idealne dla maluszków. Sztywna podeszwa zapewnia wygodny i bezpieczny krok dla dziecka, które jeszcze niepewnie porusza się samodzielnie. Klamry są łatwe w obsłudze, co więcej – można regulować ściągnięcie ich na podbiciu stopy.
Sportowe buty wycięte pod kostką – przeznaczone są dla starszych dzieci. Świetnie sprawdzą się do aktywnej zabawy na dworze, np. do gry w piłkę.
Ciekawe nadruki – oprócz trampek z pomysłowymi wzorami, dobrym wyborem będzie zakup butów z nadrukiem, np. ulubionej postaci z bajek. Na topie są zwłaszcza superbohaterzy, np. Spiderman. Ciekawie prezentują się buty z rysunkiem szczęk rekina lub dżinsowymi wstawkami.
Buty dla dziewczynki
Dziewczynki także lubią być na czasie z modą. Dotyczy ona również butów. Najczęściej są to modele różowe oraz te z ciekawymi motywami.
Wśród butów na wiosnę, które kupimy za mniej niż 100 zł, znajdziemy:
Kalosze – to nieodzowny element wiosennej garderoby. Nie tylko są praktyczne, ale przede wszystkim modne. Kalosze w intensywnych kolorach, w grochy czy z wywijaną cholewką, to absolutny hit wiosennych stylizacji.
Czółenka – zwłaszcza na malutkim obcasie, świetnie pasują do płaszczyków. Popularne są te z paseczkiem na podbiciu. Kupując buty, upewnij się, że spełniają one wszystkie wymogi i normy, jakie muszą być zachowane przy produkcji butów dla dzieci. Jest to niezwykle ważne w tym przypadku, ponieważ tylko odpowiedniej szerokości i wysokości obcasik, który jest dopasowany do wieku i nogi dziecka, jest bezpieczny.
Balerinki – lubią je zarówno duże, jak i małe panie. Są bardzo praktycznymi i bardzo dziewczęcymi bucikami, dlatego są chętnie wybierane.
Lakierki – każda dziewczynka ma w szafie przynajmniej jedną parę lakierek. Pasują do spódniczek, sukienek, płaszczyków i klasycznych kurtek. Dodają elegancji i są idealne dla każdej małej modnisi.
Buty sportowe – dziewczynki również lubią popularne adidasy. Dla nich producenci proponują zarówno klasyczne modele, sznurowane lub na rzepy, jak i buty sportowe na wzór Conversów. Popularne są buty z Myszką Miki, w których język ma kształt uszu myszki. | Buty na wiosnę dla dziewczynki i chłopca do 100 zł |
Każdy kolarz na pewnym etapie swojej przygody z rowerem zaczyna zastanawiać się nad przesiadką z tradycyjnych pedałów platformowych na takie, które pozwalają na wpięcie buta. Przyjrzyjmy się wadom i zaletom obu rozwiązań i zobaczmy, co w obu przypadkach mają do zaoferowania producenci. Z biegiem czasu w kolarstwie wyodrębniły się dwa rodzaje pedałów – platformowe i wpinane. Pierwsze to tradycyjne, płaskie konstrukcje, najbardziej popularne wśród amatorów kolarstwa. Jest to najprostszy typ pedałów, bezproblemowych w obsłudze i użytkowaniu. Pedały wpinane najczęściej mają mniejszą powierzchnię, jednak dzięki specjalnemu systemowi pozwalają na spięcie buta z pedałem, a tym samym kolarza z rowerem. Wielu rowerzystów często decyduje się na przesiadkę z pedałów platformowych na wpinane i pozostaje już przy tym systemie.
Pedały platformowe
To właśnie na nich zaczynamy naszą przygodę z kolarstwem. To najbardziej uniwersalny system, który sprawdza się zarówno wśród początkujących, jak i zaawansowanych kolarzy. Na rynku dostępnych jest wiele typów pedałów platformowych do rowerów górskich. Dla kolarzy, którzy roweru używają do ekstremalnych zabaw – zjazdu czy skoków przewidziano solidne pedały platformowe o dużej powierzchni z licznymi tzw. „pinami”.
Piny to nic innego, jak krótkie wystające bolce, które mają za zadanie wbijać się w podeszwę buta i unieruchamiać stopę, a tym samym zapewniać lepszą kontrolę nad rowerem. Tego typu pedały cieszą się dużą popularnością wśród rowerzystów bardziej profesjonalnie podchodzących do swojej pasji. Niezależnie od tego, czy w większości poruszamy się po mieście, czy w górach, na rowerze MTB czy BMX, solidne pedały platformowe zdadzą egzamin. Przy zakupie jednak należy zwrócić uwagę, aby wybierać pedały platformowe renomowanych producentów – HT, NS Bikes, Crank Brothers czy Octane One.
Ceny zaczynają się od około 100 zł. Pedały charakteryzują się oryginalnym designem, rozbudowaną platformą, dużą ilością pinów i wytrzymałymi osiami, co zapewnia długą i bezproblemową eksploatację. Trzeba jednak zaznaczyć, że przy ostrzejszych zjazdach na nierównych nawierzchniach, nawet najwyższe piny nie zapewnią stuprocentowego trzymania buta, a przy zsunięciu się stopy są bardzo groźne dla cienkiej skóry okolic piszczeli. Dlatego przy jeździe na pedałach platformowych zaleca się stosowanie pełnych ochraniaczy na kolano i piszczel.
Pedały wpinane
Większość kolarzy – niezależnie czy mówimy o tych, którzy przemierzają setki kilometrów na „szosie”, czy gnają wąskimi, leśnymi duktami – jeżeli raz spróbuje jazdy na pedałach wpinanych, zazwyczaj już przy nich pozostaje. Fakt, są one droższe, wymagają serwisowania i konserwacji oraz przede wszystkim odpowiedniego, również drogiego obuwia, jednak dla osób, które poważnie podchodzą do jazdy na rowerze przedstawiają same zalety.
Pedały wpinane w kolarstwie szosowym czy XC zapewniają bardziej efektywne pedałowanie, szczególnie na podjazdach oraz odpowiednie, symetryczne ułożenie stóp. W ekstremalnych formach kolarstwa, czyli w zjeździe (downhillu) procentują pewnym trzymaniem stopy nawet na największych nierównościach i sprawiają, że zjazdowiec nie musi martwić się o uratę kontaktu z rowerem.
Oczywiście pedały wpinane są w ogólnym rozrachunku bardziej niebezpieczne dla kolarza. Szczególnie na samym początku, kiedy jeszcze odruch wypinania, przez specyficzne wychylenie stopy nie wszedł nam w nawyk. Po jego opanowaniu, gdy wypinanie staje się intuicyjne, okazują się jednak równie wygodne, co pedały platformowe. Wśród producentów pedałów wpinanych króluje Shimano z systemem SPD, zaś dla kolarzy szosowych szeroki asortyment oferuje firma Look. Pedały wpinane do bardziej ekstremalnych form kolarstwa charakteryzują się bardziej masywną budową z rozbudowaną platformą. Te szosowe i do XC są znacznie bardziej „kompaktowe”, a tym samym lżejsze. Warto spróbować przesiadki na pedały wpinane i na własnej skórze przekonać się, jak wpłyną na naszą technikę jazdy. Trzeba jednak pamiętać, że potrzeba nieco czasu, aby się do nich przyzwyczaić. | Pedały wpinane czy platformowe? |
Któż z nas nie pamięta tradycyjnych PRL-owskich meblościanek malowanych na wysoki połysk? Jakiś czas temu był to przecież obowiązkowy element wystroju każdego domu czy mieszkania. Po latach niełaski meblościanki powróciły! Oczywiście w nowych, designerskich odsłonach i pod postacią rozwiązań, które sprawdzają się na całym świecie – mebli modułowych. Meble modułowe to paleta możliwości. Występują w niezliczonych kolorach, wzorach czy rodzajach. Mogą być matowe lub błyszczące (jak ich słynna poprzedniczka). Wszystkie te rozwiązania łączy jedna cecha – są funkcjonalne i niezwykle stylowe i temu z pewnością zawdzięczają popularność.
Meble modułowe – prawdziwy przebój
Sam zamysł mebli modułowych bazuje na rozwiązaniach znanych nam już segmentów. Warto wiedzieć, że nie jest to wymysł ostatnich kilku miesięcy, bowiem pierwsze meble modułowe powstały już w latach 40. XX wieku w Danii.
Pozwalają one na dużą większą swobodę. Tutaj nie ograniczają nas wymiary i zastosowane rozwiązania, sami komponujemy swój zestaw marzeń. Wiele osób ceni je właśnie za tę dowolność, dzięki której można się nimi bawić jak klockami – a zatem w każdej chwili zmienić ustawienie modułów i tym sposobem mieć zupełnie nowy mebel w domu.
Dla fanów minimalizmu
Okazuje się, że największą furorę meble te robią wśród wiernych fanów minimalizmu i osób, które cenią sobie ład i porządek. Na rynku dostępne są bowiem moduły o bardzo prostej formie, bez zdobień i zewnętrznych uchwytów. Są najczęściej wykonane z lakierowanych płyt MDF (w wersji matowej lub półmatowej). Dają one mnóstwo możliwości i mogą być wykorzystywane w każdym pomieszczeniu – np. w sypialni można zbudować toaletkę połączoną z komodą, w salonie natomiast nowoczesną meblościankę. Warto również wiedzieć, że w bogatej ofercie mebli modułowych są nie tylko rozwiązania do przechowywania, ale również modułowe sofy i stoliki. Dzięki nim mamy światowy design w zasięgu ręki.
Każdy zna najlepiej swoje potrzeby
Idea mebli systemowych polega na tym, że nie musimy kupować narzuconej nam całości. Możemy nabyć poszczególne elementy pojedynczo i zestawiać je ze sobą w dowolnych konfiguracjach. Daje to nie tylko wiele możliwości na zagospodarowanie naszej przestrzeni, ale również dopasowanie mebli ściśle do naszych potrzeb. Sami przecież wiemy, co nam potrzeba, a z czego możemy zrezygnować.
Ogromny wybór rodzajów szafek, frontów i otwartych półek oraz zastosowanych materiałów (drewno, fornir, płyty) sprawia, że każdy z nas może poczuć się jak architekt wnętrz i zaaranżować salon lub sypialnię według własnych preferencji. Są to również rozwiązania na każdą kieszeń, bo na rynku poszczególne elementy mebli modułowych występują w wielu przedziałach cenowych. A zatem są one szansą na ekonomiczne i stylowe urządzenie mieszkania.
O czym warto pamiętać?
Z meblami modułowymi jest jak z każdymi innymi meblami – kupując je, musimy zwracać uwagę na wiele rzeczy związanych z ich wykończeniem. Im wyższa jakość, tym lepszy komfort użytkowania. Kupując zatem takie meble, zwracajmy uwagę na wszelkiego rodzaju systemy otwierania (należy dokładnie sprawdzić wszystkie zawiasy) i samodomykania się szuflad, okucia czy wykończenie elementów wewnątrz.
Systemy modułowe to rozwiązanie dla każdego. Przemawiają za tym cechy użytkowe, jak również ich dokładnie przemyślany i nietuzinkowy design. Dają możliwość urządzenia mieszkania naprawdę „po swojemu” i za stosunkowo niewielkie pieniądze. Warto się zastanowić nad tą propozycją, wszystko przecież wskazuje na to, że meble modułowe są ponadczasowe! | Meble modułowe, czyli meblościanka w nowoczesnej odsłonie |
Poszukując ciekawych nowości do naszego otoczenia, sięgamy nierzadko po rośliny egzotyczne. Dzięki takim roślinom będziemy w stanie zaskoczyć nie tylko znajomych i rodzinę, ale i doświadczonych ogrodników. Do takich egzotycznych nowości należy roślina nazywana Passiflora, która w Polsce nazywana jest męczennicą. Są to niezwykle dekoracyjne pnącza, które w naszym kraju są coraz częściej uprawiane. Czym zatem cechuje się roślina o tak nietypowej nazwie?
Męczennica błękitna – skąd przybyła?
Ta egzotyczna roślina przybyła do nas z leśnych obszarów Argentyny i Brazylii, gdzie w naturalnych warunkach osiąga nawet 10 m. Jej łacińska nazwa pochodzi od słowa passio, co oznacza cierpienie, oraz flos, czyli kwiat. Nazwę tę nadał roślinie w początkach XVIII wieku włoski mnich Jakomo Bosio, który w roślinie przywiezionej przez misjonarzy dopatrzył się elementów obrazujących mękę Chrystusa na krzyżu. Według niego 5 palników symbolizuje pięć ran Chrystusa, jego trójdzielne znamię słupka – 3 gwoździe, którymi przybito Chrystusa do krzyża, a szyja słupka to ramię krzyża. Natomiast 5 płatków i 5 działek kielicha to 10 apostołów, a postrzępiony przykoronek to korona cierniowa. Passiflora jest nazywana kwiatem Męki Pańskiej, jak również męczennicą.
Męczennica błękitna – czym się charakteryzuje?
Męczennice są to pnącza, które bardzo mocno się krzewią. Za pomocą wąsów czepnych wspinają się po przeznaczonych dla nich konstrukcjach. Największą wartością ozdobną męczennicy są jej egzotyczne kwiaty, które są niezwykle rozbudowane i jednocześnie bardzo charakterystyczne. Przeważnie spotkamy męczennice w kolorze niebieskim, białym, fioletowym, ale również różowym i czerwonym.
Prócz religijnych symboli kwiaty męczennicy są niezwykłym przykładem pomysłowości natury. Cała przedziwna i niezwykła konstrukcja kwiatu to nic innego jak lądowisko dla pożytecznych owadów zapylających, też dla nietoperzy i kolibrów. Co ciekawe, to bardzo przemyślany system, który naprowadza owady za pomocą swojego niezwykłego kształtu, pięknego zapachu i intensywnego koloru. Mało kto wie, że owocem passiflory jest marakuja, czyli owoc przypominający śliwkę z grubą skórką, który po przekrojeniu podobny jest do owoców granatu. W środku marakuja zawiera delikatną i żółtą galaretę z drobnymi nasionkami. Jako ciekawostkę dodam, że po wyjęciu nasion z dojrzałych już owoców i włożeniu ich od razu do ziemi, po dziesięciu, dwudziestu dniach wykiełkują one wszystkie.
box:offerCarousel
Jak uprawiamy męczennicę w ogrodzie?
Generalnie męczennicę uprawiamy w naszych mieszkaniach, a tylko na sezon letni wystawiamy na zewnątrz. Przeważnie jest to druga połowa maja, kiedy nie ma już ryzyka wystąpienia wiosennych przymrozków. Również jesienią, przed nastaniem pierwszych przymrozków, pnącza te powinny znaleźć się wewnątrz domu. W mieszkaniu passiflorę stawiamy na stanowisku o dość rozproszonym świetle, lecz latem, wystawiona do ogrodu lub na taras, spokojnie może stać w pełnym słońcu. Wysoka temperatura w lecie, przeważnie 20-25 stopni Celsjusza, warunkuje zawiązywanie pąków kwiatowych.
Ważnym zabiegiem podczas uprawy męczennicy jest regularne podlewanie. Szczególnie latem, w trakcie upałów, męczennicę musimy podlewać co najmniej 2 razy dziennie. Jesienią i zimą natomiast dostarczamy tylko takie ilości wody, aby ziemia nam się nie wysuszyła.
Również bardzo ważnym zabiegiem jest nawożenie rośliny. Jako że jest to pnącze uprawiane przeważnie w pojemnikach i donicach, musi być dokarmiane szczególnie w okresach rozwoju i kwitnienia. Poprzez częste podlewanie bardzo szybko wyjaławia się gleba, przez co jest małozasobna. Co około 10 dni zasilamy rośliny i możemy do tego użyć nawozów do roślin doniczkowych albo kwitnących.
Warto także zainteresować się pędami męczennicy. Roślina, która opętuje się sama, może się brzydko splątać. Aby pędy męczennicy nie błąkały się po podporach, warto jej pomóc i naprowadzić na wyznaczone miejsce. Przycinanie rośliny też jest dość istotne. Pierwsze i zarazem obowiązkowe cięcie wykonujemy zaraz na wiosnę, skracając wszystkie pędy męczennicy o jedną trzecią ich długości. Pobudzimy dzięki temu passiflorę do szybszego wzrostu i rozkrzewianie się. Możemy również przeprowadzać cięcie pielęgnacyjne, które polega na wycinaniu pędów, które za mocno się rozrosły. Jako że passiflora dość szybko się rozrasta, regularnie musimy zmieniać jej doniczkę na większą. Oczywiście od razu nie dawać ogromnej donicy, a zwiększać jej średnicę o jakieś 2 cm.
Mamy szansę zadziwić wszystkich nie tylko pięknie kwitnącą męczennicą, ale i jej cudownymi owocami. Spytacie, czy warto. Warto uprawiać, szczególnie gdy nie ma się ogrodu. | Męczennica – hitem ostatnich lat |
Choć domowy wyrób sera może się wydawać nie lada zadaniem, dobre przygotowanie i zapoznanie się od podstaw z procesem jego powstawania może zaowocować naprawdę dobrymi wyrobami. Sprawdzamy, jakie akcesoria są niezbędne do tego, by rozpocząć domowy wyrób sera. To nieprawda, że dobrej jakości ser można zrobić tylko w mleczarni. Dysponując podstawową wiedzą o składnikach, temperaturze i higienie całego procesu oraz posiadając odpowiednie akcesoria, bez problemu przygotujesz pyszny domowy ser. Musisz tylko zdecydować, jaki. Dojrzewający, twarogowy, ricottę, mozzarellę czy może ser pleśniowy?
Od czego zacząć? Przede wszystkim warto poznać cały mechanizm od strony teoretycznej. Przydatna na tym etapie będzie literatura fachowa, np. książka Ricki Carroll pt. Domowy wyrób serów. Znajdziesz w niej blisko 100 przepisów na sery, a także przepisy na potrawy ze zrobionym własnoręcznie serem. Książka jest propozycją dla początkujących – dowiesz się z niej, jak stawiać pierwsze serowarskie kroki. Przydatne będą zamieszczone w niej wskazówki, receptury i porady bardziej doświadczonych miłośników domowych serów.
Akcesoria serowarskie potrzebne do wyrobu serów
Kiedy już zapoznasz się z teorią i zapragniesz własnoręcznie uwarzyć ser, sprawdź listę akcesoriów niezbędnych do wyrobu sera w domowym zaciszu. Prawdopodobnie trzeba będzie wyposażyć się w kilka podstawowych sprzętów.
Garnek ze stali nierdzewnej z grubym dnem i pokrywką – konieczny do podgrzewania mleka i utrzymywania temperatury. Grube dno zapewni stopniowe nagrzewanie się garnka oraz zapobiegnie szybkiemu stygnięciu. Dobrym rozwiązaniem będzie również użycie garnka żeliwnego z powłoką ochronną, by tworzywo nie reagowało z mlekiem i nie zmieniało jego smaku.
Plastikowa lub silikonowa łopatka do mieszania skrzepu. Ważne, by nie przenosiła zapachów. Jeśli zaczniesz robić domowy ser, warto mieć specjalną łopatkę silikonową przeznaczoną tylko do tego celu. Kupisz ją już za około 3-4 złote.
Plastikowe miarki – przydatne do precyzyjnego odmierzania mleka, wody, a także miarki-łyżeczki do odmierzania mniejszych ilości podpuszczki, kultur bakterii czy chlorku wapnia. Plastikowe miarki na Allegro kupisz już od kilku złotych.
Durszlak i naczynie do przecedzania – jeśli nie posiadasz foremki do sera, zaopatrz się w durszlak, który wyłożysz gazą bądź chustą serowarską i umieścisz np. na misie, do której będzie spływała serwatka.
Termometr serowarski – konieczny, jeśli chcesz rozpocząć domową produkcję serów. Dobrze, by był wyposażony w uchwyt, który można zawiesić na garnku i dzięki temu bez ciągłego trzymania kontrolować zmiany temperatury. Czasem wymagane jest kilkudziesięciominutowe mieszanie skrzepu, a trudno byłoby to robić, w jednej ręce trzymając termometr, drugą mieszając. Termometr serowarski zmierzy temperaturę do 100°C. Ta skala wystarczy, gdyż mleko na ser podgrzewa się w niższej temperaturze. Możesz także wypróbować uniwersalny termometr kuchenny, przydatny także do mierzenia temperatur innych potraw. Na Allegro kupisz go już od niespełna 10 złotych.
Foremki do sera – jedna z najpopularniejszych, tzw. „Reblochon” – forma do produkcji sera w kształcie walca (pojemność 1000 ml, średnica 14 cm). Dzięki dziurkom możliwe jest swobodne ściekanie serwatki. Małe nóżki w podstawie formy pozwalają na stawianie jej bezpośrednio na blacie i gwarantują, że ociekający płyn nie będzie się stykał z serem. Forma wykonana jest z grubego plastiku przeznaczonego do kontaktu żywnością, który można wyparzać i myć w zmywarce. Jest trwała, nie przechodzi zapachami oraz nie odbarwia się. W zależności od tego, jaki ser będzie przygotowywany oraz w jakiej ilości, trzeba dobrać do niego odpowiedniej wielkości formę oraz wieczko.
Gaza lub chusta serowarska – chusta serowarska z polietylenu posiada trójwymiarową strukturę, zapewniając kapilarne odsączanie, czyli takie, dzięki któremu serwatka nie wraca do masy. Jest to możliwe dzięki stożkowym kształtom otworów umieszczonych na chuście. Ser układa się na jej gładkiej stronie (zachowuje ładny wygląd); porowata zapewnia unikalne właściwości. Zaletą chusty polietylenowej jest to, że nie zatrzymuje ona wilgoci, sery i twarogi nie przylegają do materiału, a umieszone na niej, łatwo ociekają z serwatki. Chustę z polietylenu z łatwością można wyczyścić (piorąc w temperaturze do 60°C). Zaletą jest także to, że można jej używać wielokrotnie.
Podpuszczka – koagulant, który, ścinając białko mleczne, pozwala na uzyskanie skrzepu, z którego potem możliwe jest przygotowywanie serów dojrzewających. Podpuszczka występuje zarówno w formie płynu, jak i proszku. Podpuszczka naturalna otrzymywana jest z żołądków cielęcych. Wersja wegetariańska to podpuszczka mikrobiologiczna – uzyskiwana z mikroorganizmów. Podpuszczkę w płynie warto kupić w opakowaniu z kroplomierzem; podpuszczkę w proszku – dokładnie zważoną. Podpuszczka jest enzymem koniecznym do wykonania każdego z serów. W postaci proszku ma zwykle dłuższy termin przydatności do spożycia niż w płynie.
Kultury bakterii – zwane też starterami lub kulturami startowymi; szczepy bakterii odpowiedzialne za smak, wygląd, zapach i kolor sera. Planując wyrób, już na wstępie należy wiedzieć, jakie kultury bakterii zakupić, by otrzymać konkretny ser. Innych zatem kultur bakterii użyjemy do produkcji goudy, innych do fety, mozzarelli czy parmezanu. Gotowe kultury dodaje się bezpośrednio do mleka. Rozmnażają się i fermentują laktozę do kwasu mlekowego.
Chlorek wapnia – dodawany do mleka pasteryzowanego, by uzupełnić ilość wapnia utraconego podczas procesu pasteryzacji. Chlorek wapnia odpowiada także za krzepliwość mleka i sprężystość skrzepu. Sprawia, że jest bardziej zwarty, a ser uzyskuje lepszą strukturę. Chlorek wapnia miesza się z niewielka ilością wody i rozrabia z mlekiem jeszcze przed dodaniem podpuszczki.
Barwnik naturalny Annatto – barwnik spożywczy pozyskiwany z nasion drzewa arnoty właściwej, który nadaje serom i twarożkom lekko żółtawy odcień. Występuje także pod nazwą farba serowarska. Bardzo wydajny. Trzy lub cztery krople wystarczają do zabarwienia 10 litrów mleka. Za 50 ml barwnika Annatto zapłacisz na Allegro około 20 zł.
Powłoka do serów dojrzewających – polioctanowa pasta ochronna, która zapobiega pleśnieniu sera. Pozwala mu oddychać, a jednocześnie chroni przed wyschnięciem, tworząc mocną warstwę ochronną. Nanosi się ją w dwóch, trzech warstwach za pomocą specjalnej gąbki lub ściereczki. Pasta ochronna może być wzbogacona natamycyną – substancją chroniącą ser przed rozwojem grzybów i pleśni. 100 g pasty kupisz za około 7 zł, 1 kg to koszt około 67 zł.
Kiedy załapiesz bakcyla przygotowywania własnych serów i staniesz się serowarem z prawdziwego zdarzenia, możesz także wyposażyć się w dodatkowe akcesoria, m.in. specjalną deskę, na której będziesz serwować swoje wyroby oraz zestaw specjalnych noży do krojenia serów. Na co dzień do serów twardych przyda się krajacz w formie łopatki, która pomoże pokroić ser w plastry. Domowy wyrób serów może okazać się wspaniałą przygodą, a ty zaskoczysz najbliższych subtelnymi smakami domowych wyrobów! Rozpocznij od lektury i teoretycznych podstaw, wyposaż się w potrzebne akcesoria, a potem działaj! | Domowy wyrób serów |
Każdy z nas lubi sok, który jest doskonałym źródłem witamin i minerałów. Te kupowane w sklepach często niestety nie mają wiele wspólnego z prawdziwym sokiem. Dosładzane, rozwadniane i najczęściej produkowane z zagęszczonego soku owocowego są wątpliwym źródłem cennych składników odżywczych. W takim razie co zrobić, aby mieć pełnowartościowy sok? Produkować go samemu. Jak wybierać owoce i warzywa na sok?
Nic nam nie da samodzielna produkcja soku, jeśli produkty, jakich użyjemy, będą marnej jakości. Najlepiej, gdy owoce i warzywa pochodzą z pewnego źródła. Jeśli robimy zakupy w supermarketach, wybierajmy te sprzedawane luzem, łatwiej wtedy wybrać najładniejsze sztuki. Najlepiej oczywiście kupować bezpośrednio u producenta na targu lub giełdzie rolnej, ale nie każdy ma takie możliwości. Na co trzeba zwrócić uwagę? Kupujmy warzywa i owoce sezonowe, dojrzałe, pięknie wybarwione i smakowicie pachnące. Unikajmy tych z obiciami, plamami pleśni czy otarciami, ponieważ wpłyną negatywnie na smak, zapach i nasze zdrowie.
Sok z wyciskarki
Wyciskarka do owoców działa na zasadzie miażdżenia komórek owocu lub warzywa w celu pozyskania z nich soku. W sklepach mamy do wyboru wyciskarki jedno- lub dwuślimakowe. Wyciskarki jednoślimakowe są prostsze w czyszczeniu, jednak ich wydajność jest mniejsza.
Sok uzyskany przy wykorzystaniu wyciskarek jest gęsty, mętny, z małą ilością piany i większą zawartością substancji odżywczych, takich jak witaminy, sole mineralne czy enzymy. Dzięki temu, że surowiec nie nagrzewa się podczas wyciskania, straty tych substancji są znacznie mniejsze niż w przypadku innych metod. Otrzymywanie soku z wyciskarki trwa dłużej, ponieważ ślimak miażdżący surowiec obraca się znacznie wolniej niż ostrza w sokowirówce. Jednak dzięki temu sam proces przebiega z większą wydajnością.
Sok z sokowirówki
Sokowirówka w odróżnieniu od wyciskarki nie miażdży komórek, a rozcina je za pomocą wirujących ostrzy. Następnie dzięki sile odśrodkowej jest pozyskiwany sok. Taki sposób jego produkcji niestety ma więcej wad. Sok jest mocno napowietrzony, co możemy poznać po niezbyt estetycznej pianie. Poza tym w wyniku ścinania oraz odwirowywania soku powstaje dość wysoka temperatura, która sprawia, że enzymy stają się nieaktywne, a niektóre witaminy ulegają zniszczeniu.
Sok z sokowirówki jest za to klarowny, nie ma w nim grudek, kawałków owoców lub warzyw. Otrzymywany jest też znacznie szybciej niż w przypadku wyciskarki. Sokowirówka będzie miała problem z uzyskaniem soku z traw, np. pszenicy oraz z owoców jagodowych, jest również dość kłopotliwa w czyszczeniu. Plusem sokowirówki jest to, że możemy przerabiać znaczne ilości warzyw i owoców.
Zatem który sok wybrać?
Wszystko zależy od tego, na jakim aspekcie nam najbardziej zależy. Jeśli nie mamy czasu, chcemy od razu otrzymać dużo soku i nie lubimy w nim grudek, lepszym rozwiązaniem będzie sokowirówka. Lepiej pić codziennie świeży sok z sokowirówki niż ten kupiony w supermarkecie, będzie on zawierał na pewno więcej cennych substancji.
Jeżeli zaś zależy nam na właściwościach odżywczych i możemy poświęcić trochę czasu na pozyskanie soku, to lepiej wybrać wyciskarkę. Trzeba się tylko zastanowić, czy wolimy prostszą, ale mniej wydajną wyciskarkę jednoślimakową, czy bardziej wydajną, ale trudniejszą w czyszczeniu wyciskarkę dwuślimakową.
Świeży sok z wyciskarki czy sokowirówki może stanowić jedną z zalecanych przez dietetyków porcji warzyw i owoców. To szczególnie dobre rozwiązanie dla dzieci, które często demonstrują niechęć do jedzenia warzyw. Osoby aktywne również odnajdą w świeżych sokach moc naturalnych składników, które dostarczą sił witalnych każdego dnia. Dlatego warto zastanowić się nad wyborem jednego z opisanych urządzeń i samodzielnie produkować ulubiony sok. | Sok z wyciskarki czy sokowirówki – który jest zdrowszy? |
W sprzedaży jest obecnie bardzo wiele różnych modeli słuchawek nausznych. Na co zwracać uwagę przy ich wyborze? W tym materiale video odpowiemy na najistotniejsze kwestie w tej sprawie. Zapraszamy do obejrzenia video:
box:video | Słuchawki nauszne - czym kierować się przy ich wyborze? - video |
Jędrny i piękny biust to atut każdej kobiety, choć nie wszystkie panie są zadowolone z wielkości i kształtu swoich piersi. Stosowanie się do kilku istotnych zasad sprawi, że nabiorą jędrności, a każda z nas będzie mogła cieszyć się z ich idealnego wyglądu. Po pierwsze: badamy
Aby piersi były piękne, muszą być przede wszystkim zdrowe. Obowiązkiem każdej kobiety są systematyczne badania piersi, tj. USG i mammografia, mające na celu wyeliminowanie chorób nowotworowych. Należy zwracać uwagę na zmiany wyglądu, wielkości, pojawienie się wydzieliny czy ból w jednej piersi. W żadnym wypadku nie wolno zaniedbywać regularnego samobadania, które często może uchronić przed rozwijaniem się choroby. Jak przeprowadzić samobadanie? To nic trudnego! Polega przede wszystkim na wnikliwej obserwacji, masażu i ucisku. Twój lekarz ginekolog z pewnością udzieli wskazówek w tym zakresie.
Po drugie: kremujemy
Skóra piersi jest bardzo delikatna i wrażliwa. Aby biust ładnie się prezentował, powinien być przede wszystkim nawilżony, dlatego piersi muszą być jak najczęściej nawilżane balsamem lub oliwką. W bardziej podeszłym wieku, by zapobiec zwiotczeniu skóry i nie stracić jędrności, należy sięgać po intensywniej działające kosmetyki poprawiające napięcie skóry.
Po trzecie: jemy zdrowo
Odpowiednia dieta opóźni starzenie się skóry i zapobiegnie najgroźniejszej chorobie piersi, czyli rakowi. Czym możemy zmniejszyć zagrożenie rakiem piersi? Przede wszystkim spożywając codziennie szklankę mleka sojowego lub ok. 120 g sera tofu. W menu nie powinno zabraknąć ryb bogatych w kwasy Omega-3, chroniące organizm przed nowotworami, oraz warzyw i owoców (przede wszystkim cytrusów zawierających limonen, który hamuje rozwój guzów gruczołu mlecznego).
Na starzenie idealne będą ciemne winogrona, owoce morwy i czerwone wino – zawierają resweratol, który regeneruje komórki. Oczywiście nie zapominajmy o wodzie mineralnej, która jest podstawą w drodze do piękna. Jej picie oczyszcza ciało i zdecydowanie ułatwia przemianę materii. Podobnie niezastąpiona jest zielona herbata, której właściwości antyrakowe zostały udowodnione naukowo.
Czego unikać? Przede wszystkim alkoholu i papierosów. Panie palące papierosy w nadmiarze o wiele częściej cierpią z powodu schorzeń piersi.
Po czwarte: ćwiczymy
Kobiece piersi podtrzymywane są przez mięśnie klatki piersiowej, grzbietu i ramion. Systematyczne proste ćwiczenia tych partii pomogą w ich wymodelowaniu:
Motylki. Połóż się na macie gimnastycznej, nogi rozstaw szeroko i ugnij w kolanach. Do rąk weź hantelki (nie muszą być ciężkie, wystarczy waga 1 kg), rozłóż ręce na boki, unieś i skrzyżuj nad biustem. Napinaj mięśnie klatki piersiowej, licz wolno do pięciu – następnie połóż ręce na podłodze i rozluźnij się. Ćwiczenie należy wykonywać w 3 seriach po 12 powtórzeń.
Pompki. Połóż się na macie na brzuchu, unieś lekko ciało i – opierając się na rękach i kolanach (dłonie powinny być nieco szerzej niż szerokość barków) – powoli uginaj łokcie i zbliżaj ciało do maty. Następnie powróć do pozycji wyjściowej, unosząc ciało do góry, aż do pełnego wyprostu ramion i łokci. Kręgosłup musi być przez cały czas sztywno wyprostowany. Ćwiczenie należy wykonywać w 3 seriach po 10 powtórzeń.
Ściskanie piłki. Usiądź ze skrzyżowanymi nogami (po turecku) i chwyć piłkę w obie ręce. Unieś piłkę na wysokość klatki piersiowej w taki sposób, by łokcie i dłonie były na jednej wysokości. Następnie ściskaj ją z całej siły i odpocznij. Ćwiczenie należy wykonywać w 3 seriach po 30 powtórzeń.
Jeśli uda nam się przestrzegać kilku zasad, regularnych ćwiczeń, badań i odpowiedniego odżywiania, nasze piersi przez długi czas zachowają piękny wygląd. Dlatego jeśli nie jesteśmy usatysfakcjonowane z ich wyglądu, nie trzeba decydować się na (często bardzo niebezpieczne) ingerencję skalpela, wystarczy odrobina determinacji i systematyczności. | Piękny biust bez skalpela |
Łyżwy przeżywają drugą młodość. Ślizgają się na nich wszyscy – dzieci, dorośli oraz seniorzy. Problemu nie stanowi nawet brak śniegu lub mrozu, bo możemy znaleźć lodowiska, które działają przez cały rok. Jedyną przeszkodą może być brak własnych łyżew. Czy musimy na nie wydać fortunę? Z pewnością nie. Dawniej amatorzy jazdy na łyżwach nie mieli takich problemów z wyborem odpowiedniego sprzętu jak obecnie. Po prostu ten wybór był mocno ograniczony. Dziewczęta korzystały z tzw. figurówek, a chłopcy z popularnych hokejówek. Różnice między nimi były bardzo wyraźne i wynikały z potrzeb obu płci. Panie preferowały łyżwy pozwalające zgrabnie poruszać się po tafli lodu i wykonywać różnego rodzaju piruety. Z kolei panom łyżwy hokejowe gwarantowały osiągnięcie większej prędkości oraz lepszą zwrotność. Aktualnie wybór odpowiednich łyżew może stanowić nie lada wyzwanie. Skórzane? A może wykonane z twardej i wytrzymałej powłoki plastikowej? Sznurowane czy zapinane na klamry? Wybór spośród setek modeli nie jest sprawą oczywistą. Z pewnością najlepiej kierować się marką. Z wielu producentów łyżew śmiało można polecić kilku zaufanych: K2, Bauer, Roces, Tempish, Botas czy Spokey. Profesjonalne modele mogą kosztować nawet 1500–2000 zł, ale jeżeli dopiero zaczynamy przygodę z tym sportem, z pewnością nasz budżet może być zdecydowanie skromniejszy. Dobre jakościowo łyżwy dla amatorów możemy kupić już za niecałe 100 zł.
Tempish PRO LITE
Ceny łyżew uznanej czeskiej firmy Tempish zaczynają się od 99 zł. Doskonałe hokejówki PRO LITE nadają się do jazdy rekreacyjnej dla początkujących amatorów sportów zimowych. Wiązane buty wykonane zostały z wytrzymałych materiałów wysokiej jakości, połączonych z tkaniną poliamidową. Strona podeszwowa to bardzo dobre tworzywa sztuczne. Część nośna, wytworzona ze sprężystego poliamidu, tłumi drgania powodowane przez nierówności. Buty zawierają tzw. skarpety – wyjmowane wkładki z mieszanki nylexu i nylonu. Hokejowa płoza ma wysokiej jakości ostrze z galwanizowanej stali węglowej.
Spokey Acrid
Spokey Acrid to doskonały wybór w przystępnej cenie – od 89 zł. Łyżwy dostępne są w dwóch wersjach – hokejowej i figurowej. W obu wypadkach buty wykonane są z twardego i wytrzymałego plastiku. System zapięć stanowią trzy klamry dwusekcyjne, które umożliwiają bardzo szybkie i bezproblemowe zapięcie oraz zdjęcie butów. Wnętrze zawiera wyjmowany but, który ułatwia suszenie, a dodatkowo chroni przed zimnem i pochłania wilgoć. Naostrzona płoza wykonana została ze stali nierdzewnej. Łyżwy przeznaczone są do jazdy rekreacyjnej.
Spokey Classic
Spokey stworzył klasyczny i elegancki model łyżew figurowych, które nadają się do nauki oraz jazdy typowo rekreacyjnej. Cholewka wykonana ze skóry syntetycznej wysokiej jakości zachowuje odpowiednią temperaturę w obrębie stóp oraz podnosi komfort użytkowania. Wysokie wiązania zapewniają doskonałe dopasowanie do stóp oraz stabilność. Przednia częśćłyżew Spokey Classic ma wzmocniony nosek, dzięki czemu palce są dodatkowo chronione. Łyżwy zaopatrzone zostały we wstępnie naostrzone karbonowo-stalowe ostrza. Ceny zaczynają się od 99 zł.
Tempish Pro Jet
Łyżwy tej firmy mają hokejową płozę i są przeznaczone do jazdy rekreacyjnej. Kosztują od 99 zł wzwyż. Dwuczęściowa konstrukcja łyżew Pro Jetwykonana została z podwójnej profilowanej pianki. O odpowiednie usztywnienie i dopasowanie butów dbają trzy klamry zatrzaskowe, mające dwustronną regulację. Wewnętrzną wkładkę, tzw. skarpetę, można wyjąć i odświeżyć. Wykonano ją z mieszanki nylonu i nylexu, dzięki czemu stopy będą miały ochronę nawet przed dużym mrozem. Proponowany model zaopatrzony został w wysokiej jakości płozy wykonane z trwałej stali węglowej. | Dobre łyżwy do 100 zł |
Spacer gdy na dworze hula wiatr i mróz wcale nie musi być czymś strasznym. Wystarczy odpowiednio przygotować strój dziecka oraz wózek. Jak to zrobić? Mamom i tatusiom przydadzą się mufki zakładane na poręcz, termosy z ciepłą herbatą. Dziecko z pewnością nie zarznie, gdy ubierzemy je w ciepły kombinezon i zamiast koca użyjemy specjalnego śpiwora. O tym, że zimą, nawet mroźną, powinniśmy wychodzić z dzieckiem na spacery chyba nikogo nie trzeba przekonywać.
Mroźne i świeże powietrze wzmacnia odporność dziecka, poprawia jakość snu czy zwiększa apetyt. Eksperci podkreślają, że już pięciodniowe noworodki powinniśmy zabierać na krótkie spacery zimą. Wychodzić na dwór powinny również dzieci chore, jeśli nie gorączkują powyżej 38 stop. Celsjusza. Jednak, by spacer był przyjemny dla rodziców i dzieci oraz bezpieczny dla tych drugich, warto odpowiednio się do niego przygotować i pamiętać o kilku zasadach. Najważniejsza to: na mrozie nie przebywajmy zbyt długo. Długo, czyli ile czasu? To zależny od wieku naszej pociechy. W przypadku niemowlaków wystarczy, że przy minusowej temperaturze wyjedziemy z nimi na 5-10 minut. Czym dziecko jest starsze, ty ten czas możemy wydłużać. Druga kwestia to gadżety, jakie możemy wykorzystać przy wózku dla dziecka.
Gadżety dla dziecka, które przydadzą się zimą
Kombinezony
box:offerCarousel
W pierwszej kolejności podpowiemy, jak zadbać o komfort dzieci podczas zimowych spacerów. W przypadku maluchów, które jeszcze same nie chodzą, powinniśmy pamiętać o tym, żeby ubrać je nieco cieplej niż my sami. Zimą obowiązkowy jest szczelny, ciepły i utrzymujący odpowiednią temperaturę ciała kombinezon. Dobrze, gdy ma wbudowane rękawiczki oraz zakryte stopy. Kombinezony to najlepsze rozwiązanie także dla starszych dzieci. Szybko się je zakłada. Nie krępują ruchów. Przy tym wszystkim zapewniają odpowiednie utrzymanie temperatury.
Śpiwory
box:offerCarousel
By mieć pewność, że nasza pociecha nie zmarznie podczas spaceru, warto pomyśleć o zakupie spiworków do wózka. To gadżet, który zagwarantuje ciepło naszej pociesze. Szczelnie okrywa nogi i tułów dzieci. Przy tym jest wygodny w użytkowaniu - na całej długości mają zamki błyskawiczne, dzięki czemu umieszczenie wewnątrz maluszka jest proste i wygodne. Znajdziemy modele dostosowane do gondoli dla najmłodszych dzieci czy do wózków spacerowych, w których przewozimy dzieci nieco starsze.
Jak sprawdzić, czy aby nie przegrzewamy pociechy lub nie ubraliśmy jej za słabo? Najprościej dowiemy się tego dotykając karku dziecka. Nie powinien być ani za zimny, ani za ciepły. Policzki czy nos, to części ciała stale wyeksponowane na niższą temperaturę. Zawsze będą zimniejsze. Dotykając ich nigdy nie dowiemy się, czy nasza pociecha odczuwa komfort termiczny.
Gadżety dla rodziców, które przydadzą się zimą
Mufki
box:offerCarousel
Także rodzice mogą umilić sobie zimowe spacery. Pierwsza część ciała, która marznie na dworze? Dłonie! Dlatego z pewnością w zwiększeniu przyjemności z zimowych spacerów pomogą ciepłe mufki zapinane na poręcz wózka. To gadżet, którego niczym nie zastąpimy. Nawet najcieplejszymi rękawiczkami. Co ważne wykorzystać go możemy nie tylko przy wózkach. Równie dobrze sprawdzi się podczas wyprawy na sankach. W ofercie sklepów internetowych znajdziemy różne modele mufek. Wygodne są mufki nie połączone ze sobą. Przypominają rękawiczki, przez co gwarantują pełną swobodę ruchów. Inną opcją są jednoczęściowe mufki. Przy ich wyborze zwróćmy uwagę na ich szerokość. Może okazać się, że mimo zamontowania ich na środku poręczy, są zbyt wąskie, by schować w nie obydwie dłonie i wygodnie prowadzić wózek zimą.
Kubki termiczne
box:offerCarousel
Innym gadżetem, który z pewnością umili dorosłym zimowe spacery z pociechami jest kubki termiczne czy termos z gorącym napojem. By swobodnie dosięgać do termosu, warto też zainwestować w uniwersalne uchwyty do wózków na napoje czy właśnie termos.
Zimą nie powinniśmy zamykać się w domu z dzieckiem. Spacery na mroźnym, świeżym powietrzu mogą dać dużo dobrego. Zwiększyć odporność, poprawić apetyt czy dotlenić naszą pociechę. Ważne jest, abyśmy się do nich dobrze przygotowali. Zadbać powinniśmy zarówno o komfort dziecka, jak i rodzica, który pcha wózek czy ciągnie sanki. | Zimowe akcesoria do wózka, które umilą spacer. Nawet w największe mrozy |
Beatlemania, spódnica mini, hipisi, pop-art, Andy Warhol – lata 60. ubiegłego wieku były dekadą wielkich zmian. Polityka, ruchy społeczne i zmienne nastroje społeczne miały ogromny wpływ na design i sztukę. Lata 50. są okresem umiłowania amerykańskiego stylu, natomiast w latach 60. to Londyn staje się odniesieniem dla całego świata. Styl lat 60. charakteryzuje się nowoczesnością, intensywnymi kolorami, ciekawymi formami. Solidne, funkcjonalne i dość nijakie meble z poprzedniej dekady zostały zastąpione oryginalnymi, futurystycznymi modelami. Modne stają się wtedy meble w kształcie kul, jajka lub litery S. W wystroju wnętrz miesza się dużo elementów z drewna, z przezroczystymi akcesoriami. Design lat 60. to przede wszystkim umiłowanie sztuki, chęć zabawy oraz odejście od konserwatywnego podejścia, które „nakazuje” kupować meble i dodatki na całe życie. Jak przenieść styl lat 60. do naszego mieszkania? Wystarczy parę rzeczy, by nadać mu charakter futurystyczny.
Wygoda na okrągło
Fotel w kształcie kuli to najbardziej charakterystyczny element designu z lat 60. Fiński mistrz wzornictwa Eero Aarnio zainspirował się tamtą dekadą i stworzył fotel BALL – mebel wygodny, a zarazem zaskakujący stylistyką. Praktyczny element dekoracyjny, który pasuje do nowoczesnych wnętrz. BALL to fotel obrotowy, świetnie nadaje się do długiego relaksu, a także niezaplanowanej drzemki. Wygodne i miękkie siedzisko zapewni użytkownikowi komfort przez wiele godzin. Kosztuje ok. 3000 zł.
Lustrzana przestrzeń
W latach 60. idealne mieszkanie było przestronne, z otwartą kuchnią i przesuwnymi drzwiami. Nie każdy z nas ma mieszkanie o dużym metrażu, ale istnieje sprytny sposób na optyczne dodanie przestrzeni. Jest nim oczywiście duże lustro! Optycznie powiększy mieszkanie, jeśli będzie się w nim odbijać jakiś jego element. Powinno być dość proste, bez żadnych ozdób typu złocenia czy ornamenty. Wszystkie te wymogi spełnia lustro z Ikei – jest minimalistyczne, duże, a dodatkowo ma wieszaczki na ubrania. Jego dużą zaletą jest stelaż – możemy je postawić w dowolnym pomieszczeniu i nie wiercić dziur w ścianach. Cena: ok. 159 zł.
Światło i oryginalność
Kolejnym dodatkiem w stylu lat 60. będzie lampa UFO. To model podłogowy, stojący na jednej nodze, z podstawą. Charakteryzuje go półka umieszczona na wysokości podłokietnika sofy, która umożliwia łatwe odkładanie różnych rzeczy. Abażur wykonany jest z czarnej lub białej tkaniny. Prosta konstrukcja nadaje klasyczny wygląd, który pasuje do każdego wnętrza. Lampa przyciągnie spojrzenia wszystkich gości odwiedzających twoje mieszkanie z powodu bardzo ciekawego designu. Jeśli lubisz proste, ale i oryginalne dodatki, wybierz właśnie ją. Za ten model trzeba zapłacić 629 zł.
Czas na geometrię
Jakie wzory królowały w latach 60.? Przede wszystkim geometryczne! Romby, kwadraty, kółka, proste formy pojawiały się nie tylko w mieszkaniach, ale i w sztuce oraz modzie. Jeśli chcesz oddać ten styl, postaw na dywan w romby. Ma miękki i delikatny włos, który mieni się, gdy spoglądamy na niego pod kątem. Nie traci kolorów pod wpływem promieni słonecznych, jest antyalergiczny. Występuje w dwóch wariantach – czarno-białym i szaro-żółtym. Gdy chcesz zachować estetykę lat 60., lepszy będzie ten drugi. Cena dywanu zależy od wielkości i waha się między 119 zł a 259 zł.
Wielki powrót ceramiki
Zwieńczeniem stylu lat 60. w twoim domu będą ceramiczne dodatki. Moda na ceramikę wróciła już w zeszłym roku, a w roku 2018 każdy sklep wnętrzarski oferuje akcesoria z ceramiki. Ładnym, ale i praktycznym dodatkiem są wazony. Zestaw trzech białych wazonów ceramicznych różnej wielkości będzie pasować do każdego wnętrza. Komplet kosztuje ok. 145 zł. Dobrym pomysłem na odtworzenie w pokoju atmosfery epoki Beatlesów jest zakup wazonu Roko. Jest na tyle oryginalny, że nawet bez kwiatów będzie dodawać szyku twojemu mieszkaniu.
Lata 60. są nie tylko modne, ale i stylowe. Design z tamtej dekady nadal wygląda nowocześnie i nie ma nic wspólnego z „babcinym” wystrojem. Inwestując w dodatki z lat 60., możesz mieć pewność, że nawet w przyszłości będą wyglądać modnie i świeżo. | Urządzamy dom w stylu lat 60. 5 rzeczy, które muszą się w nim znaleźć |
To zabawka nie tylko dla chłopców. Bo czy nowoczesna kobieta nie powinna poradzić sobie z wbiciem gwoździa i przykręceniem śrubki? Oferowane modele wolnostojących warsztatów dla dzieci potrafią zrobić wrażenie nawet na dorosłych majsterkowiczach. No bo który z nich ma nie tylko skrzynkę na narzędzia, ale również solidny stół warsztatowy z organizerem, zainstalowanym na stałe imadłem i lampą oświetlającą miejsce pracy?
Dlatego wielu tatusiów po zakupieniu takiej zabawki zaczyna rozglądać się za kompletem warsztatowym, ale w wersji dla dorosłych. Zresztą nie tylko panowie odczuwają chęć zmajstrowania półeczki lub szafki, z której będą dumni.
Warsztaty dziecięce są wykonane zazwyczaj z dobrych materiałów:
* wytrzymałego plastiku w wersji dla najmniejszych majsterkowiczów
* bezpiecznego drewna (w przypadku narzędzi z ostrymi zakończeniami metalowymi producenci deklarują, że są to zabawki dla dzieci co najmniej ośmioletnich).
Poniżej pięć interesujących propozycji dużych warsztatów.
Warsztaty plastikowe
Ich ceny rozpoczynają się od ok. 60 zł. Producenci oferują wiele modeli w różnych cenach, rozmiarach i wariantach wyposażenia.
* Tool & Brains. Solidnie wykonany warsztat. W komplecie m.in.: ręczna wiertarka, końcówki do wiertarki, młotek, klucz francuski, piła, śrubokręt, imadło, klucz oczkowy oraz naklejki. Do zestawu jest dołączony pojazd, który dziecko może rozkręcać i tworzyć z jego elementów motorek, koparkę bądź helikopter! Kolejną niespodzianką jest ręcznie działająca wiertarka. Stół na ścianie ma otwory, w które można wkręcać śruby oraz wkładać inne elementy znajdujące się w zestawie. Dodatkowo znajdują się tam haki, na których można zawiesić narzędzia.
Dzięki dolnej półce bardzo łatwo utrzymać porządek. Na blacie znajduje się centymetr, ułatwiający dziecku naukę cyferek oraz odmierzania długości. Wysokość całkowita: ok. 75 cm. Cena: 69,90 zł.
* Warsztat Bob Budowniczy. Stanowisko do zabawy dla fanów przygód Boba Budowniczego, udekorowane jego wizerunkiem. W komplecie składającym się z ok. 40 części znajdują się m.in.: młotek, wiertarka, piła, klucze i gwoździe. Warsztat ma blisko 80 cm wysokości. Cena: 199,90 zł.
* Bosch Mini. Zestaw pochodzi z serii zabawek Bosch Mini powstałej na licencji Boscha, dlatego narzędzia są wiernymi kopiami produktów tej firmy. W skład zestawu wchodzą: szaro-zielony stół warsztatowy, ściana, haczyki na narzędzia i półka warsztatowa, młotek, piła, imadło, suwmiarka, miarka, kombinerki, klucz płaski, śrubokręty oraz wiele innych elementów, np. śrubki czy nakrętki. Zabawka przeznaczona dla dzieci od 3. roku życia. Wysokość całkowita warsztatu: 100 cm. Cena: 314,90 zł.
Warsztaty drewniane
To kategoria produktów, które robią największe wrażenie. Po pierwsze dlatego, że drewno to trwalszy i bardziej ekologiczny materiał niż plastik. Po drugie, bo narzędzia, które kupujemy w komplecie, to często miniatury prawdziwych. Dziecko może nimi wbijać prawdziwe gwoździe, ciąć listewki, wkręcać śrubki. Są niewielkie i dlatego niektóre niewysokie panie wolą używać narzędzi „podebranych” dziecku, by poradzić sobie z jakąś drobną pracą. Oczywiście to możliwe, że ośmiolatek uczący się wbijać gwoździe czy ciąć piłą listewki w końcu się skaleczy. Ale czy jest lepszy sposób nauczenia się używania narzędzi, niż praktyka pod troskliwym okiem mamy lub taty?
* EcoToys. Stół warsztatowy z narzędziami, organizerem na narzędzia i półką. W całości wykonany z drewna. W głównym blacie znajdują się otwory, do których można przykręcać śruby i deseczki. Zainstalowano tam też imadło oraz miarkę. Wysokość 74 cm. Stabilny – waży 5 kg. Cena: od 159 zł.
* Warsztat małego stolarza. Funkcjonalny warsztat w całości wykonany z drewna. W jego skład wchodzą narzędzia i niezbędne akcesoria. W dolnej części specjalna szafka zamykana przesuwanymi drzwiczkami. Blat roboczy wyposażony w imadło. Zestaw zawiera 28 elementów, m.in.: młotek i pobijak, klucze, dłuto, kombinerki, metr automatyczny, piłę do drewna, zacisk mocujący, śrubokręty, klucze imbusowe, piłę ramową, skrzynkę uciosową oraz okulary ochronne. Możliwość regulacji wysokości w 3 skokach co 5 cm. Maks. wysokość blatu: 82 cm. Stabilny, waży: 12,5 kg. W zestawie specjalny pas na narzędzia. Cena: 299,99 zł.
Zabawa w stolarza czy mechanika wspiera rozwój sensoryczny dziecka, jego wyobraźni, koordynacji ruchowej umiejętności planowania. Mały człowiek zyskuje wrażliwość estetyczną i hart ducha, bo musi zaplanować pracę i konsekwentnie doprowadzić ją do końca – nawet jeśli trzeba wkręcić tylko jedną śrubkę. | Pięć dużych warsztatów dla małych majsterkowiczów |
Zbliżają się ciepłe, letnie wieczory, które zachęcają do spędzania czasu na zewnątrz. Zasilane energią słoneczną lampy solarne to doskonały sposób na oświetlenie ogrodu. Lampy ogrodowe coraz częściej zastępują tradycyjne oświetlenie w ogrodzie. Czerpią energię ze światła słonecznego, więc ich zasilanie nic nas nie kosztuje. To rozwiązanie szczególnie korzystne w przypadku dużych powierzchni, których oświetlenie może kosztować majątek. Dodatkowym atutem jest łatwy montaż lamp solarnych, ponieważ nie wymagają okablowania. Docenią to na pewno właściciele zaaranżowanych już ogrodów, którzy nie chcieliby przekopywać swoich trawników i niszczyć rabatek, aby wykonać podłączenia do prądu. Lampa solarna jest ładowana w ciągu dnia. Magazynuje prąd w akumulatorze, a po zmierzchu się włącza, subtelnie oświetlając ścieżki, schody i tarasy. Zaletą fotoogniw, które znajdują się wewnątrz lamp, jest ich niezwykła trwałość – mogą działać nawet do 20 lat. Ogrodowa lampa solarna jest przyjazna dla środowiska, ponieważ korzysta z energii odnawialnej.
Latarnia
Zdecydowanie największą stojącą lampą solarną jest latarnia ogrodowa. Wyposażona w energooszczędne żarówki LED lampa ma maszt i ramiona wykonane ze specjalnego stopu aluminium, które jest wytrzymałe i odporne na korozję. Na górze znajduje się panel fotowoltaiczny, który magazynuje energię w ciągu dnia. Nawet gdy niebo jest zachmurzone, pobiera promienie UV. Całość jest niezwykle łatwa w montażu. Musimy jednak dbać, aby panel był zawsze czysty i nie zasłaniały go liście lub drzewa. Solarne latarnie ogrodowe będą doskonałe do oświetlenie dużych powierzchni. Są wysokie, przeciętnie mierzą ok. 3 m. Do wyboru mamy różną stylistykę, którą z łatwością dopasujemy do aranżacji naszego ogrodu. Lampy w stylu retro, z wiszącymi latarkami sprawdzą się w klasycznych ogrodach w stylu angielskim. Bardziej uniwersalny model z kloszami w kształcie kul pasuje do większości przydomowych ogrodów. Możemy wybrać lampy o różnej mocy, większość latarni ma również automatyczny układ włączający światło po zapadnięciu zmroku oraz możliwość ustawienia czasu świecenia.
box:offerCarousel
Elegancki technorattan
Elegancka lampa solarna z technorattanu mierzy prawie 70 cm. Nowoczesna forma pasuje do współczesnych minimalistycznych ogrodów, doskonale sprawdzi się również w roli oświetlenia tarasowego. Lampa zamknięta w plecionej osłonie daje niezwykle dekoracyjny efekt. Technorattan to bardzo wytrzymałe tworzywo, które z powodzeniem imituje naturalną plecionkę. Jest wytrzymały na niekorzystne warunki atmosferyczne, takie jak deszcz czy promienie UV. Lampa ładuje się w dzień i zapala po zmierzchu dzięki zamontowanej fotokomórce. Zawiera także baterię litową wielokrotnego ładowania.
Nowoczesne aluminium
Aluminiowa lampa solarna z czujnikiem ruchu o wysokości 70 cm jest wyposażona w 13 białych diod typu LED, których żywotność wynosi ponad 100 tys. godzin. Zamontowany w niej czujnik ruchu sprawia, że po wykryciu naszej obecności lampa świeci mocniej. Model w formie nowoczesnego, designerskiego słupka można montować na dwa sposoby. Trzpień ułatwi wbicie lampy w ziemię, ale możemy również przykręcić ją do twardego podłoża. W pełni naładowana świeci do 8 godzin z jasnością 91 lumenów. Musimy oczywiście pamiętać, że długość działania i moc świecenia każdej lampy solarnej zależy od tego, w jakim miejscu jest zamontowana i jak długo w ciągu dnia pada na nią światło słoneczne.
Nastrojowa kula
Solarne kule są niezwykle modnym i efektownym sposobem na oświetlenie ogrodu. Wyglądają zjawiskowo, gdy rozświetlają mlecznym, rozproszonym światłem trawniki, podesty i zarośla. Duże kule o średnicy 50 cm przyciągną uwagę każdego i będą niezwykłą ozdobą naszego ogrodu. Dzięki nim stworzymy niepowtarzalny nastrój i atmosferę do wieczornego wypoczynku. Jak każda lampa solarna nie potrzebują okablowania. Zasilana energią słoneczną kula włącza się automatycznie lub pilotem. Większość modeli ma również opcję zmiany koloru. Możemy wybrać pojedyncze barwy, a także ustawić różne konfiguracje natężenia i prędkości ich zmiany.
Lampami solarnymi możemy oświetlić ścieżki, rabaty, murki, oczka wodne czy altanki. Są niezwykle dekoracyjne, stwarzają przyjemny nastrój i pozwalają zaoszczędzić pieniądze. | Bezpłatne światło wokół domu – duże stojące lampy solarne |
W wysokiej temperaturze pocimy się bardziej niż zwykle, dlatego zakup szybko schnącej odzieży termoaktywnej będzie strzałem w dziesiątkę. Chcesz żyć długo i szczęśliwie? Uprawiaj sport. Obojętnie jaki: bieganie, fitness, jazdę na rowerze, pływanie, tai chi. Ruch jest zdrowy zarówno dla naszego ciała, jak i umysłu (co udowodnili neurobiolodzy). Odpowiednia odzież sprawi, że podczas wysiłku będziesz się czuć bardziej komfortowo. Latem szczególnie przydadzą ci się spodenki, które schną szybciej niż „normalne”.
Niezwykłe właściwości
Odzież termoaktywna
najnowszej generacji ma szczególne właściwości. Materiał, z którego jest uszyta, odprowadza wilgoć z powierzchni skóry na zewnątrz. Tkanina składa się z kilku warstw, co zapewnia komfort termiczny niezależnie od pogody. Dzięki zawartości jonów srebra ma właściwości bakteriostatyczne. Specjalne włókna uniemożliwiają przedostawanie się bakterii z materiału na skórę, co zapobiega między innymi powstawaniu alergii, podrażnień i chorób skóry, a także zmniejsza uwalnianie się nieprzyjemnych zapachów. Dzięki zastosowaniu specjalnego włókna elastycznego „z pamięcią” odzież nawet po długotrwałym użytkowaniu wraca do pierwotnego kształtu. Ubrania zawierają też tzw. mapę ciała – ich konstrukcja uwzględnia miejsca szczególnie narażone na pocenie się. Spłaszczone szwy zapobiegają powstawaniu otarć naskórka. Niezwykłe właściwości odzieży termoaktywnej sprawiają, że cieszy się ona wielkim powodzeniem wśród amatorów sportu.
Na co dzień i do biegania
Spodenki szybko schnące mogą slużyć zarówno jako bielizna, jak i odzież sportowa (np. do jazdy na rowerze) czy kąpielówki. Bielizna Norde łączy właściwości termoaktywne z ciekawym designem. Szybko schnące bokserki Norde za 19,90 zł odprowadzają wilgoć ze skóry i utrzymują balans termiczny podczas wzmożonego wysiłku. To bielizna wyjątkowo wygodna i komfortowa. Estetyczny wygląd pozwala zastosować ją zarówno jako odzież sportową, jak i na co dzień.
Elastyczne spodenki Berens kosztują ok. 30 zł i stanowią doskonałą propozycję dla biegaczy. Są termoaktywne, miękkie w dotyku, szybko schną i mają płaskie szwy. Uszyte zostały z elastycznej tkaniny z dodatkiem lycry. Idealnie dopasowują się do ciała, nie krępując ruchów i podkreślając sylwetkę. Nie tracą elastyczności nawet po długotrwałym używaniu, a dodatek jonów srebra redukuje powstawanie nieprzyjemnych zapachów.
Na rower
Szybko schnące spodenki rowerowe są propozycją dla tych, którzy szukają komfortowej odzieży o wysokiej funkcjonalności. Model firmy Radical wykonano z najnowocześniejszych materiałów termoaktywnych. Do produkcji zastosowano poliester w całości wzbogacony jonami srebra. Spodenki wyposażone są w szybko schnącą, antybakteryjną wkładkę oraz silikonowe gumy w nogawkach, zapobiegające ich podciąganiu się podczas jazdy. Kosztują 54,90 zł.
Spodenki kolarskie FDX, uszyte z oddychających materiałów, z wygodną wkładką antybakteryjną kosztują 84 zł i są idealne do codziennej jazdy i na wycieczki rowerowe, zwłaszcza w ciepłe dni lata. Nogawki zakończone są szerokim ściągaczem, a silikonowe wstawki po wewnętrznej stronie zapobiegają ich podwijaniu się. Elementy odblaskowe gwarantują bezpieczeństwo po zmroku i podczas złych warunków atmosferycznych.
Do pływania
Szorty kąpielowe, które szybko schną, to idealna propozycja dla zapalonych plażowiczów.
Granatowe spodenki – szorty dla panów, uszyte z oddychającego materiału, mają luźny fason, w pasie tasiemkę ściągającą, a z tyłu kieszeń. Kosztują niecałe 20 zł.
Za kolorowe (turkus, czerwień i granat) szorty francuskiej firmy Tribord, specjalizującej się w produkcji sprzętu do sportów wodnych, zapłacimy ok. 50 zł. Spodenki mają modny i wygodny fason, uszyto je z impregnowanej tkaniny, są odporne na działanie słonej morskiej wody oraz chloru w basenie. Damskie spodenki plażowe w kolorze czarnym za około 40 zł mogą służyć zarówno do kąpieli, jak i plażowania. Gładkie, elastyczne spodenki uszyte są z szybko schnącego włoskiego materiału carvico, który cechują podwyższona odporność na chlor i promienie UV.
Doskonałym rozwiązaniem dla pań są też spódnicospodenki, np. firmy Quechua za 69 zł, które idealnie nadają się na piesze wędrówki. Wkładając je, będziesz wyglądać kobieco, a czuć się wygodnie i komfortowo, bo wewnątrz są wszyte spodenki z rozciągliwej siateczki.
Trudno nie doceniać współczesnych odzieżowych „wynalazków”. Wystarczy wspomnieć koszule non-iron, w których pocili się nasi dziadkowie, czy kremplinowe sukienki i żakiety, w których ledwie mogły oddychać nasze babcie… My mamy znacznie lepiej, więc grzech nie skorzystać. | Szybko schnące spodenki sportowe – które wybrać? |
„Rój” to taktyczna rozgrywka pomiędzy dwiema armiami owadów, które pochodzą z dwóch różnych łąk. Wygra tylko ta, której – niczym w prawdziwej bitwie – uda się otoczyć królową przeciwnika. Aby zwyciężyć, trzeba pozostać skoncentrowanym aż do końca gry, ponieważ jeden fałszywy ruch może przesądzić o porażce. Gra trzyma w napięciu i potrafi zaskakiwać nawet wprawnych graczy. Dzięki swoim niedużym gabarytom „Rój” idealnie sprawdza się w podróży. Zawartość pudełka
Pudełko zawiera 22 kamienie w białym i czarnym kolorze. Wyróżnia je heksagonalny kształt, który ma swoje uzasadnienie w przebiegu gry. Na kamieniach (wykonanych z tworzywa sztucznego), dość oryginalnie, nie mamy do czynienia z magicznymi stworami, zombie czy żołnierzami, tylko z pięknie i starannie odwzorowanymi gatunkami owadów, których ruchy w grze będą nawiązywać do ich naturalnych cech i właściwości. W wersji podstawowej w pudełku znajdują się: 2 pszczoły, 4 żuki, 4 pająki, 6 mrówek i 6 koników polnych. Każdą grupę owadów charakteryzuje inny sposób poruszania się. Kamienie przedstawiające owady rozdziela się po równo pomiędzy dwóch graczy. W pudełku znajduje się również krótka, jasna instrukcja gry oraz torebka wykonana z materiału, która służy do wygodnego transportu „Roju”.
Podstawowe ruchy owadów
Tak jak pisałam wyżej, sposób poruszania się owadów, stanowiący fundament całej gry, nawiązuje do ich naturalnych cech i właściwości. I tak na przykład konik polny porusza się, skacząc w linii prostej, żuk może się wspinać na inne kamienie, a mrówka wejść praktycznie w każdy zakamarek. Gra nie zawiera planszy, wystarczy płaska powierzchnia, jak stół czy kawałek podłogi. Poza przyswojeniem sposobu poruszania się każdej z grup owadów należy jeszcze pamiętać o tym, że roju nie można przerwać. Kamienie biorące udział w rozgrywce muszą stanowić połączoną całość (przypomina to wówczas podziurawiony plaster miodu, w którego centrum znajdują się zwykle dwie pszczoły, tzw. królowe). Poruszamy się, dokładając nowe kamienie oraz przemieszczając te znajdujące się już w grze. Nie ma możliwości wycofania z gry raz wyłożonego owada. Kamienie przeciwnika można blokować, ale nie ma możliwości zbicia pionka poprzez całkowite wyeliminowanie go z gry.
Bardzo ważny jest sam początek gry, już na tym etapie warto przyjąć ofensywną taktykę. Gracze wykładają kamienie z owadami, po jednym, na zmianę. Maksymalnie do trzeciej kolejki na stole muszą pojawić się obie pszczoły. Głównym celem każdego z graczy jest otoczenie pszczoły przeciwnika. Nie ma znaczenia, czy pszczoła zostanie otoczona przez białe, czy przez czarne kamienie. Wprawionym graczom udaje się doprowadzić przeciwnika do swego rodzaju sabotażu, bowiem zdarza się, że przegrywa on rundę w wyniku otoczenia swojej pszczoły przez własne kamienie. Gra nie jest punktowana, każda runda zawsze kończy się zwycięstwem jednego z graczy. W tym sensie gra przypomina szachy, jest jednak zdecydowanie mniej rozwlekła. Pojedyncza runda, czy też rozgrywka, może trwać od pięciu do nawet dwudziestu minut. Wszystko zależy od skupienia i stopnia wyrównania poziomu graczy. Ta rozbieżność w czasie trwania gry czyni ją dynamiczną i ciekawą.
Podsumowanie
Trudno znudzić się tą grą. Umożliwia rozwój umysłowy, sprawiając przy tym sporo frajdy. Producent również nie pozwala nam się nudzić i co jakiś czas wypuszcza na rynek nowe dodatki. Zaliczyć można do nich między innymi „Komara” i „Biedronkę”. Dodają kolorytu grze i dobrze wpasowują się w resztę ferajny, nie ingerując za mocno w całość strategii. Gra przeznaczona jest dla osób powyżej dziewiątego roku życia, podobnie jednak jak szachy dostarcza rozrywki również – a może przede wszystkim – rodzicom i wszystkim dorosłym graczom. Grę można kupić na Allegro już od 67 zł. | „Rój” – recenzja gry |
Gdy twój książkowy debiut podbija serca dziesiątek tysięcy fanów, to oznacza, że szybko pojawią się pytania nie tylko o to, kiedy kolejna książka, ale także takie, czy ten sukces w ogóle można przebić. Z ulgą donosimy, że Marcie Dymek – autorce nietypowych, kulinarnych przepisów oraz popularnego bloga „Jadłonomia”, udało się to w… 110%. Od kilku lat nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, literatura poświęcona gotowaniu przeżywa swój renesans. Przestały nam wystarczać tradycyjne i konwencjonalne książki kucharskie. Posiadamy coraz większą świadomość tego, co jemy. Mamy również łatwiejszy dostęp do podróży, nawiązujemy kontakty z ludźmi z całego świata – w sieci dzielimy się tym, co lubimy i tym, co jemy. Rozwój internetu i mediów społecznościowych sprawił, że dzisiaj niemal każdy może zostać foodie, czyli smakoszem i znawcą dobrej kuchni. Częściej niż kiedykolwiek dbamy o zdrowie i szczupłą sylwetkę, chętniej korzystamy z dorobków kuchni świata, a tradycyjne polskie przepisy modyfikujemy zgodnie z własnymi potrzebami.
Entuzjastycznie przyjęta „Jadłonomia” – pierwsza książka wydana przez Martę Dymek, autorkę kultowego bloga o tej samej nazwie – pokazuje jak dużą popularnością cieszy się kuchnia bezmięsna. Pełna spopularyzowanych przepisów książka, szybko stała się bestsellerem i przekonała do skosztowania specjałów kuchni wegańskiej nawet największych mięsożerców. Błyskawicznie pojawiło się pytanie, czy Dymek sprosta wyzwaniu, jakie postawił przed nią sukces książkowego debiutu. Wygląda jednak na to, że nie mieliśmy powodów do obaw.
Przeczytaj pełną recenzję pierwszej książki Marty Dymek „Jadłonomia”.
Kuchnia wege, czyli zewsząd
Na nową książkę autorki „Jadłonomii” musieliśmy czekać niemal 3 lata. Lektura wstępu do „Nowej Jadłonomii” szybko tłumaczy, dlaczego trwało to aż tak długo. Marta Dymek postawiła przed sobą bardzo ambitne zadanie, polegające na tym, by zainteresować polskich czytelników kuchnią wegańską – nie tylko z Polski i okolic, ale… z całego świata. Przygotowując się do napisania tej książki, autorka odwiedziła aż 50 (!) krajów, skupiając się przede wszystkim na lokalnej kuchni i jej tradycjach. Połączenie egzotycznych (i tych nieco mniej) podróży z pysznym jedzeniem okazało się strzałem w dziesiątkę.
Dymek zabiera nas w fascynująca podróż po Azji, Europie czy Ameryce Południowej, odkrywając wyjątkowe smaki i niecodzienne połączenia. „Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata” odkrywa prostą, choć często zapominaną prawdę – na kuchnię roślinną monopolu nie ma żaden naród i żadne państwo. W każdym miejscu na świecie gotuje się potrawy bez mięsa i jego przetworów. W książce znajdziemy przepisy, m.in. na indyjskie curry massaman, klasyczną wietnamską zupę Pho czy lody z masłem orzechowym i curry, których autorka próbowała w San Francisco. Obok orientalnie brzmiących nazw, pojawiają się bardziej swojskie przepisy, chociażby na barszcz ukraiński czy paprykarz z kaszą gryczaną. Każdy z nich opatrzony jest piękną, pobudzającą apetyt fotografią w dużym rozmiarze.
Książki i blog Marty Dymek mają swoją liczną i bardzo oddaną grupę wielbicieli, którzy szukają kulinarnych inspiracji i przepisów na pyszne oraz zdrowe dania kuchni wegetariańskiej. Osoby, które po raz pierwszy zetkną się z „Nową Jadłonomią. Roślinne przepisy z całego świata” mogą odczuć podróżniczy niedosyt. Każdy z przepisów opatrzony jest króciutkim wstępem, odnoszącym się do wypraw autorki. W całej, liczącej aż 288 stron, książce można znaleźć wspaniałe fotografie, które uzupełniają przepisy. Oprócz kulinarnych sekretów, z pewnością ciekawie byłoby poznać przemyślenia i porady Dymek, dotyczące samych podróży i jedzenia za granicą. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego… Jej najnowsza książka z pewnością będzie dla was źródłem inspiracji. A kto wie, może o samym podróżowaniu autorka opowie w kolejnej, już nie kucharskiej książce?
Źródło okładki: www.marginesy.com.pl | „Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata”, Marta Dymek – recenzja |
Książka Piotra Mieśnika to opowieść słodko-gorzka. Z jednej strony jest to historia walki z rakiem, pełna bólu i poświęcenia, z drugiej – opowieść o zwycięstwie, przemianie i radości, którą można odnaleźć nawet w najgorszych chwilach. Ania Szubert dowiedziała się, że ma raka, chłoniaka. Do tej pory radosna fotografka gwiazd, w jednym momencie została kobietą, nad którą wisi wyrok. Czy się poddała? Nie bez powodu nazywana była „najradośniejszą pacjentką onkologii”. Na szczęście walkę wygrała, jednak nie obyło się bez ofiar. O swojej historii postanowiła opowiedzieć nie tylko obserwatorom jej kont w mediach społecznościowych, ale również Piotrowi Mieśnikowi, który ubrał jej historię w słowa.
Chwila, w której zmienia się wszystko
Ania Szubert była młodą dziewczyną, która miała wszystko. Jej pasja była jej pracą, a praca jej pasją. Razem z narzeczonym i kilkuletnim synem tworzyła szczęśliwą, kochającą się rodzinę. To wszystko jednak zawisło na włosku, gdy Ania prosto z planu zdjęciowego trafiła do szpitala. Diagnoza: rak. Kobieta jednak nie poddała się, w swoim specyficznym, zadziornym poczuciu humoru postanowiła pokazać chorobie „środkowy palec”.
Nie włosy zdobią człowieka
Bohaterka zadziwia wytrwałością ducha. I odwagą. Przez cały proces choroby nie rozstawała się bowiem z mediami społecznościowymi, w których na bieżąco dokumentowała postępy choroby. Nie wstydziła się pokazywać powoli niszczonego ciała, głowy pozbawionej włosów czy coraz bardziej zapadniętych kości policzkowych. Nawet w tych ciężkich chwilach zachowała charakterystyczną dla siebie radość, starając się pamiętać, aby cieszyć się każdą chwilą, poświęcać czas na makijaż, żartować, zdobywać nowych przyjaciół. Chociaż dla niektórych robiła to na pokaz, nawet, jak twierdzili jej krytycy, miało to jej zapewnić sławę, to z pewnością dodawała otuchy wszystkim tym, którzy również mieli styczność z tą chorobą. Na swoim oddziale onkologicznym stała się niejako centrum życia towarzyskiego, gromadząc wokół siebie ludzi, którzy wspierali się nawzajem.
Jednak jej radość nie jest jedynym elementem opowieści. Ania, mimo całej swojej pogody ducha, przeszła przez niezwykle ciężką walkę, która odebrała jej prawie wszystko, co mogła. Jednak, jak zaznacza bohaterka, dużo jej też dała. Bo chociaż wyszła z walki zwycięsko, rak na zawsze pozostawił w niej swoje ślady, które zmieniły ją nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Przemiana, jaka się w niej dokonała jest niezwykle ważnym elementem książki i zmusza czytelnika do refleksji.
Opowieść o wielu odcieniach
„Jak zabiłam swojego raka” to historia spisana w formie wywiadu-rzeki, która ukazuje wszystkie strony okrutnej choroby. Chociaż pisana często przewrotnie, nie brak w niej bowiem elementów humorystycznych, ukazuje ból i cierpienie, którego bohaterka nigdy się nie spodziewała. To opowieść o sile i odwadze, o determinacji i dodawaniu otuchy, która może przydać się każdemu.
Książka dostępna jest również w wersji elektronicznej za około 20 złotych.
Źródło okładki: www.thefacto.pl | „Jak zabiłam swojego raka” Piotr Mieśnik, Anna Szubert – recenzja |
Znana wszystkim od dzieciństwa skakanka to przyrząd bardzo prosty, ale umożliwiający wykonywanie ćwiczeń korzystnych dla zdrowia i ogólnej kondycji organizmu. Nic dziwnego, że doceniają ją sportowcy, którym zależy na uzyskaniu szybkości, wytrzymałości, gibkości i siły. Z tym przyrządem rozgrzewają się zapaśnicy, dżudocy czy bokserzy. Skakanką nie gardził słynny Rocky Balboa, w którego postać wcielił się supergwiazdor kina akcji Sylwester Stallone. Kreowany przez niego bohater używał skakanki, przygotowując się do każdej walki. Skakanka kształtuje cechy motoryczne i spala tłuszcz, bo ćwiczenie z nią to spory wydatek energetyczny. Szacuje się, że dorosły człowiek spala w pół godziny prawie 400 kcal.
Sprzęt do ćwiczeń
Skakanki oferowane są w tak wielu wersjach, że wybór bywa niełatwy. Najtańszą można kupić już za kilka złotych, najdroższe kosztują ponad 50 zł, a te różnice zależą m.in. od materiału, z którego zrobione są linki. Skakanki mogą być sznurkowe, skórzane i metalowe. Różnią się też uchwytami – mogą mieć rączki antypoślizgowe, drewnianeczy aluminiowe, a nawet wyposażone w łożyska, co pozwala uzyskać bardzo szybkie obroty. Ostatnio modne są skakanki z wbudowanym licznikiem– na małym, 3-calowym ekranie można sprawdzić czas ćwiczeń oraz liczbę wykonanych obrotów i spalonych kalorii.
Warto też pomyśleć o butach. Skacze się na przedniej części stóp, więc najlepsze do tego typu treningu są buty do tenisa czy squasha. Dlaczego nie biegowe? Bo zawodnik biegnący poprawnie technicznie odbija się śródstopiem i pod tym kątem opracowano konstrukcję butów do biegania.
Ćwiczenia
Ćwiczenia wykonywane ze skakanką są tak proste jak ona sama i można je opanować po mistrzowsku już po kilku tygodniach. Oto kilka z nich:
Skok obunóż – polega na przeskakiwaniu przez skakankę obiema nogami naraz.
Skok naprzemienny – wyskok lewą nogą i lądowanie na lewej, następnie wyskok prawą i lądowanie na prawej.
Bieg – wyskok lewą nogą i opadnięcie na prawą, a zaraz potem wybicie z prawej i opadnięcie na lewą, czyli bieg w miejscu.
Konik – ruch podobny do biegu, ale z podnoszeniem kolan bardzo wysoko.
Marynarski krok – nogi są szeroko rozstawione, odbija się raz jedna, raz druga noga.
Dubel – dwa obroty skakanki podczas jednego wyskoku obunóż.
Krzyżowanie nóg – podskok na skrzyżowanych nogach, w powietrzu zamiana nóg miejscami i opadnięcie ze skrzyżowanymi nogami.
Krzyżowanie rąk – podczas opadania skakanki ręce krzyżowane są na wysokości łokci, przeskok nad linką, rozłożenie rąk, gdy linka znów opada.
Stretching dynamiczny
Popularność skakanki w treningu sportowym bierze się stąd, że to bardzo prosty sposób na rozgrzanie mięśni i stawów oraz element stretchingu dynamicznego, bardzo ważnego przed wysiłkiem – rozgrzewa stawy nadgarstków i ramion oraz staw skokowy, kolanowy i biodrowy. Ciało otrzymuje też bodźce skutkujące włączeniem się mechanizmów odpowiedzialnych za koordynację ruchów, gibkość ciała i wydolność.
Ćwiczenia ze skakanką jako przygotowanie do treningu pozwalają uzyskać następujące efekty:
korygują postawę ciała,
rozgrzewają, rozciągają i pobudzają mięśnie, by były gotowe do wysiłku,
zwiększają wydajność mięśni,
zmniejszają ryzyko kontuzji.
Rozgrzewka
Przed intensywnym ćwiczeniem ze skakanką należy koniecznie rozruszać nadgarstki, łokcie i barki. Wiele osób jednak zapomina, że szczególnie należy rozgrzać stawy biodrowe, kolanowe i skokowe. To przecież one w trakcie skakania muszą przenieść ciężar ciała. Do ich rozgrzania wystarczą ćwiczenia znane z lekcji wuefu – najprostsze krążenia, byle wykonywane odpowiednio długo, do momentu, gdy poczujemy w stawie lekkie, rozpływające się ciepło.
Ćwiczenia ze skakanką dają dużo korzyści. Są stałym elementem treningu największych gwiazd sportu, więc nie należy się wstydzić skakania. Trzeba jednak pamiętać, że o wiele lepiej poskakać codziennie przez kilka minut, niż raz w tygodniu wymęczyć się do tego stopnia, że ciało zacznie odmawiać posłuszeństwa. | Ćwiczenia ze skakanką zwiększające wydolność |
Czasami zdarza się, że nie możemy samodzielnie wsiąść za stery motocykla i przeprowadzić
go w inne miejsce. Wówczas zachodzi konieczność przetransportowania maszyny. Możemy dokonać tego sami, ale jeżeli nie chcemy się tym zajmować, transport możemy powierzyć specjalistom. Jaki transport wybrać?
Korzystanie z pomocy firm transportowych jest szczególnie korzystne, kiedy nie posiadamy własnego sprzętu, np. przyczepki czy busa, przeznaczonego do przewozu motocykli. W przypadku jednorazowych przewozów nie ma powodu, aby inwestować w specjalistyczny sprzęt. Lepiej powierzyć transport jednośladu firmie, która się w tym specjalizuje.
Przed zleceniem warto sprawdzić, czy wybrana firma świadczy usługi na wysokim poziomie. W tym celu najlepiej poszukać informacji na motocyklowych forach lub poprosić o rekomendację znajomych. Oczywiście, korzystanie z pomocy fachowców wiąże się ze stosowną opłatą, zależną najczęściej od liczby pokonanych kilometrów.
Na przyczepkę
Kiedy decydujemy się na samodzielny przewóz jednośladu, jednym ze sposobów jest transport maszyny na przyczepce motocyklowej. Przyczepkę można kupić, ale znacznie łatwiejszym rozwiązaniem jest jej wypożyczenie, np. ze stacji benzynowej lub od firmy świadczącej tego typu usługi. Dobrym rozwiązaniem jest wypożyczenie przyczepki podłogowej z plandeką, która ochroni motocykl przed czynnikami atmosferycznymi. Przed wyjazdem na ulicę należy sprawdzić, czy ma ona aktualne ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej (OC).
Kiedy już wybierzemy przyczepkę, ważne jest stabilne i silne zamocowanie jednośladu (przydatne mogą być pasy transportowe), ponieważ przemieszczenie się może prowadzić do przewrócenia jednośladu, a w najgorszym scenariuszu – do wypadku.
Warto pamiętać, że jazda z przyczepką wymaga od kierowcy samochodu odpowiednich umiejętności. Obowiązują go także inne przepisy związane z ograniczeniami prędkości. Szczególną ostrożność należy zachować podczas silnych podmuchów wiatru i prowadzeniu po oblodzonych nawierzchniach.
W busie
Ten rodzaj transportu jest łatwiejszy logistycznie i bezpieczniejszy niż przewóz motocykla na przyczepce. Przed wstawieniem maszyny należy zadbać o najazd, który ułatwi wprowadzenie do samochodu. W samochodzie powinny znajdować się haki mocujące. Wówczas przy użyciu kilku pasów transportowych można stabilnie zamocować motocykl. Można zdecydować się też na wymontowanie elementów narażonych na uszkodzenie, np. lusterek.
Główną zaletą tego rodzaju transportu jest przede wszystkim uniezależnienie od panujących na zewnątrz warunków atmosferycznych. Duża przestrzeń wewnątrz busa pozwala na przewóz dodatkowych akcesoriów, narzędzi, ubrań motocyklowych, itp. Kierowanie i manewrowanie busem jest znacznie łatwiejsze niż wykonywanie tych samych manewrów przy przewożeniu przyczepki. Kierowcy busa nie obowiązują też dodatkowe ograniczenia prędkości.
W przypadku obu rodzajów transportów motocykla nie można pozostawiać na stopce. Jeżeli chodzi o wybór pasów transportowych, najlepiej zdecydować się na te, które nie mają możliwości samoczynnego wypinania się, czyli takie, które posiadają zamknięte koła, a nie otwarte haki. Te powodują ryzyko wypięcia się i upadku motocykla. | Sposoby na transport motocykla |
Biegniesz w równym tempie. Słońce ogrzewa ci twarz, powietrze owiewa włosy. Endorfiny wprowadzają cię w doskonały nastrój. Czy może być coś przyjemniejszego niż jogging w słoneczny poranek? Otóż może! Jest to jogging z ukochanym, czworonożnym przyjacielem. Tej eksplozji pozytywnych emocji nie kupisz za żadne pieniądze. Możesz natomiast kupić sprzęt do bezpiecznego biegania z psem. Przyjemność płynącą z biegania z psem zna większość właścicieli czworonogów. Nie ma się czemu dziwić. Uszczęśliwiony czworonóg hasający na trawce, wbiegający pod nogi, by podzielić się z nami swym szczęściem i bezgraniczną miłością do nas, potrafi wprowadzić w doskonały nastrój nawet największego smutasa. To wspólne bieganie ma jednak swoje mankamenty, jeśli odpowiednio się do niego nie przygotujemy.
Najczęściej, jeśli zbieramy się do biegu, przypinamy do obroży psa zwykłą spacerową smycz, zakładamy kaganiec i ruszamy. Szczęśliwy pies ciągnie nas na boki, zmienia kierunek biegu, zawraca, obszczekuje inne psy… Po jakichś dziesięciu minutach czujemy, że boli nas ręka, w której trzymamy smycz, a czasami nawet bark i kręgosłup. Nic dziwnego – lewa i prawa połowa ciała nie pracują symetrycznie, bo ręka, w której trzymamy smycz, jest dodatkowo obciążona. Dla psa nagłe szarpnięcia smyczą również nie są przyjemne.
By unikać dyskomfortu trakcie relaksu, warto zaopatrzyć i siebie, i psa w niedrogi sprzęt, dzięki któremu wspólne bieganie dostarczy maksimum przyjemności obu uczestnikom zabawy.
Sprzęt dla ciebie
Sprzętem, który z całą pewnością uprzyjemni nam canicross, jest pas do biegania z psem. Kosztuje od 49 zł. Jest szeroki na 8–10 cm, żeby nie wrzynał się w ciało, zwłaszcza latem, gdy biegamy w lekkiej odzieży, i uszyty z trwałych, oddychających materiałów. W miejscu zetknięcia z ciałem powinien być starannie wykończony i nie zawierać np. plastikowych metek, które drażnią pocącą się skórę. Wyposażony jest w dodatkowy pasek lub paski, które przekładamy pod nogami, by był stabilny i nie podnosił się w czasie biegu na wysokość odcinka lędźwiowego (talii). Unikniemy wtedy kontuzji spowodowanej nagłym silnym naciskiem na kręgi w miejscu, gdzie wygięcie kręgosłupa w przód jest największe. To ważne, bo nawet kilkukilogramowy pies potrafi szarpnąć z naprawdę dużą siłą. Sprzęt powinien mieć parcianą pętelkę, kółko lub karabińczyk, do którego umocujemy smycz. Dobrze, jeśli miejsce uwiązania smyczy do pasa jest dodatkowo amortyzowane, np. gumowymi paskami. Nie odczujemy wtedy tak mocno szarpnięć. Pas powinien też mieć kieszonki i troczki. W kieszonkach schowamy smakołyki dla swojego przyjaciela, torebkę na odchody, a do troczków przypniemy butelkę z wodą dla nas i dla psa.
Na jednej linie
Wraz z czworonogiem jesteście jak para alpinistów – spięci jedną liną. Warto się postarać, by spełniała swoje zadanie. Przede wszystkim nie powinna to być krótka spacerowa smycz, ale – zdaniem specjalistów w dziedzinie canicrossu – mocnalinka amortyzacyjna długości 2–4,5 m (koszt od 50 zł). I uwaga! Powinna mieć żywy, najlepiej neonowy kolor. Nie chodzi o wrażenia estetyczne pupila, ale o widoczność. W miejscu, gdzie biegamy najczęściej, nie jesteśmy sami. Linka jest dość długa. Jeśli osoby postronne jej nie zauważą, łatwo o nieszczęście. Smycz powinna mieć również swój amortyzator.
Sprzęt dla psa
W czasie joggingu często widuje się osoby biegnące z psami w obrożach. To nie jest dobry pomysł. Czworonogowi, gdy przyśpieszy, trudno oddychać i zaczyna charczeć. Dlatego warto postawić na sprawdzony sprzęt – szelki zaprzęgowe. Jest ich wiele rodzajów, mają bogatą kolorystykę, ale najważniejsze jest to, że obciążenia przekazywane są nie na szyję zwierzęcia, ale na jego pierś, dzięki czemu może się swobodnie poruszać i cieszyć wspólnym treningiem. Szelki są wykonane z lekkiej taśmy, która na wysokości klatki piersiowej i boków psa jest obszyta miękką wyściółką. Muszą mieć możliwość regulacji, żeby można było je dopasować do budowy ciała naszego pupila. W przeciwnym razie zwierzęciu będzie niewygodnie.
Wspólne bieganie to wspaniała zabawa. Pamiętajmy jednak o zapewnieniu komfortu sobie i psu oraz o tym, że trening musimy dopasować do możliwości nie tylko swoich, ale również zwierzęcia. | Jogging z psem |
Ładowarki indukcyjne, czyli tzw. bezprzewodowe, pojawiły się na rynku dopiero kilkanaście miesięcy temu, ale szturmem zdobywają coraz większą popularność. I nie ma się co dziwić, ponieważ dzięki nim nie musimy męczyć się z żadnymi kablami. Dodatkowo producenci wiedzą, że mogą na tym gadżecie dodatkowo zarobić, dlatego Microsoft czy Samsung mają w ofercie oryginalne ładowarki indukcyjne, które bardzo szeroko promują w mediach. Obecnie tylko Nokia (Microsoft) i Samsung oferują posiadaczom telefonów tych marek oryginalne ładowarki indukcyjne, ale nie należą one do najtańszych. Choć jeszcze kilka miesięcy temu były zdecydowanie droższe. Teraz ich ceny znacznie spadły.
Jak działa ładowarka indukcyjna?
Obecnie wszystkieładowarki bezprzewodowe (indukcyjne) działają w standardzie Qi, który został opracowany wspólnie przez HTC, Nokię, Asusa i Samsunga. Swoją cegiełkę dołożyła też Tesla. Jak są ładowane smartfony z pomocą tego typu urządzeń? Prąd, który przepływa przez ładowarkę, wytwarza pole elektromagnetyczne, a następnie w cewce odbiorczej umieszczonej w telefonie występuje zjawisko indukcji napięcia.
Ładowarki indukcyjne od Samsunga
Koreański producent również przygotował kilka ładowarek, które dedykowane są konkretnym telefonom. Najtańszym modelem (do kupienia od 50 zł) jest ładowarka Samsung EP-PG920I, która przeznaczona jest głównie dla smartfonów Galaxy S6, S6 Edge oraz S6+ Edge, ale z powodzeniem współpracuje także z Note 5. Standard Qi umieszczony w EP-PG920I pozwala na ładowanie za jej pomocą konkurencyjnych produktów, m.in.: smartfonów marki Nexus, Sony Z3 czy Z4, a także Lumia (m.in.: 1520, 930, czy 730). Bardzo podobnym urządzeniem jest Samsung EP-PA510, które również współpracuje z S6. Jest też dobra wiadomość dla posiadaczy Galaxy S5, ponieważ dla tego modelu również jest dostępna ładowarka. Oznaczona jako Samsung EP-PG900I kosztuje około 70 złotych.
Najnowsze produkty koreańskiego producenta, czyli Samsung Galaxy S7 oraz S7 Edge, również można ładować bezprzewodowo. Dla nich Samsung stworzył osobny model ładowarki, która kosztuje około 150 złotych. Mowa o modelu Samsung EP-NG930, który wspiera funkcję szybkiego bezprzewodowego ładowania. Urządzenie kompatybilne jest także z Note 5 i S6, ale także z innymi smartfonami ze standardem Qi. Jednak wtedy jest to standardowa szybkość.
Ładowarki indukcyjne od firmy Nokia
Fiński producent jako pierwszy wprowadził do sprzedaży bezprzewodowe ładowarki, czyli tzw. indukcyjne. Pierwszym modelem była Nokia DT-900, do której można było dokupić specjalny suit (Nokia DT-901), przez co powierzchnia, na której można była położyć telefon, była większa, a poza tym chroniła przed przypadkowym porysowaniem urządzenia. W portfolio Nokii można znaleźć także inne modele – Nokia DT-601, która jest niezwykle popularna wśród klientów, ponieważ cechuje się dobrym stosunkiem ceny do funkcjonalności. Z kolei Nokia DT-903 wyróżnia się możliwością sparowania jej z telefonem za pomocą NFC. Najnowszą ładowarką jest Microsoft DT-904, która dedykowana jest smartfonowi Lumia 950, ale z powodzeniem może współpracować z innymi urządzeniami wyposażonymi w standard Qi.
Ładowarki indukcyjne z Chin
Na aukcjach można znaleźć ładowarki indukcyjne z standardem Qi, które pasują do każdego telefonu z Qi. Nie kosztują dużo, bo około 30 zł, ale pytanie, czy są bezpieczne dla naszego smartfona? Ja nie jestem tego pewny. Myślę, że warto dopłacić do oryginalnego produktu.
Ładowarki indukcyjne – niedrogie i praktyczne
Jestem nieco zdziwiony, że obecnie ładowarki indukcyjne kosztują około 100 złotych. Jeszcze 2-3 lata temu najtańsza ładowarka od Nokii kosztowała ponad 200 zł, a teraz? Jak dobrze poszukamy, to kupimy tego typu urządzenie już za 50 złotych. Ja sam korzystam z ładowarki indukcyjnej (bezprzewodowej) i nie mogę sobie wyobrazić, aby teraz jej nie mieć. Zawsze leży w jednym miejscu i nie muszę już szukać kabla za biurkiem. | Ładowarki indukcyjne do smartfonów – modele, na które warto zwrócić uwagę |
Silnik spalający olej to dość częsta przypadłość, która trapi jednostki napędowe, zarówno te nowe, jak i o dużym przebiegu. Jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy? Czy należy obawiać się wystąpienia poważnych awarii? Uwaga na zbyt niski poziom oleju
Nowoczesne technologie wykorzystywane w silnikach najczęściej stanowią dodatkowe wyzwanie dla olejów mających za zadanie stworzenie jednostce napędowej idealnych warunków pracy. Auta stają się więc coraz bardziej wrażliwe na niedostatki środków smarnych czy ich niewłaściwą jakość. Podstawą dbałości o kondycję motoru jest regularne sprawdzanie poziomu oleju oraz jego wymiana według zaleceń producenta.
Niestosowanie się do powyższych zasad przez dłuższy okres z pewnością negatywnie przełoży się na żywotność jednostki napędowej, doprowadzając do awarii, które z reguły są poważne i kosztowne w naprawach. Z tego powodu coraz częściej w nowoczesnych samochodach montuje się czujniki poziomu oleju. W taki sposób producenci niejako „przyznają się” do tego, że ich produkty mogą zużywać większą ilość cieczy smarującej. Dla przykładu Volkswagen za zupełnie normalny uznaje ubytek oleju na poziomie do 0,5 l/1000 km.
Przyczyny ubytków oleju
W jaki sposób ubywa olej, skoro w teorii pracuje w układzie zamkniętym i ten problem nie powinien go dotyczyć? Otóż można wyróżnić kilka dróg stanowiących główne przyczyny systematycznego spadku poziomu środków smarujących w silniku.
Najczęściej olej spalany jest w komorze cylindra. Trafiać może do niej chociażby przez wadliwe lub zużyte pierścienie uszczelniające tłoki. Ten problem znany jest w przypadku silników benzynowych TSI/TFSI, stosowanych w autach marek Grupy Volkswagena, i dotyczy przede wszystkim jednostek z pierwszych lat produkcji. Producent zastosował bowiem zbyt cienkie uszczelniacze i przez nie olej trafia do cylindrów. Rozwiązanie jest kosztowne, gdyż wymaga w praktyce wymiany tłoków na nowe, o ulepszonej konstrukcji.
Olej w komorze spalania może znaleźć sie także wskutek problemów z uszczelnieniami innych podzespołów, takich jak chociażby wymagające smarowania pompy wtryskowe.
Spadek poziomu oleju często wynika również ze zużycia turbosprężarki. Napędzana jest ona gorącymi spalinami, które potrafią rozpędzić wirnik turbiny do prędkości przekraczającej 200 000 obr./min. Warunki pracy dla turbo są więc trudne, a warto pamiętać, że jego łożyska smarowane są olejem silnikowym. Zużyte uszczelniacze będą więc przepuszczać ciecz smarującą wprost do układu dolotowego.
Olej trafiać może też do otoczenia, co popularnie nazywane jest przez mechaników „poceniem się” silnika. Próbując znaleźć przyczyny ubytków tego typu, trzeba zwrócić uwagę na uszczelniacze pokrywy zaworów oraz korka spustowego miski olejowej, w przypadku którego wielu producentów zaleca każdorazową wymianę podczas przeglądu.
Najpierw wyciek, potem awaria?
Nie da sie ukryć, że nadmierne zużycie oleju często świadczy o ogólnym zużyciu uszczelnień silnika czy o jego niedomagających podzespołach. Nie zawsze jednak jest to wstęp do poważnej awarii jednostki napędowej. Wobec niektórych motorów można tylko wzruszyć ramionami, gdyż znaczące ubytki oleju stanowią ich fabryczną cechę. Do takich zaliczyć można chociażby wspomniane wcześniej silniki TSI/TFSI czy japońskie VTEC i VVTi. Problem ten dotyczy, w większym lub mniejszym stopniu, dużej części silników wysokoprężnych. | O czym świadczy duże zużycie oleju przez silnik? |
Małe misie zabrały się za malowanie igloo i zrobiły z tego niezły bałagan. Jak to z maluchami bywa, najważniejsza jest fantazja, więc więcej farby wylądowało na nich niż na ścianach. Jak tata miś zobaczył ten cały ambaras, to natychmiast zarządził kąpiel. Teraz misie wpadły na pomysł, aby zorganizować wyścig do wanny. Co ciekawe, ścieżka cały czas się wydłuża, a misie nieźle dokazują po drodze. Kto jako pierwszy wskoczy do wanny? Wnętrzności i przygotowanie do gry
W średniej wielkości pudełku (charakterystycznym dla kompaktowej serii gier od Egmontu) znalazło się 13 kafelków kry, 2 kafelki popękanego lodu, 1 kafelek z wanną (meta), tata miś, 6 drewnianych niedźwiadków (żółty, różowy, czerwony, zielony, niebieski i brązowy) oraz 6 drewnianych kostek z krami. Wszystkie elementy są znakomicie wykonane, a w szczególności kolorowe drewniane misie bardzo wpadają dzieciom w oko.
Gra jest przeznaczona dla 2 do 6 graczy w wieku co najmniej 5 lat. Wystarczy kawałek płaskiej powierzchni (stół czy podłoga) i już możemy brać się za rozkładanie kafelków. Kafelki układamy w dowolnej kolejności, z większymi lub mniejszymi zakrętami. Ważne jest tylko, aby kafelki z popękanym lodem znalazły się za 5. i 10. krą, a na samym końcu umieszczamy kafelek z wanną. Każdy gracz wybiera sobie misia w swoim ulubionym kolorze i wraz z tatą misiem umieszczamy je wszystkie przed pierwszą krą. Gracz, który rozpoczyna rozgrywkę, bierze kości i ruszamy z zabawą…
Przebieg rozgrywki
Każdy gracz w swoim ruchu wykonuje rzut wszystkimi kośćmi i jeżeli wypadnie na nich przynajmniej jedna kra, to może przesunąć tatę misia o odpowiednią liczbę pól (1 kra = 1 kafelek do przodu) lub rzucać ponownie.W przypadku kolejnego rzutu odkładamy na bok kostki, na których wypadły kry, a pozostałymi możemy rzucać dalej. Jednak cała akcja niesie za sobą małe ryzyko, bo jak na kościach nie wypadnie żadna kra, to tracimy kolejkę. Jeśli decydujemy o zakończeniu rzucania, to tata miś zatrzymuje się na odpowiedniej krze i dołącza do niego mały niedźwiadek gracza, który właśnie rozgrywał swój ruchu.
Kolejny gracz stawia tatę misia obok swojego niedźwiadka, rzuca kośćmi i rozpoczyna przemarsz do mety. Sprawa prosta, meta w zasięgu wzroku, więc nic tylko wskoczyć do wanny. Jednak jak się okazuje – wanna ma nóżki i zwiewa przed graczami. Po prostu za każdym razem, kiedy któryś gracz kończy swój ruch i za ostatnim niedźwiadkiem są przynajmniej dwie kry, to przenosimy je. Jedna z nich wraca do pudełka, a reszta jest dokładana przed kafelek z wanną. Droga się wydłuża, ścieżka staje się coraz bardziej kręta, a zdobycie mety jest jeszcze trudniejsze. Wiatr zacina, śnieg pada, misie dokazują, a przygodom nie ma końca. Kto pierwszy wpadnie do wanny i zażyje bąbelkowej kąpieli, zostaje zwycięzcą.
Podsumowanie
„Tata miś” to prosta i emocjonująca gra dla najmłodszych graczy. Zasady są na tyle proste, że dzieciaki nie mają żadnego problemu z ich złapaniem, a nawet spokojnie są w stanie wprowadzić swoich rówieśników do rozgrywki. Gra toczy się dynamicznie, a kostki wprowadzają dużą dawkę ekscytacji wśród młodszych graczy. Dzieci będą mogły poćwiczyć panowanie nad emocjami i zarządzanie ryzykiem. Wypadną kry, a może jedno wielkie nic? Dodatkowo modułowa plansza, która przesuwa się przez całą rozgrywkę, wprowadza niezłe urozmaicenie. Gra świetnie sprawdzi się podczas dziecięcych spotkań (nawet przy większym rozstrzale wiekowym), a także na rodzinne spotkania nad stołem. Im więcej graczy, tym weselej, ale w sumie tytuł wypada bardzo dobrze przy każdej liczbie graczy. W końcu nominacja do prestiżowej nagrody Kinderspiel des Jahres mówi sama za siebie. Grę można kupić na Allegro za ok. 50 zł.
Sprawdź najciekawsze premiery gier palnszowych dla dzieci w 2016 roku! | „Tata miś” – recenzja gry |
Ręce angażujemy dziennie w setki różnych czynności. Mimo to, jeżeli już bierzemy się za ich wzmacnianie, to zazwyczaj zajmujemy się treningiem bicepsów i tricepsów. A co z przedramionami, nadgarstkami oraz mięśniami dłoni? Jeśli chcemy, by były silne, elastyczne i miały „sportowy” kształt, warto zainwestować w kilka przydatnych gadżetów. Naszym rękom zazwyczaj poświęcamy więcej uwagi w momencie, kiedy wymagają rehabilitacji. Dłonie i nadgarstki często ulegają różnego rodzaju przeciążeniom. Wiele na ten temat mogą powiedzieć snowboardziści, którzy są bardzo narażeni na ich uraz. Tak więc dopiero poczucie dyskomfortu albo ból spowodowany kontuzją powodują, że zaczynamy się bardziej interesować ćwiczeniami i akcesoriami do treningu mięśni tej partii ciała. Jednak wzmocnieniem dłoni i przedramion warto się zainteresować nie tylko z powodu kontuzji. Wyrobienie silnych dłoni pomoże nam podczas wykonywania męczących prac fizycznych, przenoszenia ciężkich przedmiotów lub noszenia zakupów. Silne i muskularne ręce to także obiekt pożądania osób lubujących się w sportach siłowych. Z racji niedużych rozmiarów tej partii mięśni wystarczy poświęcić jej tylko kilkanaście minut dziennie lub co drugi dzień.
Akcesoria przydatne w treningu dłoni, nadgarstków i przedramion
Trening przedramion, nadgarstków oraz dłoni jest oparty w dużej mierze na zastosowaniu różnego rodzaju akcesoriów. Sklepy sportowe oferują kilka ciekawych gadżetów, które pozwolą nam nie tylko powrócić do pełnej sprawności w okresie rehabilitacji, ale także wzmocnić mięśnie. Ich niewątpliwą zaletą jest niska cena. Większość przyrządów do ćwiczeń możemy kupić w przedziale od 10 zł do około 120 zł.
Hantle – to jeden z najbardziej wszechstronnych przyrządów używanych do ćwiczeń siłowych. Ich dużym atutem jest możliwość doboru obciążenia. Pozwala to na dostosowanie treningu do indywidualnych potrzeb. Hantle doskonale się nadają do wyrabiania siły dłoni oraz rozbudowy mięśni przedramion. W tym celu warto stosować wznosy nadgarstka w oparciu o kolano lub ławeczkę. Ćwiczenie to możemy wykonywać, trzymając hantle zarówno podchwytem, jak i nachwytem.
Ściskacze – to kolejne bardzo popularne urządzenie, a przy tym niezwykle proste w użyciu. Ćwiczenie polega na ściskaniu w dłoni sprzętu składającego się z dwóch rączek i mechanizmu oporowego. W jeszcze prostszej wersji – ściskaniu kauczukowej obręczy. Gadżet ten doskonale sprawdza się w kształtowaniu przedramion oraz mięśni dłoni. Ściskacze to kompaktowe urządzenie, które możemy mieć zawsze ze sobą i ćwiczyć praktycznie w każdych warunkach.
Żyroskop – znany również jako powerball, to kula wykonana z tworzywa sztucznego, wewnątrz której znajduje się kolejna, nieco mniejsza. Trening z wykorzystaniem żyroskopu polega na wprawieniu w ruch wewnętrznej kuli oraz podtrzymywaniu jej obrotów dzięki okrężnym ruchom ręki. Im szybciej kręci się środkowa kula, tym większa jest siła odśrodkowa, a ćwiczenie staje się trudniejsze do wykonania. To niekonwencjonalne urządzenie świetnie sprawdza się w treningu wzmacniającym mięśnie rąk i nadgarstków.
Piłki rehabilitacyjne – kolejnym przyrządem służącym do wzmacniania mięśni znajdujących się w obrębie dłoni są niewielkich rozmiarów piłki rehabilitacyjne. Mogą mieć różne formy, od zwykłych piłeczek, przez owalne, a kończąc na piłeczkach z wypustkami. Te z wypustkami mają dodatkową funkcję – służą do masażu terapeutycznego. Piłki wykonywane są z miękkich materiałów, łatwo się odkształcających. Zazwyczaj jest to silikon oraz pianka, które po zgnieceniu powracają do dawnego kształtu.
Trening dłoni lub nadgarstków możemy wykonywać również w domowych warunkach i domowymi sposobami. Pamiętajmy, aby były to ćwiczenia polegające na ściskaniu lub zgniataniu. W tym celu możemy użyć gąbki, plasteliny lub plastikowej butelki. Możemy również spróbować siłowania się na ręce. | Trening dłoni, nadgarstków i przedramion |
Parowanie szyb od zawsze stanowiło jeden z większych problemów eksploatacyjnych pojazdu. Jak zminimalizować jego występowanie? Jeżeli parowanie szyb występuje tylko podczas opadów deszczu, śniegu lub zimą, to może być wada fabryczna samochodu. Dla przykładu Opel Astra drugiej generacji notorycznie cierpiał na parowanie szyb, nawet drastyczne metody nie pomagały. Zanim jednak stwierdzimy, że „ten typ tak ma”, sprawdźmy podstawowe rzeczy.
Pamiętajmy, że w przypadku auta wyposażonego w klimatyzację problem parowania szyb nie powinien występować, ponieważ układ klimatyzacji jest wyposażony w osuszacz mający na celu wyciąganie wilgoci. Oczywiście, aby osuszacz pracował, konieczne jest uruchomienie klimatyzacji.
Szukanie przyczyny
Przyczyn parowania szyb w pojeździe może być kilka. Na początek należy sprawdzić stan filtra kabinowego, który jest odpowiedzialny za filtrację powietrza dostającego się do wnętrza pojazdu. Według ekspertów filtr kabinowy należy wymieniać nawet dwa razy w roku, w skrajnych przypadkach częściej (jeżeli auto porusza się w miejscach, w których występuje duże zapylenie powietrza).
W filtrze kabinowym znajdują się wszelakie grzyby, bakterie i wilgoć, która jest powodem parowania szyb. Pamiętajmy, aby kupować filtry węglowe, a nie te wykonane z papieru. Jeżeli wymiana filtra kabinowego nie przyniosła spodziewanego efektu, należy udać się do zakładu zajmującego się klimatyzacją i zlecić usługę ozonowania wnętrza pojazdu. Ozonowanie przyczyni się do usunięcia nieprzyjemnych zapachów, które w wielu przypadkach pozostają nawet po wymianie filtra kabinowego.
Jeżeli wymiana filtra i ozonowanie nie przyniosły pożądanego efektu, najprawdopodobniej mamy problem ze szczelnością wnętrza pojazdu, gdzieś dostaje się woda, co skutkuje dużym zawilgoceniem. Najczęściej dochodzi do tego w okolicach uszczelek drzwi, które są uszkodzone. Sprawdźmy również, czy do wycieku nie dochodzi z nagrzewnicy pojazdu. W takim przypadku wilgoć znajdować się będzie na poziomie nóg pasażera lub kierowcy. Woda znajdować się może także w dywanikach samochodowych, w szczególności jeżeli są welurowe, dlatego bardzo dobrym rozwiązaniem jest zakup gumowych dywaników, szczególnie na okres zimowy.
Czystość szyb
Niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale parowanie szyb związane jest także z ich czystością, dlatego starajmy się zawsze mieć czyste szyby od środka. Zabrudzona szyba powoduje, że na jej powierzchni osadza się wilgoć.
Warto pomyśleć o zastosowaniu środka chemicznego mającego na celu zapobieganie parowaniu szyb, np. antypara Nano za około 10 zł. Zastosowana w nim technologia nanocząsteczek tworzy niewidoczną powłokę chroniącą powierzchnie szklane przed parowaniem oraz ogranicza niekontrolowane skraplanie się cieczy na szybach. Według producenta środek zapewnia długotrwałą przejrzystość szyb. Czystość wnętrza pojazdu też ma znaczenie. Jeżeli jest „zapuszczone”, warunki sprzyjają powstawaniu wilgoci.
Alternatywą na pozbycie się wilgoci we wnętrzu pojazdu są domowe sposoby. Najbardziej sensownym rozwiązaniem jest wstawienie do samochodu pudełka z solą. Przyczyni się ono do pochłonięcia wilgoci z wnętrza pojazdu i do usunięcia nieprzyjemnych zapachów. | Zaparowane szyby. Gdzie szukać problemu? |
Wybierając smartwatcha w cenie do 500 złotych możemy oczekiwać nie tylko funkcjonalności, ale również ciekawego wyglądu, który – w zależności od preferencji – sprawdzi się zarówno podczas uprawiania sportu, jak również w pracy i na oficjalnym spotkaniu. Poznajmy najciekawsze modele. Dla wielu osób smartwatch to nadal tylko zbędny gadżet, ale ci, którzy już przekonali się do tego rozwiązania i mieli okazję z niego korzystać, twierdzą, że trudno im będzie wrócić do zwykłych zegarków. Takie funkcje jak powiadamianie o nadchodzących połączeniach i wiadomościach, pulsometr czy licznik kroków to absolutne minimum. W tym segmencie producenci starają się przyciągnąć uwagę potencjalnych klientów, stosując ciekawe i niestandardowe rozwiązania.
Xiaomi Amazfit Pace
Wyświetlacz: 1.34", rozdzielczość 320 x 300 pikseli
Procesor: 2-rdzeniowy 1.2 GHz
Pamięć wbudowana: 512 MB RAM, 4 GB pamięci wewnętrznej
WiFi: tak
Bluetooth: tak, 4.0 BLE
Najciekawsze funkcje: GPS, odtwarzacz muzyki, pulsometr, WiFi
box:offerCarousel
Na początek coś dla sportowców, którzy oczekują nieco większej funkcjonalności, niż zwykły licznik kroków czy spalonych kalorii. Co prawda stylistyka sugeruje sportowe aspiracje, ale stonowane kształty pozwalają korzystać z urządzenia również na co dzień, zakładając je nawet do eleganckiej stylizacji. Cechą szczególną jest przede wszystkim funkcja GPS, która pozwala na śledzenie przebiegów, odległości, prędkości itp.
Wewnętrzna pamięć pozwala również na przechowywanie muzyki i jej odtwarzanie, np. na słuchawkach bluetooth. Pozwala to zostawić ciężki i mało poręczny smartfon w domu. Odporność na wodę i kurz pozwala na korzystanie z urządzenia nawet w trudnych warunkach. Cena – około 490 złotych.
Xiaomi Amazfit Youth
Wyświetlacz: 1.28", rozdzielczość 176 x 176 pikseli
Procesor: b.d.
Pamięć wbudowana: b.d.
WiFi: tak
Bluetooth: tak, 4.0
Najciekawsze funkcje: GPS, pulsometr, WiFi, długi czas pracy na baterii (ponad miesiąc)
box:offerCarousel
Nieco tańszą, choć równie ciekawą ofertą jest model Xiaomi Amazfit Youth. Kosztujący około 350 złotych smartwatch dostępny jest w kilku wariantach kolorystycznych, dzięki czemu istnieje możliwość dopasowania wyglądu do własnych preferencji. Tutaj również zastosowano moduł GPS, który w połączeniu z dedykowaną aplikacją pozwala na śledzenie przebytej trasy, różnicy wysokości etc. Odporność na wodę i kurz dokumentuje certyfikat IP68. Całość prezentuje się klasycznie i nowocześnie.
Maxcom FW17
Wyświetlacz: 1.3", rozdzielczość 240 x 240 pikseli
Procesor: b.d.
Pamięć wbudowana: b.d.
WiFi: nie
Bluetooth: tak, 4.0
Najciekawsze funkcje: GPS, pulsometr, powerbank w zestawie
box:offerCarousel
Kolejny bardzo ciekawy model w cenie około 450 złotych to Maxcom FW17. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to smartwatch dla aktywnych osób – odporna i solidna obudowa budzi zaufanie. Tutaj również zastosowano komplet modułów wraz z GPS, dzięki czemu jest to bardzo skuteczny partner codziennych treningów. Ciekawym dodatkiem jest również niewielki powerbank, który pozwoli doładować urządzenie poza domem.
Garett KIDS4
Wyświetlacz: 1.22"
Procesor: MTK MT6260
Pamięć wbudowana: b.d.
WiFi: nie
Bluetooth: tak
Najciekawsze funkcje: geolokalizacja, wbudowany mikrofon, prowadzenie rozmów dziecko-rodzic
box:offerCarousel
Tym razem coś dla najmłodszych użytkowników. Model Garett KIDS4 już na pierwszy rzut oka, dzięki żywym kolorom, zdradza swoje predyspozycje oraz przeznaczenie. To smartfon, który funkcjami zachwyci zarówno dzieci, jak i ich opiekunów. Mowa przede wszystkim o funkcji lokalizacji, dzięki czemu rodzic zawsze wie, gdzie znajduje się jego dziecko. Możliwe jest również prowadzenie rozmów z dzieckiem. Warunkiem działania większości funkcji jest zastosowanie aktywnej karty microSIM z połączeniem internetowym. Cena w dniu publikacji – około 450 złotych.
Garett GT18
Wyświetlacz: 1.3", rozdzielczość 240 x 240 pikseli
Procesor: MTK2502
Pamięć wbudowana: 128 MB RAM
WiFi: nie
Bluetooth: tak, 4.0
Najciekawsze funkcje: zestaw czujników monitorujących stan zdrowia, obsługa połączeń, krokomierz
box:offerCarousel
Kolejna propozycja, w odróżnieniu od poprzednich modeli, oferuje bardzo elegancki design, który będzie pasował przede wszystkim do eleganckich stylizacji. Metalowa konstrukcja ze stylowym paskiem dostępna jest w kolorze srebrnym lub złotym. Oprócz typowych funkcji smartwatch posiada między innymi czujnik biometryczny mierzący echo serca, pulsometr czy też czujnik promieniowania UV. Jest także termometr mierzący temperaturę ciała, a wszystko zamknięte w wodoodpornej obudowie. Cena – około 480 złotych.
Overmax Touch
Wyświetlacz: 1.22", rozdzielczość 240 x 240 pikseli
Procesor: b.d.
Pamięć wbudowana: b.d.
WiFi: nie
Bluetooth: tak, 4.0
Najciekawsze funkcje: pulsometr, krokomierz, ekran IPS, odporność na zachlapanie
box:offerCarousel
Kolejny bardzo elegancki model to Overmax Touch. Za około 300 złotych otrzymujemy smartwatcha z możliwością wymiany pasków. Oznacza to, że możemy założyć zarówno elegancki i stylowy pasek skórzany, jak również solidny pasek metalowy. Klasyczna koperta kryje czytelny wyświetlacz, zaś zestaw najpotrzebniejszych funkcji sprawia, że jest to idealny kompan na co dzień.
Kruger&Matz Classic 2
Wyświetlacz: 1.54", rozdzielczość 240 x 240 pikseli
Procesor: MTK6261D
Pamięć wbudowana: 64 MB + 32 MB
WiFi: nie
Bluetooth: tak, 3.0
Najciekawsze funkcje: nawiązywanie i odbieranie połączeń, krokomierz, odtwarzanie muzyki
box:offerCarousel
Kolejna propozycja to niedrogi, kosztujący około 230 złotych model Kruger&Matz Classic 2. Oferuje on przyzwoitą, stonowaną stylistykę i zestaw najpotrzebniejszych funkcji, tj. krokomierz, sterowanie aparatem w smartfonie itp. Gniazdo kart microSIM pozwala na odbieranie i nawiązywanie połączeń, natomiast dość duży wyświetlacz umożliwi przeglądanie zdjęć, książki adresowej itp.
Kingwear KW88
Wyświetlacz: 1.39", rozdzielczość 400 x 400 pikseli
Procesor: b.d.
Pamięć wbudowana: 512 MB RAM i 4 GB ROM
WiFi: tak
Bluetooth: tak, 4.0
Najciekawsze funkcje: monitor serca, moduł GPS, aparat 2 Mpix, wymienne paski
box:offerCarousel
W cenie około 500 złotych znajdziemy model Kingwear KW88. To świetnie wyposażony smartwatch, który sprawdzi się zarówno na co dzień, w pracy czy w szkole, jak również podczas wycieczek lub uprawiania sportów. Moduł GPS może pracować również jako nawigacja, na kopercie z boku zamontowano aparat fotograficzny, zaś duży i czytelny wyświetlacz pomaga w obsłudze wszystkich funkcji. Wymienne paski pozwalają na personalizację urządzenia.
Asus Zenwatch 2
Wyświetlacz: 1.63", rozdzielczość 320 x 320 pikseli
Procesor: Qualcomm Snapdragon 400 1.2 GHz
Pamięć wbudowana: 512 MB RAM i 4 GB ROM
WiFi: tak
Bluetooth: tak, 4.1
Najciekawsze funkcje: odporność na zalanie, wbudowany mikrofon, żyroskop
box:offerCarousel
Na zakończenie propozycja od firmy Asus. Model Zenwatch 2, mimo eleganckiej stylistyki, świetnie sprawdzi się również podczas uprawiania sportów. Poza tym możliwość zmiany paska pozwala na dostosowanie wyglądu do własnych preferencji. Mocny procesor oraz wbudowana pamięć rozszerza możliwości urządzenia między innymi o odtwarzanie plików multimedialnych. Odporność na zalanie oraz kompatybilność z wieloma popularnymi aplikacjami to kolejna zaleta tego urządzenia. Cena? W dniu publikacji model ten kosztował na Allegro około 500 złotych. | Smartwatche do 500 zł - I kwartał 2018 |
Jakie narzędzia powinny się znaleźć w podręcznym zestawie kluczy? Sprawdź, co wybrać w zależności od tego, ile jeździsz i jaki masz rower. Nawet jeżeli nie masz duszy mechanika, zaopatrz się w zestaw narzędzi do naprawy roweru. Wówczas wiele podstawowych problemów możesz rozwiązać własnoręcznie, nie korzystając z pomocy specjalistów. Najczęstsze z nich to rozregulowanie przerzutek, poluzowanie śrub. Poza tym, nawet jeśli nie lubisz grzebać w rowerze, czasami trzeba zmienić ustawienia (podnieść lub odsunąć siodełko itd.) – łatwo zrobisz to w domu. Dodatkowo są awarie, które zdarzają się w terenie, gdzie nie ma możliwości skorzystania z czyjejś pomocy. A poluzowane siodełko może przecież utrudnić powrót do domu na dwóch kołach.
Dlatego warto mieć solidny zestaw narzędzi w domu oraz podstawowy przy sobie.
Jaki zestaw wybrać?
Wszystko zależy od twoich potrzeb. Zestawy walizkowe są zwykle dosyć duże i ciężkie, dlatego nadają się do domowego warsztatu. Średniej wielkości pudełka zmieszczą się do dużej sakwy. To ważne, jeżeli wybierasz się daleko i nie możesz liczyć na niczyją pomoc. Mniejsze pudełeczko zabierzesz ze sobą na codzienne przejazdy: saszetka czy etui zmieszczą się do sakwy zakładanej na ramę, kierownicę albo do plecaka. Jeżeli zależy ci na lekkości, kup mały zestaw kluczyków w formie rozkładanego scyzoryka. Zmieści się nawet do tylnej kieszeni ubrania i jest niezbyt ciężki.
Wyposaż domowy warsztat
To powinno się znaleźć w zestawie, którym wykonasz większość prac przy rowerze:
- zapasowe dętki,
- zestaw naprawczy do opon,
- mała pompka lub naboje CO2,
- duża pompka stacjonarna z manometrem,
- śrubokręty,
- klucze imbusowe,
- klucze płaskie,
- smar,
- zestaw szczotek drucianych i z włosia do czyszczenia roweru.
Jednak nie wszystko musisz robić własnoręcznie. W przypadku precyzyjnych regulacji, poważniejszych napraw lub jeżeli startujesz w zawodach, warto zaufać fachowcom i pozwolić im, aby to oni dopieścili twój rower.
box:imageTiles
Pięć przykładowych zestawów narzędzi do roweru
3 klucze imbusowe, 1 śrubokręt, klucz płaski. To zupełnie podstawowy zestaw, który pozwoli na dokonanie podstawowych napraw. Najczęściej przydadzą się klucze imbusowe od numeracji 4, 5, 6. Całość bez problemu zmieści się do tylnej kieszeni stroju lub sakwy podsiodełkowej.
7 kluczy imbusowych, 2 śrubokręty, klucz płaski i skuwacz do łańcucha. Kup klucze o numeracji od 2 do 8. Taki zestaw może być oczywiście uzupełniany o inne drobiazgi. Pozwoli uzdatnić do dalszej jazdy zepsuty łańcuch. Jest większy i mniej poręczny, ale rozejrzyj się w ofercie, bo pomysłowość producentów w „upakowywaniu” kluczy w małych pudełkach bywa ogromna.
Zestaw kompaktowy. Zaletą zestawu o wyglądzie scyzoryka jest niska cena i kompaktowość, zwykle masz do wyboru kilkanaście końcówek. Wadą jest mniejsza trwałość – końcówki mogą się odłamywać i ukręcać. Poszukaj zestawu zrobionego z dobrej stali (z rączką włącznie, bo tani plastik szybko się niszczy). Inną wadą jest niewielka dźwignia, jaką zapewnia uchwyt, co często uniemożliwia użycie dużej siły w bardziej skomplikowanych przypadkach.
Średni zestaw walizkowy. Zawiera m.in. pełny zestaw kluczy płaskich. Te najpopularniejsze rozmiary powinny być podwójne, gdyż jest kilka śrub w rowerze dokręcanych dwustronnie.
Duży zestaw walizkowy. Zawiera pełny zestaw kluczy wszystkich potrzebnych rozmiarów, w tym regulowane, wkrętaki, kombinerki itd. Zestaw przydany będzie także w czasie codziennych napraw w domu.
Przed zakupem zestawu kluczy sprawdź, jakie dokładnie rozmiary są potrzebne do twoich dwóch kółek. I dopilnuj, aby odpowiednie klucze znalazły się w twojej walizeczce technicznej. Większość śrub używanych w produkcji jest standardowa, ale zdarzają się wyjątki. | Pięć praktycznych zestawów kluczy rowerowych |
Na Allegro możesz sprzedawać rośliny i zwierzęta gatunków obcych, które w przypadku uwolnienia do środowiska przyrodniczego mogą zagrozić gatunkom rodzimym lub siedliskom przyrodniczym, jedynie po uzyskaniu zgody Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Na Allegro możesz sprzedawać rośliny i zwierzęta gatunków obcych, które w przypadku uwolnienia do środowiska przyrodniczego mogą zagrozić gatunkom rodzimym lub siedliskom przyrodniczym, jedynie po uzyskaniu zgody Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska.
Pełną listę gatunków inwazyjnych znajdziesz w Rozporządzeniu Dz.U. 2011 nr 210 poz. 1260.
Informacje o tym, jakie dokumenty są potrzebne do otrzymania zgody, znajdziesz na stronie Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
Pamiętaj, że wystawiając towar na Allegro oświadczasz, że obrót nim nie narusza przepisów obowiązującego prawa. | Rośliny i zwierzęta gatunków inwazyjnych |
Przeglądanie zdjęć na ekranie komputera czy tabletu nadal nie daje takiej przyjemności jak oglądanie ich w tradycyjnym albumie. Czy musimy jednak za każdym razem udać się do centrum fotograficznego, by otrzymać odbitki? Na szczęście, niekoniecznie. Wystarczy nam do tego domowa drukarka fotograficzna. Drukarki już dawno osiągnęły na tyle wysoki poziom technologiczny, że nadają się do wydruku nie tylko tekstowych dokumentów i prostych elementów graficznych. Dobra drukarka fotograficzna zapewni nam o wiele więcej: możliwość wydruku fotografii w jakości nie odbiegającej od tej z zakładu fotograficznego. Co więcej, dzięki takiej drukarce od razu będziemy wiedzieć, czy dana fotografia prezentuje się na papierze równie atrakcyjnie, co na ekranie naszego komputera.
Zaletą posiadania drukarki fotograficznej jest możliwość wydrukowania zdjęcia w każdej chwili, bez oczekiwania na to, aż zakład fotograficzny się nim zajmie. Co więcej, wiedząc, że na papierze dany element nie wygląda tak, jak sobie to wyobrażaliśmy, możemy edytować to zdjęcie w aplikacji komputerowej i nanieść odpowiednie poprawki. Jest jednak jeden problem: żeby jakość zdjęcia na wydruku była dobra lub co najmniej zadowalająca, oszczędzanie na materiałach eksploatacyjnych może być kiepskim pomysłem.
Uwaga na tanie zamienniki
Użytkownicy drukarek wiedzą doskonale, że na rynku dostępne są zarówno markowe tusze, tonery i inne materiały eksploatacyjne, dostarczane przez producentów drukarek, jak i tak zwane zamienniki, znacznie tańsze, ale oferujące najczęściej niższą jakość wydruku (a w ekstremalnych przypadkach mogących nawet uszkodzić naszą drukarkę).
Jeżeli drukujemy zazwyczaj dokumenty tekstowe, okazjonalnie ozdobione elementami graficznymi, decyzja o korzystaniu z „alternatywnych” materiałów może być sensowna. W przypadku fotografii jednak oczywistym jest to, że zależy nam na wysokiej jakości. A to oznacza większe wydatki na wydruki. Tu jednak nie ma sensu się zastanawiać nad oszczędnościami a zdać sobie sprawę, że komfort i wygoda, jakie daje nam drukarka fotograficzna, swoje kosztują.
Jaką drukarkę wybrać?
Rodzaje drukarek fotograficznych możemy podzielić na dwie rodziny. Pierwszą z nich to drukarki termosublimacyjne. Te urządzenia drukują za pomocą folii barwiącej o tej samej szerokości co papier, na którym znajdzie się odbitka zdjęcia. Taka taśma w drukarce podzielona jest na poszczególne elementy kolorystyczne i powłokę zabezpieczającą.
Ten rodzaj drukarki oferuje nam zdecydowanie najpiękniejsze, bliskie ideałowi odbitki. Niestety, są one również najdroższe w eksploatacji. Drukując nawet fotografię o niewielkich rozmiarach, drukarka zużywa cały fragment taśmy, a więc dokładnie tyle samo, co w przypadku dużo większej odbitki.
Tańszą alternatywą są fotograficzne drukarki atramentowe. Te oferują niższą jakość wydruku, ale tylko w teorii. Drukarka atramentowa nie zapewnia bowiem takiej przestrzeni barwnej, jak drukarka termosublimacyjna. Mechanizmy i algorytmy zarządzające drukarką tego typu starają się jednak oszukać nasz wzrok, najczęściej z powodzeniem. Tego typu drukarka bowiem rozpyla na papierze krople atramentu w kolorach podstawowych, a więc używa najczęściej raptem trzech kolorów. Mieszając jednak mikroskopijne krople atramentu na papierze daje nam złudzenie pełnej przestrzeni barwnej. Warto dodać: najczęściej bardzo skutecznie, aczkolwiek wprawne oko może dostrzec pewne drobne niedoskonałości wydruku.
Jeżeli więc zależy nam, przede wszystkim, na doskonałej jakości odbitek, nie ma rady: musimy zainwestować w kosztowną w eksploatacji drukarkę laserową. Jeżeli jednak jesteśmy w stanie zgodzić się na pewne drobne kompromisy, atramentowa drukarka fotograficzna nam w zupełności wystarczy. Pamiętajmy jednak o tym, że zarówno papier, na którym na być wykonany wydruk, jak i tusz w drukarce, powinny być wysokiej jakości. Inaczej cały zakup drukarki do zdjęć pozbawiony będzie większego sensu. | Drukarki foto – czy samodzielnie można tanio „wywoływać” zdjęcia? |
Wielu kierowców nie wyobraża sobie jazdy samochodem bez możliwości słuchania ulubionej muzyki. Zamontowanie dodatkowych głośników lub wymiana starych może pozytywnie wpłynąć na jakość nagłośnienia w naszym aucie. Fabryczne głośniki
Producenci przewidzieli fabryczne miejsca na głośniki, często nawet w je wyposażyli w zdecydowanej większości modeli. Jakość nagłośnienia zależy od marki auta, a tak naprawdę od jego ceny.
Samochody klasy premium, jak BMW, Audi czy Mercedes, mogą pochwalić się nagłośnieniem tworzonym przez znane marki, np. Harman & Kardon czy Bose. W samochodach niższej klasy także można znaleźć głośniki mogące pochwalić się dobrym brzmieniem, jak w przypadku Seata Leona czy nowszych modeli VW Golfa, gdzie montuje się głośniki koncernu Denon & Marantz. W większości przypadków, szczególnie aut starszych, producenci nie przywiązywali większej wagi do nagłośnienia, co powoduje, że przybywa osób chcących samodzielnie ulepszyć jakość dźwięku.
Głośniki w przedniej części auta
W małych autach montowane są najczęściej dwa głośniki, które w zupełności wystarczają do nagłośnienia. Instaluje się je w desce rozdzielczej pod przednią szybą lub w drzwiach. Pierwszy sposób montażu jest dość karkołomny, gdyż instalacja głośników o średnicy większej niż 13 cm jest mocno utrudniona, a jakość odsłuchu i tak nie będzie najwyższa, gdyż głośnik gra w stronę szyby zamiast w kierunku uszu słuchaczy, a więc kierowcy i pasażerów. Z tego powodu do montażu głośników najlepiej wykorzystać drzwi. Stanowią one naturalną, dość szczelną obudowę, którą w łatwy sposób można wygłuszyć, co daje możliwość uzyskania dźwięku wysokiej jakości.
Montując głośniki, warto pomyśleć o zestawach odseparowanych, a więc rozdzielonych na cztery głośniki: dwa średnio-niskotonowe (tzw. woofery) oraz dwa wysokotonowe (tzw. tweetery). Głośniki średnio-niskotonowe montuje się w dolnej części drzwi, natomiast wysokotonowe w ich części górnej, najlepiej na wysokości uszu, co zapewnia optymalne warunki odsłuchowe. Do montażu można wykorzystać trójkątną zaślepkę przy lusterku bocznym lub elementy podszybia.
Głośniki w tylnej części auta
W wielu autach fabrycznie montuje się głośniki w drzwiach tylnych w miejscach analogicznych, co w przypadku drzwi przednich. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby również drzwi tylne samodzielnie wyposażyć w głośniki. Trzeba jednak pamiętać, aby przetworniki instalowane w tylnej części auta były takie same jak z przodu, co zagwarantuje spójność brzmieniową. Efektem zamontowania dodatkowych głośników w drzwiach tylnych będzie przede wszystkim poprawa odsłuchu dla pasażerów siedzących na tylnej kanapie.
Montaż przetworników w tylnych drzwiach jest dużo lepszym rozwiązaniem niż instalacja głośników na tylnej półce. Przyczyny są podobne, co w przypadku nagłośnienia przedniej części auta, gdyż głośniki znajdujące się na tylnej półce grają w stronę szyby, zamiast nagłaśniać wnętrze kabiny. Półka jest także dużo gorszym miejscem montażowym, gdyż może wpadać w wibracje, co obniża jakość dźwięku. Wielu kierowców decyduje się jednak na wyposażenie auta w dodatkowe głośniki w tym miejscu, gdyż ich montaż jest stosunkowo prosty.
Głośnik można umiejscowić także w bagażniku. Jest to idealna przestrzeń, zapewniająca dużą rezerwę miejsca dla wpasowania przetwornika niskotonowego wraz z obudową. Skrzynię basową lub tzw. tubę można unieruchomić w bagażniku przy pomocy praktycznych pasów montażowych. Wielkość i moc instalowanej skrzyni warto uzależnić od typu nadwozia auta. W przypadku sedanów należy pomyśleć o większym i mocniejszym głośniku niż w przypadku innych typów nadwozia. W limuzynach przestrzeń bagażowa jest bowiem skuteczniej odseparowana od kabiny pasażerskiej, co wpływa na słyszalny poziom głośności.
Najlepszym miejscem montażowym dla dodatkowych głośników są bez wątpienia drzwi. Stanowią one naturalną komorę dla głośnika, co poprawia jego brzmienie. Montaż przetworników w drzwiach jest jednak utrudniony i wymagać będzie zdjęcia tapicerki, a często może zaistnieć konieczność jej przerobienia. | Dodatkowe głośniki w aucie. Gdzie zamontować? |
Stylów ubierania jest wiele, wybór odpowiedniego dla siebie nie zawsze wydaje się oczywisty. Nierzadko w sposób nieświadomy człowiek zakłada rzeczy, które w połączeniu z innymi tworzą określony styl. Wybór odpowiedniego dla siebie powinien być intuicyjny, w zgodzie z własną estetyką. Doprecyzowanie szczegółów w wyglądzie wymaga wiedzy. W tym poradniku przeczytacie szerzej o swobodzie, jaką niesie za sobą styl sportowy. Wygodnie i luźno
Osoby lubiące aktywny tryb życia często na co dzień w swoim stroju przemycają elementy ulubionego stylu sportowego. Charakteryzuje się on przede wszystkim wygodą. Ubrania uszyte są z materiałów o miękkiej strukturze, oddychających, z jak najmniejszą ilością zbędnych dodatków. Garderoba w tym stylu jest przede wszystkim praktyczna, ale i zabawna. Aktywny styl życia osób uprawiających sport wymaga otaczania się rzeczami funkcjonalnymi, niewymagającymi dodatkowych nakładów pracy. Ten rodzaj ma na celu podkreślenie, że nie ubiór zdobi człowieka, a jego dobrze wyglądające ciało potrafi interesująco wyglądać w luźnym stylu.
Ubiór to nie wszystko
Nie tylko rzeczy potrafią upiększyć człowieka, ale również inne szczegóły, które są widoczne przy pierwszym spotkaniu. Zaliczyć tutaj można włosy, paznokcie i opcjonalnie makijaż. W przypadku fryzur sportowych najczęściej są one krótko przystrzyżone, choć bywają też swobodnie rozpuszczone długie włosy lub typowo spięte w kucyk czy kok. Paznokcie w większości przypadków są krótkie. Natomiast u sportsmenek makijaż, jeżeli już się pojawi, to głównie w kolorach cielistych, delikatny, nieekstrawagancki. W szafie natomiast można wyróżnić kilka powtarzających się schematycznie elementów garderoby.
Ukryte w szafie
Styl sportowy ujawnia się poprzez typowe T-shirty, spodnie, bluzy o kroju typowo sportowym. Prosty wzór charakteryzuje również inne części garderoby, np. spódnice czy kurtki. But głównie na płaskim obcasie lub adidasy, a zimą obuwie trekkingowe lub ocieplane obuwie sportowe. Bardzo często w okresie zimowym u osób lubiących wygodny i luźny ubiórmożna zauważyć proste czapki i różnorodne szaliki lub apaszki. Zastępują one biżuterię, która w tym stylu praktycznie nie występuje lub ogranicza się do drobiazgów.
Bielizna w tym stylu musi być przede wszystkim wygodna. Najczęściej staniki, slipy czy piżamy wykonane są z bawełny.
Zimowe elementy sportowego ubioru
Zima nierzadko wymusza na człowieku wprowadzenie niektórych elementów ze stylu sportowego do swojego ubioru, by na co dzień czuć się wygodnie, ciepło i odpowiednio bezpiecznie. W tej porze roku nietrudno o kontuzje na szpilkach czy wysokim obcasie podczas zwykłego chodzenia. Dodatkowo także łatwo o odmrożenia i przemarznięcia.
Analizując styl sportowy, można powiedzieć, że w codziennym ubiorze zimowym przynosi on wiele korzyści. Dobrze zabezpieczone, ocieplone i z antypoślizgową podeszwą buty trekkingowe zapewniają ciepło i bezpieczeństwo na śliskim chodniku. Ocieplane spodnie czy oddychająca kurtka świetnie sprawdzą się w mroźne i śniegowe dni. Dlatego też warto czasami nie nastawiać się negatywnie do stylu sportowego, bo na co dzień potrafi on uchronić nasze ciało przed negatywnymi skutkami zimy.
Odpowiednie ubranie zimą jest niezwykle ważne. Dzisiaj moda jest bardzo elastyczna i można łączyć ze sobą jednocześnie kilka stylów. Trzeba tylko wiedzieć, jak to robić dobrze, czym charakteryzują się konkretne rodzaje, które dodatki są idealne do skompletowania stroju, itp. Wszystko to ma na celu poczuć się dobrze w tym, co się nosi.
Ubiór ma zdobić człowieka, ale również potrafi dookreślić cechy charakteru danej osoby. Dlatego też ubieranie się w niezgodzie ze sobą może skutkować jedynie śmiesznością, a nie wygodą, swobodą i poczuciem piękna. Warto zatem pamiętać o prostej zasadzie, by robić coś w zgodzie z samym sobą także przy wyborze ubioru. | Styl sportowy na co dzień |
Indywidualnie, solo, „na singla”. Fajnie wypoczywa się samemu, ale jeszcze lepiej we dwoje. Dlatego jeśli myślimy o kupnie leżaka lub hamaka, zastanówmy się, czy nie lepiej zainwestować w ich wersję dwuosobową. Kupując taki sprzęt, pośrednio inwestujemy w nasz związek. Hormony rządzą. Na początku związku w ciele zakochanych szaleje fenyloetyloamina. Po kilkunastu miesiącach zaczyna dominować oksytocyna. Działa już nieco mniej gwałtownie, ale i tak nadal trzyma osoby kochające się na haju. Tym razem lżejszym, ale trwającym zdecydowanie dłużej. W obu przypadkach dbałość o częste przebywanie razem, czucie ciała ukochanego, odczuwanie jego pieszczot powoduje, że mózg produkuje odpowiednia dawkę hormonów, dzięki którym możemy patrzeć na naszą drugą połowę przez różowe okulary i łatwiej dochowywać jej wierności. I kto by pomyślał, że producenci sprzętu turystycznego w wersji dla par mogą mieć tak wielki wpływ na nasze małżeństwa i związki?
Hamaki dwuosobowe
Mimo że uskrzydla nas miłość, należy zawsze pamiętać, że dwuosobowy hamak musi wytrzymać podwójny ciężar i być na tyle odporny, by dokonywanie w nim jakichś dynamiczniejszych ruchów nie zakończyło się tragedią na miarę upadku Ikara, czyli wspólnym klapnięciem na ziemię. Dlatego, gdy przystępujemy do zakupu sprzętu, dowiedzmy się dokładnie, jaki maksymalny udźwig przewidział producent, bo o tym, czy sprzęt jest dwuosobowy, decyduje nie tylko powierzchnia materiału, z którego został wykonany. Sprawdzamy również mocowania, tzw. oczka, za które zawiesza się sprzęt. W nowszych typach hamaków oczko stanowi wygodniejszy karabińczyk, który łączy się z materiałem nośnym za pomocą linek lub parcianych pasków. Jeśli kupujemy właśnie taką wersję, ważny jest również stelaż – musi być solidny. Jeśli ktoś proponuje nam lekki i bardzo poręczny wykonany z blaszanych profili, to dokładnie przyjrzyjmy się oferowanemu produktowi.
Zdecydowanie najwygodniejsze są hamaki-huśtawki. Mają drążki dystansowe utrzymujące linki w pewnej odległości, więc materiał jest rozciągnięty. Mamy zatem więcej miejsca. Jeśli chodzi o wymiary hamaka, to szerokość materiału, z którego został wykonany (bawełna z dodatkiem poliestru, nylon, polipropylen), powinna wynosić co najmniej 1,2 m (im szerszy, tym lepszy!), a długość 3 m w przypadku klasycznych hamaków oraz 2,2 m w przypadku hamaków-huśtawek.
Hamak- huśtawka. Podwójny, wykonany z wysokiej jakości materiałów (70% bawełny, 30% poliestru). Wymiary powierzchni do leżenia: 2,2 m x 1,6 m, długość całkowita wraz z linkami: 3,4 m, maksymalne obciążenie: 200 kg. Cena: 119 zł.
Hamak Double Spokey. Materiał to stuprocentowa bawełna. Wymiary: 2,1 x 1,5 m. Waga: ok. 1,4 kg. Maksymalne obciążenie: 180 kg. W komplecie bawełniany pokrowiec zamykany sznurkiem z blokadą. Cena: 69,87 zł.
Hamak na drewnianym stelażu z daszkiem. Wykwintniejsza wersja hamaka-leżanki. Stelaż stanowi drewniana rama. Maksymalne obciążenie: 150 kg. Haki i łańcuchy ze stali nierdzewnej. Regulacja wysokości za pomocą karabińczyków. Wymiary tkaniny (poliester): 2 m x 1,5 m. Wymiary dachu: 3,22 m x 1,26 m. Cena 799 zł.
Leżaki dwuosobowe
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Przeczytaj również: Łóżko ogrodowe – fanaberia czy przydatny mebel?
W przypadku leżaków dwuosobowych również obowiązuje podstawowa zasada – sprawdzamy wymiary i maksymalne obciążenie. Są droższe od hamaków, ale potrafią być bardzo efektowne.
Leżanka z daszkiem. Na stelażu z rur stalowych malowanych proszkowo. Materiał leżanki – oxford, daszek – poliester. Powierzchnia do leżenia: 1,98 m x 1,45 m. Maks. obciążenie: 200 kg. Cena: 365 zł.
Leżak bujany dwuosobowy POLLY. Nowoczesna konstrukcja wykonana ze stali pomalowanej farbą proszkową. Poszycie z siatki polietylenowe. Specjalne wyprofilowanie, miękki zagłówek, daszek przeciwsłoneczny oraz stoliczki na napoje po obu stronach leżaka zapewniają komfort. Wymiary leżanki: 1,3 m x 2,10 m. Maksymalne obciążenie: 200 kg. Cena: 1199 zł.
Leżaki i hamaki dwuosobowe to naprawdę fajny sprzęt. Bardzo integrujący wypoczywające na niej osoby. Dlatego korzystajmy z przyjemności, których możemy dzięki nim zaznać. | Leniuchujemy parami. Hamaki i leżaki dwuosobowe |
Właściwa opieka nad noworodkiem i wzmacnianie jego odporności ma ogromny wpływ na jego przyszłe życie i walkę z potencjalnymi chorobami. Dlatego tak ważne jest wczesne rozpoczęcie hartowania malucha. Przeczytaj, jak zrobić to właściwie. Hartowanie to przyzwyczajanie i uodparnianie organizmu na zimno, co wiąże się ze zmniejszeniem jego podatności na choroby. Jednak w wypadku noworodka wszelkie zabiegi należy wykonywać pomału i stopniowo, aby nie narazić dziecka na zbytnie wychłodzenie. Przed przystąpieniem do działania warto zapoznać się z zasadami i zaleceniami, które pozwolą zahartować malucha prawidłowo, bez narażania go na poważne choroby.
Codzienne spacery
Jednym z najważniejszych elementów budowania odporności dziecka jest przebywanie na świeżym powietrzu. Z maluchem urodzonym wiosną lub latem na spacer możemy wyjść już następnego dnia po powrocie ze szpitala. Jeśli temperatura na dworze jest niska, wieje wiatr i pada deszcz, z pierwszym spacerem powinniśmy poczekać co najmniej tydzień. W zimie, zanim wyjdziemy na spacer, warto najpierw rozpocząć werandowanie, czyli ustawianie ubranego jak na spacer i przykrytego kocykiem malucha w wózku przy otwartym oknie lub balkonie. Taki zabieg powinien trwać około 15 minut i możemy powtarzać go 2 razy dziennie. Pod 3–4 dniach takiego werandowania, niemowlak gotowy jest na spacer, który w zimie powinien trwać 15–20 minut. Z najmłodszymi dziećmi nie wychodzimy, jeśli temperatura na zewnątrz spada poniżej zera, jest bardzo wietrznie, wilgotno, a także podczas wzmożonych opadów śniegu. W zimie najlepiej spacerować po południu, gdy temperatura jest najwyższa. Gdy tylko pogoda na to pozwala, poranny spacer powinien trwać od 1 do 2 godzin i należy go powtórzyć po obiedzie. Sen w wózku na świeżym powietrzu pozwala na odpowiednie dotlenienie organizmu, a także przyzwyczaja go do różnych temperatur i warunków atmosferycznych.
Jedna warstwa więcej
Bardzo istotne jest prawidłowe ubieranie dziecka, tak aby go nie przegrzać. Podstawowa zasada to zakładanie maluchowi jednej warstwy więcej niż sobie do momentu, gdy zacznie chodzić. Sprawdzając komfort termiczny dziecka, nie sugerujmy się nigdy temperaturą jego rąk, które zwykle bywają chłodne. Dotknijmy karku niemowlaka – lekko ciepły i suchy oznacza, że dziecko jest odpowiednio ubrane, jeśli jest chłodny, maluch potrzebuje jeszcze jednej warstwy ubrania lub kocyka. Natomiast gorący i spocony kark świadczy o tym, że dziecko ubrane jest za ciepło. Pamiętajmy, aby w takiej sytuacji nie zdejmować ubrania na dworze, ponieważ może to grozić przewianiem. Powinniśmy wrócić do domu i przebrać malucha w suche ciuszki. Koniecznie pamiętajmy, by nie przegrzewać dziecięcej główki. Maluch potrzebuje czapeczki tylko w chłodne lub wyjątkowo wietrzne dni. W domu, samochodzie lub w osłoniętej gondoli wózka jest ona zbędna. Zdecydowanie lepiej, gdy dziecku jest chłodniej, niż gdy się przegrzeje i spoci. Przed każdym wyjściem z domu należy też pamiętać o odpowiednim zabezpieczeniu skóry dziecka. Około 15 minut przed spacerem powinniśmy posmarować mu twarz kremem, który ochroni skórę odpowiednio przed słońcem, wiatrem lub mrozem.
Kontakt z zarazkami
Przez kontakt z niewielką ilością bakterii i innych drobnoustrojów układ immunologiczny dziecka poznaje je, zapamiętuje i uczy się zwalczać. Dlatego tak ważne jest, aby nie wychowywać malucha w środowisku idealnie sterylnym. Stopniowe zwiększanie styczności z zarazkami (rzadsze sterylizowanie butelek i smoczków, wyjścia na basen, kontakt ze zwierzętami oraz innymi dziećmi) pozwala organizmowi dziecka zyskiwać coraz większą odporność. Starszego niemowlaka możemy również hartować, zanurzając jego nóżki na przemian w letniej i ciepłej wodzie, kończąc na chłodnej i zakładając po wytarciu stóp ciepłe skarpetki. Taki zabieg mobilizuje naczynia krwionośne do wzmożonej pracy, co polepsza ukrwienie kończyn i szybkość transportowania substancji odżywczych i przeciwciał. Pamiętajmy jednak, by wszystkie działania przeprowadzać stopniowo i w formie zabawy, tak by nie zaszkodzić i nie zniechęcić malucha. | Hartowanie noworodka |
Coraz więcej osób inwestuje w mieszkania pod wynajem. Oznacza to, że konkurencja na rynku się nasila. Obecnie najemcy zwracają uwagę nie tylko na lokalizację i metraż lokali, ale także na ich wystrój. Jak urządzić pokój, żeby szybko zamieszkał w nim lokator? Osoby wynajmujące mieszkania bądź pokoje wiedzą, że najemcy stają się coraz bardziej wymagający. Nie zadowalają się już rozklekotanymi meblami i byle jakim wystrojem. Są skłonni zapłacić więcej za wyższy standard. Właściciele lokali pod wynajem powinni więc zwrócić uwagę na aranżację pomieszczeń. Czyste, odświeżone ściany i sprawne sprzęty kuchenne to podstawa. Na tym jednak nie powinni poprzestać. Stylowa aranżacja, ale jednocześnie uniwersalna tak, żeby podobała się wielu osobom, to warunek konieczny. Wszystko to można uzyskać nawet przy niewielkim budżecie. Przedstawiamy trzy propozycje wystroju pokoju pod wynajem.
Prostota i funkcjonalność
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. Woodman, Innovation, Jill & Jim Designs, Mandulay, Bigso Box of Sweden, Jill & Jim Designs
Urządzając lokal pod wynajem, jeszcze nie bardzo wiemy, kto w nim zamieszka. Najlepiej więc postawić na neutralną i prostą aranżację, którą później ewentualny najemca będzie mógł dostosować do własnych potrzeb. W tym przypadku sprawdzi się stonowana i nienarzucająca się kolorystyka. Meble powinny być solidnie wykonane, żeby nie trzeba było ich często wymieniać. Podstawą wystroju jest sofa. Warto wybrać rozkładaną w uniwersalnym, szarym kolorze. Najemca będzie mógł ją zaaranżować zgodnie z własnym gustem i dodać np. poduszki dekoracyjne czy narzutę. Przy kanapie można postawić stolik kawowy, najlepiej większy, modułowy, składający się z 2 czy 3 części. Taki mebel daje przyszłemu lokatorowi sporo możliwości aranżacyjnych. Bardzo ważne jest miejsce przeznaczone do przechowywania rzeczy. Oprócz szafy na ubrania i komody w pokoju powinien znaleźć się pojemny regał. Przydadzą się też specjalne pudełka, które będzie można na nim ustawić. Kilka przedmiotów natomiast przyczyni się do uzyskania domowej atmosfery. Warto kupić ładny dywan o delikatnym wzorze i eleganckie oświetlenie. Poza lampą sufitową w pokoju polecana jest lampa podłogowa, która zbuduje nastrój.
Przytulnie
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. Homestyle, Klarälven, WestwingNow, Italia Style, Miraluz, Martinsen
Wielu lokatorów szuka w wynajmowanych lokalach ciepła i przytulności, które pozwolą poczuć się im, jak w domu rodzinnym. Te założenia spełnia wygodna i miękka sofa. Może to być szary narożnik z funkcją spania, który zapewni miejsce do odpoczynku. Warto wstawić do pokoju szafkę RTV i ewentualnie telewizor. To z pewnością podniesie wartość lokalu w oczach potencjalnych najemców. Ciekawym elementem wyposażenia, które także może spodobać się wielu osobom, jest parawan. Pozwala on dzielić przestrzeń i wyznaczać strefy w pomieszczeniu. Można dzięki niemu wykreować ciekawą aranżację, i to małym kosztem. Parawan nie jest oczywiście elementem obowiązkowym wyposażenia w przeciwieństwie do stołu. Najlepiej wybrać model ze składanym blatem, szczególnie gdy lokal nie jest duży. Krzesła mogą być składane. Takie kompaktowe rozwiązania sprawdzają się w mieszkaniach pod wynajem. Do stołu warto dokupić lampę stołową, która przyczyni się do zamiany go w biurko, gdy pojawi się taka potrzeba.
Z miejscem do nauki
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Fot. WestwingNow, IKEA, Zuiver, WN, The Rugworks, Safavieh
Wśród potencjalnych najemców jest wielu studentów, którzy mają nieco inne oczekiwania. Potrzebują oni przede wszystkim miejsca do odpoczynku i nauki. Dlatego zdecydowanie bardziej docenią klasyczne łóżko niż sofę z funkcją spania. W pokoju dla studenta nie może zabraknąć biurka. Najlepiej wybrać model przypominający zwykły stół, żeby można było przy nim także przyjmować gości i jeść posiłki. Przy biurku ustawmy co najmniej jedno krzesło. Ważne, żeby było wygodne, a przy okazji efektowne. Młodzi ludzie większą uwagę zwracają na dekoracje, dlatego można wprowadzić do pokoju efektowne stojące lustro i modną dziergany puf. Z kolei okrągły dywan na podłodze doda wnętrzu przytulności. | Jak urządzić pokój do wynajęcia? |
Spodziewasz się bliźniąt? Szukasz funkcjonalnego, wytrzymałego i poręcznego wózka dla dwójki dzieci? Sprawdź, które wózki najczęściej wybierają użytkownicy Allegro. Prezentujemy pięć wózków dla bliźniąt, które w ostatnim czasie są najbardziej popularne. 1. Easy Go
Ten wózek spacerowy dla bliźniąt cieszy się dużym zainteresowaniem. Ma lekką konstrukcję wykonaną z aluminium. Koła są samonastawne z możliwością blokady do jazdy na wprost. Do wózka dołączone są dwa ciepłe pokrowce na nóżki, folia przeciwdeszczowa i barierka zabezpieczająca. Wózek wyposażony jest również w budkę z daszkiem przeciwsłonecznym, w kieszonkę oraz okienko w budce. W razie konieczności barierkę zabezpieczającą można bez problemu odczepić.
Podnóżek jest regulowany niezależnie dla dwójki dzieci. Tak samo jak oparcie, które można ustawiać w 4 pozycjach. Dzięki temu, gdy jedno dziecko śpi, drugie może siedzieć i podziwiać krajobraz. Wózek został wyposażony w pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa oraz automatyczną blokadę przed przypadkowym złożeniem. Posiada amortyzację. Waży 14 kg.
Wózek Easy Go jest przeznaczony dla dwójki dzieci od około 6. miesiąca do 3–4 roku życia. Kosztuje około 600 zł.
2. Borówka wózek Duo 3 w 1
Wózek bliźniaczy Duo 3 w 1 to produkt polski, który składa się z wózka głębokiego, spacerówki oraz fotelików samochodowych. W zestawie znajdziemy: dwa śpiworki – nosidła z usztywnionym dnem, łatwy w montażu pokrowiec dla wersji spacerowej, kosz na zakupy, torbę, moskitierę, wentylację w formie okienek w górnej i tylnej części budki, odpinaną barierkę zabezpieczającą oraz pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa. Wózek jest także wyposażony w skrętne, łożyskowe pompowane koła, które ułatwiają jazdę po nierównym terenie. Koła są zawieszone na amortyzatorach. Wózek dostępny w szerokiej gamie kolorystycznej. Koszt zakupu to około 1500 zł.
3. Dorjan Twin 3 w 1
W wielofunkcyjnym wózku Dorjan Twin 3 w 1 znajdziemy wózek głęboki – oddzielne gondole dla każdego z dzieci, spacerówkę oraz dwa foteliki samochodowe, które można podpiąć do stelaża. Wózek wyposażony jest w skrętne, pompowane koła, pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, hamulec centralny na tylne koła, dwustopniową amortyzację, torbę podręczną, folię przeciwdeszczową, dwustopniowe zawieszenie kół tylnych, osłonki na nóżki i kosz na zakupy.
Ważną cechą jest niezależna możliwość montażu poszczególnych elementów na stelażu. Dzięki temu wózek sprawdza się nie tylko w przypadku bliźniąt, ale także dzieci rok po roku – możemy bowiem zamontować gondolę obok spacerówki. Koszt wózka Dorjan to około 2700 zł.
4. Graco Stadium Duo
Kolejnym wózkiem dla bliźniąt na naszej liście jest Graco Stadium Duo. W przeciwieństwie do powyższych modeli, Graco proponuje wózek dla bliźniąt jeden za drugim. Pierwsze siedzenie nie rozkłada się jednak na płasko, dlatego przeznaczone jest dla dzieci od 6. miesiąca życia. Drugie siedzisko w spacerówce można bez problemu rozłożyć do pozycji leżącej. Tylne siedzisko jest umieszczone nieco wyżej niż przednie, co zwiększa pole widzenia. Rama wózka Graco Stadium Duo jest wykonana ze stali. Wózek można złożyć jedną ręką. Koła są skrętne, z możliwością blokady. W zestawie znajdziemy dwie osłony na nogi. Wózek waży 15 kg. Jego koszt to około 630 zł.
5. Freestyle Twins
Freestyle Twins to ostatnia propozycja na liście najbardziej popularnych wózków bliźniaczych na Allegro. Wózek jest wielofunkcyjny. Składa się ze stelaża, dwóch gondoli z budkami oraz pokrowcami, a także wkładkami do gondoli z materacykami. Ponadto wózek posiada dwie spacerówki z oddzielnymi dwiema budkami, dwoma barierkami i dwoma pokrowcami na nóżki. Dodatkowo został wyposażony w kosz na zakupy i plecak na różnego rodzaju akcesoria.
Koła w wózku Freestyle Twins są pompowane i amortyzowane zarówno z przodu, jak i z tyłu. Przednie są obrotowe, z możliwością zablokowania tej funkcji. Spacerówkę można zamontować przodem lub tyłem do kierunku jazdy. Dwie spacerówki można także ustawić niezależnie od siebie – jedną przodem, a drugą tyłem do kierunku jazdy.
Wózek dostępny jest w szerokiej gamie kolorystycznej. Ponadto gondole i spacerówki mogą być w różnych kolorach, na przykład jedna niebieska, a druga różowa. Do zestawu dołączone są dwie folie przeciwdeszczowe, dwie moskitiery i dwa uchwyty na butelkę. Koszt wózka to około 1400 zł. | 5 najpopularniejszych wózków dla bliźniąt |
Przedpokój pełni dziś funkcję reprezentacyjną, ale nie należy zapominać o jego głównym zadaniu – przechowywaniu garderoby, butów i niezbędnych akcesoriów. Dobry projekt domu powinien łączyć te funkcje. Przechowywania w przedpokoju nie należy mylić z magazynowaniem. W końcu to miejsce o ograniczonym metrażu, należy je więc zagospodarować w poręczny i funkcjonalny sposób. W tym celu niezbędne okażą się meble, dzięki którym mieszkanie spełni swoje zadanie.
Szafa w roli głównej
Zestaw mebli umożliwia użytkownikom przechowanie garderoby, a przy okazji ułatwia utrzymanie wnętrza w ładzie. Niezbędnym elementem takiego zestawu będzie szafa na ubrania. W końcu wszystko trafi na swoje miejsce, a kurtki nie będą gniotły się na jednym wieszaku. Aby kurtki i płaszcze zmieściły się w szafie, powinna mieć ona ok. 60 cm głębokości. W środku warto zamontować lampki, automatycznie włączające się po otwarciu drzwi szafy. Dzięki takim zabiegom będzie ona pełniła funkcję dobrze zorganizowanej garderoby.
Wszystkie buty pod ręką
Zmieszczenie wszystkich butów w przedpokoju to zadanie o wyższym stopniu trudności, zwłaszcza gdy w domu mieszka rodzina wielopokoleniowa. Ale odpowiednia szafka pozwoli na pozbycie się zabawek z podłogi i sprawi, że łatwiej będzie znaleźć potrzebną parę. Szafki na buty są dostępne w wielu wariantach. W pomieszczeniach o niewielkim metrażu sprawdzają się wąskie, pionowe szafki, które nie zajmują wiele miejsca i nie przytłaczają wnętrza.
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Wieszaki na garderobę
Aby nie otwierać szafy wielokrotnie, przyda się również wieszak ścienny, na którym można powiesić kurtkę, bluzę czy torebkę. Takie rozwiązanie lepiej sprawdzi się w małych wnętrzach – gdyż zajmuje mniej miejsca niż wieszak wolno stojący. Jeśli w domu są dzieci, można pomyśleć o zawieszeniu kilku wieszaków nieco niżej, tak aby mogły swobodnie odwiesić swoje kurtki.
Lustro do poprawek makijażu
To ważny element wnętrza, pozwalający na szybką ocenę swojego wyglądu przed wyjściem i ewentualne poprawki. Lustro – w przypadku poprawek makijażu lub fryzury – powinno znaleźć się na wysokości wzroku. Dobrym rozwiązaniem będzie zawieszenie tafli pozwalającej na obejrzenie całej sylwetki. Jeśli przed lustrem zawisną lampy, we wnętrzu zrobi się znacznie jaśniej. Tafla pogłębi ich blask, doświetlając pomieszczenie. Duże lustro ponadto optycznie zwiększa przestrzeń, dodając jej głębi i stylu. Ciekawym pomysłem może okazać się również konsola z lustrem, ulokowana na granicy strefy wejściowej i strefy dziennej. To zaproszenie z przedpokoju do pozostałych wnętrz, a równocześnie praktyczny i elegancki schowek na klucze.
box:shoppingList
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
box:shoppingItem
Wygodne wiązanie butów na siedzisku
Coraz częstszym elementem w domach są siedziska lub ławki, ułatwiające zakładanie i wiązanie butów. Mogą to być meble wolno stojące, przenośne, ale również będące fragmentem większej całości, np. komody lub szafki na buty. Warto skorzystać z takiego rozwiązania, jeśli w domu przebywają dzieci, seniorzy lub ciężarne.
Styl, który zapamiętamy
Meble i dodatki do przedpokoju trzeba skomponować według określonego klucza. Może będzie to podobna kolorystyka mebli i dywanu? A może wyznacznikiem okaże się salon lub kuchnia. Przedpokój nie musi być pomieszczeniem zamkniętym, stanowiącym tradycyjny wiatrołap. Może otwierać się na pozostałe wnętrza, łącząc się bezpośrednio ze strefami dzienną i komunikacyjną. Kolorystyczny dobór mebli i dodatków powinien zatem uwzględniać sąsiedztwo pozostałych stref, do mebli powinien pasować również kolor ścian i podłóg, nawiązujących do stylizacji całego mieszkania. | 5 praktycznych mebli do przedpokoju |
Kochasz wygodne buty, ale w codziennych stylizacjach nie chcesz rezygnować z szykownych ubrań i błyszczących akcentów? To znaczy, że lubisz styl glamour. Buty, które polecamy, idealnie wpisują się w ten nurt – jesienią wybierz modele zdobione cekinami, ćwiekami, kryształami i perłami. O tym, że buty to podstawa, wie nie tylko każda blogerka modowa i fashionistka, ale też każdy, dla kogo oprócz komfortu chodzenia ważny jest też dobry wygląd. Dodają pewności siebie, przykuwają wzrok, dopełniają stylizacji, a często nawet przesądzają o jej charakterze. Buty ozdobione w nietuzinkowy sposób mają jeszcze mocniejsze działanie. W naszej szerokości geograficznej wczesna jesień jest piękna i kolorowa, ale jej późniejsza część to czas wymagający rozświetlenia. W jaki sposób? Za pomocą żywych barw i oryginalnych dodatków, a takie są właśnie ciekawie zdobione buty. Podpowiadamy, jak to zrobić w dobrym stylu.
Ćwieki w stylu rockowym
Botki nabijane srebrnymi i złotymi ćwiekami to od kilku sezonów prawdziwy przebój. Modele o długości do kostek nosimy zarówno do zwiewnych sukienek, jak i do jeansów. Jeśli połączysz je z ramoneską oraz czarnym T-shirtem o lekko spranym kolorze z nazwą ulubionego zespołu, otrzymasz stylizację koncertowo-rockowo-motocyklową. Ale nie tylko – ćwieki weszły już na dobre do zestawów codziennych i nikogo nie dziwią. Pamiętaj tylko, żeby nie przesadzić, bo jak w przypadku wielu wyrazistych ozdób granica między dobrym stylem a kiczem bywa cienka. Jeśli więc decydujesz się na buty z ćwiekami, to kurtka niech będzie bez zdobień tego typu.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Perły z salonów na ulice
Perły coraz częściej widać nie tylko na salonach, ale i w wielkich miastach – z wybiegów przeniosły się na ulice. Buty z obcasami wysadzanymi perłami ma Gucci, perły w ubiegłym sezonie jesienno-zimowym były też na ubraniach w kolekcjach domu mody Dior. Potem jeansy wyszywane perłami proponowały już niemal wszystkie sieciówki. Takie ozdoby potrafią zdziałać cuda – gdy do zwykłych butów dodamy kilka perłowych kulek, otrzymamy połączenie zaskakująco gustowne. Botki z perłami mogą być uzupełnieniem stylizacji zarówno codziennej, jak i eleganckiej. Czarne buty będą pasowały do jasnych, wąskich spodni oraz długiego, ciepłego swetra oversize.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Jeśli cekiny, to i baleriny
Cekiny widujemy na wieczorowych i na karnawałowych kreacjach, ale pojawiają się też na letnich ubraniach, akcesoriach i butach, zwłaszcza na lekkich espadrylach. To jednak również popularny motyw zdobienia niezastąpionych i ponadczasowych balerinek oraz coraz bardziej popularnych loafersów. Bardzo prawdopodobne, że buty te będą modne również kolejnej wiosny i lata, dlatego teraz możesz jej kupić w bardzo korzystnej cenie. Baletki pasują niemal do wszystkiego – do spódnic o każdej długości, spodni, jeansów, a te na płaskim obcasie możesz włożyć także do biznesowego garnituru damskiego. I nie przejmuj się tym, że niektórzy uważają cekiny za ozdobę zarezerwowaną na wieczór lub karnawał.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Kryształ jak wisienka na torcie
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:offerCarousel
Kryształy to ozdoby, które na butach pojawiły się całkiem niedawno. Ułożone z nich kompozycje, najczęściej w kształcie kwiatów, połyskiwały na letnich sandałkach, często też łączone były z delikatnymi listkami wykonanymi z przezroczystego, kolorowego plastiku. Buty zdobione kryształami będą jak wisienka na torcie – dopełnią całości, podkreślą urok stylizacji i przykują wzrok niezależnie od tego, jakie ubrania wybierzesz. Odradzamy jednak dresowe spodnie i bluzę z kapturem, za to polecamy coś bardziej klasycznego, np. czarne, wąskie spodnie o wysokiej talii oraz dżinsową bluzkę. Na wierzch idealna będzie bomberka w kolorze pudrowego różu. A jeżeli bardzo chcesz wpleść kryształy w swoją sportową stylizację, możesz także wybrać jeden z markowych modeli sneakersów, np. marki Magza. Do zwykłych dżinsów zaś pasują zwyczajne, ale oryginalnie ozdobione kolorowymi kryształkami trampki. | Perły, cekiny, kryształy czy ćwieki? Jesienne buty ze zdobieniami |
Historia butów marki Crocs™, często zwanych „Crocsami”, przypomina w pewnym sensie baśń Andersena o brzydkim kaczątku, które z szarego, niezbyt urodziwego, trochę za dużego jak na kaczkę pisklaka pewnego dnia przemieniło się w pięknego i dostojnego łabędzia. Tak też toporne, gumowe chodaki, wyprodukowane przez trójkę przyjaciół z czysto pragmatycznych pobudek, z dnia na dzień stały się modowym hitem, obuwiem uwielbianym przez aktorów, celebrytów, polityków, sportowców, a także różnego typu profesjonalistów: lekarzy, pielęgniarki, kelnerów, ogrodników i wszystkich tych, którzy w swojej pracy dużo czasu spędzają na nogach.
Dlaczego warto nosić buty marki Crocs™?
Sekretem jest niebywała wygoda, osiągnięta przez producentów dzięki opatentowanemu, żywicznemu materiałowi Croslite™, który pod wpływem wytwarzanego przez organizm ciepła rozgrzewa się i dopasowuje do kształtu stopy, zapewniając tym samym maksymalny komfort chodzenia. Unikalna substancja sprawia, że buty nie powodują otarć, a stopy są wolne od pęcherzy i ran. Istotną rolę w zapewnieniu wygody odgrywa ortopedyczna podeszwa, która amortyzuje mięśnie oraz stawy. Ponadto zaletą butów jest ich niezmierna lekkość i ażurowa struktura – liczne otwory zapewniają utrzymanie optymalnej temperatury, zapobiegają przegrzewaniu i poceniu się stóp, a poza tym dodają butom uroku, stylu i finezji. „Crocsy” są także odporne na zapachy i łatwe w czyszczeniu. Bardzo dobrze znoszą wodę oraz szybko schną.
„Crocsy” kochane, „Crocsy” nienawidzone
Drużyna LA Lakers doczekała się specjalnie zaprojektowanej linii obuwia Crocs™, 70 amerykańskich uczelni zamówiło dla swoich studentów ponad 500 tysięcy butów tejże marki. Wśród znanych fanów „Crocsów” znajdują się m.in.: George Bush, Al Pacino, Jack Nicholson, Ben Affleck, współzałożyciel Google, Larry Page, Rosie O'Donnell, Matt Damon, Teri Hatcher, Jennifer Garner i Heidi Klum. Jednak lista przeciwników marki Crocs™ jest równie długa jak lista tych, którzy „Crocsy” kochają. Nie znam drugiego produktu, który budziłby tak wielkie kontrowersje i radykalnie dzielił świat mody. Zapaleni przeciwnicy marki zakładają blogi i strony internetowe, a także nagrywają filmy, które zamieszczają na YouTube, wyrażające niechęć i niezrozumienie wobec fenomenu „najwygodniejszych butów na świecie”. Kontrowersje wokół „Crocsów” sprawiają, że tym bardziej warto przyjrzeć im się troszkę bliżej – zobaczyć, jakie modele są najpopularniejsze nie tylko wśród gwiazd, ale także wśród klientów Allegro, i opowiedzieć się po którejś ze stron w tym modowym konflikcie.
Klasyka ponad wszystko
Zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn wciąż najlepiej sprzedaje się klasyczny model – Crocs™ Original Classic Clogs, czyli kolejny raz powiedzenie „klasyka zawsze w modzie” potwierdza swoją prawdziwość. Klasyki dostępne są w rozmaitych kolorach: czarnym, czekoladowym, khaki i granatowym oraz we wszystkich kolorach tęczy. Jest też dobra wiadomość dla osób, które mają problem z zakupem butów w dużych rozmiarach: buty marki Crocs™ produkowane są nawet w rozmiarze 52-53.
box:offerCarousel
Rozwój marki Crocks™
Pionierski model Crocs™ Original Classic Clogs z biegiem czasu zaczął przybierać najrozmaitsze formy i postacie. Producenci co sezon wprowadzają innowacyjne kolekcje, wciąż udoskonalając swój produkt. Wśród najnowszych modeli możemy znaleźć klapki, balerinki, sandały, kalosze, a nawet kozaki. Znaczącą część produkowanego obuwia stanowią modele unisex, czyli skierowane jednocześnie do kobiet i mężczyzn. Jednak designerzy nie pozostają obojętni na potrzeby klientów – otóż projektowane są również specjalne, spersonalizowane linie, dostosowane do wymogów odpowiednio żeńskiej i męskiej części miłośników wygodnego obuwia.
Top 3 butów dla kobiet
Balerinki Crocs™ Jayna. To przykład finezyjnego połączenia tworzywa Croslite™ oraz wakacyjnego, miejskiego stylu. Buty te nawet w najbardziej upalne dni zapewnią maksymalny komfort, bez potrzeby rezygnowania z modnego wyglądu.
Crocs™ Sexi Flip. Wakacyjne, smukłe, dostępne w całej gamie kolorystycznej sandały, które można nosić dosłownie wszędzie i do wszystkiego. Doskonale nadają się zarówno na wakacje spędzane w mieście, jak i do spacerów po plaży. Świetnie komponują się z letnimi sukienkami, szortami oraz bikini.
Crocs™ Crocband Flip. Kolorowe, ważące zaledwie kilkaset gramów, sportowe klapki, które z pewnością dobrze sprawdzą się na plaży, w ogrodzie czy na basenie. Skomponowane ze sportowym, nieoficjalnym strojem mogą stać się również częścią miejskich stylizacji. Dodatkową zaletą tego modelu są masujące wypustki poprawiające krążenie krwi.
box:offerCarousel
Top 3 butów dla mężczyzn
Buty Crocs™ Retro Clogs. Wariacja na temat klasycznego modelu „Crocsów”, nawiązująca stylistyką do butów biegowych z lat 70. Wygląd retro z całą pewnością spodoba się osobom, które lubią bawić się modą. W butach została zastosowana ulepszona wersja podeszwy w jodełkę, zwiększająca przyczepność butów do podłoża.
Crocs™ Yukon Sport. Jest to model dla wymagających klientów, ceniących wyrafinowany wygląd obuwia. Szlachetny look buty z tego modelu zawdzięczają skórzanym elementom oraz stonowanym kolorom. Jest to zdecydowanie najbardziej wytworny model męskiej odsłony butów marki Crocs™.
Crocs™ Specialist Vent. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom klientów, marka Crocs™ stworzyła specjalną linię obuwia dla profesjonalistów, spełniającego międzynarodowe standardy i wymogi norm obowiązujących w miejscach pracy. Buty te mają zamkniętą piętę oraz palce, dzięki czemu zapewniają wygodę i bezpieczeństwo podczas długich godzin pracy.
Wiesz już, który model wybierzesz? | Najpopularniejsze modele butów Crocs™ |
Jesienią trudniej zapewnić naszej latorośli ciekawie spędzony czas na świeżym powietrzu. W ulubionych miejscach jest zimno i mokro. Łabędzie znad jeziora odleciały, trawa w parku jest zimna i mokra, tak jak ławeczki w piaskownicy. Zatem ruszamy na spacer, zbieramy liście i kasztany. Wreszcie: jeździmy na rowerku! No właśnie – jaki model wybrać w gąszczu produktów oferowanych przez przeróżnych producentów? Dziś przedstawię atrakcyjny rowerek w dwóch wersjach – dla chłopca i dziewczynki, który z pewnością nie powinien ujść naszej uwadze. Zaufany producent
Firma Smoby to francuski producent zabawek i artykułów dziecięcych. W ich ofercie jest szeroka gama produktów: kuchnie, AGD, warsztaty do zabawy, wózki dla lalek, zabawki dla najmłodszych, a nawet zabawki ogrodowe – zjeżdżalnie, domki, jeździki, rowerki. Wieloletnie doświadczenie w branży sprawia, że produkty z tej firmy cieszą się wielką popularnością i zaufaniem. Nic dziwnego, artykuły z firmy Smoby wykonane są solidnych materiałów, z dbałością o detale i w stu procentach odpowiadają potrzebom ich małych użytkowników. Francuski producent czujnie obserwował rynek i zauważył zainteresowanie nowym rodzajem rowerków. Szybko przedsięwziął kroki i w tegorocznym wiosennym sezonie po raz pierwszy zademonstrował swoją propozycję rowerka biegowego.
Atrakcyjny wygląd
Rowerek w katalogu producenta pojawia się pod dwoma numerami . Konstrukcyjnie jest to ten sam produkt, jednak występuje w dwóch wersjach – dla dziewczynki i dla chłopca.
Osobiście bardzo przypadły mi do gustu znane, drewniane modele rowerków biegowych. Niemniej ten swoim wyglądem chyba przebija nawet tamte – ma pazur, patrząc na niego już oczami wyobraźni widzę dziecięce szaleństwa i radość na każdym spacerze. Uwagę przykuwają szczególnie koła i kolorystyka. Koła mają bardzo ciekawą „felgę”. To ażurowy wzór o dynamicznym kształcie. Rowerek dla dziewczynki jest pomalowany na kolory biały i różowy. Ma sporo czarnych dodatków, nie jest więc przesłodzony. Biała jest rama, kierownica oraz przedni widelec rowerka. Różowe z kolei są rączki na kierownicy, felgi oraz podnóżek. Nóżka, opony, siedzenie oraz łączniki są w kolorze czarnym. Takie połączenie ma naprawdę ciekawy charakter. Model dla chłopców jest w kolorach czerwonym, białym i zielonym. Świetny wybór! Kiedyś słyszałam jak chłopiec w sklepie wybierał dla siebie jeździk – koniecznie chciał czerwony, bo to kolor Zygzaka McQueena (bohatera filmu Auta), więc pojazd z pewnością będzie szybki! Kierując się tym argumentem, czerwony rowerek to świetny pomysł, dzieci z pewnością przekona! Czerwona jest rama oraz widelec rowerka. Felgi i kierownica to białe elementy. W zielonym kolorze jest podnóżek, siedzenie oraz rączki na kierownicy.
Solidna konstrukcja
Pierwsze i najważniejsze: rowerek jest metalowy. To bardzo wytrzymały produkt, a jego sztywna konstrukcja znacznie ułatwi dziecku start do ćwiczeń równowagi. Posiada wszystkie niezbędne certyfikaty, produkowany jest w Hiszpanii. Miękkie koła zapewniają cichą i komfortową jazdę. Co ciekawe, zostały wykonane z pewnego rodzaju pianki. Dzięki temu są wytrzymałe i nie grozi nam ich przebicie. Kierownica i siedzenie posiadają regulację. Z pewnością ciekawym elementem jest podnóżek. Jest on raczej niespotykany w tego typu pojazdach. Troszkę przypomina hulajnogę, ale właściwie do czego służy? Producent nie informuje do czego ma się przydać ten element z antypoślizgową powierzchnią. Domyślam się, że to miejsce, na które dziecko może położyć nóżki, gdy się rozpędzi. Z jednej strony brzmi to świetnie, bo może uchronić buciki przed zdarciem już podczas pierwszego spaceru, z drugiej – to chyba tylko pobożne życzenie i będzie w użyciu dopiero po nabraniu wprawy, służąc jako hulajnoga.
Rowerek ma nóżkę! To tez nowość. Dzięki niej dziecko może porządnie zaparkować rowerek i uczyć się szanować swoją własność. Postawiony na nóżce prezentuje się naprawdę dumnie.
Dla kogo ten rowerek?
Dla dziewczynki. Dla chłopca. Dla dwulatka – taki wiek zaleca producent. Jego wymiary to 48 centymetrów od ziemi do rączek i 77 centymetrów szerokości.
Rowerek z pewnością jest dla każdego aktywnego dziecka i dla takiego, które chcemy do aktywności zachęcić. Sprawi, że maluchy chętnie będą spędzały czas na świeżym powietrzu. Taka aktywna zabawa znakomicie wpłynie na ich rozwój, sprawność i układ odpornościowy. Rowerek biegowy ćwiczy koordynację i równowagę. Bardzo ułatwi przejście na klasyczny rowerek. | Rowerek biegowy dla chłopca i dla dziewczynki od firmy Smoby |
Szlifierki mimośrodowe służą przede wszystkim do szlifowania płaskich powierzchni. Główny materiał, do jakiego się je stosuje, to drewno i laminaty. Są oczywiście szlifierki przeznaczone również do obróbki powierzchni gipsowych itp., ale tym razem skupimy się na prostych szlifierkach oscylacyjnych, których głównym zadaniem jest szlifowanie płaskich powierzchni drewnianych. Krótka charakterystyka
Spośród szerokiego grona szlifierek mimośrodowych tym razem prześwietlamy prostą maszynę w przystępnej cenie. Jest to Maktec MT924. Maktec jest marką firmy Makita Corporation – jest więc produkowany przez Makitę. Po co więc podział na Makita i Maktec? Po to, żeby odgraniczyć maszyny stricte profesjonalne od tych przeznaczonych do użytku amatorskiego. Amatorszczyzna w przypadku marki Maktec i MT924 to jednak krzywdzące określenie. Maktec to najwyższa klasa amatorskich urządzeń, które de facto używane są często przez profesjonalistów, a to ze względu na wysoki współczynnik jakości do ceny. Ponadto są to urządzenia naprawialne, a ich serwisowanie jest adekwatne do ceny nowej maszyny.
Funkcje
Szlifierka mimośrodowa Maktec MT924 przeznaczona jest do dokładnego szlifowania powierzchni. Dokładność uzyskiwana jest poprzez mimośrodowy ruch o niewielkim skoku mimośrodu. Hipotetyczny punkt (ziarno ścierne) zatacza tak zwane mikroósemki, które się wzajemnie zacierają, tworząc przy drobnej granulacji papieru lustrzanie gładką powierzchnię.
Powierzchnia okrągłego dysku szlifierskiego to rzep, dzięki któremu wymiana krążków ściernych jest bardzo prosta i szybka w realizacji. Otwory na dysku są końcówkami kanałów odciągu pyłu. Dzięki nim urobek jest zasysany bezpośrednio z miejsca obróbki.
Króciec odciągowy umożliwia podłączenie odkurzacza albo worka na pył. Dzięki workowi praca w każdym miejscu, nawet bez niezbędnego sprzętu odciągającego, może być czysta i pozbawiona nadmiernego pylenia.
Bistatyczny wyłącznik umożliwia załączenie urządzenia bez konieczności przytrzymywania go. Jest to dużym ułatwieniem przy długotrwałej pracy, a z zasady szlifowanie powierzchni jest takim zajęciem. Dzięki niemu dłoń operatora jest odciążona i możliwa jest praca w różnych, nawet mało komfortowych pozycjach.
Użyte materiały
Obudowa szlifierki Maktec MT924 wykonana jest z tworzywa sztucznego. Jej elementy pokryte są antypoślizgową okładziną. Dzięki nim praca urządzeniem jest bezpieczna i wygodna. Ponadto kształt obudowy jest ergonomiczny i sprawia, że długotrwała praca nie obciąża użytkownika i nie powoduje dyskomfortu.
Parametry
Maktec MT924 współpracuje z dyskami szlifierskimi o średnicy 125mm. Skok mimośrodu wynosi w przypadku tego urządzenie 2,8mm, co przy częstotliwości oscylacji rzędu 12000 na minutę sprawia, że maszynę można zaliczyć do urządzeń przeznaczonych raczej do obróbki wykończeniowej, a więc dokładnej. Praca tą maszyną charakteryzować się będzie możliwością osiągnięcia wysokiego połysku szlifowanej powierzchni, lecz w niezbyt zachwycającym czasie – tym właśnie charakteryzują się szlifierki mimośrodowe do prac wykończeniowych. Dla tych maszyn istotna jest jakość powierzchni, a nie szybkość obróbki. Maktec dysponuje 240-watowym silnikiem, który do tych zadań jest wystarczająco mocną jednostka napędową. Całe urządzenie waży zaledwie 1,2kg, co jest kolejnym argumentem przemawiającym za tym, że praca tą maszyną musi być komfortowa.
Rozwiązania techniczne
Maktec MT924 charakteryzuje się bardzo prostą konstrukcją techniczną. Dzięki temu uzyskano atrakcyjną cenę urządzenia, ale również bezawaryjność – w myśl zasady: im mniej, tym lepiej. To prosty silnik, wyłącznik 0-1 i odpowiednia przekładnia, realizująca mechanizm mimośrodowego obrotu z odpowiednią prędkością. Jeśli prosta konstrukcja, to łatwe i tanie ewentualne serwisowanie. Brak elektronik – to brak regulacji prędkości obrotowej, ale też brak ryzyka przeciążenia maszyny na zbyt niskich obrotach. To tylko jeden z aspektów przemawiający za wyborem prostych i sprawdzonych rozwiązań, wtedy gdy na przykład bardzo dokładna nastawa prędkości i jej stabilizacja nie są potrzebne.
Wyposażenie
Szlifierka Maktec dostarczana jest w komplecie z workiem na pył, za sprawą którego praca, nawet bez odkurzacza, nie musi być obarczona mocnym zapyleniem.
MT924 zapakowana jest w karton.
Podsumowanie
Maktec MT924 jest przeznaczona dla amatorów, jak zresztą cała oferta marki Maktec. Pamiętajmy jednak, że to produkt japońskiego wytwórcy elektronarzędzi – Makity. To właśnie japońska jakość plasuje to urządzenie na najwyższej półce wśród maszyn amatorskich i w wielu przypadkach pozwala na konkurowanie z markowanymi jako profesjonalne urządzeniami. Prostota działania i konstrukcji sprawiają, że maszyna jest bezawaryjna. | Test szlifierki Maktec MT924 |
Pierwsza myśl – nie najszczęśliwsza i nie najżyczliwsza – w sposób oczywisty ucieka do faktu przyznania Dylanowi Nagrody Nobla. I muszę przyznać, że jest to również myśl jak najbardziej na miejscu. Bo w kategoriach poznawania twórczości tego artysty ta książka będzie bardzo pomocna. Dylan – nie Dylan
Jest tu bowiem pewna ciekawa ironia. Po ogłoszeniu wyników Akademii Szwedzkiej wiele osób mogło powiedzieć: „Wreszcie noblista, którego twórczość znam”. A jednak – odnalezienie jego dzieł nie należy do najłatwiejszych zadań. W takim kontekście książka „Duszny kraj” jest tytułem bardzo potrzebnym.
Jednak trzeba też dodać, że nie jest to pozycja czysto Dylanowska. Owszem, składa się w przeważającej mierze z jego wierszy, ale one same zostały wybrane i poukładane przez tłumacza i redaktora, Filipa Łobodzińskiego, który poezją muzyka zajmuje się już od wielu lat i zyskał sobie już miano dylanologa. I to, co jest naprawdę ciekawe, to fakt, że nawet tłumaczowi styl muzyka często wydawał się nieprzetłumaczalny. A jednak – z subiektywnego punktu widzenia – to, jak w języku polskim prezentuje się „Like a Rolling Stone”, jest niczym innym jak majstersztykiem.
Poezja (zawsze) broni się sama
Świat przyjął tę nagrodę w różny sposób. Oczywiście nie zabrakło głosów niezadowolenia, a może nawet oburzenia, że literacki Nobel ulega stopniowej degradacji, skoro teraz to piosenkarz został laureatem. A jednak jeśli sięgniemy do korzeni literatury, to odnajdziemy właśnie pieśni i sagi – pełniące rolę dużo ważniejszą niż spora część dzisiejszych powieści. Ale jednak nie o taki rodzaj obrony chodzi.
Filip Łobodziński wykonał niesamowitą pracę, na którą składa się niemal czterdzieści lat tłumaczenia Dylana. Efekt jest tak bliski doskonałości, że większości wierszy nie da się przeczytać w „normalny” sposób. Muzyka sama podkłada się pod tekst i w takiej formie na długo pozostaje w głowie czytelnika. I jest to jeden ze sposobów, w jakie poezja Dylana przemawia do jego słuchaczy.
Innym – równie silnym – jest oczywiście sama treść. Można odbierać Dylana jako artystę wiecznie
smutnego. I chociaż ludzie w większości nie lubią smutku, to jednak piosenki i wiersze tego noblisty trafiają w sedno i pozostawiają sporo tematów do przemyśleń.
Trzeba jednak wziąć poprawkę na to, że choć teksty artysty są bardzo uniwersalne, to jednak wiążą się przede wszystkim z jego osobistymi doświadczeniami oraz miejscem pobytu. Filip Łobodziński opatrzył każdy z zaprezentowanych wierszy krótkim opisem sytuacyjnym i wyjaśnieniami – kontekstowymi i kulturowymi. Aby nie psuć przyjemności czerpanej z czytania poezji, wszystkie te dodatkowe informacje zebrał w osobnym rozdziale, który sam w sobie stanowi również doskonałą lekturę.
Książkę znajdziecie na Allegro już za ok. 32 złote.
Źródło okładki: biuroliterackie.pl | „Duszny kraj” Bob Dylan – recenzja |
Pogoda w Polsce bywa kapryśna, szczególnie w sezonie jesienno-zimowym. Niespodziewane opady deszczu potrafią skutecznie popsuć rodzinny spacer. Właśnie dlatego warto wyposażyć dziecko w kolorowy płaszczyk przeciwdeszczowy. Oto najciekawsze bajkowe modele dla dziewczynek. Jaki płaszczyk kupić?
Głównym zadaniem płaszcza przeciwdeszczowego jest oczywiście ochrona przed deszczem. Warto jednak wybrać model wykonany z materiału nie tylko wodoodpornego, ale również wiatroszczelnego oraz przepuszczającego powietrze. Niestety większość okryć przeciwdeszczowych dla dzieci wykonana jest z gumy, która blokuje nie tylko wodę, ale również przepływ powietrza, przez co po kilkunastu minutach dziecko zaczyna się przegrzewać i intensywnie pocić. Dobrej jakości płaszczyk powinien mieć wodoodporną warstwę zewnętrzną zatrzymującą 1000–3000 mm słupa wody – wówczas maluch nie zmoknie nawet podczas intensywnych opadów – oraz podszewkę, która pozwala skórze oddychać, a ponadto chroni przed chłodem i wiatrem. Oczywiście im lepszy płaszczyk, tym więcej trzeba za niego zapłacić, dlatego warto się zastanowić, do czego będzie nam potrzebny. Za 50 zł bez problemu kupimy prosty model na krótkie spacery (np. do sklepu czy do szkoły), w którym dziecko będzie się czuło komfortowo.
Najciekawsze modele
Dzieci uwielbiają kolorowe wzory, dlatego dla dziewczynki warto poszukać płaszczyka z bohaterami z lubianych przez nią kreskówek. W sklepach bez problemu znajdziemy okrycia przeciwdeszczowe z kucykami z serii „My Little Pony”, z księżniczkami Elsą oraz Anną z „Krainy lodu” czy z postaciami z „Maszy i niedźwiedzia”. Bardzo popularne są wodoodporne płaszczyki z motywami z filmów Disneya, a także programów dla dzieci emitowanych na kanale MTV oraz bajek z Nickelodeonu czy MiniMini+. Oto najładniejsze bajkowe płaszcze dla małej damy:
box:offerCarousel
Płaszczyk My Little Pony. Dziewczęcy płaszczyk przeciwdeszczowy z PCW. Jest to materiał w pełni nieprzemakalny. Wyposażony został w kaptur z wszytą gumeczką, dzięki której nie spada z głowy, oraz wygodne zapięcie na zatrzaski. Płaszczyk dostępny jest w dwóch kolorach, różowym oraz niebieskim. Na plecach oraz z przodu na wysokości serca znajdują się kolorowe nadruki z kucykami. Rozmiary: od 104 cm do 134 cm. Cena: od 23,90 zł.
box:offerCarousel
Płaszczyk Violetta. Licencjonowany przez studio Disneya płaszczyk dla dziewczynki z motywem z serialu „Violetta”. Ma obszerny kaptur z wszytą elastyczną gumeczką, zapięcie na zatrzaski oraz odpowietrzniki pod pachami. Płaszczyk z PCW, które jest w pełni wodoodporne, wyprodukowano w Hiszpanii. Do wyboru dwa kolory, fioletowy i różowy. Rozmiary: od 110 cm do 128 cm. Cena: od 19,99 zł.
box:offerCarousel)
Ponczo Masza i Niedźwiedź. Dziewczęca pelerynka przeciwdeszczowa w kolorze różowym z kontrastującą ciemnoróżową lamówką. Ma duży kaptur z gumeczką trzymającą go na głowie oraz plastikowe zatrzaski. Z przodu znajduje się nadruk z serialu animowanego „Masza i niedźwiedź”. Produkt licencjonowany. Rozmiary: od 98 cm do 122 cm. Cena: 45 zł.
Na co jeszcze zwrócić uwagę?
Płaszczyk przeciwdeszczowy dla dziewczynki powinien być nie tylko ładny, ale również wygodny i tak zaprojektowany, żeby nie krępować ruchów podczas zabawy. Warto wybrać model zakrywający kolana, a ponadto wyposażony w pojemne kieszenie i ściągacze, dzięki którym wiatr nie będzie dostawał się pod ubranie.
Niezbędny kaptur
Oczywiście okrycie przeciwdeszczowe musi mieć kaptur, w przeciwnym razie będzie totalnie niepraktyczne. Przyda się również wodoodporny pokrowiec, do którego schowamy płaszczyk, jeżeli nie będziemy mieli możliwości go od razu wysuszyć. Niektórzy producenci oferują kalosze i parasole dopasowane do płaszczy – to doskonała propozycja dla małych miłośniczek kreskówek. Sprawdź, który produkt będzie idealny dla twojego dziecka!
) | Bajkowe płaszczyki przeciwdeszczowe dla dziewczynek do 50 zł |
Suche powietrze może dać się we znaki szczególnie zimą. Sezon grzewczy sprzyja spadkowi wilgotności w mieszkaniu. Taki stan negatywnie wpływa na nasze zdrowie. Jeżeli chcemy temu przeciwdziałać, należy zaopatrzyć się w nawilżacz powietrza, który podniesie wilgotność. Skutki suchego powietrza
Suche powietrze nie jest obojętne dla zdrowia naszych dzieci. Może ono powodować podrażnienia śluzówek oczu, nosa i gardła. Zwiększa to ryzyko infekcji. Dodatkowo niektórzy ludzie skarżą się na spadek koncentracji, problemy z cerą i włosami. Niska wilgotność powietrza pogarsza także jakość snu i pracę układu odpornościowego.
Ważne parametry
Parametry, na które należy zwrócić uwagę, to moc, wydajność i rodzaj filtra, o ile taki występuje. Im większa moc, tym więcej energii potrzebuje urządzenie. Najbardziej energooszczędne są nawilżacze ewaporacyjne, tj. parowe, wytwarzające zimną parę. Niektóre nawilżacze mają specjalne filtry. Mogą być ceramiczne, węglowe, dyszowe i Hepa. Te ostatnie oczyszczają powietrze z alergenów i kurzu, są szczególnie polecane do pokojów małych alergików.
Typy nawilżaczy
Na rynku dostępne są nawilżacze tradycyjne, parowe, ewaporacyjne i ultradźwiękowe. Tradycyjne nawilżacze zawiesza się na kaloryferach. Są to ceramiczne lub stalowe pojemniki, do których nalewa się wodę. Woda pod wpływem ciepła z kaloryferów paruje, nawilżając tym samym powietrze. Ich zaletą jest to, że nie pobierają prądu, wadą jest mała wydajność.
Nawilżacze parowe podgrzewają wodę, powietrze na zewnątrz miesza się z parą wodną i wydostaje się poza nawilżacz. W ten sposób powietrze nasyca się mgiełką. Jest ona sterylna, niewidoczna. Delikatnie podnosi temperaturę w pokoju. Z uwagi na sterylność polecany jest do pokoi dzieci i alergików. Minusem tego urządzenia jest duże zużycie prądu.
Kolejna grupa nawilżaczy nie podgrzewa wody. Nawilżacze ewaporacyjne mają bęben i wkład z filtrem. Zassane powietrze jest nawilżane, a następnie wyrzucane na zewnątrz za pomocą wentylatora. Mgiełka jest niewidoczna i chłodna. Dużym plusem tego urządzenia jest niski pobór prądu. Wadą jest głośna praca, choć jego szum może działać usypiająco na małe dzieci.
Ostatnim typem jest nawilżacz ultradźwiękowy. Powietrze jest w nim nawilżane za pomocą fal dźwiękowych o wysokiej częstotliwości, które rozbijają cząsteczki wody, tworząc mgiełkę. W sklepach dostępne są modele wytwarzające zarówno mgiełkę ciepłą, jak i zimną lub mieszaną. Niestety, dość szybko się zanieczyszczają, co wymusza częstą wymianę filtrów. Dodatkowo źle go znoszą zwierzęta, która mają znacznie bardziej czuły słuch niż ludzie. Plusami nawilżacza ultradźwiękowego są cicha praca oraz bardzo niskie zużycie prądu.
Idealna wilgotność powietrza wynosi 50–60%, poniżej 30% może negatywnie wpływać na samopoczucie. Domowe sposoby, takie jak częste pranie czy hodowla roślin, nie są tak wydajne, jak mechaniczne urządzenia. Lepiej zainwestować w dobre urządzenie i zapobiec skutkom suchego powietrza w domu. | Jak wybrać najlepszy nawilżacz do pokoju dziecięcego? |
Syryjska dziennikarka opisuje wojnę w swoim kraju. To wstrząsające świadectwo piekła, przez które przechodzą zwykli ludzie prześladowani z jednej strony przez reżim Asada, a z drugiej przez ekstremistów związanych z Państwem Islamskim. Media dużo piszą o wojnie w Syrii, ale niewielu dziennikarzy dotarło do kraju, w którym naraża się własną skórę. Wyjątkiem jest Samar Yazbek – syryjska dziennikarka, która uczestniczyła w protestach przeciwko reżimowi Asada, po czym musiała opuścić ojczyznę. Wracała tam jednak parokrotnie, narażając życie po to, żeby opisać losy rewolucjonistów i prześladowanej, umęczonej ludności cywilnej.
Życie pod bombami
Efektem wypraw Samar Yazbek do Syrii jest książka „Przeprawa. Moja podróż do pękniętego serca Syrii”. Autorka podróżowała po Syrii i rozmawiała z ludźmi: z Syryjczykami, którzy poszli walczyć, z zagranicznymi bojownikami oraz z cywilami próbującymi uratować resztki normalnego życia w dramatycznych okolicznościach, a także z lokalnymi aktywistami, którzy mimo wszystko starają się zapewnić edukację dzieci czy zajęcia dla dorosłych.Sytuacja w Syrii jest bardzo skomplikowana, stron walczących jest wiele i ścierają się tam strefy wpływów różnych państw. W tym wszystkim żyją ludzie udręczeni wieloletnimi walkami, którzy tracą bliskich, walczą z głodem i spotykają się z okrucieństwem, które trudno sobie wyobrazić. Obraz wyłaniający się z książki jest przygnębiający: rodzice tracący dzieci, ludzie uciekający przed torturami, domy zniszczone przez bomby, ochrona przed nalotami. Lektura unaocznia, od czego uciekają Syryjczycy poszukujący schronienia w Europie.
Podróż do kraju ogarniętego wojną
Samar Yazbek napisała reportaż, jakiego nie napisałby żaden autor urodzony na Zachodzie. Dzięki temu, że Syria jest jej ojczyzną, doskonale rozumie lokalne zawiłości i świetnie porusza się w skomplikowanym świecie odłamów religijnych i walczących nie tylko z reżimem, ale i między sobą grup rebeliantów.Książka jest bardzo osobista i napisana z emocjonalnym zaangażowaniem. Widać, że dla autorki dramat jej rodaków nie jest czyś obojętnym, to także jej życie, to jej bliscy tam giną i jej świat leży w gruzach. I to ona zmaga się z wrogością niektórych rebeliantów i jest zmuszona do noszenia konserwatywnego muzułmańskiego stroju.Lektura nie dostarcza łatwych odpowiedzi i nie wyjaśnia, co byłoby najlepsze dla Syrii i jak rozwiązać konflikt, ale ukazuje tło konfliktu i próbuje zrozumieć różne postawy ludzi opowiadających się po różnych stronach oraz motywacje osób dołączających do ekstremistów islamskich.
Książka poprzedzona jest długą przedmową Piotra Balcerowicza, wybitnego eksperta do spraw Bliskiego Wschodu, który rzetelnie i dokładnie wyjaśnia genezę wojny w Syrii, jej przebieg oraz układ sił i zaplecze polityczne konfliktu. „Przeprawa. Moja podróż do pękniętego serca Syrii” to obowiązkowa lektura dla tych, którzy chcą zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się w tym kraju.
Źródło okładki: https://www.karakter.pl | „Przeprawa. Moja podróż do pękniętego serca Syrii” Samar Yazbek – recenzja |
Godziny spędzone na plaży podczas wakacyjnego wypoczynku najlepiej umila radio. Niezmiennie od pokoleń zabieramy ze sobą na urlop przenośny odbiornik turystyczny, aby cieszyć się muzyką i być na bieżąco z informacjami z kraju i ze świata. Doskonale sprawdzi się on w sytuacji, kiedy nie chcemy zabierać nad wodę smartfona, w obawie o jego zabrudzenie czy zamoczenie. Na urlopie nie zawsze mamy czas, aby śledzić w mediach to, co dzieje się w kraju i poza jego granicami. Przenośne radio, które możemy zabrać ze sobą na każdą mniejszą czy większą wyprawę, umożliwi nam nie tylko cieszenie się dźwiękami muzyki, ale i bycie na bieżąco z informacjami na temat aktualnych wydarzeń. Turystyczne odbiorniki radiowe są niedrogie, a ich zróżnicowana oferta pozwoli bez najmniejszych problemów wybrać model odpowiadający naszym oczekiwaniom. Podczas zakupu radia na wczasy zwróćmy uwagę na cztery podstawowe elementy: rodzaj odbieranego sygnału, sposób zasilania i alternatywy w przypadku braku dostępu do prądu, rozmiar urządzenia oraz dodatkowe akcesoria na wyposażeniu oferowanym w standardzie.
LW, FM czy DAB+
W Polsce fale radiowe przekazywane są w trzech typach częstotliwości – na falach długich LW, na falach ultrakrótkich FM oraz z wykorzystaniem nowoczesnej technologii cyfrowej DAB+. Najbardziej rozpowszechnioną częstotliwością radiową są fale ultrakrótkie FM – w naszym kraju stacje radiowe wykorzystują zakres częstotliwości od 87,5 do 108 MHz (tzw. pasmo górne). Podobnie jest w krajach całej Europy, więc jeśli wybieramy się na zagraniczne wakacje, będziemy mogli bez przeszkód korzystać z klasycznego odbiornika radiowego. Obecnie na falach długich LW emitowane są w Polsce już tylko wybrane rozgłośnie regionalne. Spośród rozgłośni ogólnopolskich w tych częstotliwościach znajdziemy tylko jedną stację. Z kolei najnowsza technologia radia cyfrowego nadawanego w DAB+ jest w Polsce zjawiskiem raczkującym. Rozgłośnie radiowe zaczynają odkrywać zalety cyfrowej jakości sygnału – doskonały, bezstratny dźwięk oraz możliwość wykorzystania różnych platform przekazu. Zasięg radia cyfrowego na terenie kraju nieustannie rośnie dzięki instalowaniu nowych nadajników. Cyfryzacja radia w Polsce rozpoczęła się od największych aglomeracji i stopniowo rozszerzać będzie się na pozostałe tereny. Odbiorniki klasycznego sygnały UKF (LW i FM) różnią się od najnowszych sprzętów w technologiiDAB+ ceną oraz dostępnością. Najłatwiej i najtaniej dostaniemy standardowe radia na długie i ultrakrótkie fale FM i LW.
Prąd czy baterie
Zasilanie odbiornika radiowego powinniśmy dopasować do możliwości, jakie będziemy mieli w miejscu, do którego się udajemy. Warto także zwrócić uwagę na fakt, iż raz zakupione radio turystyczne przyda nam się na wakacjach co roku, niezależnie od urlopowej destynacji. Wybierajmy więc możliwe najbardziej uniwersalne i wielofunkcyjne rozwiązania, aby uniknąć problemów z zasilaniem urządzenia w przyszłości. Standardowym rozwiązaniem wykorzystywanym w radiach turystycznych jest zasilanie za pomocą różnego typu baterii czy akumulatorków. Dzięki nim możemy słuchać radia w miejscach, w których nie ma dostępu do instalacji elektrycznej w rozsądnej odległości – na przykład na plaży, w górach, na polu namiotowym czy campingu. Minusem korzystania z baterii jest ich stosunkowo szybkie rozładowywanie się, jeżeli często korzystamy z radia. Dlatego też warto wybrać odbiornik wyposażony w przewód zasilający podłączany do gniazdka elektrycznego. Pozwoli on nam ograniczyć zużycie baterii, gdy mamy do dyspozycji kontakt.
Kieszonkowe, mini i standardowe
Radia turystyczne dostępne są w różnych rozmiarach, co znacznie ułatwi nam spakowanie ich do walizki czy plecaka. Spośród bogatej oferty na rynku możemy wybrać małe radyjka kieszonkowe z wyposażeniem ograniczonym do minimum, zasilane okrągłą płaską baterią lub tzw. paluszkiem. Warto wiedzieć, że ze względu na małą wielkość, ich głośniki wydają dość słaby, płaski dźwięk. Znacznie lepiej słucha się kompaktowych odbiorników o standardowych lub niewiele mniejszych od nich wymiarach. Takie radia mogą mieć klasyczny wygląd prostokątnej płaskiej skrzynki lub nieco bardziej designerskie wzornictwo w stylu retro czy nawiązujące do minimalistycznych brył. Pamiętajmy, że ze względu na wykonanie odbiorników radiowych z twardego tworzywa, nie mamy możliwości, aby zaoszczędzić na nich miejsce w bagażu. Wybierajmy więc urządzenia, które zmieszczą się do torby i nie zniszczą się w transporcie mimo ścisku.
Akcesoria na plus
antena – ruchoma, rozkładana antena ułatwi odbiór dobrej jakości sygnału radiowego. Jest ona szczególnie istotna, jeżeli wybieramy się na wakacje w miejsce oddalone od dużych aglomeracji, które posiadają najsilniejsze nadajniki sygnału. Anteny mogą mieć różne formy. Najpopularniejsze z nich to teleskopowa rurka lub cienki, giętki przewód.
pilot – niektóre radia turystyczne posiadają zdalne sterowanie w postaci niewielkiego pilota, którym można włączać i wyłączać urządzenie, zmieniać stacje radiowe oraz regulować poziom głośności. Jeżeli nasz odbiornik ma na wyposażeniu pilot, sprawdźmy przed wyjazdem, w jaki sposób jest on zasilany.
głośnik – niemal wszystkie turystyczne odbiorniki radiowe wyposażone są w niedużych rozmiarów głośnik. Przed zakupem sprawdźmy, czy jakość sygnału, którą on posiada jest dla nas wystarczająca. Jeżeli lubimy słuchać radia z wykorzystaniem słuchawek, wybierzmy odbiornik wyposażony w wyjście audio przeznaczone do klasycznej wtyczki typu jack.
wyszukiwanie fal – najczęściej stosowanym rozwiązaniem do zmiany częstotliwości fal radiowych jest nieduże, manualne pokrętło ze skalą wskazującą, na jakiej fali obecnie się znajdujemy. Niektóre modele odbiorników posiadają wbudowaną regulację automatyczną, dzięki której szukanie właściwej fali przebiega szybciej, a określoną częstotliwość możemy zachować w pamięci urządzenia. | Radio turystyczne – zaopatrz się na plażę |
Ławka jest dodatkiem do salonu, który oprócz pełnienia funkcji dekoracyjnej jest także oczywiście meblem praktycznym. Przyda się zwłaszcza w sytuacji, gdy dla zaproszonych gości nie wystarczy miejsca, a i dzieci chętniej wolą siedzieć na ławce niż na krześle. Jednak nie warto kupować pierwszej lepszej ławki – można znaleźć naprawdę ładne i stylowe meble tego typu w atrakcyjnych cenach. Ławka do eleganckiego salonu
Jeśli lubimy styl klasyczny, warto nabyć do swojego salonu stylową ławkę Chesterfield. W cenie 200 złotych nabywca dostanie ławkę w stylu „Ludwik”, wykonaną z listw oraz stopek z drewna bukowego, której siedzisko pokryte zostało białą, grubą na 4 cm pianką poliuretanową. Znajduje się pod nią wata. Zapewnia to wyjątkowo miękką, a zarazem solidnie naprężoną powierzchnię o szerokości 80 cm i 40 cm głębokości. Wysokość tej cieszącej oko ławki to 47 cm.
Podobny, aczkolwiek droższy o czterysta złotych, model to ławka Boutique Samt Black. Można stosować ją jako element dekoracyjny u dolnego trzonu łóżka, jako główne siedzisko przy stole w jadalni lub też po prostu postawić w przedpokoju. Wykonana jest z drewna ozdobionego ornamentami, a pod miłą w dotyku tapicerką umieszczona została pianka poliuretanowa o wysokiej gęstości. Mebel ten ma 115 cm szerokości, 45 cm wysokości i 40 cm głębokości.
Ławki do współczesnych aranżacji
Do pomieszczeń w nowoczesnych aranżacjach potrzebne są równie nowoczesne meble, więc nowoczesna ławka MAGNUM doskonale będzie do tego pasować. Jej stelaż wykonany jest z litego drewna bukowego, pokrytego bejcą odsłaniającą strukturę drewna. Znajdują się na nim dwa wygodne, kwadratowe siedziska (35x35 cm), wykonane z wysokogatunkowej, ekologicznej skóry. Nóżki posiadają filcowe podkładki, co zabezpiecza podłogę przed porysowaniem. Całkowita długość ławki wynosi 95,5 cm. Pasuje do mniejszychstołów. Tego typu ławkiczęsto używane są nie tylko w salonach, ale na przykład w poczekalniach czy biurach, można więc nabyć taki model na potrzeby miejsca komercyjnego.
Interesującą propozycją jest także nowoczesna ławkapatchworkowa, wykonana z materiałów o różnych wzorach. Ze względu na krzykliwe kolory najlepiej sprawdzi się jako wyrazisty detal w pomieszczeniu o stonowanych barwach. Została zrobiona z drewna i bawełnianego materiału, a jej wymiary to 100x30 cm.
Kolejna propozycja to ławka IKEA Bjursta. Wykonana jest z płyty wiórowej, pokrytej okleiną jesionową, a całość pociągnięto bezbarwnym lakierem akrylowym na bejcy i pokryto ciemnobrązową farbą. Pasuje do większych stołów, ponieważ jej szerokość to 158 cm przy 36 cm głębokości i 45 cm wysokości. Można nabyć ją samodzielnie (kosztuje 399,99 złotych), jak też i wraz z stołem tej samej linii (wymiary 175x95 cm).
Ławki niedrogie, ale za to uniwersalne
Jeśli budżet nie pozwala na zakup drogiej ławki, wówczas warto polecić uniwersalny model Ewa 3-150. Kosztuje 157 złotych i nadaje się zarówno do salonu, jak i ogrodu, korytarza czy nawet sauny! Wykonana jest z drewna, a jej wymiary to 150 cm długości, 46 cm wysokości i 32 cm szerokości siedziska. Skonstruowana została z trzech deseczek.
Ostatnia ciekawa propozycja w tym zestawieniu to ławka Duet. Pod względem wykonania przypomina dwa złączone ze sobą taborety. Na ławce tej mogą swobodnie zasiąść dwie osoby, a o komfort zadba wysokogatunkowa ekoskóra, użyta do produkcji tapicerki. Dostępnych jest jej kilkanaście wersji kolorystycznych, co pozwala dopasować właściwą barwę do wnętrza pomieszczenia, w którym mebel będzie się znajdować.
Za ile kupić ławkę?
Ceny ławek zaczynają się już od ok. 150 złotych, jednak za te naprawdę stylowe trzeba zapłacić co najmniej kilkaset. Jednak w parze z ceną idzie ich trwałość i jakość, więc dobrze zapłacić raz i cieszyć się przez lata solidnie wykonanym meblem. | Stylowe ławki do salonu |
Impreza halloweenowa nie odbędzie się bez przerażających dekoracji! W tym roku urządzasz zabawę dla dzieci lub przyjaciół w swoim domu? Zobacz, jak w łatwy sposób przygotować dom na wielkie straszenie! Halloween to co prawda nie święto, ale lubimy celebrować ten dzień, strasząc swoich bliskich przebraniami i dekoracjami z piekła rodem. Warto wziąć udział w tej beztroskiej zabawie, nawet jeśli wyrośliśmy już z tego wieku, kiedy bez skrępowania mogliśmy chodzić po domach w ramach zwyczaju cukierek albo psikus. To po prostu wielka frajda zarówno dla dzieci, jak i dorosłych! Jeśli zdecydujemy się urządzić imprezę w domu, koniecznie zadbajmy o jego odpowiednie przystrojenie. Ozdoby nie muszą być jednak skomplikowane w wykonaniu albo bardzo drogie, wystarczy kilka prostych trików, by zmienić dom w prawdziwą komnatę strachów.
Halloweenowe lampiony
Zabawa halloweenowa powinna odbywać się przy przygaszonym świetle. Najlepiej w ogóle zrezygnować z oświetlenia głównego na rzecz klimatycznych świec, świeczników czy lampionów. Halloweenowego klimatu nadadzą lampiony ustawione w różnych miejscach domu, np. na stole, parapecie, stopniach schodów. Z łatwością wykonamy je samodzielnie ze starych słoików pozbawionych nalepek. Pomalujmy je farbą na żółto, pomarańczowo czy czerwono i czarnym markerem narysujmy na nich oczy, usta i nosy. Nie musimy się przejmować dokładnością wykonania – ozdoby mają być zabawne i trochę przerażające. Do środka słoików włóżmy lampki LED albo świece i cieszmy się efektem strasznych, świecących ludzików.
Wiszące nietoperze i pająki
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
Klimatyczne oświetlenie już mamy zapewnione. Dobrze by było jeszcze dodać do tego ozdoby, które będą zwisać z sufitu, trącając zaniepokojonych gości – czy to jeszcze dekoracja, czy już prawdziwy pająk? Wiszące nietoperze i pająki bez problemu wykonamy przy pomocy szablonu i czarnych kartek papieru technicznego. Wytnijmy jak najwięcej takich straszydeł i przymocujmy je na różnych wysokościach do sufitu, używając nici i taśmy klejącej. Przestrach, ale i rozbawienie gości mamy zagwarantowane!
box:offerCarousel)
Obowiązkowa dynia
Dynia jest nie tyle ozdobą, co gościem honorowym każdej imprezy halloweenowej! Musimy zatem zadbać o jej obecność i odpowiednie przystrojenie. Do tego pamiętajmy, że im więcej pomarańczowych okrągłych ozdób, tym lepiej. Z wydrążaniem i wykrajaniem dyni jest trochę zachodu, jednak istnieją na to łatwe sposoby. Wybierajmy do tego ładne dynie, takie, które będą stabilnie stać. Najłatwiej będzie, jeśli najpierw narysujemy na dyni markerem wzór, jaki chcemy wyciąć. Ostrym nożem odcinamy górną część i zostawiamy ją na przykrywkę. Następnie wydrążamy miąższ łyżką (przyda się do kremu z dyni!). Wzór wycinamy niewielkim ostrym nożem albo, jeszcze prościej, wywiercamy wiertarką, jeśli posiadamy różne wielkości wierteł. Na koniec wkładamy świeczkę i nakładamy przykrywkę.
Gotowe dekoracje
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
Jeśli brak nam czasu albo talentu do robótek ręcznych, nie przejmujmy się, na Allegro znajdziemy mnóstwo gotowych ozdób, które stworzą w naszym domu halloweenową atmosferę! Wspomniane lampiony ze słoików zastąpią np. te ceramiczne przypominające czaszki lub duchy, które rozświetlą podgrzewacze. Nastroju dodadzą okrągłe papierowe klosze z lampkami w środku, które podłączymy do prądu albo włączymy przy pomocy baterii. Pomarańczowe lub czerwone świetnie wpasują się w klimat tej imprezy. Jeśli nie potrafimy wydrążyć i ciekawie wykroić dyni, postawmy na jej gotowe wersje z ceramiki lub papieru.
Ozdób, które świetnie przygotują nasz dom na święto strachów, jest mnóstwo: małe gadżety w postaci pająków czy nietoperzy możemy zawiesić na suficie, jeśli nie mamy czasu na wycinanki, miotłę czarownicy ustawmy w kącie pokoju, a sztuczną pajęczynę zawieśmy na ścianie. Wszystko to w prosty sposób odmieni wnętrza na Halloween!
Przystrojenie stołu
Równie ważne jak udekorowanie wnętrza jest przystrojenie stołu, na którym znajdą się koszmarnie smaczne dania. Dobrym pomysłem jest ustawienie kilku lampionów ze słoików lub dyni-lampionu w centralnym miejscu stołu. Prostym patentem będzie także rozsypanie czarnego konfetti z postaci pająków czy nietoperzy. Jedzenie również możemy w łatwy sposób udekorować, zwłaszcza jeśli zdecydujemy się na deser w postaci babeczek. Wystarczy, że włożymy wypieki do upiornie wyglądających papilotek i dodamy gotowe dekoracje do wbicia np. przypominające duchy, koty czy pająki. Atmosferę grozy dopełnią czarne słomki z halloweenowym motywem w szklankach z czerwonymi napojami, np. sokiem z buraka.
Delikatne światło z porozstawianych po całym domu lampionów, zwisające z sufitu i straszące gości ozdoby, obowiązkowe dynie i nastrojowo przystrojony stół – to wszystko zaprowadzi w domu atmosferę strachów i zabawy. Nie spędzimy przy tym długich godzin na przygotowaniach ani nie wydamy majątku na wymyślne dekoracje. Najważniejsze, żeby było zabawnie i tak naprawdę tylko trochę przerażająco!
Przeczytaj również: Jak udekorować pokój dziecięcy na Halloween? | Przygotuj dom na Halloween – 5 prostych trików |
Sezon grillowy rozpoczęty. Grillujemy wszędzie – na działkach, w ogrodach, czasem nawet na plaży. Sprzyja temu czas urlopowy i spędzanie dni w plenerze. Bywa, że grillowane potrawy zastępują obiad lub kolację przygotowywaną w domu. Nic dziwnego, przyjemnie robi się i zjada posiłki na świeżym powietrzu, szczególnie kiedy dni i wieczory są takie ciepłe. Niestety, dla wielu grillowanie kojarzy się z nierozłącznym zestawem, jakim jest ociekająca tłuszczem kiełbaska i piwo. Rodzi się więc pytanie, czy grillowanie musi być niezdrowe i kaloryczne. Oczywiście, że nie. Ostatnie lata pokazały, że moda na zdrowy styl życia przeszła do strefy grillowania. Okazuje się, że dania z grilla mogą nie tylko wyśmienicie smakować, ale także stać się zdrowym i wartościowym posiłkiem w wersji fit.
Chude mięso zamiast tłustych kiełbasek
Decyzja o grillowaniu często jest spontaniczna, dlatego wielu z nas robi szybkie zakupy w najbliższym dyskoncie lub sklepie spożywczym, gdzie zaopatruje się w gotowy zestaw kiełbasek w kilku wersjach smakowych. Wystarczy jednak spojrzeć na ich skład, aby dowiedzieć się, jak niewiele mięsa się w nich znajduje i jakie niepotrzebne składniki zostały do nich dodane. W rezultacie zjadamy może i smaczną, ale jakże niezdrową kiełbaskę, która nie dostarcza żadnych wartości odżywczych. To samo dotyczy gotowych mieszanek na grilla, w których znajduje się kaszanka, karkówka lub inne mięsa pełne glutaminianu sodu i innych szkodliwych dla zdrowia ulepszaczy. Nie dość, że są kaloryczne, to jeszcze niezdrowe.
O wiele lepszym pomysłem jest położenie na ruszt piersi z kurczaka (najlepiej pochodzącej ze sprawdzonego źródła) lub chudej wołowiny, do której marynatę przyrządzimy sami. Potrzebna nam będzie jedynie dobrej jakości oliwa i przyprawa do potraw z grilla, która pod żadnym pozorem nie powinna mieć w składzie żadnych wzmacniaczy smaku.
Grillowana ryba
Dobrym, choć niezbyt popularnym pomysłem na przygotowanie niskokalorycznej grillowanej potrawy jest świeża ryba – pstrąg, dorsz, dorada, łosoś lub szczupak. Niepotrzebna jest tu panierka i smażenie w głębokim oleju. Wystarczy sól i mieszanka ulubionych ziół (najlepiej świeżych – w zależności od rodzaju ryby może to być koper, rozmaryn, natka pietruszki lub czosnek). Poszukiwacze nowych doznań smakowych mogą zdecydować się na cytrynową marynatę, która będzie pasowała np. do grillowanego łososia. Pamiętajmy, że ryby najlepiej jest grillować w folii aluminiowej.
Miłośnikom owoców morza posmakują grillowane krewetki. Można je grillować na tacy lub podać w postaci oryginalnego szaszłyku (np. z dodatkiem ananasa). Ważne, aby owoce te były całkowicie rozmrożone, ponieważ tylko w takim stanie dobrze się upieką i nam nie zaszkodzą.
box:offerCarousel
Grillowane warzywa
Osoby, które są na diecie wiedzą, że owoce i warzywa to podstawa ich jadłospisu. Dlaczego więc nie spróbować ich w nieco innej, ale równie smacznej wersji, prosto z grilla? Cukinia, cebula, pomidor, papryka, bakłażan lub kukurydza – te warzywa są wręcz stworzone do grillowania. Można je grillować na ruszcie, ale dosyć problematyczne będzie obracanie każdego kawałka. Najlepszym i jednocześnie najbardziej popularnym sposobem na zaserwowanie warzywnej lub warzywno-mięsnej przekąski są więc kolorowe szaszłyki. Można je uzupełnić owocami – najlepiej ananasem lub melonem.
Lemoniada zamiast piwa
Przyprawione smakołyki prosto z grilla i wysokie temperatury sprawiają, że latem odczuwamy wzmożone pragnienie. Jeśli nie chcesz spożywać pustych kalorii, zrezygnuj z napojów gazowanych i alkoholowych. Zamiast nich wybierz pyszną i orzeźwiającą lemoniadę własnej roboty. Może to być zwykła cytrynowa lemoniada bądź lemoniada na bazie truskawek lub arbuza, oczywiście bez dodatku cukru. Napój ten wyśmienicie smakuje, gasi pragnienie, a jednocześnie jest zdrowy i niskokaloryczny. | Grillowanie w stylu fit |
Nie jest to może urządzenie zbyt skomplikowane, choć obecnie najczęściej skomputeryzowane. Najczęściej, bo przecież są dostępne na rynku proste timery, czasem nawet mechaniczne, które informują np. o tym, że już czas wyłączyć piekarnik. Taki czasowy programator nie tylko służy temu, by pieczeń się nie przypaliła, ale przede wszystkim zaoszczędzeniu energii. Można bowiem dzięki programatorowi czasowemu sterować np. oświetleniem zewnętrznym lub wewnętrznym, ograniczyć czas podgrzewania wody w bojlerze lub ustawić pracę zmywarki. Programator może być mechaniczny lub cyfrowy, ten drugi jest bardziej dokładny i bezgłośny. Gdy przyjrzymy się ofertom programatorów czasowych (timerom), to na pierwszy rzut oka może się nam wydawać, że mamy do czynienia z małym komputerem. Fakt, że programatory nierzadko go przypominają, ale są proste w obsłudze, choć mogą być wyposażone w różne funkcje. Programator na ogół jest dostosowany do wszelkich urządzeń elektrycznych, ponieważ część z nich podłącza się do gniazdka i wtedy również jest wyposażony w gniazdko. Część programatorów elektronicznych podłącza się do szafki bezpiecznikowej.
Czym się kierować, kupując programator czasowy?
Jest kilka czynników, którymi należy się kierować, kupując programator czasowy. Urządzenie to, jak wiele innych elektrycznych, może się przepalić od nadmiernego przeciążenia. Zwróćmy uwagę na moc obciążenia programatora. Warto też zadać sobie pytanie, w jakim ujęciu czasowym będziemy to urządzenie wykorzystywali. Są dwa podstawowe – tygodniowe i dzienne, które można zaprogramować na pracę cykliczną, np. włączanie i wyłączanie co kilkanaście minut. Programator w ujęciu tygodniowym jest przydatny, kiedy nie ma nas w domu.
Programatory czasowe są coraz częściej niezbędne w zakładach produkcyjnych (np. w spożywczych), gdzie minuty lub sekundy decydują o jakości produktów. Programatory przemysłowe są na ogół dostosowywane do większego obciążenia. Jest też różnica w cenie między programatorem analogowym a wyposażonym w procesor. Na Allegro programator analogowy można kupić za 18,99 zł. Nadaje się do włączania i wyłączania urządzeń elektrycznych. Regulacja takiego programatora odbywa się przez wciśnięcie odpowiednich zapadek. Jedna zapadka to 30 minut, zaś programowanie jest 24-godzinne.
Mechaniczne i z procesorem
Przykład ostatni pokazuje, że zasady działania programatorów są różne, mimo to każde z tych urządzeń znajduje nabywców. W przypadku programatorów mechanicznych ich możliwości są uzależnione od ilości zapadek oraz przewidzianego przez producenta maksymalnego obciążenia. Przykładem mechanicznego timera z 96 zapadkami i mocą obciążenia 3500 W jest jednodniowy ELS w cenie 30 zł. Większość timerów mechanicznych można kupić na Allegro za kilkanaście złotych. Wśród nich można polecić choćby LXU01 za 12,89 zł, działający w trybie dobowym z minimalnym czasem wyłączenia i włączenia 15 minut.
Duże możliwości ma programator czasowy Digital Timer Switch CN101A. Działa dzięki mikroprocesorowi i jest wyposażony w 16 programów i wyświetlacz. Podstawowe parametry: zasilanie 12 V (11–13 V), jedno wyjście o maksymalnym obciążeniu 16 A, pobór mocy poniżej 2 VA, możliwość zaprogramowania, w jakie dni może być aktywny. Minimalny czas włączenia i wyłączenia urządzenia sprowadza się do 1 minuty. Nadaje się m.in. do włączania i wyłączania oświetlenia albo fontanny. Cena tego programatora to 79,99 zł. Część z wyłączników czasowych jest sprzedawana z pilotem, np. programatory do klimatyzacji. | Programator (wyłącznik) czasowy nie tylko w domu |
W środku polskiego lata sięgam po książkę o miejscu, które wydaje się tak oddalone od upalnego i gwarnego miasta, że równie dobrze mogłoby leżeć na innej planecie. Czytam w zachwycie, ale też z melancholią, dziwiąc się, że Spitsbergen może być tak interesującym miejscem. Longyearbyen to położona na dalekiej północy osada, będąca stolicą Svalbardu. Jeśli sądziliście, że na Spitsbergenie mieszkają tylko niedźwiedzie polarne i foki, Ilona Wiśniewska wyprowadzi was z błędu. Jej opowieść dotyczy przede wszystkim ludzi zamieszkujących ten niegościnny zakątek świata – ludzi zaskakująco różnorodnych, pochodzących z najdalszych zakątków globu. Na trochę ponad dwa tysiące mieszkańców ponad czterystu to cudzoziemcy. Co kieruje ludźmi, którzy wybierają sobie takie właśnie miejsce do życia? I jak właściwie przetrwać na Spitsbergenie, gdzie przez kilka miesięcy w roku jest cały czas ciemno, a przez kolejne kilka słońce w ogóle nie zachodzi?
Świat jest gdzie indziej
Wiśniewska pisze, że będąc tam, łatwo zapomnieć, że gdzie indziej toczy się zupełnie inne życie. Longyearbyen to świat kompletny, a do tego tak cichy, tak odmienny, że wszystkie inne miejsca mogą wydawać się snem. Nie można się tam wprawdzie urodzić – ciężarne kobiety wracają na ląd na kilka tygodni przed terminem porodu. Nie można też zostać pochowanym, choć bywa, że prochy rozsypywane są nad morzem lub odległymi górami.
Żyć tam mogą tylko ludzie silni, którzy dadzą radę przetrwać surowe warunki pogodowe i odosobnienie. Traktują się nawzajem z ufnością, niezbędną w tak niewielkiej społeczności. Domów nie trzeba zamykać, samochody zostawia się z kluczykami w stacyjce. Turyści przybywający na wyspę na statkach wycieczkowych są zdziwieni, widząc w sklepach szeroki wybór produktów, ale mieszkańcy musieli się przyzwyczaić do tego, że warzywa nie bywają zbyt świeże, a wszystko kosztuje więcej niż na lądzie.
W cieniu dzikiej przyrody
Za progiem domów zaczyna się dzicz, i to często w dosłownym tego słowa znaczeniu. Miasto odwiedzają niedźwiedzie polarne i lepiej jest mieć ze sobą broń, kiedy wychodzi się gdzieś dalej. W zimie problemem jest pozbycie się odchodów. Wiosną po mieście fruwają kłębki sierści – lisy polarne zmieniają szatę z zimowej na letnią. Nie można za to mieć kotów, które mogłyby się łatwo zarazić wścieklizną.
Najważniejsze jest światło, a zwłaszcza jego brak. Wiśniewska bardzo sugestywnie opisuje długie miesiące życia w ciemnościach i swoistą niewiarę w to, że słońce się jednak kiedyś pojawi. O dziwo, w opinii mieszkańców Svalbardu ciemność jest wygodniejsza. „Można łatwiej sobie wtedy poukładać przestrzeń” – pisze Wiśniewska. Dzień polarny jest dużo bardziej przerażający.
Ludzie z końca świata
Najciekawsze są opowieści o ludziach, tej przedziwnej zbieraninie, która z wyboru, a czasem zupełnie przypadkiem, trafiła w to dziwne miejsce na dłużej. Marzyciele i cynicy, naukowcy, górnicy, nauczyciele – każdy z nich ma swoją historię, a autorka potrafi tę historię opowiedzieć czytelnikowi. Trudno się od tych opowieści oderwać, a puste, białe przestrzenie wracają po lekturze w snach.
„Białe” to doskonały reportaż, zaskakujący w swojej zwyczajności, napisany ładnym, gawędziarskim językiem. Jego rytm zdaje się imitować niespieszny rytm życia na północy, warto się w niego wsłuchać. Ebook od ok. 28 zł.
Źródło okładki: www.czarne.com.pl | „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen” Ilona Wiśniewska – recenzja |
Zastanawiasz się, co zrobić, aby twoje włosy były odżywione i jednocześnie pełne blasku? Stosujesz różnego rodzaju odżywki i maski, a mimo to nie jesteś w stanie uzyskać zamierzonego efektu? Szampon z kolagenem okaże się w tym przypadku idealnym kosmetykiem. Poniżej kilka sprawdzonych propozycji. Kolagen to wyjątkowy składnik, który cieszy się wciąż rosnącą, a co więcej – niesłabnącą popularnością. Zawdzięcza to swoim cennym właściwościom i to nie tylko tym wpływającym na wygląd włosów. Kolagen jest chętnie stosowany również w przypadku cery. Mimo to, jeśli zależy nam właśnie na poprawie kondycji naszych kosmyków, warto sięgnąć po to rozwiązanie. Podpowiadamy, które szampony są godne polecenia i warte przetestowania na własnej skórze.
Joanna Professional Volumizing Shampoo
Szampon marki Joanna Professional to kosmetyk, który przeznaczony jest dla włosów pozbawionych objętości. Zawarte w nim składniki aktywne wpływają na poprawę kondycji włosów i ich zdrowy wygląd. Już po jednym użyciu kosmyki staną się odżywione, pełne blasku i dogłębnie nawilżone. Co więcej, szampon zwiększa objętość włosów już od samej nasady. To oznacza, że nie potrzebujemy dodatkowych produktów przeznaczonych do późniejszej stylizacji.
Kallos – HairBotox
Kolejny produkt to szampon od marki Kallos. Zawarte w nim składniki odżywcze szybko i skutecznie regenerują strukturę włosów i jednocześnie przywracają im elastyczność. Szampon HairBotox to mieszanka: pantenolu, oliwy z oliwek, keratyny, kwasu hialuronowego i kolagenu. Oliwa z oliwek wraz z pantenolem dogłębnie nawilżają włosy, natomiast pozostałe składniki odpowiadają za wzmocnienie cienkich i łamliwych kosmyków.
BingoSpa – szampon jajeczny
Szampon z kolagenem nie musi w swoim składzie zawierać tylko i wyłącznie kolagenu. Marka BingoSpa wychodzi naprzeciw oczekiwaniom, oferując szampon jajeczny. Ekstrakt z żółtka i dodatek kolagenu stanowią wyjątkowy duet. Poprawiają wygląd włosów i szczególnie dbają o ich kondycję. Już po jednym zastosowaniu osłabione i zniszczone włosy staną się odpowiednio nawilżone i w pełni odżywione.
Stapiz Keratin Code – szampon z keratyną i kolagenem
Kolagen i keratyna to dwa składniki, które mają zbawienny wpływ na jakość i kondycję włosów. Szampon Stapiz Keratin Code to nic innego jak profesjonalna i intensywna regeneracja. Keratyna jest odpowiedzialna za odbudowę uszkodzonych włókien włosa, zaś kolagen wpływa na ogólną poprawę i kondycję kosmyków, zwłaszcza tych zniszczonych częstymi zabiegami fryzjerskimi.
Kativa Colageno – szampon regenerujący
Poszukujesz sprawdzonego kosmetyku, który przywróci twoim włosom utraconą miękkość i blask? Szampon regenerujący od marki Kativa głęboko wnika w strukturę włosów, tworząc na ich powierzchni barierę ochronną przed niekorzystnymi czynnikami zewnętrznymi. Ponadto zawarte w nim składniki aktywne dodają upragnionej gęstości.
Szampon z kolagenem to dla ciebie nowość? Jeśli tak, to nie ma na co czekać. Sprawdź i przekonaj się, jak szybko i skutecznie poprawić wygląd i kondycję swoich włosów bez przeprowadzania profesjonalnych zabiegów przeprowadzanych w salonie fryzjerskim. Pamiętajmy, że wygląd naszych włosów świadczy o nas samych, a zatem do dzieła! | Szampon z kolagenem – przegląd |
Łazienkę i kuchnię zdecydowana większość z nas remontuje raz na dłuższy czas, mając na uwadze wysokie koszty i uciążliwość takich prac. Warto więc pamiętać o tym, by stawiać na jakość i trwałość wybranych przez nas materiałów, którymi pokryjemy ściany, wszak będą nam towarzyszyć przez lata. Oto kilka propozycji ciekawych rozwiązań z płytkami ściennymi w roli głównej. W stylu metro
To jeden z najpopularniejszych obecnie trendów w naszych wykafelkowanych łazienkach. Chodzi oczywiście o słynne ceramiczne płytki w stylu metro. Skąd ta nazwa? To proste. Takie podłużne, prostokątne dekoracje ścian po raz pierwszy pojawiły się właśnie na ścianach stacji nowojorskiego metra. Potem podchwycili to też Brytyjczycy i Francuzi, wykańczając w ten sposób ściany podziemnych kolejek w swoich stolicach.
Najpopularniejsze płytki w typie metro są oczywiście białe, jednak coraz częściej można spotkać je też w innych kolorach, najczęściej odcieniach szarości i czarnym. Są uniwersalne i dobrze prezentują się zarówno w większych pokojach kąpielowych, jak i malutkich łazienkach. O uniwersalności tego rodzaju glazury świadczy też mnogość sposobów, w jaki można ułożyć je na ścianach. Najpopularniejszym stylem jest tzw. na cegiełkę, czyli w poziomych, poprzesuwanych względem siebie rzędach. Płytki w typie metro można też jednak układać w równą siatkę – poziomą lub pionową (ten pierwszy sposób optycznie poszerzy ścianę, a drugi – ją wydłuży), a coraz chętniej komponuje się je też w popularną jodełkę jak drewniany parkiet. Białe płytki tego typu najczęściej zestawia się z ciemną terakotą ułożoną w karo lub z biało-czarną mozaiką w stylu art déco.
Płytki à la marmur
To kolejne rozwiązanie, które cieszy się u nas coraz większą popularnością. Płytki ze wzorem imitującym marmur doskonale pasują bowiem zarówno do nowocześnie urządzonych łazienek, jak również do tych bardziej tradycyjnych. Glazura w takim stylu jest nie tylko bardzo elegancka, ale w dodatku dużo tańsza od prawdziwych marmurowych płyt, które są też wyjątkowo ciężkie i trudniejsze do utrzymania w czystości. Płytki à la marmur, choć droższe od tradycyjnej glazury, są zwykle większe, więc potrzeba ich mniej do pokrycia całej ściany. Każdej łazience dodadzą klasy i stylu, prezentując się wyjątkowo elegancko na ścianach i obudowach armatury łazienkowej.
box:offerCarousel
Mozaika na ścianach
Mozaiki, czyli ułożone z małych kawałków ceramiki wzory, zachwycają już od czasów antycznych. Od dawna święcą też triumfy wśród miłośników urządzania wnętrz. Nic dziwnego, są bardzo eleganckie i gustowne, a w dodatku można dopasować je do każdego stylu. Mamy do wyboru mozaiki klasyczne, wykonane z materiałów imitujących naturalne kamienie, a także nowocześniejsze, z połyskujących, lustrzanych tworzyw. Wyłożenie łazienki, nawet najmniejszej, samą mozaiką jest jednak niezwykle kosztowne. Dobrze więc wykorzystywać ją jako dodatek do klasycznej glazury. Ułożone w rzędach lub kolumnach pasy z drobnej mozaiki mogą bowiem z powodzeniem zastąpić dekoracyjne listwy i ornamenty.
box:offerCarousel
Łazienka w stylu glamour
Tym z was, którzy lubią błyskotki i bogato zdobione wnętrza, z pewnością przypadnie do gustu styl glamour. W łazience, podobnie jak w innych w ten sposób urządzonych pomieszczeniach, musi wiele się dziać. Najlepiej więc styl glamour wypada w większych łazienkach i pokojach kąpielowych. Aby uzyskać taki efekt, zdecyduj się na płytki we wzory przypominające luksusowe tkaniny, np. welur. Wspomniane już kafle imitujące marmur też idealnie wpasują się w tę konwencję. Gładką glazurę mieszaj ze wzorzystą – zarówno płytkami z nadrukowanym wzorem, jak i dekoracyjnymi listwami. Nie bój się szaleć – wszystko ma błyszczeć i rzucać się w oczy. Zamiast tradycyjnej listwy między płytkami ułóż np. przyciętą lustrzaną taflę. Nie zapomnij też o dodatkach: bogato zdobionym żyrandolu, lustrze w ozdobnej ramie i dekoracyjnych kwiatach, np. storczykach, które dobrze znoszą trudne warunki panujące w łazience.
Szklana tafla zamiast płytek
Jeszcze innym pomysłem może być rezygnacja z tradycyjnych płytek (zwykle na jednej ścianie) na rzecz modnej tafli lakierowanego szkła. To popularne w nowoczesnych kuchniach rozwiązanie coraz chętniej przenosimy także do łazienek. Szkło takie może być gładkie – zabezpieczy np. odsłonięte cegły lub beton – albo zadrukowane wybranym przez nas printem. To oryginalny i nietuzinkowy sposób na ozdobienie wnętrza łazienki.
Pamiętaj, że łazienka to miejsce sprzyjające relaksowi. Urządzając to pomieszczenie, kieruj się więc przede wszystkim własnym gustem i praktycznością wybranych przez siebie rozwiązań. | Płytki łazienkowe – 5 najciekawszych propozycji w różnych stylach |
Co zrobić z uciekającym czasem? Czy da się go zatrzymać? Stephen King po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać historie, które powodują u czytelników pojawienie się gęsiej skórki. „Cztery po północy” to obszerny zbiór czterech opowiadań amerykańskiego mistrza grozy. Stephen King tym razem postanawia skupić się na upływającym czasie i zagrożeniach, jakie z tego wynikają. To właśnie czas łączy przedstawione w książce historie i powoduje, że czytelnikowi włos się jeży na głowie. Bez wątpienia Stephen King potrafi stworzyć niezwykle oryginalny klimat, który wciąga bez reszty.
„Cztery po północy” to książka, która zawiera cztery opowiadania: „Langoliery”, „Tajemnicze okno, tajemniczy ogród”, „Policjant Biblioteczny” i „Polaroidowy pies”. Każda z historii opowiedziana jest w sposób, który łączy rzeczywistość z sennym koszmarem, dostarczając czytelnikowi ukłuć strachu za każdym razem, gdy patrzy na zegarek.
Lot samolotem – rzeczywistość połączona z koszmarem
Pierwsze opowiadanie to wciągająca historia grozy rozgrywająca się na lotnisku i w samolocie. Jest to doskonałe połączenie elementów horroru, trzymającego w napięciu thrillera, a także konwencji science-fiction. King doskonale wykorzystuje ludzki lęk przed upływem czasu, a także lęk przed przestrzenią – zarówno tą ograniczoną ścianami samolotu, jak i nieograniczoną przestrzenią przestworzy. Umieszczenie akcji w samolocie jest świetnym zabiegiem narracyjnym, który pozwala pisarzowi na wprowadzenie klimatu grozy i przerażenia.
Pisarz na odludziu i potwory
Kolejne opowiadanie to elementy horroru z dominującym klimatem mrocznego, psychologicznego thrillera. Bohater przebywający na odludziu dostrzega upływający czas i zaczyna przejawiać objawy szaleństwa. Stephen King potrafi doskonale oddać klimat pogrążania się w obłędzie. Trzecie opowiadanie to historia rodem z najgorszych koszmarów sennych, pełna napięcia i atmosfery strachu. To kwintesencja operowania grozą i doskonały przykład kunsztu pisarza. Ostatnie opowiadanie to historia przeklętego przedmiotu i koszmaru, jaki się wiąże z jego użyciem. Jak w pozostałych historiach z tego zbioru, ważnym elementem opowieści jest upływający czas.
Krótka forma horroru
„Cztery po północy” to kolejny zbiór opowiadań w literackim dorobku Stephena Kinga. Z pewnością jest to znakomita propozycja dla fanów pisarza, ale także dla każdego, kto lubi krótkie formy. Opowiadania czyta się szybko, a ich język jest przystępny i angażujący. Klimat grozy i niebezpieczeństwo, jakie wiąże się z upływającym czasem, pokazują, jak doskonałym pisarzem jest Stephen King i jak nieograniczona jest jego wyobraźnia.Książka dostępna jest także jako e-book (formaty EPUB i MOBI) za ok. 35 zł.
Źródło okładki: www.wydawnictwoalbatros.com | „Cztery po północy” Stephen King – recenzja |
Herbata to napój szlachetny, a jej picie może być bardzo uroczystą ceremonią. Ponadto ma również właściwości lecznicze i można ją wykorzystywać jako dodatek do potraw. Istnieje wiele sposobów jej parzenia, suszenia i fermentacji. Oprócz tego uroczystość picia herbaty może mieć wymiar duchowo-filozoficzny. Chcąc czerpać z jej wspaniałych właściwości, warto dowiedzieć się o niej więcej. Poniżej znajduje się 5 książek, które stanowią doskonałe przewodniki dla wszystkich tych, którzy pragną zgłębić tajemnice naparu z herbacianych krzewów.
„Księga herbaty” – Kakuzo Okakura
„Księga herbaty” została napisana na początku XX wieku przez Kakuzo Okakura. Jest to bardzo przystępnie źródło wiedzy na temat japońskiej estetyki dla zachodnich czytelników. Autor dużo miejsca poświęca na opisy ceremonii parzenia herbaty i filozoficzne wątki dotyczące celebracji jej picia.
Warto również sięgnąć po inną pozycję zatytułowaną również jako „Księga herbaty”, która została opublikowana przez Lu Yu w 780 r. naszej ery. Było to pierwsze literackie dzieło poświęcone temu niezwykłemu naparowi. Autor opisuje wygląd krzewów herbacianych, sposoby ich przetwarzania, przybory służące do picia i przygotowywania herbaty oraz najczęściej popełniane błędy przy jej przyrządzaniu.
box:offerCarousel
„Zielona herbata. Cudowny lek” - Anna Kubanowska
„Zielona herbata. Cudowny lek” to kompendium wiedzy na temat tego wszechstronnego naparu. W książce znajduje się wiele porad medycznych, praktycznych informacji dotyczących m.in. sposobów parzenia oraz wiele przydatnych ciekawostek. Można dowiedzieć się z niej np. jak parzyć zieloną herbatę, by uzyskać pożądany efekt terapeutyczny.
„Uzdrawiająca moc herbaty. Terapeutyczne właściwości tradycyjnych herbat i ziołowych naparów” - Caroline Dow
Książka Caroline Dow to przewodnik po sposobach przyrządzania herbat i naparów oraz ich dawkowania. Znajdują się w niej również porady dotyczące tego, jak złagodzić lub całkowicie wyeliminować za ich pomocą takie dolegliwości, jak: problemy skórne, bóle kostno-stawowe, zmęczenie czy stres. Są tu również informacje dotyczące tego, jakie właściwości ma np. herbata z walerianą, maruną lub tymiankiem.
„Czajnikowy.pl dobra herbata” - Rafał Przybylok
Rafał Przybylok to pasjonat herbaty, który w doskonały sposób dzieli się z czytelnikiem swoją wiedzą i zaraża miłością do tego szlachetnego napoju. Autor w bardzo przystępny sposób opisuje historię herbaty, sposoby jej uprawy, parzenia oraz mity i legendy z nią związane.
W książce znalazły się także przepisy – na smakowe herbaty i herbaciane napoje – zarówno autorskie, jak i te powszechnie znane. Ciekawym dodatkiem jest osobny rozdział o tym, co można przyrządzić z herbaty, zawierający sposoby wykonania różnego rodzaju potraw z jej dodatkiem.
„Herbata. Eliksir młodości, smaku i dobrego samopoczucia” – praca zbiorowa
Pozycja ta jest wyczerpującym źródłem informacji przede wszystkim o historii i odmianach herbat. Każdy rozdział poświęcony jest innemu zagadnieniu, m.in. przepisom na pyszne desery z herbatą sekretom parzenia herbaty, sposobom podawania naparu oraz właściwościom leczniczym poszczególnych gatunków. Ciekawym dodatkiem jest część poświęcona aforyzmom, opowieściom idealnych na moment z filiżanką herbaty, cytatom oraz mądrościom związanym z herbatą oraz słowniczek podstawowych okołoherbacianych pojęć. | Skąd czerpać informacje o herbacie? 5 najlepszych książek o herbacie |
W dobie internetu szukanie wiedzy w książkach wydaje się być przeżytkiem. Czy ktokolwiek jeszcze zagląda do encyklopedii? Parę dobrych lat temu były one tym, czym dzisiaj jest internet. To z nich korzystało się podczas odrabiania zadań domowych i rozwiązywania krzyżówek. W opasłych tomach zebrana była cała wiedza świata – choć co prawda ich wertowanie bywało kłopotliwe. Zwłaszcza jeśli w domu brakowało tomu z literą G, a pani od historii zadała wypracowanie o bitwie pod Grunwaldem. Dzisiaj wystarczy kilka kliknięć, ale optymiści powtarzają, że nic nie zastąpi papierowej książki. I być może mają rację. Encyklopedie, zwłaszcza te dla najmłodszych, od lat są popularnym prezentem na urodziny, komunię czy Dzień Dziecka. Pełne pięknych ilustracji pobudzą wyobraźnię malucha lepiej niż najfajniejsza strona w internecie. Encyklopedie dla dzieci inspirują, zachęcają do nauki czytania i zaszczepiają pęd ku wiedzy. Wybór jest naprawdę szeroki: od encyklopedii zwierząt i roślin, przez dinozaury, aż po naukę części ciała.
„Był sobie człowiek. Encyklopedia dla dzieci”
Encyklopedia stworzona na podstawie popularnego serialu rysunkowego „Było sobie życie”. Szlakiem historii człowieka, od czasów starożytności aż po współczesność, oprowadza najmłodszych Mistrz z siwą brodą. Książka napisana jest prostym i zrozumiałym językiem. Fakty w niej zawarte na pewno przydadzą się dzieciom w szkole, a ilustracje ułatwiają chłonięcie wiedzy. „Był sobie człowiek” to połączenie dobrej zabawy z nauką historii.
„Poznaję świat. Nasza wspólna Ziemia”, Michael Allaby
To pozycja dla starszych dzieci. „Nasza wspólna Ziemia” to przepiękny przewodnik po naszej planecie. Jej autor, Michael Allaby, jest autorem popularnonaukowych książek, a przede wszystkim wielkim pasjonatem przyrody. „Nasza wspólna Ziemia” zawiera nie tylko zachwycające ilustracje, ale także mnóstwo informacji na temat lądów, oceanów, mórz i wielu innych aspektów życia na naszej planecie. Encyklopedia zaopatrzona jest w słowniczek i indeks, dzięki czemu dzieci łatwo odnajdą interesujące ich tematy.
„Moja pierwsza encyklopedia dinozaurów”, Larousse
Dinozaury należą do ulubionych dziecięcych zainteresowań. Ogromne, prehistoryczne gady fascynują maluchy na całym świecie od lat – nic więc dziwnego, że na ich temat powstaje mnóstwo książek. „Moja pierwsza encyklopedia dinozaurów” przeznaczona jest dla dzieci od 4 do 7 lat. Za pomocą ilustracji przybliża ona historię dinozaurów, które po bliższym przyjrzeniu się nie wydają się już wcale takie krwiożercze i straszne...
„Ciało. Obrazkowa encyklopedia dla dzieci”, Cathy Franco
Nie wiesz, jak rozmawiać ze swoim dzieckiem o ciele człowieka? Ta encyklopedia będzie dla Ciebie rozwiązaniem. Jej autorka rozwiewa wątpliwości dotyczące wielu ważnych aspektów związanych z ludzkim ciałem... Dzieci dowiedzą się m.in., dlaczego cieknie nam z nosa, gdy mamy katar, skąd się biorą różne kolory skóry oraz dlaczego czasem siusiamy do łóżka. Cała książka zawiera prawie 500 pytań, na które rodzicom czasem trudno znaleźć odpowiedź.
„Mała encyklopedia domowych potworów”, Stanislav Marijanović
Książka chorwackiego artysty nie jest typową encyklopedią z gatunku książek popularnonaukowych. Nie oznacza to wcale, że dzieci nic nie wyniosą z jej lektury. Ta urocza książka zawiera spis potworów wraz z ich negatywnymi cechami. Znajdziemy tutaj np. Awanturelle, czyli Potwora Złego Humoru, albo Łakomca Wielkiego, który nakłania nas do podjadania nocą z lodówki. Dzięki „Małej encyklopedii domowych potworów”zarówno dzieci, jak i rodzice na pewno nauczą się lepiej rozmawiać o swoich złych nastrojach i rozwiązywać trudne sytuacje.
Warto mieć na półce kilka dobrych encyklopedii, do których można zajrzeć nie tylko wtedy, gdy internet się popsuje. Te przeznaczone specjalnie dla dzieci to doskonały pretekst do wspólnego spędzenia czasu, pogłębiania wiedzy i obudzenia w dziecku ciekawości otaczającym nas światem. | Najciekawsze encyklopedie dla dzieci – polecane pozycje |
Smartfony z podwójnymi aparatami coraz śmielej wkraczają do sprzedaży. Oczywiście nie chodzi tutaj o smartfony wyposażone tylko w kamerę przednią i tylną, ale o takie, które mają dwie kamery główne. Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe jest np. przechwytywanie dobrych jakościowo zdjęć w trudnych warunkach oświetlenia lub bezstratny zoom. W tym poradniku postaram się przybliżyć kilka modeli, które zostały wyposażone w podwójną kamerę. Huawei Mate 9
Jako pierwszy jeden z najnowszych smartfonów firmy Huawei, model Mate 9. Firma ta w kooperacji z dobrze znanym producentem sprzętu fotograficznego, Leica, zastosowała w Mate 9 podwójną kamerę 20 Mpix i 12 Mpix. Oznacza to, że wykonując zdjęcie za pomocą Mate 9 (o ile oczywiście nie ustawimy inaczej w opcjach), używamy do tego celu dwóch sensorów – 20 Mpix i 12 Mpix. W tym przypadku większy z nich przechwytuje jedynie kolory szarości, a drugi odpowiada za odbiór barw. Po co nam takie rozwiązanie? Dzięki dużej czułości na światło sensora 20 Mpix zdjęcia są o wiele lepiej doświetlone. Smartfon, przechwytując w jednym momencie zdjęcia z dwóch sensorów, składa je potem w jedno, dużo lepszej jakości.
Podwójna kamera w Mate 9 pozwala także na zastosowanie 2x bezstratnego zoomu optycznego, co w wielu sytuacjach może się okazać bardzo pomocne. Robienie zdjęć wspomaga optyczna stabilizacja obrazu, szybki autofokus oraz optyka stworzona przez firmę Leica (jasność f/2,2). Przednia kamera ma 8 Mpix, a reszta parametrów obejmuje 5,9-calowy ekran 1920 x 1080 pikseli, 4 GB RAM, 64 GB pamięci na dane i 8-rdzeniowy układ Hisilicon Kirin 960. Cena tego sprzętu to ok. 2500–3000 zł.
Dostępne są też dwie inne wersje tego modelu - Pro (5,5-calowy ekran AMOLED, QHD, Kirin 960, 4/6 GB RAM, 64/128 GB pamięci wewnętrznej) oraz Porsche Design (5,5-calowy ekran AMOLED, QHD, Kirin 960, 6 GB RAM, 256 GB pamięci wewnętrznej).
box:offerCarousel
Apple iPhone 7 Plus
Apple podczas produkcji swoich smartfonów także zaczęło korzystać z podwójnych kamer. Model iPhone 7 Plus został wyposażony w podwójną kamerę 12 Mpix (jasność f/1,8 i f/2,8), która tak jak we wspomnianym Mate 9, pozwala na 2x zoom optyczny oraz przechwytuje dużo więcej światła. Konfiguracja dwóch kamer umożliwia fotografowanie z tzw. efektem rozmycia tła. Jest to szczególnie widowiskowe przy zdjęciach portretowych – postać pierwszoplanowa ma dobrą ostrość, a drugi plan jest rozmyty. Kamery wspiera optyczna stabilizacja obrazu. A co z kamerą frontową? Ta ma 7 Mpix. Pozostała specyfikacja obejmuje 5,5-calowy ekran 1920 x 1080 pikseli, 3 GB RAM, 32/128/256 GB pamięci na dane i 4-rdzeniowy procesor Apple A10 Fusion. Cena? W zależności od wariantu pamięciowego – od ok. 3000 do nawet 5000 zł.
box:offerCarousel
LG G5
LG już w swoim zeszłorocznym flagowcu zastosowało podwójną kamerę. Z tyłu obudowy znajdziemy więc sensor 16 Mpix (f/1,8) oraz 8 Mpix (f/2,4). W tym urządzeniu taka konfiguracja kamer umożliwia robienie ultraszerokokątnych zdjęć. LG G5 może przechwycić zdjęcia obejmujące aż 135-stopniowy kąt widzenia. Jeśli tę funkcję wyłączymy, aparat będzie obejmował standardowe 75 stopni. Co z kamerą przednią? Ta ma 8 Mpix i pozwala na robienie naprawdę dobrych selfie. Pozostałe podzespoły LG G5 również mają topowe parametry. W ich skład wchodzi 5,3-calowy ekran o rozdzielczości 1440 x 2560 pikseli, 4 GB RAM, 32 GB pamięci na dane i 4-rdzeniowy procesor Snapdragon 820. Cena w tym przypadku jest dużo bardziej korzystna niż omawianych przed chwilą smartfonów – oscyluje w granicach 1600–2000 zł.
Wersja LG G5 SE oferuję również dwa obiektywy na tylnej obudowie, ale już z mniej wydajnymi podzespołami - Snapdragon 652, 3 GB pamięci RAM. Smartfon można zakupić o około 200 zł taniej niż standardową wersję.
box:offerCarousel
Huawei P9
Zestawienie zaczęliśmy od smartfona Huawei i zakończymy je na sprzęcie tego producenta. Model P9, podobnie jak Mate 9, posiada podwójną kamerę główną składającą się z dwóch sensorów 12 Mpix (światłosiła f/2,2): jednego przechwytującego obraz w skali szarości i drugiego w kolorze. Aparat w tym smartfonie został stworzony we współpracy z firmą Leica, więc optyka również jest markowana przez tego producenta.
box:offerCarousel
Niestety, w tym przypadku zabrakło 2x zoomu optycznego, smartfon może się za to pochwalić świetnymi zdjęciami wykonywanymi w kiepskich warunkach oświetlenia. Co z kamerą przednią? Ta ma 8 Mpix, a reszta parametrów Huawei P9 obejmuje 5,2-calowy ekran 1920 x 1080 pikseli, 8-rdzeniowy procesor HiSilicon Kirin 955, 3/4 GB RAM oraz 32/64 GB pamięci na dane. Jeśli zdecydujemy się na zakup tego smartfona, przyjdzie nam za niego zapłacić ok. 1500–2000 zł. | Smartfon z podwójnym aparatem – selekcja modeli z 2016 roku |
Bomboox to przenośny odtwarzacz muzyczny, który pojawił się na rynku mniej więcej w latach osiemdziesiątych. Był wtedy jednym z najpopularniejszych i najbardziej pożądanych urządzeń w każdym domu i na każdej ulicy. Każdy chciał go mieć, tak jak dzisiaj każdy ma smartfona w kieszeni swoich spodni. Nie oznacza to, że boomboksy odeszły w zapomnienie. Odtwarzacze tego typu przeżywają właśnie swój renesans. Boomboksy dawniej pozwalały na słuchanie radia, odtwarzanie płyt CD lub kaset. Nowoczesny boombox oprócz opisanych może odtwarzać również muzykę w formacie MP3 z zewnętrznego nośnika USB, samodzielnie się włączać lub wyłączać, a także zapewniać naprawdę dobrą jakość dźwięku. Przygotowaliśmy listę pięciu polecanych boomboksów w cenie do 500 zł.
Philips AZ 780
Urządzenie dzięki trybowi USB Direct umożliwia odtwarzanie muzyki wprost z urządzenia USB. Model Philips AZ 780 wyposażony został również w odtwarzacz płyt MP3/WMA-CD, CD i CD-RW. Zastosowany system głośników Bass Reflex emituje tony o większej głębi niż kompaktowy system głośnikowy. Urządzenie może też kompresować duże pliki. W boomboksie Philips AZ 780 znalazły się też czasowy wyłącznik i cyfrowe strojenie radia. W zestawie otrzymujemy także pilot zdalnego sterowania. Cena: ok. 350 zł.
Philips AZ700T
Ten model pozwala słuchać muzyki z płyt CD i MP3-CD oraz urządzeń przenośnych podłączanych za pomocą portu USB lub łączności Bluetooth. W dodatku bardzo łatwo możemy sparować boomboks ze smartfonem lub tabletem. Dotknięcie specjalnie wydzielonego obszaru głośnika za pomocą odpowiedniego urządzenia mobilnego włącza boombox i rozpoczyna parowanie przez Bluetooth. Model Philips AZ700T dodatkowo wyposażony został w zdalny pilot oraz gniazdo na słuchawki.
AEG SR4359
Ten futurystyczny boombox jest pełen nowoczesnych funkcji. Wyposażony jest nie tylko w w tuner FM z odtwarzaczem CD/MP3, port USB i slot na kartę pamięci, ale także moduł Bluetooth. Umożliwia to odtwarzanie muzyki zgromadzonej na niemal dowolnym przenośnym urządzeniu. Model AEG SR4359 odtwarza materiały audio przez dwa głośniki, które są wspierane przez pasywny bas. W obudowie znalazł się też LED-owy wyświetlacz oraz światła dyskotekowe w siedmiu kolorach. Cena: ok. 350 zł.
Sony ZS-PS50
To urządzenie bardzo proste i intuicyjne w obsłudze. Sony ZS-PS50 ma wbudowaną pamięć wewnętrzną, która pozwala zgromadzić całą muzykę w jednym miejscu. Boombox pozwala szybko wybrać trzy stacje radiowe i daje możliwość podpięcia różnych urządzeń przenośnych. Do Sony ZS-PS50 można także podłączyć odtwarzacz MP3. Cena: ok. 300 zł.
Manta MM272
Urządzenie o opływowych kształtach, z dużymi głośnikami i nowoczesnym panelem sterującym to Manta MM272. Boombox odtwarza muzykę z praktycznie każdego urządzenia przenośnego podłączanego za pomocą USB lub połączenia Bluetooth. Boombox wyposażony jest w EQ Function. Daje to możliwość dobrania odpowiedniego profilu odtwarzania dźwięków do danego gatunku muzyki. Cena: ok. 300 zł.
Podsumowanie
Boombox to przydatne urządzenie zarówno w domu, jak i poza nim – na działce, w garażu lub w miejscu pracy. Jeżeli chcesz swoją ulubioną muzykę mieć zawsze ze sobą i dzielić się nią z innymi, to powinieneś rozważyć zakup boomboksa. Pamiętaj też, że tego typu urządzenie wcale nie oznacza gorszego jakościowo dźwięku. Decydując się na markowy sprzęt, istnieje duża szansa, że jego jakość będzie porównywalna z rozbudowanymi systemami Hi-Fi. | Boomboxy – polecane modele do 500 zł |
Czeka cię kupno gwiazdkowego prezentu dla fanatyczki mody? Teoretycznie zadanie jest łatwe, w końcu półki w sklepach uginają się od nadmiaru ubrań, butów i akcesoriów. Jeśli jednak nie chcesz ryzykować, zobacz podpowiedzi i ze spokojną głową rusz na przedświąteczne zakupy. Od ubrań, przez buty i dodatki, po biżuterię i modowe publikacje – wybór potencjalnych prezentów dla miłośniczki mody jest ogromny. Zadanie wydawać by się mogło banalnie proste, wystarczy przecież zajrzeć do pierwszej lepszej odzieżowej sieciówki, by w kilka minut wyjść z prezentem pod pachą. Rodzi się jedynie pytanie, czy wiesz, o czym w tym sezonie marzy fanatyczka mody? Czy jest pod wrażeniem modnych butów typu worker ozdobionych złotymi dżetami, czy też marzy o szarym kaszmirowym sweterku z naszytymi perłami? Może chodzi jej po głowie beret i szykowna francuska elegancja czy wręcz przeciwnie, chce wskoczyć wskórzaną motocyklową kurtkę? Sprawdż poniższe podpowiedzi i dłużej się nie zastanawiaj.
1. Coś do poczytania
Fanatyczka mody musi wiedzieć, co w modowej trawie piszczy, co to jest tencel i kto powiedział, że prostota jest kluczem prawdziwej elegancji. Pomóż jej w tym i na Święta sprezentuj jej interesującą publikację o modzie i stylu. Jest w czym wybierać – od pozycji biograficznych o kontrowersyjnym Alexandrze McQueenie czy geniuszu Gianniego Versace, po poradniki stylu Kasi Tusk czy instagramowe porady znanej blogerki Aimee Song.
2. Modny zegarek
Zegarki znów wróciły na nadgarstki. Chociaż przez pewien czas komórki wyparły je z użycia, każda miłośniczka mody i akcesoriów wie, że zegarek to ważny dodatek, który spełnia nie tylko rolę praktyczną. Szukaj tych na zdobnych metalowych bransoletach w kolorze różowego lub żółtego złota oraz modnych zegarków marek Cluse czy Daniel Wellington na kolorowych paskach.
3. Minimalistyczna biżuteria
Najmodniejsza biżuteria to ta prosta i nienarzucająca się. Delikatne naszyjniki z niewielkimi zawieszkami o geometrycznych kształtach, subtelne bransoletki-obręcze i minimalistyczne kolczyki, to najgorętsze biżuteryjne trendy. Szansa, że prezent się nie spodoba, jest naprawdę niewielka.
4. Wzorzysta apaszka
Apaszka to bardzo modny dodatek w sezonie jesień-zima 2017. Każda miłośniczka mody wie, że to prosty sposób na ożywienie stylizacji, który niekoniecznie musi być zawiązany na szyi. Wybierz jedwabną w ulubionym kolorze obdarowywanej osoby lub jednym z kolorystycznych faworytów sezonu, czyli butelkowej zieleni, pomarańczowym lub czerwonym.
5. Sweter z perłami
Kolejny hit, bez którego ani rusz w tym sezonie, to gustowny szary sweterek z naszytymi perłami. Ten fason robi wrażenie, a do tego jest po prostu stworzony do zimowych stylizacji. Dodatkowo świetnie wygląda na zdjęciach – będziesz królową Instagrama!
box:imagePins
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
box:pin
6. Torebka na łańcuszku
Torebka to zawsze trafiony prezent, bo, podobnie jak butów, torebek nigdy za wiele. Fasonów są setki, ale jeśli chcesz kupić coś modnego, szukaj niewielkich torebeczek na łańcuszku, typu cross body lub torebek o półokrągłym kształcie zwanym „siodło” z metalowym uchwytem na rękę. To model inspirowany fasonem marki Chloe – fanatyczka mody o tym doskonale wie.
7. Lakier hybrydowy w modnym odcieniu
Jeśli wielbicielka mody jest również miłośniczką modnego manicure’u i doceniła już wygodę i trwałość manicure’u hybrydowego, zajrzyj do aktualnej oferty producentów tych lakierów i coś dla niej wybierz. Czerwienie i róże, metaliczne pyłki do efektów specjalnych i wersje z brokatem z pewnością przydadzą jej się w karnawale.
8. Workery z ćwiekami lub skarpetkowe botki
To dwa najmodniejsze fasony butów w tym sezonie. Co tu dużo mówić, robią wrażenie i żadna fashionistka nie może się bez nich teraz obejść. Znajdziesz je w ofercie wszystkich marek obuwniczych. Po prostu upewnij się, jaki rozmiar nosi albo zaproś swoją miłośniczkę mody na wspólny shopping w sieci.
box:imagePins
box:pin
box:pin)
9. Modne etui na telefon
Akcesoria to prezent-pewniak. Podobnie jak to, że twoja fanatyczka mody ma smartfona. Upewnij się, jaki to model i spraw jej gustowne etui. Jeśli chcesz obdarować ją czymś naprawdę modnym, szukaj tych z marmurowym wzorem albo z tłoczonej skóry.
10. Matowa szminka
Szał na matowe szminki trwa już od jakiegoś czasu. To niewielka rzecz, a cieszy! Zawsze możesz ją dołożyć do smakowitych pralinek i ciekawej książki o Coco Chanel. | 10 prezentów dla fanatyczki mody |
Majsterkowicz-amator, a zwłaszcza pan „złota rączka”, powinien gruntownie przemyśleć kwestię wyboru stołu stolarskiego. Mebel ten musi bowiem zapewnić mężczyźnie odpowiednią przestrzeń do komfortowego wykonywania pracy. Ma zadanie ułatwić naprawę przedmiotów i samodzielne realizowanie rozwiązań dla domu i ogrodu. Jaki model stołu należy wybrać? Jak wybrać funkcjonalny stół stolarski (warsztatowy)?
Stół do warsztatumusi być stabilny i na tyle wytrzymały, aby udźwignął obciążenie przedmiotów, które będą poddawane obróbce. Ponadto mebel powinien być wyposażony w imadło. Ważną funkcją stołu stolarskiego jest możliwość rozsunięcia, a zatem zwiększenia jego rozmiarów w zależności od potrzeb. Jednocześnie nie powinien on zajmować zbyt dużej powierzchni w garażu lub pomieszczeniu gospodarczym.
Warto poszukać stołu warsztatowego z uchwytami do wieszania niezbędnych majsterkowiczowi narzędzi i regulowanymi nogami, dzięki którym będzie można decydować o wysokości blatu.
Przegląd modeli stołów stolarskich (warsztatowych) dla majsterkowicza
Stół warsztatowy (stolarski) z imadłem
Imadło to przyrząd, który ułatwia mocowanie przedmiotów poddawanych obróbce ręcznej lub mechanicznej. Stół stolarski wyposażony w dwa narzędzia tego typu oraz haki kosztuje ok. 400 złotych. Konstrukcja stołu warsztatowego z imadłem jest stabilna i masywna (został wykonany z litego drewna). Wyposażono go w półkę na narzędzia i szufladę do przechowywania mniejszych akcesoriów niezbędnych do majsterkowania.
Stół warsztatowy (stolarski) narzędziowy
Zakup stołu warsztatowego narzędziowego to wydatek od 1000 do niemal 6000 złotych. Droższy stół tego typu (powyżej 4000 złotych) jest wyposażony w tablicę perforowaną z półką, wykonaną z wysokiej jakości blachy, szafkę jezdną z szufladami i dwie szafki stacjonarne z różną liczbą szuflad (z pełnym wysuwem) o odmiennej wysokości. Szuflady są zamykane centralnie. Konstrukcja stołu narzędziowego jest solidna (wykonano ją z wysokiej jakości kształtowników stalowych). Blat ze sklejki lakierowanej wyróżnia się nośnością 500 kilogramów. Kolor frontów szuflad i korpusów szafek można wybrać samodzielnie spośród palety RAL.
Tańszy (koszt zakupu od 1000 do 4000 złotych) model stołu warsztatowego narzędziowego to tzw. biurko warsztatowe wyposażone w szafkę z szufladą i drzwiczkami. Do konstrukcji tego mebla wykorzystano profile zamknięte o przekroju kwadratowym. Blat wykonano z płyty laminowanej. Biurko warsztatowe zapewnia łatwość poziomowania dzięki regulowanym nóżkom.
Stół warsztatowy (stolarski) z oświetleniem
Właściwe oświetlenie miejsca pracy gwarantuje precyzyjną obróbkę przedmiotów, którymi będzie zajmował się majsterkowicz. Model stołu stolarskiego z oświetleniem (koszt zakupu od około 2000 do 5400 złotych) został wyposażony w tablicę perforowaną, na krawędzi której zamocowano lampę. W zależności od wyboru wariantu stół z oświetleniem może mieć zamknięte szafki albo otwarte półki. Dostępne są też modele z szufladami z pełnym wysuwem, które osadzono na prowadnicach teleskopowych z łożyskami kulkowymi. Konstrukcję stołu warsztatowego z oświetleniem wykonano z kształtowników stalowych, a blat – ze sklejki lakierowanej.
Majsterkowicz może wybierać również spośród drewnianych stołów stolarskich i metalowych stołów warsztatowych. Decyzję powinien uzależnić między innymi od niezbędnych z jego punktu widzenia funkcjonalności stołu, planowanego sposobu wykorzystania tego mebla oraz zasobności swego portfela. | Stół stolarski (warsztatowy) dla majsterkowicza |
Jeszcze do niedawna niebieska kratka kojarzyła się co najwyżej z kuchennym obrusem. Dziś pojawia się na wybiegach u największych projektantów mody i nic dziwnego, bo okazuje się, że z powodzeniem można ją wykorzystać do stworzenia wielu stylizacji. Jak zatem nosić niebieską kratkę? Niebieska kratka na co dzień i od święta
Zacznijmy od najbardziej popularnego elementu garderoby, na którego punkcie wszyscy zwariowali. Koszula w niebieską kratę to świetny wybór. Możesz ją z powodzeniem łączyć z jeansowymi rurkami o długości 7/8, które w seksowny sposób odkryją twoje kostki. Robi to m.in. Sarah Jessica Parker, czyli słynna Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”. Koszulę możesz też nosić podczas chłodniejszych dni zamiast bluzy czy swetra. Powinna być wówczas rozpięta, a pod nią obowiązkowo załóż prosty biały T-shirt lub biały tank top. W obydwu przypadkach koszula w niebieską kratkę musi być luźna, lekko za duża. Kiedy nosić koszulę w kratę blisko ciała? Gdy chcesz połączyć ją ze spódnicą. Jeśli stawiasz na rozkloszowaną spódnicę, obowiązkowo koszulę wpuść za pasek. Wolisz mini? Wówczas możesz pozwolić sobie na to, aby koszula była nonszalancko wypuszczona na zewnątrz.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Trendem lansowanym przez celebrytki, na który warto zwrócić uwagę, jest obszerna tunika w niebieską kratę, asymetryczna – dłuższa z tyłu. Noszona jak sukienka, obowiązkowo zestawiana jest z kozakami za kolano. W tym przypadku najlepiej sprawdzają się koszule flanelowe, wykonane z mocnego materiału. W połączeniu z delikatnymi, seksownymi kozaczkami prezentują się obłędnie!
Dla pań, które cenią klasykę, idealne będą spodnie w niebieską kratę. Możesz je zestawiać na wiele różnych sposobów, ale najlepiej wyglądają w połączeniu z klasycznym białym T-shirtem lub elegancką białą koszulą. Na szczególną uwagę zasługuje również spódnica w niebieską kratkę. Ta z kolei uwielbia jeans i wygląda obłędnie w połączeniu z jeansową koszulą. Niebieska krata lubi też czarną skórę, więc jeśli zdecydujesz się na sukienkę w niebieską kratę, postaw na mocne dodatki, takie jak skórzana ramoneska czy skórzana duża torba.
A może sukienka lub garnitur?
Mała niebieska kratka w pastelowym odcieniu sprawdzi się w stylizacjach letnich. Sukienka w kratkę z hiszpańskim dekoltem wyróżni cię z tłumu w nadmorskich kurortach i na letnich imprezach w mieście. Na co dzień zestawiaj ją z wygodnymi wakacyjnymi dodatkami. Przydadzą się miękkie espadryle i kapelusz słomkowy czy pleciony koszyk. Na wieczór wystarczy, że założysz kobiece szpilki i złote dodatki. Pamiętaj jednak, że niebieska krata to bardzo mocny element stylizacji i nie potrzebuje zbyt dużej ilości dodatków.
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
box:offerCarousel
Należysz do odważnych kobiet? To dobrze, bo do odważnych świat należy! Jeśli do tego lubisz bawić się modą i eksperymentować, zaszalej i postaw na garnitur w niebieską kratkę. Pamiętaj tylko, że musi być doskonale skrojony i idealnie na tobie leżeć. Wolisz mniej ekstrawaganckie rozwiązania? Wybierz marynarkę w niebieską kratkę. Sprawdzi się w połączeniu z jeansowymi spodenkami lub spodniami.
Jakie dodatki do kratki?
Niebieski to wbrew pozorom dosyć trudny kolor, ale przy odrobinie wsparcia z naszej strony łatwo go poskromisz. Zwróć uwagę na to, jaki odcień niebieskiego masz na sobie. Jeśli wybrałaś kratkę w pastelowym kolorze, to twoje dodatki również powinny być pastelowe, delikatne. Ubrania w niebieską kratkę podkreślisz dodatkami w kolorze ognistej czerwieni. Torebka na ramię w kolorze czerwonym będzie doskonałym wyborem.
) | Niebieska kratka – jak ją nosić? |
Jennifer L. Armentrout jest jedną z tych osobowości, którym zbyt racjonalne życie nie wystarcza i wydaje się dość nudne, dlatego pisarka postanowiła je urozmaicić dzięki swojej wyobraźni. Podczas czytania jej książek część z czytelników może zadać sobie pytanie, czy sama autorka potrafi określić, czym jest realność. Trudno jest bowiem stwierdzić, czy ukazany przez nią świat jest tylko urojeniem jej bohaterów, a opisane wydarzenia dzieją się również poza umysłem. Ale na tym polega niepowtarzalność prozy młodej amerykańskiej autorki, która życie traktuje niekoniecznie bardzo poważnie. To prawda, mimo że w jej powieściach dzieją się rzeczy wstrząsające, to daje się też wyczuć spory dystans, a nawet ironia w stosunku do kreowanego świata. Amerykańską autorkę można zaliczyć do pisarek młodego pokolenia. Mimo to ma już spory dorobek. Wystarczy wymienić choćby jej powieści Obsydian, Arktyczny dotyk, Ognisty pocałunek, Onyx czy Obsesję. Powieść Don’t Look Back została nominowana w 2014 roku do nagrody Best in Young Adult Fiction. Warto podkreślić, że jej prozę zalicza się też do nurtu Adult Fiction. Jej książki znalazły się na liście bestsellerów New York Timesa.
Powieść wciąga od początku
Bardzo często w powieściach, w których ma rosnąć napięcie, nic szczególnego się nie dzieje, ale Obsesja Jennifer L. Armentrout od początku zaczyna intrygować i wciągać. Rozpoczyna się od rozmowy Sereny i Mel na temat synów senatora Vandersona. Mel podsłuchała ich, kiedy rozmawiali i podzieliła się z Sereną swoim spostrzeżeniem: „Cóż, większość facetów nie zaczyna świecić jak jakaś tam żarówka! Ale synowie Vandersona właśnie tak zaczęli świecić. Obaj!”. Ta informacja sugeruje, że tematem książki będzie tzw. obcy. Chociaż niekoniecznie uwikłany (lub uwikłani) wyłącznie w typową intrygę science fiction, lecz jednocześnie w burzliwy romans.
Mimo niepokojącej informacji od Mel Serena Cross na początku w to nie wierzy, dopóki nie stanie się świadkiem morderstwa swojej przyjaciółki i nie zostanie wciągnięta w nieziemski świat oraz nieziemską… miłość. Ktoś zamierza się jej pozbyć, bo zagrożona jest czyjaś tajemnica. Już w pierwszych akapitach kolejnego rozdziału pojawia się informacja o społeczności Luksjan. Zatem jesteśmy w domu i pozostaje tylko czekać na dalsze zaskakujące wydarzenia. Będzie ich niemało, włączając w to nawet sceny erotyczne. Będzie też konflikt głównego bohatera Huntera ze swoimi zleceniodawcami, lecz on ponad wszystko postawi bezpieczeństwo Sereny.
Przystępny język
Problemy, konflikty i intrygi nie przeszkadzają w tym, by powieść Jennifer L. Armentrout odebrać jako przejrzystą i wyważoną w formie. Na uwagę zasługują dobrze prowadzone dialogi, które nawet mogą rozśmieszyć czytelnika. Sam wątek miłosny jest nieco komiksowy, książka też jest nieco przewidywalna, ale żeńską część czytelników powinien przyciągnąć opis Huntera jako nieziemsko przystojnego i seksownego zabójcy. Na dodatek napięcie tworzy iskrzenie miłosne pomiędzy postaciami z pozoru do siebie zupełnie niepasującymi, czyli Sereną i Hunterem.
Obsesjajest właściwie o kilku obsesjach – Mel na temat obecności obcych, ale również chronienia tajemnicy, jest tu także obsesja miłosna. Powieść Jennifer L. Armentrout nawiązuje do wcześniejszego cyklu Lux, którego jednym z bohaterów jest Daemon. Wydaje się, że pozycja ta zadowoli miłośników gatunku, choć warto ją przeczytać w zestawieniu ze wspomnianym cyklem. Jest dosyć obszerna, ponieważ liczy 400 stron, ale czyta się ją bardzo dobrze.
Zobacz także inne książki Jennifer L. Armentrout.
Źródło okładki: wydawnictwofilia.pl | J. L. Armentrout, Obsesja – recenzja |
Zima to dla każdego kierowcy bardzo trudny okres. Właśnie podczas ujemnych temperatur pojawia się najwięcej usterek silnika. Poza tym dosyć mocno cierpią karoseria i podwozie, które pod wpływem wilgoci i soli potrafią szybko pokryć się rdzą. Podwozie to jeden z elementów pojazdu, który jest najbardziej narażony na wpływ trudnych warunków pogodowych. To właśnie pod samochód przez cały rok trafia wszystko to, co znajduje się na drodze podczas jazdy. Błoto, woda czy piasek to tylko niektóre z substancji niekorzystnie wpływających na kondycję naszych czterech kółek. Duży udział w pojawieniu się rdzy na samochodzie ma też sól używana zimą do posypywania oblodzonych ulic. Uniknięcie kontaktu z tymi substancjami jest jednak niemożliwe, chyba że ktoś zdecyduje się pozostawić samochód w garażu. Rozwiązaniem problemu może się okazać konserwacja podwozia, która pozwala skutecznie ochronić pojazd.
Od czego zacząć?
Decydując się na konserwację podwozia w pojeździe mamy dwie opcje – oddać samochód do profesjonalnego zakładu lub wykonać pracę samodzielnie. Pierwsze rozwiązanie wydaje się znacznie prostsze, ale jest też o wiele droższe. Amatorska konserwacja może nie zapewni tak skutecznej ochrony, ale jest na pewno lepszym wyjściem niż pozostawienie podwozia bez jakiegokolwiek zabezpieczenia.
Mycie
Jeśli planujemy zabrać się za robotę samodzielnie, przede wszystkim musimy dokładnie umyć pojazd. Ponieważ nasze prace związane są z podwoziem, wizyta w zwykłej myjni może nie wystarczyć. O ile usunięcie warstwy brudu z karoserii nie jest trudne, to z oczyszczeniem podwozia bywa gorzej. Zrobimy to najłatwiej i najdokładniej, mając dostęp do myjki ciśnieniowej i kanału, dzięki któremu możemy znaleźć się pod autem. Innym rozwiązaniem jest uniesienie pojazdu podnośnikiem. Do czyszczenia warto też użyć wody z dodatkiem preparatu, który skutecznie rozpuści trudne zabrudzenia, np. wycieki oleju.
box:offerCarousel
Szukamy rdzy
Jeśli podczas czyszczenia podwozia natkniemy się na rdzę, musimy ją usunąć. Najlepiej użyć do tego szlifierki oscylacyjnej i szczotki drucianej. Zalecamy przyłożenie się do tej czynności i wyczyszczenie ognisk rdzy do gołej blachy. Następnie oczyszczone miejsca należy odtłuścić, np. benzyną ekstrakcyjną, i pokryć podkładem epoksydowym. Można użyć preparatu w spreju, np. podkładu Boll, za którego puszkę o pojemności 500 ml zapłacimy ok. 20 zł.
Zabezpieczenie
Zanim przejdziemy do nałożenia środka konserwującego, należy odczekać, aż wszystkie elementy po myciu dokładnie wyschną. Dla pewności zakamarki można przedmuchać sprężarką, by usunąć wodę z trudno dostępnych miejsc. Należy też pamiętać o zabezpieczeniu takich elementów, jak układ wydechowy czy hamulce i wahacze – najłatwiej okleić je folią malarską, ponieważ nie nadają się do pokrycia środkiem konserwującym.
box:offerCarousel
Konserwacja
Na suche i odpowiednio przygotowane podwozie można już nałożyć odpowiednie środki konserwujące. Jednym z polecanych jest Novol Antigravel, którego półlitrowa puszka kosztuje ok. 15 zł. Preparat tworzy mocną, gumowatą warstwę, która skutecznie chroni podwozie m.in. przed uderzeniami kamieni. Dodatkowo wygłusza pojazd, a także chroni samochód przed działaniem soli czy benzyny. Wart polecenia są także środki do konserwacji firmy Boll. Do wyboru mamy preparaty w spreju, do nakładania pędzlem lub puszkę z pistoletem umożliwiającą konserwację pod ciśnieniem przy użyciu kompresora. Po nałożeniu warstwy zabezpieczającej ważne jest odczekanie (tak długo, jak zaleca producent) , aż preparat wyschnie.
Konserwacja podwozia to bardzo ważna czynność, niezbędna dla samochodów w każdym wieku, gdyż bardzo często ta część nawet kilkuletnich aut zaczyna się pokrywać rdzą. | Konserwacja podwozia po okresie zimowym |
Uwaga, uwaga z laboratoriów uciekła grupa ameb, których specjalizacją jest świetne maskowanie. Rzut kośćmi i czas na błyskawiczne poszukiwanie ameby… Jedna zmienia kolor, druga kształt, a inna wzór. Oj, trudno będzie je złapać… W tej grze refleks i spostrzegawczość osiągną szczyty swych możliwości. Do odważnych świat należy, więc kto pierwszy, ten lepszy… Wnętrzności i przygotowanie do gry
W środku znajdziemy 24 kwadratowe karty, 4 kości i 30 żetonów zwycięstwa. Główną zaletą gry jest jej małe metalowe pudełko, które idealnie mieści wszystkie elementy. Dzięki tej kompaktowości tytuł idealnie sprawdzi się podczas zbliżających wyjazdów wakacyjnych, a nasz bagaż nawet tego nie odczuje.
Do gry może dołączyć od 2 do 10 graczy w wieku przynajmniej 8 lat, a im większa ekipa, tym więcej emocji. Przed rozpoczęciem rozgrywki tasujemy karty z amebami i rozkładamy je w postaci okręgu. Kładziemy obok żetony zwycięstwa oraz kości i poszukiwanie ameby czas zacząć…
Przebieg rozgrywki
Gracz w swoim ruchu rzuca czterema kośćmi, a wtedy wszyscy szukają ameby o kolorze (fioletowo-niebieski lub pomarańczowo-czerwony), kształcie (pełzająca lub chodząca) i wzorze (paski lub kropki) wskazanym przez trzy kości. Czwarta kość definiuje laboratorium, od którego gracze rozpoczną poszukiwania i będą poruszać się w kierunku wskazanym przez strzałkę (prawo lub lewo).
Gracz, który jako pierwszy dotknie właściwej ameby, zdobywa żeton zwycięstwa (oczywiście wcześniej sprawdzamy, czy jego dedukcja była prawidłowa, w przypadku pomyłki gracz oddaje jeden żeton zwycięstwa). Wtedy ponownie rzuca kośćmi i rozpoczyna następną rundę. Wygrywa gracz, który jako pierwszy zdobędzie 5 żetonów zwycięstwa.
Otwory wentylacyjne
Kiedy gracze napotkają na swojej drodze otwór wentylacyjny, przeskakują do następnego i, poruszając się w tym samym kierunku, kontynuują poszukiwanie danej ameby. Jeśli ameba trafi na trzeci otwór wentylacyjny, pomija wszystkie pola i wraca do pierwszego otworu wentylacyjnego.
Laboratoria mutacyjne
W sytuacji, gdy podczas poszukiwania ameby trafimy na laboratorium mutacyjne, ameba zmienia:
kolor w laboratorium mutacyjnym koloru,
kształt w laboratorium mutacyjnym kształtu,
wzór w laboratorium mutacyjnym wzoru.
Jak wiadomo, ameby są bardzo delikatne, więc zbyt wiele mutacji im nie służy. Dlatego w momencie przejścia przez czwarte laboratorium mutacyjne ameba znika. W tej sytuacji gracz, który jako pierwszy dotknie ostatniego (czwartego) laboratorium mutacyjnego, zdobywa żeton zwycięstwa.Na początku w celu oswojenia się z rozgrywką lub w przypadku gry z dziećmi można dla ułatwienia wykluczyć z gry otwory wentylacyjne i laboratoria mutacyjne. Jak już wszyscy zaczną śmigać rękami po amebach w tempie błyskawicznym, możemy zwiększyć trudność, z powrotem je dołączając.
Podsumowanie
„Panic Lab” jest tytułem lekkim, łatwym i przyjemnym, który sprawdzi się idealnie właściwie w każdym gronie. Lista umiejętności, które będziemy mogli potrenować w trakcie rozgrywek, w zasadzie nie ma końca. Uruchamia się tutaj spostrzegawczość, pamięć, refleks, wyobraźnię i umiejętność maksymalnego skupienia. Do tego rozgrywkom towarzyszy masa emocji, a duża dynamika porywa zawodników od pierwszej do ostatniej minuty. Ze względu na możliwość dołączenia do rozgrywki dużej liczby graczy (nawet 10) jest to doskonały tytuł na towarzyskie spotkania. | „Panic Lab” – recenzja gry |
Każdej zimy wielu kierowców ma spore problemy z akumulatorami, które na mrozie odmawiają posłuszeństwa i nie chcą nawet zakręcić silnikiem. Często jedynym wyjściem jest kupno nowego akumulatora, ale sporej części problemów możemy się ustrzec. Z kupowaniem nowego to nie żart – każdy produkt ma swój cykl życia, również akumulator. Nieważne jak bardzo o niego dbamy, chuchamy, pieścimy i doładowujemy, po kilku latach przestanie się nadawać do użytku. Takie jest nieubłagane prawo natury i dlatego w naszych autach jest coraz mniej starych akumulatorów, które wymagają serwisowania.
Woda
Jeśli więc masz w samochodzie akumulator starego typu, w którym samodzielnie trzeba odkręcać pokrywę i dolewaćwody destylowanej (zdemineralizowanej), to przede wszystkim zadbaj o jej odpowiedni poziom w akumulatorze. Jeśli na baterii nie widać żadnej podziałki, to pamiętaj, że woda ma całkowicie zakrywać płyty, z zapasem mniej więcej 5 mm. Tyle możemy zrobić, jeśli chodzi o akumulator starego typu. Dzięki temu będzie działał lepiej, ale i tak po jakimś czasie wyzionie swojego elektrycznego ducha i nie pozostanie nam nic innego jak kupno nowego, bezobsługowego. A wtedy musimy już tylko dbać o to, by był odpowiednio naładowany.
Po pierwsze
Najlepiej dla samochodu – a więc i akumulatora – jeśli pojazd jest garażowany. Nawet zwykłe garaże podziemne są dobre dla aut – zawsze jest w nich przynajmniej o parę stopni więcej, niż na zewnątrz. A temperatura ma olbrzymie znaczenie dla utrzymywania akumulatora w dobrej kondycji. Jeśli jego sprawność przy +25 stopniach Celsjusza wynosi 100 procent, to przy zerze spada do 80 procent, a przy -25 stopniach – do 60 procent. A powiedzmy sobie szczerze: rzadko który akumulator jest w pełni naładowany i już nawet przy lekkim mrozie może się okazać, że próbujemy uruchomić silnik baterią, która ma w sobie tyle prądu, ile oba paluszki w pilocie do telewizora. Ergo – im cieplej ma akumulator, tym dla niego lepiej. W czasach, gdy na drogach królowały maluchy i duże fiaty, można było zobaczyć osoby, które podczas mrozów wymontowywały na noc akumulator z samochodu i niosły go do domu, żeby miał ciepło.
Po drugie
Akumulator musi być czysty. Mowa oczywiście o stykach, klemach i przewodach, a nie o kwestii wizualnej. Dobrym wyjściem jest sprawdzenie przewodów i wyczyszczenie klem przed zimą. Mogą się zabrudzić, mróz doda swoje i przyczyną braku zapłonu nie będzie brak prądu w akumulatorze, ale problem z jego dostarczeniem do rozrusznika. Klemy można czyścić delikatną szczotką drucianą, drobnym papierem ściernym, ale całkiem dobrym rozwiązaniem jest kupno specjalnychszczotek do klem. Kosztują ledwie parę złotych i są to bardzo dobrze wydane pieniądze. Małe, skuteczne, tanie – czego chcieć więcej? Na wyczyszczone elementy można później nałożyć cienką warstwę wazeliny technicznej, ale lepiej psiknąćelektrosolem.
Prąd
Jeśli jednak akumulator jest teoretycznie sprawny (bo w miarę nowy), styki czyste, to przyczyną trudności z uruchomieniem silnika jest najprawdopodobniej brak prądu. To się zdarza – gdy auto stoi długo na parkingu, gdy jeździmy tylko na krótkich trasach po mieście, gdy nie ma szans się porządnie naładować.
Multimetr
Jak sprawdzić, czy mamy prąd? Warto kupić małe przydatne urządzenie –multimetr. Amatorski kosztuje od kilkunastu do 30–40 zł i przydaje się w wielu sytuacjach. Napięcie na klemach przy wyłączonym silniku powinno się mieścić granicach 12,4–12,8 V. Jeśli jest niższe, a akumulator nie jest stary, najlepiej go po prostu doładować.
Prostownik
A do tego będzie nam potrzebnyprostownik. Obecnie na rynku jest sporo modeli, a szczególne zainteresowanie budzą małe, kompaktowe ładowarki – wyglądają trochę jak zasilacz do laptopa. Kosztują już od kilkudziesięciu złotych, podobnie jak inne „inteligentne” prostowniki, które wiedzą, kiedy przestać ładować i tylko podtrzymywać napięcie. Przed ich użyciem zapoznajmy się jednak z instrukcjami ładowania – od samochodu, od akumulatora oraz z dokumentem z prostownika. Są auta, w których samodzielnie nie wymontujemy akumulatora i musimy ładować go bez wyciągania. Trzeba to wszystko dokładnie sprawdzić. | Co zrobić, żeby akumulator starego typu nie zamarzł? |
Nokia 5 to drugi najwyższy model z najnowszej serii fińskiej marki. Urządzenie wyposażone jest w ekran HD o przekątnej 5,2 cala, ośmiordzeniowego Snapdragona 430, 2 GB RAM-u i 16 GB pamięci. Czy warto wydawać na nie około 900 zł? Specyfikacja Nokia 5
wyświetlacz: 5,2 cala, 720 x 1280 pikseli, IPS, szkło 2.5D, Gorilla Glass
chipset: Qualcomm Snapdragon 430 (8x 1,4 GHz Cortex-A53)
grafika: Adreno 505
RAM: 2 GB
pamięć: 16 GB + obsługa kart microSD do 256 GB
format karty SIM: 2x nano (funkcja dual SIM)
łączność: LTE, Wi-Fi 802.11ac (2,4 + 5 GHz), Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.1 z LE, NFC, GPS z A-GPS i GLONASS
system operacyjny: Android 7.1.1 Nougat
aparat główny: 13 Mpix, f/2,0, dwutonowa dioda LED, autofocus z detekcją fazy, nagrywanie wideo w rozdzielczości 1080p/30 fps
aparat przedni: 8 Mpix, f/2,0, nagrywanie wideo w rozdzielczości 720p
czytnik linii papilarnych
czujniki: akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, kompas
bateria: 3000 mAh
wymiary: 149,7 x 72,5 x 8 mm
masa: 160 g
Konstrukcja
Nokia 5 nie zawodzi swoim wykonaniem – pod tym względem jest jeszcze lepiej niż w przypadku modelu 3. Obudowa została zrobiona z grubego i matowego aluminium, a ekran przeszklono powłoką Gorilla Glass nieznanej generacji. Design nie jest niespodzianką – to minimalistyczne i eleganckie wzornictwo, charakterystyczne dla skandynawskiego producenta. Nokię 5 można nabyć w kolorach: czarnym, miedzianym, srebrnym lub niebieskim.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Krawędzie szklanego frontu zostały zaoblone w technologii 2.5D, a ramki otaczające wyświetlacz są typowe dla smartfonów ze średniej półki, czyli dosyć szerokie. Przestrzeni jednak nie zmarnowano, gdyż pod ekranem znalazł się wąski czytnik palca (działający też jako klawisz główny) oraz dwa przyciski dotykowe podświetlane na biało. Nad wyświetlaczem dostrzec można spory obiektyw przedniego aparatu, maskownicę głośnika rozmów, czujniki oraz niewielkie logo producenta.
Boki urządzenia są wyraźnie zaoblone i wypukłe, ale smukłe – bryła ma tylko 8 mm grubości. Przyciski trafiły wysoko na prawy bok, włącznik ulokowano poniżej regulacji głośności. Czytniki kart znalazły się po przeciwnej stronie – pierwsza tacka mieści dwie karty nanoSIM, a druga przeznaczona jest na nośniki microSD. Głośnik multimedialny, szczelina mikrofonu oraz złącze microUSB trafiły na spodnią krawędź, na szczycie widać tylko wyjście słuchawkowe.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Plecy smartfona zostały ozdobione logiem Nokii, widocznym pod odpowiednim kątem. Obiektyw głównego aparatu oraz dwutonowa dioda powiadomień wyraźnie odstają, umieszczono je na podłużnej wypustce. Przy górnej krawędzi dojrzeć można także szczelinę dodatkowego mikrofonu.
Ergonomia i użytkowanie
Opisywany smartfon bardzo dobrze leży w dłoni – nie jest zbyt ciężki i nie ślizga się. Matowa powłoka dość łatwo zbiera odciski palców. Co prawda, nie rzucają się one mocno w oczy, ale po czasie trudno je usunąć. Smugi na samym ekranie są zminimalizowane i nie dają się we znaki nawet podczas długotrwałego korzystania z urządzenia. Nokia 5 nie zajmuje wiele miejsca w kieszeni, a dzięki odstającemu obiektywowi i zaoblonym bokom wygodnie podnosi się ją z blatu biurka.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Rozmieszczenie przycisków mogłoby być lepsze – ulokowano je wysoko na prawej krawędzi. Na szczęście wyraźnie odstają oraz mają precyzyjny i sprężysty klik, więc korzysta się z nich przyjemnie. W praktyce sięga się do nich rzadko, a to z uwagi na obecność czytnika linii papilarnych. Czytnik jest bardzo wąski, a przez to nie aż tak przyjemny w dotyku, jak większe skanery, ale działa sprawnie i rzadko się myli. Przyciski dotykowe działają jak należy i są wyraźnie widoczne zarówno w dzień, jak i w nocy.
Niestety zabrakło wygodnego złącza USB typu C, które w tej półce cenowej powinno być już standardem. Głośnik multimedialny trafił na dolną krawędź – brzmi donośnie i czysto, dosyć naturalnie, ale łatwo go zasłonić. Trudno wybaczyć brak diody powiadomień, którą posiadają nawet tańsze smartfony. Na pochwałę zasługują za to czytniki kart – są niezależne, można więc jednocześnie korzystać z dwóch kart SIM oraz karty microSD.
Nokia 5 prawie nie nagrzewa się podczas obsługi. Cieplejsza robi się tylko podczas pierwszej konfiguracji, intensywnego korzystania oraz jednoczesnego instalowania dużej ilości aplikacji. Przy typowym zastosowaniu pozostaje chłodna i komfortowa w dotyku.
Wyświetlacz
Zastosowano ekran IPS o przekątnej 5,2 cala i rozdzielczości HD (1280 x 720 pikseli). Pod względem technicznym to nic specjalnego, ale w praktyce trudno narzekać. Ostrość jest nadal satysfakcjonująca, wynosi 282 ppi – czcionki są precyzyjne, a grafika wygląda dobrze. Nie zabraknie także podświetlenia, nawet w pełnym słońcu wyświetlacz pozostaje czytelny. Kąty widzenia są szerokie, a niezłe wrażenie robią też barwy: są naturalne i przyjemne dla oka. Trochę gorzej wypada czerń, która jest spłycona i szarawa, oraz biel (ochłodzona). Nie zawodzi interfejs dotykowy – obsługuje 10 punktów i jest odpowiednio czuły.
System operacyjny i wydajność
Nokia stawia na czystego Androida, a w przypadku modelu 5 mamy do czynienia z wersją Nougat 7.1.1 (wkrótce można liczyć na aktualizację do wersji 8.0 Oreo). Interfejs jest estetyczny i przejrzysty, a w pamięci nie ma zbędnych dodatków. Szufladę aplikacji otwiera się gestem na dole ekranu (jak w smartfonach Google Pixel), a górna belka zawiera standardowe skróty oraz regulację podświetlenia. Menu ustawień jest logicznie posegregowane i dobrze przetłumaczone. Producent postanowił rozbudować Androida – można włączyć gest szybkiego uruchamiania aparatu (podwójne naciśnięcie włącznika) oraz odrzucanie rozmów poprzez obrócenie urządzenia.
Wydajność jest dobra, lepsza niż w przypadku działającego ślamazarnie modelu Nokia 3 (test). Smartfon działa stabilnie i sprawnie, ale nie jest wyjątkowo szybki. Aplikacje mogą otwierać się z pewnym opóźnieniem, zaś animacje potrafią się przycinać. Da się jednak komfortowo korzystać z różnych aplikacji, przełączać się między nimi, a w tle pobierać dane. Trzeba jednak pamiętać, że Snapdragon 430 to tylko podstawowy układ, a 2 GB pamięci operacyjnej to obecnie nie za wiele – nie można otworzyć wielu aplikacji, część z nich będzie przeładowywana podczas ponownego wczytywania. Wydajność praktyczną potwierdzają testy syntetyczne – Nokia 5 uzyskała 45384 punkty w AnTuTu 6.2.7, a Geekbench ocenił ją na 694 punkty w teście single-core i 2900 punktów w multi-core. Wydajność graficzna jest podstawowa, to 299 punktów według 3D Mark SlingShot Extreme.
Bateria
Czas działania pozytywnie zaskakuje. Akumulator o pojemności 3000 mAh wystarczy na intensywny dzień pracy lub – w przypadku rzadszego korzystania z urządzenia – na dwa dni. Uzyskiwałem nawet 7 godzin na włączonym ekranie, z aktywnymi modułami Wi-Fi i LTE, bez oszczędzania na podświetleniu. Nie jest to rekord, ale akumulator pozwala na bardzo swobodne korzystanie ze smartfona. Niestety zawodzi ładowanie – Nokia 5 nie obsługuje szybkiego ładowania, więc na uzupełnienie ogniwa potrzeba około 2,5 godziny.
Multimedia – gry, aparat, audio
Rozdzielczość HD to zaleta, przekłada się ona nie tylko na dłuższy czas pracy smartfona, ale też na wydajność graficzną. Nokia 5 radzi sobie bez większych problemów z trójwymiarowymi tytułami pokroju Real Racing 3 lub Asphalt 8. Grafika wygląda dobrze, a rozgrywka jest płynna i satysfakcjonująca.
Aplikacja aparatu nie jest rozbudowana, ale posiada czytelny i estetyczny interfejs. Prawa belka zawiera spust, tryb nagrywania, skrót do galerii oraz zmianę trybu – do wyboru są upiększanie oraz panorama. Lewa strona to szereg skrótów: lampy, HDR-u, wyzwalacza czasowego oraz zmiany obiektywu. Na dole umiejscowiono skrót do ustawień, gdzie dostępny jest także włącznik uproszczonego trybu ręcznego z ustawieniami pomiaru, ostrzeniem, balansem bieli i ekspozycją. Aparat potrafi wykonać całkiem niezłe fotografie, o ile warunki są odpowiednie. Gdy pogoda nie dopisuje, pojawiają się problemy z balansem bieli, a zdjęcia bywają mdłe. W słońcu wrażenie robi ostrość fotografii, spora ilość detali oraz niezłe barwy. Ekspozycja nadal potrafi się pogubić, prześwietlając części kadru, warto zatem wykonywać więcej ujęć. Nie można liczyć na autoportrety wyjątkowej jakości – selfie wypadają przeciętnie. Dobrze sprawuje się za to wideo z głównego obiektywu, mimo że we znaki daje się brak stabilizacji. Przykładowe zdjęcia dostępne poniżej.
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
box:imageShowcase
Jakość dźwięku na słuchawkach jest niezła. Nie można jednak liczyć na mocny bas, ale brzmienie jest klarowne, bezpośrednie i przestrzenne.
Łączność i jakość rozmów
Nie miałem problemów z zasięgiem poszczególnych interfejsów. Dobrze spisywało się zarówno Wi-Fi (do 120 Mb/s w trybie 5 GHz), jak i LTE. Moduł GPS obsługuje satelity GLONASS i bardzo szybko znajduje położenie. Jakość rozmów również nie zawodzi – dźwięk jest przekazywany czysto i bezpośrednio w obu kierunkach.
Podsumowanie
Nokia 5 to niezły średniak. Smartfon robi dużo lepsze wrażenie niż model niższy, czyli Nokia 3. Opisywane urządzenie zostało świetnie wykonane, to metalowo-szklana tabliczka o przyjemnym dla oka designie. Konstrukcja przekłada się pozytywnie na ergonomię (z małymi wyjątkami). Ekran HD oferuje dobry poziom i pozostaje czytelny w pełnym słońcu. Zastosowany układ to nic wyjątkowego, smartfon nie jest wyjątkowo szybki, ale działa sprawnie i stabilnie, a czysty system bez udziwnień gwarantuje prostą obsługę. Nie ma braków wśród interfejsów bezprzewodowych, nie zawodzi także czas pracy na baterii.
Aktualnie Nokia 5 jest już wyraźnie tańsza niż na starcie, kosztuje 899 zł. Jeśli szuka się solidnego smartfona do podstawowych zadań i nie potrzeba cudów, to zakup powinien być udany. Nokia ma jednak mocną konkurencję ze strony Xiaomi, a konkretnie modeli Redmi Note 3 Pro, Redmi 4X lub Redmi Note 4, które oferują wydajniejsze układy i więcej pamięci RAM. Szkoda, że Nokia 5 nie jest jeszcze trochę tańsza, choć zapewne niedługo się to zmieni. | Nokia 5 – test solidnie wykonanego średniaka |
Rumunia to wciąż niedoceniany kraj. Piękne zielone przestrzenie i monumentalne góry. Barwna mieszanka kulturowa i trudna historia. Nic dziwnego, że Rumunia z roku na rok przyciąga coraz więcej turystów. Podpowiadamy, które książki sprawią, że zachwycisz się tym krajem. „Bukareszt. Kurz i krew” Małgorzata Rejmer
Małgorzata Rejmer w „Bukareszt. Kurz i krew” wyraża nie tylko swój zachwyt rumuńską stolicą, ale również uwypukla fascynujące wady i niedociągnięcia Bukaresztu. Przesady nie sposób nie dostrzec, patrząc chociażby na Pałac Parlamentu, który mimo wszystko autorki nie odrzuca. Bukareszt przyciąga autorkę swoją magiczną aurą, trudną do zdefiniowania. Być może największe miasto Rumunii wzbudzi twoje zainteresowanie i ukaże swe nieoczywiste piękno?
box:offerCarousel
„Rumun goni za happy endem” Bogumił Luft
Już druga książka polskiego autorstwa w naszym zestawieniu świadczy o tym, że Polacy żywo interesują się Rumunią. Mimo to nie mają pozytywnego mniemania o Rumunach, którzy z kolei Polaków w granicach swojego kraju traktują nadzwyczaj przyjaźnie. Dlaczego? Rumunii dostrzegają, że łączy ich z nami całkiem sporo. Świadomość kulturowych podobieństw ma Bogumił Luft, który w swoim reportażu „Rumun goni za happy endem” zawarł 30 lat doświadczeń Polaka, mieszkającego w Rumunii. Historia przeplata się tutaj z osobistymi wspomnieniami i właśnie to jest największą zaletą tej książki.
box:offerCarousel
„W karpackim tyglu. Subiektywny przewodnik po historii Rumunii” Marcin Pielesz
Jeśli zainteresowaliście się Rumunią na tyle, że następne wakacje zamierzacie spędzić właśnie nad Morzem Czarnym lub w Fogaraszach, to nie zapomnijcie sięgnąć po konkretny przewodnik! „W karpackim tyglu. Subiektywny przewodnik po historii Rumunii” nie jest bowiem zwyczajną książką ułatwiającą zwiedzanie, to kopalnia wiedzy dla dociekliwych i naprawdę zainteresowanych podróżników. Marcin Pielesz w ciekawy sposób łączy fakty historyczne z krajoznawczymi opisami miejsc, które trzeba zwiedzić. Jeśli chcecie podróżować świadomie, niespiesznie i naprawdę dowiedzieć się czegoś interesującego, to warto sięgnąć po tenże przewodnik.
box:offerCarousel
„Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek” Herta Müller
Noblistka, Herta Müller w esejach opisuje życie w Rumunii w drugiej połowie XX wieku. Przedstawia kraj na wskroś opanowany przez komunistyczny reżim, miejsce, gdzie nie da się żyć normalnie. Doświadczenia autorki były trudne, przez co lektura książki również nie należy do łatwych. Wciąga i urzeka swoją szczerością, bo Müller nie ukrywa swojej goryczy. Z pełną świadomością i w bezpośredni sposób wyraża zawód, wywołany przez swoją ojczyznę. Herta Müller pisze przejmująco, nienagannym językiem, więc lektura jej książki mimo trudnego tematu będzie prawdziwą przyjemnością.
box:offerCarousel
„Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem” Johanna Bodor
„Nie szkodzi, kiedyś zrozumiem” to pamiętnik, w którym autorka sięga do swoich własnych wspomnień z czasów dzieciństwa i dorastania w Bukareszcie. Znajdziemy w nim zarówno problemy rodzinne, pierwsze zauroczenia, jak i opis skomplikowanej rzeczywistości czasów dyktatury, w której osiemnastolatka pozostała sama, ponieważ rodzice przeprowadzili się na Węgry. Zwyczajne życie dorastającej osoby, często przykre zdarzenia obok poważnych problemów politycznych przedstawione są bez zadęcia, ciekawie i wciągająco. Po lekturze ma się nieodparte wrażenie, że autorka spisała swoje wspomnienia specjalnie dla siebie, właśnie po to, żeby wreszcie zrozumieć i pogodzić się z przykrościami, których doznała.
Rumunia fascynuje wielu Polaków, jednak według mnie nadal jest niedostatecznie doceniana. Dzielimy podobną historię, pokonaliśmy zbliżone trudności, być może dlatego Rumuni są do nas tak pozytywnie nastawieni. Warto zgłębić temat, w czym z pewnością pomogą zaprezentowane książki. | Książki z Rumunią w tle |
Szkło w aranżacji łazienek stało się ostatnio szalenie modne. Niezwykłym powodzeniem cieszą się zwłaszcza szklane umywalki. Niektóre z nich przypominają eksponaty z galerii sztuki – są takie piękne! Oferta rynkowa w tym zakresie jest bardzo bogata, więc warto zrobić krótki jej przegląd. Szkło samo w sobie jest bardzo efektowne. Jego strukturę, powierzchnię, kształt i kolor można dzięki nowoczesnym procesom technologicznym dowolnie kształtować. Przejrzyste, mleczne, matowione, szarpane czy barwione – można z nim wyczyniać prawdziwe cuda. Widać to dobrze na przykładzie szklanych umywalek, które stały się hitem ostatnich miesięcy i zawojowały nowoczesne aranżacje łazienek.
Grube, hartowane
Szklane umywalki produkowane są z grubego (nawet do ok. 2 cm) i hartowanego szkła sodowo-potasowego. To zapewnia im odporność na stłuczenia i zarysowania. Znanym producentem szklanych umywalek jest na przykład polska firma Krzemień, istniejąca od prawie trzydziestu lat. Szklane umywalki są jej pierwszym produktem i znakiem rozpoznawczym. Wśród modeli szklanych umywalek zdecydowanie przeważają nablatowe. Wynika to głównie z faktu, że w takiej wersji montażowej łatwiej zaprezentować ich kształt i urodę. Ale znajdziemy tu również umywalki przyścienne, podwieszane i stojące. W geometryczne wzory, imitujące marmur, ręcznie malowane, przezroczyste jak woda, z pęcherzykami powietrza lub jednolicie barwione na różne kolory – możemy wybierać spośród różnych wzorów, kolorów i modeli.
Szklana misa
Najczęściej spotykanym kształtem umywalki jest misa. Takie szklane misy, zwłaszcza w geometryczne wzory, idealnie pasują do nowoczesnego wyposażenia łazienek. Możemy kupić misę przezroczystą i barwioną na rozmaite kolory: czarną, czerwoną, białą czy brązową. Umywalka razem z baterią-wodospadem jest dostępna już za 299 zł. Montujemy ją na blacie, a w komplecie mamy też oryginalną baterię z efektem wodospadu wraz z zestawem montażowym. Umywalka nablatowa typu Bowl kosztuje mniej, bo niecałe 150 zł, ale w tym zestawie nie ma baterii. Jest dostępna w różnych wersjach kolorystycznych. Za ten model w wersji wzorzystej zapłacimy więcej, bo ponad 250 zł. Modernistyczne wzory są jednak bardzo efektowne. Umywalki mają dwuletnią gwarancję.
box:offerCarousel
Prostokątne
Umywalki okrągłe nadają się zwłaszcza do mniejszych łazienek, bo są przeważnie niewielkich rozmiarów. Jeśli mamy więcej miejsca, możemy rozważyć montaż umywalki prostokątnej. Szklaną umywalkę o wymiarach 56 cm x 36,5 cm w pięciu wzorach do wyboru kupimy za 359 zł. Montuje się ją na blacie. Niejednolita struktura szkła zapewnia niezwykłe efekty wizualne. Możemy mieć umywalkę w kolorze morskiej wody, w barwach jesiennych liści (lub ognia – jak kto woli), w kolorze starego złota lub czarnym jak smoła. Nieco większą szklaną, nablatową umywalkę prostokątną (wymiary 61 cm x 46 cm), w jednolitym turkusowym kolorze kupimy za 479 zł. Podwójna czarna umywalka kosztuje za to mniej, bo 419 zł.
box:offerCarousel
Włoski design
Włoskie często znaczy: estetyczne, designerskie, oryginalne. I to dotyczy również włoskich umywalek. Szklana umywalka włoskiego producenta ma kolor starego złota. Model o średnicy 42 cm prezentuje się niezwykle efektownie, a kosztuje 359 zł. Czerwono-czarną płytką misę o tej samej średnicy kupimy za niecałe 200 zł. Z kolei za prostokątną, złoto-beżową umywalkę o szerokości blisko metra zapłacimy prawie 800 zł. Wpuszczana w blat biała umywalka szklana to doskonałe uzupełnienie minimalistycznej łazienki. Kosztuje 599 zł.
Firmowe
Modele tego młodego i prężnie rozwijającego się producenta mebli łazienkowych nie są tanie, ale za to bardzo efektowne. Za szklaną umywalkę Sanitti trzeba zapłacić aż 1200 zł, ale ta okrągła wersja nablatowa ze szkła z pęcherzykami powietrza sama w sobie może stanowić ozdobę łazienki.
Równie piękne i oryginalne są umywalki firmy ZOVO. Ich ceny wahają się od 199 zł nawet do 699 zł. Możemy wśród nich znaleźć na przykład umywalkę z motywem kwiatów na łące, które nie są namalowane, ale wtopione w szkło. Daje to niezwykły efekt. Możemy mieć też umywalkę w… karasie, w artystyczne esy-floresy lub w kolorze ciemnego srebra.
Niektórzy użytkownicy twierdzą, że na szklanych umywalkach bardzo widoczne są wszelkie ślady użytkowania. Że ładnie wyglądają jedynie wypolerowane do czysta, poza tym rysują się i nie należą do najtańszych. Jak wiadomo, każda umywalka, ceramiczna, kamienna czy metalowa, ma swoje wady i zalety. Każdą trzeba utrzymywać w czystości, aby ładnie się prezentowała. Do niewątpliwych zalet szklanych umywalek należą ich oryginalność i uroda. A to już całkiem sporo! | Hit sezonu: szklane umywalki. Przegląd wzorów i kolorów. |
Szczegóły znajdziecie w artykule. kupujący łatwiej wystawi wiele ocen
kupujący ma większy limit znaków w komentarzu opisowym
dodaliśmy zakładkę Otrzymane oceny
usunęliśmy zakładkę "Unieważnienie komentarza"
udostępniliśmy nowy system ocen w aplikacji mobilnej
Szczegóły znajdziecie w artykule.
Stale obserwujemy, jak nowy system ocen pomaga kupującym w zakupach, a sprzedającym - w budowaniu jakość obsługi. Wkrótce poinformujemy Was o naszych kolejnych planach.
Przy okazji tych zmian usunęliśmy również "archiwum Centrum Sporów" - od dłuższego czasu kupujący mogą korzystać ze Wsparcia pozakupowego. | Nowości w ocenach sprzedaży |
W małych mieszkaniach trudno wygospodarować miejsce na jadalnię. Okazuje się jednak, że nawet w najmniejszej kuchni można znaleźć przestrzeń na kącik ze stołem i krzesłami. Podpowiadamy, jak to zrobić! Większość z nas żyje w mieszkaniach, których niewielki metraż zmusza nas do kreatywnego zarządzania przestrzenią. Wykorzystywanie każdego centymetra dostępnej powierzchni jest kluczowe, żeby jak najlepiej się zorganizować i mieszkać we względnym komforcie. W takiej sytuacji mało kto może pozwolić sobie na to, by wygospodarować obszar na oddzielną jadalnię, a pomieszczenia muszą być wielofunkcyjne. Jeśli myślisz jednak, że w twojej małej kuchni nie zmieści się stolik i dwa krzesła, to grubo się mylisz! Potrzeba trochę kreatywności i wyobraźni, a miejsce na kącik jadalny na pewno znajdzie się również u ciebie!
Stolik w małej kuchni – jak go w niej zmieścić?
Kuchnie w polskich blokach są najczęściej długie i wąskie. Jeśli i ty podzielasz los większości rodaków, to znalezienie miejsca na kącik jadalny… nie powinno być trudne! Najprościej bowiem zlokalizować go pod oknem (zwykle naprzeciwko wejścia). W ten sposób dobrze wykorzystamy przestrzeń, w której najczęściej i tak nie umieszczamy szafek kuchennych. Lepiej zdecydować się na okrągły lub półokrągły stolik – obłe kształty w małym wnętrzu nie będą aż tak zawadzać, chroniąc wasze nogi przed bolesnymi spotkaniami z kanciastym blatem. Do takiego niewielkiego mebla świetnie pasują lekkie (w formie i dosłownie) składane krzesełka, które w razie potrzeby można ustawić pod ścianą, oszczędzając cenną przestrzeń.
Innym ciekawym pomysłem może być stolik z trójkątnym blatem. Ustawiony wzdłuż ściany albo w kącie raczej nie pozwoli wam na wyprawienie kilkudaniowego obiadu, ale za to dokładniej wykorzystacie cenne centymetry.
Równie popularne są też składane blaty przykręcane do ściany. Taki stolik, kiedy go nie używacie, można po prostu złożyć, a w razie czego posłuży wam też za dodatkowy blat roboczy. Jeszcze jednym plusem takiego rozwiązania jest fakt, że wykonane własnoręcznie składane stoliki można idealnie dopasować do wystroju wnętrza.
Jeśli nie stolik, to co? Mniej oczywiste rozwiązania
Jeśli jesteś przekonana, że w twojej kuchni absolutnie nie zmieści się nawet najmniejszy stolik, spróbuj skorzystać z tych bardziej oryginalnych rozwiązań. Za stolik może posłużyć wam nawet poszerzony parapet, przy którym spokojnie poranną kawę (korzystając z promieni słońca!) wypiją dwie osoby.
Innym ciekawym rozwiązaniem jest przedłużony blat roboczy. Pod nim możemy zmieścić płytsze szafki albo po prostu zostawić tę przestrzeń pustą, w ten sposób robiąc miejsce na dwa taborety. Aby podkreślić inną rolę tej części kuchni, blat można zamontować trochę wyżej lub niżej od reszty szafek.
box:offerCarousel
Jeszcze mniej oczywistym sposobem na znalezienie miejsca na kącik jadalny będzie ustawienie pod blatem wysuwanego stolika. Taki ministolik, zaopatrzony w nóżki na kółkach, wysuwa się z łatwością jak szufladę. Równie popularny jest sam blat, pozbawiony nóżek, wysuwany spod tego właściwego na metalowych prowadnicach. Może on nie tylko pełnić rolę mikro jadalni, ale również kolejnej przestrzeni roboczej. Jeśli z kolei ciąg roboczy w twojej kuchni mieści się tylko po jednej stronie, to na przeciwległej ścianie możesz zamontować blat o szerokości ok. 30-40 cm, przy którym wygodnie można zjeść szybki posiłek.
Stół w centrum uwagi
Jeśli zdecydujesz się na połączenie kuchni z pokojem dziennym, kącik jadalny możesz potraktować jako symboliczną granicę pomiędzy strefą kuchenną a wypoczynkową. W takim przypadku zwykle można pozwolić sobie na nieco większy stół, a nawet na rozkładany model, który z kilkuosobowego zamieni się w taki, przy którym zasiądzie nawet 10 osób. Ważne, żeby mebel pasował do charakteru wnętrza, ale może być też jego ozdobą. Nie zapominajmy o ciekawym oświetleniu – nowoczesna lampa wisząca nad klasycznym stołem będzie efektownym dodatkiem. Jeżeli salon i kuchnia urządzone są w neutralnych odcieniach, zaszalej i wybierz krzesła w intensywnym kolorze, który powtórzysz też na dodatkach.
Kącik jadalny w małym mieszkaniu może uchodzić za luksus, ale komfort spożywania posiłków przy prawdziwym, choć nawet najmniejszym, stole to wspaniałe uczucie. | Jak urządzić małą kuchnię z kącikiem jadalnym? |
Charakterystyczna elegancka bluzka kojarzona z ubiorem dziewcząt z dawnych szkół prywatnych wraca do streetwearu. W nowoczesnym wydaniu pensjonarki znajdziesz wiktoriańskie inspiracje skrzyżowane z romantycznym stylem hipisek z lat 60. i 70. Pozostaje więc tylko jedno pytanie: jak ją nosić? Bluzka w stylu pensjonarki to potoczna nazwa eleganckich koszul w stylu vintage. Zazwyczaj powstają z delikatnych, lejących się materiałów i mają bardzo kobiece fasony. Szukając idealnej bluzki pensjonarki, zwróć uwagę na następujące elementy: sznurowania przy dekolcie, rękawy z bufkami lub dekoracyjnymi mankietami, malutkie retro guziczki, falbanki, żaboty i fontazie. Modne są także bluzki z półokrągłym kołnierzykiem i wstążką lub aksamitką. Sprawdź, z czym je łączyć.
W stylu lat 60. i 70.
Jeśli bliskie są ci klimaty vintage, zainspiruj się modą lat 60. i 70. Eleganckie (według dzisiejszych kryteriów) bluzki dziewczyny nosiły wtedy na co dzień. W epoce swingu łączyły je oczywiście ze spódniczkami mini. Do takiej stylizacji wybierz najlepiej spódnicę z tweedu – stworzy on modny kontrast dla faktury bluzki. Do tego buty typu Mary Janes lub czółenka, białe skarpetki wykończone koronką i gotowe. Niewinna pensjonarka z nogami do nieba – to właśnie ty!
Wolisz mniej subtelne stylizacje? W takim razie postaw na zamsz – nie jest tak efektowny jak skóra, ale równie dobrze sprawdzi się jako przełamanie grzecznego outfitu pensjonarki. Do wyboru masz brązową lub czarną spódnicę w kształcie litery „A” lub zamszowe kozaki za kolano. Pod żadnym pozorem nie łącz tych dwóch elementów, jeśli nie chcesz wzbudzać skojarzeń z Dzikim Zachodem… Zamszową spódnicę zestaw z botkami, a kozaki za kolano z obcisłymi jeansami, a nawet jegginsami.
Męski szyk
box:offerCarousel
Bluzka pensjonarki to świetna podstawa formalnej stylizacji. Masz przed sobą ważny egzamin lub spotkanie w pracy? Postaw na białą bluzkę i męski garnitur w postaci dopasowanej marynarki i cygaretek. Warto zdecydować się na zawsze niezawodną klasyczną czerń, ale jeśli chcesz wyglądać naprawdę modnie, wybierz garnitur w kratę – to absolutny hit tego sezonu. Żeby przełamać męski charakter stylizacji dyskretnie odsłoń dekolt – wystarczy, że nie zapniesz bluzki pod samą szyję, a zostawisz jeden lub dwa guziczki rozpięte. Do takiego stroju załóż subtelną biżuterię i wygodne szpilki lub botki na obcasie typu kaczuszka.
Z rockowym pazurem
Bluzka pensjonarki świetnie sprawdzi się również jako element rockowej stylizacji. Jak ją stworzysz? Zwiewną bluzkę (najlepiej ze sznurowaniem, półokrągłym kołnierzykiem lub ciekawą aplikacją) zestaw ze skórzaną ramoneską. Strój uzupełnij czarnymi rurkami i botkami lub oxfordami. Modnymi dodatkami będą też kapelusz, wiszące kolczyki i czerwona szminka do ust.
Nie jesteś fanką spodni? Nic nie szkodzi. Rurki zamień na sukienkę bez rękawów, pod którą bez problemu założysz bluzkę pensjonarki. Może być wykonana z jeansu lub wełny, jednak najmodniejsze w tym sezonie są kolorowe dzianiny. Z taką sukienką szczególnie dobrze będzie wyglądać bluzka ze stójką, fontaziem lub żabotem.
Bluzka w stylu pensjonarki to świetna podstawa wielu stylizacji, dlatego warto mieć ją w szafie. Wypróbuj powyższe propozycje i przekonaj się, w której wersji czujesz się najlepiej. | Bluzka w stylu pensjonarki – z czym ją łączyć? |
Jaki smartfon kupić, jeśli w kieszeni mamy 1500 zł? Może się wydawać, że z uwagi na spory budżet nie powinno być z tym żadnego problemu. Jeśli jednak zerkniemy na oferty na Allegro, zobaczymy, że jest ich mnóstwo. Jaki zatem smartfon kupić, jeśli nie mamy zbyt dobrego rozeznania w tym temacie? W tym poradniku przedstawię wam kilka polecanych modeli, których cena nie przekracza 1500 zł. Samsung Galaxy S5
Samsung Galaxy S5 możemy kupić za ok. 850–1400 zł. Nie jest to najnowszy smartfon z linii Galaxy, ale w swojej klasie cenowej nadal pozostaje wyjątkowo konkurencyjny. Mamy tu 5,1-calowy ekran o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli, procesor Snapdragon 801 z czterema rdzeniami o taktowaniu 2,5 GHz oraz 2 GB RAM. W zależności od wariantu, na jaki się zdecydujemy do dyspozycji będzie 16 lub 32 GB pamięci na dane. Poza tym są tu dwa aparaty – kamera główna 16 Mpix i przednia 2 Mpix. System operacyjny to Android 4.4 KitKat, który może zostać zaktualizowany do wersji 6.0 Marshmallow. Warto dodać, że smartfon jest odporny na wodę i kurz, o czym świadczy certyfikat IP67.
Sony Xperia M5
Co powiecie na propozycję Sony, a konkretnie model Xperia M5? Ten sprzęt może okazać się równie atrakcyjny jak Galaxy S5. W jego wnętrzu znajdziemy procesor Mediatek MT6795 Helio X10 z ośmioma rdzeniami taktowanymi zegarem 2 GHz, 3 GB RAM oraz 16 GB pamięci na dane. Co z ekranem? 5-calowa matryca ma rozdzielczość 1920 x 1080 pikseli. Najbardziej zaskakują tutaj kamery – główna ma przetwornik 21,2 Mpix, a przednia – 13 Mpix. To jeszcze nie koniec zalet Xperii M5, ponieważ smartfon ten jest odporny na kurz i wodę (został opatrzony certyfikatem IP68). System operacyjny to Android 5 Lollipop. Cena Xperii M5 to ok. 1150–1480 zł.
Microsoft Lumia 950
W cenie ok. 1450–1500 zł możecie też kupić smartfon firmy Microsoft, model Lumia 950. Od reszty przede wszystkim odróżnia go system operacyjny Windows 10. Poza tym uwagę zwracają parametry – 5,2-calowy ekran o rozdzielczości 1440 x 2560 pikseli, procesor Snapdragon 808 z sześcioma rdzeniami taktowany zegarem 1,82 GHz i 1,44 GHz, 3 GB RAM oraz 32 GB pamięci wewnętrznej. Pod względem kamer Lumia 950 także nie ma się czego wstydzić – aparat główny z OIS ma 20 Mpix, a kamera przednia – 5 Mpix
HTC One M9 Prime Camera
Jeśli na smartfon zamierzacie wydać ok. 1350–1450 zł, być może zainteresuje was model HTC One M9 Prime Camera. Ma on 5-calowy ekran o rozdzielczości 1920 x 1080 pikseli, chipset Mediatek MT6795T Helio X10 z ośmioma 2,2 GHz rdzeniami, a także 2 GB RAM i 16 GB pamięci wewnętrznej. Nie należy też zapominać o kamerach: kamera główna ma 13 Mpix (z OIS), a aparat przedni – 4 Mpix (można nim np. wykonać selfie). Zainstalowany system to Android 5 Lollipop.
LG Nexus 5X
Na koniec smartfon stworzony przez LG na zamówienie Google, czyli Nexus 5X. Sprzęt działa w oparciu o najnowszą odsłonę Androida, czyli 6.0 Marshmallow. Procesor, jaki tu zastosowano to Snapdragon 808 z sześcioma rdzeniami taktowanymi zegarem 1,82 GHz i 1,44 GHz, wspomagany przez 2 GB RAM. W zależności od tego, jaką wersję wybierzemy, w zanadrzu będziemy mieć 16 lub 32 GB przestrzeni na dane. Kamery mają rozdzielczość 12,3 Mpix i 5 Mpix. Co z ekranem? Ten ma 5,2-cala przekątnej i rozdzielczość 1920 x 1080 pikseli. Cena tego urządzenia to ok. 1300–1400 zł. | Smartfony do 1500 zł – II kwartał 2016 |
Okres jesienno-zimowy, to część roku, która najbardziej ze wszystkich kojarzy się ze spaniem. Nic dziwnego – krótkie dni, długie, ciemne wieczory, chłód na dworze, zapadające w sen zimowy zwierzęta… I choć nasze dzieci w sen zimowy nie zapadają, warto zadbać o to, by nadchodzące długie i chłodne noce przespały spokojnie i komfortowo. A nie od dziś wiadomo, że jednym z warunków zdrowego i głębokiego snu jest odpowiednio dobrana piżama. Jak wybrać nie tylko ładną, ale i praktyczną piżamkę dla synka? Podpowiadamy, na co koniecznie trzeba zwrócić uwagę. Schować się przed chłodem
Wraz z końcem lata nadchodzi zawsze dość radykalna zmiana otaczających nas warunków atmosferycznych. Upalne noce, które nie dawały nam spać w lipcu i w sierpniu odchodzą na rok. Dlatego też na kilka miesięcy trzeba schować głęboko do szafy letnie, kuse piżamy. Szorty i koszulki z krótkimi rękawami nie sprawdzą się podczas listopadowych i grudniowych nocy. Jeśli nie chcemy, by nasza pociecha zmarzła i zaziębiła się przez sen, należy zwrócić uwagę na to, bypiżama, którą dla niej szykujemy, koniecznie miała długie nogawki i rękawy. Najwięcej ciepła tracimy przecież właśnie przez kończyny – dobrze jest więc ochronić je przed zziębnięciem. Jeśli chodzi o materiał, z którego powinna być wykonana idealna piżama na ten okres, można spokojnie zdecydować się na klasyczną, nieco grubszą niż latem bawełnę. Jest przewiewna i ciało nie poci się w niej tak jak w tworzywach sztucznych, które w temacie piżam zupełnie odradzamy – o każdej porze roku. Skóra musi przecież oddychać. Nada się też tradycyjna flanela, choć koniecznie trzeba sprawdzić jej jakość.
Wygodnie i swobodnie
Inną kwestią, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest krój i wykończenie piżamy. Należy zadbać o to, by szwy były wykończone delikatnie – w przeciwnym razie narażamy naszego synka na zadrapania i swędzenie. Duża ilość guzików również nie sprzyja komfortowi snu – mogą się one nieprzyjemnie wbijać w ciało i w skrajnych przypadkach powodować nawet siniaki. Co więcej, codzienne ich zapinanie czasem skutecznie rozbudzi malucha przed snem. Poza tym warto przyjrzeć się dokładnie fasonowi piżamy. Nie powinna ona być za bardzo przylegająca do ciała – by nie krępować dziecięcych, sennych ruchów (które, jak wiadomo, bywają całkiem energiczne), można nawet zdecydować się na piżamę w nieco większym rozmiarze, niż synek nosi na co dzień. Ważne są też otwory na głowę, ręce i nogi – sprawdźmy, czy na pewno są rozciągliwe i elastyczne. Jeśli nie, wkładanie i zakładanie piżamki będzie utrudnione.
Wzory – superbohaterowie rządzą!
O ile rynek piżam dla dziewczynek jest dość różnorodny i nie ma właściwie dominującego motywu przewodniego ich wzorów, o tyle w przypadku piżam chłopięcych rodzaj wzorów jest bardziej sprecyzowany. Niepodzielnie rządzą na nich bohaterowie popularnych bajek oraz filmów o superbohaterach. Aktualnie najwięcej jest takich, na których widnieją Minionki – żółte stworki ze słynnej animacji – oraz bohaterowie Gwiezdnych wojen. Ten ostatni trend jest akurat uniwersalny i nieśmiertelny – idziemy o zakład, że najbardziej spodoba się tatusiom, wychowanym na przygodach Luke’a Skywalkera i Hana Solo. Poza tym często pojawiają się piżamki z ponadczasowymi superbohaterami pokroju Spidermana, Supermana i Batmana. Oczywiście, nie brak też takich z postaciami z kultowych bajek Disneya, ze Smerfów czy Muminków. Pytanie tylko, czy nasze dzieci jeszcze znają te sympatyczne stworzenia. Poza dobrymi znajomymi z popkultury w modzie dziecięcej spotkać można całe stada przeróżnych zwierzątek. Dominują mądre sowy i humorzaste kotki. Z pewnością znajdziecie coś w sam raz dla waszych synów.
Nie wszystkich jednak przekonują piżamy z takimi nadrukami. Jeśli myślicie o czymś bardziej klasycznym, warto zastanowić się nad prostymi i schludnymi piżamkami marek takich jak C&A, DK czy brytyjski Primark. Proponują one raczej minimalistyczne, tradycyjne wzory piżam – można się więc spodziewać ponadczasowej kraty czy paseczków.
Aaa, kotki dwa... | Wybieramy idealną piżamę dla chłopca na chłodne dni |
Marzysz o kuchni niczym z filmu science fiction? Zdecyduj się na metamorfozę w stylu high-tech, w którym dominuje minimalizm, a główną rolę odgrywają sprzęty pokryte stalą i aluminium. Jego pełna nazwa brzmi high technology i w dużym uproszczeniu oznacza zastosowanie w praktyce zaawansowanych rozwiązań technicznych i najnowszych odkryć naukowych. Kuchnia w tym stylu spodoba się młodym ludziom, którzy lubią zestawienie chłodnych barw z intensywnym kolorem, takim jak czerwień, fiolet czy pomarańczowy, jednego, ale istotnego elementu w całej aranżacji.
Dominujące chrom i metal
W takim wnętrzu powierzchnie mebli, ścian i podłóg są gładkie i błyszczące, a lśniące płytki odbijają światło. Ściany mogą być laminowane, natomiast podłogi pokrywa kamienna posadzka. Minimalizm dotyczy także kolorów. W kuchni high-tech stosuje się maksymalnie dwie barwy, najczęściej biel, czerń lub odcienie szarości. Ważne są szczegóły, które podkreślą charakter kuchni. Najlepiej przemycić je w postaci chromowanego wykończenia uchwytów i detali sprzętów, nowoczesnej baterii kuchennej oraz efektownego okapu. Również zlew, okap i baterie powinny być chromowane, co doskonale harmonizuje z bielą i czernią innych elementów przestrzeni. Charakterystyczne dla stylu high-tech jest eksponowanie kabli czy rur, które w tradycyjnych mieszkaniach zazwyczaj skrzętnie ukrywamy oraz oparcie się na prostych, geometrycznych kształtach. Kuchnia high-tech musi być przestrzenna, o minimalnej liczbie elementów dekoracyjnych (nawet gniazdka elektryczne są ukryte).
Meble o prostych formach
Minimalizm i prostota formy – te dwie cechy mają np. szafki bez uchwytów, w jakie warto wyposażyć tego typu kuchnię. Otworzymy je jednym dotknięciem dłoni. Kuchnia przypomina sterylne laboratorium lub wnętrze typowo industrialne, w którym wykorzystano zdobycze technologii i najnowsze materiały, z dominacją szkła i stali nierdzewnej. To pomieszczenie przyszłości, wyposażone w najnowocześniejsze urządzenia i całkowicie skomputeryzowane. Zasada minimalizmu dotyczy również oświetlenia, które staje się wręcz techniczne – niebieskie lub fioletowe światło jarzeniowe podkreśla chłód bieli i różnych odcieni szarości. Halogenowe reflektorki punktowo podświetlają wybrane miejsca, bo światło ma odpowiedzialne zadanie porządkowania przestrzeni, uwypuklając tylko te elementy aranżacji, które uznamy za warte wyeksponowania.
W tym sterylnym stylu nie ma miejsca nawet na minimalny bałagan i porozrzucane bibeloty. Urządzając kuchnię, musimy więc zaplanować wiele schowków i szuflad, w których poukładamy kuchenne akcesoria. Widoczne powinny być tylko te przybory, które są technologiczną nowinką lub designerskim gadżetem. Na blatach możemy ewentualnie wyeksponować nowoczesny ekspres do kawy lub robota kuchennego.
Jeśli marzymy o pomieszczeniu nowoczesnym, minimalistycznym, z designerskimi gadżetami kuchennymi, opartym na połączeniu kontrastowych barw i nowoczesnych materiałów, to styl hi-tech jest naszym naturalnym wyborem. Wystarczy, by dominowały szkło, metal i tworzywo sztuczne, a wszystkie elementy charakteryzowała surowość i szczególna prostota formy.
Można chyba stwierdzić, że każda dzisiejsza kuchnia jest nowoczesna, bo wyposażona w sprzęty wyglądające coraz bardziej kosmicznie... Tylko nie każda zaaranżowana jest w chłodnym klimacie, bez przytulności i ciepła, charakterystycznych dla tradycyjnych wnętrz. | Kuchnia w stylu high-tech |
Jak powszechnie wiadomo, opony w samochodzie są jednym z najważniejszych elementów, decydujących o naszym bezpieczeństwie na drodze. Mają one bezpośredni kontakt z nawierzchnią i to ich stan techniczny wpływa na własności trakcyjne pojazdu oraz długość drogi hamowania. Wysokość bieżnika opony odgrywa więc kluczową rolę. bbox:experiment
Trzy najważniejsze parametry bezpiecznej opony to:
* Wskaźnik TWI
* Minimalna wysokość bieżnika
* Wiek opony
[/bbox]
Według przepisów prawa, minimalną wysokość bieżnika reguluje Rozporządzenie Ministra Infrastruktury Dz. U. z dnia 26 lutego 2003 r. w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia. Mówi ono o tym, że minimalna wysokość określana jest za pomocą granicznego wskaźnika zużycia opony (TWI) lub, jeżeli go nie wyznaczono, to wartość ta powinna wynosić co najmniej 1,6 mm (z wyjątkiem autobusów, które muszą mieć min. 3 mm).
Wskaźnik TWI
Wskaźnik TWI (Tread Wear Index) występuje w wielu modelach opon i, za jego pomocą, wzrokowo bardzo łatwo da się ocenić czy opona kwalifikuje się już do wymiany. Zazwyczaj umieszcza się go w postaci nadlanego materiału pomiędzy kostkami bieżnika. Napis TWI jest ulokowany na powierzchni bocznej opony i wskazuje dokładne miejsce pomiarowe. Kontroli wysokości bieżnika można również dokonać w bardzo prosty sposób przy użyciu miernika głębokości bieżnika lub tradycyjnej suwmiarki.
Prawo dopuszcza zatem stosowanie opon o bardzo wysokim zużyciu powierzchni czołowej. Dla porównania, wysokość bieżnika dla nowych czarnych krążków wynosi zazwyczaj 8 do 9 mm. Jazda na takich o głębokości 1,6 mm może być niebezpieczna. O ile w przypadku suchej nawierzchni uzyskamy całkiem dobrą przyczepność, o tyle, jeśli mowa o mokrej, będzie już dużo gorzej. Wjazd w każdą, większą kałużę przy wyższych prędkościach może skończyć się zjawiskiem akwaplanacji (aquaplaningu), czyli utraty przyczepności opony do nawierzchni poprzez nadmierną ilość wody, która nie może zostać odprowadzona z powodu zbyt płytkiej rzeźby bieżnika. Warto sobie uświadomić, że przy prędkości 100 km/h opona wjeżdżająca w wodę musi odprowadzić nawet kilkadziesiąt litrów na sekundę.
Minimalna bezpieczna wysokość bieżnika
Powszechnie przyjmuje się, że dla ogumienia letniego minimalna wysokość bieżnika to około 3 mm i wtedy należy je wymieniać na nowe. Z kolei zimowe trzeba podmieniać przy głębokości około 4–4,5 mm. Wyższy bieżnik w przypadku „zimówek” jest konieczny z uwagi na eksploatację tych opon w kłopotliwych warunkach (na przykład, gdy na drodze leży śnieg bądź błoto pośniegowe). Głębsze rowki i lamele znacznie poprawiają przyczepność w trudnych sytuacjach drogowych.
box:offerCarousel
Zobacz też: Idzie wiosna – wymieniamy opony na letnie
Wiek opony
Kolejnym istotnym aspektem, decydującym o tym, czy nasze opony nadają się do wymiany, jest ich wiek. Jak wiadomo, guma z biegiem czasu ulega naturalnemu procesowi starzenia. Twardnieje, traci swoje właściwości, a w skrajnych przypadkach zaczyna pękać. Im bardziej narażona jest na działanie promieni słonecznych, tym szybciej następuje proces starzenia. Prawo nie definiuje maksymalnego wieku opon, ale ogólnie przyjmuje się, że maksymalny czas eksploatacji to 10 lat. W praktyce opony zimowe już po 5–6 mogą kwalifikować się do wymiany z uwagi na stwardniałą gumę. Można je oczywiście eksploatować dalej, ale nie będą zapewniały już najwyższego poziomu bezpieczeństwa.
Wiek opon można odczytać na powierzchni bocznej – są to cztery cyfry. Dwie pierwsze z nich oznaczają tydzień, natomiast kolejne rok produkcji. I tak np.: 4912 mówi nam, że produkt powstał w 49 tygodniu 2012 roku.
Podsumowując, należy pamiętać, aby zawsze kierować się zdrowym rozsądkiem. Czasem nawet z pozoru całkiem nowe, niezużyte opony mogą ulec uszkodzeniu i nadają się do natychmiastowej wymiany. Wszelkie głębokie pęknięcia czy wybrzuszenia i inne, poważne uszkodzenia mechaniczne są niedopuszczalne.
Zobacz też: Jedna felga - różne opony. Jak dobrać opony do rozmiaru felgi? | Minimalna wysokość bieżnika w oponach: zimowych, letnich i całorocznych |
Naszyjniki w fasonie boho powinny rzucać się w oczy. Jeżeli jednak jesteś indywidualistką i nie lubisz ograniczać się do jednego trendu, mamy rozwiązanie, które pozwoli uzyskać ci harmonię – połącz minimalizm i boho! Styl boho nawiązuje do hippisowskiej fascynacji kolorami i swoistej lekkości, sportowej swobody oraz nonszalancji cyganerii. Mimo, iż środowiska la bohème swój największy rozkwit przeżywały w okresie modernizmu, to jednak moda, czerpiąca z ich stylu życia ukształtowała się niedawno. Styl boho ma wiele fanek, m. in. Kate Moss, Sienna Miller, czy też siostry Olsen. Połączenie boho i minimalizmu to unikatowa barykada przed tandetą i przesadnym przepychem. Twoje naszyjniki będą zatem oryginalne i w dobrym guście zarazem.
Poczuj się wolna jak ptak
Decydując się na zakup naszyjnika z piórem, wyrażasz swoją swobodę, lekkość i poczucie wolności. Możesz pokusić się o prostą, złotą zawieszkę, by podkreślić swoją delikatność i kruchość. Jeśli jednak masz silny temperament i lubisz w życiu szaleństwo, kolorowe dodatki do naszyjnika z materiału, imitującego prawdziwe pióra, to rozwiązanie idealne właśnie dla ciebie. Pamiętaj, że moda to nie tylko estetyka, ale przede wszystkim kreacja, sposób wyrażania siebie, dlatego nie bój się eksperymentować, baw się kolorami. Ich symbolika i znaczenie nie zna granic, a ty możesz stać się dzięki temu bardziej intrygującą i ciekawą osobą.
box:offerCarousel
Delikatna jak anioł
Wisiorek ze złotym lub srebrnym dodatkiem w postaci skrzydła anioła idealnie sprawdzi się dla osób, które są wrażliwe i delikatne. To również ciekawa propozycja dla nastolatek. Takie połączenie będzie się świetnie komponować z prostą sukienką w kwiatowe wzory. Każda młoda dziewczyna chciałaby mieć taki naszyjnik, więc jeśli nie masz pomysłu na prezent dla swojej przyjaciółki, to właśnie go znalazłaś.
box:offerCarousel
Z przyjacielem na szyi
Zawieszka z ukochanym psem zawsze będzie na topie, bo trudno znaleźć człowieka, który nie kochałby czworonogów. Jeśli więc chcesz być ze swoim pupilem zawsze i wszędzie, to z pewnością zdecydujesz się na taką stylizację. Zawieszka będzie świadczyć nie tylko o tym, że kochasz psy, ale również może wyrażać twoją troskę o ich los i sprzeciw przeciwko okrutnemu traktowaniu zwierząt. To od ciebie zależy, jakiego znaczenia nabierze twoja stylizacja, ponieważ tak naprawdę to ty jesteś kreatorką samej siebie.
Kulisty zawrót głowy
Łańcuszki z kulistą zawieszką mogę mieć różnorodne formy. Prosty, czarny dodatek do wisiorka stanowi wyraz szyku i elegancji. Odpowiednio dobrane kolczyki uzupełnią stylizację. Możesz jednak pokusić się o bardziej odważną zawieszkę i zdecydować się na miniaturkę kuli ziemskiej, bądź dyskotekową wariację w stylu retro. Do takich wisiorków świetnie pasuje prosta bluzka w połączeniu z jeansami i tenisówkami, bądź luźna koszula. Nie bój się być kreatywną – baw się kulami, by być naprawdę cool.
Dzisiejsze trendy dają ogromne możliwości wyboru. Zawieszki przy wisiorkach nie są zwykłym ozdobnikiem, ale sposobem na wyrażenie siebie. Styl boho w połączeniu z minimalizmem sprawdzi się w każdej sytuacji. Swoboda, lekkość i oryginalność zarazem sprawią, że będziesz wyróżniać się z szarego tłumu. | Trend alert - miniłańcuszki z zawieszkami, czyli połączenie boho i minimalizmu |
Czosnek niedźwiedzi coraz częściej gości w naszych ogrodach. Ta potocznie nazywana cebulą czarownic roślina wraca do naszych ogrodów, i to ciesząc się wielkim zainteresowaniem. Nie ma w tym nic dziwnego – czosnek niedźwiedzi ma wszystkie właściwości czosnku pospolitego z dokładką różnych dobroczynnych substancji, lecz wyglądem kompletnie się od niego różni. O jego właściwościach leczniczych krążą legendy. Czemu jest on aż tak wartościową rośliną?
Czosnek niedźwiedzi – gdzie możemy go spotkać?
Gatunek ten należy do rodziny amarylkowatych i spotkać go możemy w lasach Kaukazu, Turcji i Europy. W Polsce widywany jest głównie w Karpatach, na Pogórzu i w Sudetach, a także w innych rejonach kraju.
Starogermańska legenda głosi, że nazwa rośliny wywodzi się od tego, iż po śnie zimowym czosnek ten jest pierwszym posiłkiem niedźwiedzi. Lud germański w owym czasie stwierdził, że skoro czosnek wzmacnia tak silne zwierzę – to wzmocni również człowieka.
Czosnek cygański – czemu taki ważny?
Czosnek cygański, bo pod taką nazwą również występuje opisywana roślina, wypuszcza liście już bardzo wczesną wiosną – wczesną, bo dzieje się to już w marcu – a jednocześnie nie przypomina kompletnie innych czosnków. Próbując znaleźć go w lesie, możemy mieć nie lada problem. Po pierwsze jest on od jakiegoś czasu objęty ochroną gatunkową (znacznie łatwiej będzie nam go pozyskać poprzez zakup w sklepie ogrodniczym), a po drugie jego liście do złudzenia przypominają liście konwalii. I tu pojawia się problem, gdyż konwalia, mimo że cudna i urocza, jest bardzo trująca. Na szczęście, chociaż czosnek nie jest podobny do swoich pobratymców, to zachował swój charakterystyczny, intensywny zapach. Ponadto w okresie kwitnienia kwiatów konwalii nie można pomylić z gwiazdkowatymi kwiatami tego czosnku.
Czosnek niedźwiedzi swe właściwości zawdzięcza ogromnej ilości organicznej siarki, która jest silnym antynowotworowym przeciwutleniaczem. Jeśli chodzi o rośliny europejskie, to ma jej najwięcej ze wszystkich. Główną zaletą tej rośliny jest to, że z jednej strony pobudza układ odpornościowy do zwalczania wszelakich komórek nowotworowych, a z drugiej chroni organizm przed działaniem wolnych rodników.
Ponadto związki zawarte w czosnku niedźwiedzim podwyższają poziom dobrego cholesterolu – co powoduje mniejsze ryzyko miażdżycy, a co za tym idzie udaru, zawału serca czy choroby wieńcowej. Oznacza to, że jedząc ten czosnek, zapobiegamy nadciśnieniu. Cebula czarownic przyda się również przy infekcjach wirusowych układu oddechowego, gdyż rozrzedza wydzielinę, która lubi zalegać w oskrzelach – pomagając nam w jej odkrztuszeniu.
No i wiadomo, jak na czosnek przystało – działanie ma podobne do antybiotyku. Niszczy chorobotwórcze bakterie, które atakują przewód oddechowy i pokarmowy, jednocześnie nie zakłócając równowagi flory bakteryjnej. Skutecznie walczy również z pasożytami pokarmowymi, takimi jak np. owsiki, tasiemce i glisty ludzkie. Rewelacyjnie działa także na nasz żołądek: nasila i przyśpiesza wydzielanie się żółci, zapobiega powstawaniu wzdęć i usprawnia pracę jelit. Posiada właściwości żółciopędne i żółciotwórcze, nie jest jednak odpowiedni dla osób borykających się z wrzodami dwunastnicy czy żołądka. To nie koniec jego właściwości. Zawarte w nim związki, szczególnie te siarkowe, odtruwają wątrobę – działają jak filtr, np. wiążą nikotynę wraz z innymi metalami ciężkimi w związki, które są wydalane z organizmu. Również siarka zawarta w czosnku niedźwiedzim jest głównym składnikiem keratyny – czyli białka skóry, a co za tym idzie również paznokci, włosów i kolagenu. Jakkolwiek by było, czosnek niedźwiedzi działa na wszystko!
box:offerCarousel
Jak pozyskać czosnek niedźwiedzi?
Najłatwiej rozmnożyć go za pomocą nasion, które po zapyleniu przez owady rozsieją się same. Jest to bardzo sprawny sposób, jeśli nie uda nam się zebrać nasion na czas. Dzięki temu roślina sama z siebie zacznie tworzyć gęste łany, z roku na rok powiększając swój obszar, gdzie była posadzona. Możemy go również pozyskać poprzez rozmnożenie podziemnych cebulek. Z tym że cebulki pobieramy zaraz po przekwitnięciu, gdyż po nim roślina zasusza liście aż do kolejnego roku i w lipcu już możemy jej nie zobaczyć (chyba że pamiętamy, gdzie rosła). Można również kupić gotowe sadzonki tej wspaniałej rośliny. Wszystko jest kwestią naszych chęci.
Podsumowując
Czosnek niedźwiedzi to drogocenna, a przy czym bardzo niepozorna roślina. Zawiera mnóstwo witaminy C, A i E, olejki eteryczne, mikro- i makrominerały. Możemy wcinać jego liście z sałatkami, doprawiać nim zupy, pasty i gulasze. Szkoda go nie mieć w swoim ogrodzie. Serdecznie polecam! | Czosnek niedźwiedzi – nasiona, kłącza czy sadzonki |
Cięcie roślin to jedna z najważniejszych prac pielęgnacyjnych wykonywanych w ogrodzie wiosną. Jest to bardzo istotne, ponieważ jeśli chcemy, aby drzewa i krzewy spełniały swoje role, musimy się o nie odpowiednio zatroszczyć, regulując ich korony. Podpowiadamy, jak prawidłowo wykonać cięcie i jakich narzędzi należy użyć do tego celu. Cięcie roślin w ogrodzie
Cięcie roślin to ingerencja w naturę, która korzystnie wpływa na pokrój roślin, ich owocowanie i kwitnienie, ale pamiętajmy, że niewłaściwie przeprowadzone może doprowadzić do zamierania i usychania drzew i krzewów. Przycinanie to dość skomplikowana czynność, jednak prawidłowa technika to nie wszystko. Chcąc uzyskać zamierzony efekt, musimy zaopatrzyć się w odpowiednie narzędzia przeznaczone do tego celu. Na szczęście rynek oferuje nam ogromny wybór narzędzi ogrodniczych. Tylko które z nich okażą się najlepsze? Poniżej wskazówki, które pomogą nam w podjęciu właściwej decyzji.
Nóż ogrodniczy
Jest to najprostsze w użyciu narzędzie do przycinania roślin. Świetnie sprawdza się podczas wycinania cienkich pędów, zbiorze warzyw czy ziół, pobieraniu sadzonek, a niezbędne okaże się w trakcie szczepienia i okulizacji drzew oraz krzewów. Istnieje wiele rodzajów noży dostosowanych do wykonywania określonych czynności, ale każdy z nich wykonany jest ze stali węglowej. Mogą być składane, co ułatwia ich przenoszenie, lub też nieruchome.
box:offerCarousel
Sekator tradycyjny
W przypadku cienkich gałęzi wygodne jest korzystanie z sekatorów. Są to wszechstronne narzędzia do cięcia krzewów, a także wykonywania prac pielęgnacyjnych przy warzywach, ziołach czy bylinach. Sekator składa się z ostrza i tak zwanej stalnicy. Może być ona ostra lub płaska, w wersji grubszej i szerszej, wyprofilowanej tak, by przytrzymać cięty pęd. Dokonując wyboru, warto zwrócić uwagę na komfort użytkowania, jakość ostrzy, a także na to, czy posiada zapadkę lub strzemiączko, które zabezpiecza przed jego przypadkowym otwarciem.
box:offerCarousel
Sekator tyczkowy
Ten rodzaj sekatorów będzie niezastąpiony w przypadku wyżej położonych gałęzi. Posiada on teleskopowy wysięgnik o regulowanej długości. Zwróćmy uwagę na to, aby tyczka od strony ostrza posiadała na końcu specjalne wygięcie, które pozwoli nam zahaczyć ciętą gałąź. Dzięki temu nie będziemy musieli wkładać w wykonanie tej pracy zbyt wiele siły.
Sekator dwuręczny
Wyposażone w wiele różnych ostrzy. W przypadku dwuręcznego modelu często można tutaj spotkać przekładnie, które pozwolą regulować siłę cięcia. Taki sekator umożliwi nam cięcie grubszych gałęzi, nawet tych do 2,5 cm. Ważne są tutaj także odbijacze na palce chroniące przed urazami.
Nożyce ogrodnicze
Sprawdzą się najlepiej przy strzyżeniu wysokiej trawy, wycinania roślin zielnych lub cięciu żywopłotu. W przypadku trawy warto zdecydować się na najprostsze w użyciu – nożyce jednoręczne. Z kolei do grubszych pędów niezbędny będzie model dwuręczny. Jeśli chodzi o ostrza, są one gładkie i proste, choć możemy spotkać także wersję falistą, idealną do zdrewniałych pędów.
box:offerCarousel
Piła ogrodnicza
Jeśli w naszym ogrodzie posiadamy duże drzewa i krzewy, których gałęzie mają grubość ponad 2,5 cm, sekator okaże się niewystarczający. W tym wypadku musimy użyć piły. Rynek oferuje wiele modeli, choć najczęściej wybierane są piły ręczne i ramowe. Dostępne w wielu różnych kształtach i rozmiarach, aby cięcie było możliwe w każdej sytuacji, bez kaleczenia gałęzi znajdujących się obok siebie.
Przycinanie roślin to zabieg, który trzeba wykonać wczesną wiosną. Najlepiej już w marcu lub na początku kwietnia, gdy tylko pogoda będzie sprzyjająca. Pamiętajmy jednak, że nie możemy przeoczyć odpowiedniego momentu, gdyż zbyt późne przycięcie roślin może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Zobacz także naszą Strefę Ogrodową - Akcesoria do przycinania roślin wielorocznych. | Przycinanie roślin na wiosnę – niezbędne narzędzia |
Wiele osób korzysta dzisiaj z nawigacji w smartfonach. Jednak ciągle włączony ekran szybko zużywa baterię w telefonie, a wiele map wciąż pozostawia wiele do życzenia. Właśnie dlatego dużo osób cały czas woli tradycyjne nawigacje. Tym bardziej że można kupić naprawdę duże modele z ekranami o przekątnej 7 cali i więcej. Tradycyjna nawigacja samochodowa to wciąż lepszy wybór dla osób, które często podróżują służbowo, np. kierowców TIR-ów. Co więcej, często można je połączyć bezprzewodowo ze smartfonem i używać także jako zestawu głośnomówiącego. Aby widoczność była jak najlepsza, warto zainteresować się modelami o przekątnej ekranu co najmniej 7 cali.
BLOW 700 Sirocco
BLOW 700 to bardzo ciekawa, a jednocześnie stosunkowo niedroga nawigacja samochodowa. Wyposażona jest w 7-calowy wyświetlacz TFT o rozdzielczości 800 x 480 pikseli. We wnętrzu znajdują się: procesor MSB2531 ARM Cortex A7 o taktowaniu 800 MHz, 128 MB pamięci RAM oraz 8 GB pamięci NAND MLC Flash, którą można rozszerzyć przy pomocy karty microSD. Nawigacja jest fabrycznie odblokowana, dzięki czemu można na niej instalować mapy innych producentów. Domyślnie ma zainstalowaną najnowszą AutoMapę XL Europy. Urządzenie ma jeszcze Bluetooth i transmiter FM. Za nawigację trzeba zapłacić około 400-600 zł.
Modecom FreeWay SX 7.0
Model FreeWay SX 7.0 polskiej marki Modecom pod wieloma względami jest podobny do BLOW 700. Także wykorzystuje procesor MStar o taktowaniu 800 MHz i ma 8 GB pamięci masowej oraz 7-calowy ekran TFT. To, co go wyróżnia, to dwa razy więcej pamięci RAM, czyli 256 MB. Nawigację można kupić w zestawie z różnymi mapami, np. Europy lub iGo Primo Truck, czyli specjalnymi dla kierowców ciężarówek. Urządzenie zasilane jest przez akumulator o pojemności 950 mAh. W zestawie otrzymujemy ładowarkę, kabel USB, uchwyt i instrukcję obsługi. Nawigacja kosztuje mniej więcej 350-500 zł.
Vordon 7
Nawigacja Vordon 7 wyposażona jest w: ekran o przekątnej 7 cali i rozdzielczości 800 x 480 pikseli, wydajny procesor MStar z rdzeniem Cortex A7 o taktowaniu 900 MHz oraz 128 MB pamięci RAM. Na dane producent przeznaczył 4 GB pamięci. Dużą zaletą urządzenia jest możliwość podłączenia kamery cofania, którą można zamontować np. w ramce tablicy rejestracyjnej. Vordon 7 ma zainstalowane mapy OpenStreetMap aż 42 krajów europejskich. Cechują się one dożywotnią bezpłatną aktualizacją. Nie brakuje też takich elementów jak asystent pasa ruchu lub transmiter FM. Nawigacja Vordon 7 kosztuje około 300-400 zł.
Goclever Navio 730
Goclever Navio 730 to kolejna, niemal bliźniacza nawigacja samochodowa. Patrząc na specyfikację, można uznać, że jest to model identyczny jak pozostałe. Nawigacja ma bowiem procesor MStar MSB2531 o taktowaniu 800 MHz, 128 MB pamięci RAM, 4 GB pamięci masowej Flash oraz ekran o przekątnej 7 cali i rozdzielczości 800 x 480 pikseli. Do tego dochodzi jeszcze odblokowany system Windows CE 6.0, który pozwala na instalowanie map różnych producentów. Nie brakuje także czytnika kart pamięci microSD. Domyślnie nawigacja ma zainstalowane szczegółowe mapy prawie 30 krajów europejskich i przejazdowe mapy kilku kolejnych. Cena oscyluje w granicach 300-380 zł.
Mediatec 7” iGo Primo TIR T34
Mediatec 7” iGo Primo TIR T34 to nawigacja stworzona przede wszystkim z myślą o kierowcach ciężarówek, którzy jeżdżą praktycznie po całej Europie. Wyposażona jest w mapy iGo Primo między innymi z informacjami o przepisach obowiązujących kierowców TIR-ów w danym kraju. Mapy zawierają szczegółowy plan aż 43 krajów. Nawigacja ma procesor Mstar MSB2531, 256 MB pamięci RAM i 8 GB pamięci masowej. Obraz jest wyświetlany na 7-calowym ekranie 800 x 480 pikseli. Urządzenie ma też czytnik kart pamięci microSD i transmiter FM. Kosztuje około 330 zł.
Wybór w sporych nawigacjach samochodowych z ekranem o przekątnej co najmniej 7 cali jest dość duży. Tego typu urządzenia przydadzą się przede wszystkim kierowcom ciężarówek, którzy podróżują praktycznie po całej Europie. | Duże nawigacje z ekranem o przekątnej co najmniej 7 cali – polecane modele |