source
stringlengths
4
21.6k
target
stringlengths
4
757
Czy zastanawiałeś się kiedyś, w jaki sposób zmierzyć napięcie prądu? Otóż nic prostszego, potrzebujesz do tego multimetru i odrobiny chęci! Kilka słów o multimetrze To stosunkowo proste w obsłudze urządzenie, którego zadaniem jest pomiar wartości fizycznych, takich jak natężenie prądu czy jego napięcie. Choć może się wydawać, że to funkcja zupełnie bezużyteczna w życiu przeciętnego Kowalskiego, w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Wystarczy zdać sobie sprawę z tego, jak taką wiedzę możesz wykorzystać. Użyteczność pomiaru prądu elektrycznego przydaje się przede wszystkim przy diagnozie usterek oraz kontroli poprawności działania urządzeń elektrycznych. W wielu przypadkach nie musisz być wprawionym elektrykiem, a do sprawnego testu wystarczy wiedza na poziomie szkoły podstawowej i instrukcja obsługi. Dzięki temu sprawdzisz, czy domowa gofrownica lub frytkownica działa poprawnie, a także skontrolujesz przyczynę awarii zasilacza bądź przedłużacza. Często dochodzi bowiem do sytuacji, gdy wskutek drobnej awarii lub zwarcia, prąd przepływa pod zbyt niskim lub zbyt wysokim napięciem. Może to powodować nieprawidłowe działanie urządzenia, a nawet doprowadzić do poważnych uszkodzeń. Multimetr pozwoli na określenie wartości natężenia przepływającego prądu, a otrzymane wskazanie porównasz z liczbą podaną w instrukcji obsługi. W jaki sposób można zmierzyć napięcie elektryczne przy pomocy multimetra? Wszystko zależy oczywiście od tego, jaki model posiadasz. W większości przypadków jednak jego obsługa nie odbiega znacząco od tej opisanej poniżej, a ewentualne nieścisłości swobodnie rozwiążesz na własną rękę. Pamiętaj również, że najdokładniejszy pomiar uzyskasz na aparatach z wyższej półki. Ich cena sięga niejednokrotnie kilkuset złotych, a czasem nawet kilku tysięcy – jeżeli nie jesteś profesjonalistą, taki model nie będzie ci potrzebny. Bez większych problemów znajdziesz odpowiedni multimetr w przedziale do 50 do 100 zł. Nim przejdziemy do samego pomiaru, warto przypomnieć, czym faktycznie jest napięcie elektryczne. Otóż zgodnie z najprostszą definicją to po prostu różnica potencjałów między dwoma punktami w obwodzie elektrycznym. Jego jednostką jest wolt zapisywany za pomocą wielkiej litery „V”. Samo napięcie natomiast oznacza się literą „U”. Warto również pamiętać, że umowny kierunek przepływu prądu (nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły) wiedzie od bieguna dodatniego do bieguna ujemnego – czyli od „plusa” do „minusa”. Przy okazji pomiaru napięcia elektrycznego, powinieneś pamiętać o kilku kwestiach: wspomniany wcześniej kierunek przepływu prądu (umowny); czarny przewód pomiarowy należy zawsze wkładać do gniazda COM; czerwony przewód pomiarowy związany jest z biegunem dodatnim; woltomierz należy podłączyć do obwodu równolegle; przy urządzeniach z manualną zmianą zakresów wykorzystaj najwyższy z dostępnych; Nie skalecz się – sondy pomiarowe to najczęściej zaostrzone szpilki. Nadszedł czas by zająć się częścią praktyczną. Najpierw powinieneś podłączyć odpowiednio przewody do urządzenia – czerwony do gniazda pomiaru napięcia, natomiast czarny do gniazda COM. Warto sprawdzić, czy multimetr działa poprawnie. W tym celu ustaw test ciągłości obwodu oraz połącz na chwilę końcówki sond pomiarowych – wywołanie w ten sposób charakterystycznego odgłosu gwarantuje optymalne funkcjonowanie urządzenia. W dalszej części musisz wybrać zakres napięcia, który cię interesuje. Wszystko zależy od tego, jakie urządzenie poddasz badaniu – inne należy ustawić w przypadku diody LED, inne przy pomiarze napięcia w np. kuchence mikrofalowej. Tu przyda się odrobina doświadczenia lub wiedzy, jeśli jednak jesteś początkującym majsterkowiczem, wszystkie potrzebne informacje znajdziesz np. w instrukcji obsługi konkretnego sprzętu. Następnie końcówki pomiarowe musisz połączyć z elementem będącym przedmiotem twojego badania. Pamiętaj, aby zrobić to zgodnie z przebiegiem prądu oraz odpowiednimi biegunami – minus przykładasz do minusa, a plus do plusa. Jedna bardzo ważna uwaga – zawsze staraj się jak najdokładniej dopasować zakres. Jeżeli bowiem mierzysz napięcie urządzenia, którego nominalna wartość wynosi np. 9,5 V, a ty ustawisz zakres do np. 200 V, różnica pomiaru może być bardzo istotna. Optymalny zakres w tym wypadku nie powinien raczej przekraczać około 20 V. Multimetr to bardzo proste w obsłudze urządzenie, które pozwala na pomiar napięcia. A wiedza na ten temat tylko z pozoru wydaje się bezużyteczna – wystarczy wiedzieć jak ją wykorzystać.
Jak zmierzyć napięcie elektryczne multimetrem?
Na poziomie ciała rozluźnia mięśnie, stawy i organy wewnętrzne. Na poziomie umysłu uspokaja, poprawia koncentrację, pozwala utrzymać dystans do okoliczności wywołujących stres. Na poziomie energetycznym usprawnia działanie wszystkich systemów w organizmie… Tai chi. Stado gazel na sawannie. Pasą się spokojnie. W środku młode osobniki, na zewnątrz dorosłe… Nagle z wysokiej trawy wyskakuje lampart. Stado rzuca się do ucieczki. Trwa wyścig o życie. Kilkanaście sekund morderczego biegu. Aby go wytrzymać, serca gazel błyskawicznie pompują olbrzymie ilości krwi. Lampart ma silne łapy, ale nie jest najlepszym biegaczem. W końcu zziajany zatrzymuje się i leniwie wraca, skąd przyszedł. Niebezpieczeństwo minęło. Gazele biegną jeszcze sto metrów i zwalniają. Po chwili ich serca wracają do naturalnego rytmu, zwierzęta pochylają głowy i kontynuują spokojne skubanie trawy. Po raz kolejny mechanizm stresu, który umożliwił im błyskawiczną reakcję na atak, uratował im życie i po raz kolejny już chwilę po ustaniu zagrożenia włączyły się mechanizmy hamujące i stres „odpuścił”. Jazda bez hamulców Niestety w przypadku współczesnych ludzi ten mechanizm jest często zaburzony. Stresor w postaci złośliwego szefa, kredytu wziętego na 30 lat, stłuczki samochodowej itp. wywołuje wyrzut do organizmu kortyzolu, adrenaliny i aldosteronu. Spina nas stres, który nie chce jednak „odpuścić”. W efekcie nasze organizmy funkcjonują w stanie podwyższonego napięcia nie minuty, ale dni, tygodnie, a nawet lata. A to oznacza dramat – chroniczne bóle głowy, kłopoty z trawieniem, wrzody dwunastnicy i żołądka, bóle kręgosłupa, zawały, depresje… Lista jest bardzo, bardzo długa. Dlatego ćwiczymy tai chi Potrzebujemy relaksu, rozluźnienia, przyjemności z ruchu tak samo, jak potrzebujemy jedzenia i snu. W czasie ćwiczeń tai chi staramy się powrócić do naturalnych, zdrowych odruchów przez metodyczną pracę z ciałem, oddechem i umysłem. Na początku wykonujemy proste ćwiczenia, dzięki którym uczymy się rozluźnić mięśnie, by stworzyć przestrzeń w ciele dla swobodnego oddechu. Kiedy nauczymy się rozluźniać, stosujemy proste techniki polegające na spokojnym wdychaniu powietrza przez nos do dna brzucha, później uczymy się prowadzić myślą energię z miednicy do rąk i nóg. Następnie rozluźnienie, głęboki oddech i wyciszenie umysłu wykorzystujemy w czasie wykonywania sekwencji ruchów nazywanych formą, by później stan nazywany „ciałem i umysłem tai chi” praktykować w codziennym życiu. Czego potrzebujemy Sprzęt do uprawiania tai chi może nas kosztować… 0 zł. Wystarczy wyjąć z szafy coś, co nie będzie krępowało nam ruchów, zdjąć kapcie, skarpetki i ćwiczyć. Oczywiście na zorganizowanych zajęciach uczestnicy chcą się dobrze prezentować, dlatego często pytają o strój, a szczególnie o buty. Naturalnym wyborem wydają się tzw. szaolinki. * Szaolinki. Czarne shaolinki do kung-fu. Bardzo lekkie. Mają dobrą przyczepność na parkiecie. Cena od 49 zł. Jednak w elastycznych szaolinkach źle ćwiczy się osobom początkującym. Mają problem z ustabilizowaniem stopy. Dlatego lepiej, by na zajęcia włożyły wygodne tenisówki. * Nike Flex. Mają cholewkę z technologicznej siateczki i elastyczną podeszwę zewnętrzną, dzięki czemu zapewniają lekkość przez cały bieg. Siateczka gwarantuje wentylację w newralgicznych miejscach. Technologia Flywire odpowiada za stabilizację śródstopia. Podeszwa środkowa i zewnętrzna z pianki o dwóch gęstościach zapewnia lekkość i wygodę. Zaokrąglona pięta umożliwia wykonywanie naturalnych ruchów. Gumowe wypustki w obszarze palców i pięty gwarantują trwałość i przyczepność. Cena: od 199 zł. Adeptom tai chi wygodnie ćwiczy się w spodniach treningowych (np. do kung-fu) z wszytym klinem ułatwiającym szerokie rozstawienie nóg. Ale uwaga! Na rynku jest wiele tanich modeli z jedwabiu syntetycznego i innych niższej jakości tkanin imitujących jedwab. Nie polecam ich. Mimo że ładnie błyszczą i mają atrakcyjne kolory, nie oddychają. Ćwiczy się w nich jak w worku foliowym. Dobrze sprawdzają się tylko na pokazach. Lepiej postawić na bawełnę lub na oddychające materiały zaawansowane technologicznie. Zasada jest taka: jeśli w spodniach dobrze się biega, to równie dobrze będzie się ćwiczyć tai chi. * Spodnie treningowe do chińskich sztuk walki. Warte polecenia są modele wykonane czystej bawełny (np. marki Bushido). Mają szeroki klin w kroku i ściągacz na dole nogawki. W pasie guma szerokości 6 cm ze sznurkiem. Są trwałe i wygodne. Cenią je szczególnie panowie, bo upodabniają się w nich do chińskich wojowników. Oczywiście po dwóch–trzech latach spodnie płowieją, ale to raczej oznaka zaawansowania ćwiczącego, więc wstydu nie przynoszą. Cena: od 62 zł. Większość pań źle się jednak czuje w szerokich spodniach. Kwestia wyglądu jest dla nich bardzo ważna, dlatego wybierają wygodne, niekrępujące ruchów legginsy i wyszczuplające spodnie sportowe. * Spodnie wyszczuplające Gwinner. Modelują sylwetkę, są niezwykle wygodne i szybko schną. Produkt odporny na mechacenie, działanie chloru, promieniowanie UV (UPF 50+). Wysoki pas modeluje talię i wysmukla sylwetkę. Dzianina typu mesh zapewnia optymalną wymianę cieplną i odprowadzanie wilgoci. Skład: 95% poliester, 5% elastan. Cena: od 119 zł. Do tego wystarczy prosty T-shirt i… już! Jesteśmy wyposażeni. Jak widać, uprawianie tai chi nie wymaga wielkich nakładów finansowych, natomiast rewelacyjnie działa na nasze zdrowie. A zwłaszcza na skołatane nerwy!
Tai chi lekarstwem na stres
19 sierpnia część z Was miała problem z logowaniem do Allegro. 19 sierpnia część z Was miała problem z logowaniem do Allegro. Zgodnie z naszymi zasadami, oferty kończące się 19 sierpnia między 12:14:00 a 12:38:59 przedłużyliśmy o 24 godziny. Przeprzaszamy za utrudnienia.
Problem z logowaniem 19 sierpnia
Rdza, przewrotnie zwana „rudą”, jest zmorą wielu właścicieli aut. I to nie tylko starych – wielu kierowców zauważa, że samochody są coraz gorzej zabezpieczane przed korozją. Co możemy na to poradzić? Rdza najczęściej pojawia się w miejscach narażonych na uszkodzenia. Wystarczy zadrapać lakier, by tlen rozpoczął swoje niszczycielskie działanie. Najłatwiej uszkodzić powłokę na nadkolach, błotnikach i progach. Winne temu są żwir, piasek i kamyki wyskakujące spod kół oraz uszkodzenia np. na parkingu. Najłatwiej zabezpieczyć brzegi nadkoli. W sprzedaży jest sporo plastikowych nakładek, które łatwo można zamontować samemu, bez wiercenia otworów w karoserii. Nakładki błotnika zwane są czasem „sierpami”. Trzeba jednak pamiętać, że należy je montować na powierzchni, której rdza nie chrupie. Maskowanie purchli może tylko pogorszyć sprawę, będą rosnąć w tajemnicy, aż odpadną razem z nakładką. Rdza potrafi bardzo szybko się rozprzestrzeniać, infekując kolejne centymetry nadwozia. Tymczasowym, wesołym rozwiązaniem na rdzę czy uszkodzenia samochodu mogą być naklejki stylizowane na plastry opatrunkowe. Oczywiście nie naprawią samochodu, ale pomogą zabezpieczyć powierzchnię do czasu naprawy. Pamiętajmy tylko, by ją w końcu przeprowadzić. Krok po kroku Jak to zrobić? W przypadku niezbyt mocno skorodowanych powierzchni można dokonać tego własnym sumptem – tanio i szybko. Usuwanie korozji z całych elementów karoserii lepiej zostawić profesjonalistom, z drobiazgami poradzimy sobie sami. Najważniejszą sprawą jest znalezienie właściwego miejsca. Najlepiej pod dachem, acz z dostępem świeżego powietrza. Raczej nie polecamy robić tego pod chmurką, gdzie przywiany piasek czy nagły deszcz mogą popsuć wszystkie zabiegi. Do samodzielnego usuwania rdzy potrzebujemy kilku rzeczy – papieru ściernego, benzyny ekstrakcyjnej, odrobiny pasty ściernej, szpachli, podkładu i lakieru. Skorodowane miejsce traktujemy papierem ściernym aż pozbędziemy się wszystkich rdzawych śladów. Należy pamiętać, by robić to punktowo i nie porysować zdrowego lakieru. Następnie oczyszczone z rdzy miejsce należy odtłuścić – do tego przyda się czysta szmatka i benzyna ekstrakcyjna. Jeśli ubytek jest na tyle spory, że po nałożeniu warstwy lakieru będzie widać nierówność, użyjmy szpachli. Prawdopodobnie wystarczy jej odrobina. Gdy zaschnie, znowu przystępujemy do szorowania papierem ściernym, od średniego do drobnego. Wykończyć możemy papierem o ziarnie 600. Kolejnym krokiem jest nałożenie wypełniacza. Przedtem warto okleić taśmą miejsce naprawy, by nie przesadzić z pryskaniem karoserii. Kiedy wypełniacz wyschnie, polerujemy go najdrobniejszym papierem ściernym (ziarno 1000) a następnie pastą lekkościerną (może być to popularna pasta Tempo). Kiedy uzyskamy już pożądany efekt, przychodzi czas na lakier, najłatwiej użyć takiego w sprayu. Problemem może być dobór koloru. Jak sobie z tym poradzić? Są dwie metody. Nazwa lakieru powinna być zapisana w numerze VIN samochodu. Poszukajmy w Internecie osób, szczególnie na forach poświęconych danym markom i modelom, które oferują rozkodowanie tego numeru. Można też poprosić o to swojego mechanika. Potem szukamy odpowiedniego lakieru. Jeśli nie jest on dostępny, bądź podejrzanie drogi, pozostaje nam dobranie koloru, który jest najbliższy oryginałowi. Tu warto udać się do sklepu tradycyjnego, uprzednio wymontowawszy klapkę wlewu paliwa. To najmniejsza lakierowana część, łatwo ją odkręcić i wziąć ze sobą dla porównania. Kiedy dobierzemy już lakier, delikatnie nakładamy kilka warstw z odległości 20–30 cm od nadwozia. Wielu producentów wypuszcza na rynek własne zestawy do drobnych napraw lakieru. To na ogół dwie fiolki – jedna z podkładem, druga z lakierem. Aplikuje się je pędzelkiem na oczyszczoną powierzchnię. To tanie i skuteczne rozwiązanie na drobne problemy, łatwe w użyciu jak lakier do paznokci. Po upływie kilkudziesięciu godzin auto można umyć i cieszyć się doskonałym efektem.
Jak usunąć rdzę z karoserii?
Cisza – dla jednych jest to pragnienie związane ze spokojem i odpoczynkiem, dla innych zaś przymusowy element pracy twórczej. Z ciszą i brakiem pogłosu kojarzy się przede wszystkim studio nagraniowe, ale panele akustyczne, które ją zapewniają, sprawdzą się również w innych pomieszczeniach. Studio nagrań Zacznijmy od najważniejszego pomieszczenia, w którym sprawdzą się panele i maty wygłuszające. To propozycja nie tyko dla osób, które profesjonalnie zajmują się nagrywaniem dźwięku i różnego rodzaju produkcją muzyczną, ale też dla początkujących producentów, którzy chcą zacząć swoją przygodę w tej branży. Bez znaczenia jest to, czy są to tylko nagrania demo czy też ostateczna produkcja, bezwzględnie należy wyeliminować efekt pogłosu w pomieszczeniu, aby wokal i brzmienie poszczególnych instrumentów były na odpowiednim poziomie, bez jakichkolwiek niepożądanych zakłóceń. Początkujący mogą zdecydować się na podstawowe, najtańsze rozwiązania, które poprawią akustykę pomieszczenia, choć nie zapewnią odpowiedniego wygłuszenia i pochłaniania dźwięku. Nawet grube panele, ale wykonane z gorszych materiałów, nie dadzą dobrej jakości. Warto mieć na uwadze względy estetyczne. Profesjonalne studio musi wyglądać dobrze i schludnie, tymczasem najtańsze rozwiązania dość szybko płowieją. Pamiętajmy również o kwestiach zdrowotnych – tylko dobrej jakości panele są zbudowane z odpowiednich materiałów, które z biegiem czasu nie pylą i się nie rozwarstwiają. Pokój odsłuchowy Podobna specyfiką, choć innym zastosowaniem, charakteryzuje się pokój odsłuchowy. Nie ma znaczenia, czy służy on do montażu dźwięku i produkcji czy też tylko i wyłącznie do relaksu oraz słuchania ulubionych utworów. Pokój odsłuchowy powinien charakteryzować się odpowiednim wyciszeniem i akustyką. Niektórzy inwestują w sprzęt grający ogromne pieniądze, które są po prostu marnotrawione przez złą akustykę pomieszczenia. Nawet najlepsze głośniki nie zagrają dobrze w złych warunkach. Akustyka pomieszczenia to bardzo złożone pojęcie, na które składają się takie aspekty, jak wymiary, układ pokoju, rodzaj wykończenia ścian, sufitu i podłogi oraz meble, dywany, a nawet dekoracje. Inny dźwięk uzyskamy w pokoju kwadratowym z wykładziną na podłodze, a inny w pokoju podłużnym z podłogą pokrytą płytkami. Czasami wystarczy pokryć jedną ścianę panelami akustycznymi, aby diametralnie zmienić całą sytuację. Pamiętajmy, że panele nie muszą oszpecić wnętrza – niektóre modele wykonano z dbałością o szczegóły, więc wyglądają np. jak tapeta. Biuro i prywatny gabinet Osoby, które pracują umysłowo, piszą, tworzą projekty architektoniczne lub zajmują się księgowością, doskonale wiedzą, jak cenne podczas pracy są cisza i spokój. Niepożądane dźwięki mogą skutecznie wyprowadzić z równowagi, utrudniając lub całkowicie uniemożliwiając pracę. Wysoka wydajność pracy jest dla wielu osób kluczowa. Maty akustyczne mogą znacząco poprawić sytuację osób, które mieszkają np. w centrum miasta, ale chcą mieć ciszę nawet w godzinach szczytu. Problem tego typu może być również w firmach i biurach umiejscowionych w ruchliwych częściach miasta. Pracownicy potrzebują ciszy i zrozumiałej komunikacji między sobą, co w wielu przypadkach decyduje o jakości usług. Nowoczesny wystrój i wyposażenie to nie wszystko, gdyż na jakość i wydajność pracy wpływa także akustyka pomieszczenia. Jeśli architekci zapomnieli o tym aspekcie, warto nadrobić ich zaległości za pomocą mat akustycznych.
Bez nich nie urządzisz swojego studia nagrań – panele akustyczne
Roma jest niedojrzałą dziewczyną, która wyrosła z dzieciństwa (nigdy go zresztą nie doświadczyła) i zaczyna robić przymiarki do swojej kobiecości i dorosłości. Zwykle nastolatki w tym momencie marzą o wydostaniu się spod władzy rodzicielskiej i o nieograniczonej swobodzie. Roma Ligocka otrzymała taki dar od losu, a dzisiaj wiele by dała, by życie zechciało napisać inny scenariusz… Samotny start „Droga Romo” to kontynuacja książek„Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” i „Dobre dziecko”. To obraz młodej kobiety, uchwycony w przełomowym momencie. Roma ukończyła 18 lat i musi nauczyć się samodzielności. Jej matka decyduje się na wyjazd za granicę. Zostawia córkę z masą wskazówek, pod kuratelą nienadgorliwego wuja i z dochodzącą gosposią. Dziewczyna traci grunt pod nogami, po raz kolejny pozbawiona jest oparcia w życiu. Pewnego dnia budzi się w pustym mieszkaniu i zdaje sobie sprawę, że to jest jej wolność. Musi tylko znaleźć pomysł, żeby ją czymś wypełnić. Żyć pełną piersią Roma wychowana jest w świecie bez kolorów, w szarościach wojny i getta, w mrocznych i siermiężnych warunkach Polski lat pięćdziesiątych. A ona, na przekór wszystkiemu, chłonie świat i wszelkie przejawy jego piękna. Wychodzi na gwarną ulicę, garnie się do ludzi, pragnie nowych wrażeń i barw. Gdzie może ich szukać, jeśli nie wśród artystów? Mieszka w Krakowie, wystarczy wyjść na Rynek, żeby zapomnieć o samotności. Poznajemy życie krakowskiej bohemy. To przecież moment, gdy powstaje „Piwnica pod Baranami”, więc poznamy Piotra Skrzyneckiego. Gdzieś w tle, na imprezach, w kłębach dymu mignie Marek Hłasko i Zbigniew Cybulski. Zobaczymy ludzi, do których zbliżyła się Roma, jej kolegów z ASP, muzyków i artystów. Listy do samej siebie Wiadomości o ekscesach córki i nocnych eskapadach szybko docierają do matki, która strofuje Romę w listach. Nie takiego wsparcia oczekiwała dziewczyna. Chciała zapewnień, że jest kochana i doceniana. Pisarka znalazła interesujący sposób, by nadać wspomnieniom ciekawą formę. Jej powieść jest rodzajem pamiętnika (nawet spowiedzi), bohaterce przyglądamy się jednak z dwóch perspektyw – widzimy wydarzenia oczami lekkomyślnej, pchającej się w kłopoty dziewczyny, a potem konfrontujemy ten obraz z wersją dojrzałej pisarki. Między autorką i jej bohaterką nawiązuje się dialog. Słowa dorosłej Romy są echem listów matki. Stanowią udoskonaloną ich formę. Przez to książka nie przypomina konwencjonalnej autobiografii, staje się poetycką podróżą wgłąb siebie. Spoglądamy na bohaterkę jak na Alicję w Krainie Czarów. Poznajmy zatem Romę po dwóch stronach lustra, po dwóch stronach czasu. Zobaczymy dziewczynę „wystraszoną i zachwyconą swoją ledwo pojawiającą się kobiecością”, ale przedstawioną z matczyną wyrozumiałością. Książka „Droga Romo” jest prozą głęboko osobistą, stanowi rodzaj poetyckiej terapii. Pisarka rozprawia się w ten sposób z problemami, które musiały ją trapić przez wszystkie lata, z pretensjami do matki, a przede wszystkim z żalem do siebie. Proces pisania książki pozwolił spojrzeć na wydarzenia i relacje z bliskimi z dużego dystansu. Dzięki temu Roma Ligocka niejedno wybaczyła swojej pokaleczonej psychicznie matce, przede wszystkim zaś dokonała odkrycia, że nigdy siebie nie zawiodła. Może dziś spoglądać w lustro bez niepokoju. Z tej racji ma odwagę powiedzieć czytelnikowi: taka byłam i ponoszę za to odpowiedzialność. Książka „Droga Romo” dostępna jest także w formie e-booka w formatach EPUB i MOBI w cenie ok. 20 zł. Źródło okładki: www.wydawnictwoliterackie.pl
„Droga Romo” Roma Ligocka – recenzja
Mając w domu energicznego przedszkolaka i dopiero odkrywające świat niemowlę, niekiedy bardzo trudno jest zorganizować im wspólny czas tak, aby oboje chętnie się razem bawili. Poznaj kilka propozycji, które nie tylko zaangażują, ale mimo różnicy wieku również wszechstronnie rozwiną uczestników. Gdy kapryśna pogoda nie pozwala na spędzanie czasu na placu zabaw, opiekunowie rodzeństwa często muszą zorganizować dzieciom atrakcyjną aktywność w domu. Zamiast wymyślać osobne propozycje dla każdego z dzieci, co zwykle wymaga podziału czasu i uwagi, warto sięgnąć po sprawdzone zabawy, które wciągną oboje i sprowokują między nimi interakcję. Oto kilka propozycji do wykorzystania. 1. Wspólne budowanie Gdy dziecko nabiera umiejętności precyzyjnego łączenia klocków, często szybko porzuca drewniane układanki na rzecz plastikowych i nigdy już do nich nie wraca. Pojawienie się w domu młodszego rodzeństwa jest świetną okazją, by wrócić do drewnianych klocków. Przedszkolak mający już szereg umiejętności może dzięki nim zbudować pokaźne i skomplikowane budowle. Maluch będzie poznawał kolory, kształty i faktury, może próbować stawiać pierwsze małe wieżyczki i na koniec zabawy będzie niezrównanym współtowarzyszem burzenia powstałych podczas niej konstrukcji. 2. Domowa piaskownica Zabawy w piasku uwielbiają i mali, i duzi. Nawet jeśli aura nie pozwala na spędzanie czasu w piaskownicy, nic straconego. Za pomocą kolorowego piasku kinetycznego możemy urządzić ją we własnym domu, np. na kuchennym stole. Piasek jest miękki, zawsze wilgotny fantastycznie poddaje się modelowaniu i może służyć do tworzenia rozbudowanych dzieł. Dla maluszka zabawa nim to świetny trening rączek – będzie mógł do woli zgniatać, ściskać i uklepywać miłą w dotyku masę. Jest ona również idealna do tworzenia pierwszych w życiu piaskowych babek, które – w odróżnieniu od wykonywanych z klasycznego piasku – zawsze się udają. 3. Kąpiel w suchym basenie Wielu rodziców niemowlaków nie pozwala im na zabawę w ogólnodostępnym basenie z piłeczkami (np. w sali zabaw, w restauracji, w hotelu), nie chcąc narażać dziecka na kontakt z bakteriami i wirusami. Zamiast całkowicie rezygnować z tej uwielbianej przez najmłodszych zabawy, można szybko i w prosty sposób stworzyć podobny basen we własnym domu. Niezbędny będzie oczywiście zestaw plastikowych piłeczek (do wyboru wszystkie kolory tęczy) oraz gumowy lub tekstylny basen. Zabawa w kulkach pozwala na równomierny trening całego ciała, wspaniale ćwiczy koordynację ruchową, a przede wszystkim, niezależnie od wieku, daje ogrom frajdy i relaksu. Niemowlak oprócz prób utrzymania równowagi może uczyć się chwytania piłeczek, rzucania ich do rodzeństwa, wrzucania do kosza, a także poznawania i dopasowywania kolorów. Przedszkolak może pomagać nazywać barwy i przyswajać ich nazwy w obcym języku albo nurkując pod stosem kulek, bawić się z młodszą siostrą lub bratem w „A kuku!”, co obojgu da mnóstwo radości. 4. Malowanie palcami Organizując zabawy dwójce dzieci, szybko się przekonamy, że najprostsze pomysły zwykle okazują się najbardziej trafione. Tym razem wystarczy komplet farb do malowania palcami oraz duży arkusz papieru lub płachta materiału rozłożone na podłodze. Zasada jest tylko jedna: malujemy wszystkimi częściami ciała, jakimi tylko się uda. Odciskanie stopek, rączek, kolan i nosów to doskonała zabawa, od której dzieciaki przez długi czas nie będą chciały się oderwać. 5. Wyprawa z przeszkodami Każdy niemowlak mający starsze rodzeństwo z podziwem patrzy, jak jego brat lub siostra turlają się, skaczą, biegają, i chce do nich dołączyć jak najszybciej. Dobrym sposobem na rozwijanie sprawności fizycznej malucha i spożytkowanie energii przedszkolaka jest budowanie i przeprawianie się przez tory przeszkód. Do ich stworzenia możemy wykorzystać zarówno gotowe elementy, takie jak tunele czy materace, jak również wyposażenie pokoju, np. poduchy czy pufy. Samodzielnie tworzone konstrukcje będą za każdym razem niepowtarzalne, a możliwość indywidualnego dostosowania trudności do wieku i możliwości dzieci pozwoli postawić przed nimi nowe wyzwania, którym dadzą radę sprostać. Wspólna zabawa to najlepszy sposób na budowanie i zacieśnianie relacji między rodzeństwem. Radosna interakcja pozwala na wzajemne poznawanie się, naśladowanie i tworzenie katalogu wspólnych, pozytywnych wspomnień.
Niemowlak i przedszkolak – 5 zabaw, w które zaangażują się oboje
O oponach w naszym aucie przypominamy sobie z reguły dwa razy w roku – przed, oraz po sezonie zimowym. Jest to najbardziej wymagający okres, w którym sprawdzane są nie tylko umiejętności kierowcy, ale również sposób, w jaki przygotował on swój samochód do tych trudnych kilku miesięcy. Nietrudno zauważyć, że wraz z nadejściem pierwszych przymrozków z ulic znikają duże, lśniące koła, a ich miejsce zajmują mniejsze, wysokoprofilowe opony. Dzieje się tak ze względu na trudniejsze i niesprzyjające warunki drogowe. Nie zawsze perfekcyjnie odśnieżone parkingi, zalegające na ulicach błoto pośniegowe, czy warstwa marznącego deszczu, pokrywająca asfalt lśniącą taflą – te czynniki nie należą do sprzymierzeńców szerokich opon o niskim profilu. Dlatego przeważająca większość kierowców preferuje na ten trudny okres wyposażenie swojego auta w felgi o mniejszym rozmiarze i węższe opony o wyższym profilu. Na takich kołach zdecydowanie łatwiej wydostać się ze śnieżnej zaspy oraz zapanować nad autem na śliskiej nawierzchni. Nie tylko zima jest „naturalnym środowiskiem” wysokoprofilowych opon. Kierowcy, ceniący sobie wygodę i nieczujący potrzeby posiadania cienkich opon, także wybierają te o wyższym profilu. Zapewnia to wygodę podróżowania, pomimo nie najlepszego stanu naszych dróg. Również zbyt wysoki krawężnik na miejscu parkingowym przestaje być problemem. Trudno bowiem uszkodzić felgę „ubraną” w duży, gumowy balon. Dodatkowym aspektem, jaki mimo wszystko ciężko bezpośrednio nazwać zaletą, jest widoczność zbyt małego ciśnienia w ogumieniu. Wiele nowych samochodów (choć nie wszystkie) jest wyposażonych w czujniki ciśnienia w oponach. Z pewnością bardzo ułatwia to życie kierowcom, którzy nie będą mogli przeoczyć przebitej opony. Niestety, właściciele aut starszych generacji nie mają tego komfortu i są zdani jedynie na własne odczucia i obserwacje. Na oponie o wysokim profilu, „kapcia” zauważymy niemal od razu. W przypadku niskiego ciśnienia (jeżeli ubędzie tylko nieznacznej ilości powietrza), można tego zwyczajnie nie zauważyć. Jeśli wtedy ruszymy w dalszą podróż, jest bardzo prawdopodobne, że felga potnie wewnętrzną część opony, co uniemożliwi jej późniejsze naprawienie. Zaletą bez wątpienia jest też cena. Opony stosunkowo wąskie, o wysokim profilu i standardowej średnicy nie są drogie, a z pewnością znacznie tańsze od szerokich, niskoprofilowych. Wysokoprofilowe ogumienie (ale o niezbyt dużej szerokości) jest też doceniane przez ekofanatyków. W ofercie wielu znanych firm coraz częściej pojawiają się tak zwane „zielone opony”. Są one stosunkowo wąskie (ich wymiary są oczywiście zależne od gabarytów, masy i przeznaczenia pojazdu, w którym mają zostać założone), mają wysoki profil, a rozmiar felgi rzadko kiedy przekracza 16 cali. Posiadają one też o nawet 20% mniejsze opory toczenia, a co się z tym wiąże, bezpośrednio wpływają na obniżenie zużycia paliwa. Podstawową wadą wysokiego profilu jest reakcja opony przy dynamicznie pokonywanych przez nią zakrętach. Dochodzi wtedy do efektu podwijania się opony pod felgę, co kierowca może odczuwać jako zjawisko podobne do jazdy na poduszkach powietrznych. Takie „pływanie” na zakręcie znacznie wpływa na zmianę przyczepności pojazdu. Łatwiej wówczas o niekontrolowany poślizg, zwłaszcza przy niekorzystnych warunkach drogowych. Opony wysokoprofilowe nie zapewniają wyjątkowo dobrych własności jezdnych, ale w końcu nie takie jest ich przeznaczenie. Osoby lubiące dynamiczną jazdę raczej nie zdecydują się na opony o wysokiej bocznej części. Docenią je za to kierowcy, ceniący komfort podróżowania po naszych, niestety pozostawiających wiele do życzenia, drogach. Opony te zapewnią również spokój wtedy, gdy będziemy zmuszeni pokonać wysoki krawężnik, strzegący np. miejsca parkingowego. )
Opony o wysokim profilu – wady i zalety
Wiele zabiegów dla zdrowia i urody możemy przeprowadzić samodzielnie w zaciszu własnej łazienki. Nie ma potrzeby każdorazowo udawać się do salonu kosmetycznego. Podobnie jest w przypadku sauny dla twarzy, nazywanej również parówką, która jest szczególnie polecana osobom z problemami skórnymi (typu zaskórniki, wągry, podskórne krostki i pryszcze). Jak przeprowadzić taki zabieg? Jakie olejki warto wykorzystać? Domowa sauna – zalety Domowa sauna dla twarzy (czyli parówka) to jeden z najlepszych sposobów na oczyszczenie skóry z zanieczyszczeń, które znajdują się na jej powierzchni i w porach. Zalecana jest szczególnie osobom o cerze tłustej, które mogą ją stosować nawet codziennie. W przypadku osób o skórze suchej zaleca się przeprowadzać ten zabieg tylko raz w tygodniu. Parówka pomaga zwalczyć objawy typowe dla skóry problematycznej, takie jak wągry czy wypryski. Zatkane pory zostają odblokowane (na skutek oddziaływania wysokiej temperatury), dzięki czemu skóra może oddychać. Efekt? Cera jest rozjaśniona i ma lepszy koloryt. Domowa sauna to tania alternatywa dla zabiegu w salonie kosmetycznym (podobne efekty przynosi regularne korzystanie z basenowej sauny). Jak zorganizować domową saunę dla twarzy? W garnku gotujemy wodę. W tym czasie oczyszczamy twarz z makijażu i zanieczyszczeń, które nagromadziły się na jej powierzchni w ciągu dnia. Następnie przelewamy gorący płyn do miedniczki i dodajemy kilka kropel olejku dopasowanego do typu naszej cery. Pochylamy twarz nad naczyniem, a głowę nakrywamy dużym ręcznikiem, żeby para nie ulatniała się na boki i kierowała się wyłącznie na naszą twarz. Wówczas zabieg będzie bardziej efektywny. Pamiętajmy, żeby podczas zabiegu zachować szczególną ostrożność, gdyż mamy do czynienia z bardzo gorącą wodą. Najlepiej zamknąć oczy i nie otwierać ust, gdyż olejki mogą powodować podrażnienia. Ponadto nie można zbliżać twarzy zbyt blisko źródła pary, żeby nie narazić jej na poparzenie. Jak długo powinien trwać zabieg? Średnio na domową saunę trzeba przeznaczyć około 15 minut (czekamy, aż para zniknie). Właścicielki cery wrażliwej powinny skrócić ten czas do 10 minut. Po zabiegu należy opłukać twarz letnią wodą i delikatnie osuszyć ręcznikiem. Tak oczyszczona jest gotowa na to, by nałożyć maseczkę lub krem – ich składniki wnikną w głąb skóry. Jakich olejków użyć do przeprowadzenia domowej sauny? To, który olejek wybierzemy do zabiegu domowej sauny, zależy od typu skóry. Panie o cerze wrażliwej i z wypryskami mogą użyć m.in. olejku lawendowego (przyspiesza regenerację skóry i ułatwia gojenie ran, a dzięki działaniu antyseptycznemu może być stosowany w leczeniu trądziku), osoby o cerze suchej ze skłonnością do łojotoku – olejku ylang ylang (reguluje produkcję sebum, leczy stany zapalne i zapobiega łuszczeniu się skóry), zaś o cerze tłustej – olejku z mięty pieprzowej (wykazuje działanie bakteriobójcze) lub szałwii (ma właściwości dezynfekujące, ściągające i przeciwzapalne). Osobom z problemami skórnymi szczególnie poleca się olejek z drzewa herbacianego o jasnożółtej barwie i kamforowym zapachu, który leczy i pielęgnuje. To naturalny środek o działaniu antybakteryjnym, dezynfekującym i przeciwzapalnym. Pomaga zwalczać trądzik (normalizuje pracę gruczołów łojowych), nie wysuszając przy tym skóry. Wystarczy wlać kilkanaście kropli olejku herbacianego do miski z gorącą wodą. Po parówce trwającej kwadrans twarz będzie odświeżona, a pory zostaną oczyszczone.
Domowa sauna dla twarzy. Olejki, których warto użyć
Zabawa latawcem jest stara jak świat. Bawili się nim nasi dziadkowie, rodzice, my sami w wietrzne dni też puszczaliśmy latawce. Jednak poszły one z duchem czasu i już nie są tak proste, jak kiedyś. Teraz królują latawce akrobatyczne, dzięki którym zarówno rodzic, jak i dziecko będzie świetnie się bawić, wykonując przeróżnego rodzaju triki. Latawce akrobacyjne Dzięki nim można wykonywać niesamowite podniebne ewolucje i triki. Droższe modele, takie za kilkaset złotych, warto kupić dopiero wtedy, kiedy połkniemy bakcyla i nauczymy się nimi poprawnie kierować. Dlatego na początek najlepiej wybrać tańsze wersje. Przy wyborze latawca warto zwrócić uwagę, z czego wykonany jest jego stelaż, ponieważ wpływa on na stabilizację latawca podczas szybowania na wietrze. A bez tego nie uda się wykonać większości trików. Droższe modele mają zazwyczaj stelaż wykonany z włókna szklanego lub węglowego, tańsze zaś – z aluminium lub tworzywa sztucznego. Ważnym elementem każdego latawca jest materiał rozpięty na stelażu. Może nim być mieszanka ripstopu z poliestrem, nylon lub Icarex. Materiał musi być wytrzymały, aby nagłe podmuchy wiatru nie uszkodziły latawca. Kolejną rzeczą, jaką należy wziąć pod uwagę przy wyborze latawca, jest ilość linek służących do sterowania. Latawce akrobacyjne mogą być dwu- lub czterolinkowe. Cztery linki wykonane z włókien poliestrowych dają większe możliwości, lepszą precyzję sterowania i pewność, że nic nie stanie się naszemu latawcowi. Przy parametrach latawców akrobacyjnych często pojawia się oznaczenie bft. Oznacza ono siłę wiatru mierzoną skalą Beauforta. Zazwyczaj podana jest maksymalna i minimalna siła wiatru. Lżejsze, bardziej delikatne modele mogą szybować przy sile wiatru na poziomie 2. stopnia, mocniejsze i większe mogą fruwać nawet przy piątce. Latawce komorowe Latawce komorowe przypominają kształtem paralotnię. Jednak niech nikogo nie zmyli to podobieństwo. Nie można ich wykorzystywać do latania. Latawce te można podzielić na otwarto- i zamkniętokomorowe. W tych pierwszych wszystkie komory znajdujące się w czaszy latawca są otwarte, więc musi on być cały czas w ruchu. W zamkniętokomorowym tylko niektóre komory są zamknięte i wyposażone w specjalne wentyle, dzięki czemu latawiec nie musi się ciągle poruszać. Latawce komorowe mogą być wykorzystywane w takich dyscyplinach sportu, jak: Powerkiting – skakanie z latawcem. Kitelandboarding – jazda na specjalnie zmodyfikowanej deskorolce z podczepionym latawcem. Buggikiting – jazda na trójkołowcu z doczepionym latawcem. Snowkiting – jazda na snowboardzie z latawcem. Kitesurfing – surfowanie po falach z doczepionym latawcem. Latawce pompowane Latawce pompowane od komorowych różnią się tym, że przed startem należy je nadmuchać, tak jak materac czy piłkę plażową. Dzięki pompowanemu stelażowi latawiec zawsze ma taki sam kształt, a w razie awarii może zamortyzować upadek. Są one szybsze i zwrotniejsze niż latawce komorowe. Wszystkie modele mają cztery linki służące do sterowania. Czasami producenci dodają piątą linkę, ale ma ona inne zadanie. Latawce pompowane mają podobne zastosowanie, co latawce komorowe.
Latawce akrobacyjne i nie tylko
Jesień to okres, w którym każdy z nas liczy na największe łowy w roku i oczami wyobraźni widzi siebie z dużym i tłustym szczupakiem w rękach. W jaki więc sposób wybrać najlepszą plecionkę z którą będziemy pewni, że sprzęt nie zawiedzie nas nawet podczas walki z największymi sztukami? W chłodnych miesiącach praktycznie wszystkie ryby gromadzą potrzebny zapas tłuszczu i składników odżywczych na zimę i mogą aktywniej żerować niż w innych porach roku, jedząc tyle pożywienia ile są w stanie znaleźć. Szczególnie w tej kwestii królują drapieżniki, które żerują przez długi czas w ciągu dnia i potrafią zjeść naprawdę sporo. Dlatego jesień to czas w którym każdy z nas ma nadzieję, że szczupaki w swym amoku szukania pożywienia nie ominą także naszych przynęty i będziemy mieć szansę na emocjonującą walkę i sporą dawkę adrenaliny. Niestety niekiedy się zdarza, że zamiast adrenaliny i emocji dotyka nas frustracja i bezsilność w momencie poczucia luzu na wędce, który oznacza spadniecie ryby z kotwicy lub co gorsza – pęknięcie przyponu lub plecionki. Niestety często okazuje się, że zawiodła nas plecionka, która, niekiedy po kilkunastu wyprawach od początku sezonu, zdążyła się przetrzeć i pękła podczas boju. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę jak duże siły występują podczas holu dużego szczupaka. Wybieramy często zbyt cienką linkę, zapominając dodać bezpieczny margines mocy. Dlatego teraz postaramy się bliżej omówić ten problem i ubezpieczyć się na przyszłość, wybierając plecionki, które odznaczają się ponadprzeciętną jakością i cieszą się uznaniem wśród niezliczonej liczby wędkarzy. Na początku musimy wiedzieć, że technologia w zakresie wytwarzania i produkcji plecionek wędkarskich w ciągu ostatnich kilku lat zrobiła bardzo duże postępy i dzisiejsze wyroby cechują się znacznie lepszymi parametrami niż te, które były dostępne na rynku jeszcze przed 2010 rokiem. Dodatkowo, kiedyś większość plecionek docierała do nas z USA, co powodowało bardzo wysoką cenę końcową i była dostępna tylko dla wąskiego grona, do kupienia tylko w najlepiej zaopatrzonych sklepach. Dlatego osoby, które w jakiś sposób zraziły się do plecionek – warto, aby dały im jeszcze jedną szansę i wypróbowały któryś z poniższych prezentowanych modeli. Plecionka Mikado Nihonto Octa Ten model plecionki zdobył już szerokie uznanie wśród polskich wędkarzy zaważywszy na to, że swoją jakością i niezawodnością nie ustępuje znacznie droższym produktom z tej kategorii. Mikado Nihonto Octa to aż 8 splotowa linka, która dzięki tak zaawansowanemu splotowi posiada bardzo cichą pracę na przelotkach i można mieć do niej duże zaufanie, jeśli chodzi o cechy wytrzymałości i trwałości. Dodatkowo Mikado zadbała o to, aby linka posiadała odpowiednią miękkość, która pozwala na poprawne i równe układanie się plecionki na szpuli. Nihonto Octa występuje w pełnej gamie rozmiarów, lecz na duże jesienne szczupaki powinniśmy brać pod uwagę tylko te rozmiary od zaczynające się od 0,18 mm. Plecionka Mikado występuje w kilku wariantach kolorystycznych: jaskrawo żółty, klasyczny zielony oraz czarny. Plecionka Power Pro Ta plecionka jako jedna z pierwszych zawitała na polskim rynku i bardzo szybko zdobyła uznanie wśród wędkarzy. Amerykańska produkcja i zastosowanie nowoczesnych materiałów oraz ciągłe udoskonalanie tego produktu daje nam linkę o ponadprzeciętnych właściwościach, pozytywnie wyróżniającą się spośród konkurencji. Jak deklaruje producent Power Pro jest wytwarzana ze specjalnych włókien Spectra oraz w technologii EBT, które sprawia, że linka jest niezwykle gładka, odporna na przetarcia i wytrzymała. Dodatkowo plecionka firmy Innotex cieszy się długą żywotnością i tym, że plecionka nie odkształca się zbytnio, nawet po intensywnym używaniu. Power Pro występuje w szerokiej gamie rozmiarów oraz kolorów, nawet w kolorze białym czy czerwonym. Wybór tej linki na pewno będzie dobrym pomysłem, jeśli naszym celem są naprawdę duże zębacze. Plecionka Berkley Fireline Seria Fireline została stworzona jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku i od tamtego czasu jest rozpoznawalna praktycznie na każdym kontynencie, posiada niezliczoną rzeszę fanów. Teraz firma Berkley i jej konstruktorzy postarali się na odświeżenie tej serii i użycie w jej produkcji udoskonalonej technologii – oraz zastosowanie nowych i lepszych materiałów. Proces produkcji tej plecionki polega na zgrzewaniu setek włókien Micro Dyneema, które, scalone razem, tworzą bardzo wytrzymały i trwały zwój. Dodatkowo, jak w innych wymienionych linkach, ta plecionka również cechuje się wysoką gładkością oraz brakiem zapamiętania, co znacznie niweluje problem plątania. Plecionka Berkley Fireline niewątpliwe poprawi nasz komfort oraz da zapas mocy potrzebny do bezpiecznego wyholowania nawet największych szczupaków. Po wybraniu i nawinięciu plecionki pamiętajmy, aby systematycznie sprawdzać jej stan oraz dbać o to, aby przechowywać ją w korzystnych dla niej warunkach – najlepiej z dala od nadmiernych promieni słonecznych oraz skrajnych temperatur. To na pewno pozwoli nam przedłużyć jej żywotność i da większą gwarancję niezawodności.
Plecionka na duże jesienne szczupaki
Przenieś się na afrykańskie safari i wytęż wzrok. Musisz się pospieszyć, bo właśnie zaczął się wyścig, w którym wygra najbardziej spostrzegawcza osoba. Wypatruj rzadkich okazów zwierząt i jak najszybciej wypowiedz nazwę właściwego zwierzaka, by przechytrzyć konkurentów. „Bongo” to gra, która potrafi skutecznie poprawić humor nawet największym maruderom. Podnosi poziom endorfin, a każda rozgrywka jest jedyna w swoim rodzaju. Sprawdź, co zrobić, by pokonać przeciwników. Zawartość pudełka i przygotowanie gry Pudełko jest niewielkie i poręczne, więc bez problemu można zabrać „Bongo” w podróż. W środku znajdziesz: 8 kości zwierzaków w trzech kolorach z podobiznami antylopy gnu, nosorożca i bongo (jedną zieloną, dwie czerwone i pięć w kolorze naturalnym), 2 kości bambusa (żółte), 30 znaczników Trofeum w różnych kolorach (po 10 sztuk z każdego), instrukcję. Gra przeznaczona jest dla 2–8 graczy, którzy skończyli 8 lat, choć początek może wydawać się trudny dla najmłodszych. Cała rozgrywka trwa około 15 minut. Do wyboru jest kilka wariantów, ale zaczniemy od podstaw. Jeden gracz bierze z pudełka 5 kości w kolorze naturalnym i dwie kości bambusa, pozostałe na razie niech zostaną w pudełku, przydadzą wam się później. Jesteście gotowi? Możemy zaczynać! Budzimy szare komórki Jeden z graczy rzuca wszystkimi kośćmi, które wziął z pudełka. Jeżeli na żółtych wypadnie taka sama liczba bambusów (od 1 do 3), szukacie zwierzaka, którego wizerunek pojawił się na kościach w takiej samej liczbie, tzn. jeśli na obu żółtych kościach są po trzy bambusy i wypadną np. trzy gnu, to szukacie gnu. Teraz uważajcie! Jeśli na żółtych kościach wypadła różna liczba bambusów, to musicie wziąć pod uwagę liczbę, której nie widać. Wtedy szukacie tego zwierzaka, który pojawił się właśnie w tej liczbie, tzn. jeżeli na jednej żółtej kości wypadły dwa bambusy, a na drugiej trzy, to szukacie zwierzaka, który pojawił się na kościach tylko raz. To była ta prosta część, teraz wszystko trochę skomplikujemy. Wprowadzamy reguły Nie może być za łatwo! Są dwie reguły, które sprawiają, że „Bongo” jeszcze bardziej wciąga. Pierwsza reguła mówi, że jeśli kości pokazują dwa rodzaje zwierząt w liczbie, której szukacie, to nie krzyczycie obu gatunków, a ten, którego kości nie wskazują, np. jeśli na jednej kości wypadł jeden bambus, a na drugiej trzy bambusy, to szukacie zwierząt, które pojawiły się w dwóch sztukach. Na stole macie dwa nosorożce, dwa bongo i gnu. Wtedy szukacie tylko gnu. Zdarza się też tak, że na kościach ze zwierzętami nie wypadnie liczba odpowiadająca bambusom – o tym właśnie mówi reguła druga. Jeśli obie żółte kości wskazały po dwa bambusy, a na planszy widzisz trzy gnu, jednego nosorożca i jedno bongo, wtedy krzyczysz „NIC”, bo żadne ze zwierząt nie jest dobrym rozwiązaniem. W każdej turze, czyli po rzucie kośćmi, wygrywa osoba, która jako pierwsza krzyknie nazwę właściwego zwierzaka albo „NIC”. Zwycięzca otrzymuje nagrodę – trofeum z podobizną odgadniętego zwierza (jedna runda to jedno trofeum). Jeśli najszybszy gracz krzyknął „NIC”, może wybrać dowolne trofeum. Kto wygrywa? Zwycięzcą zostaje ten, kto zbierze po dwa trofea z każdego koloru lub sześć w jednym kolorze. Można jeszcze bardziej urozmaicić grę i wprowadzić do niej pozostałe kostki – dwie czerwone to kości kłusownika, jedna zielona to strażnik. Jeśli zasady wariantu pierwszego są dla ciebie jasne, to z tym też nie powinno być problemu. Szczegółowe wytłumaczenie z pewnością znajdziesz w instrukcji. Nie krzycz bez powodu W grze liczy się refleks i spostrzegawczość. Układ na kostkach trzeba analizować szybko, żeby krzyknąć odpowiednią nazwę zwierzęcia, zdobyć trofeum, a w rezultacie wygrać całą grę. Z pewnością podczas rozgrywki niektórzy gracze będą krzyczeć nazwę zwierzaka, zanim się uważnie przyjrzą. Jeśli w takim przypadku nazwa będzie błędna, gracz oddaje jedno ze zdobytych trofeów wybranemu przez siebie konkurentowi (chyba że nie ma żadnego trofeum, wtedy nic się nie dzieje). Jeśli ktoś bez powodu krzyknie „NIC”, to dokładnie tyle mu zostanie – musi oddać pozostałym graczom całą zgromadzoną kolekcję (nawet jeśli brakuje mu jednego trofeum do zwycięstwa). Zasady gry mogą wydawać się skomplikowane (szczególnie dla młodszych graczy), ale wcale nie trudno się ich nauczyć. Wystarczą tylko: bystre oko, gotowość na duża dawkę śmiechu, donośny głos i refleks. Jedna rozgrywka trwa około 15 minut, ale często ma się ochotę na więcej. „Bongo” nie zajmuje dużo miejsca. Możesz zabrać grę w podróż i stymulować szare komórki, gdziekolwiek jesteś.
„Bongo” – recenzja gry
Smartfony do 1000 zł, które miały premierę w 2016 roku, oferują już naprawdę sporo możliwości. Poniżej zestawienie pięciu najciekawszych modeli. Huawei P9 Lite Huawei P9 okazał się wielkim sukcesem. Jego odchudzona wersja – P9 Lite, również jest godna uwagi. Na pokładzie znalazło się miejsce dla ośmiordzeniowej jednostki HiSilicon Kirin 650, wspomaganej przez 2 lub 3 GB pamięci RAM. 5,2-calowy wyświetlacz o rozdzielczości Full HD został wykonany w technologii IPS. Przyzwoicie wypada również aparat fotograficzny z matrycą 13 Mpix oraz ogniwo o pojemności 3000 mAh. Nie zabrakło czytnika linii papilarnych. Więcej o tym telefonie dowiecie się z naszego testu. box:offerCarousel MyPhone Hammer Energy Hammer Energy to dość specyficzny smartfon. Producent postawił przede wszystkim na wytrzymałość. Wzmocniona obudowa, certyfikat IP 68 oraz hartowane szkło Corning Gorilla Glass 3 to cechy, które docenią osoby korzystające z telefonu w trudnych warunkach. Oprócz sporej odporności na czynniki zewnętrzne smartfon został wyposażony w dużą baterię, jej pojemność wynosi aż 5000 mAh. Wydajność zastosowanego układu stoi na dobrym poziomie, aczkolwiek w porównaniu z telefonami w tym zestawieniu wypada dość słabo. box:offerCarousel Samsung Galaxy J5 (2016) Galaxy J5 to dobrze zbalansowany telefon od Samsunga. Sercem urządzenia jest procesor Qualcomm MSM8916 Snapdragon 410, wspomagany przez 2 GB RAM-u. Ta czterordzeniowa jednostka napędzana jest przez akumulator o pojemności 3100 mAh. Na tle konkurencji wyróżnia się 5,2-calowym wyświetlaczem HD, wykonanym w technologii Super AMOLED. Za jakość zdjęć odpowiada aparat o matrycy 13 Mpix. UMi Max Chińska firma UMi przy tworzeniu modelu Max postanowiła skorzystać z podzespołów potentatów z branży urządzeń elektronicznych. UMi Max wyposażono w 5,5-calowy ekran Full HD firmy Sharp, 4000 mAh baterię Sony, 3 GB RAM-u Samsunga oraz aparat fotograficzny o matrycy 13 Mpix od Panasonica. Jeżeli dodamy do tego całkiem wydajny, ośmiordzeniowy procesor MediaTek Helio P10, czytnik linii papilarnych oraz złącze USB typu C, to mamy smartfon o dużych możliwościach w przystępnej cenie. Więcej informacji o UMi Max znajdziecie w naszym teście. box:offerCarousel Xiaomi Redmi Note 3 W tym zestawieniu nie mogło oczywiście zabraknąć Redmi Note 3. Urządzenie to zdobyło już zaufanie sporej liczby użytkowników. Na plus należy zaliczyć 5,5-calowy wyświetlacz IPS o rozdzielczości Full HD, wydajny procesor Qualcomm MSM8956 Snapdragon 650, baterię o pojemności 4050 mAh oraz system Android Marshmallow z nakładką MIUI 8.0. Oprócz tego wszystkiego znajdziemy tu również czytnik linii papilarnych oraz złącze USB typu C. Telefon można zakupić w dwóch wersjach: 2 GB RAM-u/16 GB pamięci wewnętrznej oraz 3 GB RAM-u/32 GB pamięci wewnętrznej. Jeżeli zainteresował was ten model, to zapraszam do zapoznania się z jego testem. box:offerCarousel Podsumowanie Zeszłoroczne modele smartfonów w tytułowym przedziale cenowym nie mają się czego wstydzić. Ich moc obliczeniowa jest porównywalna do topowych telefonów sprzed 2–3 lat. W dodatku znajdziemy w nich czytniki linii papilarnych oraz nowy typ złącza USB. Jeżeli jesteśmy w stanie dołożyć parę złotych, to zapraszam do zapoznania się z zestawieniem telefonów wyprodukowanych w 2016 roku z przedziału cenowego 1000–1200 zł.
Smartfony do 1000 zł z 2016 roku – selekcja modeli
Modny ślub zimą? Jak najbardziej. Właściwie dobrany fason garderoby pana młodego, odpowiednia, gatunkowa tkanina, intrygujące dodatki i obuwie ożywią każdy zestaw na mroźny czas. Jeśli postawisz na klasyczne rozwiązania, które cenią prostotę i unikają nagromadzania „efektownych” ozdób, oczarujesz swoją wybrankę i wyróżnisz się ciekawie na tle – mniejszego lub większego – tłumu gości. Gustownie, ze smakiem Największy i, niestety, nieustannie popełniany grzech ślubny stanowi wybór zbyt strojnego zestawu. Owszem – dzień, w którym złożysz przysięgę małżeńską, to absolutnie wyjątkowa okazja. Właśnie dlatego trzeba unikać krzykliwych detali, które wprowadzają „odpustowy” nastrój i nie mają nic wspólnego z dobrym „smakiem”. W gustownym stroju pana młodego niepodzielnie króluje prostota, rozwiązania klasyczne, zachowujące umiar. Jeśli postąpisz zgodnie z kilkoma wskazówkami, będziesz mógł korzystać z reprezentacyjnej garderoby również po weselu – przyda się na wiele innych wyjść. Warto wybierać stroje uniwersalne i ponadczasowe – nie można ukrywać, że konfekcja ślubna nie należy do najtańszych. Garnitur to niezmiennie popularny strój, po który sięga niejeden modny pan młody. Zdecyduj się jednak na wykwintne barwy, które korespondują ze świątecznym czasem. Grafit, granat i szary to zawsze znakomity wybór, a przy tym niepozbawiony uroku. Zwróć uwagę na materiał – powinien subtelnie błyszczeć, ale bez pomocy domieszek poliestrowych, których należy unikać w tak uroczystym dniu. Tkaniny włoskie królują „na salonach”, choć coraz częściej spotyka się też propozycje brytyjskie, niemieckie, a nawet polskie. W chłodnych miesiącach najlepiej nosi się konfekcja z wełny, oczywiście wysokiej jakości. Garnitur dwu- czy trzyczęściowy? Wśród ślubnych klasyków prym wiodą garnitury trzyczęściowe i dwuczęściowe, przy czym te pierwsze, zgodnie z etykietą, uważa się za wykwintniejsze. Dwurzędówka w pięknym, atramentowym odcieniu to propozycja stylowa i nietuzinkowa – wciąż niewielu panów młodych po nią sięga. Zdecyduj się na wersję z sześcioma guzikami, które elegancko się prezentują i nie wtapiają w tłum. Garnitur dwuczęściowy to znakomity pomysł dla mężczyzn, którzy lubią łamać reguły. Zabłyśniesz w nim dzięki niesztampowym dodatkom, z którymi garderoba wyśmienicie się komponuje. Możesz bez problemu nosić go również po ślubie – stanowi zestaw uniwersalny. Decydując się na konfekcję dwuczęściową, zwróć szczególną uwagę na fakturę tkaniny. Tutaj nie sprawdzą się lekko „kosmate” materiały – zrezygnuj z flaneli i tweedu. Postaw na tradycyjne wełny gładkie – sięgnij po wysokoskrętną wełnę super „s”. Literę zwykle poprzedza liczba – pamiętaj, im jest wyższa, tym materiał szlachetniejszy i subtelniejszy. Symbole, które obejmują oznaczenia od super 140’s należą do wytwornych gatunków, przeznaczonych na wyjątkowe okazje. Są jedwabiste w dotyku i delikatnie błyszczą – idealny wybór na ślub. Garnitury dwuczęściowe, modne w sezonie 2015/2016, wyróżniają się szerszymi klapami i z reguły zapinają się na dwa guziki. Jeśli pragniesz wyglądać szczególnie szykownie – zdecyduj się na model z klapami frakowymi. W wyjątkowym dniu sprawdzi się dobrze skrojona kamizelka – właściwie dobrana do garnituru, z tej samej tkaniny. Zastanów się, która wersja ci odpowiada – możesz wybierać między kolorem zgodnym z odcieniem marynarki a rozwiązaniem oryginalnym: barwą kontrastową. Z granatem garnituru znakomicie współgra szary fason, opatrzony pięcioma guzikami. Jednolite materiały są w modzie, ale na wybiegach coraz częściej pojawiają się kamizelki we wzory – w angielską kratę lub pepitkę. Dodatki, czyli modna „kropka nad i” Jeśli zastanawiasz się nad założeniem smokingu – zachowaj ostrożność – to strój zarezerwowany na okazje wieczorowe – można nosić go, gdy zapadnie zmrok. Śluby w naszym kraju z reguły odbywają się w dzień, dlatego smoking przyda się na wesele – ale nie podczas składania przysięgi małżeńskiej. Do każdego opisanego zestawu pasuje koszula w śnieżnej bieli, z plisą i specjalnym mankietem, do którego przypniesz klasyczne spinki. Możesz zdecydować się na eleganckie wyroby twillowe. Ten sam kolor przewidziano dla ślubnych poszetek. Postaw na dodatki jedwabne (ale matowe) lub lniane. Choć zima w pełni, nie wolno ubierać nieestetycznych, grubych skarpet. Wybierz cienkie i wykwintne, które kolorem harmonizują z garniturem. Pozostaje jeszcze kwestia wytwornego obuwia – opinie trendsetterów są zgodne – na tę okazję pasują wyłącznie czarne oxfordy. Przed tobą szczególny dzień, który zapadnie ci w pamięć na długie lata. Garderoba musi odzwierciedlać jego wyjątkowy charakter, dlatego unikaj nieodpowiednich pstrych czy agresywnych detali, które – zamiast zdobić – rażą. Jeśli zastosujesz się do kilku nieskomplikowanych rad, samodzielnie skomponujesz strój, który oczaruje pannę młodą i znakomicie zaprezentuje się w ślubnym albumie.
Męska moda ślubna: zima 2015/2016
Otwarcie pojazdu to tak naprawdę czynność, o której praktycznie nie myślimy. Podchodząc do auta, po prostu go otwieramy, wsiadamy i odjeżdżamy. Gorzej jest, gdy samochód, po próbie otwarcia, nie reaguje. Jak wtedy się zachować? Bez nerwowych ruchów Obecnie ponad 80% pojazdów poruszających się po naszych drogach wyposażonych jest w centralny zamek sterowany za pomocą pilota. Jest to bardzo wygodny system, a przede wszystkim pomocny wtedy, gdy np. stoimy od pojazdu w odległości paru metrów, a druga osoba chce wyciągnąć z niego jakiś przedmiot. Niestety, ma też jedną wadę – stosunkowo często potrafi spłatać figla. Pamiętajmy, że do poprawnej pracy centralnego zamka sterowanego z pilota niezbędne są dwa elementy: sprawny akumulator oraz działający pilot. W większości przypadków przyczyną problemów z otwarciem centralnego zamka jest rozładowana bateria znajdująca się w pilocie. Wiele osób po kilkukrotnym naduszeniu przycisku na pilocie wpada w panikę i przestaje racjonalnie myśleć, czego efektem jest chaotyczne ciągnięcie za klamkę, co oczywiście nic nie daje. Rozwiązanie tymczasem jest bardzo proste. Wystarczy wsadzić kluczyk do zamka w drzwiach i przekluczyć, a drzwi naszego pojazdu się otworzą. W nowszych samochodach zamek nie jest umieszczony bezpośrednio na drzwiach, a co za tym idzie zmuszeni jesteśmy zdemontować zaślepkę znajdującą się najczęściej na klamce drzwi. Brak możliwości przekręcenia kluczyka Jeżeli nasz pojazd nie jest wyposażony w centralny zamek otwierany z pilota, a próba otwarcia go kluczykiem nie przynosi rezultatu, najlepszym i najszybszym sposobem będzie sprawdzenie, czy efekt jest identyczny na innych drzwiach. Zazwyczaj zmiana drzwi przy próbie otwarcia pojazdu rozwiązuje natychmiast ten problem. Trzeba jednak od razu dodać, że nie zawsze się tak dzieje. Kłopot z otwieraniem drzwi z kluczyka szczególnie nasila się, gdy temperatura na zewnątrz spada poniżej zera stopni Celsjusza. Dlaczego? Ponieważ zamek po prostu zamarza. Najlepszym rozwiązaniem będzie zastosowanie specjalnego odmrażacza przeznaczonego do takich sytuacji, który w bardzo krótkim czasie od zastosowania przywróci w pełni sprawność zamka, a nam rozwiąże problem. Odradzam korzystanie ze starych metod rozgrzewania kluczyka zapalniczką, a następnie podejmowanie próby otwarcia zamka. box:offerCarousel Jeśli jesteśmy właścicielami kilkuletniego samochodu, warto przed okresem zimowym zadbać o odpowiednie zabezpieczenie zamków, stosując do tego chociażby smar silikonowy, który jest bardzo łatwy w aplikacji, a jego zastosowanie przyczyni się do zmniejszenia ryzyka wystąpienia zamarznięcia zamku nawet przy dużych mrozach. Problem z zatrzaśniętym kluczykiem Mimo że większość systemów odpowiedzialnych za zamykanie i otwieranie pojazdu skonstruowanych jest w ten sposób, aby nie dopuszczać do sytuacji, gdy samochód zostanie zamknięty wraz z kluczykami bez kierowcy w środku, zdarzają się wciąż takie przypadki. Co wtedy zrobić? Jeżeli nie mamy dostępu do kluczyka awaryjnego, pozostaje nam skorzystanie z firmy świadczącej usługi awaryjnego otwierania pojazdu. Zanim jednak fachowiec przystąpi do działania, powinien sprawdzić, czy auto należy do nas. Cena takiej usługi jest uzależniona od miasta i typu samochodu. Brak możliwości otwarcia pojazdu nie jest niczym przyjemnym, ale pamiętajmy, by zachować trzeźwość umysłu i znaleźć racjonalne rozwiązanie powstałego problemu. Nerwowe szarpanie za klamkę w niczym nie pomoże.
Problem z otwarciem pojazdu. Jak go rozwiązać?
W maju 2015 roku w życie weszły nowe przepisy dotyczące przewożenia dzieci w fotelikach. Nie są doskonałe, ale regulują kilka ważnych kwestii. Przede wszystkim znikła granica wieku, do którego trzeba chronić małych obywateli – teraz liczy się przede wszystkim wzrost. Dzięki temu wielu rodziców może uniknąć kłopotów, związanych z faktem, że ich dzieci po prostu nie mieszczą się w foteliku, a zgodnie z prawem muszą być w nim wożone. Do niedawna dzieci powyżej 12. roku życia mogły być wożone samochodem bez fotelików bezpieczeństwa czy urządzeń podtrzymujących, czyli na ogół bez specjalnych podkładek zwanych siedziskami. Teraz kryterium jest wyłącznie wzrost. Każde dziecko, które ma poniżej 150 cm wzrostu, musi być specjalnie zabezpieczone. Ustawodawca zniósł bowiem przepis, który mówił o konieczności stosowania fotelików u dzieci poniżej 12. roku życia lub o wzroście mniejszym, niż owe 150 cm. Teraz wiek nie ma znaczenia. Wprowadzenie nowego prawa zostało podyktowane unijnymi dyrektywami dotyczącymi stosowania pasów i fotelików bezpieczeństwa dla dzieci przewożonych samochodem. Foteliki muszą być dostosowane m.in. do wagi i wzrostu dziecka oraz spełniać właściwe warunki techniczne, określone w przepisach Unii Europejskiej lub Europejskiej Komisji Gospodarczej ONZ. Nowe przepisy W ustawie wymienione są kategorie pojazdów, do których stosują się nowe przepisy. Są to: samochody osobowe – mające nie więcej niż osiem miejsc oprócz siedzenia kierowcy (kat. M1), samochody ciężarowe (dostawcze) lub ciężarowo-osobowe – zaprojektowane i wykonane do przewozu ładunków o masie całkowitej nieprzekraczającej 3,5 t lub samochody specjalne nieprzekraczające wskazanej masy (kat. N1), samochody ciężarowe – zaprojektowane i wykonane do przewozu ładunków o masie całkowitej przekraczającej 3,5 t (kat. N2 – masa całkowita pow. 3,5 t do 12 t, a kat. N3 – przekraczająca 12 t). Pewnym odstępstwem jest dopuszczenie możliwości przewożenia na tylnym siedzeniu dziecka nie w foteliku, a jedynie przypiętego pasami. Musi ono mieć przynajmniej 135 cm wzrostu i gabaryty uniemożliwiające zapewnienie mu fotelika lub innego urządzenia przytrzymującego zgodnego z obowiązującymi warunkami technicznymi. Krótko mówiąc, jeśli dziecko się nie mieści, to nie ma sensu go wciskać na siłę. Jeśli jedyną przeszkodą jest długość pasa, to warto sięgnąć po proste rozwiązanie i za symboliczną kwotę dokupić przedłużacz pasów bezpieczeństwa. Dzięki niemu na pewno obejmiemy dziecko w foteliku. Na tylnej kanapie można też przewozić trzecie dziecko bez specjalnych zabezpieczeń. Warunkiem jest to, że dwoje dzieci umieścimy w „skorupach”, a w aucie nie ma możliwości zamontowania trzeciego fotelika. W takim przypadku dziecko numer 3 można posadzić między pozostałą dwójką i przypiąć je pasami. Wystarczy, by maluch miał powyżej trzech lat. Ten zapis jest dość powszechnie krytykowany, zresztą całkiem słusznie. Chronienie nawet dwójki oczywiście ma sens, natomiast dlaczego tylko dwójki, a nie wszystkich trzech. Ustawa sprecyzowała za to kwestię przewożenia dzieci na przednim fotelu. Obecnie nie wolno umieszczać tam małych obywateli w foteliku skierowanym tyłem do kierunku jazdy w samochodach wyposażonych w poduszkę powietrzną dla pasażera, jeśli jest ona aktywna. To akurat nie problem, bo w większości przypadków można ją specjalnie na tę okazję zdezaktywować. Kolejnym nowym przepisem jest całkowity zakaz przewożenia dzieci do lat 3 w pojazdach niewyposażonych w pasy bezpieczeństwa. Warto też przypomnieć, że dziecko o wzroście powyżej magicznej granicy półtora metra może być normalnie przewożone na przednim fotelu, oczywiście przypięte pasami. Statystyki Według danych Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego prawie 90% dzieci jest przewożonych zgodnie z przepisami. Pozostałe 10% może jednak niepokoić. Policyjne dane wskazują na takie kuriozalne przypadki, jak dzieci w foteliku, ale nieprzypięte pasami... Trzeba pamiętać, że według nowych przepisów nieprawidłowy montaż fotelika czy przewożenie dziecka niezgodnie z instrukcją producenta również będą karane. Kronikarski obowiązek nakazuje nadmienić, iż nowe przepisy nakładają też na kierowców autobusów wymóg informowania pasażerów o obowiązku używania pasów bezpieczeństwa, o ile są one zainstalowane w danym pojeździe. Bez zapinania pasów mogą podróżować kobiety w ciąży, taksówkarze, zespoły medyczne, instruktorzy i egzaminatorzy w L-kach, pracownicy Biura Ochrony Rządu i Żandarmeria Wojskowa oraz osoby z odpowiednim zaświadczeniem lekarskim.
Jak przewozić dziecko w foteliku – nowe przepisy
Podstawowy odtwarzacz muzyki od FiiO doczekał się odświeżenia. Druga generacja X1 przynosi duże zmiany zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz urządzenia. Pojawiły się nowe funkcje, np. Bluetooth czy dotykowe kółko. Poprzednik nie zachwycał brzmieniem na wczesnych wersjach oprogramowania, ale na późniejszych było już dobrze. Urządzenie oferowało dźwięk ciepły, łagodny, mocno nasycony, ale niezbyt przestrzenny. Można było mu zarzucić brak uniwersalności oraz lepszej współpracy z różnymi słuchawkami. Druga generacja ma nowy design – odmienny od innych odtwarzaczy FiiO. Sterowanie zostało oparte o dotykowy panel, a w środku jest także inny przetwornik. Cena natomiast pozostała podobna. Jak FiiO X1 drugiej generacji wypada pod względem brzmienia? Specyfikacja FiiO X1 II przetwornik Texas Instruments CM5242 32 bit/192 kHz interfejs Bluetooth 4.0 wyświetlacz TFT 2” (320 x 240 pikseli) akumulator 1800 mAh obsługa słuchawek 16–100 Ω, impedancja < 1 Ω moc 100 mW/16 Ω, 70 mW/32 Ω, 8 mW/300 Ω wyjście liniowe 1,7 Vrms pasmo przenoszenia 5 Hz–60 kHz THD+N 0,003% SNR > 113 dB przesłuch > 110 dB wymiary 55,5 x 97 x 12 mm, waga 102 g Wyposażenie Producent słynie z dodawania do sprzętu bogatego wyposażenia i nie inaczej jest w przypadku FiiO X1 II. W zestawie znalazły się: dwie folie zabezpieczające; dwa zestawy naklejek na obudowę (front i tył); kabel USB-microUSB około 1 m (transfer i ładowanie); etui; skrócona instrukcja obsługi. Przezroczyste folie zabezpieczają cały front. Dodatkowe zestawy naklejek mają zdobić urządzenie, można nimi obkleić całą obudowę. Do wyboru jest czerń i biel, naklejki mają połyskujące wzory. Miłym dodatkiem jest także półprzezroczyste etui silikonowe. Konstrukcja Pierwszy X1 przypominał iPoda. Druga generacja kontynuuje ten trend, ale widać również pewne podobieństwa do odtwarzaczy Sony. X1 II jest mniejszy i nieznacznie lżejszy od poprzednika. Mierzy niecałe 10 cm długości i ponad 5,5 cm szerokości. Grubość odtwarzacza wynosi 12 mm, a waga nieznacznie przekracza 100 g. Podobnie jak pierwsza wersja testowane urządzenie ma metalową obudowę ze wstawkami z tworzyw sztucznych. Wyświetlacz ma przekątną 2” i rozdzielczość 320 x 240 pikseli. Został wykonany w technologii TFT, więc nie ma co liczyć na jakość niczym ze smartfona. Kąty widzenia są niezłe od boków i dołu, ale słabsze od góry. Widać ziarnistość interfejsu i czcionek, ale ostrość jest i tak przyzwoita. Na potrzeby odtwarzacza muzyki parametry i jakość wyświetlacza są wystarczające. Poniżej ekranu jest charakterystyczny panel sterowania. Przyciski są rozmieszczone na planie kwadratu z głównym w środku. Główny przycisk otacza dotykowe kółko. Ma zarysowane krańce, jest śliskie i gładkie w dotyku. Poniżej znajduje się jeszcze dioda zasilania. Złącza trafiły na spód. Jest tam wyjście 3,5 mm połączone z liniowym oraz gniazdo microUSB do ładowania i transferu na kartę microSD, której czytnik jest z prawej strony. Zarówno szczyt, jak i prawy bok urządzenia pozostały puste. Przyciski rozmieszczono na lewej ściance – wyraźnie odstają, włącznik jest wyżej, a pod nim znajduje się regulacja głośności. Spód urządzenia zdobi tylko logo producenta oraz naklejka certyfikatu Hi-Res Audio. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Jakość wykonania jest wysoka, a design i wymiary to zdecydowany krok naprzód w porównaniu do tego, co oferował FiiO X1. Następca prezentuje się dużo lepiej od kanciastego poprzednika. Odtwarzacz wygląda nowocześnie i atrakcyjnie. Można go nabyć w kolorze czarnym, srebrnym oraz w barwie różowego złota. Użytkowanie Odtwarzacz bardzo dobrze leży w dłoni. Zaoblone krawędzie nie drażnią palców, wymiary są idealne, a sprzęt lekki. Boczne przyciski łatwo wyczuć – włącznik znajduje się trochę głębiej. Pokrywki mają lekki luz, ale ich skok jest satysfakcjonujący. Przyciski na panelu są już sztywniejsze i mają delikatne żłobienia, wyczuwalne pod palcami. Mechaniczne kółko z poprzedniej generacji nie było najlepsze. Miało luzy i było nieprecyzyjne. Nowy panel dotykowy jest przyjemniejszy w dotyku. Wymaga pewnego przyzwyczajenia, np. do pojedynczego skoku na liście potrzeba tylko delikatnego ruchu palcem. Kółko docenią posiadacze dużej ilości muzyki – przewijanie długich list jest szybkie. Niestety nie ma mocnego sprzężenia zwrotnego. Słychać klikanie dochodzące z wnętrza odtwarzacza, ale niestety rzadko się ono przyda – w końcu na głowie będziemy mieli słuchawki. Dobrym rozwiązaniem byłaby wibracja, ale na jej obecności ucierpiałby czas pracy. Nowa generacja odtwarzacza jest również pozbawiona pamięci wbudowanej. Szkoda, ale to zrozumiałe. X1 II to odtwarzacz dla bardziej wymagających, którym nie wystarczą wbudowane 4 GB lub 8 GB. Czytnik kart obsłuży microSD do 256 GB. Bluetooth 4.0 to praktyczny dodatek. Niestety X1 II nie obsługuje kodeka aptX – nie wykorzysta zatem potencjału droższego sprzętu z interfejsem Bluetooth. FiiO X1 II pozwala na odtwarzanie MP3 do 12 godzin. W przypadku formatów bezstratnych czas spadnie do 8–9 godzin. To typowe wyniki. Urządzenie ładuje się około 3 godzin, ale z ładowarki 2 A. Na pochwałę zasługuje opcja głębokiego usypiania – odtwarzacz wybudza się bardzo szybko, a w trakcie uśpienia akumulator nie jest mocno obciążony. Oprogramowanie Odtwarzacz ma przemyślany interfejs. Menu główne to ikonki rozłożone po łuku, ich ustawienie świetnie współgra z dotykowym kółkiem. Kolejno są to skróty do ekranu odtwarzania, biblioteki muzyki (sortowanie po tagach), przeglądarki plików, ustawień odtwarzania oraz ustawień urządzenia. Nawigacja jest prosta. Środkowy przycisk potwierdza, prawy górny służy do cofania, a po przytrzymaniu wraca do głównego ekranu. Natomiast w lewym górnym rogu znajduje się przycisk menu kontekstowego, który pozwala usuwać utwory, dodawać do ulubionych lub otwierać dodatkowe ustawienia. Jeśli nie pasuje nam kółko, listy można przesuwać także przyciskami zmiany utworów. Menu ustawień odtwarzania jest rozbudowane. Mamy do wyboru zapamiętywanie głośności, konfigurację odtwarzania (w tym gapless) oraz wbudowany korektor (także ręczny). Tym razem wyjście liniowe może mieć zarówno stały, jak i regulowany poziom głośności. Przyda się to do wzmacniaczy lub głośników, dla których pełne napięcie wyjścia to za dużo. Konfiguracja urządzenia również nie daje powodów do narzekania. Do wyboru są funkcje oszczędzania energii, usypiania, trybu USB. Odtwarzacz pozwala nawet wyłączyć ładowanie z USB, by nie obciążać ogniwa przy transferze muzyki na kartę pamięci. W ustawieniach odtwarzacza znajdziemy także opcję Bluetooth i tam sparujemy swoje urządzenia. Dostępne są również kolorowe motywy interfejsu. Brzmienie Do środka trafił inny przetwornik, ale wzmacniacz pozostał ten sam. Mamy więc podobną moc, dedykowaną raczej średnio wymagającym słuchawkom. Brzmienie jest natomiast inne, cechuje się wyższą jakością. Tym razem dźwięk jest bardziej zrównoważony, jaśniejszy, a sygnał czysty i klarowny. Poprzednia generacja odtwarzacza stawiała na zagęszczone, ciepłe i podkoloryzowane brzmienie. X1 w wersji drugiej ma już bardziej uniwersalny charakter. Bas jest obecny, dynamiczny, dociążony, ale nie został podbity. Nie ma więc dudnienia czy buczenia, dźwięk nie muli. Słuchawki basowe nie zostaną odchudzone z niskich tonów, a te brzmiące równiej i bardziej analityczne nie zmienią swojego charakteru. Niskie tony poradzą sobie zarówno z instrumentami żywymi, jak i cyfrowymi. Nie można liczyć jednak na wyjątkowo głęboki najniższy bas (tzw. subbas). Pasmo średnie nie jest wycięte, ale nie zostało też wypchnięte. Brzmi krystalicznie, czysto i przejrzyście. Muzyka nie jest już tak masywna, gęsta i ciepła, jak u poprzednika. Nowa wersja odtwarzacza stawia na uniwersalność, lepszą współpracę z wieloma słuchawkami oraz różnymi gatunkami muzycznymi. Słychać też więcej szczegółów, wszystko jest wyraźnie odseparowane i bezpośrednie. Sopranu przybyło w porównaniu do poprzednika. W X1 brzmienie było raczej lekko przyciemnione, dlatego dźwięk wydawał się mniej czytelny, zagęszczony. Teraz jest jaśniej i czyściej. Nie słychać dystansu do muzyki, dźwięk nie jest zakryty, oddalony od słuchacza. Jednocześnie wysokie tony pozostały łatwe w odbiorze – nie syczą, nie kłują. Jaśniejsze brzmienie daje wrażenie otwarcia dźwięku i mocniejszej separacji instrumentów. Tyczy się to także FiiO X1 II. Słychać swobodę, nic się na siebie nie nakłada, ale scena dźwiękowa i tak nie jest duża. Nie można liczyć na dźwięk niczym z sali koncertowej, to raczej intymne, bliskie brzmienie. Przydałoby się również mocniejsze stereo. Można za to pochwalić wysokość sceny i głębię. Dźwięk pojawia się zarówno z tyłu, jak i z przodu, a instrumenty pozycjonowane są także poniżej i ponad poziomem uszu. Podsumowanie FiiO X1 II to duża zmiana konstrukcji i funkcjonalności w porównaniu do wersji pierwszej. Sterowanie jest ulepszone, a obecność interfejsu Bluetooth poprawia ergonomię odtwarzacza. Urządzenie działa stabilnie i szybko. Zmiana brzmienia wyszła na korzyść. Dźwięk jest równiejszy, bardziej szczegółowy i przejrzysty. Ma bardziej uniwersalny, dynamiczny charakter, dzięki czemu nada się do wielu gatunków muzyki i różnych słuchawek. Nie można jeszcze liczyć na taką dynamikę, rozdzielczość, głębię basu i rozmiary sceny, jak w droższych odtwarzaczach audiofilskich. X1 II oferuje nadal jedynie podstawowy poziom. Pozwoli jednak docenić muzykę wysokiej jakości, gdyż ma sporo mocy i czysty sygnał, czego nie można powiedzieć o większości smartfonów. Zalety: dobre wyposażenie; bardzo dobre wykonanie; ładny design; dobra ergonomia i wygodna obsługa; Bluetooth; dobre brzmienie o uniwersalnym charakterze, bliskie równowagi, angażujące i czyste. Wady: brak pamięci wbudowanej (przydaje się na początek); brak spolszczenia; mała scena dźwiękowa; nadal przeciętny czas pracy; brak aptX.
Test odtwarzacza FiiO X1 II – druga generacja z nowym brzmieniem?
Dla niektórych kierowców powietrze jest jedynym dostępnym czynnikiem, służącym do wypełniania opon w samochodach. Wielu z nich nie jest nawet świadomych sposobności użycia w tym celu innego gazu. Choć może słowo „inny” nie bardzo tu pasuje, gdyż mowa oczywiście o czystym azocie, który stanowi 78% powietrza, jakim oddychamy na co dzień. Hałas o gaz? Choć metoda ta nie jest wcale nowa, a pompowanie opon azotem zyskało popularność dzięki wyścigom Formuły 1, wielu użytkowników uważa to za jedynie chwyt marketingowy. Koszt wypełnienia czterech kół tym gazem wynosi około 20 zł i musi ono zostać wykonane w warsztacie oponiarskim, wyposażonym w odpowiedni sprzęt. Sprężone powietrze jest natomiast dostępne całkowicie za darmo na niemal wszystkich stacjach benzynowych. O co więc ten cały hałas? Uwaga – potrzebny azot! Wypełnianie wnętrza opon czystym azotem naprawdę niesie ze sobą spore korzyści. Pierwszą z nich jest oszczędność czasu, powiązana z bezpieczeństwem. Azot bowiem utrzymuje ciśnienie w ogumieniu średnio trzykrotnie dłużej od powietrza. Nie od dziś wiadomo, że właściwe ciśnienie w oponach ma niebagatelne znaczenie dla spokojnej jazdy czy odpowiednio krótkiej drogi hamowania. Dzieje się tak za sprawą wielkości cząsteczek azotu, które są większe od powietrza, przez co znacznie wolniej „uciekają” przez ścianki opony. Drugi plus stanowią właściwości chemiczne azotu. Pierwiastek ten nie wchodzi w reakcje z metalem, przez co felgi (szczególnie stalowe) nie będą korodowały od wewnętrznej strony. Czysty azot nie zawiera również pary wodnej, występującej w powietrzu pochodzącym z kompresora, a to dodatkowo przyczynia się do niwelowania możliwości rdzewienia wewnętrznej części obręczy. Kolejną zaletą tej metody jest fakt, że w przeciwieństwie do powietrza, przy zmianach ciśnienia atmosferycznego azot nie zmienia swojej objętości. Podczas upałów powietrze wewnątrz opony rozpręża się, co skutkuje jej „flaczeniem”. Dla azotu niestraszne są wysokie temperatury, ponieważ zmiany ciśnienia mu nie grożą. Wynika z tego wiele korzyści. Należy do nich zaliczyć np. wydłużoną żywotność opon lub zmniejszone, nawet o 3%, zużycie paliwa. Właśnie dlatego z dobrodziejstw azotu w kołach korzysta wiele firm, których samochody pokonują rocznie tysiące kilometrów. W większej skali te niewiele znaczące 3% może przynieść widoczne korzyści. Z rozsądkiem czy bez? Pompowanie opon azotem nie ma sensu w przypadku pojazdów starszego typu, zaopatrzonych w opony dętkowe. Wówczas powietrze wewnątrz nich (bądź azot) nie posiada bezpośredniego styku z felgą oraz nie ma ono jak stamtąd „uciec”. W takich sytuacjach lepiej pozostać przy standardowym pompowaniu kół powietrzem, które jest bezpłatne. Azotem da się natomiast bez przeszkód pompować wszystkie typy opon, niezależnie od rodzaju felg. Niestety, jak to mówią, „nie ma róży bez kolców”. Zasadniczą wadą pompowania opon azotem jest jego uzupełnianie. Mimo, że ten pierwiastek znacznie wolniej ulatnia się niż powietrze z opon, obecne zaawansowanie technologiczne nie pozwala na wyprodukowanie gumy szczelnej w 100%. To z kolei wiąże się z koniecznością uzupełniania ciśnienia w oponach średnio co 6 tygodni. Niestety nie wszystkie zakłady wulkanizacyjne są wyposażone w odpowiednie maszyny. Jeżeli zdecydujemy się na pompowanie opon czystym azotem, w celu uzupełnienia jego ciśnienia będziemy zmuszeni pofatygować się nawet na drugi koniec miasta. Koszt takiej czynności to około 1,5–2 zł za jedno koło. Łatwo policzyć, że na samo uzupełniane azotu w kołach (w skali roku), kierowca będzie zmuszony wydać około 60 zł. Reasumujemy Pomimo, iż pompowanie opon azotem niesie ze sobą wiele korzyści, nadal niewielu kierowców korzysta z tej metody. Wynika to zapewne z ich niedostatecznej wiedzy w tym temacie. Często wielu z nich uważa taki „zabieg” za marnotrawienie pieniędzy i czasu. Z punktu widzenia kierowców, którzy opony pompują dwa razy do roku przy ich wymianie (lub w momencie, gdy jest go tak mało, że auto niemal stoi na feldze), rzeczywiście takie rozumowanie można uznać za logiczne. Jednak w przypadku tych, przywiązujących dużą wagę do ciśnienia w ogumieniu i dokonujących okresowych kontroli, sytuacja przedstawia się nieco inaczej. Jeżeli wziąć pod uwagę obniżone (o 3%) zużycie paliwa oraz zwiększoną żywotność opon, z pewnością opłaca się wydać nawet 60 zł rocznie. Wtedy wręcz zaoszczędzimy na czasie, ponieważ zamiast kontroli przeprowadzanej co 2–3 tygodnie, będziemy jej dokonywać mniej więcej raz na 1,5 miesiąca. Ostateczna decyzja należy oczywiście do właściciela, ale obiektywnie oceniając sytuację, azot niesie ze sobą znacznie większe korzyści niż standardowe pompowanie opon powietrzem.
Pompowanie opon azotem – dlaczego warto?
Powody, dla których decydujemy się na aktywność fizyczną, są różne. Czasami chcemy dokonać zmian w naszym życiu. Mamy nadzieję zrzucić zbędne kilogramy, poprawić wygląd lub osiągnąć lepsze wyniki sportowe. Niektórzy liczą na szybkie efekty treningu. Kluczem do sukcesu jest to, aby dobrać najbardziej odpowiedni i skuteczny dla siebie. Szybko i skutecznie Jeśli nie dysponujemy zbyt dużą ilością czasu, warto skorzystać z ćwiczeń, które są intensywne i nie trwają długo. Łatwiej będzie nam do nich wracać i nie znudzimy się nimi za szybko. Taki właśnie jest High Intensity Interval Training, czyli HIIT. Są to ćwiczenia o bardzo dużej intensywności. Polegają na tym, że krótki, ale solidny wysiłek jest przeplatany bardziej umiarkowanym. Zmęczenie jest dość duże, jednak nie trwa długo, bo trening nie powinien przekroczyć 30 minut. Dokładny dobór czasu na ćwiczenia ustalamy indywidualnie, w zależności od potrzeb. HIIT może stosować każdy, chociaż został opracowany na potrzeby profesjonalnych sportowców. Obecnie wprowadza go do swojego planu treningowego wielu amatorów, odkrywając jego wielkie zalety. Nie jest skomplikowany, więc nie stwarza żadnych trudności. Trwa dosyć krótko, dlatego można bez większych problemów wytrzymać intensywny wysiłek. HIIT jest doskonałą formą aktywności fizycznej, która prowadzi do spalenia tkanki tłuszczowej w dość krótkim czasie. Takich rezultatów nie osiągnie się, trenując tylko aerobowo lub stosując ćwiczenia kardio. Efekty treningu HIIT są znacznie lepsze i szybciej zauważalne. Dzieje się tak dlatego, że tkanka tłuszczowa jest redukowana nawet po zakończonym treningu. To skutek podwyższonego metabolizmu kwasów tłuszczowych. Trening dla każdego rodzaju aktywności ruchowej Warto pomęczyć się solidnie w krótkim czasie, aby organizm dalej pracował, kiedy odpoczywamy lub zajmujemy się swoimi codziennymi obowiązkami. Trening HIIT podnosi naszą wydolność tlenową. Poprawia się nie tylko wytrzymałość, ale i szybkość. To jest doskonały sposób, aby przygotować się do czekających nas zawodów i całego sezonu startowego. Ćwiczenia, jakie wykonuje się podczas treningów HIIT, to np. bieganie. Na początku oczywiście należy pamiętać o rozgrzewce. Wystarczy kilka minut biegu, wymachów rąk i nóg. Należy wykonać dynamiczne podskoki, skipy, skrętoskłony, itp. Trucht powinien być niezbyt intensywny – taki, aby w pełni przygotować mięśnie i całe ciało do czekającego nas wysiłku. Następnie następuje trening właściwy. Biegniemy szybko 20–30 sekund na 90–100% maksymalnego tętna. Czas intensywnego biegu powinniśmy dostosować indywidualnie do własnych możliwości. Następnie przechodzimy do spokojnego truchtu, podczas którego będziemy mogli się zregenerować. Ważne jest, aby po szybkim biegu nie zatrzymywać się na odpoczynek, tylko pozostać w ruchu. Ten spokojny odcinek powinniśmy pokonać w czasie jednej minuty. Powtarzamy takie serie od 4 do 10 razy. Wszystko zależy od wytrenowania i zaawansowania zawodnika. Po zakończeniu należy się solidnie porozciągać. Wysiłek był znaczny, więc zadbajmy o to, aby nasze obolałe mięśnie miały możliwość regeneracji. Podobnie ćwiczymy HIIT, trenując na rowerze, bieżni, skakance, wioślarzach, robiąc pompki, przysiady, itp. Ważne jest, żeby najpierw pamiętać o rozgrzaniu wszystkich partii mięśniowych, a dopiero potem przejść do właściwych ćwiczeń zakończonych rozciąganiem. Trening HIIT pozwoli na skuteczne zrzucenie zbędnych kilogramów i poprawę wyglądu. Ważne jest to, że krótki czas trwania intensywnych ćwiczeń nie spowoduje znużenia oraz wyczerpania organizmu. Taki wysiłek wpłynie na poprawę krążenia i skutecznie pobudzi nas energetycznie. Poprawi się wytrzymałość i wydolność oraz ogólna kondycja organizmu. Warto stosować ten trening, gdyż jest bardzo efektywny.
Na czym polega i czemu służy trening HIIT?
Karnawał to czas przyjęć i zabawy także dla dzieci. W tym szczególnym czasie dziewczynki marzą, by wyglądać niczym prawdziwe księżniczki. Dlatego powinny mieć kreacje, w których poczują się wyjątkowo, zachwycą otoczenie i będą się wspaniale bawić. Dziewczynki noszą w karnawale prawie takie same ubrania jak ich mamy, tyle że w wersji mini. W tym sezonie kreacje wieczorowe pełne są blasku. Królują metaliczne tkaniny, głównie złote i srebrne, błyszczące aplikacje, atłasy, aksamity, tiule zdobione cekinami czy kryształkami. Stylizacje ze spódniczką tutu Najmodniejsze spódniczki dla dziewczynek w wersji wieczorowej to klasycznetiulowe tutu. Najchętniej wybierane są krótkie i szerokie, czarne bądź kolorowe. Powinny być uszyte z miękkiego materiału, a w pasie mieć nieuciskającą gumkę. Znakomicie będą się prezentowały zarówno z dresową bluzą, jak elegancką bluzką czy luźnym swetrem. Nosi się je z delikatnymi balerinkami lub też – w bardziej odważnej stylizacji – z ciężkimi kozakami. Nie można też zapomnieć o efektownych rajstopkach. Do balerinek znakomicie pasują takie, które przypominają nałożone kolanówki. Równie dobrze można wybrać wersję ozdobioną cekinami, kryształkami czy metalicznymi nićmi. Połyskująca złotem spódniczka Złoto to jeden z najmodniejszych w tym sezonie kolorów. Połyskujących metalicznie ubrań nie może w nadchodzącym sezonie zabraknąć w szafie żadnej fashionistki. Także młode uczennice mogą wybrać na karnawał ubrania o tej barwie, najlepiej oryginalne złote spódniczki. Ciekawie będą się prezentowały wersje z modnej ekoskóry lub skajki. Nosi się je z białą bluzką lub czarnym sweterkiem. Na karnawałowe przyjęcie wybieramy fason rozkloszowany lub też bombkę. Do tego dobieramy czarne buty typu balerinki lub lakierki. Bajeczne sukienki baletnicy Dziewczynki niczym prawdziwe księżniczki mogą zabłysnąć w kreacji wieczorowej. Fasony najbardziej na czasie to klasyczne sukienki rozkloszowane, w stylu lat 50. Niebanalnie będzie wyglądała sukienka tiulowa, łącząca spódniczkę i bawełnianą górę, także ozdobiona postaciami z popularnych bajek. Może być z długim lub krótkim rękawem. Aby dziewczynka nie zmarzła, może przyda jej się na wierzch rozpinany sweterek wieczorowy w modnych kolorach złota, srebra i burgunda. Do sukienki z tiulowym wykończeniem najbardziej będą pasowały klasyczne balerinki albo lakierki. Koronkowe sukienki księżniczki Doskonała propozycją na karnawał dla młodej uczennicy jest sukienka koronkowa. Koronka to ulubiony materiał na imprezową kreację. Delikatna i romantyczna nada każdej stylizacji lekkość i dziewczęcy wdzięk. Sukienka rozkloszowana lub z falbankami zachwyci każdą małą modnisię. Na karnawałową imprezę można dokupić modny w tym sezonie diadem, w którym każda dziewczynka poczuje się niczym prawdziwa dama. Nie może też zabraknąć maseczki, nadającej stylizacji charakter tajemniczości i podkreślającej karnawałowy nastrój.
Najciekawsze karnawałowe kreacje dla uczennic klas 1–3
Domowe ciasto drożdżowe jest pyszne i wspaniale pachnie. Przedstawiamy przepis, który pomoże upiec wyrośnięte, lekkie i pulchne ciasto drożdżowe. Składniki: 1 porcja ciasta drożdżowego 2 jajka garnek do pieczenia chleba 50 g masła 3 łyżki mąki Krok po kroku: Garnek smarujemy masłem i obsypujemy mąką. Wkładamy do niego ciasto i pozostawiamy na 3 godziny do wyrośnięcia. Następnie smarujemy je roztrzepanym jajkiem i pieczemy pod przykrywką w 200 stopniach przez 35 minut. Sprawdź inne przepisy na naszym kanale YouTube oraz na allegro.pl/kuchnia.
Ciasto drożdżowe pieczone w garnku
Każdy mały fan piłki nożnej będzie szczęśliwy, jak zobaczy taką poduszkę. Przyda się zarówno do spania, jak i do siedzenia, w domu i w ogrodzie. Wystarczy kilka kawałków materiałów i trochę cierpliwości, by przyszły piłkarz miał swój własny egzemplarz oryginalnej poduszki. Podpowiadamy, jak wykonać ją samodzielnie. Co będzie potrzebne? Do uszycia poduszki w kształcie piłki nożnej potrzebujemy kilku rzeczy: kawałek białej oraz granatowej bawełny, kulka silikonowa, maszyna do szycia. 1.Z bawełny wycinamy sześciokąty (moje miały bok długości 12 cm). 2.Zszywamy ze sobą kolejne części. 3.Z panelu wycinamy kształt koła. Takiej samej wielkości koło wycinamy z granatowej bawełny – będzie to tył poduszki. 4.Obie części składamy prawymi stronami do środka i zszywamy, ale zostawiamy otwór na wywinięcie. Odwracamy, wypełniamy kulka silikonową i ręcznie zszywamy otwór. Twój mały piłkarz może już cieszyć się swoją nową poduszką! Widzisz, jakie to proste? Wystarczy chwila wolnego czasu, kilka rzeczy (wszystkie dostępne są na Allegro) oraz odrobina cierpliwości, by sprawić dziecku radość. Poduszka będzie nie tylko świetną ozdobą, ale także oparciem dla głowy. Jeśli szukasz jeszcze więcej inspiracji albo po prostu nie masz czasu na wykonanie poduszki samodzielnie, sprawdź ofertę gotowych produktów na Allegro.
Poduszka w kształcie piłki nożnej – DIY
Wielu z nas marzy o posiadaniu w domu miejsca, w którym można się zrelaksować lub dobrze bawić. Możemy wykorzystać istniejącą już przestrzeń i oryginalnie zaaranżować zagraconą, nieużywaną piwnicę tak, aby powstało w niej np. miejsce spotkań i gier, w którym będziemy się czuć jak w prawdziwym, klimatycznym pubie czy klubie bilardowym. Można wówczas rozegrać mecz, nie wychodząc z domu, albo z dala od innych pomieszczeń, w gronie przyjaciół, bez przeszkód głośno kibicować innym zawodnikom. Kupno stołu bilardowego Stoły bilardowe są dostępne w różnych rozmiarach i cenach. Można kupić wersję obrotową, która posłuży również do innych gier, przy czym zmiana jednej na drugą trwa zaledwie chwilę, a znacznie zwiększa przyjemność gracza, a także atrakcyjność tego miejsca. Jest też model dwufunkcyjny, który może służyć jako zwykły stół jadalny. Przyda się, gdy przychodzą goście, a w piwnicy jest za mało miejsca na kolejny mebel. Nie każdemu potrzebny jest w domu ciężki, kamienny stół bilardowy, wystarczy lżejszy i tańszy, np. z płyty wiórowej. Trzeba jednak pamiętać, że taki stół może się wypaczać, bo jest za lekki. Jeśli chcemy zaoszczędzić, można odkupić od kogoś stary stół i odrestaurować go według własnego uznania, używając bejcy i lakieru, a potem położyć nowe sukno. Stół bilardowy musi stać stabilnie na podłożu, więc należy go wypoziomować i przymocować do podłogi. Trudno swobodnie grać, gdy stół się chwieje bądź bile zsuwają się na jedną stronę, ponieważ stoi nierówno. Remont piwnicy – modernizacja ścian i sufitu Stół bilardowy to jedynie podstawa, gdyż należy przede wszystkim stworzyć w piwnicy specyficzny klimat, podobny do panującego w klubie bilardowym. Jeśli w pubie przeszkadza nam np. dym z papierosów, zapach alkoholu bądź hałas, możemy stworzyć miejsce bez tego typu niedogodności. Pomieszczenie, które aranżujemy na pokój bilardowy, powinno być suche, o temperaturze 18–20°C. Może być konieczne pomalowanie ścian i sufitu, najlepiej na ciepłe kolory ziemi. Warto użyć farby zmywalnej, ponieważ czasem pozostają na nich ślady kredy. Oświetlenie piwnicy Ważne jest, by ciemną, zazwyczaj pozbawioną okien piwnicę doświetlić. Oświetlenie jednak nie powinno być agresywne, a raczej przytłumione. Dużelampy bilardowe umieszczone bezpośrednio nad stołem są znakiem charakterystycznym klubów bilardowych. Powinny wisieć w odległości 80–100 cm od blatu stołu. Podłoga Nowej aranżacji potrzebuje również podłoga. Piwniczna jest zazwyczaj surowa, betonowa, niczym nieprzykryta. Warto więc położyć na niej deski lub kafle, po których będzie można chodzić, zwłaszcza że goście będą w butach. Pod stołem bilardowym warto ułożyć wielki dywan (lub wykładzinę dywanową), żeby można było swobodnie się wokół niego przemieszczać. Dywan chroni także podłogę, gdy upadają na nią bile, które mogłyby zostawić ślady w postaci dziur. Aranżacja przestrzeni Aby swobodnie dostać się do stołu, powinno być wokół niego minimum 1,5 m wolnej przestrzeni. Jeśli piwnica jest duża i można sobie pozwolić na to, by ustawić stół bardziej na uboczu, pozostałą przestrzeń warto zagospodarować w równie interesujący sposób. Tym samym dużo więcej swobody mają gracze przy stole. W pobliżu stołu należy przewidzieć miejsce na akcesoria bilardowe. Na ścianie możne zawisnąć tablica do zapisywania wyników poszczególnych partii. Jeśli wystarczy miejsca, dobrze jest również wstawić w głębi sofy, fotele, na których będzie można usiąść, odpocząć między kolejnymi partiami gry czy porozmawiać.
Graj w bilard we własnym domu – jak przystosować piwnicę?
Wizyta kotów, psów czy nornic w naszym ogrodzie oznacza tylko jedno: zniszczone rośliny. Jak zatem odstraszyć nieproszonych gości i uratować starannie pielęgnowane drzewa, krzewy i grządki? Sposoby naturalne Koty, psy, krety, zające, lisy i nornice to tylko niektóre ze zwierząt pojawiających się w naszych ogrodach. Ich wizyty oznaczają zwykle nadgryzione sadzonki, rozkopaną ziemię, nieprzyjemny zapach i zniszczone rabatki kwiatowe. W takich warunkach większość roślin ozdobnych oraz warzyw nie będzie miała szansy na prawidłowy rozrost, a te, które udało nam się wyhodować, szybko zmarnieją i nie będą się nadawały do zjedzenia. Warto zatem zastosować kilka naturalnych sposobów na odstraszenie zwierząt z ogródka, czyli m.in. rozłożenie skórek cytrusów, rozsypanie zmielonej gorczycy czy rozlanie octu kuchennego. Można również obsadzić teren roślinami, których zapach ma działanie odstraszające. Poniżej przedstawiamy najskuteczniejsze gatunki. Odstraszanie kotów: ruta zwyczajna, lawenda wąskolistna, coleus caninus, kocanka włoska, bodziszek bałkański, geranium (nazywane szorstką pelargonią oraz anginowcem). Odstraszanie psów: coleus caninus oraz boże drzewko (gatunek byliny). Psy unikają również roślin o twardych, gęstych pędach, takich jak wrzosy, i kolczastych, np. berberysów. Odstraszanie kretów i nornic: aksamitka rozpierzchła, bazylia pospolita (idealna również na komary), czosnek pospolity i ozdobny, rącznik pospolity (świetny na myszy), szachownica cesarska, wilczomlecz groszkowy, czarny bez. Odstraszacze elektroniczne Innym sposobem na powstrzymanie niechcianych gości jest zainstalowanie w ogrodzie odstraszacza elektronicznego. To niewielkie, wodoodporne urządzenie emituje niesłyszalne dla człowieka ultradźwięki o zmiennej częstotliwości, które są dla zwierzęcia wyjątkowo irytujące. Odstraszacz może ochronić nie tylko ogród, ale również mieszkanie oraz garaż, a tym samym samochód. Gryzonie, zwabione ciepłem silnika, chętnie wchodzą do środka, niszcząc kable, uszczelki oraz inne elementy nieodporne na ostre zęby i pazury. Odstraszacz elektroniczny bez problemu poradzi sobie z kunami, myszami, nornicami, szczurami i nietoperzami. W sklepach znajdziemy również modele zaprojektowane specjalnie z myślą o odstraszaniu różnych gatunków ptaków. Odstraszacz AnimalChaser. Urządzenie emitujące ultradźwięki o częstotliwości niesłyszalnej dla ludzkiego ucha (od 16 kHz do 23 kHz). Dzięki wysokiej mocy głośników umożliwia zabezpieczenie terenu o powierzchni ok. 500 m². Działa m.in. na koty. Urządzenie nie zakłóca działania innych sprzętów elektronicznych, takich jak telewizor czy radio. Cena: 99 zł. Środki chemiczne W sklepach znajdziemy profesjonalne preparaty odstraszające, których charakterystyczny, ale nieuciążliwy dla ludzi zapach skutecznie zniechęci psy, koty oraz inne zwierzęta do odwiedzania naszego ogrodu. Sprzedawane są m.in. w postaci spreju do rozpylenia w miejscach, które chcemy ochronić przed zniszczeniem. Większość środków tego typu można stosować również w pomieszczeniach, np. na klatce schodowej oraz w piwnicy. Równie popularne są niewielkie granulki przeznaczone do użytku zewnętrznego, zawierające substancje odstraszające większość zwierząt. Za pomocą odpowiednich środków można wyznaczyć teren, po którym koty czy psy mogą się poruszać, odcinając jednocześnie obszary obsadzone krzewami, kwiatami, warzywami i owocami. Odstraszacz Kemo Z100. Preparat w spreju odstraszający kuny. Dzięki zawartości geraniolu działa drażniąco na wyczulony węch tych szkodników. System zraszający umożliwia wygodną aplikację. Do kupienia również w komplecie ze środkiem neutralizującym zapach pozostawiany przez kuny. Pojemność: 500 ml (koncentrat). Cena: od 64,90 zł. Większość ludzi, nie tylko właścicieli ogrodów, uwielbia zwierzęta. Niestety ich obecność wiąże się czasami z bałaganem, dlatego warto wykorzystać jeden z nieinwazyjnych sposobów pozbycia się nieproszonych gości. Sprawdź, który z nich będzie najlepszy dla ciebie.
Jak odstraszyć zwierzęta od ogrodu?
Rugged oraz Rugged Mini z serii Sound Club to wzmacniane głośniki Bluetooth dostępne w przystępnej cenie. Model większy został wyceniony na 200 zł, mniejszy kosztuje około 140 zł. Oba robią wrażenie możliwościami i funkcjonalnością. Sprawdźcie, czy warto je kupić. Obecnie panuje prawdziwy boom na głośniki Bluetooth. Można przebierać w ofertach, dobierając głośnik według mocy, możliwości, designu czy nawet koloru. Dostępne są urządzenia kieszonkowe o miniaturowych obudowach, wzmacniane głośniki odporne na pył i zalanie, a nawet duże konstrukcje zdolne nagłośnić imprezę. Aktualnie zakup takiego urządzenia nie wymaga już znacznej inwestycji, można kupić tani i dobrze brzmiący głośnik bezprzewodowy. Czy urządzenia z serii Sound Club Rugged wpisują się w ten trend? Zacznijmy od modelu większego. Specyfikacja Goclever Sound Club Rugged moc 2x 10 W i membrana basowa wodoodporność IPX5, odporny na upadek oraz kurz wbudowane NFC i wejście Aux-in oraz mikrofon Bluetooth 4.0 (zasięg do 10 m) akumulator 5200 mAh wymiary 202,8 x 78,8 x 68 mm waga 650 g Wyposażenie i konstrukcja W zestawie z głośnikiem jest kabel microUSB o długości 77 cm oraz kabel 3,5 mm, który mierzy 55 cm, a także czytelna instrukcja obsługi. Rugged to głośnik stereo o większym rozmiarze. Ma ponad 20 cm długości, prawie 8 cm wysokości i blisko 7 cm szerokości. Urządzenie zostało wykonane z tworzyw ABS, które zostały dodatkowo ogumowane. Głośniki zabezpiecza metalowa maskownica. Wykonanie oceniam jako bardzo dobre, konstrukcja jest masywna i zwarta, a sprzęt wygląda ciekawie, jego kolorystyka pasuje do tego typu „pancernych” urządzeń. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Maskownica na froncie została ozdobiona efektownym logo serii, nad którym znajduje się niebiesko-czerwona dioda. Z tyłu jest podobna maskownica, ale już bez logo. Obie zostały wpuszczone w obudowę i zabezpieczone ramkami przykręconymi szeregiem śrub. Panel sterowania znalazł się na szczycie i jest bardzo rozbudowany. Zawiera sześć przycisków oraz czujnik zbliżeniowy NFC, co, jak na urządzenie w tej cenie, jest zaskakujące. Z prawej strony głośnika został zamocowany mocny uchwyt z grubej gumy, który jest ruchomy i trzyma się metalowego zapięcia. Gniazda trafiły na tylną ściankę, znajdują się za grubą, gumową zaślepką, tuż przy górnej krawędzi. Do dyspozycji jest gniazdo microUSB do ładowania oraz wejście sygnału 3,5 mm. Na spodzie nie ma dodatkowych nóżek, ale nie są one potrzebne, w końcu obudowa jest grubo ogumowana i gęsto żłobiona, a sama guma stawia wysoki opór. Ergonomia i użytkowanie Głośnik wygodnie się przenosi, a można go też zawiesić za uchwyt lub przypiąć do niego smyczkę. Mimo trochę większych rozmiarów Rugged jest nadal mobilny i wygodny – powinien sprawdzić się w podróży, na kempingu lub spływie kajakowym. Docenić należy odporność na kurz i wodę, trzeba pamiętać jednak, że to dosyć niski poziom ochrony. Głośnik wytrzyma deszcz lub zalanie, ale nie można go zanurzać. Konstrukcja powinna przetrwać też upadek z niewielkiej wysokości. Warto pamiętać o regularnym czyszczeniu urządzenia, gdyż gumowa powłoka łatwo się brudzi, a po czasie trudno ją dobrze doczyścić. Obsługa jest prosta, świetnie, że przycisków jest dużo. Parowanie nie sprawia problemów, szczególnie gdy smartfon posiada NFC. Pierwszy przycisk jest włącznikiem i pozwala również na wyciszanie dźwięku. Regulacja głośności oraz sterowanie muzyką zostały wydzielone. Przycisk wielofunkcyjny znajduje się pomiędzy nimi, służy do uruchamiania interfejsu Bluetooth oraz kontroluje rozmowy telefoniczne. Głośnik może działać do 10 godzin, o ile nie przesadzamy z poziomem głośności. Mocy jest jednak sporo, nie trzeba korzystać z końca skali. Niespodzianką jest współpraca z komputerem przez USB, o dziwo producent o tym nie wspomina. System Windows bez problemu wykrył urządzenie jako głośnik USB, co jest dużą zaletą, szczególnie w kontekście ceny urządzenia. Można więc odtwarzać muzykę lub nagłaśniać filmy podczas ładowania głośnika. Brzmienie Sound Club Rugged brzmi całkiem nieźle. Nie można oczekiwać wyjątkowej przestrzeni i rozdzielczości dźwięku – brzmienie nie jest idealnie czyste, ale nadal przyjemne w odbiorze. Średnica jest blisko, więc wyraźnie słychać wokale i żywe instrumenty, które brzmią dosyć naturalnie. Można śmiało słuchać lżejszych i bardziej rozrywkowych gatunków muzycznych. Głośnik jest odpowiednio dynamiczny, brzmi tanecznie i nie nudzi. Bas został wyraźnie zaznaczony, Rugged nawet lekko wibruje. Nie ma mocnego uderzenia niskich tonów, ale bas radzi sobie z muzyką różnego rodzaju. Wysokie tony są obecne, ale łagodne. Głośnik nie syczy i nie męczy dźwiękiem. Nie można liczyć na wyjątkową przestrzeń, choć słychać lekkie stereo, a dzięki basowej membranie z tyłu niskie tony brzmią trochę swobodniej. Szkoda, że Rugged nie jest kątowy, głośniki są umieszczone dosyć głęboko, dlatego muzyka rozbrzmiewa po blacie mebla. Warto ustawiać głośnik wyżej lub dalej od słuchaczy. Specyfikacja Goclever Sound Club Rugged Mini moc 2x 5 W i membrana basowa wodoodporność IPX4, odporny na upadek oraz kurz wejście Aux-in oraz wbudowany mikrofon Bluetooth 4.1 (zasięg do 10 m) akumulator 4400 mAh wymiary 158 x 53 x 62 mm waga 270 g Wyposażenie i konstrukcja Z mniejszym głośnikiem otrzymujemy instrukcję obsługi wysokiej jakości, a także dwa kable – microUSB oraz 3,5 mm. Są jednak krótsze niż w większym modelu, mierzą po 45 cm. W zestawie jest także metalowy karabińczyk. Konstrukcja jest inna, ale ma również czarno-żółtą kolorystykę, metalowe maskownice i ogumowane plastiki – te ostatnie są tym razem mniej matowe. Rugged Mini przypomina gąsienicę koparki, ogumowanie wygląda jak bieżnik, obudowa jest regularnie poprzecinana żółtymi paskami; w jednym z nich znajduje się niebieska dioda. Wykonanie urządzenia jest bardzo dobre. box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase box:imageShowcase Front to metalowa maskownica z białym logo, która zabezpiecza dwa głośniki. Z tyłu jest podobnie do większego modelu, ale panel gniazd trafił na prawą stronę, duża zaślepka zabezpiecza gniazdo microUSB oraz wejście 3,5 mm. Z lewej strony widać gumowe mocowanie na karabińczyk z zestawu. Panel sterowania trafił na szczyt, oprócz wspominanej diody, zawiera: włącznik, przyciski plus i minus oraz przycisk odtwarzania. Ten ostatni to także przycisk wielofunkcyjny. Pod spodem obudowy ulokowano szereg wypustek, które pełnią funkcję nóżek. Ergonomia i użytkowanie Rugged Mini ma już bardzo poręczne wymiary. Konstrukcja jest wydłużona (prawie 16 cm) i dosyć wysoka (prawie 6 cm), ale wąska (niewiele ponad 5 cm). Głośnik łatwo się chwyta i przenosi, z pewnością przyda się zaczepka z karabińczykiem. Urządzenie jest odporne na zachlapania i kurz. Obsługa głośnika jest prosta, ale już nie tak komfortowa, jak w przypadku większego Sound Club Rugged. Mini nie ma oddzielnych przycisków sterowania muzyką, krótkie wciśnięcia plusa i minusa zmieniają utwory, dłuższe regulują głośność. Zabrakło też czujnika NFC. Przycisk odtwarzania służy również do parowania i kontroli rozmów telefonicznych. Czas pracy mniejszego głośnika jest dużo dłuższy, urządzenie może odtwarzać muzykę do 18 godzin. Wszystko przez mniejszą moc (10 W zamiast 20 W) i dosyć pojemny akumulator (4400 mAh). Mocy nadal nie zabraknie w mniejszym lub średnim pomieszczeniu. Sound Club Rugged Mini nie wspiera funkcji głośnika USB. By nagłośnić komputer bez interfejsu Bluetooth, trzeba skorzystać z kabla 3,5 mm. Brzmienie Mimo niższej ceny Rugged Mini oferuje podobną jakość dźwięku do modelu Rugged, ale ma trochę inny charakter. Bas jest nieco płytszy, lecz również słychać go wyraźnie. Pasmo średnie jest czystsze, więc muzyka brzmi trochę bardziej klarownie. Wysokich tonów jest więcej, dźwięk jest czystszy i bardziej bezpośredni. Mniejszego głośnika słuchało mi się przyjemniej, muzyka wydaje się łatwiejsza w odbiorze i brzmi trochę bardziej efektownie. Angażuje i cechuje się niezłą dynamiką. Z bliska słychać efekt stereo, ale jest on delikatny. Można liczyć na dobrą separację dźwięków; instrumenty nie zlewają się, brzmią dosyć swobodnie, można śledzić melodię poszczególnych instrumentów lub wsłuchać się w teksty piosenek. Muzyka wydaje się rozchodzić trochę swobodniej, a dzięki kształtowi maskownicy dźwięk łatwiej dociera do uszu i nie trzeba specjalnie ustawiać głośnika. Podsumowanie Oba modele głośników Goclevera są warte zakupu. To tanie urządzenia, lecz oferują dużo. Ten większy (Sound Club Rugged) ma sporo mocy, dynamiczne i łagodne w odbiorze brzmienie, mocną konstrukcję i wysoką funkcjonalność. Docenić należy również obecność modułu NFC i funkcji głośnika USB. Mniejszy (Sound Club Rugged Mini) także zapewnia wygodną obsługę, poręczne wymiary i dobre brzmienie, ale ma trochę mniejsze możliwości. Bardziej spodobał mi się mniejszy Rugged Mini – jego brzmienie jest jaśniejsze, bardziej klarowne. Jeśli nie potrzeba większej mocy, a liczy się dłuższy czas pracy, to lepiej zaoszczędzić, wybierając właśnie ten model. Jeśli jednak potrzeba głośnika do nagłośnienia większego pomieszczenia lub mającego działać na zewnątrz, to warto dopłacić do większego Rugged. W obu przypadkach można liczyć na niezłe brzmienie i solidne wykonanie, ale trzeba pamiętać, że nie są to jeszcze urządzenia z najwyższej półki. Bas nie będzie wyjątkowo głęboki, muzyka nie zabrzmi bardzo czysto i przestrzennie. W cenie wynoszącej 200 zł model Rugged to bardzo dobra alternatywa dla głośników Krüger&Matz (Discovery, Beat, Adventure) – Goclever brzmi lepiej i ma więcej funkcji. Natomiast mniejszy Rugged Mini wypada bardzo korzystnie na tle JBL GO, Creative Nuno lub wzmacnianych Mrice Campers 1.0 oraz 2.0. Ma więcej basu od JBL GO i Creative Nuno, a brzmi czyściej od urządzeń marki Mrice.
Test głośników Goclever Sound Club Rugged oraz Rugged Mini
Dotykasz palcem i już. Masz dostęp do wszystkich funkcji, zdjęć, wiadomości, kontaktów. Skaner odcisku palca to bardzo wygodna funkcja w smartfonach, która zwiększa bezpieczeństwo danych i jest bardziej komfortowa niż wpisywanie kodu czy hasła. Choć trendy pokazują, że producenci smartfonów powoli zaczynają przechodzić na technologię biometrii siatkówki czy nawet całej twarzy, skanery linii papilarnych jeszcze przez długi czas będą instalowane w wielu modelach. I nie ma się czemu dziwić. Jest to relatywnie dobre zabezpieczenie naszych informacji w telefonie, w którym coraz częściej mamy dostęp do aplikacji bankowych, programów zbierających hasła czy tych do sterowania domem, a nawet otwierania zamków do drzwi wejściowych. To, że smartfony potrzebują dobrego zabezpieczenia, jest bezdyskusyjne. Do czego służy skaner linii papilarnych? W zależności od modelu czytnik linii papilarnych może być zintegrowany z przyciskiem „Początek”, klawiszem włącznika lub być elementem niepowiązanym, umiejscowionym gdzieś na obudowie. Do niedawna mówiło się, że Samsung i Apple pracują nad technologią, która pozwoliłaby zintegrować sensor z wyświetlaczem. Po raz pierwszy taki czytnik miał się pojawić w iPhonie X oraz Samsungu Galaxy S8. Jak mówią plotki, działało to niewystarczająco sprawnie i tuż przed uruchomieniem produkcji zrezygnowano z tego rozwiązania. Dzięki czytnikowi linii papilarnych użytkownik ma możliwość zabezpieczenia dostępu do całego urządzenia lub – w przypadku telefonów z systemem Android – do wybranych usług i aplikacji. Zabezpieczenie do identyfikowania wykorzystuje linie papilarne naszych palców. Skaner w ułamku sekundy skanuje linie i porównuje je z zapisanym wzorcem. Jeżeli przyłożony palec znajduje się w dostępnych w pamięci skanach, umożliwia on dostęp do urządzenia. W innym wypadku odmawia dostępu. Czy to bezpieczne? Technologia linii papilarnych jest na tyle bezpieczna, że producenci zdecydowali się zaimplementować ją także w systemach cyfrowych płatności. Przy użyciu odcisku palca możemy płacić za pomocą Apple Pay, ale również logować się do aplikacji bankowych. Jak mówią badania, istnieje 1:50 000 szans, że nasz telefon uda się odblokować przypadkowej osobie. Trzeba jednak jasno przyznać, że choć technologia czytnika biometrycznego (w tym wypadku linii papilarnych) jest stosunkowo bezpieczna i komfortowa w użyciu, to nie jest pozbawiona wad. Jeżeli komuś będzie bardzo zależało na tym, aby otrzymać dostęp do naszego telefonu, wystarczy, że nas obezwładni i zmusi do przytknięcia palca do czytnika. To może się okazać znacznie łatwiejsze niż skłonienie np. do podania alfanumerycznego hasła chroniącego dostęp do danych. Jakie smartfony są wyposażone w czytnik linii papilarnych? Apple w swoim flagowym modelu X, który sprzedażową premierę będzie miał 3 listopada 2017 roku, całkowicie zrezygnował z czytnika linii papilarnych na rzecz biometrii twarzy. Z kolei Samsung pozostawił czytnik, ale zainstalował go w tylnej części obudowy, tym samym też stawiając na rozwiązania biometryczne twarzy. Nie oznacza to, że producenci na dobre porzucają technologię czytnika linii papilarnych. Na rynku elektronicznym pojawił się właśnie iPhone 8 oraz jego większy brat iPhone 8 Plus, które mają czytniki linii papilarnych w przycisku Home. Poza tym urządzenia są dostępne w dwóch wariantach pamięciowych o pojemności 64 oraz 256 GB. Na pokładzie znajdziemy wysokiej jakości ekran Retina, sensor siły nacisku 3D Touch, świetną kamerę 12 Mpix (w przypadku wersji Plus podwójną z teleobiektywem) oraz topowe podzespoły zapewniające sprawną pracę pod kontrolą systemu iOS. iPhone 8 można kupić już od 3500 zł. Większy model kosztuje niemal 4000 zł. Są to ceny za podstawowe wersje pamięciowe. W przypadku Samsunga najbardziej interesujące wydają się być modele Galaxy S8 oraz Note 8. W obu producent zdecydował się na zainstalowanie czytnika w tylnej części telefonu, tuż obok aparatu fotograficznego. W Galaxy S8 zastosowano ekran Super Amoled. Na pokładzie znajdziemy aż 8-rdzeniowy procesor, a do dyspozycji użytkownika oddano 64 GB pamięci, którą można rozszerzyć przy użyciu karty pamięci o kolejne 256 GB. Świetne zdjęcia ustrzelimy przy użyciu 12-megapikselowej kamery ze światłem f/1/7. Natomiast Note 8 został wyposażony aż w dwie 12-megapikselowe kamery. Ich specyfikacja nie różni się zbytnio. Różnicę widać tylko zewnętrznie, szczególnie przez ekran, który w przypadku Note’a ma aż 6,3 cala. Galaxy S8 kupimy już za 2500 zł, Note to wydatek co najmniej 3600 zł. HTC w swoim flagowym modelu U11 umieścił czytnik linii papilarnych w klawiszu Home pod ekranem. Ten piękny szklany telefon uzyskał świetne noty wśród recenzentów. Jego największe zalety to bardzo dobry ekran, doskonały 16-megapikselowy aparat wyróżniony przez prestiżowe DxOMark, pojemna bateria (3000 mAh) oraz bogaty zestaw sprzedażowy, w którym znajdziemy między innymi słuchawki z ANC i wsparciem dla Hi-Res. Ten model kosztuje 2700 zł.
Czy warto zainwestować w skaner linii papilarnych w smartfonie?
Moda na wypoczynek i zwiedzanie świata w samochodzie kempingowym przywędrowała do nas zza oceanu. W Stanach Zjednoczonych, w Australii, Nowej Zelandii, a nawet na Wyspach Brytyjskich to bardzo popularna forma wypoczynku. Dzięki takiemu pojazdowi nie jesteśmy zmuszeniu do szukania noclegu, mamy nieograniczoną wręcz mobilność, a każdy dzień i każdą noc możemy spędzić w innym miejscu. Aby urlop w camperze był jeszcze bardziej udany, warto zaopatrzyć się przed wyjazdem w kilka przydatnych w podróży i podczas postoju na kempingu rzeczy. Lodówka turystyczna Lodówkato jedna z obowiązkowych pozycji w każdym camperze. Podróże odbywają się przeważnie latem, kiedy jest bardzo ciepło. Wewnątrz samochodu temperatura sięga czasem nawet 60˚C. To normalne, że w tych ekstremalnych warunkach żywność szybko się psuje. Aby tego uniknąć, warto zainwestować w turystyczną lodówkę. Na Allegro dostępnych jest wiele modeli i rodzajów, więc jest w czym przebierać i każdy znajdzie urządzenie, które będzie jak najlepiej odpowiadało jego potrzebom i możliwościom finansowych. Najprostsze i najtańsze są chłodziarki bez zasilania, chłodzące przechowywane w nich pożywienie za pomocą uprzednio zamrożonych wkładów. To dobre rozwiązanie na krótkie wypady, które nie trwają więcej niż dwa-trzy dni. Na dłuższe polecam natomiast lodówkę zasilaną z instalacji 12 V samochodu. Schłodzi ona pożywienie przez całą podróż. Toaleta chemiczna Przebywając na kempingu, nie ma kłopotu z załatwianiem potrzeb fizjologicznych – wszystko dzięki dostępnym w cenie pobytu węzłom sanitarnym. Kiedy jednak biwakujemy „na dziko”, koniecznie musimy wyposażyć nasz samochód w toaletę chemiczną oraz niezbędne do jej prawidłowego działania chemikalia. Ładowarka słoneczna Jeśli nasz camper wyposażony jest w ogniwa słoneczne na dachu, to darmową energię ze słońca mamy w pakiecie. Jeśli nie, warto pomyśleć o przenośnej, mobilnej ładowarce solarnej. Takie urządzenie zapewni nam prąd do ładowania telefonu czy komputera w kompletnej dziczy, a dodatkowo pozwoli podładować akumulator rozruchowy. Meble turystyczne Najpiękniejsze w „kamperowaniu” jest obcowanie z naturą. Nie ma nic przyjemniejszego niż śniadanie czy poranna kawa z widokiem na morze lub las. W tym celu przydadzą się nam składane meble turystyczne, takie jak stół oraz krzesła. Jeśli wybieramy się nad morze albo nas jezioro, warto pomyśleć także o składanym leżaku plażowym.Wakacyjny wyjazd samochodem kempingowym to wielka przyjemność i swoboda w wyborze miejsca postoju i noclegu. Wymienione powyżej akcesoria umilą i znacznie ułatwią każdą podróż, w najdalej nawet odległy zakątek świata.
Podróże camperem – przydatne akcesoria
Joga przyciąga zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn. Może być jednak wybawieniem dla wielu dolegliwości, dlatego warto zabrać partnera na wspólną praktykę i zachęcić go do zdobywania nowych wrażeń. Joga wydaje się niemęską aktywnością, ale jest dla każdego, niezależnie od płci i wieku. Prawie 90% osób praktykujących jogę na zajęciach to kobiety. Powoli się to zmienia, lecz panowie ciągle wolą bardziej wyczynowe sporty. Warto ich zachęcać do wykonywania asan w domu, tym bardziej że mocniejsze mięśnie często powodują mocniejsze przykurcze. Męska joga Joga nie jest łatwa, wymaga czasu i cierpliwości. Mimo to nawet krótka, ale codzienna praktyka na macie pozwoli uniknąć albo zniwelować wiele dolegliwości. Pomaga złagodzić bolesności w dolnym odcinku kręgosłupa, sztywność w barkach i biodrach. Zapobiega też przerostowi prostaty. Jest wskazana szczególnie osobom, które prowadzą siedzący tryb życia. Może być świetnym uzupełnieniem treningów siłowych lub aerobowych, będzie dobrym sposobem na regenerację i dokładne rozciągnięcie mięśni. Strój do jogi jest prosty – wystarczą legginsy albo niekrępujące ruchów spodnie dresowe i koszulka. W końcowej części wyciszającej może przydać się bluza lub koc do przykrycia. Praktykuje się zawsze bez butów, żeby zachować lepszy kontakt z podłożem i nie ślizgać się po macie. Jak mężczyźni widzą jogę? Najczęściej wyobrażenie jest zupełnie inne od rzeczywistości. Asany wymagają dużego skupienia, często też siły i cierpliwości. Pozycje odwrócone praktykuje się latami zanim całkowicie pokona się lęki i ograniczenia w ciele. Dzięki determinacji i ciężkiej pracy wypracowane pozycje dają większą satysfakcję. Joga pozwala dotrzeć do największych pokładów swoich możliwości. Surowość zasad i prawidłowej techniki sprawia, że wymaga dużego zaangażowania i czasu. Niekoniecznie okaże się to dobry kierunek dla każdego mężczyzny, ale lepiej spróbować, niż od razu skreślać jogę. Problemy cywilizacyjne Ból w dolnym odcinku kręgosłupa to już norma. Niestety, siedzący tryb życia, nieprawidłowa postawa na co dzień, złe nawyki przy schylaniu się i podnoszeniu ciężkich rzeczy – to wszystko ma ogromny wpływ na stan naszego kręgosłupa i sylwetki. Joga jest świetnym remedium na te problemy. Regularne praktyka pozwala rozluźnić i wzmocnić mięśnie kręgosłupa. Jeśli borykasz się z takimi dolegliwościami, jak dyskopatia, przepuklina, skolioza czy rwa kulszowa, joga jest dla ciebie. Wymaga jednak dużej uważności i praktyki z kimś doświadczonym. Joga pomaga się mocno rozluźnić i zrelaksować, co nie jest łatwe w dzisiejszym świecie. Regularnie praktykując, warto postawić na 2–3 dłuższe sesje w tygodniu, a codziennie rozwijać matę nawet na 15–20 minut. Czego potrzebujesz? Strój niekrępujący ruchów i bose stopy to podstawa. Jeśli marzną ci stopy, możesz zdecydować się na skarpety do jogi z powłoką antypoślizgową. Mata do jogi powinna być wybrana uważnie – najlepsza będzie kauczukowa, która ma dużą przyczepność. Możesz wybierać z wielu modeli i kolorów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Maty mają też różną długość, trzeba dobierać je indywidualnie. Pomoce do praktykowania jogi nie są konieczne, ale mogą wiele ułatwić. Wystarczy pasek, który będzie niezastąpiony przy rozciąganiu mięśni. Jest wykonany z mocno zbitej tkaniny, co sprawia, że nie rozciągnie się w czasie użytkowania i wystarczy na długie lata. Klocki do jogi są pomocne w wielu pozycjach. Ułatwią rozciąganie i wchodzenie do wielu wymagających pozycji. Joga może być dużym wyzwaniem, jeśli tylko będziemy praktykować uważnie i stopniowo wybierać nowe asany. Nie rzucaj się od razu na głęboką wodę. Często niektóre pozycje ćwiczy się miesiącami, a nawet latami, żeby osiągnąć perfekcję. Każdy ma inne ograniczenia w ciele i trzeba o tym pamiętać. Niczego nie da się przyspieszyć ani zrobić na siłę. Relaks Korzystaj z pełnego rozluźnienia, jakie daje joga. To bardzo pożądane uczucie. Po dłuższej praktyce połóż się na plecach i staraj się rozluźnić całe ciało. Możesz podłożyć wałek pod kolana, żeby dodatkowo rozluźnić mięśnie nóg i pleców. Po intensywnych ćwiczeniach warto też wziąć roller i rozmasować mięśnie. Natura jogi jest dla każdego, warto ją odkryć. Jest wiele jej odmian: od bardzo spokojnych, po dynamiczne. Każdy wybierze coś dla siebie.
Joga dla mężczyzn
O akcji Podaruj Misia To już 13. edycja akcji Podaruj Misia! Od 13 lat wspólnie z klientami Allegro wspieramy podopiecznych Fundacji TVN "Nie jesteś sam". Zebrane z akcji środki finansowe przekazywane są na leczenie i rehabilitację chorych dzieci. Każdego roku prezentujemy nowe wyjątkowe misie. Działaj z nami - dołącz do akcji i kup misia!
O akcji Podaruj Misia
Migdałek trójklapowy to bardzo wdzięczna i niewymagająca roślina. Nazywana bywa także migdałowcem i popularność swą zdobyła dzięki obfitemu kwitnieniu, które w zależności od pogody może zdobić krzew od połowy marca do połowy kwietnia, a nawet do połowy maja. W ogrodzie możemy posadzić krzew migdałka, a jeżeli nie mamy wystarczająco dużo miejsca, to możemy pokusić się o drzewko migdałka trójklapowego szczepionego na pniu. Migdałek trójklapowy – jaki jest? Krzew ten wywodzi się z Chin i Korei, tam właśnie występuje naturalnie. Z czasem został on wprowadzony do Ameryki, a w Polsce występuje tylko jako roślina ozdobna. Migdałek trójklapowy ma dość rozłożysty pokrój i wzniesione pędy. Liście, którym migdałek zawdzięcza swoją nazwę, są trójklapowe, piłkowane, eliptyczne i ostro zakończone. Są one intensywnie zielone i pojawiają się dopiero po przekwitnięciu kwiatów. W zależności od aury kwitnienie może się rozpocząć już w połowie marca, kiedy to nagie pędy obsypują się malutkimi kwiatami w kształcie miniaturowych róż. Kwiaty mogą być białe lub różowe i wytwarzają przyjemny, słodki i migdałowy zapach. Migdałki trójklapowe w formie krzewiastej dorastają do półtora metra wysokości, natomiast formy szczepione na pniu osiągają około dwóch metrów wysokości. Oczywiście docelowa wysokość piennych migdałków zależy od wysokości miejsca szczepienia box:offerCarousel Jak uprawiamy i pielęgnujemy migdałki trójklapowe? Krzewy te są niezwykle łatwe w uprawie. Najlepiej czują się w miejscu słonecznym, ale niech będzie ono osłonięte od wiatru. Jako że pąki kwiatowe, jak u większości roślin, są wrażliwe na wiosenne przymrozki, ciepłe stanowisko ochroni je przed przemarznięciem. Podłoże powinno być żyzne i przepuszczalne, ale umiarkowanie wilgotne. Odczyn gleby najlepiej, gdyby był lekko kwaśny. Migdałki szczepione na pniu można śmiało uprawiać w doniczkach na balkonach i tarasach. Do najważniejszych zabiegów pielęgnacyjnych należy przycinanie roślin. Migdałek trójklapowy najobficiej zawiązuje kwiaty na pędach zeszłorocznych, dlatego też wymaga prawidłowego cięcia, które przeprowadzamy po przekwitnięciu kwiatów. Skracamy wtedy pędy o dwie trzecie ich długości, ale pamiętajmy – nie wykonujemy cięcia na jesień. Wiosną usuwamy tylko i wyłącznie pędy chore, stare i te krzyżujące się. O ile migdałek w formie krzewiastej nie wymaga okrywania na zimę, o tyle rośliny szczepione na pniu warto przykryć. Właściwie to przed nastaniem siarczystych mrozów okrywamy koronę drzewka stroiszem lub agrowłókniną Uprawiając migdałka w formie piennej, w szczególności przy uprawie doniczkowej, trzeba pamiętać o nawożeniu. Przy częstym podlewaniu, np. latem, gleba w doniczce z czasem się wyjałowi, dlatego warto zasilać roślinę zrównoważonym nawozem. Częstość stosowania zależy od tego, czy wybierzemy nawóz długo działający, czy też taki, który dostępny jest w formie płynnej i może być stosowany częściej. Podsumowując Migdałki trójklapowe to mało wymagające rośliny, które posadzone w odpowiednim miejscu będą nam upiększać otoczenie. Kwiaty migdałowca, które mają formę małych różyczek, oblepiają nagie pędy krzewu i wyglądają bajecznie. Dla posiadaczy małych ogródków lub balkonów najlepiej sprawdzi się migdałek szczepiony na pniu. Migdałek, w zależności od wysokości miejsca szczepienia, nie osiągnie dużych rozmiarów. Ni mniej, ni więcej – każdy z nas ma szansę cieszyć oczy tą zjawiskową i niewymagającą rośliną.
Migdałek trójklapowy – jak pielęgnujemy w ogrodzie?
Programy meczowe są – zaraz obok znaczków czy monet – jednymi z najchętniej zbieranych przedmiotów. Ich wartość często potrafi dochodzić nawet do kilku tysięcy złotych, w zależności od rangi danej rozgrywki czy powiązanych z nią wydarzeń. Kolekcjonerzy wypełniają więc nimi obszerne segregatory, licząc na to, że z czasem ich wartość będzie rosła, a inwestycja w dany egzemplarz okaże się strzałem w dziesiątkę. Czym jest program meczowy? Program meczowy to swego rodzaju gazeta, drukowana przez klub w związku z każdym spotkaniem, jakie rozgrywa dana drużyna na swoim stadionie. Zawarte są w nim najważniejsze informacje z życia zespołu, składy meczowe, tabele ligowe oraz niepublikowane dotąd zdjęcia wykonane podczas meczów i treningów. Programy sprzedaje się najczęściej przed danym meczem. Można je nabyć w okienkach kasowych razem z biletem. Jednak wiele klubów prowadzi również ich sprzedaż za pośrednictwem swojej strony internetowej, nawet długo po dacie spotkania – aż do wyczerpania nakładu. Z merytorycznego punktu widzenia, najbardziej wartościowe dla kibica danej drużyny wydają się liczne wywiady z piłkarzami jego ukochanego klubu, zawarte w programie meczowym. Zawodnicy opowiadają w nich często, jak wyglądała ich dotychczasowa kariera, jak widzą swoją grę w danym sezonie i jakie cele chcą w danym klubie osiągnąć. Dla każdego fana futbolu, a zwłaszcza kibica danej drużyny, szczery i otwarty wywiad to nie lada gratka. W programie znajdziemy również wiele informacji dotyczących historii danego klubu, w tym ciekawostek czy anegdot, o których nawet największy fan mógł nie mieć pojęcia. Najczęściej są one opowiadane z perspektywy byłych zawodników czy działaczy, którzy po dziś dzień pamiętają wydarzenia z dawnych czasów. Nie tylko piłka nożna Choć programy meczowe związane z piłką nożną są obecnie najpopularniejsze, to drukuje się je również w przypadku takich dyscyplin, jak chociażby hokej, żużel, piłka ręczna, siatkówka czy nawet tenis. Równie popularne, jak programy meczów ligowych, okazują się te drukowane z okazji spotkań międzynarodowych, międzykontynentalnych czy turniejów zarówno wysokiej, jak i niższej rangi. Największą wartość (zarówno finansową, jak i sentymentalną) mają oczywiście programy drukowane z okazji spotkań międzynarodowych, rozgrywanych podczas wysokiej rangi turniejów, takich jak mistrzostwa świata czy kontynentu. Dotyczy to praktycznie każdej dyscypliny, choć wiele zależy w tym wypadku od popularności, jaką cieszy się ona wśród kibiców. Prosta przyjemność czy duży zysk? Po co kolekcjonować programy meczowe? Jeszcze jakiś czas temu były one traktowane przez kibiców danej drużyny jako swego rodzaju trofeum. Posiadanie programu meczu, który okazał się z jakiegoś powodu istotny dla historii klubu czy całej dyscypliny, było wręcz spełnieniem marzeń. I jak to często bywa, wartość sentymentalną, jaką darzono programy meczowe, zaczęto przekładać na pieniądze. Handel i wymiana między kibicami przekształciły się w istny raj dla sklepów kolekcjonerskich i antykwariuszy. Kiedy kupujemy za kilka złotych program meczowy w kasie stadionu, nie wiemy przecież, jaki będzie wynik spotkania ani co się w jego trakcie wydarzy. Nasza drużyna odniesie historyczne zwycięstwo? Jeśli tak, wartość tej niewielkiej książeczki, którą trzymamy w ręku, może momentalnie wzrosnąć. Jak bardzo, to już zależy od rangi spotkania. Jeśli na co dzień i tak kolekcjonujemy programy meczowe dla czystej przyjemności, bezwartościowy (tylko pod względem finansowym) program po przegranym meczu możemy zawsze włączyć do naszych zbiorów, by po prostu cieszył oko i wypełniał puste miejsca w segregatorze. Inwestycja w niewielką gazetkę może jednak okazać się niebywale dochodowa. Najdroższe i najbardziej pożądane przez kolekcjonerów programy związane ze spotkaniami wysokiej rangi, potrafią osiągać często nawet czterocyfrowe kwoty. Nie jest to oczywiście regułą – zazwyczaj wartość programu wzrasta na przestrzeni roku o jakieś 100-200%, co przy koszcie rzędu 5-6 złotych okazuje się dość słabym biznesem. Co innego, jeśli zakupimy kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt sztuk danego wydania. Wtedy trzeba jednak postawić sobie pytanie: czy dalej jesteśmy kibicami, czy już można nas określić mianem handlarzy? Plakat – rzadki rarytas Niektóre kluby piłkarskie (dotyczy to zwłaszcza drużyn z Hiszpanii, Włoch i Anglii) do swoich programów meczowych co jakiś czas dołączają plakaty w dużym formacie. Znajdują się na nich zdjęcia całej drużyny, sylwetki danych piłkarzy lub fotografie wykonane podczas jakiegoś ligowego spotkania. To właśnie te wydania cieszą się największą popularnością wśród kibiców – potrafią rozejść się w dosłownie kilka minut. Co ciekawe, rzadko kiedy klub podaje do informacji, że w danym numerze znajdzie się plakat. Na dodatek sam nakład programu meczowego zostaje wtedy mocno ograniczony. Na ogół taki „załącznik” wiąże się także z nieco podniesioną ceną, jednak już po zakupie jego wartość finansowa wzrasta o nawet kilkaset procent. Przede wszystkim sentyment Na programach meczowych można zarobić niemałe pieniądze, choć jest to gra ryzykowna i nie zawsze opłacalna. Nie powstały one z myślą o zapełnianiu kieszeni kibiców, a raczej o zapewnieniu dodatkowej rozrywki prawdziwym fanom danego klubu. Jeśli więc zastanawiacie się nad kolekcjonowaniem tego typu publikacji, postarajcie się, by ich wartość pieniężna nigdy nie przekraczała wartości sentymentalnej. To reguła każdego kibica o wielkim sercu.
Kolekcjonerskie programy meczowe – dlaczego fani sportu chcą je mieć?
Wiosna to pora roku, która nieodmiennie kojarzy się z sukienkami. Po zimowych miesiącach, kiedy naszym priorytetem jest to, aby ubrania były ciepłe, możemy pozwolić sobie na nieco więcej frywolności i swobody. Nic tak nie dodaje uroku kobiecie, jak dobrze dobrana sukienka. Warto wcześniej sprawdzić, jakie modele sukienek będą wpisywały się w wiosenne trendy. Kwiatowe wzory na sukienkach Sukienki w kwiatowe wzory to klasyka, która powraca niemal każdego roku. Również teraz będziemy chętnie sięgać po takie modele. Warto wybierać zwłaszcza duże wzory, stylizowane nieco na folkowe. Ciekawym trendem są kwiatowe wzory na ciemnym tle, które pojawiły się już w sezonie jesienno-zimowym. Wiosną będziemy nosić sukienki także w takie desenie, ale wykonane z lżejszych, bardziej zwiewnych tkanin. Możemy pokusić się o sukienki z haftowanymi wzorami kwiatowymi, idealnie wpisującymi się w styl boho lub hippie. Takie modele mogą być zarówno krótkie, jak i sięgać do kostek. box:offerCarousel Kolorowe sukienki Wiosną stawiamy na kolor – w tej kwestii zdecydowanie wygrywa fuksja. Ten intensywny odcień różu będzie obecny na niemal wszystkich elementach garderoby. Sukienki w kolorze fuksji prezentują się dobrze w różnych wersjach, ale ze względu na dużą intensywność warto postawić na modele o prostej konstrukcji. Dzięki temu unikniemy wrażenia zbytniego przeładowania całej stylizacji. Oprócz intensywnego różu modna będzie czerwień i żółć. Czerwone sukienki to klasyka, której z pewnością nie trzeba się obawiać. Dużo bardziej wymagające mogą okazać się natomiast żółte sukienki, przy których, podobnie jak w wypadku fuksji, lepiej nie szaleć z formą czy dodatkami, zwłaszcza jeżeli nie czujemy się zbyt pewnie z łączeniem kontrastowych kolorów. Sukienki z charakterystycznymi detalami Wiosną 2017 roku modne będą falbany, pojawiające się też na sukienkach. Mogą występować w kilku wersjach – jako wykończenie dołu, na rękawach lub w zupełnie nieoczekiwanych miejscach, np. w okolicy bioder. Takie detale idealnie pasują do lekkiej, nieco zwiewnej wiosennej sylwetki. W trendach nadal znajdują się asymetria i dekonstrukcje. Możemy postawić zarówno na sukienki o wyraźnych cięciach, jak i modele z szerokimi ramionami lub nowatorskimi wycięciami. Kolejnym ciekawym elementem, który pojawi się na wiosennych sukienkach, są frędzle . To akcent, który nawiązuje do trendów boho i hippie. Bieliźniane akcenty Akcenty bieliźniane na sukienkach są obecne od dłuższego czasu. Będziemy po nie sięgać również wiosną, wybierając modne sukienki. W dalszym ciągu modne będą bieliźniane sukienki nawiązujące swoim wzorem do halek. Do wyboru mamy tak modele w odcieniach nude, jak i nieco bardziej wyraziste – czarne lub granatowe. Jeżeli takie sukienki nie do końca nam się podobają, możemy wykorzystać ten trend jedynie w detalach, dopasowując do sukienki szeroki pas inspirowany gorsetami. Takie zestawienia będą modne, a przy tym prezentują się dobrze na różnych sylwetkach. Sukienki na wiosnę dają w tym roku bardzo duże pole do popisu, więc z łatwością znajdziemy modele, które będą idealnie pasowały do naszego stylu i figury. Z panujących trendów warto wybierać te, które są zgodne z naszymi upodobaniami. Dzięki temu sukienkę będziemy nosić z prawdziwą przyjemnością nie tylko wiosną, ale i w trakcie zbliżającego się lata.
Wiosenne sukienki – co będziemy nosić w sezonie 2017?
Robot planetarny to urządzenie, które często pojawia się w naszych kuchniach. Wiele osób lubiących eksperymenty kulinarne w domowym zaciszu sięga właśnie po robota kuchennego. Na Allegro znajdziemy wiele modeli robotów planetarnych – zarówno tych budżetowych, jak i profesjonalnych. Urządzenia z tej drugiej grupy mogą zastąpić nawet około trzydziestu innych sprzętów kuchennych. Dlatego też warto sięgnąć po najlepsze modele, tylko jak wybrać ten właściwy robot planetarny? Czas wybrać robota planetarnego, odpowiadającego naszym potrzebom. Zwrócimy uwagę na jego wyposażenie, funkcjonalność czy moc. Ważna jest też ilość dostępnych poziomów obrotów. Robot planetarny swoje nazewnictwo ma zaczerpnięte z astronomii – mieszadła bowiem obracają się zarówno wokół własnej osi, jak i wokół misy. Ruch ten przypomina ruch Ziemi obracającej się wokół Słońca oraz również wokół własnej osi. Teraz czas sprawdzić, czy w parze z tą kosmiczną nazwą idą również świetne efekty w dziedzinie kulinarnej. Kuchenny robot planetarny – w co powinien być wyposażony? Wiemy już, skąd wzięła się nazwa urządzenia – robot planetarny. Warto również wiedzieć, że mieszadła umożliwiają mieszanie planetarne nazywane inaczej ruchem planetarnym. Jest to najszybszy i zarazem najdokładniejszy sposób mieszania ze sobą produktów. Ponadto roboty planetarne możemy rozbudowywać w zależności od potrzeb. W co zatem powinien być wyposażony taki robot i na co zwracać uwagę w specyfikacji tych urządzeń? Kluczowym elementem każdego robota planetarnego jest korpus. Tutaj mamy duży wybór pod względem wzornictwa i kolorystyki – może być to czerwony nowoczesny robot, a także klasyczny sprzęt w stylizacji retro. Ważne, aby korpus był solidnie wykonany, najlepiej z elementów ze stali nierdzewnej. Powinien być oparty na nóżkach antypoślizgowych lub solidnej podstawie. Oczywiście roboty są wyposażone w blokady bezpieczeństwa i blokadę ramienia mieszającego. Na korpusie są umieszczone pokrętła lub przyciski do sterowania urządzeniem. Znajdziemy przede wszystkim regulator prędkości obrotów. W bardzo wielu modelach na korpusie umieszczony jest też przycisk pracy pulsacyjnej. Jego naciśnięcie jeszcze bardziej zwiększa obroty pracy robota. Od korpusu odchodzi głowica – jest to ta część, która odpowiada za ruch planetarny. Ruchoma głowica może być podnoszona do góry, co znacząco ułatwia nam dodawanie składników do misy i zabranie gotowej masy. Kolejnym kluczowym elementem robota planetarnego jest właśnie misa – może być wykonana z aluminium, szkła lub stali nierdzewnej. Jej pojemność, w zależności od modelu, najczęściej waha się w przedziale od 3,5 do 6,7 litra. Oczywiście na funkcjonalność robota planetarnego składają się też całe zestawy końcówek, przystawek i akcesoriów. Za pomocą tego urządzenia możemy też zmielić lub rozdrobnić produkty. Robot może też pełnić funkcję m.in. blendera kielichowego, wyciskarki do soków, urządzenia do mielenia mięsa czy krajalnicy. Jeśli chodzi o specyfikacje, to na pewno powinniśmy zwracać uwagę na moc urządzenia – dobry robot planetarny powinien mieć moc minimum 1000 W. Ponadto ważna jest ilość stopni regulacji obrotów (optymalna liczba poziomów to siedem) i to, w jaki sposób możemy nimi sterować. Powinniśmy też sprawdzić obecność trybu pulsacyjnego lub turbo. Cena robota planetarnego będzie też zależała od zestawu i dostępnych akcesoriów, z jakimi dany model jest sprzedawany. Robot planetarny – polecane modele Na Allegro możemy znaleźć roboty planetarne z różnych segmentów cenowych. Najtańsze urządzenia to wydatek rzędu zaledwie 250–350 złotych. Jednak nie spodziewajmy się po nich niesamowitej funkcjonalności. Najczęściej spełniają one rolę miksera – za ich pomocą możemy ugniatać ciasto lub ubijać jajka czy śmietanę. Takie możliwości oferują modele: Eldom WRK1100, Rotary Simple i inne tego typu budżetowce, które raczej powinniśmy określać mianem mikserów planetarnych. Wraz ze wzrostem ceny rosną też możliwości robota. Na początek weźmy pod lupę model G21 Promesso, który kosztuje około 1300 złotych. Jest to robot o mocy 1500 W, wykonany ze stali szlachetnej. Korpus ma antypoślizgowe nóżki. Do naszej dyspozycji jest sześciostopniowa regulacja obrotów i tryb pulsacyjny. Produkty możemy mieszać w 5,5-litrowej misie lub zmiksować ulubione koktajle w blenderze kielichowym o pojemności 1,6 litra. Ten robot umożliwia nam również mielenie mięsa lub ucieranie np. marchewek. Do naszej dyspozycji jest też chociażby tarka lub wyciskarka do ciastek. Z kolei za około 1500 złotych dostaniemy model Kenwood KVL6000T – robot o mocy 1200 W i ośmiostopniowej regulacji prędkości obrotów. Do robotów planetarnych firmy Kenwood według informacji producenta możemy dokupić (lub znaleźć w zestawach) aż 24 różne funkcjonalne przystawki do rozbudowy. Przykładem zaawansowanego robota planetarnego od firmy Kenwood będzie model KVL8498S. Jednak cena urządzenia wzrasta do nieco ponad 4000 złotych. W zestawie znajdziemy za to m.in. blender kielichowy, sokowirówkę, wykrojnik do spaghetti i wiele, wiele innych przystawek. Na podobnym stopniu zaawansowania jest również kosztujący około 3700 robot planetarny Bosch MUM9BX5S65 z wbudowaną wagą i timerem. Oczywiście w zestawie znajdziemy szereg wysokiej jakości akcesoriów i przystawek. Jeśli jednak nasz budżet jest ograniczony, to wśród robotów planetarnych od Boscha godne polecenia są MUM58258 (koszt około 1100 złotych) i MUM58364 (koszt około 1300 złotych). Oba modele mają nieco niższą moc 1000 W i niewielką misę roboczą – pojemność nie przekracza 4 litrów. Mimo to jest to dobrej klasy sprzęt ze średniej półki cenowej, z szeregiem akcesoriów, m.in.: blenderem kielichowym i wyciskarką do cytrusów oraz maszynką do mielenia mięsa.
Robot planetarny: jak wybrać najlepszy?
Każda płatność w PayU posiada swój niepowtarzalny numer, który pozwala ją dokładnie wskazać w systemie. Każda płatność w Allegro Finanse posiada swój niepowtarzalny numer, który pozwala ją dokładnie wskazać w systemie. Możesz szybko i bezbłędnie porozumieć się z kontrahentem na temat wybranej wpłaty - po prostu podawaj płatności, kiedy zachodzi taka potrzeba. Numer płatności znajdziesz w e-mailach z powiadomieniami o zapłacie przez Allegro Finanse, w kolumnie Płatność na Liście moich wpłat i Liście wpłat od kupujących, w nagłówku karty płatności. Operatorem finansowym PayU w Allegro jest PayU S.A (Usługa PayU) lub PayPro S.A. (Usługa Przelewy24). Dlatego każda transakcja otrzymuje również identyfikator w wewnętrznym systemie jednego z tych operatorów. Identyfikator znajdziesz w treści przelewu, w potwierdzeniu wpłaty, na karcie płatności. Identyfikator pozwoli w razie problemów odnaleźć niezbędne informacje o Twojej wpłacie.
Co oznaczają numery płatności w Allegro Finanse?
Czyżby nastąpił zmierzch ery odtwarzaczy DVD? Coraz większą popularność zdobywają odtwarzacze Blu-ray. Są one częścią kina domowego. Oferują lepszą jakość zarówno obrazu, jak i dźwięku niż tradycyjne DVD. W artykule doradzę, jak wybrać najlepszy odtwarzacz Blu-ray oraz przedstawię dostępne alternatywy. Propozycje ciekawych odtwarzaczy Blu-ray Panasonic DMP-BDT500 Prestiżowy model w cenie ok. 1300 zł, bardzo starannie wykończony. Cieszy się dużą popularnością wśród osób posiadających kina domowe. Dwa cyfrowe wyjścia dźwięku zapewniają urządzeniu perfekcyjny sygnał audio. Obraz jest również wysokiej jakości, z możliwością oglądania w 3D . Ponadto możesz go samodzielnie modyfikować według swoich potrzeb. Jest urządzeniem kompatybilnym. Da się nim sterować z poziomu smartfona z zainstalowaną aplikacją przeznaczoną do tego celu. Posiada ustawienia spersonalizowane, które można ustawić pod kątem każdego użytkownika. Plusem tego modelu jest też krótki czas uruchamiania i ładowania plików multimedialnych. Producent nie zapomniał o porcie USB. Panasonic DMP-BDT700 Firma Panasonic od wielu lat króluje na rynku jako ekspert TV, kamer wideo oraz aparatów fotograficznych. Firma zawsze dbała o swój wizerunek, doprowadzając do perfekcji jakość obrazu w swoich odtwarzaczach. Model BDT700 powala konkurencję. Nowy algorytm koloru został sprzężony ze skalerem 4K. Poprawia to jakość i ostrość odbieranego obrazu. Ten model jest alternatywą dla dużych telewizorów i projektorów 4K. Wielkim pozytywem jest to, że urządzenie czyta pliki wideo Ultra HD, wyświetlając w naturalnej rozdzielczości. Niestety BDT700 nie jest na każdą kieszeń – kosztuje ok. 2000 zł. Pionier BDP450 Ten model został wyposażony w najnowsze podzespoły, które zapewniają najostrzejszy obraz oraz krystalicznie czysty dźwięk. Plusem jest strumieniowy transfer sygnału po DLNA. Sprzęt posiada może nieco staromodną obudowę, lecz nie powinniśmy się nią zrażać, ponieważ odtwarzacz w tej klasie możemy kupić za przystępną cenę – ok. 1000 zł. Samsung BD-F8500 Jak zwykle koreański koncern zaskoczył swoich klientów modelem BD-F8500. Jest to nie tylko odtwarzacz Blu-ray – to prawdziwy kombajn! Spełnia rolę tunera telewizyjnego, rejestratora programów z możliwością edycji. Posiada wmontowany dysk HD o pojemności 500 GB, na którym możemy zapisać film, mecz lub ulubiony program. Znakomita opcja, ponieważ wiemy, jak często zdarza się, że z ważniejszych przyczyn nie możemy obejrzeć tego, na co akurat mamy ochotę. Producent zaskoczył klienta, wprowadzając tabletowe menu, co może na początku trochę dezorientować, jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do tradycyjnej obsługi. Produkt jest dostępny za cenę ok. 1000 zł. Warto się więc skusić! Czym się kierować przy zakupie odtwarzacza Blu-ray? Jeżeli chcesz w pełni korzystać z technologii, jaką oferuje Blu-ray, musisz pamiętać, że nie tylko odtwarzacz decyduje o jakości dźwięku czy obrazu, ale również dobry telewizor. Oczywiście przy wyborze odtwarzacza powinniśmy się kierować zdrowym rozsądkiem i odpowiedzieć sobie na trzy pytania: * Czy chcesz oglądać filmy z płyt Blu-ray/DVD? Czy odtwarzacz powinien odtwarzać również inne pliki multimedialne? W tym przypadku doradzam, żeby sobie nie zawracać głowy, tylko zakupić urządzenie z górnej półki, z jak najlepszymi parametrami obrazu i dźwięku. Natomiast w drugim przypadku, proponuję wybór modelu, który będzie miał możliwość odtwarzania różnych rodzajów formatu – popularne MKV, DivX czy XviD, itp. * Czy potrzebujesz opcji internetowych? Jeżeli chodzi o odtwarzacze stacjonarne, opcji internetowych nie ma zbyt wiele. Mamy dostęp do wielu serwisów internetowych, takich jak YouTube, oraz interaktywnych Blu-ray Live. Inaczej jest w przypadku laptopów i komputerów stacjonarnych. Blu-ray jest dodatkiem do tych urządzeń, a możliwości są większe niż w przypadku urządzenia stacjonarnego. Mamy wszystko na wyciągnięcie myszki. * Odtwarzacz do domu czy również w podróży? Wybór urządzenia do domu nie powinien nam stwarzać problemu. Żeby poczuć się jak w kinie, najważniejsze są jego parametry. Odtwarzacze przenośne są dość drogimi urządzeniami – proponuję zainwestować w laptopa z napędem Blu-ray. Na koniec pozostaje wygodnie rozsiąść się na kanapie i cieszyć się z wrażeń podczas seansu w formacie Blu-ray.
Odtwarzacze Blu-ray – przegląd modeli od 1000 do 1500 zł
29 października 2017 w godzinach 01:50 - 03:30 nastąpi przerwa techniczna związana ze zmianą czasu z letniego na zimowy. 29 października 2017 w godzinach 01:50 - 03:30 nastąpi przerwa techniczna związana ze zmianą czasu z letniego na zimowy. Serwis będzie w tym czasie niedostępny, a na stronie Allegro pojawi się plansza informująca o przerwie technicznej. Oferty kończące się w trakcie przerwy przedłużymy o 24 godziny. Dodatkowo, między godziną 02:00 a 05:00 niedostępna będzie usługa PayU. Przepraszamy za utrudnienia.
29 października: przerwa techniczna
16 maja od 14:08 do 14:31 występowały problemy z działaniem serwisu Allegro. 16 maja od 14:08 do 14:31 występowały problemy z działaniem serwisu Allegro. Zgodnie z zasadami rekompensat za awarie techniczne oferty kończące się 16 maja między godziną 14:08:00 a 14:46:59 przedłużymy o 24 godziny. Przepraszamy za utrudnienia.
Problemy z serwisem Allegro 16 maja
Przygotowywanie się do zdania egzaminu z certyfikatem z języka angielskiego nigdy nie było tak proste jak teraz. Dlaczego? Na rynku dostępnych jest wiele ciekawych i interaktywnych materiałów wspierających naukę języków obcych. Już nie ma potrzeby, by skupiać się tylko na wertowaniu kartek podręcznika i zakuwaniu słówek czy zasad gramatyki. Teraz możemy wspierać proces nauki programami komputerowymi, czytać anglojęzyczną literaturę czy zabrać w dowolne miejsce ze sobą małe pomoce naukowe w postaci fiszek. Jeśli masz w planach zdawanie jednego z popularnych egzaminów Cambridge z języka angielskiego – FCE, CAE czy CPE lub przygotowujesz się do TOEFL, zaopatrz się w ciekawe i zróżnicowane pomoce do nauki. Wtedy proces przygotowywania się do egzaminu nie będzie taki żmudny. Warto urozmaicić sobie naukę, by była przyjemniejsza. Testy egzaminacyjne Nie od dziś wiadomo, że każdy egzamin rządzi się swoimi prawami i jednym z kryteriów sukcesu, czyli jego zdania, jest wiedza na temat tego, jak skonstruowane są poszczególne elementy egzaminu. Wtedy taki sprawdzian łatwiej zdać. Części egzaminacyjne to zazwyczaj: słuchanie, pisanie, czytanie, gramatyka i mówienie. Aby oswoić się z konstrukcjami poszczególnych części egzaminu, niezbędne będzie przeanalizowanie wielu testów. Pomogą ci one nie tylko w powtórzeniu gramatyki języka angielskiego, ale także podpowiedzą, jak konstruować wypowiedzi pisemne, aby spełniały egzaminacyjne wymogi. Tu również znajdziesz testy do części dotyczącej czytania w postaci np. tekstów z pytaniami do nich. Często ćwiczenia takie mają kilka możliwych odpowiedzi i polecenie wskazania poprawnej. Gdy przygotowujesz się do egzaminu sam, warto kupić testy z odpowiedziami, które zazwyczaj publikowane są na końcu podręcznika. Książki z testami podzielone są według egzaminów, do których mają przygotowywać. Mogą też zawierać arkusze egzaminacyjne z minionych lat, co jest szczególnie cenne dla przygotowujących się samodzielnie. Możesz wybierać spośród testów przygotowujących do FCE czy TOEFL. Fiszki do nauki i powtarzania słówek Dziś nie ma już potrzeby robienia listy słówek do wkucia na pamięć. Można kupić fiszki, czyli małe karteczki ze słówkami w dwóch językach zapakowane w setkach w kartonowe pudełka. Na przedniej stronie takiej fiszki są słowa w języku obcym (zazwyczaj czasownik, rzeczownik utworzony od niego i przymiotnik, a na tylnej ich tłumaczenie). To dobre narzędzie do nauki języka angielskiego dla wzrokowców, którzy skuteczniej uczą się, gdy widzą napisane słowo. W jednym pudełku na tych kilkuset karteczkach może być aż kilkadziesiąt słówek pogrupowanych tematycznie. Możesz wybrać spośród fiszek do nauki gramatyki albo ze słówkami. Są też takie, które mają wspierać proces pisania w języku obcym, zawierające na kolejnych karteczkach konstrukcje egzaminacyjne, idiomy, czasowniki nieregularne, wyrazy zdradliwe, słówka pułapki, a nawet cytaty filmowe i przysłowia. Fiszki występują także podzielone na poziomy zaawansowania według kryteriów ustanowionych przez Radę Europy, czyli np. fiszki do nauki języka na poziomie podstawowym A1-A2 czy zaawansowanym C1 itp. Są też takie przygotowujące do egzaminu FCE. W kartoniku znajdziesz zazwyczaj dodatkowo kolorowe przegródki do segregowania fiszek, przenośne etui ze smyczą (wtedy możesz część fiszek zabrać ze sobą i powtarzać nowe słówka, stojąc w kolejce czy jadąc tramwajem), CD z nagraniami, program komputerowy wspierający naukę czy kod do programu do nauki online. Podręczniki do nauki angielskiego Warto przed przystąpieniem do egzaminu z języka angielskiego przerobić choć jeden podręcznik zawierający materiały na danym poziomie egzaminacyjnym. Podręczniki takie – odpowiednio FCE czy CAE są dopasowane do wymogów egzaminacyjnych i pomogą ci samodzielnie w domu przejść przez wszystkie elementy egzaminacyjne jak pisanie, czytanie, mówienie (np. sugestie, co zawrzeć w odpowiedzi na pytanie egzaminacyjne), słuchanie i gramatykę. Do przećwiczenia zagadnień z gramatyki angielskiej warto zaopatrzyć się również w popularną wśród przygotowujących się do egzaminów Cambridge, książkę English Grammar in Use(poziom egzaminu FCE) lub Advanced Grammar in Use(poziom egzaminu CAE). Obie te książki są na rynku od wielu lat. To dokładne opracowanie gramatyki języka angielskiego z obszernymi wyjaśnieniami, przykładami i ćwiczeniami. Są także wersje z odpowiedziami na końcu książki. Czytaj literaturę obcojęzyczną Dla urozmaicenia nauki i wzbogacania słownictwa warto także od czasu do czasu sięgnąć po anglojęzyczną literaturę. Wybierać możesz spośród biografii, książek science fiction, historycznych, podróżniczych czy kryminałów. Możesz przeczytać bestsellery Stephena Kinga w oryginale przygody Harry’ego Potteraczy sięgnąć po jedną z pozycji Johna Grishama Dla osób, którym znajomość języka angielskiego nie pozwala jeszcze na czytanie literatury w języku angielskim, przygotowano ich opracowania dostosowane do poziomu znajomości języka. Tu warto przejrzeć pozycje wydane przez brytyjskie wydawnictwo Penguin. Czym charakteryzują się te książki? To tzw. lektury uproszczone, czyli klasyki literatury streszczone w taki sposób, aby dopasować słownictwo i konstrukcje gramatyczne do poziomu znajomości języka przez czytelnika. Programy komputerowe do nauki języka Dla chcących wesprzeć się nauką przy pomocy laptopa są programy komputerowe na płytach CD. Przykładem takiego programu jest kurs Profesor Henry wydawnictwa EDGARD Poszczególne kursy podzielone są według poziomów nauki, ale są też wersje tylko z gramatyką czy do ćwiczenia słownictwa. Ten multimedialny kurs sprawdzi się do nauki słownictwa, dodatkowo zawiera system powtórek, który czyni naukę jeszcze bardziej efektywną. Inne przykłady takich kursów to np. Supermemo gdzie do płyty CD dołączony jest dodatkowo podręcznik. Materiałów do nauki języka angielskiego jest wiele. Warto przeanalizować ich możliwości i poszukać takiego rozwiązania, które będzie
Przygotuj się do certyfikatu językowego z angielskiego w domu!
Ciągłe przemęczenie, senność i brak energii to symptomy, za które często obwiniamy stresującą pracę i zbyt aktywny tryb życia. Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, że za te dolegliwości odpowiedzialna jest dużo poważniejsza choroba – anemia. Co tak naprawdę wiemy o tym powszechnie znanym, ale wciąż tajemniczym schorzeniu? Gdy czerwonych krwinek jest zbyt mało… To właśnie czerwone krwinki odpowiadają za rozwój anemii w naszym organizmie. Ich niedostateczna ilość w porównaniu z innymi składnikami krwi powoduje rozwój choroby, która najczęściej wynika z niedoboru żelaza w organizmie. Co ciekawe, anemia jest chorobą typowo kobiecą – aż 80% osób, które się z nią zmagają, to właśnie panie. Objawy anemii Jej symptomy bardzo często mylone są z przemęczeniem, ale dodatkowymi objawami mogą być obfitsze niż zwykle miesiączki i częste zapadanie na różnego typu choroby wywołane stanem zapalnym. Zazwyczaj kobiety obserwują u siebie także bladość cery, prążki na paznokciach, a także suchość skóry i powstawanie zajadów. Na brak witamin szczególnie wrażliwe są włosy, które stają się słabe, wysuszone i łamliwe. Wszelkiego typu odżywki do paznokci, odżywki do włosów czy maści na ranki w kącikach ust okazują się nieskuteczne. Wtedy należy wykonać podstawowe badania laboratoryjne.Objawy anemii nie muszą być jednak związane tylko z wyglądem. W trakcie choroby pojawiają się częste bóle mięśni, rozdrażnienie, a pokonanie schodów czy przejście kilkuset metrów staje się prawdziwym wyczynem. Zaniepokoić powinno też łomotanie serca, problemy z koncentracją i pamięcią, a także obniżenie nastroju, zawroty głowy i senność. Skąd bierze się anemia? Przyczyn anemii może być wiele. Najczęściej występuje ona wśród kobiet, które skarżą się na obfite krwawienie w trakcie miesiączki. W ich wypadku anemia związana jest właśnie ze zbyt dużą utratą krwi. U innych wynika z niedoboru żelaza lub jego niewłaściwego wchłaniania się do organizmu, a u jeszcze innych – z niedoboru witaminy B12. Jak walczyć z anemią? Podstawową bronią w walce z anemią powinna być odpowiednia dieta, przede wszystkim bogata w witaminę B12, żelazo, kwas foliowy oraz miedź, kobalt i witaminę C. Niedobór tych witamin i składników można uzupełniać poprzez przyjmowanie suplementów diety wskazanych dla osób z anemią, ale znacznie lepsze ich wchłanianie zapewnimy sobie poprzez zmianę nawyków żywieniowych. Najlepszym źródłem żelaza będzie czerwone mięso, jaja oraz zielone warzywa, takie jak jarmuż, szpinak i natka pietruszki. Warto też uzupełnić żelazo dzięki regularnemu piciu zielonego jęczmienia oraz kakao. Równie ważna w diecie anemika jest witamina C. Znajdziemy ją w czerwonej papryce, pomidorach, brokułach i w kiszonkach. Warto też wiedzieć, że niektóre ze spożywanych przez nas na co dzień substancji mogą skutecznie zaburzać wchłanianie się żelaza. Do tej grupy należy przede wszystkim zielona herbata oraz kawa. Ze swojej diety koniecznie należy wyeliminować wysoko przetworzone produkty, takie jak zupy w proszku, konserwy mięsne, a także napoje gazowane i wędliny ze sklepu. Sama dieta może okazać się niewystarczająca w walce z anemią. Jeśli pomimo jej przestrzegania objawy nie mijają, koniecznie należy udać się do lekarza, który zaleci przyjmowanie aptecznych suplementów, a w poważniejszych wypadkach przepisze zastrzyki lub substancje, które pomogą wchłonąć się brakującym składnikom do naszego organizmu.
Czym jest anemia i jak sobie z nią radzić?
Zimno w domu, wysokie rachunki za ogrzewanie, głośna praca pompy ciepła, niekończące się raporty o błędach na wyświetlaczu – to tylko kilka problemów, których można uniknąć dzięki regularnej kontroli pompy ciepła. Coroczny przegląd instalacji, nawet ten pogwarancyjny, pozwoli wcześnie wykryć nieprawidłowości w pracy pompy ciepła, chroniąc nas przed niepotrzebnymi wydatkami na ich usuwanie. Co warto wiedzieć o serwisie pompy ciepła? Gdy na wyświetlaczu pompy ciepła pojawia się komunikat o błędzie, w większości przypadków możemy go usunąć ręcznie – poprzez naciśniecie pokrętła regulatora i przytrzymanie go przez kilka sekund. Jeśli awaria nie zostanie usunięta bądź sprawy przybierają o wiele poważniejszy obrót, np. w domu jest za zimno – powinniśmy skontaktować się z serwisem. W okresie gwarancji będzie to firma, która sprzedała i zamontowała pompę ciepła. W pozostałych przypadkach powinien być to certyfikowany instalator. Choć usterek w pompach ciepła nie sposób przewidzieć, warto zlecać coroczną kontrolę serwisową. Optymalizacja pracy pompy ciepła Po pierwszym sezonie grzewczym każda pompa ciepła powinna być sprawdzona pod kątem zużytej energii i wytworzonej mocy grzewczej, w celu przeprowadzenia optymalizacji jej pracy. Na podstawie informacji zapisanych w regulatorze pompy serwisant może dokładnie określić, czy wszystkie instalacje pracowały właściwie i gdzie oraz kiedy występowały ewentualne nieprawidłowości. Niewymiarowana moc pompy ciepła będzie skutkować częstszą pracą grzałki elektrycznej, przewymiarowana pompa ciepła z kolei będzie pracować niestabilnie przez większą część sezonu grzewczego. Dokładna analiza pracy instalacji oraz jej późniejsza optymalizacja jest gwarancją, że pompa ciepła będzie pracować najsprawniej, generując możliwe niskie koszty eksploatacyjne. box:offerCarousel Dłuższa żywotność pompy ciepła Najbardziej energochłonnym elementem w pompie ciepła jest sprężarka, to ona odpowiada za przenoszenie energii cieplnej z dolnego do górnego źródła. To urządzenie, które spręża czynnik roboczy krążący w obiegu pompy ciepła, jego sprężenie powoduje wzrost ciśnienia i temperatury. Na rynku dominują dwa typy sprężarek: rotacyjne i inwerter. Jeszcze nie tak dawno w pompach ciepła dominowały sprężarki rotacyjne, pracują one w trybie załącz/wyłącz. Zostały jednak wyparte przez sprężarki inwerterowe, które posiadają zmienną prędkość obrotową. Zastosowanie technologii inwerterowej pozwoliło wydłużyć czas życia sprężarki o ok. 5-8 lat w porównaniu do sprężarek rotacyjnych. Bez względu na to, w jaką sprężarkę wyposażona jest pompa ciepła – także ona powinna podlegać corocznej kontroli. Serwisant powinien sprawdzić takie elementy jak: czas pracy sprężarki w ciągu roku, długość przerw między cyklami pracy, pobór energii elektrycznej, głośność pracy sprężarki itd. Te parametry decydują o trwałości sprężarki, co przekłada się na późniejszą wydajność pompy ciepła. Kto powinien serwisować pompę ciepła? Serwisu pompy ciepła nie powinien realizować przypadkowy hydraulik, ale certyfikowany instalator – najlepiej rekomendowany przez producenta lub legitymujący się certyfikatem np. EUCERT. Pompy ciepła dostępne na rynku różnią się między sobą budową, oprogramowaniem i elektroniką. Kompetentny serwisant, sprawdzając kody błędów na panelu dotykowym, znajdzie przyczynę niskiego ciśnienia, niepracującego wentylatora, skoryguje krzywą grzewczą bądź wymieni czujnik temperatury zewnętrznej. Jeśli będzie konieczna wymiana czynnika chłodniczego bądź rur obiegu chłodniczego – ważne, by zostały zachowane odpowiednie procedury. Za każdym razem przed napełnieniem instalacji czynnikiem chłodniczym trzeba przeprowadzić jej czyszczenie i osuszanie polegające na wytworzeniu w niej próżni, bo w ten sposób można usunąć z niej powietrze zawierające parę wodną. W trakcie naprawy polegającej na demontażu rur do środka nie mogą dostać się żadne zanieczyszczenia, w tym wilgoć. W trakcie prac wszystkie końcówki powinny być zaślepione – istnieje duże prawdopodobieństwo, że zanieczyszczenia mechaniczne krążące w obiegu mogą obniżyć wydajność sprężarki, również duże zagrożenie niesie woda - choć skutki jej działania mogą ujawnić się później.
Serwis pompy ciepła – jakie elementy podlegają kontroli?
Czy Księżyc rzeczywiście ma wpływ na nasze codzienne życie? Według Sandry Sitron absolutnie tak. Przekonaj się, jak możesz wykorzystać znajomość faz Księżyca do osiągnięcia swoich celów. Sandra Sitron jest znaną astrolożką i hipnoterapeutką, mieszkającą na Brooklynie. Astrologią zajmuje się od ponad 20 lat. Posiada certyfikat hipnoterapeuty Amerykańskiego Towarzystwa Hipnotyzerów – National Guild of Hipnotists, prowadzi sesje, pisze dla serwisów The Numinous oraz Well+Good. Lektura „Moon Journal” jest unikalnym zbiorem doświadczeń zawodowych autorki książki. Przekaz zawarty w lekturze sugeruje, że jeśli zdecydujemy się na obserwację faz Księżyca i dostosujemy nasze czynności do jego rytmu, możemy wówczas osiągnąć więcej, doznać wewnętrznej przemiany, pogłębić naszą samoświadomość. Życie w harmonii z cyklem Księżyca i gwiazd pozwala na lepsze poznanie indywidualnego wszechświata. Możemy zwiększyć wpływ na bieg i atrakcyjność naszego życia, dosłownie zmieniać je zgodnie z naszymi marzeniami, osiągnąć wymarzony sukces. „Moon Journal” – lektura czy instruktaż? Sandra Sintron ciekawie w ujęciu historycznym przedstawia rytuały naszych przodków, wykonywane w podziękowaniu i na cześć Księżyca oraz bóstw. Pozycja zawiera bogaty opis i wiedzę na temat wpływu Słońca i Księżyca na poszczególne sfery naszego życia. Podpowiada, jakie zadania powinniśmy wykonywać w zależności od posiadanego znaku zodiaku w nowiu, a jakie nie będą dla nas korzystne. Która kwadra księżyca sprzyja randkom, a która hodowli roślin czy też negocjacjom biznesowym? W której fazie najlepiej podlewać kwiaty, aby pięknie rosły? Na początku każdego rozdziału książki przygotowany jest kalendarz oraz wskazówki, w jaki sposób wykorzystać cykliczność faz Księżyca dla rozwoju osobistego, jak dopasować nasze nawyki, by w odpowiednim czasie podejmować ważne dla nas decyzje. Konkludując – jak posiąść umiejętność czerpania mocy z potencjału wszechświata. Księżyc jest kobietą? Starożytne religie opisują Księżyc jako trzy archetypy kobiecości: dziewicę, matkę i staruszkę. Aspekt żeński oznacza siłę twórczą. Nów jest uosobieniem dziewicy, uczy nas jak być nowicjuszem, istotą delikatną, ciekawą, twórczą, energiczną i zmienną. Pełnia Księżyca jest wzorem troskliwej matki, prezentuje światu swoje pomysły i ochrania nas. Gdy wędrówka Księżyca dobiega końca, staje się starą, mądrą, doświadczoną kobietą. Uczy nas roztropności, kontemplacji, akceptacji. Doradza, co należy porzucić, a co warto kontynuować. „Moon Journal” jest lekturą interesującą, bardzo lekką w odbiorze, którą z przyjemnością i zaciekawieniem pochłania się jednym tchem. Podążając za Księżycem jako kobietą, dziewicą, matką i starowinką, poznasz mitologię i symbolikę, nauczysz się różnych rytuałów, które nie tylko poprawią nastrój, ale mogą przyczynić się do bogactwa i obfitości, znalezienia miłości, a przede wszystkim spokoju i harmonii. Lektura jest inspiracją do zmiany, odpowiedzią na chaotyczny, zagubiony świat w natłoku obowiązków i informacji. Źródło okładki: www.wydawnictwoznak.pl
„Moon Journal” Sandra Sitron – recenzja
Tylko ułamek społeczeństwa zdaje sobie sprawę z tego, jak dużo wapnia potrzebuje ludzki organizm oraz jak mocno trzeba dbać o jadłospis, żeby tym wymaganiom sprostać. Kiedy dodatkowo dołożymy mnogość jego funkcji, otrzymamy gotowy przepis na najważniejszy makroelement w diecie człowieka. W zębach i kościach znajduje się 99 proc. wapnia i to właśnie z tego obszaru jest pobierany w przypadku niedoboru, co zwiększa ryzyko osteoporozy i osteomalacji, czyli chorób kostnych. Nic zatem dziwnego, że większość ludzi kojarzy ten podstawowy makroelement jedynie z funkcją budowy kośćca. Jednakże pozostały 1 proc. wapnia – zarówno pod względem bezwzględnej ilości, jak i liczby funkcji – przerasta wielokrotnie niemal wszystkie inne pierwiastki. Wapń bierze udział w przewodnictwie nerwowym oraz w procesie krzepnięcia krwi. Aktywuje enzymy biorące udział w wielu przemianach metabolicznych oraz odpowiada za pracę komórek mięśniowych. Odgrywa ważną rolę w reakcjach zapalnych, regeneracji i proliferacji, dlatego też zmniejsza objawy alergii. Wapń nadzoruje wydzielanie wielu hormonów i neuroprzekaźników. Uczestniczy ponadto w procesie gromadzenia podskórnego tłuszczu, więc jego odpowiednie spożycie to nieodzowny element procesu odchudzania. Obecnie większość organizacji zdrowia publicznego zaleca spożywanie od 1000 do 1200 mg jonów wapniowych każdego dnia. Ilość ta powinna być większa w przypadku dzieci i młodzieży (1500 mg), kobiet ciężarnych (1400 mg) i karmiących (2000 mg) oraz ludzi starszych (1500 mg). Zwiększenie podaży wapnia zalecane jest także w przypadku intensywnego uprawiania sportu (1300–1500 mg). Jak zatem zapewnić organizmowi odpowiednią ilość tego ważnego makroelementu? Przede wszystkim nabiał Mleko oraz jego przetwory mają swoich zwolenników i przeciwników. Badania naukowe nie pozostawiają jednak złudzeń, że ta grupa produktów stanowi najlepsze źródło wapnia w diecie człowieka – zarówno pod względem zawartości, jak i przyswajalności. Pierwsze miejsce zajmują sery podpuszczkowe (np. parmezan 1250 mg / 100 g, gouda 800 mg / 100 g), następnie jogurty i kefiry (około 140 mg / 100 g), mleko, śmietana, a na końcu twaróg (100 mg / 100 g). Bez spożycia nabiału trudno jest zapewnić odpowiednią podaż wapnia, ale nie jest to niemożliwe. Warto zwrócić uwagę na czynniki wpływające na wchłanianie jonów wapniowych ze światła jelita. Pozytywne działanie ma tutaj laktoza, witamina D, umiarkowane ilości białka i niskie pH treści pokarmowej. Negatywnie zaś działa duża ilość błonnika lub fosforu, obecność kwasu fitynowego, duża ilość tłuszczu, kofeina oraz alkohol. Od razu można wysnuć wniosek, że wapń z produktów mlecznych charakteryzuje się wysoką przyswajalnością. Drugie bogate zwierzęce źródło wapnia to ryby, w szczególności te konsumowane ze szkielecikami, czyli sardynki lub szprotki (około 400 mg / 100 g). box:offerCarousel Pozostałe źródła wapnia Niektóre rośliny również zawierają znaczącą ilość jonów wapniowych i mimo trochę gorszej przyswajalności warto je włączyć do swojej diety. To przede wszystkim sezam i mak. Warto spróbować w swojej kuchni pasty sezamowej tahini (450 mg / 100 g), gdyż jest to przynajmniej tak samo zdrowy, a według wielu smaczniejszy zamiennik masła orzechowego. W dążeniu do zaspokojenia normy na wapń i jednocześnie ulepszenia swojej diety, dobrze jest popularne suszone owoce oraz słodycze zastąpić suszonymi figami (280 mg / 100 g). Niemal wszystkie pestki i orzechy to bogate źródło tego minerału, a wyróżniają się pod tym względem migdały i orzechy laskowe (około 230 mg / 100 g). box:imagePins box:pin box:pin) Rośliny kapustowate odznaczają się dość wysoką zawartością wapnia (najwięcej jarmuż i brokuły). Osoby wykluczające mleko i jego przetwory w diecie często szukają zamienników. Mleko migdałowe oraz ryżowe zazwyczaj są wzbogacane w wapń. Zastępujące sery przetwory sojowe (tofu oraz tempeh) również stanowią cenne źródło tego pierwiastka. Warto zwrócić uwagę na wysokozmineralizowane wody mineralne, gdyż zawierają zwykle od 100 mg do nawet 500 mg jonów wapnia w litrze. Czytając etykiety wód, również średniozmineralizowanych, trzeba wybierać te z wyższą zawartością wapnia. Suplementacja Zawsze należy się starać jak największą część dziennej dawki jonów wapnia dostarczać wraz z dietą, ale bez specjalnej o to dbałości ciężko jest zapewnić 1000 mg, a co dopiero 1500 lub 2000 mg w przypadku grup o zwiększonym zapotrzebowaniu. Wśród niezbędnych nam minerałów trudno znaleźć drugi przykład, który tak często wymaga suplementacyjnego wsparcia. W zasadzie jest to tylko magnez, często oferowany razem z wapniem w jednym suplemencie. Takie połączenie pozytywnie wpływa na wchłanianie i wykorzystanie obu minerałów. box:offerCarousel W okresie jesienno-zimowym najlepszym wyborem jest stosowanie suplementów wapnia wraz z witaminą D, gdyż oba składniki wykazują synergizm zarówno w przyswajaniu, jak i działaniu w organizmie. Latem natomiast warto kupić wspomniany suplement wapniowo-magnezowy, gdyż odpowiednią produkcję witaminy D w skórze zapewniają nam promienie słoneczne. Wybierając właściwy produkt, należy zwrócić uwagę na cząsteczkę, z którą połączony jest wapń. Formy organiczne, czyli cytrynian i glukonian wapnia, są nieco droższe, ale odznaczają się lepszą przyswajalnością od form nieorganicznych, czyli przede wszystkim węglanu wapnia.
Wapń – najbardziej niedoborowy pierwiastek w naszej diecie
Obecnie ze świecą szukać nowego samochodu, który nie miałby fabrycznie zamontowanego systemu start/stop, który automatycznie wyłącza silnik w czasie postoju. Główny powód to ograniczenie emisji spalin oraz zmniejszenie zużycia paliwa. Czy jest to zbędny gadżet, czy genialne rozwiązanie? Sprawdź, jaki ma wpływ na inne podzespoły oraz co może powodować jego awarię. O tym, że wyłączenie silnika podczas dłuższego postoju (w korku, przed zamkniętym przejazdem kolejowym itp.) zmniejsza zużycie paliwa, wiadomo od dawna. Więc dlaczego system start/stop tak mocno spopularyzował się dopiero teraz? Coraz ostrzejsze normy emisji spalin w Unii Europejskiej zmusiły konstruktorów do wprowadzenia elementu, który sprostałby wymaganiom, a równocześnie zachęcił kierowców do korzystania z niego. Odpowiedzią ma być właśnie system, który w czasie jazdy miejskiej zminimalizuje zanieczyszczanie środowiska. O dziwo, luksus wydawania mniej na paliwo nie przypadł do gustu wielu kierowcom, którzy w obawie przed negatywnym wpływem start/stopu na inne podzespoły auta wyłączają go mimo zapewnień producentów, że silnikowi nic z jego strony nie zagraża. Kto ma rację? Działanie systemu start/stop Działanie układu jest stosunkowo proste. Po aktywowaniu systemu start/stop w momencie zatrzymania samochodu silnik przechodzi w stan spoczynku. Aby do tego doprowadzić, wystarczy „wrzucić na luz”, puścić sprzęgło i motor się wyłączy, a my zaczynamy oszczędzać paliwo i środowisko oraz niwelujemy hałas. Należy jednak pamiętać, że działanie systemu ma sens w warunkach miejskich, a oszczędności w spalaniu mogą rozczarowywać, gdyż obecnie silnik do rozruchu potrzebuje znacznie mniej paliwa niż kilkanaście lat temu. Dlatego nie licz na kilkulitrowe różnice. Uruchomienie samochodu powoduje wyciśnięcie sprzęgła, a w samochodzie z automatyczną skrzynią biegów zdjęcie nogi z hamulca. Wiele osób zgłasza się do serwisu, mówiąc, że system działa niepoprawnie, gdyż mimo aktywacji silnik nie wygasił się w czasie postoju. Prawda jest jednak taka, że aby do tego doszło, musi być spełnionych kilka warunków: * Akumulator musi być wystarczająco naładowany. * Silnik musi mieć odpowiednią temperaturę (zimny emituje więcej zanieczyszczeń). * Czas pomiędzy wygaszeniami musi być odpowiedni (zależy to od modelu). Wpływ systemu start/stop na podzespoły Kilkudziesięciokrotne włącznie i wyłączanie silnika w ciągu doby wymaga wzmożonej współpracy z pozostałymi podzespołami – szczególnie w kość dostaje rozrusznik, który często musi wzbudzać silnik, akumulator, który w czasie zatrzymania w pełni przejmuje obowiązek zaopatrywania w energię elementów elektrycznych samochodu (radio, klimatyzacja, podgrzewana szyba, fotele, światła itp.) oraz alternator. Te właśnie obciążenia wzbudzają największe kontrowersje wśród użytkowników aut wyposażonych w system start/stop. Jednak należy pamiętać, że już na etapie produkcji mają one montowane fabrycznie dużo mocniejsze elementy, by wytrzymały tak duże obciążenia. box:offerCarousel box:offerCarousel Rozrusznik wyposażony w konstrukcyjnie zmieniony zębnik jest dużo mocniejszy i trwalszy. Akumulator, będący głównym ogniwem tej układanki, musi być wyprodukowany w technologii EFB lub AGM, co gwarantuje jego poprawne funkcjonowanie przy częstym doładowywaniu oraz dostarczanie odpowiedniej ilości energii. W niektórych modelach aut montowany jest nawet dodatkowy akumulator energii o pojemności kilkudziesięciu Ah, gromadzący energię uzyskaną podczas hamowania, a następnie używaną do rozruchu oraz wtedy, gdy akumulator podstawowy wymaga wsparcia. O tym warto pamiętać! W autach z systemem start/stop nigdy nie należy montować akumulatora o niedostosowanych parametrach. I chodzi nie tylko o pojemność i prąd rozruchowy, ale przede wszystkim o odporność na głębokie rozładowanie i szybkie ładowanie silnym prądem. Źle mogą się również skończyć wszelkie zaniedbania w serwisowaniu zwłaszcza elementów powiązanych z poprawnym działaniem systemu. Mowa o awariach układu zapłonowego, m.in. zużytych świecach czy wtryskiwaczach (w dieselach). Ze względu na stan środowiska wprowadzenie systemu start/stop jest niewątpliwie dobrym posunięciem, a o tym, czy nie stanowi zbytniego obciążenia dla silnika, chyba jeszcze za wcześnie wyrokować. Biorąc jednak pod uwagę postęp technologiczny, możemy być prawie pewni, że za jakiś czas nikt z nas nie będzie musiał już gdybać, czy był on wynalazkiem genialnym, czy zbędnym. Na razie start/stopowym sceptykom pozostaje użycie przycisku Off i jazda bez systemu.
Co niszczy system start/stop?
Filiżanka świeżo parzonej kawy świetnie stawia na nogi i dodaje sił. W upalne dni może jednak nie smakować na gorąco. Jest jednak sposób na jej orzeźwiającą i pyszną wersję. Kawa mrożona ma swoje korzenie w Grecji. To tutaj stała się elementem stylu życia, a wielu Greków nie wyobraża sobie dnia bez szklaneczki lodowatego, aromatycznego naparu. Taki napój można przygotować na wiele sposobów! Wypróbuj każdy z nich i znajdź swój ulubiony! Karmelowe frappuccino Mrożona kawa z dodatkiem słodkiej, karmelowej nuty to przynoszący ulgę w upale napój i jednocześnie deser. Składniki: 1 szklanka lodu 1 filiżanka mocnej, ostudzonej kawy 1/2 szklanki mleka 2 łyżki sosu karmelowego 2 łyżeczki cukru trzcinowego Do kielicha blendera wrzuć lód, dodaj kawę, mleko, sos karmelowy i cukier. Miksuj przez 2 minuty i podawaj natychmiast, w wysokiej szklance. Wierzch możesz udekorować bitą śmietaną i polać dodatkową porcją sosu. Pij przez szeroką słomkę. box:offerCarousel Kawa mrożona z lodami Kolejną wariacją na temat kawy mrożonej jest ta z dodatkiem lodów waniliowych. Aromaty świetnie się przenikają, a całość prezentuje się kusząco! Składniki: 1 filiżanka mocnej kawy 1/2 szklanki mleka 2 łyżeczki cukru 2 gałki lodów waniliowych bita śmietana kakao Kawę rozmieszaj z mlekiem i osłódź do smaku. Schłodź w lodówce. Wlej do wysokiej szklanki, na wierzch nałóż 2 gałki lodów oraz bitą śmietanę. Przyprósz kakao dla dekoracji i podawaj z długą, deserową łyżeczką. box:offerCarousel Mrożona kawa kokosowa Kokosowe nuty świetnie podkreślają smak kawy. Połączenie mocnego naparu z mleczkiem i wiórkami kokosowymi wręcz rozpływa się w ustach! Składniki: 1 filiżanka mocnej kawy 1/2 szklanki mleka 2 łyżeczki cukru 50 ml mleczka kokosowego wiórki kokosowe do dekoracji Kawę rozmieszaj z mlekiem i osłódź cukrem. Dodaj mleczko kokosowe i wstaw do lodówki. Napój podawaj schłodzony, posypany wiórkami kokosowymi. box:offerCarousel Ciasteczkowa kawa mrożona Czy może być coś pyszniejszego od ulubionych ciasteczek maczanych w mleku i kawie? Z pewnością jest to miks wszystkiego przygotowany wprost do picia! Zrób taki w domu i delektuj się wielowymiarowym smakiem! Składniki: 1 filiżanka mocnej kawy 1/2 szklanki mleka 1 łyżka kakao 2 łyżeczki cukru 1/2 szklanki pokruszonych ciasteczek z kremem (np. Oreo) 1/2 szklanki lodu bita śmietana i ciasteczko do dekoracji W kielichu blendera zmiksuj kawę, mleko, kakao, cukier, pokruszone ciasteczka i lód. Przelej do wysokiej szklanki i udekoruj bitą śmietaną oraz zatopionym w niej ciasteczkiem. Podawaj od razu! Jeśli bez kawy nie wyobrażasz sobie udanego dnia, a w lato doskwierają ci wysokie temperatury, koniecznie spróbuj jej mrożonej wersji. Istnieje mnóstwo przepisów, które sprawią, że będzie smakować wyśmienicie, stawiać na nogi, a do tego poprawiać samopoczucie.
Kawa mrożona – najlepsza na lato. Jak ją zrobić?
Zalet bezprzewodowych urządzeń wymieniać nie trzeba. Największym atutem modelu K340 Logitecha jest odbiornik Unifying, do którego można podłączyć również myszkę. Sprawdźmy, czy to jedyny plus urządzenia? Kolor sprzętu elektronicznego to zawsze kwestia indywidualnych preferencji. Osobiście jestem zwolennikiem czarnych lub grafitowych odcieni, dlatego barwa K340 przypadła mi do gustu. Jeśli jesteśmy przy kolorystyce, to nie sposób nie wspomnieć, że przestrzenie między klawiszami wypełnia kolor czerwony, co nadaje całej klawiaturze niebanalnego i odważnego oblicza. Nie znaczy to, że nie mam nic do zarzucenia szwajcarskim projektantom – tuż po rozpakowaniu produktu, moją uwagę zwrócił połyskliwy plastik, z jakiego wykonano jego wierzchnią cześć. W trakcie testów, moje obawy znalazły swoje potwierdzenie. Obudowa mocno zbiera ślady palców… Na spodzie znajdziemy nalepkę z najważniejszymi informacjami dotyczącymi produktu oraz pokrywę komory na baterie. Tutaj Logitech zbiera kolejnego ode mnie dużego plusa. W komorze znalazło się bowiem miejsce na specjalny schowek na odbiornik Unifying. Jeśli zatem chcemy zabrać K340 w podróż, unikniemy problemu związanego z ryzykiem zagubienia najmniejszego elementu w całym zestawie. Logitech nie zapomniał również o specjalnym przedłużaczu na odbiornik, dzięki któremu możemy go podłączyć do portów w trudno dostępnych miejscach. W prawym, górnym rogu obudowy znajdziemy przełącznik on/off. Oprócz funkcji włączania i wyłączania klawiatury, pozwala on również na sprawdzenie poziomu naładowania baterii. Jeśli dioda LED jarzy się zielonym światłem przez 10 sekund, oznacza to, że baterie są naładowane. Jeśli z kolei dioda pulsuje na czerwono, to znak, że paluszki są rozładowane w ponad 90 proc. Logitech deklaruje, że taki stan pozwoli jeszcze na kilkutygodniową pracę. Działanie Korzystanie z produktu Logitecha oceniam pozytywnie. Skoki klawiszy są prawidłowe, a na klawiaturze pisze się przyjemnie. Jedyne nad czym powinien popracować producent, to głośność pracy. K340 mógłby działać nieco ciszej. Klawiatura ma niesamowicie duży zasięg pracy. W trakcie mojego testu, urządzenie funkcjonowało bez problemu na odległość niespełna 100 m. To robi wrażenie i budzi szacunek! Kolejne udogodnienie to samoczynne przechodzenie w stan uśpienia. Dzieje się tak, jeśli klawiatura nie jest używana przez kilka minut. Ta funkcja przyczynia się rzecz jasna do oszczędzania baterii. Urządzenie włącza się niezwłocznie po rozpoczęciu używania. Niestety testowane akcesorium, ma również swoje słabe strony. Osobiście dość dokuczliwy był dla mnie brak stópek. Duży brak to również niezdolność do obsługi skrótów z 3 klawiszami. To z całą pewnością zła informacja dla graczy. Komputery to dziś już nie jedyne urządzenia, zdolne do współpracy z bezprzewodowymi akcesoriami. Postanowiłem sprawdzić, jak Logitech będzie współpracował z telewizorem, wyposażonym w porty USB. Testowo posłużyłem się 32-calowym modelem Samsunga z serii UE32ES5500. Urządzenie funkcjonowało bezproblemowo. To zatem kolejne pole, na jakim sprawdza się K340. Na koniec warto wspomnieć o obsługiwanych przez urządzenie skrótach: FN + F1 - PRZEGLĄDARKA INTERNETOWA FN + F2 - APLIKACJA DO OBSŁUGI POCZTY ELEKTRONICZNEJ FN + F3 - USŁUGA WYSZUKIWANIA SYSTEMU WINDOWS FN + F4 - KALKULATOR FN + F5 - APLIKACJA MULTIMEDIALNA FN + F6 - POPRZEDNI UTWÓR FN + F7 - ODTWARZANIE/WSTRZYMANIE FN + F8 - NASTĘPNY UTWÓR FN + F9 - WYCISZENIE FN + F10 - CISZEJ FN + F11 - GŁOŚNIEJ FN + F12 - TRYB UŚPIENIA Podsumowanie K340 to w mojej ocenie kolejny, bardzo udany i starannie wykonany produkt szwajcarskiej firmy. Urządzenie błyskawicznie nawiązuje kontakt z odbiornikiem, a zasięg działania jest imponujący. Jeśli chcemy go podłączyć do portu USB, zlokalizowanego w trudnym miejscu, z pomocą przyjdzie nam specjalny przedłużacz. Logitech zaprojektował nawet specjalny schowek na odbiornik (w komorze na baterie), aby w trakcie transportu nie zagubić tego kluczowego elementu całego zestawu. Cieszy obecność klawiszy funkcyjnych, które zwiększają możliwości produktu oraz Unifying, do którego możemy podłączyć również myszkę. Słabe strony klawiatury to w mojej ocenie przede wszystkim tworzywo, z jakiego wykonano wierzch obudowy. To połyskliwy, tzw. fortepianowy plastik, który bardzo łatwo zbiera wszelkie odciski palców. Nie jest to zbyt estetyczne. Zdziwił mnie również brak podpórki. Spotkamy je w produktach budżetowych za kilkanaście złotych – dlaczego nie ma jej zatem u przedstawiciela wyższej klasy? Gracze powinni mieć z kolei na uwadze to, że K340 nie obsługuje kombinacji 3 klawiszy. Urządzenie na Allegro możemy nabyć za kwotę ok. 100 zł.
Test klawiatury Logitech K340
Prezenty, które przyjaciele wybierają dla przyszłego pana młodego, powinny być wyjątkowe. Szukając idealnego upominku, nie musisz jednak skupiać swojej uwagi wyłącznie na śmiesznych gadżetach. Poznaj nasze pomysły na nietypowe prezenty z okazji wieczoru kawalerskiego. Nietypowy prezent dla przyszłego pana młodego Wieczór kawalerski postrzegany jest zwykle jako "ostatnia noc wolności", a więc i szansa na szaloną zabawę. W końcowych chwilach stanu kawalerskiego panowie dostają więc głównie „prezenty z pieprzykiem”. Przyjaciele na pewno doskonale znają bohatera wieczoru, dlatego jeśli wiecie, że od podarunku nawiązującego do tajemnic alkowy, wolałby on upominek związany z jego zainteresowaniami albo nawiązujący do miłości, jaką darzy przyszłą żonę, to macie spore pole do popisu. W ofercie Allegro znajdziecie wiele pomysłów na udany prezent z okazji wieczoru kawalerskiego. Kierujcie się pasjami przyszłego pana młodego, pomyślcie, gdzie wybiera się w podróż poślubną, poszukajcie też zdjęć z jego wybranką. Wszystkie inspiracje są na wagę złota. Prezenty na wieczór kawalerski do 100 zł Kiedy szukacie najlepszego prezentu na wieczór kawalerski, warto określić budżet. Co dwie głowy to nie jedna, dlatego zróbcie burzę mózgów, a na pewno szybko znajdziecie idealny upominek do 100 zł. Oto nasze propozycje: Piłkarzykiczyli miniaturowa wersja popularnej gry. Jeśli przyszły pan młody zawsze wyrywa się do gry w piłkarzyki w pubach, taki prezent będzie strzałem w dziesiątkę. Eleganckie szachy drewniane to prawdziwa gratka dla miłośników klasycznych gier. Jeżeli bohater wieczoru często namawia któregoś z was do wspólnej partyjki szachów, taki upominek go nie zawiedzie. Gustowne warcaby z drewna, czyli nie mniej klasyczna gra niż szachy. Efektowne drewniane pionki i piękne opakowanie nie tylko zachęcają do gry, ale są też piękną ozdobą wnętrza. Na pewno spodobają się też przyszłej żonie. Karty do gry, na przykład w pokera. Koniecznie w wysmakowanym opakowaniu. Przydadzą się podczas kolejnych męskich wieczorów. Globus, czyli najlepszy gadżet dla miłośnika podróży. Globusy w klimacie retro pięknie ozdobią domowy gabinet albo pokój dzienny. Kołyska Newtona – drobiazg na biurko, jakich mało. Pokazuje, na czym polega prawo zachowania pędu i energii, a przy okazji po prostu zdobi wnętrze. Kula plazmowa, czyli spełnienie marzeń miłośnika zagadek lub popularnego serialu „Z Archiwum X”, w którego czołówce widać wstęgi wyładowań elektrycznych. Zestaw do wina – dla przyszłego męża jak znalazł. Taki upominek przyda się nie tylko podczas romantycznych wieczorów z żoną, ale też w trakcie rodzinnych obiadów czy spotkań z przyjaciółmi. Karafka – jeśli bohater wieczoru lubi efektowanie zastawiony stół, karafka to trafny wybór. Piersiówka, czyli ulubiony gadżet niejednego mężczyzny. W zestawie z metalowymi kieliszkami sprawdzi się podczas wyprawy na ryby albo w trakcie biwaków. Zippo – kultowa zapalniczka benzynowa produkowana przez amerykańską firmę z 80-letnią tradycją. O jakości tego produktu najlepiej świadczy dożywotnia gwarancja. Scyzoryk i gadżety survivalowe w sam raz dla miłośnika wypraw i eskapad survivalowych. Pas albo skrzynka narzędziowa – zestaw, którego nie może zabraknąć w żadnym domu. Dobry komplet narzędzi na start. Upominek z autografem, na przykład plakat z nadrukowanym podpisem ulubionego piłkarza, ucieszy każdego prawdziwego fana sportu. 15.Model samochodu, żaglowca lub samolotu to celny strzał, kiedy szukacie upominku dla entuzjasty aut w stylu retro, niespełnionego marynarza albo fana przestworzy. Fotoprezent to świetny pomysł na podarunek, nie tylko dla sentymentalisty. Fotoksiążka, fotokubek czy fotoobraz, dzięki waszym kreatywnym pomysłom, może stać się nietuzinkową kroniką waszej przyjaźni czy miłości młodej pary. Zbierzcie wszystkie zdjęcia, na których uwiecznione zostały wyjątkowe momenty waszej znajomości albo kroki milowe miłości przyszłego pana młodego, które niebawem zaprowadzą go przed ołtarz. Twórcze zajęcie, pełne wzruszających wspomnień. Zestaw do warzenia piwa, czyli prawdziwa gratka dla kogoś, kto uwielbia eksperymentować. Piwo z domowego minibrowaru musi być pyszne. Grill – pieczenie na ruszcie to latem jedno z ulubionych męskich zajęć. Jeśli młoda para wprowadzi się wkrótce do domu albo mieszkania z ogródkiem, kupienie solidnego grilla to świetny pomysł. Prezent dla przyszłego pana młodego może być udany, nawet jeśli nie szukacie go wśród śmiesznych gadżetów. Liczy się pomysłowość i to, jak dobrze znacie swojego przyjaciela – wtedy nie ma mowy o nieudanym upominku. Pamiętajcie również o przygotowaniu niezapomnianych atrakcji na wieczór kawalerski. Życzymy szampańskiej zabawy. Więcej prezentów na wieczór kawalerski w Strefie Prezentowej!
Wieczór kawalerski – pomysły na nietypowe prezenty do 100 zł
Według badań profesora Zbigniewa Izdebskiego seks najczęściej uprawiamy w weekend we własnym łóżku i przy zgaszonym świetle. Nuda? To może na plaży, w samolocie, w hotelu miłości, publicznej toalecie, a przynajmniej na stole? Brzmi lepiej? I jak teoria przekłada się na praktykę? Wyjście z sypialni wydaje się dobrym rozwiązaniem z wielu powodów. Zmiana dekoracji zawsze działa pobudzająco i odświeżająco. W domu mamy też często dzieci, sąsiadów i wiele spraw, które nas rozpraszają. Poza tym fantazjujemy o seksie w niecodziennych miejscach, więc dlaczego by tych fantazji w końcu nie spełnić. Wśród naszych seksualnych marzeń czy preferencji są stosunki w miejscach publicznych – dla wielu ekscytujące, możliwość bycia przyłapanym bywa pobudzająca. Łyżka dziegciu – grozi za to mandat. I co może ważniejsze – pamiętajmy o szanowaniu cudzych granic: to, że chcielibyśmy być oglądani, nie oznacza, że oglądający nas przypadkowo mają na to ochotę. Zapewne wręcz przeciwnie. Dzika plaża To jedna z popularnych wakacyjnych fantazji. Oczywiście dzika nie oznacza, że nikogo na niej nie spotkamy. Ale jeśli wybierzemy wczesną porę, okolice wschodu słońca, to uda nam się najpewniej uniknąć świadków i dobrze bawić na łonie natury. Przy szumie fal i… chrzęście piasku. Nawet koc nie uchroni nas przed nim, bo piasek na plaży niesiony jest też z wiatrem. Trzeba się więc liczyć z tym, że piasek będziemy znajdować w zakamarkach ciała długo po seksie. Jednak mogą to być znaleziska wywołujące przyjemne wspomnienia. Po takiej przygodzie można też wskoczyć od razu do morza czy jeziora, co jest atutem. Naturalnie plaże bywają również kamieniste. Niewygoda niektórych dodatkowo stymuluje. Gorzej jeśli to śliskie i strome kamieniste zbocze, wtedy będzie to bez wątpienia seks z dreszczykiem. Ogród, łąka czy las (można oprzeć się o drzewo) to też świetne miejsca na seksualne letnie przygody – trzeba jednak pamiętać choćby o kleszczach czy innych mniej lub bardziej nieprzyjemnych stworzonkach, na kontakt z którymi możemy się narazić. Hotel miłości Bezpiecznym urlopowym miejscem wydaje się więc hotel. Zawsze to odmiana. A jednak znów łóżko, dywan, krzesła, stół... Chyba że się postaramy i poszukamy wyjątkowego miejsca – hotele butikowe, domki w górach z jacuzzi… Po prostu wszelkie miejsca, które podniosą nam ciśnienie krwi i pobudzą naszą fantazję – dla jednych będzie to piękne odludzie, dla innych panorama metropolii, intrygujące meble, wanna w pokoju. Jeśli to wciąż mało, to może love hotel? Tego typu hotele znajdziemy głównie za granicą. Trzeba jednak uważać, bo bywają tandetne i zamiast podniecenia wywołają w nas w najlepszym wypadku śmiech. Oczywiście są i takie, gdzie odetniemy się od codziennych spraw i skupimy całkowicie na seksie. Tego typu miejsca są zdecydowanie warte swojej ceny. Na tylnym siedzeniu Własny samochód? Tak, może wywołać ekscytację. Oczywiście z części pozycji będzie trzeba zrezygnować, ale niewygoda i ciasnota mogą dostarczyć mnóstwa frajdy. Plusem jest to, że możemy pozostać we własnym garażu czy na podwórku (o ile nie mamy wścibskich sąsiadów) albo wybrać się na wycieczkę w nieznane i dopiero w nowym, odludnym miejscu zdecydować się na erotyczną przygodę. Lubiący role-playing mogą dołączyć do tego zabawę w autostop i udawać nieznajomych, którzy spotkali się na wspólnej trasie. Podniebny seks Wokół seksu w samolocie krążą legendy. Wielu chciałoby należeć do Mile High Club, czyli tych, którym udało się uprawiać seks na pokładzie maszyny lecącej przynajmniej 5280 stóp nad ziemią. Na stronie milehighclub.com można poczytać o podniebnych doznaniach erotycznych. To podobno nieziemska mieszanka. Jeśli więc kogoś nie przeraża np. ciasna samolotowa toaleta i oceniający wzrok współpasażerów, powinien spróbować przy najbliższej okazji. W… internecie Bez dotykania. Przez szybkę. Jednak może to być ciekawe doświadczenie zarówno dla par, jak i poszukujących niezobowiązującego seksu. To świetne urozmaicenie lub sposób na dłuższą rozłąkę. Nikt też nie zabroni nam uprawiać cyberseksu, będąc w jednym mieszkaniu. Można ubrać się w seksowną bieliznę, zrobić striptiz, wydawać sobie nawzajem polecenia, pokazywać różne części ciała i masturbować przed kamerą internetową. To także sposób na zachęcenie zapracowanej partnerki lub partnera do powrotu do domu. Zanim jednak zaczniemy naszą erotyczną grę na odległość, warto się upewnić, że po godzinach w biurze nie ma innych osób poza naszym wybrankiem czy wybranką. Powrót do domu Oczywiście można też poszukać nowych doznań w domowych pieleszach i eksplorować różne meble i zakamarki mieszkania. Kuchenny stół, pralka, fotel, na którym zwykle przysypiamy nad książką lub gazetą, garaż, jakiś schowek… Zwykle jest tak, że z wygody ograniczamy się do sypialni, a tuż za jej progiem czeka na nas prawdziwy plac zabaw. Jeśli jednak brakuje wam inspiracji, sięgnijcie np. serię „XConfessions” reżyserki Eriki Lust, gdzie fantazje fanów artystki są adaptowane na kilkuminutowe filmy porno. Zobaczycie seks w pokoju dziecka, na jachcie, plaży, kuchennym blacie czy schodach i w wielu innych mniej lub bardziej zaskakujących miejscach.
Ekscytujące miejsca na seks, czyli gdzie i czy warto próbować
Stylizacja włosów w okresie wiosennym jest bardzo ważna. To właśnie w tym czasie powinniśmy szczególnie zadbać o kondycję naszych kosmyków, które odwdzięczą się nam za to w pozostałych porach roku. Tylko jak się odpowiednio do niej przygotować i jakie kosmetyki należy mieć pod ręką? Wiosna to czas, kiedy nie tylko przyroda budzi się do życia, ale również my sami. Każdy z nas pragnie zrzucić z siebie ciężkie zimowe ubrania, zadbać o swoją skórę i włosy. Zwłaszcza te ostatnie potrzebują odpowiedniej pielęgnacji po działaniu niekorzystnych dla nich warunków atmosferycznych. Poniżej kilka sprawdzonych kosmetyków, bez których nie obędziemy się wiosną. Wiosną postaw na lekkość Lekka formuła kosmetyków do włosów okaże się strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza o tej porze roku. W przeciwieństwie do mocno usztywniających lakierów, które były niezbędne podczas zimy, teraz stawiajmy na lekkie kosmetyki do układania fryzury. Żele w sprayu do stylizacji, pianki czy też spray podnoszący włosy już u nasady. Każdy jeden powinien znaleźć się w naszej kosmetyczce. Co z szamponem? Jak wiadomo, szampon to podstawa pielęgnacji, a co się z tym wiąże – późniejszej stylizacji włosów. Myjąc włosy nieodpowiednio dobranym kosmetykiem, możemy niekorzystnie wpłynąć na ich późniejszą stylizację. Dlatego zacznijmy od podstaw i zdecydujmy się na szampon odpowiadający naszym potrzebom. Zwłaszcza wiosną sięgajmy po produkty nawilżające i regenerujące strukturę naszych kosmyków. Możemy pokusić się o kosmetyki zawierające w swoim składzie olejki. Arganowy, migdałowy czy kokosowy wspaniale wpływają na kondycję włosów. Sprawią, że kosmyki staną się lśniące, miękkie i, co najważniejsze, odżywione. Jaką odżywkę wybrać? Wybór odżywki również ma tutaj duże znaczenie. W okresie wiosennym najważniejsze jest nawilżenie włosów, aby stały się wygładzone i miękkie. Pamiętajmy jednak, by unikać mocno obciążających kosmyków odżywek. Najczęściej nie trzeba ich spłukiwać, w przeciwnym razie mogą one doprowadzić do przetłuszczania się włosów. W zamian zastosujmy kosmetyki przeznaczone do spłukiwania. Dodatkowa pielęgnacja – olejki Jeśli do tej pory omijałaś szerokim łukiem olejki, najwyższa pora to zmienić. Wiele kobiet nie preferuje tego typu kosmetyków, ponieważ wydaje im się, że już po pierwszym użyciu włosy staną się przetłuszczone. Nic z tych rzeczy! Olejki mają za zadanie odżywić nasze włosy i je odpowiednio nawilżyć, a to w okresie wiosennym liczy się najbardziej. Można je nakładać na całe pasma lub też wcierać jedynie w końcówki, w zależności od kondycji naszych kosmyków. Największym powodzeniem cieszy się olejek kokosowy lub arganowy, ale niesłabnącym zainteresowaniem cieszy się także olejek rycynowy. Chcesz zregenerować swoje włosy po zimie, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać? Powyższe propozycje ci w tym pomogą. Zainwestuj w odpowiednie kosmetyki, a zyskasz nie tylko piękny wygląd włosów, ale przede wszystkim wpłyniesz na ich strukturę i kondycję. Odpowiednio zadbane kosmyki o tej porze sprawią, że będziesz cieszyć się nimi przez cały okres wiosenno-letni.
Stylizacja włosów – jakich kosmetyków potrzebujesz wiosną?
Kochasz zmieniać swoje otoczenie? Nie straszne ci nożyczki, klej na gorąco i spinacze? Najwyższa pora zakasać rękawy i zrobić coś samemu. „Twoje DIY” to niezwykle przydatna książka, która zdradza tajniki własnoręcznych dekoracji. Wystarczą zręczne palce, odrobina materiałów i cała masa kreatywności. Do dzieła! Kasia Ogórek to niezwykle popularna blogerka DIY, której blog „Twoje DIY” przyciąga nie tylko ciekawymi patentami, nietuzinkowymi rozwiązaniami, ale również przyjazną narracją i uroczą stroną wizualną. Oglądając kolejne pomysły Kasi, ma się ochotę natychmiast chwycić za nożyczki i zacząć wycinać, podklejać, malować i przerabiać przestrzeń wokół siebie. Dzięki jej pierwszej książce możemy mieć najfajniejsze pomysły na domowe przeróbki zawsze pod ręką. Warto się zainspirować! Dekoracje dla każdego Często mówimy, że jeśli coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo. W tym przypadku tak nie jest! Kasia Ogórek proponuje sposoby na naprawdę szybkie przerobienie domu, które trafią do każdego. Jak to możliwe? Autorka trzyma się kilku zasad: nie używamy narzędzi, nie korzystamy z szablonów, przeróbki muszą być proste do wykonania, ale za każdym razem zaskakiwać, tworzymy coś zupełnie nieoczywistego i niespodziewanego, możemy zmienić nawet najprostszą rzecz w małe dzieło sztuki – i to własnoręcznie! Co możemy udekorować dzięki pomysłom autorki? Przede wszystkim jej przepisy DIY pozwalają na szybką odmianę i przystrojenie naszego domu, zorganizowanie przestrzeni np. w gabinecie czy w sypialni, ale nie tylko. Kasia Ogórek podsyła koncepcje na okolicznościowe dekoracje, jak również na oryginalne i niepowtarzalne prezenty dla bliskich. Dlaczego warto własnoręcznie ozdabiać przestrzeń? DIY to przede wszystkim ciekawy sposób na spędzanie wolnego czasu w kreatywny sposób. Własnoręczne tworzenie, czyli wycinanie, klejenie i składanie, pozwala nam się odprężyć, ale jednocześnie pobudza nasz mózg do wzmożonej, ale przyjemnej pracy. To doskonały patent na samodzielne rozwijanie zdolności manualnych, ale również na wspólną zabawę z dzieckiem. Ciekawie wydana książka Kasi Ogórek to gratka nie tylko dla fanów domowych przeróbek, ale również dla każdego, kto chciałby się zainspirować. „Twoje DIY” przedstawia pomysły typu handmade ułożone w przejrzysty i przyjazny dla czytelnika sposób, który pozwoli mu gładko wejść w świat przeróbek i łatwo znaleźć inspirację. W książce znajdziemy 60 przepisów na pobudzenie kreatywności i odmianę swojego domu. Źródło okładki: www.muza.com.pl
„Twoje DIY” Kasia Ogórek – recenzja
Szukasz słuchawek do jazzu? Przygotowałem dla Ciebie zestawienie ośmiu modeli, wśród których znajdują się zarówno konstrukcje nagłowne, jak i dokanałowe, z kablem lub z interfejsem Bluetooth. Poniższa lista obejmuje słuchawki z różnych przedziałów cenowych, powinny one zadowolić każdego fana jazzu. Muzyka z serca Jazz to zróżnicowany gatunek muzyczny, który ma za sobą ponad stuletnią historię. Jest mieszanką muzyki zachodnioafrykańskiej oraz amerykańsko-europejskiej, wywodzi się z bluesa oraz ragtime’u. Muzykę jazzową na przestrzeni dziejów można było usłyszeć zarówno na prestiżowych salach koncertowych w wykonaniu big bandów, jak i w kameralnych klubach, gdzie grana była przez jazzowych artystów. Gatunek wykształcił charakterystyczne style: szybki i agresywny bebop w wykonaniu Carliego Parkera, taneczny i rytmiczny swing Duke’a Ellingtona lub spokojny i łagodny cool jazz w wykonaniu Milesa Davisa. Na potrzeby poniższego zestawienia szukałem sprzętu potrafiącego oddać każdy rodzaj jazzu. Bez wątpienia najbardziej pożądane będą słuchawki o dobrym odwzorowaniu żywych instrumentów oraz mocnych wokali, w których średnica ma priorytet. Jednocześnie brzmienie musi pozostać ciepłe i naturalne. Nie można zapomnieć o basie, tak ważnym w przekazie kontrabasu, wielu instrumentów dętych oraz klawiszowych. Równie ważne są wysokie tony, bez których nie byłoby wyraźnych dźwięków trąbek, klarnetów i saksofonów. Słuchawki muszą dobrze oddawać rytm, gdyż perkusja jest zazwyczaj spoiwem całości. Dopełnieniem wszystkiego będzie odpowiednia scena dźwiękowa, czyli przestrzeń eksponująca muzyków. Które słuchawki spełniają te wymagania? AKG K712 Pro (ok. 1200 zł) typ: wokółuszne, otwarte przetworniki: dynamiczne impedancja: 62 Ω skuteczność: 105 dB masa: 235 g AKG to marka z historią, która w dużej mierze rozwijała się równolegle z jazzem. Nie jest więc niespodzianką, że słuchawki producenta świetnie współpracują z muzyką jazzową. W ofercie AKG wskazać można wiele modeli idealnych do tego typu muzyki, ale warto skupić się szczególnie na K712 Pro ze średniej półki. To charakterystyczna konstrukcja z zawieszoną na pałąku opaską, dużymi muszlami, wyjątkowo komfortowymi nausznikami welurowymi, a także wypinanym kablem. To jedne z najwygodniejszych słuchawek nagłownych. Brzmienie K712 Pro jest zrównoważone, naturalne, ale też odpowiednio jasne. Można liczyć na odwzorowanie dużej ilości szczegółów, odpowiednią prezentację średnicy i basu, a także potężną scenę dźwiękową. Jeśli budżet jest mniejszy, warto zainteresować się modelem K612 Pro za około 600 zł. box:offerCarousel Sennheiser HD 599 (ok. 700 zł) typ: wokółuszne, otwarte przetworniki: dynamiczne impedancja: 50 Ω skuteczność: 106 dB masa: 250 g Sennheiser to kolejny gigant w świecie audio, którego produkty również świetnie sprawdzą się w muzyce jazzowej. Wybrałem nowszy model słuchawek, czyli HD 599, będący kontynuacją docenionych HD 598. To bardzo komfortowa, wokółuszna konstrukcja o eliptycznych muszlach. Słuchawki mają charakterystyczne wykończenie w kolorze beżowym, przełamane przez brązowe i srebrne wstawki. Można liczyć także na wypinany kabel i świetne nauszniki. Brzmienie jest idealne do jazzu: słychać ocieplenie dźwięku, odpowiednio promienisty bas, bliskie i gładkie pasmo średnie, jak również precyzyjną scenę dźwiękową, którą słuchawki generują dzięki kątowym przetwornikom. Szczegółowość jest na wysokim poziomie, brzmienie pozostaje bezpośrednie i bliskie. Z wyższej półki od Sennheisera kuszące są nowe HD 660 S, rozwijające założenia modeli HD 600 i HD 650. box:offerCarousel Grado SR60e (ok. 430 zł) typ: nauszne, otwarte przetworniki: dynamiczne impedancja: 32 Ω skuteczność: 98 dB masa: 180 g Grado SR60e to odświeżona wersja kultowych słuchawek nausznych. To jednocześnie specyficzny sprzęt – wygląda nietypowo, wręcz surowo i archaicznie. Nie można liczyć na wyjątkową ergonomię, gdyż są to słuchawki nauszne o gąbkowych padach. Pochwalić należy za to szeroki pałąk, który nie uwiera w głowę, jak również niską masę słuchawek – przydaje się ona przy długich odsłuchach. Brzmienie również ma w sobie coś ze stylu retro: średnica jest bliska i wyrazista, mocno zarysowana oraz szczegółowa. Bas został odpowiednio dociążony w średnim zakresie – kontrabas brzmi gęsto i masywnie, a wysokich tonów nie brakuje do naturalnego przekazu instrumentów dętych lub klawiszowych. box:offerCarousel Oppo PM-3 (ok. 2400 zł) typ: wokółuszne, zamknięte przetworniki: planarne impedancja: 26 Ω skuteczność: 102 dB masa: 320 g PM-3 od Oppo to mobilno-stacjonarne słuchawki o zamkniętej konstrukcji wokółusznej. Zostały zbudowane w oparciu o przetworniki planarne (ortodynamiczne), które ostatnio ponownie robią się popularne. Wzornictwo słuchawek jest nowoczesne, ale stosunkowo uniwersalne. Wokółuszne pady są miękkie i pojemne, szeroki pałąk odpowiednio przylega do głowy, a zamknięte obudowy dobrze izolują i pozwalają na odsłuchy w drodze. PM-3 przeznaczone są dla fanów ciemniejszego i bardziej masywnego brzmienia: wysokie tony będą łagodniejsze, dźwięk stanie się klimatyczny, a wyrazisty średni bas dociąży brzmienie. Średnica jest ciepła i gęsta, a także odpowiednio bliska. Jazz w takim wydaniu również może się podobać. box:offerCarousel HiFiMAN RE-400i (ok. 400 zł) typ: dokanałowe przetworniki: dynamiczne impedancja: 32 Ω skuteczność: 102 dB masa: 13,5 g HiFiMAN to chińska marka, która robi nie lada zamieszanie w świecie audio swoimi konstrukcjami planarnymi. Przedstawiany model to udane słuchawki dokanałowe z przetwornikami dynamicznymi, które nie będą mocnym obciążeniem budżetu. Są niewielkie i solidnie wykonane – mają obudowy z aluminium i wzmocniony kabel. Można je nosić zarówno klasycznie, jak i z kablem nad uchem (Over the Ear). Brzmią bardzo dobrze: są naturalne, zrównoważone, muzykalne i mają łagodny charakter. RE-400i przekazują dużo detali, mają klarowną średnicę oraz odpowiednio wyrazisty sopran. Sprawdzą się w wielu stylach jazzowych i będą cechować się dobą ekspozycją instrumentów w przestrzeni. box:offerCarousel Sennheiser HD 4.50BTNC (ok. 750 zł) typ: wokółuszne, zamknięte, Bluetooth 4.0 z aptX przetworniki: dynamiczne impedancja: 18 Ω czas pracy: do 25 godzin skuteczność: 113 dB masa: 238 g Wybór słuchawek z interfejsem Bluetooth do jazzu nie jest łatwy. Większość modeli bezprzewodowych to nowoczesne urządzenia, które często brzmią efektownie, sztucznie i basowo. Sennheiser HD 4.50BTNC to miła odmiana od tych standardów. Można liczyć na dobrą ergonomię, składaną konstrukcję, jak również mocne tłumienie (zarówno pasywne, jak i aktywne) dzięki ANC. Na pochwałę zasługuje także długi czas pracy oraz wsparcie dla kodeka aptX. Słuchawki robią wrażenie bliską i szczegółową średnicą, która brzmi ciepło i naturalnie. Nie ma problemów ze wsparciem basu, a sopran jest odpowiednio klarowny, by instrumenty dęte brzmiały przekonująco. Niezłe wrażenie robi także przestrzeń, nie jest wyjątkowo duża, ale została dobrze poukładana. W trakcie odsłuchów użytkownik może poczuć się, jakby przebywał na scenie z muzykami. box:offerCarousel Brainwavz HM5 (ok. 600 zł) typ: wokółuszne, zamknięte przetworniki: dynamiczne impedancja: 64 Ω skuteczność: 105 dB masa: 280 g Brainwavz to chiński producent, znany głównie ze świetnych słuchawek dokanałowych. HM5 to pierwsza i od razu udana konstrukcja z kategorii modeli nagłownych. HM5 są słuchawkami wokółusznymi i zamkniętymi. Ich nauszniki zachowują się niczym poduszki – idealnie osiadają na głowie. Nacisk pałąka na czubek głowy jest znaczny, ale za to słuchawki mocno izolują od otoczenia. Brzmienie jest monitorowe, czyli zrównoważone, pełne, szczegółowe i odpowiednio dopełnione w basie. W efekcie jazz brzmi żywo, dosyć naturalnie i blisko. Średnica zapewnia bardzo dobry przekaz wokali i instrumentów, a niskie tony współpracują odpowiednio z kontrabasem i fortepianem. box:offerCarousel Audio-Technica ATH-R70x (ok. 1200 zł) typ: wokółuszne, otwarte przetworniki: dynamiczne impedancja: 470 Ω skuteczność: 99 dB masa: 210 g R70x to słuchawki z serii profesjonalnej od marki Audio-Technica. Konstrukcja jest otwarta i wokółuszna, a słuchawki niezwykle wygodne i lekkie, prawie nie czuć ich na głowie. Mają nietypowy, ale skuteczny system autoregulacji rozmiaru oraz wypinane kable. Należy zwrócić uwagę na wysoką impedancję. Słuchawki są nadal skuteczne, więc łatwo je wysterować, ale wymagają już wzmacniacza. ATH-R70x spodobają się fanom jazzu w wydaniu analitycznym, oferują zrównoważone brzmienie o bardzo klarownym charakterze. W ogóle nie czuć dystansu do muzyki, jest niezwykle bliska, wręcz intymna. Słychać delikatne podkreślenie średniego basu, a zrównoważona średnica gwarantuje bliski przekaz instrumentów zarówno w starszych, jak i nowszych realizacjach. Dopełnieniem jest obszerna scena dźwiękowa, którą uzyskano dzięki zastosowaniu niezabudowanych przetworników. box:offerCarousel Kilka słów na koniec Powyższe zestawienie zawiera jedynie sugestie i podpowiedzi. Wymienione modele nie stanowią absolutnego topu słuchawek do jazzu. Ten rodzaj muzyki opiera się na swobodzie i improwizacji, zatem wybór idealnych słuchawek do jazzu zależy również od naszych preferencji. Według mnie należy zwracać uwagę na słuchawki brzmiące naturalnie, średnicowo, ciepło i dynamicznie – te cechy gwarantują, że sprzęt będzie dobrze współpracować z jazzem. Unikałbym słuchawek o wycofanej średnicy, na planie litery „V”. Jeśli jednak wolimy bardziej syntetyczne brzmienie lub preferujemy muzykę w formie wyostrzonej i rozjaśnionej, nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć po słuchawki brzmiące bardziej nowocześnie. Na końcu i tak liczy się przyjemność ze słuchania muzyki.
8 polecanych słuchawek do jazzu
Rozpoczynamy sezon świąteczny! Święta Bożego Narodzenia za pasem, warto więc zastanowić się nad dekoracjami, dodatkami i ozdobami. Wiesz, co będzie najpopularniejsze tej zimy? Specjalnie dla was przygotowaliśmy listę trendów i inspiracji na Boże Narodzenie 2015. Sprawdź, co będzie modne! Jakie kolory będą modne? W okresie bożonarodzeniowym będą królowały kolory metaliczne. Wśród ozdób świątecznych znajdziemy również standardowe kolory świąteczne – złoty i miedziany. Styliści polecają też coś mniej typowego, przede wszystkim stylowe i luksusowe czernie oraz zabawne i jaskrawe pastele – różowy, seledynowy, niebieski, żółty. Wystawa z lampek Kluczowym trendem, jeśli chodzi o świąteczne oświetlenie, są lampki świąteczne umieszczone w dużych szklanych słoikach, wazach lub prostopadłościanach. Białe lub żółte światło przepuszczone przez szklane ściany naczyń daje wspaniały, magiczny efekt. Co więcej, ozdobę taką bez problemu możesz wykonać samodzielnie. Rogi i skrzydła Wśród ozdób świątecznych bardzo często przewijają się dwa motywy – jelenie rogi oraz skrzydła anioła. Znajdziemy ozdoby na choinkę, świeczniki, serwetniki, podstawki... Przeważają barwy srebra, złota i bieli. W kolekcjach świątecznych znalazły się także ozdoby z wizerunkami samych jeleni, a więc figurki jelenich głów oraz jeleni w całości. Gorąco polecamy ten trend – sprawi, że dekoracje nabiorą elegancji i klasy. Wiosna zimą Ten trend to coś mało standardowego – wiosenne motywy. Styliści i projektanci postanowili przywołać tej zimy wspomnienie o cieplejszych miesiącach. W kolekcjach znajdziemy więc ozdoby świąteczne z motywami kwiatowymi – tulipanami, dmuchawcami czy krokusami oraz zwierzętami – zającami i sarnami. Wszystko to w odcieniach bieli z niewielkimi elementami zieleni. Wiosenny trend to coś dla ludzi lubiących łamać konwenanse. Zające i krokusy wprawdzie kojarzą się z Wielkanocą, a nie z Bożym Narodzeniem. Może jednak warto spróbować czegoś nowego? Rajskie ptaki To kolejny trend, który nie kojarzy się jednoznacznie ze świętami bożonarodzeniowymi. Wśród ozdób znajdziemy bowiem przepiękne ptaki egzotyczne. Wszystkie pawie, łabędzie i papugi mienią się brokatem i jaskrawymi kolorami, jak róż, czerwień, zieleń, turkus, niebieski, fiolet. Popularne będą również ozdoby z samych egzotycznych, kolorowych piór. W kształcie domku Ozdoby w kształcie uroczych, zimowych domków to coś znacznie bardziej klasycznego. Możemy wybrać zarówno świeczniki, do których włożymy podgrzewacze, jak i bombki na choinkę z wymalowanymi na nich chatkami. Motyw ten przywodzi na myśl świąteczne bajki i opowieści, w których bardzo często pojawia się zaśnieżona sceneria z maleńką chatką w tle. box:video Osobisty kalendarz adwentowy Zamiast kupować kalendarz adwentowy, zrób go sam. To kolejny trend na sezon świąteczny w tym roku. Wystarczą ozdobne, kolorowe koperty, na których napiszesz numerki i włożysz do nich łakocie oraz inne małe prezenty. Koperty możesz przyczepić do tablicy korkowej lub powiesić na sznurku – przybij do ściany gwoździki, powieść na nich sznurek, a następnie przy pomocy drewnianych spinaczy do bielizny zaczep koperty. Możesz wybrać też gotowe kalendarze adwentowe – to świetny element dekoracyjny. Ich dużym plusem jest to, że sam decydujesz, jakie prezenty będą przeznaczone na kolejne dni adwentu. Mamy jeszcze jedną wskazówkę dekoracyjną. Jeśli zawsze podobały ci się skarpety świąteczne, które wiesza się nad kominkiem, ale nie masz – mamy rozwiązanie. Po prostu powieś skarpety z prezentami na poręczy schodów. Fotograficzny print To już ostatni świąteczny trend. W świątecznych kolekcjach można znaleźć dużo ozdób, na których znajdują się fotografie. Są to zwierzęta w zimowej scenerii (pingwiny, wilki, jelenie) oraz rośliny i martwa natura, np. pniaki drzew. Poszewka na poduszkę, obrus lub pudełko z takim wzorem będzie wyglądać jednocześnie świątecznie i bardzo nowocześnie.
Ozdoby na święta Bożego Narodzenia 2015 – trendy
Kto z nas nie marzy o pięknej, słonecznej pogodzie, piaszczystej plaży i drinkach z palemką? Sezon wakacyjny dla wielu osób już się rozpoczął, a inni z utęsknieniem czekają na urlop. Jeśli musisz uzbroić się w cierpliwość, zawsze możesz wprowadzić wakacyjny klimat do swojego mieszkania. Dzięki temu umilisz sobie i domownikom czas, a przy tym naprawdę poczujesz się jak na wakacjach – i to bez wychodzenia z domu. Tropikalny motyw zyskuje wielu zwolenników, a to wszystko za sprawą zbliżającego się lata. Każdy, kto nie może się doczekać opalania i odpoczynku na świeżym powietrzu, powinien zastanowić się nad wprowadzeniem tego klimatu do swojego mieszkania. Z egzotycznymi wakacjami kojarzą się przede wszystkim palmy, ananasy i flamingi. Za sprawą kilku dodatków można uzyskać prawdziwie tropikalny efekt. Jaka kolorystyka? Co do tego, że wnętrze, w którym królować będą tropikalne dodatki, powinno być urządzone w odpowiednim klimacie – nie ma wątpliwości. Tylko co pasuje do różowych flamingów i liści palmowych? Odpowiedź jest prosta. Należy działać na zasadzie kontrastów. Tak naprawdę tropikalne motywy powinny być dopełnione różnorodnymi dodatkami. We wnętrzu, gdzie główną role odgrywa jasne drewno i wiklina, warto zdecydować się na głęboką zieleń i złoto. Natomiast w przypadku ciemnych mebli i skóry, można postawić na soczyste kolory, które stworzą świeży, a jednocześnie energetyzujący klimat. Żółty, pomarańczowy i różowy będą idealnie wpisywać się w aranżację. Wzory liściaste box:imagePins box:pin box:pin box:pin Wnętrze z tropikalnymi dodatkami nie obejdzie się bez motywów roślinnych, zwłaszcza wzorów liści. Są szczególnie modne w aranżacji wnętrz, a przy tym dostępne w kilku ciekawych wersjach. Do wyboru jest wzór inspirowany dżunglą, hawajskim klimatem lub też liśćmi bananowca. Najczęściej spotykane dodatki to poduszki dekoracyjne, podkładki pod naczynia, zasłony oraz plakaty w ozdobnych ramach. W sypialni może znaleźć się pościel w tropikalne motywy, a z kolei łazienkę dopełnią bawełniane ręczniki. Wystarczy, że umieścisz w każdym pomieszczeniu liściasty akcent, a uzyskasz spójną aranżację, która z pewnością będzie prezentować się efektownie. Egzotyczne rośliny i owoce box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin Wzory liściaste to jedno, ale motywy tropikalne nie mogą się obejść bez charakterystycznych roślin i owoców. W tym przypadku prym wiodą ananasy i kaktusy, które już samym kształtem i intensywnym kolorem zasługują na uwagę. Niech Was to jednak nie zmyli. Nie musimy ozdabiać pomieszczenia roślinami w doniczkach, czy też poustawianymi owocami na kuchennym stole. Na rynku dostępnych jest wiele ciekawych dodatków, od kolorowych tekstyliów, aż po ozdoby o konkretnym kształcie. Warto szukać posrebrzanych lub pozłacanych figurek, porcelany, szkatułek, świec, a nawet oświetlenia, np. lamp stołowych. W salonie odnajdą się także podkładki do książek, natomiast w kuchni zastawa stołowa z motywem kaktusów. Z utęsknieniem czekasz na wakacje? A może właśnie masz już sobą odpoczynek i marzysz o powrocie? Niezależnie od powodu, już teraz możesz wprowadzić do swojego wnętrza wakacyjny klimat. Wystarczy, że dodasz kilka tropikalnych dodatków i umiejętnie je ze sobą połączysz. Spróbuj, sukces gwarantowany.
Wnętrze z tropikalnymi dodatkami – jak wprowadzić wakacyjny klimat?
Zima to chwila prawdy dla wszystkich farb i lakierów, które producenci reklamują jako absolutnie trwałe i odporne na wszelkie niekorzystne warunki atmosferyczne. Tymczasem gdy na wiosnę słońce trochę bardziej zaświeci, płoty, ławki i inne elementy małej architektury ogrodowej straszą brudnymi plamami. Nie mamy innego wyjścia, jak wziąć w ręce narzędzia, farbę i je odświeżyć. Jak się do tego zabrać i co nam się przyda? Samo malowanie to pikuś. Prawdziwą robotą są prace przygotowawcze poprzedzające radosne machanie pędzlem maczanym w farbie, lakierze czy bejcy. Wie o tym każdy, kto ma już za sobą podobne prace i boleśnie się przekonał, że zaplanowany czas robót trzeba pomnożyć co najmniej razy dwa. Co więc robić, by pracować efektywnie i według ustalonego harmonogramu? Po pierwsze, zgromadzić niezbędny sprzęt, chemikalia, obliczyć i kupić odpowiednią ilość farby, której będziemy potrzebowali, i… metodycznie wziąć się do roboty. Powinna ona przebiegać w trzech etapach: usuwanie starej farby, zwalczanie grzybów i szkodników, malowanie. Usuwanie starej farby Jeżeli mamy do pomalowania kilka sztachetek, a farba pokrywająca płot czy ławeczkę jest jeszcze w nie najgorszym stanie, to do czyszczenia wystarczyszpachla i papier ścierny o ziarnistości ok. 150 i więcej. Jeśli jednak mamy do oczyszczenia większą powierzchnię, powinniśmy bez zbędnego namysłu zainwestować w szlifierkę mechaniczną. Mamy do wyboru szlifierki oscylacyjne, mimośrodowe, taśmowe (do dużych powierzchni) i typu deltado miejsc trudno dostępnych. Ich ceny rozpoczynają się od 79,99 zł. Innym, równie praktycznym rozwiązaniem jest sięgnięcie po opalarkę. To sprzęt działający na prąd i na gaz. Wyrzuca z dyszy strumień gorącego powietrza i roztapia farbę. Opalarka jest dosyć uniwersalna. Za jej pomocą można pozbyć się farby zarówno z dużych powierzchni płaskich, jak i trudno dostępnych miejsc. Możemy ją kupić już za 42,99 zł. Wiele osób decyduje się napłyny do usuwania farby. I nie chodzi o zwykłe rozpuszczalniki, ale silnie działające preparaty, które nakładamy na starą farbę pędzlem. Pod ich wpływem stara powłoka robi się miękka, tworzą się na niej gazowe bąble, które powodują, że odrywa się od podłoża. Zanim to się jednak stanie trzeba odczekać kilkadziesiąt minut. Dopiero potem możemy ruszyć do pracy uzbrojeni w szpachlę i szczotkę z twardym włosiem. Płyny do usuwania starych farb są praktyczne, ale nietanie – 1 litr preparatu kosztuje ok. 60 zł. Kiedyś na rynku były produkty tańsze, ale ogromnie toksyczne. Tak więc, płacąc za nowoczesny preparat, płacimy również za to, że jest on biodegradowalny i aplikowany z zachowaniem środków bezpieczeństwa nie będzie miał negatywnego wpływu na nasze zdrowie. Jednak kiedy go kupujemy, musimy sprawdzić, do farb jakiego typu jest przeznaczony. Walka z grzybami Kiedy już zeskrobaliśmy farbę „do żywego”, powinniśmy sprawdzić, czy drewno nie zostało zaatakowane przez grzyby lub owady. Jeśli stwierdzimy, że są miejsca podejrzanie miękkie lub pokryte plamami albo w drewnie są rowki i dziurki, należy przystąpić do działania. Miękkie drewno trzeba usunąć i pokryć preparatem grzybobójczym, a ubytek zaszpachlować. Równieżpreparatem grzybobójczymnależy pomalować plamy na drewnie. Miejsca, gdzie pojawiły się szkodniki, należy potraktowaćpreparatem owadobójczym. Po dokonaniu tych operacji należy z grubsza przeszlifować powierzchnię, np. papierem ściernym o ziarnistości ok. 100, i dokładnie oczyścić ją szczotką. Niektórzy, by pozbyć się zalegających zanieczyszczeń, zamiast szczotki używają myjki ciśnieniowej. Malowanie To najprzyjemniejsza część pracy. Szczególnie fajnie maluje się duże powierzchnie, używając do tego zestawu malarskiego złożonego z wałka malarskiego i plastikowej kuwety – ceny rozpoczynają się od 7 zł. Jeśli musimy malować drobne elementy, używamy pędzla do emalii. Jaką farbą malować? To zależy od tego, jakie efekt chcemy uzyskać. Jeśli zależy nam na tym, żeby widoczny był rysunek słojów, sięgamy po bejcę, lakierobejcę czy oleje. Jeśli chcemy uzyskać powierzchnię o jednolitym kolorze, mamy do wyboru wiele rodzajów farb do drewna zewnętrznych, np. farbę akrylową. Zanim jednak pokryjemy drewno farbą, musimy: sprawdzić, czy preparat, który użyjemy, jest przeznaczony do drewna ogrodowego, bo z takiego (nieszlifowanego) najczęściej wykonuje się płoty, ławki i altanki. Jest to ważne, bo tego typu farby skutecznie zapełniają pory drewna i zapobiegają jego zawilgoceniu; upewnić się, czy farba, która ma stanowić zewnętrzną powłokę, nie wymaga wcześniejszego położenia podkładu, w przeciwnym razie deski będą „piły” wilgoć. Stara, łuszcząca się farba jest wątpliwą ozdobą, więc należy się jej pozbyć. Trzeba przy tym pamiętać o zachowaniu bezpieczeństwa i higieny pracy – przede wszystkim chronić oczy i skórę przed preparatami, których używamy.
Odświeżamy drewniane płoty i małą architekturę ogrodową
Tablety w cenie powyżej 1000 zł to zdecydowanie urządzenia z wyższej półki cenowej, od których możemy wymagać naprawdę wiele. Problem tylko w tym, że ofert mieszczących się w cenie do 1500 zł jest mnóstwo. Jak znaleźć właściwy sprzęt dla siebie? Samsung Galaxy Tab S2 T719 Pierwszym urządzeniem, który chcę wam polecić, jest model „ze stajni” Samsunga, a konkretnie tablet Galaxy Tab S2 T719. Możecie go kupić za ok. 1450–1500 zł. Będzie szczególnie lubiany przez fanów niewielkich urządzeń, bowiem T719 został wyposażony w 8-calową matrycę Super AMOLED, której rozdzielczość wynosi aż 2048 x 1536 pikseli. Za wydajność w tym przypadku odpowiada ośmiordzeniowy procesor z zegarem taktowanym częstotliwością 1,8 GHz oraz 1,4 GHz. Mamy tu również pokaźną ilość pamięci RAM, bo 3 GB, a także całkiem spore pokłady pamięci wewnętrznej – 32 GB. Koreański producent nie zapomniał o osobach, które za pomocą tabletu pragną czasami zrobić zdjęcie. Jako kamery zastosowano tu dwa sensory – 2,1 Mpix z przodu oraz 8 Mpix z tyłu obudowy. Tablet jest zasilany przez 4000 mAh baterię, a jego system operacyjny to Android 6.0 Marshmallow. box:offerCarousel Lenovo Miix 310 Kolejnym godnym polecenia tabletem z całą pewnością jest Lenovo Miix 310. To urządzenie niezwykłe, ponieważ w tym przypadku mamy do czynienia tak naprawdę ze sprzętem 2 w 1. Co to oznacza? W zestawie znajdziemy nie tylko tablet, ale i klawiaturę. Jeśli te dwa elementy połączymy ze sobą, uzyskamy pełnoprawnego laptopa. Oczywiście klawiaturę od ekranu można odłączyć, tworząc w ten sposób tablet. W odróżnieniu od większości dostępnych na rynku elektronicznym tabletów Miix 310 działa pod kontrolą systemu Windows 10. Jak prezentuje się reszta specyfikacji tego urządzenia? Jako ekran zamontowano tu 10,1-calową matrycę IPS o rozdzielczości wynoszącej 1280 x 800 pikseli. Za moc obliczeniową odpowiada czterordzeniowy procesor taktowany zegarem 1,44–1,92 GHz, a także 2 GB RAM. Na dane mamy tu 32 GB pamięci wewnętrznej. Kamery to z kolei sensory 5 Mpix i 2 Mpix, natomiast jako zasilanie zamontowano baterię 7000 mAh. box:offerCarousel Huawei MediaPad M3 8.0 Ciekawą ofertę ma też chiński producent sprzętu mobilnego, firma Huawei. Tablet MediaPad M3 8.0 kosztuje ok. 1500 zł. W zamian za taką kwotę otrzymujemy topowe podzespoły. Jakie? Jeśli zdecydujemy się kupić Huawei MediaPad M3 8.0, dostaniemy sprzęt z potężnym ośmiordzeniowym procesorem, z zegarami o taktowaniu 2,3 GHz oraz 1,8 GHz, 32 GB pamięci wewnętrznej i aż 4 GB pamięci RAM. Ekran to w tym przypadku 8,4-calowa matryca o astronomicznej rozdzielczości 2560 x 1600 pikseli. Huawei nie poskąpiło na aparatach, ponieważ mamy tu dwa po 8 Mpix. Akumulator w tym przypadku ma pojemność 5100 mAh. Jeśli chodzi o system operacyjny, jest tu „tabletowy klasyk”, czyli Android w wersji 6.0 Marshmallow. box:offerCarousel Lenovo Tab 4 10 Plus Na koniec zostawiłem kolejny tablet Lenovo, tym razem model Tab 4 10 Plus. Jeśli zdecydujemy się na zakup właśnie tego urządzenia, przyjdzie nam zapłacić ok. 1400 zł. Co otrzymamy w zamian? Naprawdę pierwszorzędną specyfikację, w skład której wchodzi ośmiordzeniowy procesor z zegarem 2 GHz, 3 GB RAM, 16 GB pamięci na dane, 10,1-calowy ekran IPS o rozdzielczości 1920 x 1200 pikseli oraz 8 Mpix aparat główny i 5 Mpix kamera przednia. „Energii życiowej” w tym przypadku dostarcza duże, bo 7000 mAh, ogniwo zasilające. Jeśli chodzi o system operacyjny, Lenovo Tab 4 10 Plus może się pochwalić dość świeżą wersją Androida – 7.0 Nougat.
Tablety do 1500 zł – wybór modeli III kwartał 2017
Soki są bardzo zdrowe, jednak niekoniecznie te, które kupujemy w sklepach. Mało osób zdaje sobie sprawę, że w 250 ml zawierają one zazwyczaj od kilku do kilkunastu łyżeczek cukru. Domowe soki warzywne są naturalne, zdrowe i łatwo je przygotować. Cukier bardzo negatywnie wpływa na nasz organizm. Nadmierne spożywanie napojów słodzonych, czyli większości dostępnych w sklepach (nawet tych, których etykieta głosi, że są naturalne), może sprzyjać rozwojowi cukrzycy typu 2, otyłości, nadciśnienia oraz wielu innych chorób i dolegliwości. Niewiele pomaga słodzenie fruktozą, która również negatywnie wpływa na organizm. Naturalne soki warzywne, przygotowane w domu, zawierają tylko węglowodany pochodzące z wykorzystanych warzyw, dzięki czemu są o wiele zdrowsze niż te, które można kupić. Poza tym domowe soki warzywne mają jeszcze tę przewagę, że nie zawierają konserwantów, nie są pasteryzowane, a dzięki temu, że spożywa się je zaraz po zrobieniu – dostarczają nam o wiele więcej witamin. Jak zrobić sok warzywny w sokowirówce Zrobienie domowego soku warzywnego jest bardzo proste, zwłaszcza jeśli posiadamy odpowiedni robot kuchenny. Najlepiej sprawdzają się w takim przypadku sokowirówki – za ich pomocą uzyskamy najwięcej soku z warzyw. Warto zainwestować w profesjonalny sprzęt, np. Mesko AGD, który jest niezawodny i wielofunkcyjny – oprócz sokowirówki zestaw zawiera także malakser. Z kolei zestaw Kenwood Multipro to połączenie nowoczesnego robota kuchennego, sokowirówki, blendera oraz szatkownicy. Kupując sokowirówkę, należy wziąć pod uwagę moc urządzenia. W tych mocniejszych z pewnością przygotujemy sok szybciej, jednak będzie on bardziej wodnisty. Z kolei sokowirówki wolnoobrotowe pozwalają na przygotowanie soku bardziej zagęszczonego, dzięki czemu zostaje w nim zachowanych więcej witamin. W tej kwestii dużo zależy zatem od tego, jaki sok chcemy uzyskać. Najszybciej przygotujemy napój w sokowirówkach mieszczących całe owoce, np. Botti Electronic, Berlinger, których dodatkową zaletą jest to, że do większości modeli dołączony jest pojemnik na sok. Niektóre z nich można połączyć bezpośrednio z lejkiem, co zapobiega rozchlapywaniu się soku. Przed włożeniem warzyw do sokowirówki należy je dokładnie umyć i z grubsza obrać. Z kolei owoce wystarczy tylko dobrze umyć. Bardzo dobry ze względu na walory smakowo-odżywcze jest sok z marchwi, pietruszki, selera i jabłek – ma pozytywne działanie na układ moczowy. Z jabłkami i pietruszką idealnie komponuje się także bogaty w wiele cennych składników odżywczych burak. Dla uzyskania jak najlepszych walorów smakowych należy użyć ok. 1 kg jabłek i marchwi, kilka pietruszek, kilka buraków oraz jeden seler. Oczywiście w sokowirówkach można tworzyć przeróżne kompozycje smakowe – tym, co nas ogranicza, jest tylko nasza wyobraźnia. Jak zrobić sok warzywny w blenderze i malakserze Przygotowanie soku warzywnego w blenderze jest nieco trudniejsze niż z użyciem sokowirówki, ponieważ są to urządzenia przeznaczone zazwyczaj do robienia soków z miękkich owoców. Jeśli chcemy przygotować w blenderze sok warzywny, należy wybrać mocny blender kielichowy, np. Russell Hobbs. Można skorzystać również z malakserów, które często są dostępne w wielofunkcyjnych zestawach, np. Russell Hobbs, Zelmer, Philips, Kenwood. Warzywa przed wrzuceniem do blendera lub malaksera trzeba dokładnie umyć, obrać i pokroić. Lepiej jest wrzucać je małymi porcjami, gdyż przy dużych ryzykujemy, że zostaną nam w soku kawałki warzyw, zwłaszcza w przypadku tych bulwiastych. Zarówno blender, jak i malakser można wykorzystać również do przygotowywania zup, masła orzechowego czy koktajli owocowych, a także siekania czekolady. Są to urządzenia wielofunkcyjne, które z pewnością przydadzą się w każdym domu. Naturalne soki warzywne są nie tylko pyszne i zdrowe, ale również sprzyjają odchudzaniu, ponieważ są bogate w błonnik, który przyspiesza przemianę materii. W okresie letnim ich przygotowanie może nas trochę kosztować – ze względu na młode warzywa, ale za to jesienią i zimą koszt przygotowania soku jest naprawdę niewielki.
Dbaj o zdrowie – domowe soki warzywne
Przewody hamulcowe to newralgiczny element całego układu, o którym niestety często zapominamy. Okresowa wymiana tarcz i klocków to zdecydowanie za mało, aby zapewnić sprawne i bezpieczne funkcjonowanie hamulców. Korzystając z podnośnika lub kanału, warto co pewien czas skontrolować kondycję wszystkich przewodów hamulcowych, a w razie potrzeby dokonać ich wymiany. Sprawdźmy, jak to zrobić oraz na co zwrócić szczególną uwagę. Wymiana przewodów sztywnych Wymiana sztywnych przewodów hamulcowych to dosyć pracochłonne zadanie. Aby wykonać taką naprawę, musimy dysponować podnośnikiem lub kanałem. Przewody biegną pod podwoziem, a ich łączna długość – w zależności od typu samochodu – może przekraczać 20 metrów. W wielu przypadkach zachodzi też konieczność zdemontowania baku paliwa, co stanowi dodatkowe utrudnienie. Przewody sztywne występują w dwóch odmianach: przeznaczone do konkretnego modelu samochodu oraz w wersji na wymiar. W pierwszym przypadku otrzymujemy gotowy zestaw, który jest idealnie dopasowany do naszego pojazdu. Przewody sprzedawane na wymiar wymagają odpowiedniego dogięcia, aby mogły być poprowadzone dokładnie tak, jak te fabryczne. Sama wymiana jest dosyć prostą czynnością i nie stwarza większych problemów. Zanim jednak do niej przystąpimy, zakładamy gumowy wężyk na odpowietrznik i odkręcamy go o pół obrotu. Pozwoli to zmniejszyć ciśnienie płynu w układzie. Do wymiany przewodów hamulcowych niezastąpiony będzie sześciokątny klucz z wycięciem, który minimalizuje ryzyko uszkodzenia śruby czy nakrętki. Wymiana przewodów elastycznych Nieco prostszą czynnością jest wymiana przewodów elastycznych. Znajdują się one przy kołach i łączą przewody sztywne z zaciskami lub cylinderkami. Tego typu prace wykonamy przy użyciu standardowego podnośnika, demontując jedynie każde z kół. Wymiana jest bardzo prosta i sprowadza się do odkręcenia dwóch śrub oraz wypięcia przewodu z uchwytów. Podobnie jak w przypadku przewodów sztywnych, zanim przystąpimy do demontażu, należy na chwilę poluzować odpowietrznik. Zminimalizuje to ryzyko wystrzelenia płynu podczas odkręcania przewodu hamulcowego. Odpowietrzenie układu Wymiana przewodów hamulcowych wiąże się z koniecznością odpowietrzenia całego układu. Procedura postępowania różni się w zależności od tego, czy nasz samochód wyposażony jest w układ ABS. W samochodach bez ABS-u odpowietrzanie rozpoczynamy od zacisku lub cylinderka tylnego prawego koła (najbardziej oddalonego od pompy hamulcowej). Następnie odpowietrzamy cylinderek lub zacisk tylnego lewego koła, zacisk przedniego prawego, a na końcu lewego koła. W samochodach z układem ABS kolejność jest odwrotna. Zanim przystąpimy do procesu odpowietrzania układu hamulcowego, należy uzupełnić płyn w zbiorniczku do poziomu MAX (w samochodach z ABS-em należy wcześniej kilkadziesiąt razy wcisnąć pedał hamulca). W przypadku samochodu bez ABS-u odpowietrzanie zaczynamy od tylnego prawego koła, a w samochodach z ABS-em – od przedniej osi. Zdejmujemy kapturek ochronny z odpowietrznika, oczyszczamy go dokładnie, a następnie nakładamy przezroczysty wąż. Jego drugi koniec umieszczamy w naczyniu z niewielką ilością płynu hamulcowego (tak, aby koniec węża był w nim zanurzony). Następnie przy pomocy drugiej osoby kilkakrotnie naciskamy pedał hamulca, aż do powstania dużego oporu. Trzymając wciśnięty pedał, odkręcamy o pół obrotu śrubę odpowietrznika. W podłączonym wężu zaobserwujemy wypływający płyn hamulcowy wraz z pęcherzykami powietrza. Gdy pęcherzyki przestaną się pojawiać, zakręcamy odpowietrznik i ponownie wykonujemy całą procedurę. Czynność tę powtarzamy, aż w przewodzie nie będą widoczne pęcherzyki. Na koniec zdejmujemy przezroczysty wąż i zabezpieczamy odpowietrznik kapturkiem ochronnym. Operację wykonujemy analogicznie w cylinderkach i zaciskach hamulcowych pozostałych kół, pamiętając o prawidłowej kolejności. Na koniec uzupełniamy płyn hamulcowy do odpowiedniego poziomu. W samochodach wyposażonych w ABS podczas odpowietrzania należy stale monitorować poziom płynu w zbiorniczku, a w razie potrzeby na bieżąco go uzupełniać. Wymiana przewodów hamulcowych jest czynnością pracochłonną, ale o umiarkowanym stopniu trudności. Należy pamiętać, że wszystkie odpowietrzniki oraz śruby mocujące są bardzo delikatne i mogą ulec uszkodzeniu. Zanim przystąpimy do pracy, warto zastosować środek penetrujący, np. WD-40, który ułatwi odkręcenie zapieczonych śrub. Następnie sprawdźmy, czy jesteśmy w stanie odkręcić wszystkie odpowietrzniki – uchroni to nas przed przykrą niespodzianką, gdy po naprawie nie będziemy mogli odpowietrzyć układu. Dokręcając przewody, również należy zachować szczególną ostrożność i robić to z wyczuciem. Podczas pracy przy układzie hamulcowym niezbędne są gumowe rękawiczki, które ochronią dłonie przed szkodliwym działaniem płynu hamulcowego.
Wymiana przewodów hamulcowych
Kochamy ich i nienawidzimy jednocześnie. Winimy za to, co dzieje się w danym kraju, a jednocześnie potrafimy się spierać o wyższość jednego nad drugim. Mowa oczywiście o politykach, którzy pośrednio decydują o naszym życiu. Warto poznać historię najważniejszych z nich – zarówno z Polski, jak i całego świata. Politycy są jednymi z najważniejszych osób w każdym kraju. To oni decydują o tym, jak wygląda prawo w danym państwie, decydują o podatkach i ulgach dla poszczególnych grup społecznych. Oni także są zwierzchnikami sił zbrojnych. Dlatego też warto poznać historię najważniejszych polityków, a nie ma lepszego na to sposobu niż biografie. „Pod prąd. Robert Biedroń” – Magdalena Łyczko Książka Magdaleny Łyczko przybliża postać Biedronia zarówno od strony prywatnej, jak i publicznej. Robert Biedroń to jeden z najpopularniejszych polityków w naszym kraju, osoba optymistycznie podchodząca do życia i kochająca zwierzęta. Mówi o sobie, że jest chłopakiem z Krosna, który idąc pod prąd, mimo wszystko spełniał swoje marzenia. Dał się już poznać jako polityk niezwykle skuteczny, stawiający na zrównoważony rozwój, wspierający edukację i kulturę oraz dbający o bezpieczeństwo i rozwój mieszkańców Słupska. W książce odpowiada na wiele, czasem również trudnych, pytań. „Ogień i furia. Biały Dom Trumpa” – Michael Wolff “Ogień i furia” Michaela Wolffa to szczegółowy opis intryg, rozgrywających się w otoczeniu Donalda Trumpa tuż po tym, jak objął stanowisko prezydenta USA. To rzetelny i pozbawiony kurtuazyjnych niedomówień obraz głowy jednego z najpotężniejszych mocarstw na świecie. Autor koncentruje się przede wszystkim na ukazaniu tła walk pomiędzy ścierającymi się frakcjami politycznymi. Udziela również odpowiedzi na wiele pytań, np. czy Donald Trump chciał zostać prezydentem. Co myślą o nim pracownicy Białego Domu? Co stoi za zażyłością między Trumpem a Putinem? I wreszcie: czy Trump zostanie odsunięty od władzy? box:offerCarousel „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” – Marcin Dzierżanowski, Anna Gielewska Nieautoryzowana biografia jednego z najbardziej kontrowersyjnych polityków to pozycja obowiązkowa nie tylko dla zwolenników Antoniego Macierewicza. Autorzy w sposób bardzo rzetelny przedstawiają jego sylwetkę, powołując się zarówno na opinie osób sympatyzujących z nim, jak i jego oponentów. Usiłują również udzielić odpowiedzi na pytanie: czego obawia się Antoni Macierewicz i dlaczego tak skutecznie tym strachem zaraża innych. Dodatkowo w książce znalazło się wiele ciekawostek z czasów, kiedy w Polsce panował komunizm. „Niebezpieczne związki Donalda Tuska” – Wojciech Sumliński, Tomasz Budzyński Wojciech Sumliński to znany i ceniony dziennikarz śledczy, który ma w swoim dorobku już kilka książek z cyklu “Niebezpieczne związki”. Tym razem we współpracy z majorem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Tomaszem Budzyńskim przygląda się Donaldowi Tuskowi. Sumliński jest znany z tego, że ujawnia niewygodne fakty, wyciąga na światło dzienne prawdę i demaskuje ludzi zajmujących najważniejsze stanowiska polityczne w państwie. „Wiek ambasadora. Opowieść o życiu Edwarda Raczyńskiego” – Zofia Wojtkowska Zofia Wojtkowska stworzyła niezwykle niebanalny i pozbawiony patosu portret Edwarda Raczyńskiego. Przy tworzeniu książki wykorzystała dokumentację, rozmowy z rodziną i świadkami, literaturę naukową, pamiętnikarską, emigracyjną i krajową. Edward Raczyński to dyplomata i człowiek kultury, którego życie i dokonania pozostawiły trwały ślad w historii Polski. Książka jest napisana bardzo przystępnym i nowoczesnym językiem, nie ma w niej skłonności do plotkarstwa ani koloryzowania, dzięki czemu jeszcze mocniej można odczuć fakt, że życie ciekawych ludzi nie wymaga upiększania.
Wielcy ludzie świata polityki – najciekawsze biografie
W nowoczesnych domach zazwyczaj aranżuje się kuchnie otwarte na salon i jadalnię. Zwolennicy tradycyjnych rozwiązań preferują kuchnię zamkniętą. Jeżeli stoisz przed podjęciem decyzji o sposobie urządzenia kuchni, zapoznaj się z wadami i zaletami obu wariantów. Zalety kuchni zamkniętej Nie musisz aranżować kuchni zamkniętej w takim samym stylu jak pozostałe pomieszczenia. Z powodzeniem można jej nadać rustykalny charakter, podczas gdy inne wnętrza zostaną utrzymane w minimalistycznej stylistyce. Oddzielenie pomieszczeń ścianą i drzwiami sprawi, że miszmasz estetyczny nie będzie rzucał się w oczy. Kuchnia zamknięta jest bardziej ergonomiczna. Łatwiej ulokujesz w niej sprzęty zgodnie z zasadą trójkąta roboczego, wedle której lodówka, zlew i kuchenka są jego wierzchołkami. Ta reguła to wynik sekwencji czynności wykonywanych w czasie przygotowywania posiłków: najpierw wyjmujesz produkty z lodówki, potem je myjesz, a następnie gotujesz lub smażysz. Zamknięta kuchnia nie zwalnia cię z obowiązku systematycznego dbania o porządek, ale jeżeli nie masz czasu na zmywanie po posiłku, możesz swobodnie pozostawić brudne naczynia w zlewozmywaku. Za zamkniętymi drzwiami nie będą kłuć w oczy w czasie odpoczynku w salonie. Kuchnia zamknięta to bezpieczniejsze rozwiązanie dla rodzin z dziećmi. Drzwi albo furtka uniemożliwią im dostęp do gorącej płyty elektrycznej i szuflad z ostrymi sztućcami (nożami czy widelcami). Wady kuchni zamkniętej Do zaaranżowania zamkniętej kuchni potrzeba większej powierzchni, by nie sprawiała wrażenia ciasnej. Minimalny metraż, który trzeba przeznaczyć na funkcjonalną kuchnię to 11 metrów kwadratowych. Jeśli pomieszczenie nie ma okna, trudno będzie je wietrzyć, a poza tym będziesz gotować wyłącznie przy sztucznym świetle. Kuchnia zamknięta za niezbyt szerokimi drzwiami może stanowić problem w kontekście podawania jedzenia w osobnej jadalni. Do przenoszenia naczyń pomiędzy pomieszczeniami musisz korzystać z pomocy innej osoby albo używać tacy. W kuchni odizolowanej od reszty mieszkania trzeba zorganizować miejsce do jedzenia choćby szybkich śniadań. Zazwyczaj funkcję stołu pełni przedłużony blat roboczy, przy którym ustawia się hokery. Takie rozwiązanie może być problematyczne w przypadku rodziny wieloosobowej. Zamknięta kuchnia oddziela kucharza od gości siedzących w jadalni lub salonie. Jeżeli do ciebie należy obowiązek przygotowywania posiłków, nie będziesz mieć z nimi kontaktu wzrokowego. W kuchni o niewielkiej powierzchni nie ma możliwości zaangażowania domowników do pomocy. Zalety kuchni otwartej Większa powierzchnia użytkowa kuchni otwartej na salon lub jadalnię sprawia, że w zależności od potrzeby można jej nadać inną funkcję. Na przykład stół kuchenny może służyć dzieciom jako miejsce do odrabiania lekcji, a tobie – do pracy przy komputerze. Tradycyjny stół można zastąpić barkiem, który zajmuje mniej miejsca. Kuchnia otwarta na salon lub jadalnię optycznie powiększa przestrzeń, dlatego warto zastosować to rozwiązanie w domach o niewielkim metrażu. Połączenie dwóch pomieszczeń sprawia, że wnętrze jest przestronne i lepiej oświetlone. Funkcje poszczególnych jego części można wydzielić, stosując kontrastujące kolory farb na ścianach. Kuchnia otwarta daje kucharzowi możliwość uczestniczenia w życiu towarzyskim, które toczy się w salonie lub jadalni. Większa powierzchnia użytkowa to również okazja, by zaprosić gości do wspólnego gotowania. Wady kuchni otwartej Kuchnia otwarta wymaga dbałości o porządek i samodyscypliny, ponieważ bałagan na blacie roboczym przykuje uwagę odwiedzających dom gości. Musisz dbać, by małe sprzęty AGD zawsze stały na swoim miejscu, a naczynia były pozmywane. Z kuchni otwartej do pozostałych pomieszczeń łatwo będą rozprzestrzeniać się zapachy powstające w czasie gotowania. Wentylacja i okap nie są w stanie pochłonąć wszystkich aromatów. Kupując okap, zwróć uwagę na wydajność i głośność pracy urządzenia. Nie powinna być wyższa niż 50 decybeli. W tym przypadku nie jest możliwe stłumienie hałasów, które mogą zakłócać spokój relaksujących się przed telewizorem domowników. Kuchnia otwarta na salon wiąże się również z większym wydatkiem na jej aranżację. Jest wyeksponowana i pełni funkcję reprezentacyjną, w związku z czym na zabudowę i wyposażenie przeznacza się zwykle większą ilość gotówki. Zarówno kuchnia otwarta, jak i zamknięta ma dobre i złe strony. Wybór wariantu powinien być podyktowany stylem życia, wielkością rodziny i tym, w jaki sposób korzystasz z kuchni: czy codziennie przygotowujesz posiłki, czy też wyłącznie parzysz w niej kawę.
Zalety i wady kuchni otwartej i zamkniętej
Lubimy podglądać brytyjską arystokrację. Ekscytują nas śluby członków rodziny królewskiej, ich wakacje, ich stroje. Doskonała książka pisarki, która sama była jedną z nich, daje nam możliwość przyjrzenia się im z bliska bez poczucia marnowania czasu. Warto od razu zaznaczyć, że powieść Nancy Mitford nie szuka taniej sensacji, a jej adresatem nie są raczej czytelnicy portali z plotkami. To rzecz doskonale napisana, która weszła już do kanonu literatury angielskiej XX wieku. Niemniej jej urok leży między innymi w tym, że pokazuje nam z bliska tzw. klasę próżniaczą z jej wszystkimi wadami. Odpowiedni mąż Miłośnicy literatury angielskiej wiedzą doskonale, że dla kobiety pochodzącej z wyższych sfer dobry mąż to sprawa zasadnicza i najwyższej wagi. Pisała o tym już Jane Austen, a Nancy Mitford tę tezę podtrzymuje. Jej bohaterka, niejaka Lady Montdore, ma córkę na wydaniu i kwestia znalezienia kandydata jest absolutnie priorytetowa. Córka jest znaną pięknością, jej rodzice obrzydliwie bogaci, nie powinno więc być problemów z zalotnikami. Gdyby tylko dziewczyna przejawiała jakiekolwiek zainteresowanie starającymi się o jej rękę mężczyznami. Brzmi to jak początek taniego romansu, ale „Miłość w chłodnym klimacie” z pewnością romansem nie jest. Gdy córka lady Montdore dokonuje skandalicznego wyboru, załamując swoich rodziców, sytuacja się komplikuje. Romans okazuje się mało romantyczny, lady Montdore jest raczej żałosna i godna współczucia, a mimo to trudno nam powstrzymać śmiech. Uwierający blichtr Wszystko dzięki narratorce – stojącej twardo na ziemi Fanny, która jest przyjaciółką córki lady Montdore. Nie tak zamożna, za to zdecydowanie mniej pretensjonalna Fanny potrafi zauważyć i wyśmiać wady swoich znajomych. Czyni to w sposób tak niewymuszony i niezłośliwy, że wszyscy jej to wybaczają, łącznie z czytelnikiem. Fanny nie przepada za blichtrem, bez którego lady Montdore nie umie się obejść. Pokazuje, że życie w luksusie potrafi uwierać, a jej chwilami naiwne niedowierzanie okazuje się całkiem skutecznym zabiegiem narracyjnym. Fanny się dziwi, dzięki czemu czytelnik zauważa wszystkie absurdy i niedorzeczności. Wątki autobiograficzne Powieść jest tym ciekawsza, że autorka wzorowała się na własnych doświadczeniach. Postać Fanny jest w jakimś stopniu jej alter ego, a część bohaterów została stworzona na podobieństwo członków rodziny i znajomych Nancy Mitford. Pisarka pochodziła zresztą z niezwykle ciekawej rodziny. Razem z siostrami tworzyły znaną grupę. Dzisiaj byłyby celebrytkami, kilkadziesiąt lat temu też budziły zainteresowanie prasy. Były arystokratkami, choć niekoniecznie bardzo zamożnymi. Otrzymały świetne wykształcenie, a ich losy potoczyły się ciekawie – niektóre zostały pisarkami, jedna wyszła za mąż na jednego z najbardziej znanych arystokratów, inna zaprzyjaźniła się z Hitlerem i flirtowała z ideologią faszystowską. Świetnie pisały, umiały krytycznie spojrzeć na rzeczywistość i trafnie ją skomentować. Widać to w powieści Nancy, najbardziej chyba utalentowanej z sióstr. „Miłość w chłodnym klimacie” wymyka się jednoznacznym ocenom. Jest to powieść, choć mocno oparta na życiu autorki. Fabuły w niej niewiele, a mimo to od lektury niełatwo się oderwać. To klasyka, ale mało u nas znana. Warto po nią sięgnąć, nie tylko po to, żeby przekonać się na własnej skórze, czy zasługuje na sławę, którą się cieszy w Wielkiej Brytanii, ale także, i może przede wszystkim, dla solidnej i mądrej porcji rozrywki. Źródło okładki: czytelnik.pl
„Miłość w chłodnym klimacie” Nancy Mitford – recenzja
Garnki to niezbędne wyposażenie każdej kuchni. Powinny być solidne, wygodne i funkcjonalne. Warto kupić porządny zestaw garnków, który będzie nam służył przez wiele lat. Obecnie są wielkie promocje na tego typu naczynia, dlatego warto się rozejrzeć i kupić zestaw, który spełni nasze oczekiwania. Wybieramy garnki box:offerCarousel Kompletując zestaw garnków, powinniśmy zwrócić uwagę, czy nadają się one do zmywania w zmywarce. Ich wielkość powinna być dostosowana do naszych potrzeb i do rozmiarów szafki, w której będziemy je przechowywać. Wybierzmy takie naczynia, które można przechowywać jedno w drugim. Kupując zestaw garnków, przyjrzyjmy się ich pokrywkom. Zwróćmy uwagę, czy posiadają otwory do odprowadzania pary. Rodzaj garnków i ich liczba powinny ściśle odpowiadać rodzajom potraw, które przygotowujemy. Przydatne będą rondelki do gotowania mleka lub przyrządzania sosów. Na pewno się przyda większy garnek do zup. Wszystko zależy od tego, jak liczna jest rodzina. Warto zdecydować się na jeden duży gar, który posłuży do gotowania na przykład bigosu. Jeżeli ktoś lubi robić przetwory, przydatnym naczyniem będzie garnek szeroki, pokryty powłoką „nieprzywierającą”. Niezastąpionym garnkiem w codziennym gotowaniu jest garnek z wkładką z dziurkami, który służy do gotowania makaronu lub szparagów. Zastępuje nam durszlak. W zależności od sposobu przygotowywania potraw, rozróżniamy: garnki do gotowania; garnki do smażenia; garnki do gotowania na parze; garnki do duszenia i pieczenia. Garnki do gotowania box:offerCarousel Do gotowania poleciłbym garnki ze stali. Dlaczego? Zupy oraz inne potrawy gotują się w nich bardzo szybko i nie przypalają się. Nagrzewają się w bardzo krótkim czasie, ponieważ posiadają nie tylko grube ścianki, ale przede wszystkim dno z zatopioną wkładką. Wkładka wykonana jest z miedzi lub aluminium. Uchwyty tych garnków zrobione są z materiałów odpornych na wysokie temperatury. Chronią użytkownika przed poparzeniem. Jeżeli posiadamy kuchenkę indukcyjną najlepszy zestaw do gotowania będzie wykonany ze stali. Ciekawostka – kupując garnki do gotowania ze stali, przyłóż magnes do dna garnka, jeżeli się będzie trzymał, to oznacza, że garnek jest dobrej jakości. Garnki do smażenia box:offerCarousel Garnki z powłoką ceramiczną lub pokryte powłoką teflonową świetnie zdają egzamin właśnie podczas smażenia. O tego typu naczynia należy szczególnie dbać, żeby nie zarysować powłoki. Do mieszania należy używać łyżek i łopatek ze sztucznego tworzywa lub drewnianych. Możemy w nich smażyć potrawy bez użycia tłuszczu lub z jego niewielką ilością. Są one funkcjonalne i bardzo trwałe. Garnki do gotowania na parze box:offerCarousel Polecam je klientom, którzy cenią sobie nie tylko zdrowy tryb życia. Są również przeznaczone dla osób, które znajdują się na diecie ze względów zdrowotnych. Garnki tego typu są dwu-, trzy- lub czteropiętrowe. Takie rozwiązanie zapewnia gotowanie kilku potraw jednocześnie. Pokrywka wyposażona jest w otwór, który odprowadza parę. Do dolnej części zestawu wlewa się wodę, a na poszczególnych piętrach układa się potrawy – mięso, ryby, warzywa, ziemniaki. Kupując garnki do gotowania na parze, zwróćmy uwagę na ich szczelność. Garnki do pieczenia oraz duszenia potraw box:offerCarousel Doskonale zdają egzamin w czasie pieczenia i duszenia potraw mięsnych. Trzymają długo ciepło. Ich zaletą jest to, że wolno się nagrzewają, a potrawy nie stygną. Nadają się nie tylko do gotowania na kuchence, ale również możemy je używać do podpiekania w piekarniku. Najlepsze garnki żeliwne od wewnątrz pokryte są teflonem lub emalią ceramiczną. Dzięki temu potrawy nie przywierają do dna garnka. Powłoka zapobiega również rdzewieniu. Dają się bardzo łatwo czyścić. Popularni producenci box:offerCarousel box:offerCarousel Najbardziej znanym producentem garnków w Polsce jest firma Zelmer. Inne marki, które bym polecił to Tefal, Intensa czy Fissler. Naczynia tych firm są wysokiej jakości. Posiadają szereg funkcji oraz dodatkowe wyposażenie, które ułatwia gotowanie. Niestety nie należą do najtańszych, kosztują dość sporo. Warto jednak zainwestować w tego typu naczynia, które będą służyły przez wiele lat. Zbliżają się święta oraz wielkie promocje. Już teraz warto poszukać prezentów. Jeżeli twoi bliscy gotują w przestarzałych "garach", to na pewno się ucieszą właśnie z nowych, funkcjonalnych garnków.
Jakie garnki wybrać do gotowania, a jakie do pieczenia
Olej w silniku, olej w skrzyni i przekładni, płyn chłodniczy czy hamulcowy mają określoną wydajność i co jakiś czas trzeba je wymieniać. Jak często to robić? Są płyny, które wystarczą na długo – właściwie tyle, ile jest w stanie przejechać samochód. Inne trzeba wymieniać. Warto pamiętać, że gdy kupujemy auto z drugiej ręki, trzeba od razu wymienić wszystkie płyny eksploatacyjne, gdyż nie wiadomo, jak były użytkowane i jakie mają obecnie parametry. Ten punkt programu można pominąć jedynie w przypadku auta, które dobrze znamy, np. gdy kupujemy od znajomego czy członka rodziny, o ile im ufamy… Olej silnikowy Nie ma jednolitych zaleceń co do okresu jego wymiany. Wszystkie potrzebne informacje zbajdują się na ogół w instrukcji obsługi auta. W niektórych dokumentach pojawiają się informacje, by robić to co 15 tys. km, w innych – co 30 tys. km. Tych zapisów warto przestrzegać, oczywiście niekoniecznie dosłownie. Po przejechaniu tysiąca czy dwóch więcej nic złego się nie stanie. Można przyjąć, że starsze auta wymagają wymiany co 15-20 tys. km, nowsze mogą pokonać więcej. Trwałość oleju zależy również od stylu i warunków jazdy. Olej silnikowy szybciej zużywa się w warunkach miejskich, gdy silnik nie jest dogrzany, a auto jeździ na stosunkowo krótkich odcinkach. Warto co jakiś czas, np. co 2-3 tys. km, sprawdzać bagnetem jego poziom (auto musi wtedy stać na równej powierzchni) i przed każdą dłuższą podróżą. Silnik nie może być zimny, powinien wcześniej popracować. Najlepiej zrobić to po 5-10 minutach po zakończeniu jazdy, kiedy olej spłynie już do miski. Olej jest podstawą dobrej pracy silnika, który bez niego zatarłby się i już nigdy nie ruszył. Nie warto więc na nim oszczędzać, tym bardziej że nie jest to duży wydatek. Auto wymaga na ogół 4-5 litrów oleju, który kosztuje od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu złotych oraz 30-50 zł zafiltr oleju. Wymiana kosztuje maksymalnie kilkadziesiąt złotych. Olej wymieniany u mechanika jest zazwyczaj wliczany w cenę. Pamiętajmy też, że w autach napędzanych gazem olej należy wymieniać częściej – jego jakość obniża się nawet o połowę szybciej. Olej w skrzyni biegów Oleje przekładniowe wymienia się rzadziej. Są też auta, w których wystarczy uzupełniać ubytki. Trzeba wiedzieć, że to smarowidło pracuje w innych warunkach niż olej silnikowy. Nie ma kontaktu z gorącymi częściami, nie znosi tak dużych obciążeń. Tu również należy przestrzegać zaleceń producenta. Jeśli ich nie znamy, można zadzwonić do ASO albo skontaktować się z mechanikiem. Olej przekładniowy jest dość tani, więc jego wymiana nie zrujnuje budżetu. Kosztuje 20-30 zł za litr, a do przeciętnej skrzyni wystarczą na ogół 2 litry. Standardowo olej powinno się sprawdzać i wymieniać co kilkadziesiąt tysięcy kilometrów. W niektórych autach będzie to 50-60 tys., w innych ponad 100 tys. Tu trzeba sprawdzić zalecenia producenta samochodu i zastosować olej o odpowiednich parametrach. Wymiana oleju jest dość prosta, ale trzeba wiedzieć gdzie znajdują się korek spustowy i wlew. Automatyczne skrzynie biegów szybciej zużywają olej. Można przyjąć, że należy go wymieniać tak często, jak ten w silniku. Często mają one specjalny bagnet, by móc na bieżąco kontrolować jego poziom. Smarowanie w automacie musi być bardzo skuteczne. Płyn hamulcowy W tym przypadku zasada jest prosta – płyn hamulcowy wymienia się co 2 lata lub 60 tys. km przebiegu. Zresztą pod maską znajduje się zbiorniczek wyrównawczy z podziałką umożliwiającą sprawdzenie jego poziomu i stanu. Płyn hamulcowy jest żółty. Jeśli stanie się brudny, bury, trzeba go wymienić. Płyn chłodniczy Jego wymianę warto zgrać z wymianą płynu hamulcowego – również wytrzymuje 2 lata lub 60 tys. km. Poziom płynu chłodniczego sprawdza się na zbiorniczku wyrównawczym. Jeśli chcemy go dolać, pamiętajmy, że silnik musi być wystudzony, w przeciwnym razie grozi poparzeniem. Płyn do wspomagania Również co 60 tys. km warto wymieniać płyn w mechanizmie wspomagania kierownicy. W zasadzie jest to często taki sam olej jak w automatycznych skrzyniach biegów. Tu na ogół lepiej zdać się na pomoc mechanika.
Trwałość płynów eksploatacyjnych
Stephanie nie ma kasy, nie ma pracy i nie ma perspektyw, ma tylko długi i chomika. Coś z tym trzeba zrobić, szybko, bo inaczej kłopoty będą jeszcze większe. Zdesperowana kobieta postanawia zostać łowcą nagród, ta instytucja w Stanach nadal funkcjonuje, choć nie jest to już zdesperowany rewolwerowiec strzelający do każdego, kto widnieje na liście gończym. Sensacja czy kryminał? Książka „Jak upolować faceta” to bardziej lekka literatura obyczajowo-sensacyjna niż klasyczny kryminał, taki z detektywami i zawiłą zagadką. Główny wątek to opowieść o poszukiwaniu przez Stephanie policjanta oskarżonego o morderstwo, smaczku tej sprawie dodaje fakt, że Joe Morelli jest dość dobrze znany Stephanie Plum na gruncie prywatnym. Ten pan to największa nagroda, na jaką może liczyć początkująca łowczyni nagród, ale zanim uda się jej złapać grubą rybę, konieczne będzie jeszcze doporowadzenie na komisariat kilku pomniejszych przestępców, z czegoś żyć trzeba. Sukces Janet Evanovich Jako pierwsze na popularności Janet Evanovich próbowało w Polsce zarobić wydawnictwo Amber, z jakiegoś powodu temat „nie chwycił”, seria dość szybko przestała być wydawana. Na drugie podejście zdecydowała się Fabryka Słów i przy okazji premiery filmu z Katherine Heigl zrobiła restart serii. Wygląda na to, że było to posuniecie nad wyraz udane, bo mamy już trzynasty tom, a czternasty czeka w zapowiedziach. Przyznam szczerze, że nie dziwię się wcale, bo przygody Stephanie Plum to znakomita literatura rozrywkowa. Pierwsza część jest lekka, pełna humoru, napisana z pomysłem, a kolejne są jeszcze lepsze. Bohaterowie budzą sympatię, a babcia Mazurowa, rodzona babcia Stephanie, wywołuje regularne salwy śmiechu, zwłaszcza w domach pogrzebowych, które ją fascynują. Czytanie dla relaksu Jeśli zatem szukacie jakiejś literatury, która będzie was w stanie zrelaksować po ciężkim dniu, takiej która przyniesie sporo przyjemności, odpręży i niesie ze sobą sporą dawkę optymizmu, polecam wam serię Janet Evanovich. Za mną co prawda dopiero kilka pierwszych tomów, ale żona dobiła do ostatniego. Jednym z najczęstszych pytań, jakie mi zadaje, jeśli chodzi o książki, jest to, kiedy kolejna Śliwka. Dla tych najoporniejszych, których nie przekonałem, dodam jeszcze, że seria pięknie wygląda na półce, zacznijcie od udekorowania mieszkania, a z pewnością skończycie z uśmiechem na ustach w towarzystwie Steph, Morellego, babci Mazurowej i spółki. Jest pewna wada Na koniec mam jednak kilka złych informacji. Po pierwsze, książki Janet Evanovich są dość drogie, po drugie, niezbyt często trafiają na jakieś promocje czy wyprzedaże. Jeśli już są takie, to należy na nie polować w momencie, kiedy wychodzi jakaś nowa część. W zapowiedziach jest już „Odlotowa czternastka”, więc wkrótce będzie okazja. Trzeba się spieszyć! Źródło okładki: www.fabrykaslow.com.pl
„Jak upolować faceta” Janet Evanovich – recenzja
Te dwa intensywne kolory zestawione razem podkręcają się, tworząc niesamowity efekt. Kobalt i złoto zawsze były obecne w królewskiej garderobie. Księżniczki i królowe dzięki tym barwom prezentowały swoje bogactwo i demonstrowały przepych. To połączenie wysmakowane, po które warto sięgnąć w sezonie karnawałowym, by lśnić na balach i imprezach niczym monarchinie. Błękit kobaltowy wywodzi się od minerału, który w rzeczywistości ma srebrną barwę. Z połączenia glinianu kobaltu z tritlenkiem diglinu powstaje w malarstwie niezwykle piękny kolor – błękit kobaltowy (błękit Thénarda), który jest chętnie stosowany do dekoracji wnętrz, a także do farbowania tkanin. To kolor uniwersalny, gdyż świetnie wygląda w niemal każdym połączeniu kolorystycznym. Co więcej – w niemal każdym zestawieniu działa na swoje towarzystwo jak afrodyzjak, uwydatniając głębię barw. Połączenie złota z kobaltem to iście królewski szyk, stosowany często w projektantach haute couture. Dolce & Gabbana podkreśla je, zakładając na głowy modelek tiary-korony. Najlepiej w kobalcie wyglądają zimne typy urody: wiosna i zima. Panie z typów ciepłych, czyli jesień i lato, mogą go zastosować je w dodatkach. Z kolei w przypadku złota jest na odwrót – jesień i lato mogą je brać na warsztat w bazie stylizacji, a wiosna i zima – w otoczeniu bazy. Złoto w dodatkach i biżuterii mogą zresztą wybierać wszystkie panie, ale warto, aby dobierały jego rodzaj ze względu na typ urody. I tak czysta wiosna będzie dobrze wyglądać w różowym i żółtym złocie, dla czystej, a także prawdziwej zimy odpowiednie będzie białe złoto, wszystkie typy jesieni mogą sięgnąć po stare złoto, a wszystkie typy lata – po różowe złoto. Sprawdź, jak możesz zastosować kobalt i złoto podczas balu karnawałowego, i wybierz efektowny look godny monarchini. Nowoczesna klasyka box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin W tej sukni i z tymi dodatkami mogłabyś pokazać się na czerwonym dywanie. Suknia maksi (Bonprix), o prostym kroju, pięknie podkreśla sylwetkę. Brokatowa warstwa wierzchnia mieni się złotem i stonowanym niebieskim we wstawkach po bokach. Nieco staroświecka forma zyskuje nowy wymiar dzięki nowoczesnym geometrycznym dodatkom – torebce (Papillon4you), kolczykom (Cloe) i bransolecie, jaką Anna Kuczyńska zaprojektowała dla Yes. Wytworne złoto podkręcają kobaltowe czółenka na grubych, prostokątnych słupkach (Bayla). Szykowny paisley box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Nie mniej ponętnie wygląda sukienka( Orsay) o seksownej linii bodycon. Kobalt wyciszają srebrzyste wzory paisley. Wzory i zakładka na piersiach pozwalają sięgnąć po ten trudny zwykle krój paniom z nadprogramowymi kilogramami. Do ręki kobaltowe puzderko (Primamod)a. Złoto z kobaltem ładnie korespondują na bransoletce z koralików (Yes). Reszta dodatków w złocie – kolczyki listki (Cloe), stroik-grzebyk do włosów (Margut) i czółenka z odkrytymi palcami (Venezia). Kobaltowa księżniczka box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Jeśli chcesz wyglądać jak księżniczka, dobierz sukienkę z tiulową spódnicą – czarna, oprószona brokatem świetnie koresponduje z cekinową, gorsetową górą (RiZ). Jak na prawdziwą królewską córkę przystało, na głowę włóż tiarę (Jablonex). Misternie wykonana wiktoriańska biżuteria – kolia i bransoletka (Yes) – to ekskluzywne dodatki świetnie pokazujące, jak zgraną parą jest kobalt i złoto. Luksusowy look podkreśla złota torebka z napisem Valentino (Van Graaf). Na nogi wybierzmy kobaltowe czółenka na cieniutkich szpileczkach (CheBello).
Kobalt i złoto – królewski szyk na bal karnawałowy. Propozycje stylizacji
Jeśli chcemy poprawić wyniki w sporcie, który uprawiamy, a nie zależy nam tylko na aktywności rekreacyjnej, to należy do planu treningowego wprowadzić elementy o bardzo dużej intensywności. Po prostu, żeby odnieść sukces, trzeba się mocno napracować i zmęczyć. Jednak efekty przychodzą szybko. Oczywiście, należy zwracać uwagę, by nie doszło do klasycznego przetrenowania i tu ważną rolę odgrywa regeneracja. Jeśli wszystko dobrze zaplanujemy, to sukces nadejdzie. Mocna dawka zmęczenia Trening interwałowy wpływa na poprawę prędkości, wytrzymałości oraz ogólnej siły. Są to ćwiczenia o zmiennej intensywności. Co ważne, w dość krótkim czasie można doprowadzić do spadku wagi ciała, gdyż podczas treningu następuje szybkie spalanie tkanki tłuszczowej. To ćwiczenia bardzo intensywne, wykonywane na dużym zmęczeniu – raz szybko, raz wolno. Trening interwałowy nie powinien trwać dłużej niż 20 minut 2–3 razy w tygodniu. To w zupełności wystarczy. Pamiętajmy, aby nie robić go codziennie. Ważna jest regeneracja i odpoczynek. Jeśli nie będziemy tego przestrzegać, wówczas przemęczone mięśnie będą mniej wydajne. Brak postępów może skutecznie zniechęcić do ćwiczeń. Najważniejsza jest systematyczność, cierpliwość i chęć osiągnięcia dobrych rezultatów. Nie ma czasu na nudę Interwały wykonuje się w określonym czasie, raz z wysoką, a następnie z mniejszą intensywnością. Wybieramy sobie jedno ćwiczenie. Jeśli jest to bieg, ćwiczymy sprint np. przez 30 sekund, a następnie 15 sekund truchtamy, żeby odpocząć. W zależności od naszego zaawansowania biegowego i doświadczenia powtarzamy od 5 do nawet 15 takich serii. Podobny trening można przeprowadzić np. na rowerze stacjonarnym. Trening interwałowy jest bardzo wyczerpujący. Należy pamiętać, żeby przed jego rozpoczęciem bardzo dobrze rozgrzać wszystkie partie mięśniowe. Przy takim wysiłku i natężeniu nietrudno o kontuzję. Na początku można wykonać bieg w miejscu lub pięciominutowy trucht, następnie rozgrzewkę statyczną i dynamiczną. Potem przechodzimy do interwałów. Na koniec dobrze jest porozciągać wszystkie partie mięśniowe. Wyznacz sobie cel Sam trening nie wymaga wiele czasu. Można na niego poświęcić kilkanaście minut 2–3 razy w tygodniu, a efekty przyjdą bardzo szybko. Dla niektórych będzie to utrata wagi i zbędnych kilogramów, ale także lepsza sprawność fizyczna. Poprawi się wydolność i kondycja. Można też skupić się na trenowaniu konkretnego elementu, np. prędkości. Wtedy ćwiczymy szybkie biegi, jazdę na rowerze, rolkach, łyżwach czy nartach biegowych. Jeśli zależy nam na redukcji tkanki tłuszczowej i ogólnej poprawie wydolności organizmu, możemy robić różne zestawy ćwiczeń. Zasada jest taka, żeby były intensywne i angażowały wszystkie partie mięśniowe. Wtedy trening będzie kompletny i da znakomite efekty. Interwały można wykonywać, stosując takie elementy, jak wspomniane wcześniej biegi i jazda na rowerze, ale również pajacyki i ćwiczenia ze skakanką. Należy zwrócić uwagę na to, by nie łączyć interwałów z treningiem aerobowym i siłownią. Nie powinniśmy być na czczo. Ćwiczenia wymagają dużo energii, więc nie dopuśćmy do omdlenia w trakcie ich wykonywania. Rodzaj i intensywność ćwiczeń należy dobrać odpowiednio do wieku, zaawansowania oraz wytrenowania. W trakcie odpoczynku nie chodzi o to, by nic nie robić, trzeba ćwiczyć dalej, ale z mniejszą intensywnością. Wolniej, ale bez przerw. Trening interwałowy poprawi naszą ogólną kondycję. Jest też doskonałą odskocznią od spraw dnia codziennego. Przynosi szybkie efekty, co daje wiele satysfakcji.
Trening interwałowy – co musisz wiedzieć?
PlayStation 4 jest dostępne w sprzedaży dopiero od blisko trzech lat, ale Sony zapowiedziało już następcę swojego produktu. PlayStation 4 Neo nie będzie jednak zupełnie nową konsolą, a zaledwie usprawnioną wersją sprzętu obecnego dziś na sklepowych półkach. Konsole obecnej generacji – X1 i PS4 – nie mają jeszcze trzech lat, ale już teraz pojawiają się informacje o ich następcach. W sprzedaży na początku sierpnia pojawił się Xbox One S, a w przyszłym roku Microsoft chce wprowadzić do oferty konsolę o kodowej nazwie Scorpio o wydajności 6 TFLOP-ów. Nowa konsola Sony zapowiedziana Sony również zapowiedziało nową konsolę, która ma być dostępna jeszcze w tym roku razem z PlayStation VR. Jak na razie nie wiadomo zbyt wiele o specyfikacji urządzenia, ale wedle dotychczasowych, nieoficjalnych informacji PlayStation Neo ma mieć wydajność na poziomie 4,14 TFLOP-a. PlayStation 4K czy PlayStation 4 Neo? Nie wiadomo jeszcze, jak będzie się nazywała nowa konsola Sony. Rozsądną nazwą wydaje się PlayStation 4K, ponieważ, podobnie jak w przypadku Xbox One S, jedną z zalet nowego sprzętu ma być wsparcie dla materiałów multimedialnych w rozdzielczości 4K. Nie powinniśmy się jednak spodziewać się gier renderowanych w natywnej rozdzielczości 4K.PlayStation 4 Neo to nazwa kodowa nowej konsoli – tak jak Scorpio w przypadku następcy Xbox One i Xbox One S ze stajni Microsoftu. Możliwe jednak, że nazwa Neo zostanie porzucona, tak samo jak porzucono nazwę Projekt Morfeusz na rzecz PlayStation VR. PlayStation 4 Neo i PlayStation VR Do premiery gogli wirtualnej rzeczywistości produkcji Sony pozostało jeszcze nieco czasu, ale już teraz gracze zastanawiają się nad ich kompatybilnością. Dobra wiadomość jest taka, że PlayStation VR będzie współpracować z podstawową edycją PlayStation 4, a zakup PlayStation 4 Neo nie będzie wymagany, by cieszyć się tą formą rozrywki. Czy warto czekać na nową konsolę? Osoby rozważające zakup PlayStation 4 już teraz nie powinny czekać z zakupem. Nadal nie wiadomo, czy i jakie funkcje będzie oferować PlayStation Neo i można rozsądnie założyć, że nowe gry będą projektowane z myślą o starej konsoli jeszcze przez wiele lat. Poprzednia generacja urządzeń przetrwała ponad dekadę, a obecna jest z nami dopiero trzy lata.Nie należy spodziewać się też znacznego spadku cen PlayStation 4 po premierze PlayStation 4 Neo. Nowa konsola ma być produktem z segmentu premium, który zostanie na wstępie wyceniony znacznie drożej niż podstawowa wersja PlayStation 4. Mogą pojawić się nieduże obniżki, ale jeśli Sony nie zrobi graczom naprawdę nieprawdopodobnej niespodzianki, to pod koniec roku ceny PlayStation 4 nie spadną nagle o połowę. Podsumowanie Posiadacze PlayStation 4 mogą spać spokojnie. Do premiery PlayStation 4 Neo pozostało wiele czasu, a nawet po wyjściu odświeżonej konsoli jeszcze przez długie lata twórcy gier będą wydawali swoje produkcje na starszy sprzęt. Nic nie wiadomo też na temat nowego pada i prawdopodobnie PlayStation 4 Neo zadebiutuje w towarzystwie kontrolera DualShock 4. Jeśli ktoś myśli teraz o zakupie konsoli, to podstawowy wariant PlayStation 4 to bardzo dobry wybór – a nic nie stoi na przeszkodzie, by w niedalekiej przyszłości po premierze PlayStation 4 Neo sprzedać swoje PlayStation 4 i wymienić konsolę na nowszy model.
PlayStation 4K – czy warto czekać z zakupem konsoli Sony?
Wymiana akumulatora w wielu samochodach wymaga dziś pomocy profesjonalnego mechanika i użycia sprzętu elektronicznego. Jednak nawet w przypadku aut, które potrzebują ciągłego zasilania, samodzielna wymiana jest możliwa. Na początek kilka słów teorii. Stosunkowo niedawno wymiana akumulatora w samochodzie była tylko nieco bardziej skomplikowana od wymiany baterii w latarce. Problemy zaczęły się wraz z inwazją urządzeń elektronicznych. W sumie do tej pory zmiana baterii w kilkuletnim aucie nie wymaga specjalnych zabiegów. Jedyne, co może nam się „skasować”, to pamięć radia. Warto więc przed wymianą akumulatora poszukać kodu do sprzętu audio – jeśli jest on w ten sposób zabezpieczony. Wielu producentów aut zabezpiecza jednak sprzęty elektroniczne dodatkowymi akumulatorkami. Niestety, nie wszyscy. Rozdział „Akumulator” Jeśli więc mamy w miarę nowe auto, koniecznie sprawdźmy w instrukcji obsługi rozdział zatytułowany „Akumulator”. Przeczytajmy go uważnie i ze zrozumieniem. Oczywiście każdy producent będzie tam pisał, by akumulator wymieniać w autoryzowanej stacji obsługi, najlepiej na model współpracującej z nim firmy. Ale jeśli w instrukcji samodzielna wymiana nie jest kategorycznie zabroniona i nic nie jest napisane o podtrzymaniu napięcia, możemy zrobić to własnoręcznie. Zapasowy akumulator Ale jeśli w instrukcji jest coś o podtrzymaniu napięcia, musimy być uważni. Najprościej mieć gdzieś pod ręką zapasowy akumulator oraz kable do niego. Jak to zrobić? Do przewodów baterii podpinamy dodatkowy akumulator szeregowo. Plus do plusa, minus do minusa. Uwaga – nie do akumulatora, ale do przewodów, które zdejmiemy ze starego sprzętu. Następnie odpinamy zużytą baterię (najpierw minus, potem plus) i zastępujemy ją nową (plus do plusa, minus do minusa). Po wszystkim odpinamy zapasowy i po sprawie. Musimy jednak działać rozważnie i ostrożnie. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na to, czy klemy są dobrze pozapinane, czy gdzieś nie przeskoczy iskra, czy kable się nie zsuną. W skrócie – kable nie powinny dotknąć niczego innego poza akumulatorem. Prostownik W wielu przypadkach jest to czysta ekwilibrystyka. Można zrobić to łatwiej i lepiej. Warunkiem jest jedynie, by gniazdo zapalniczki było aktywne po wyłączeniu stacyjki. Musimy nabyć specjalny prostownik – z opcją ładowania przez gniazdo zapalniczki. Takie sprzęty na ogół mają funkcję podtrzymywania napięcia, a ich obsługa jest bajecznie prosta. Podłączamy ładowarkę do kontaktu, drugi koniec wciskamy w gniazdo zapalniczki, wybieramy opcję podtrzymania napięcia i spokojnie wymieniamy baterię. Dodatkowe informacje o tym, jak postępować, znajdziemy w instrukcji obsługi sprzętu. Podstawowe ładowarki tego typu kosztują stosunkowo niewiele – od 50 zł do 120 zł. Bardziej zaawansowane już kilkaset (200–400 zł), ale to są po prostu porządne prostowniki. Jeśli potrzebujemy prostownika (bo zima, bo krótkie dystanse), to przy okazji wybierzmy model z opcją podtrzymania napięcia. Różnicy w cenie praktycznie nie ma, a może się przydać. System start/stop Dużo trudniej będzie w przypadku aut z systemem start/stop. Część z nich ma zawansowaną elektronikę, której akumulator jest integralną częścią. Nowsze modele są też wyposażone w system odzyskiwania energii podczas hamowania – trafia ona w postaci prądu do akumulatora. Baterie tego typu mają dużą wytrzymałość na rozładowywanie i doładowywanie, a do ich wymiany trzeba zaprząc elektronikę – urządzenie do wymiany akumulatorów ze złączem OBD. Z jednej strony, jest to wyższa szkoła jazdy, z drugiej – bardzo prosta czynność. Otóż po podłączeniu takiego profesjonalnego sprzętu do złącza serwisowego wyświetla ono coś w rodzaju instrukcji postępowania. Diagnozuje stan akumulatora, podpowiada, czy trzeba go wymienić, na jaki model, o jakich parametrach, a następnie „uczy” samochodowy komputer, że akumulator został wymieniony i wszystko jest OK. Podstawowe wersje mają ograniczone możliwości, kosztują od ok. 600–700 zł wzwyż.
Wymiana akumulatora w aucie wymagającym podtrzymania napięcia
Temat mody dla krągłych panów wydaje się nieco marginalizowany. Podczas gdy puszyste kobiety coraz częściej pojawiają się na okładkach kolorowych magazynów i na wybiegach, mężczyźni z nadprogramowymi kilogramami nadal pozostają w cieniu. Tymczasem dobór ciekawej stylizacji nie jest w tym przypadku tak trudny, jak może się wydawać. Wystarczy pamiętać o kilku zasadach. Pogódź się z rozmiarem Puszystych mężczyzn można podzielić na dwie grupy. Jedni wychodzą z założenia, że najlepszym sposobem na ukrycie fałdek jest zakup luźnych ubrań. Inni natomiast z uporem maniaka zakładają rzeczy o rozmiar za małe, wierząc, że jeśli udaje im cię wbić w „elkę”, daleko im do niechlujnego wyglądu zwolenników okryć przypominających namioty. Ci pierwsi nie zdają sobie sprawy z tego, że rezultat ich działań zawsze jest odwrotny niż ten oczekiwany. Zwiewne elementy garderoby nie tylko nie tuszują mankamentów sylwetki, ale optycznie pogrubiają. W przypadku zbyt skąpych ubrań efekt jest jeszcze bardziej komiczny. T-shirty i sweterki wyglądają jak skurczone w praniu, a wszystkie niedoskonałości są idealnie uwypuklone. Naczelną zasadą, jaką powinni kierować się panowie plus size, jest dobór właściwego rozmiaru. Idealnie dopasowany strój to połowa sukcesu. Dzięki temu sylwetka odzyska proporcje, a mężczyźni – swobodę ruchów. Uważaj na wzory i kolory Podpatrzona w świecie mody kobiecej zasada wyszczuplającego działania czerni stuprocentowo sprawdzi się także w przypadku mężczyzn. Ciemne ubrania potrafią zdziałać cuda, ujmując nawet kilka kilogramów. W tej roli doskonale spiszą się głębokie granaty, szarości, brązy. Nie oznacza to oczywiście, że musicie całkiem zrezygnować z żywszych odcieni. Pamiętajcie jednak, by nosić je z rozwagą. Czerwona koszula opięta na mocno uwypuklonym brzuchu raczej nie zrobi dobrego wrażenia. Czerwone spodnie typu slim połączone ze stonowaną górą, np. granatową, i dobrze skrojoną marynarką mogą okazać się za to strzałem w dziesiątkę. Wszystko zależy od tego, jak zbudowane jest ciało. Optymistyczne barwy powinny eksponować atuty, ciemne – neutralizować najbardziej problematyczne miejsca. Podobną ostrożność zachowajmy w przypadku ekstrawaganckich wzorów i zdobień. Bez większych obaw możemy wykorzystywać pionowe paski, które wysmuklają sylwetkę. Zwróć uwagę na detale Choć panowie mają zwykle problem z dostrzeganiem szczegółów, warto włożyć w to odrobinę wysiłku. Przede wszystkim – dekolty. Wybierając koszulki, longsleeveczy sweterki, postawmy na dekolty w tzw. serek, czyli w kształcie litery „V”. Dzięki temu szyja będzie wydawała się dłuższa, a klatka piersiowa zostanie bardziej zaakcentowana. Podobny efekt da rozpięcie kilku guzików koszuli. Wystrzegajmy się natomiast golfów. Warto także przekonać się do noszenia marynarek, które przywrócą ciału odpowiednie proporcje i przydadzą stylizacji klasy. Postawmy na fasony z lekkich tkanin, zapinane na jeden lub dwa guziki, pozbawione tylnych cięć. Szersze rozcięcie z przodu optycznie wydłuży nogi. Unikajmy modeli z wąskimi klapami i obszernymi kieszeniami. Szczególną uwagę zwróćmy na krój spodni. Wbrew pozorom wcale nie muszą mieć poszerzanej nogawki, zwłaszcza że wielu puszystych panów ma całkiem zgrabne nogi, co warto podkreślić. Aby nie zaburzyć proporcji sylwetki, postaw na rozważnie dobrane slimy. Dobrym pomysłem będą modele z podwyższonym stanem, z lekkim kantem i szelkami zamiast paska. Wystrzegaj się natomiast zakładania biodrówek, zwłaszcza jeśli są uszyte z ciężkich materiałów, np. sztruksu. Dopełnieniem stylizacji będą klasyczne i lekkie buty w kolorze odpowiadającym spodniom (kolejny trik wydłużający nogi). Nie bójcie się grubszej podeszwy i niewielkiego obcasa.
Puszysty i męski – zasady doboru ubrań dla panów z nadwagą
Dysponując kwotą 900 zł, może nam się wydawać, że każdy tablet, jaki kupimy w tej cenie, będzie przyzwoitym urządzeniem. Niestety, realia są nieco inne, ponieważ możemy równie dobrze nabyć słaby i przestarzały sprzęt. Jaki tablet wybrać? Samsung Galaxy Tab 4 T530 Samsung w świecie mobilnych technologii jest znaną firmą. Dla osób ceniących markowe produkty całkiem dobrym wyborem może się okazać tablet Galaxy Tab 4 T530. Jest to urządzenie wyposażone w 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz, 1,5 GB RAM, 16 GB pamięci na dane oraz 10,1-calowy ekran o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli. Za system operacyjny służy Android 4.4 KitKat, natomiast moduły łączności stanowią Bluetooth oraz Wi-Fi. Warto dodać, że sprzęt ma wbudowany GPS. Co z ceną? Ta w większości przypadków nie przekracza 900 zł. LENOVO TAB2 A10-70L Dysponując kwotą 900 zł, warto też zwrócić uwagę na tablet chińskiego producenta, LENOVO – model A10-70L. Jest to idealne urządzenie dla wszystkich, którzy od tabletu wymagają bezpośredniego dostępu do sieci LTE. Oprócz tego we wnętrzu znalazło się miejsce dla 4-rdzeniowego procesora o taktowaniu 1,5 GHz, 2 GB pamięci RAM, 16 GB pamięci na dane oraz moduły Wi-Fi, Bluetooth i AGPS. Nie zapominajmy też o doskonałym ekranie IPS mającym 10,1-cala przekątnej oraz rozdzielczość 1920 x 1080 pikseli. Jako OS dostajemy Android 4.4 KitKat. Cena za ten tablet waha się w granicach od 820 do 900 zł. Apple iPad mini W cenie nieprzekraczającej 900 zł możemy też kupić tablet Apple, a konkretnie wyposażony tylko w łączność Wi-Fi model iPad mini (16 GB). Urządzenie miało swój debiut pod koniec 2012 roku, jednak nadal jest warte swojej ceny. Za około 890 zł otrzymujemy tablet z 7,9-calowym ekranem IPS o rozdzielczości 768 x 1024 pikseli, 2-rdzeniowym procesorem o taktowaniu 1 GHz, 512 MB RAM, kamerą 5 Mpix. Jedną z ważniejszych cech tego sprzętu jest jednak fakt, że ma system iOS, który można aktualizować do wersji 9.0.2. Samsung Galaxy Tab E 9.6 T561 Za niecałe 900 zł można też nabyć Samsunga Galaxy Tab E 9.6 T561. Jest to sprzęt wyposażony w 4-rdzeniowy procesor 1,3 GHz, 1,5 GB RAM, 9,6-calowy ekran o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli, a także łączność Wi-Fi, Bluetooth, GPS oraz wbudowany modem 3G. Miejsce na dane użytkownika to 16 GB pamięci. Aparat główny ma rozdzielczość 5 Mpix. Co z systemem operacyjnym? Tak samo, jak w przypadku Galaxy Tab 4 T530, mamy tu Android 4.4 KitKat. HUAWEI MEDIAPAD T1 Wśród polecanych tabletów do 900 zł nie może zabraknąć modelu HUAWEI MEDIAPAD T1. Tablet działa pod kontrolą systemu Android 4.4 KitKat, a jako wyświetlacz służy 10-calowy ekran o rozdzielczości 1280 x 800 pikseli. Za wydajność odpowiada 1 GB RAM (16 GB pamięci na dane), wspomagany przez 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz. Nie zapomniano również o Bluetooth, Wi-Fi oraz GPS. Dostępny jest również wariant z łącznością LTE. Cena tego urządzenia to ok. 830 zł. MODECOM FreeTAB 9000 IPS ICG A co powiecie na nieco tańszy sprzęt firmy MODECOM? Tablet FreeTAB 9000 IPS ICG to urządzenie wyposażone w 2-rdzeniowy procesor 2 GHz Intel Atom, 2 GB pamięci RAM, 16 GB powierzchni na dane, aparat 5 Mpix, Wi-Fi oraz Bluetooth. Tym, co na niekorzyść wyróżnia ten sprzęt na tle konkurencji, jest fakt, że ma on nieco starszy system operacyjny Android w wersji 4.2 Jelly Bean. Na uwagę zasługuje za to 8,9-calowy ekran IPS o rozdzielczości aż 1920 x 1200 pikseli. Za tablet MODECOM będziemy musieli zapłacić od 700 do 850 zł.
Tablet do 900 zł – jaki wybrać?
Dawni podróżnicy nie wiedzieli nic o miejscu, w które jadą. Nie mieli oddychających ubrań i liofilizowanych obiadów w folii. Wyruszali na wyprawę, nie wiedząc, czy z niej wrócą. O losach jednego z ostatnich opowiada amerykański dziennikarz, który złapał tego samego bakcyla, co jego bohater. Złote miasto ukryte w dżungli Te kilka słów nawet dzisiaj potrafi rozpalić wyobraźnię poszukiwacza przygód. Miasto ukryte w dżungli, pełne złota i cennych przedmiotów, miasto, do którego nie dotarł jeszcze żaden Europejczyk. Wiktoriańscy badacze wierzyli, że taki właśnie skarb kryje w sobie dżungla amazońska. Nazwali je miastem Z i starali się wpaść na jego ślad. Na niektórych wizja miasta Z miała większy wpływ niż na innych. Wyjątkowo podatny okazał się niejaki Percy Harrison Fawcett – angielski dżentelmen, który wierzył, że to właśnie on jako pierwszy dotrze do legendarnego miejsca. Był pewien, że Amazonię zamieszkiwała niegdyś rozwinięta cywilizacja, i że tylko kwestią czasu jest odnalezienie pozostałości po niej. Szalony marzyciel Wiktoriańscy dżentelmeni bywali szaleńczo odważni. Jeździli po świecie, wożąc absurdalne ilości bagażu, zapadali na choroby tropikalne, popadali w obłęd, a mimo to wyruszali na kolejne wyprawy. I choć wielu wśród nich było odważnych szaleńców, Fawcett się wyróżniał. Mało kto był tak twardy, tak uparty i wytrwały. Zdobył doświadczenie, nie bał się, zresztą – niebezpieczeństwa się go nie imały. Towarzysze podróży chorowali, nie mogli się pozbyć gryzących ich wszędzie insektów, a on nic. Porzucał słabych i gnał przed siebie, na ostatnią wyprawę zaś postanowił zabrać tylko najbliższych – syna i jego najlepszego przyjaciela. Wyruszyli więc do dżungli w trójkę i wszelki ślad po nich zaginął. Poszukiwacze Jego wyprawa była szeroko opisywana w prasie, wielu śmiałków wyruszyło śladami Fawcetta, próbując go odnaleźć. Nie wierzono w jego śmierć. Wydawał się zbyt twardy, jego moce wręcz nadludzkie. Dużo osób wierzyło, że odnalazł swoje miasto Z. Kolejne wyprawy udawały się na poszukiwania, a wielu z ich członków nie wracało. W końcu Królewskie Towarzystwo Geograficzne przestało udzielać informacji o wyprawie Fawcetta, chcąc w ten sposób ukrócić to szaleństwo. Wydawało się zresztą, że nic się już nie da zrobić. I wtedy amerykański dziennikarz David Grann, który nigdy nie był w dżungli i nie miał żadnego doświadczenia w organizacji ekstremalnych wypraw, usłyszał o losach Fawcetta i postanowił dowiedzieć się czegoś więcej. Przeszukał archiwa, odnalazł nieznane wcześniej dokumenty, aż wreszcie, zarażony być może tym samym szaleństwem, postanowił wyruszyć samotnie do dżungli. Pasja, szaleństwo, przygoda „Zaginione miasto Z” jest wspaniałym owocem tego pomysłu. To zarówno historia samego Fawcetta, jak i porywająca opowieść o tym, że prawdziwa pasja potrafi być zaraźliwa nawet kilkadziesiąt lat później. David Grann staje się kolejnym poszukiwaczem opętanym wizją odnalezienia miasta Z, od poprzedników różni go tylko autoironia i świadomość tego, jak bardzo jest nieprzygotowany. Pisze z werwą i pasją, a historia, którą przed nami odsłania, jest zaiste nieprawdopodobna. To lektura obowiązkowa, choć lepiej z nią uważać – kto wie, czy szaleństwo nie przejdzie na czytelnika, który postanowi znienacka wyruszyć na poszukiwanie skarbów? Źródło okładki: strona www.gwfoksal.pl
„Zaginione miasto Z” David Grann – recenzja
Zakup tabletu nie jest niestety prostą sprawą. Jeśli na ten cel chcemy przeznaczyć zaledwie 300 zł, dodatkowo wszystko komplikuje się jeszcze bardziej. Jeśli macie wątpliwości lub zupełnie nie macie pojęcia, jaki tablet w cenie do 300 zł wybrać, zapraszam do lektury tego poradnika. Zaprezentuję kilka modeli tabletów, które mieszczą się w tym budżecie. Goclever Quantum 700 Mobile Pro W cenie ok. 280 zł bez problemu znajdziecie tablet firmy Goclever, model Quantum 700 Mobile Pro. Tablet jest o tyle ciekawy, że jako jedno z nielicznych tego typu urządzeń ma wbudowany modem 3G ze slotem na dwie karty SIM, który umożliwia dostęp do internetu w miejscach, gdzie np. nie możemy korzystać z Wi-Fi. Oprócz tego w tablecie znajdziemy 7-calowy ekran o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli, 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz, a także 1 GB RAM oraz 8 GB pamięci na dane. Warto wspomnieć o systemie operacyjnym Android, który jest tu w dość nowej wersji – 5.1 Lollipop. Producent nie zapomniał o kamerach. W tablecie Goclever znajdziemy dwie – główną 2 Mpix i przednią 0,3 Mpix. Lenovo Tab 3 A7-10F Ciekawą propozycją w cenie ok. 300 zł jest też tablet firmy Lenovo, model Tab 3 A7-10F. Podobnie jak w zaprezentowanym przed chwilą sprzęcie Goclever, tutaj także mamy 7-calowy ekran o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli, 1 GB RAM oraz 8 GB przestrzeni na dane użytkownika. Za wydajność odpowiada 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,3 GHz. Niestety, próżno w tym sprzęcie szukać wbudowanego modemu 3G, musimy się zadowolić łącznością Wi-Fi. Jeśli chodzi o kamery, mamy tu dwie – z tyłu 2 Mpix i z przodu 0,3 Mpix. Jak przystało na nowoczesne urządzenie, zainstalowano tu system operacyjny Android w wersji 5.0 Lollipop. Overmax LIVECORE 7041 A co powiecie na jeszcze tańsze, kosztujące niecałe 200 zł, urządzenie? Jeśli cena wydaje się wam kusząca, zainteresujcie się tabletem Overmax LIVECORE 7041. Jego specyfikacja jest całkiem mocna. „Pod maską” zainstalowano 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1,2 GHz, 8 GB pamięci wewnętrznej, 512 MB RAM, a także dwie kamery 0,3 Mpix. Matryca ma 7 cali, lecz jej rozdzielczość jest nieco niższa niż u poprzedników i wynosi 800 x 480 pikseli. Niska cena wiąże się z tym, że producent jako system operacyjny zainstalował tu Android w nieco starszej wersji – 4.4 KitKat. Niewielkie niedostatki nadrabia za to styl urządzenia, które można kupić w wielu różnych kolorach. Manta MID713 Za ok. 160 zł możecie kupić tablet firmy Manta, model MID713. Co oferuje urządzenie w tej cenie? 2-rdzeniowy procesor o taktowaniu 1 GHz, 512 MB RAM, a także 4 GB pamięci na dane. Ekran stanowi 7-calowa matryca, której rozdzielczość wynosi 800 x 480 pikseli. To jednak nie koniec, bo Manta MID713 ma wbudowany modem 3G ze slotem na dwie karty SIM. Oznacza to, że za jego pośrednictwem możemy korzystać z internetu praktycznie w każdym miejscu, nie zwracając uwagi na zasięg sieci Wi-Fi. Jak przystało na niedrogi tablet, system operacyjny to w tym przypadku Android 4.4 KitKat. Lark Ultimate 7i Na koniec urządzenie zgoła inne niż przedstawiane do tej pory tablety. Lark Ultimate 7i, bo o nim mowa, nie działa pod kontrolą systemu Android, tylko Windows 10. Dzięki temu sprzęt jest o wiele bardziej przyjazny w obsłudze dla tych osób, które na co dzień korzystają z Windowsa na komputerze stacjonarnym lub laptopie. Pozostałe parametry obejmują 7-calowy ekran o rozdzielczości 1024 x 600 pikseli, 4-rdzeniowy procesor o taktowaniu do 1,83 GHz, aż 16 GB pamięci na dane oraz 1 GB pamięci RAM. Tablet kosztuje niecałe 200 zł, więc zapewne będzie nie lada gratką dla wielu osób.
Tablety do 300 zł – IV kwartał 2016
Sarah Pinborough jest cenioną brytyjską scenarzystką i autorką bestsellerowych horrorów i thrillerów. I choć „Co kryją jej oczy” na pierwszy rzut oka może przypominać banalną historię miłosnego trójkąta, zdecydowanie bliżej mu do mrocznego thrillera. Kto tu jest ofiarą? Im dłużej przyglądamy się z pozoru idealnemu małżeństwu Davida i Adele, tym więcej sekretów zdaje się ono skrywać. On zamyka ją w domu, ogranicza swobodę komunikowania się ze światem, ona znowu nie mówi mu wszystkiego, np. ukrywa przed nim nową przyjaciółkę – zdecydowanie dzieje się tu coś dziwnego. Louise, nowa sekretarka Davida, daje się wciągnąć w jakiś dziwny układ tej pary – z nim romansuje, a z nią się przyjaźni. Również ona zauważa, że w tym małżeństwie jest coś niepokojącego. Jeżeli zna oboje, powinna bez trudu odgadnąć, kto w tej relacji jest toksyczny, a kto jest ofiarą, ale właśnie to okazuje się nie takie proste. Pinborough skonstruowała akcję „Co kryją jej oczy” w ten sposób, że nikt nie jest w stanie tego stwierdzić w 100% do samego końca. Co jest prawdą, a co jedynie pozorem? Ta powieść z początku budowana jest jak bardzo dobry thriller psychologiczny, a my próbujemy przedrzeć się przez maski, kłamstwa, manipulacje i niedomówienia, a wśród przypuszczeń odkryć prawdziwe oblicze bohaterów. Próbuje to robić również Louise, wciąż wahając się, komu może zaufać, a wobec kogo lepiej być ostrożniejszą. Pomyłka może przecież drogo kosztować. Rozwódka samotnie wychowująca dziecko, topiąca swe problemy w alkoholu, nie potrafi odciąć się od obojga, tęskniąc za uczuciem bliskości. Nasze podejrzenia i sympatie kierują się w różne strony, a autorka ewidentnie się z nami bawi. W „Co kryją jej oczy” z początku niewiele się dzieje, akcja rozwija się powoli, ale napięcie odpowiednio narasta, a wraz z nim również nasza ciekawość. Finał to jazda bez trzymanki Odpowiedzi na nasze pytania i przypuszczenia możemy sobie schować w kieszeń, bo do tej realistycznie pokazanej, skomplikowanej relacji i ciekawych portretów psychologicznych w pewnym momencie dochodzi element, który wszystko stawia na głowie. I nie ukrywam, że niektórym może on trochę zgrzytać. Przyznaję, że finał zaskakuje, a wprowadzenie pewnych wątków paranormalnych do fabuły nadaje jej specyficznego klimatu, nawet grozy, ale nie wszystkim pewnie się to spodoba. Należy na pewno docenić konstrukcję i pomysł, na ostateczną ocenę jednak decydujący wpływ będzie miało to, na ile ktoś lubi mieszać metafizykę z powieściami, w których zupełnie się tego nie spodziewał. Musicie zdecydować sami. A jeżeli wasza biblioteczka mieści się w czytniku i wolicie ten sposób czytania, na Allegro znajdziecie „Co kryją jej oczy” również w elektronicznej wersji. Cena to około 27 złotych. Źródło okładki: www.proszynski.pl
„Co kryją jej oczy” Sarah Pinborough – recenzja
Planujesz urlop w tropikach i nie wiesz jak najlepiej przygotować się do wyjazdu? Aby twoje wakacje były w pełni udane, zadbaj o bezpieczeństwo swojej skóry. Tropikalne kraje nie tylko kuszą swoim kolorytem i naturalnym bogactwem. Są też źródłem zagrożeń dla zdrowia. Bez obaw – zobacz, jak możesz ustrzec się przed ryzykiem słonecznych poparzeń. Zapewne każda z nas marzy o wakacjach w tropikalnym klimacie. Gorący Egipt, słoneczna Brazylia, tajemnicza Wenezuela, amazońska dżungla czy wiele innych – wszystkie te miejsca kuszą naturalnym pięknem przyrody, urokliwymi krajobrazami i upalnym słońcem. Mimo to turyści podróżujący w odległe zakątki świata są szczególnie narażeni na czyhające tam zagrożenia dla skóry. Brak opadów, upalne słońce, silne parowanie czy deficyt wody wpływają na stan skóry i poziom wody w organizmie. Jak najlepiej przygotować się do wyjazdu? Pamiętaj o zabraniu potrzebnych kosmetyków do ochrony i pielęgnacji. Przedstawiamy niezbędnik podróżnika. Kremy UV Słońce w krajach tropikalnych nie zna litości i nikogo nie oszczędza. Dlatego Europejczycy podróżujący w upalne strefy klimatyczne muszą szczególnie zwracać uwagę na ochronę swojej skóry przed poparzeniami słonecznymi. Nasza skóra posiada mniej melaniny, przez co naskórek jest bardziej narażony na podrażnienia po promieniowaniu UV. Dlatego też najlepiej jest samemu zadbać o swoje zdrowie. Ważne, aby koniecznie zaopatrzyć się w krem z wysokim filtrem UV, minimum SPF 50, a najlepiej SPF 50+. Niewskazane jest też korzystanie z plaży w czasie największych upałów, w godzinach 11-14. Najsilniejsze promieniowanie słoneczne może mieć negatywny wpływ na nasze samopoczucie. Zalecamy opalanie po godzinie 15. Wtedy słońce jest już dużo łagodniejsze i nie grożą nam poparzenia skóry. Kąpiąc się w wodzie, także jesteś narażona na negatywne skutki promieni słonecznych. Dlatego stosuj piankę do nurkowania, lub pływaj w koszulce. To zniweluje ryzyko poparzenia skóry. Cera Nawet na wakacjach warto zadbać o dobry makijaż. W upalnym klimacie dobrze jest trzymać się zasady: im mniej, tym lepiej. W wysokich temperaturach kosmetyki do twarzy często nie zdają egzaminu – makijaż spływa z twarzy, tusz się rozmazuje, cienie gromadzą się w zakamarkach skóry. Ciało podczas upałów traci wodę, wydziela większą ilość sebum, a także szybciej się starzeje. Jak tego uniknąć? Przede wszystkim latem należy stosować inne kosmetyki niż wiosną czy jesienią. Postaw na wybór kosmetyków o żelowej konsystencji, dzięki czemu unikniesz błyszczenia się skóry. Przed nałożeniem makijażu warto na początku posmarować twarz matującym kremem przeciwsłonecznym, a następnie nałożyć podkład i puder mineralny. Na takiej bazie makijaż będzie trzymał się dłużej. Kobiety o cerze mieszanej powinny stosować pudry matujące, kobiety o cerze suchej i normalnej – kremy o płynnej konsystencji. Oczy Robiąc letni makijaż, nie zapomnij o wodoodpornej maskarze do rzęs, jednak nie aplikuj jej w zbyt dużych ilościach, ponieważ istnieje ryzyko, że tusz osadzi się w kącikach oczu, pozostawiając nieestetyczne ślady. Zrezygnuj z intensywnych cieni do powiek, ponieważ ciemne kolory mogą rozmazywać się, przez co uzyskamy niepożądany efekt. Postaw na jasne odcienie lub w ogóle zrezygnuj z cieni do powiek. Usta W upalnie dni zapomnij o mocnych odcieniach szminki – czerwieni czy różu. Przy bardzo wysokich temperaturach szminki nigdy nie zdają egzaminu. Postaw na naturę i smaruj usta ochronną pomadką lub balsamem z wysokim filtrem UV i witaminą C. To nada ustom zdrowy wygląd, natłuści je i wzbogaci o cenne minerały. Włosy Słońce bardzo wysusza włosy. Dlatego kobiety o włosach farbowanych są w szczególności narażone na utratę ulubionego koloru. Problem ten najczęściej pojawia się u rudych pań – nawet najbardziej płomienny odcień szybko płowieje, czasem wypiera się nawet do blondu. Pamiętaj, aby w takim przypadku stosować szampony do włosów farbowanych, a także odżywki, które zregenerują dolne partie kosmyków. Dobrym sposobem na odżywienie włosów jest smarowanie ich przed umyciem olejem rycynowym lub oliwą z oliwek, która odżywi wysuszone końcówki. Na świeżo umyte włosy nałóż jedwab. Doda on włosom połysku i sprawi, że będą jedwabiście gładkie.
Wakacje w tropikach. Jakie kosmetyki ze sobą zabrać?
Instagram to niewyczerpana skarbnica kulinarnych inspiracji. Dziś pokażemy Ci słodki przysmak, który podbił serca Internautów za oceanem! Nutella Twisted Bread to nic innego, jak ciasto francuskie z orzechowym nadzieniem, ale podane w wyjątkowej formie. Słodkie zawijasy, które bardzo łatwo można odrywać na pojedyncze porcje, przygotujesz w zaledwie pół godziny. Ostrzegamy jednak, że szybciej nie znaczy smaczniej, dlatego jeśli masz trochę wolnego czasu, możesz przygotować ten przysmak od podstaw. Wersja łatwa czy trudna - na którą się zdecydujesz? Wersja łatwa Twisted Bread Składniki: 2 opakowania okrągłego ciasta francuskiego (ok. 230 g każde) 2-3 łyżki Nutelli 3 łyżeczki brązowego cukru 1 jajko Sposób przygotowania Nutella Twisted Bread: Do okrągłej blaszki wyłożonej papierem do pieczenia, włóż jeden z placków. Nałóż 2-3 łyżki Nutelli i rozsmaruj je równomiernie. Nałóż drugi placek i posyp go 2 łyżeczkami brązowego cukru. Dociśnij delikatnie placki do siebie, uklepując cukier. Środek złożonych placków przykryj odwróconym spodeczkiem lub szklanką. Nożem przekrój placki tak, aby tworzyły pozornie 4 kwadratowe części. Nie ruszaj zakrytej części! Następnie w ramach każdego kwadratu rób równomierne ukośne cięcia, tak żeby otrzymać ok. 5 cienkich pasków. Każdy pasek zwijaj wokół własnej osi - powinnaś wykonać ok. 4 obrotów. Podnieś spodek lub szklankę i za pomocą pędzelka pokryj całe ciasto roztrzepanym jajkiem. Jeszcze raz posyp całość brązowym cukrem. Wstaw blachę do piekarnika rozgrzanego do 200°C i piecz przez 20 minut. box:offerCarousel Wersja trudna Twisted Bread Składniki na ciasto - 475 g: 250 g mąki 225 g zimnego masła 150 ml wody szczypta soli Składniki na nadzienie - 500 g: 1 i ¼ szklanki orzechów laskowych obranych ze skórki 300 g mlecznej czekolady 3 łyżki cukru pudru 2 łyżki oleju bez wyraźnego smaku (np. rafinowanego kokosowego) 1 łyżka kakao 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii szczypta soli 3 łyżeczki brązowego cukru Sposób przygotowania ciasta: Wsyp mąkę i sól do robota kuchennego i włącz tryb mieszania. Stopniowo dolewaj 150 ml wody. Kiedy ciasto się uformuje, owiń je folią spożywczą i wstaw do lodówki na 20 minut. Delikatnie posyp mąką stolnicę i rozwałkuj ciasto w okrąg o średnicy 25 cm. Włóż masło pomiędzy dwa kawałki papieru do pieczenia i delikatnie rozbij wałkiem. Przekrój masło na pół i powtarzaj tę czynność, aż zmięknie, ale nadal będzie chłodne. Rozklep je rękoma, aż uzyska rozmiary pocztówki. Umieść masło w środku rozwałkowanego placka i złóż go z prawej i lewej, tak aby dwie strony nachodziły na siebie. Lekko rozwałkuj placek, żeby go wydłużyć i zaznacz na nim delikatnie podział na 3 części. Złóż dolną część, tak aby zakrywała środkową, a następnie przykryj je górną partią placka. “Zamknij” ciasto, delikatnie dociskając wałkiem jego krawędzie. Rozwałkuj ciasto na długi prostokąt o wymiarach ok. 18 x 38 cm. Znów zaznacz podział na 3 części i złóż dolną, a następnie górną. Dociśnij kawędzie, owiń folią spożywczą i wstaw do lodówki na 20 min. Powtórz krok nr 4 jeszcze dwa razy, za każdym razem odstawiając ciasto do schłodzenia. Przed użyciem chłodź je przez godzinę. Sposób przygotowania kremu orzechowego: Rozpuść czekoladę w misce do kąpieli wodnej, mieszając ją aż będzie płynna i bez grudek. box:offerCarousel Na patelni podpraż orzechy laskowe i tak przygotowane zmiel w malakserze. Kiedy orzechą będą się mielić, dodawaj do malaksera kolejne składniki: cukier puder, olej, kakao, ekstrakt z wanilii i sól. Miksuj do momentu, aż uzyskasz masę o jednolitej konsystencji i dodaj rozpuszczoną czekoladę. Włącz malakser jeszcze raz, aby mieć pewność, że wszystkie składniki dobrze się połączyły. Uwaga: Do samego nadzienia będziesz potrzebować tylko 2-3 łyżki kremu, dlatego resztę zapakuj do słoiczka i przechowuj w lodówce. Sposób przygotowania Nutella Twisted Bread: Gotowe ciasto francuskie przekrój na 2 części i rozwałkuj na 2 równe okręgi o średnicy ok. 30 cm. Do okrągłej blaszki wyłożonej papierem do pieczenia, włóż jeden z placków. Nałóż 2-3 łyżki kremu orzechowego i rozsmaruj równomiernie. Nałóż drugi placek i posyp go 2 łyżeczkami brązowego cukru. Dociśnij delikatnie placki do siebie, uklepując cukier. Środek złożonych placków przykryj odwróconym spodeczkiem lub szklanką. Nożem przekrój placki tak, aby tworzyły pozornie 4 kwadratowe części. Nie ruszaj zakrytej części! Następnie w ramach każdego kwadratu rób równomierne ukośne cięcia, tak żeby otrzymać ok. 5 cienkich pasków. Każdy pasek zwijaj wokół własnej osi - powinnaś wykonać ok. 4 obrotów. Podnieś spodek lub szklankę i za pomocą pędzelka pokryj całe ciasto roztrzepanym jajkiem. Jeszcze raz posyp całość brązowym cukrem. Wstaw blachę do piekarnika rozgrzanego do 200°C i piecz przez 20 minut.
Słodkości z Instagrama: Nutella Twisted Bread
Zawsze się żegnajcie. Zawsze rozstawajcie w zgodzie. Tak często powtarza moja babcia, która uważa, że człowiek nie zna dnia ani godziny. I suma naszych rodzinnych doświadczeń w zasadzie potwierdza, że taka droga postępowania jest naprawdę słuszna. Nikt z nas nie chce, żeby ostatnia rozmowa była kłótnią. A nigdy nie wiemy, kiedy rozmawiamy ze sobą ostatni raz. Ostatni raz, gdy rozmawiali Carla i Kevin starali się o dziecko przez długie osiem lat. Osiem lat! Zatem gdy pewnego dnia zadzwonił telefon, Carla nie spodziewała się takiej informacji. Nie mogła uwierzyć, że zamiast ponurej diagnozy otrzymuje wspaniałą wiadomość. Ciąża i wielkie szczęście, jakim było pojawienie się w synka, Jacka, stały się sensem jej życia. Chłopiec był jej małym, rozpieszczanym skarbem. Ukochaną istotą i całą nadzieję na przyszłość. Gdy kilkanaście lat później, w kolejną rocznicę ślubu, Carla i Kevin mają niespodziewanego gościa, Jacka, najpierw są niesłychanie szczęśliwi, że syn ich odwiedził. Jednakże rozmowa, do której dochodzi, sprawia, że nastroje zaczynają się psuć. Chłopak oznajmia rodzinie, że nie chce przejąć rodzicielskiej farmy, po studiach ma zamiar zostać w mieście i podjąć się pracy na miejscu. Nie widzi siebie jako rolnika. Dla Carli i Kevina ostatnia rozmowa z synem kończy się nieprzyjemnymi emocjami. Nie wiedzą, że nie będzie już szansy, by cokolwiek naprawić. Odbierając cały świat Już niedługo po tym spotkaniu farma rodziny Reid została zaatakowana. Napastnicy działali w jakimś szale, zostawili za sobą śmierć i traumę. Śmierć Jacka, długą śpiączkę Kevina i traumę Carli po tym wszystkim, po gwałcie, po utracie całej nadziei na przyszłość. Czy można otrząsnąć się po takich wydarzeniach? Czy można żyć dalej? Tak, pewnie można. Tylko na ile uda się odzyskać w życiu sens? Szczególnie, gdy okazuje się, że zatrzymany sprawca napadu jest niewiele młodszy od Jacka. A jednak Carla próbuje. Próbuje, choć jakaś jej część jest martwa i nie potrafi przyjąć do wiadomości zastanej ciszy. Nie radzi sobie z problemami Kevina po urazie, tęsknotą za Jackiem, którą potęguje każde napotkane dziecko, wywołując falę wspomnień z okresu dorastania syna. Nie może znieść tej wymuszonej sztuczności, tego że trzeba wstać, żyć, jeść, oddychać… Czy Carli uda się odbudować swój świat? I co ją połączy z młodocianym przestępcą, który odebrał jej wszystko? Trudne, dziwne, choć intrygujące Pierwsze, co rzuca się w oczy czytelnikowi, to rzecz jasna narracja. Prowadzona jest z perspektywy Carli, Miriamy, Bena, Dziennikarza i… notatek zatytułowanych „W głębi”, które na początku nie wiadomo przez kogo są napisane, choć to najkrótsza z zagadek. Za sprawą takiego zabiegu, poznajemy opowieść z perspektywy każdego bohatera, uwikłanego w opisywane wydarzenia, a co za tym idzie, dużo szybciej dostrzegamy złożony problem całej sytuacji. Jak na przykład wpływ takiego a nie innego środowiska, w którym wychował się młodociany przestępca, Ben. Jednakże mam wrażenie, że autorka sięga po zbyt łatwe wnioski i wyjaśnienia dla swoich bohaterów. Być może nawet zbyt łatwe, choć paradoksalnie szalenie trudne, gdy chodzi o prawdziwe życie. Może nawet sięga po coś, czego żaden czytelnik prawdopodobnie nie będzie potrafił zrozumieć. Nie chcę zdradzać więcej – przeczytajcie "Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy" i sami oceńcie. Źródło okładki: www.wydawnictwokobiece.pl
„Ostatni raz, gdy rozmawialiśmy” Fiona Sussman – recenzja
Lekarz, spotkanie, zebranie, randka, urodziny, termin zapłaty, bal w przedszkolu, angielski, balet, tenis – wszystkie te wydarzenia mają swoje terminy. Jak to zapamiętać? A właściwie – po co zapamiętywać? Wystarczy kupić odpowiedni kalendarz, który będzie pamiętał za nas. Mam smartfon, po co mi kalendarz? Współczesna technologia pozwala na posiadanie kalendarza w telefonie. Czy zatem jest sens kupowania dodatkowego, papierowego? To zależy od nas samych. Wpatrywanie się nieustannie w telefon jest bowiem coraz bardziej niemile widziane. Nikt nie wie, czy czytamy tam nową wiadomość na Facebooku, czy szukamy wolnego terminu w kalendarzu. O wiele grzeczniej wygląda przeszukiwanie niewielkiego kalendarza. Poza tym papierowy kalendarz może nam służyć także jako notatnik. Wystarczy rzut okiem, by odczytać potrzebną informację zamiast po raz kolejny wpatrywać się w ekran smartfonu. Kalendarze ścienne Jedne z najpopularniejszych kalendarzy – ścienne – nieustannie święcą triumfy. Są nie tylko bardzo praktyczne, ale i piękne. Można – w zależności od upodobań – powiesić na ścianie zdjęcia pięknej przyrody, zwierząt czy słonecznych plaż, ale także ulubionych aktorów czy nawet własnych dzieci lub wnuków. Walory estetyczne nie przesłaniają funkcjonalności. Na rynku są bowiem dostępne bardzo popularne kalendarze trójdzielne. Widoczne są na nich trzy miesiące jednocześnie – poprzedni, bieżący i nadchodzący. Takie kalendarze są szczególnie popularne w biurach i urzędach, gdzie potrzebny jest możliwie szybki wgląd w terminy. Innym popularnym kalendarzem jest taki do sporządzania notatek. Jest on szczególnie przydatny w domu, gdy musimy zapisać termin wizyty u lekarza czy zebrania w szkole. Niektóre z takich kalendarzy mają specjalną tabelę, której każda kolumna jest przeznaczona dla innego członka rodziny. W ten sposób z jednego kalendarza może korzystać wiele osób. Cena kalendarzy ściennych jest bardzo zróżnicowana i zaczyna się od 3 zł za jednostronny do 129 zł za specjalny kalendarz BMW. Kalendarze na biurko Bardzo funkcjonalne są kalendarze do postawienia na biurko. Wykonując pracę biurową, organizujemy ją tak, by wszystko mieć „pod ręką” – także kalendarz. Zapisane w nim terminy, spotkania czy zaplanowany urlop pozwalają nam lepiej zorganizować pracę. Nawet podczas rozmowy telefonicznej możemy sięgnąć do niego, by uzyskać potrzebne informacje, na przykład o wolnych terminach spotkań. Cena takich kalendarzy mieści się w przedziale od niecałych 3 zł do 40 zł za personalizację w postaci na przykład własnych zdjęć. Gdy prowadzimy wiele rozmów telefonicznych, przydatny jest kalendarz – podkład, który kładzie się na blat. Umożliwia on zapisywanie terminów, ale też sporządzanie drobnych notatek, które są zawsze na miejscu i nie walają się na biurku na drobnych karteczkach. Ich cena to 5 zł za najprostszy model, do nawet 50 zł za kalendarz z elementami ekoskóry. Kalendarze książkowe Są to najbardziej spersonalizowane kalendarze, które mogą zawierać jednocześnie drobne zapiski prywatne i zaplanowane wydarzenia oraz notatki służbowe. Mogą mieć one większy lub mniejszy format, w zależności od potrzeb i upodobań. Ich niewątpliwą zaletą jest to, że można je zabrać ze sobą wszędzie, by mieć potrzebne na bieżąco informacje zawsze pod ręką. Ceny takich kalendarzy są bardzo zróżnicowane i zależą nie tylko od formatu, ale także od tego, z czego są wykonane. Najtańsze z nich można kupić już za około 6 zł. Najdroższe kosztują nawet 100 zł. Wielu z nas ma nawet kilka kalendarzy – w domu i w pracy. Jedne służą przede wszystkim do dekoracji, a inne są eksploatowane czasem ponad miarę. Wszystkie są wyjątkowe. Pozbywając się ich, gdy kończy się rok, zamykamy pewien rozdział życia, często sentymentalnie je przeglądając. Przypominamy sobie wydarzenia, w jakich braliśmy udział. Czasem za czymś tęsknimy, czasem żałujemy. I kupujemy nowy kalendarz, który jest jeszcze niezapisaną historią naszego życia.
Najlepsze kalendarze do domu i biura
Kontuzje mogą się zdarzyć wszędzie, nie tylko podczas uprawiania sportu. Jednak to właśnie ćwicząc, narażamy się na ryzyko poważnych urazów. Jak powinniśmy trenować oraz na co zwracać uwagę przed i po treningu, aby zminimalizować ryzyko kontuzji? Lepiej zapobiegać, niż leczyć – to dobrze znane nam powiedzenie idealnie sprawdza się w przypadku sportu. Kto choć raz doznał urazu podczas treningu, ten wie, że powrót do formy i możliwe powikłania są groźne nie tylko dla naszego zdrowia, ale także dla komfortu przyszłych treningów. Jak zatem należy postępować, aby uniknąć kontuzji i cieszyć się aktywnością fizyczną? Właściwa rozgrzewka to podstawa Każdy trening, niezależnie od poziomu naszego zaawansowania i kondycji, powinien rozpocząć się od odpowiedniej rozgrzewki. Jest to kluczowy element wszystkich ćwiczeń, ponieważ pozwala na rozgrzanie wszystkich mięśni, co zapobiega późniejszym urazom. Jednym z najczęściej popełnianych błędów przy aktywności fizycznej jest właśnie pomijanie rozgrzewki. Jedną z najprostszych rozgrzewek jest skakanka– wystarczy poskakać przez kilka minut, a nasze mięśnie rozgrzeją się i będą gotowe do dalszego wysiłku. Dobieraj ćwiczenia świadomie Rodzaj ćwiczeń oraz dobranie ich do naszej kondycji jest kluczem do uniknięcia kontuzji. Przeciążony organizm i nadmierny wysiłek mogą sprawić, że bardzo szybko zafundujemy sobie uraz. Należy świadomie ocenić swoje możliwości i nie porywać się z motyką na słońce. Dobrze jest wyznaczać sobie ambitne cele, ale kluczem jest systematyczne do nich dążenie. Różnorodność treningu Kontuzjom sprzyja także nudny trening. Monotonne powtarzanie tych samych czynności może doprowadzić do zapalenia stawów. Ponadto powoduje, że ćwiczenia nie sprawiają nam tyle radości, co kiedyś. Zróżnicowanie nie tylko poprawia naszą kondycję, ale także mobilizuje nas do dalszej aktywności. Należy zatem urozmaicać swój zestaw treningowy, nie tylko ze względu na zdrowie fizyczne, ale także psychiczne. W urozmaicaniu ćwiczeń pomocne będą także nowe gadżety i sprzęt sportowy, takie jak np. etui na ramię na odtwarzacz muzyki albo specjalny pulsometr. Pełnowartościowa dieta Odpowiednia dieta, dopasowana do naszego zapotrzebowania na składniki odżywcze i mikroelementy, sprawi, że będziemy zdrowsi, będziemy mieć więcej energii do ćwiczeń, a nasz organizm będzie silniejszy i odporniejszy na urazy. Należy także pamiętać o piciu odpowiedniej ilości płynów – jeśli trenujemy długo i intensywnie, niezbędne okażą się napoje izotoniczne, które dostarczą organizmowi nie tylko wodę, ale także sole mineralne. Rozluźnienie ciała Po każdym treningu powinniśmy dać odpocząć mięśniom, aby miały czas na odbudowanie sił, a organizm się w pełni zregenerował. Wystarczy prysznic lub relaksująca kąpiel oraz masowanie najbardziej zmęczonych partii ciała, np. za pomocą masażera. Pamiętaj o stroju Odpowiednio dobrany ubiór sportowy ma istotny wpływ na uniknięcie kontuzji. Buty do biegania spełniają inne funkcje niż buty do gry w koszykówkę. Także bielizna sportowa, termoaktywne koszulki oraz spodenki są istotne – wpływają nie tylko na nasz komfort, ale także pozwalają na odpowiednie odprowadzanie ciepła i potu. Trenując świadomie, odpowiednio dobierając ćwiczenia i dbając o naszą dietę, jesteśmy w stanie sprawić, że nabawienie się kontuzji stanie się zdecydowanie mniej prawdopodobne. Rozważny, zróżnicowany trening jest kluczem do osiągnięcia dobrej formy fizycznej i ukształtowania pięknego, zdrowego ciała, wolnego od kontuzji i urazów.
Jak unikać kontuzji?
Hamulce to bez wątpienia jedna z najważniejszych części samochodu, zaraz po kołach i silniku. Bez nich nie udałoby się nam zatrzymać auta toczącego się 30–40 kilometrów na godzinę, a co dopiero pędzącego ponad 100. Rzecz tak niezbędna do utrzymania w idealnej kondycji jest często zaniedbywana przez kierowców w myśl zasady: „skoro nie widać zużycia, to go nie ma”. Jasne jest, że szybciej i z większym zaangażowaniem wymieniamy turbiny, filtry EGR lub zniszczone wydechy, ponieważ przeszkadzają nam w jeździe.Hamulce natomiast póki jakoś działają, zazwyczaj omijamy. Jest to największy błąd, jaki możemy zrobić! Zdecydowana większość stłuczek i kolizji ma pośrednio przyczynę w zużytych hamulcach i oponach. Skutki zaniedbania hamulców Pamiętajmy, że utrzymane w należytej kondycji tarcze i klocki hamulcowe zatrzymają auto szybciej i bezpieczniej. Hamowanie skrócone o metr lub półtora pozwala czasem uniknąć kosztownych napraw lub w ekstremalnym przypadku zmniejszyć obrażenia potrąconego pieszego. Nierówne zużycie elementów może spowodować również niespodziewany poślizg podczas hamowania, który może doprowadzić do wypadku znacznie groźniejszego, niż byśmy się spodziewali.Krzywe tarcze i nierówno zużyte klocki hamulcowe często powodują tzw. bicie na kole kierownicy podczas hamowania. Efekt ten – poza tym, że jest bardzo nieprzyjemny i denerwujący – w bardzo szybki i skuteczny sposób rozbija wrażliwe na drgania elementy zawieszenia i powoduje z czasem coraz więcej szkód oraz nadmierną eksploatację tych elementów, czego oczywistym następstwem jest kilkukrotne powiększenie kosztów serwisowania auta. Co wymieniamy w układzie hamulcowym? Sama zasada hamowania jest prosta. Nieważne, czy nasze auto ma hamulce tarczowe przy wszystkich kołach, czy też system hamulców bębnowych przy tylnych. Każdy system hamulcowy opiera się na tarciu. Poprzez tarcie dwóch elementów (w naszym przypadku klocka hamulcowego zaciśniętego wokół tarczy) wytwarza się siła hamująca oraz ciepło. Szczególnie widać to podczas wyścigów lub w trakcie rajdów, gdy tarcze aut rozżarzone są na czerwono. Ponieważ są to elementy szczególnie narażone na zużycie i ciągłe „szoki termiczne”, na przykład w wyniku przejazdu przez kałużę po szybszej jeździe, muszą być wymieniane regularnie. Wymiana dotyczy najczęściej samych okładzin klocków hamulcowych, które znajdują się na zaciskach okalających tarcze. Jest to stosunkowo niedrogi element i przeważnie każdy popularny model samochodu ma na rynku dobre, markowe zamienniki. Również koszt wymiany u mechanika nie powinien być dla nikogo zbytnim zaskoczeniem.Drugim elementem jest tarcza hamulcowa. Zużywa się ona rzadziej niż klocek, ponieważ zbudowana jest z twardszych, bardziej odpornych materiałów. Przeważnie tarcze są stalowe, wentylowane lub zwykłe. Te pierwsze szybciej i bardziej efektywnie oddają nadmiar ciepła powstały podczas hamowania. Stosuje się je głównie na przedniej osi auta. Zdecydowana większość modeli z ostatnich kilku lat powinna mieć je w standardzie. Tarcze niewentylowane to raczej domena niedużych aut lub tych, które mają już swoje lata. Są tańsze i mniejsze, co dyktowane było głównie wagą i przeznaczeniem samochodu. Mały, kilkunastoletni model miejski przeważnie nie musiał wielokrotnie hamować awaryjnie z prędkości autostradowej.Nowoczesne, luksusowe i sportowe auta posiadają tarcze ceramiczno-węglowe. Ich zaletą nie jest – wbrew pozorom – znacznie krótsza droga hamowania, lecz właśnie wytrzymałość i odporność na ekstremalne warunki. Cena tego typu elementów jest adekwatna do ich jakości. Na rynku jest ich stosunkowo niewiele, często są dostępne tylko w autoryzowanych serwisach. Ich głównym rynkiem zbytu są auta sportowe, w których ważne jest, by hamulce były sprawne zawsze w warunkach torowych. Poza tym wytworzenie tarczy ceramiczno-węglowej to o wiele kosztowniejszy technologicznie proces. Po czym poznać zużycie? Oczywiście, najpierw po wydłużeniu drogi hamowania. Jednak jeżdżąc autem codziennie, nie jesteśmy czasem w stanie stwierdzić, czy hamuje ono gorzej niż na przykład pół roku temu. Dlatego najczęściej podawanych jest kilka metod rozpoznania zużytych „hebli”.Niektóre samochody, również starsze, mają elektroniczny system informujący kierowcę o zużyciu odpowiednią kontrolką na desce rozdzielczej. Wtedy najłatwiej jest dopilnować wymiany. Jednak jeżeli nasze auto nie korzysta z tej techniki, możemy sami sprawdzić układ hamulcowy lub zlecić przegląd u mechanika. Poza tym większość zużytych klocków wydaje charakterystyczny dźwięk podczas hamowania. Niektóre głośno piszczą, większość „chrobocze” lub „drapie” blaszką o tarcze, dając nam znać o swoim zużyciu.Inną metodą jest własnoręczne sprawdzenie okładzin na klockach hamulcowych. Musimy w tym celu zdjąć koła (dobrze robić to podczas okresowej wymiany opon). Wystarczy przypatrzeć się otworom kontrolnym, które znajdują się w zaciskach hamulcowych. Jest tam widoczny specjalny rowek, który określa stopień zużycia. Jeżeli nie widać go w ogóle, to ostatni sygnał na wymianę klocków.Same tarcze również możemy sprawdzić „na oko”. Jeżeli tarcza jest już mocno „wklęsła” wobec swojego brzegu, oznacza to jej wytarcie. Również wszelkiego rodzaju przebarwienia i rysy świadczą o zmęczeniu materiału. Głównym sygnałem jest jednak wspominane wcześniej „bicie” tarcz przy hamowaniu. Objawia się to głównie, gdy hamulce są rozgrzane, a my staramy się zwolnić auto z prędkości ponad około 90 kilometrów na godzinę. Na hamulcach nie warto oszczędzać Rynek części zamiennych do układu hamulcowego jest bogaty i każdy powinien znaleźć rozwiązanie na własną kieszeń. Na Allegro znajdziemy szereg renomowanych produktów różnych firm w zadowalającym wachlarzu cenowym. Osobiście mogę poradzić, by trzymać się z daleka od towarów no-name lub nieznanych firm w podejrzanie atrakcyjnych cenach. Hamulce to bezpieczeństwo nasze i pasażerów, więc cenowa różnica kilkudziesięciu złotych pomiędzy produktem firmowym a „bezimiennym” nie powinna być wyznacznikiem zakupu danej części.Komplet (tarcze + klocki) to z reguły wydatek od 300 do 1000 złotych w najbardziej popularnych, nowych lub kilkuletnich modelach, przeważnie w zależności od marki auta. Komplety zazwyczaj są bardziej opłacalne w zakupie. Za tym wyborem przemawia fakt, że po wymianie pary skuteczność hamowania jest najlepsza. O hamulce warto dbać Na koniec warto dodać, że zadbane hamulce są w stanie posłużyć nam bardzo długo. Unikajmy więc w miarę możliwości szoków termicznych, które nieświadomie możemy wywołać na przykład na myjni samochodowej. Lepiej odczekać kilka minut po jeździe, by tarcze się schłodziły, niż traktować je wodą z myjki „na gorąco”. Również pamiętajmy o w miarę szybkiej wymianie klocków, gdy tylko usłyszymy pierwsze oznaki zużycia.Dzięki tym prostym zasadom odpowiednio zadbane hamulce odwdzięczą się szybkim i bezpiecznym wyratowaniem nas z najbardziej zaskakujących sytuacji.
Zrób porządek z hamulcami
iPod touch to przenośny odtwarzacz muzyczny marki Apple, który wyglądem przypomina iPhone’a. Chociaż na pozór dubluje funkcję odtwarzacza w telefonie komórkowym, to może okazać się świetnym gwiazdkowym prezentem. Współcześnie praktycznie każdy obecny w sprzedaży telefon komórkowy ma aplikację pozwalającą na odtwarzanie plików audio. Można by pomyśleć, że dedykowany odtwarzacz muzyki w formacie MP3 nie jest już potrzebny. Nic bardziej mylnego. U kogo się sprawdzi odtwarzacz MP3? Osobne urządzenie do słuchania muzyki może mieć wiele zastosowań. Przede wszystkim używanie dodatkowego sprzętu sprawi, że telefon będzie mniej obciążony, co przełoży się pozytywnie na jego czas pracy na jednym ładowaniu. U osób, które w ciągu dnia muszą doładowywać smartfona, będzie to nie do przecenienia. Odtwarzacze MP3 mają zwykle też znacznie mniejsze gabaryty niż współczesne smartfony. iPod touch ma 4-calowy ekran, podczas gdy telefony w wielu wypadkach mają ekrany o przekątnej długości ponad 5 cali. Z tego powodu obsługa odtwarzacza jedną ręką, zwłaszcza poza domem – np. podczas spaceru, biegu, jazdy autobusem – będzie znacznie wygodniejsza. Czy warto kupić odtwarzacz iPod touch? Segment odtwarzaczy muzycznych nie rozwija się już tak, jak kiedyś. iPod touch to dość leciwy model, ale... mimo upływu lat sprawdza się w swojej roli wyśmienicie. Tak naprawdę dzieli specyfikację techniczną z kilkuletnim telefonem iPhone. Podstawowa różnica pomiędzy iPhone'em i iPodem touch to brak slotu na kartę SIM w odtwarzaczu Apple'a. iPod touch dostępny jest w kilku wariantach kolorystycznych oraz trzech pojemnościowych. Pamięć wewnętrzna urządzenia może mieć wielkość 16 GB, 32GB lub 64 GB. Akcesorium podobnie jak iPhone pracuje pod kontrolą iOS, ale pod względem budowy przypomina nieco... tablety iPad pozbawione złącza na gniazdo SIM. iPod touch łączy się z internetem przez Wi-Fi. iPod touch – jakie ma możliwości? Lista funkcji iPoda touch w dużej mierze pokrywa się z tymi z iPhone'a. Urządzenie klasyfikowane jest jako odtwarzacz muzyki, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by na 4-calowym ekranie oglądać filmy, uruchamiać aplikacje i grać w gry mobilne. Nie zabrakło w nim również 8-megapikselowego aparatu. iPod touch nie ma slotu na kartę SIM, ale treści zapisane offline można konsumować nawet bez połączenia z internetem. Pozwala to zostawić ogromny telefon w domu i udać się na spacer lub przebieżkę po okolicy wyłącznie ze znacznie mniejszym odtwarzaczem. Ceny iPoda touch są znacznie niższe niż iPhone'ów. Za model o najmniejszej dostępnej pojemności dysku wewnętrznego, czyli iPod touch 16 GB, płaci się ok. 700 zł. iPod touch w wariancie z 64 GB pamięci wewnętrznej to z kolei koszt około 900 zł. Do konsumpcji multimediów sprawdzi się lepiej niż iPhone w tej samej cenie. Podsumowanie iPod przypadnie do gustu wszystkim fanom muzyki i chociażby z tego względu będzie świetnym gwiazdkowym prezentem. W porównaniu do współczesnych telefonów jest naprawdę niewielki, a kompaktowe gabaryty ułatwiają korzystanie z urządzenia za pomocą jednej dłoni, czego nie można powiedzieć o smartfonach. Urządzenie można wykorzystać do granic możliwości, słuchając muzyki, oglądając filmy lub grając w gry i nie martwiąc się o rozładowanie ogniwa. Nawet jeśli to nastąpi, to nie traci się wtedy kontaktu ze światem, jak to bywa w przypadku wyczerpania akumulatora w telefonie.
Czy iPod touch będzie dobrym prezentem na Boże Narodzenie?
Router to urządzenie zapewniające użytkownikom dostęp do sieci domowej oraz zasobów internetu. W przypadku graczy jakość połączenia internetowego ma niebagatelny wpływ na wrażenia płynące z rozgrywek multiplayerowych. Osoby często grające online powinny wyposażyć się w sprzęt sieciowy dobrej jakości. W ofercie wielu producentów można znaleźć wiele routerów przeznaczonych dla graczy. Cechują się one zwykle nietuzinkowym wyglądem oraz parametrami, które zapewniają wysoką jakość połączenia niezbędną dla osób korzystających z sieci do prowadzenia rozgrywek online ze znajomymi. Gracze mają duże wymagania Osoby spędzające dużo czasu na graniu w gry wideo w trybie online doskonale wiedzą, że dobry router to podstawa dobrej zabawy. Słaby sprzęt sieciowy, który nie zapewni odpowiednio niskich opóźnień (ping) i wysokiej przepustowości, nie znajdzie miejsca w pokoju rasowego gracza.Podczas rozgrywek online, zwłaszcza w grach akcji lub dynamicznych tytułach MMO, jakiekolwiek opóźnienia (lagi) w transmisji danych mogą mieć katastrofalne skutki i zaważyć o przegranej. Niezależnie od tego, czy gracze korzystają z komputerów stacjonarnych, czy konsol do gier, potrzebują połączenia najlepszej jakości. Graczom mogą pomóc adaptery powerline Korzystanie z routera i sieci Wi-Fi jest wygodne, ale bezprzewodowa transmisja danych zwykle nie jest tak wydajna jak stabilne połączenie kablowe. Gracze powinni, jeśli tylko to możliwe, dostarczać połączenie sieciowe do gniazda Ethernet. Niestety nie zawsze jest to możliwe.Dobrym rozwiązaniem może być przesyłanie danych przez instalację elektryczną. W Polsce urządzenia nazywane adapterami powerline wpinanymi do gniazdka dopiero zdobywają popularność, ale w innych krajach mają szerokie zastosowanie.Gracze mogą wykorzystać dwa adaptery typu powerline do poprawy jakości połączenia w swoim urządzeniu do grania. Wystarczy jeden taki adapter wpiąć do gniazdka obok routera, a drugi tam, gdzie gracz ma swoje stanowisko do zabawy, i wpiąć kable sieciowe do gniazd Ethernet. Czym charakteryzuje się router dla gracza? Gracze decydujący się na korzystanie z połączenia bezprzewodowego powinni, szukając routera, zwrócić uwagę na kilka różnych parametrów. Najprostszym sposobem jest zakup routera dobrej klasy o przeznaczeniu gamingowym, ale producenci korzystają w nich często z technologii, które pojawiają się też w nieco tańszych routerach ogólnego przeznaczenia.W routerze do gier bardzo ważne jest wsparcie szybkiej sieci Wi-Fi ac (co zapewnia szybki transfer danych) oraz pasma 5 GHz (co eliminuje zakłócenia pracujących w okolicy sieci w popularniejszym paśmie 2,4 GHz). Trzeba tylko pamiętać, że aby móc skorzystać z zalet takiego routera, trzeba mieć odpowiednią kartę sieciową. Sprzęt i oprogramowanie Wybierając router dla gracza, warto kupić model wspierający tryb Dual Band, a dobrym pomysłem są routery pozwalające na zmianę konfiguracji NAT. W routerach dla graczy liczą się nie tylko możliwości sprzętu, ale również odpowiednie oprogramowanie. Sprzęty gamingowe dysponują rozwiązaniami pozwalającymi nadawać priorytety różnym typom połączenia.Przykładem takiej technologii jest StreamBoost w routerach marki D-Link. Dzięki takim rozwiązaniom router wie, które dane powinien wysyłać i odbierać w pierwszej kolejności. Jest to pomocne w przypadku, gdy z sieci korzysta jednocześnie wiele osób, a na innym urządzeniu pobierane są duże pliki lub streamowany jest film z serwisu VOD.Trzeba tylko pamiętać, że podobny efekt można osiągnąć w klasycznych routerach, które mogą być znacznie tańsze. Warto sprawdzić, czy modele o ogólnym przeznaczeniu nie pozwalają na konfigurację dającą możliwość nadania priorytetów odpowiednim pakietom.
Router dla gracza – jaki wybrać?
Kupno kasku to spory wydatek, przed którym posiadacz motocykla nie jest w stanie się uchronić. Czy można jednak znaleźć mniej kosztowny model, który jednocześnie będzie spełniał wszystkie wymagania? Jakie znaczenie ma prawidłowe dobranie kasku? Kask dla motocyklisty to przede wszystkim gwarancja bezpieczeństwa. Bardzo ważne są elementy ubioru (takie jak spodnie motocyklowe, kurtka czy ochraniacze), jednak przeprowadzane badania i testy nieustannie udowadniają największe znaczenie kasku w ochronie przed poważnymi urazami. Niejednokrotnie może on nawet ocalić życie. Dlatego właśnie kaski są stale unowocześniane, a wdrażanie nowych technologii i innowacyjnych rozwiązań pozwala na uzyskanie coraz lepszych efektów. Z powodzeniem można kupić taki model, który nie dokona wielkich spustoszeń w twoim portfelu i w możliwie największym stopniu zabezpieczy cię przed skutkami ewentualnych kolizji lub upadków. Na jakie elementy zwrócić największą uwagę? Na twoje bezpieczeństwo ma wpływ szereg czynników uzależnionych od budowy kasku oraz materiału, z którego został wykonany. Można wyróżnić elementy bezpieczeństwa biernego (ochrony bezpośredniej podczas nieszczęśliwego zdarzenia drogowego) oraz elementy bezpieczeństwa prewencyjnego (zapewniają komfort i wygodę jazdy). Do pierwszej grupy zalicza się: Skorupę – najważniejsza część kasku. W największym stopniu determinuje stopień ochrony motocyklisty. Szukając niedrogiego produktu należy przyjrzeć się modelom wykonanym z tworzywa sztucznego. Droższe są kaski z mieszanki włókien węglowych i organicznych. W elementach z najwyższej półki stosuje się dodatkowo karbon, znacznie wzmacniający całą konstrukcję. Wypełnienie EPS – jego zadaniem jest wchłanianie energii powstałej z chwilą uderzenia kasku z powierzchnią np. drogi. Składa się ze specjalnie wytworzonej pianki, która w zależności od gęstości posiada różne właściwości. Wraz ze wzrostem gęstości, proporcjonalnie rośnie cena. Zapięcie – wedle indywidualnego uznania. Spotyka się dwie wersje – zapięcie typu DD oraz proste i szybkie w obsłudze zatrzaskowe. Wśród części bezpieczeństwa prewencyjnego należy wyróżnić: Materiał wyściółki wewnętrznej – umożliwia ścisłe dopasowanie do kształtu głowy bądź nawet posiadanej fryzury. Jego zadaniem jest również wchłanianie wilgoci. Szyba – w zależności od jakości materiału może znacząco zmieniać cenę całego produktu. Ważne, aby szyba była wytrzymała i solidna oraz posiadała filtr UV, który zapobiega oślepianiu kierowcy przez promienie słoneczne. Modele z wyższego przedziału cenowego posiadają coraz bardziej zróżnicowane filtry z rozmaitymi refleksami i rozwiązaniami zapobiegającymi parowaniu. Trzeba też pamiętać o odpowiednim rozmiarze szyby, by nie zawężała ona pola widzenia podczas jazdy. Wentylacja – odpowiada za cyrkulację powietrza wewnątrz kasku, ma także wpływ na parowanie szyby. W jaki sposób dobrać kask? Najważniejszy jest odpowiedni rozmiar. Pamiętaj, że kask to nie t-shirt. Jeśli w danym momencie nie ma twojego rozmiaru lub inny rozmiar jest tańszy, nie kupuj go za wszelką cenę. Tak istotny dla bezpieczeństwa element powinien być idealnie dopasowany. W tym celu należy zmierzyć obwód głowy w najszerszym miejscu, tj. tuż nad linią uszu oraz brwi i otrzymany wynik porównać z tabelą rozmiarów producenta. Musisz wiedzieć, że produkty przeznaczone na rynek azjatycki lub amerykański mogą nieco różnić się rozmiarami od tych, które wyprodukowano w Europie. Należy to dokładnie sprawdzić przed zakupem. Warto także dopasować model do indywidualnych preferencji, posiadanego motocykla, częstości użytkowania, czy rodzaju pokonywanych tras. Jeśli wymagają tego warunki, pamiętaj o zakładaniu pod kask kominiarki. Jak dbać o kask? Dobrym sposobem na łagodne potraktowanie portfela motocyklisty jest odpowiednia pielęgnacja kasku, która pozwala na przedłużenie jego „życia”. W tym celu przydatna okazuje się np. pianka do kasku. Doskonale konserwuje ona wszystkie jego elementy. Przed użyciem pianki należy zamknąć wszystkie otwory wentylacyjne. Szybę powinno myć się płynem specjalnie do tego przeznaczonym. Produkty powszechnie stosowane (jak np. płyn do mycia okien) mogą mieć negatywny wpływ na jej zewnętrzną powłokę. Jakość w dobrej cenie Choć kaski dla motocyklistów nie należą do najtańszych produktów, przy odrobinie szczęścia można znaleźć prawdziwą perełkę, która nie uszczupli nadmiernie zasobów portfela i jednocześnie zagwarantuje wysokie bezpieczeństwo. Jeśli chcesz zaoszczędzić, wybierz tańsze materiały. Ekonomiczne okazuje się również odpowiednie konserwowanie kasku. Pamiętaj jednak, że to właśnie kask stanowi ogromną ochronę podczas ewentualnej kolizji, a zbytnie oszczędności nie zawsze muszą się opłacić.
Bezpieczny i niedrogi kask – czy to możliwe?
Co zrobić, by nasz pies czy kot nie zawracały nam głowy ciągłym otwieraniem dla nich drzwi? Najlepiej zainstalować specjalne drzwiczki, które umożliwią zwierzęciu swobodne wychodzenie z domu. Są wygodne w użyciu i dają pupilowi niezależność. Jest to szczególnie ważne, gdy nie ma nas w domu, a czworonóg chce posmakować niezależności. Natrętne pupile Szczególnie natrętne w domaganiu się wypuszczenia z domu są koty. Ponieważ prowadzą nocny tryb życia, zrobią wszystko, by o zmroku wyruszyć w świat. Potrafią do skutku miauczeć, skakać na śpiącego opiekuna lub co najgorsze – drapać łapkami o szybę tak długo, aż właściciel zrezygnowany ulegnie. Pieski też potrafią natrętnie domagać się wyjścia na zewnątrz. Szczekają i piszczą do momentu, aż osiągną swój cel. Aby pupil pozwolił nam spokojnie odpocząć, należy zamontować dla niego specjalne drzwiczki. Montowane w różnych miejscach Prawdopodobnie od kiedy człowiek zamieszkał z psem czy kotem, wycinał dla niego otwory w ścianie lub drzwiach. Z pewnością po to, by ułatwić sobie i zwierzęciu życie. Drzwiczki, które dziś są w sprzedaży, to nie tylko zwykłe ramki do otworów. Najciekawsze mają intrygujące wzory i idealnie dopasowują się do nowoczesnych domów. Te ze sprawdzonych firm mają wiele ciekawych funkcji i można je montować w drzwiach zewnętrznych, wewnętrznych z PCW, drewna czy metalowych, ścianach, bramach garażowych, a nawet niektóre w szybach okien. Rozwiązania wielofunkcyjne Zwykle mają wmontowaną przezroczystą klapę, która otwiera się wahadłowo. W ten sposób zwierzak może wchodzić do domu lub wychodzić z niego w zależności od swoich potrzeb. Jest wykonana z elastycznego tworzywa, bezpiecznego dla naszego pupila. Dodatkowo w dolnej części klapy umieszczony jest magnes, więc drzwiczki po otwarciu automatycznie się zamykają. Zapobiega to ich niepożądanemu uchyleniu, choćby podczas silniejszego podmuchu wiatru. Ich ramka może być w różnych kolorach, najczęściej w sprzedaży są białe, srebrne lub brązowe. Niektóre można pomalować na dowolny, wybrany przez nas kolor w zależności od koloru drzwi czy ściany, w której są zamontowane. Dobrej jakości drzwiczki otwierają się cicho, niemal bezszelestnie. Drzwiczki to jednak nie wszystko. Sprzedawany jest do nich specjalny tunelumożliwiający montowanie ich w grubych ścianach. Do kompletu dodawana jest też klapa, która umożliwia zamknięcie drzwi podczas naszej dłuższej nieobecności w domu. Niektóre, np. typ 4 way, mają też blokadę, która pozwoli nam wybrać opcję otwierania: w obie strony, tylko do środka, do wewnątrz czy też całkowite zamknięcie. Wybór właściwego rozmiaru Drzwiczki sprzedawane są w różnych rozmiarach. Na ich opakowaniu zwykle umieszczona jest informacja dotycząca ich wielkości oraz wagi zwierzęcia. Te, które pasują dla małego psa będą też odpowiednie dla kota. Najtańsze, przeznaczone dla małych psów czy kotów, kosztują ok. 30 zł. Drzwiczki z dodatkowymi udogodnieniami to wydatek 60–300 zł. Największe drzwiczkimają wyższą cenę, ponieważ duże, silne psy potrzebują solidniejszych i masywniejszych konstrukcji. Niektóre przeznaczone są dla czworonogów ważących do 100 kg. Obroża identyfikacyjna Ciekawym i bezpiecznym rozwiązaniem sądrzwiczki automatyczne, sprzedawane z obrożą wyposażoną w zasilaną bateriami zawieszkę, działającą na podczerwień. Kiedy pupil zbliża się do drzwiczek, tylko on może je otworzyć. W ten sposób do domu nie wejdą nieproszeni goście. Jeśli mamy więcej zwierząt, możemy dokupić dla nich dodatkowe obroże, tak by każde z nich mogło swobodnie wychodzić na zewnątrz. Chronią przed zimnem i wiatrem Aby do domu nie dostawało się zimno czy wiatr, warto zamontować tzw. ciepłe drzwiczki, które mają potrójne uszczelnienie i chronią przed wiatrem o sile do 50 km/godz. – Easy Pet Doors, Easy Pet Energy Saver i Easy Pet Energy Saver Plus S. Niektóre modele składają się z trzech przegubów, a w każdym zamontowano magnes dopinający. Klapka wykonana jest z podwójnego plastiku. Aby nasz pupil nie zmarzł zimą, można je zamontować w budzie i w ten sposób zapewnić mu ciepło podczas mrozów. Nowością są też drzwiczki – np. modelFerplast Swing – z systemem określającym, gdzie obecnie jest zwierzak, na zewnątrz domu czy też w środku. Wystarczy spojrzeć na wskaźnik, którego położenie informuje, w jakim kierunku ostatnio otwierały się wahadłowe drzwi. Kupując drzwiczki dla czworonoga, z szerokiej oferty wybierzmy model najlepszej jakości, wytrzymały na warunki atmosferyczne i gwarantujący długie użytkowanie. Warto też też zwrócić uwagę na solidność wykończenia i na to, by swoim stylem i kolorem pasowały do reszty domu i prezentowały się estetycznie.
Drzwiczki dla psa lub kota – jakie wybrać?
Lato sprzyja spotkaniom towarzyskim, zwłaszcza nad wodą. Coraz popularniejsze są też przyjęcia przy basenie. Jak się ubrać na takie wydarzenie, żeby dobrze się czuć i przyciągać wzrok tych, na których nam zależy? Choć własny, stały basen w przydomowym ogrodzie to ciągle luksus rzadko w naszym kraju spotykany, to klasyczne pool party niczym z amerykańskiego serialu dla nastolatków staje się coraz bardziej popularne. Nie mamy murowanych basenów, ponieważ na ich posiadanie nie pozwalają nam warunki atmosferyczne, ale możemy zaprosić znajomych na przyjęcie przy basenie… dmuchanym, np. z okazji zakończenia wakacji. Może to być imponujących rozmiarów kwadratowy zbiornik, w którym można pływać, albo okrągły dziecięcy basenik w żywych kolorach, w którym można zamoczyć stopy. Przestrzeń małego trawnika zorganizują też dmuchane palmy i motywy z hawajskimi kwiatami. Najważniejsze jednak podczas imprezy będzie towarzystwo i dobry humor. A do tego bez wątpienia przyczynia się świetny wygląd. Kostium kąpielowy Podstawą każdej stylizacji na przyjęcie przy basenie jest kostium kąpielowy. Na niego możesz wrzucić dowolny strój, byleby tylko łatwo było go zdjąć, gdy przyjdzie ochota wskoczyć do basenu. Przedstawiamy więc nasze propozycje. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Intelektualistka na wakacjach Jeśli chcesz wyglądać, jakbyś właśnie wyszła z biblioteki lub egzaminu (a może tak jest?), postaw na letnią, niezobowiązującą, ale szykowną elegancję. Białą, długą do kolan bluzkę koszulową, koniecznie luźną, przewiąż cienkim, plecionym paseczkiem. Dobierz do niej wiązane sandały, np. rzymianki, a także słomkowy, męski kapelusz i ciemne okulary. Pod koszulą musisz oczywiście mieć kostium kąpielowy. W tej stylizacji najlepszy będzie elegancki jednoczęściowy, z modnymi, dużymi wycięciami na udach, np. czarny lub w kwiaty. Ręcznik – najlepiej spory, o grubym splocie, gładki lub z delikatnym wzorkiem. Zaskoczysz wszystkich, jeśli dodasz do tej nietuzinkowej kreacji hit tego lata – dmuchanego donuta. Miejska hipsterka Nigdzie się nie śpieszysz, a jeśli jesz w barach szybkiej obsługi, to tylko food trucki z ekologicznymi przekąskami w stylu slow food? Warzywa do wegetariańskich potraw kupujesz na targu i wkładasz do bawełnianej torby, w której nosisz także najnowszy model iPhone’a? Nie ma wątpliwości – jesteś miejską hipsterką. Dla ciebie najważniejsze są światopogląd i to, czy przy produkcji twoich ubrań nie łamano praw człowieka. Dlatego wybierając się na przyjęcie przy basenie, zapewne włożysz T-shirt z ekologicznej bawełny – być może z napisem lub przesłaniem, stare, sprane jeansy oraz wygodne espadryle na podeszwach z naturalnej trzciny. Twój kostium będzie dwuczęściowy i w stylu boho – wzorzysty i kolorowy. Twój ręcznik będzie z tych, które zachwalają fashionistki na swoich profilach instagramowych – okrągły. A jeśli bardziej zależy ci na luźnej stylizacji o sportowym sznycie, możesz wybrać klasyczny, z napisem lub logo drużyny piłkarskiej. Hawajska tancerka Lubisz kobiece sukienki, chętnie pokazujesz opalone ciało, nie pogardzisz wysokimi obcasami... zazwyczaj wyglądasz dziewczęco i romantycznie. Proponujemy ci styl hawajski. Potrzebna będzie oczywiście lekka spódniczka – możesz wprawdzie mieć problem ze znalezieniem spódniczki z trawy (może sama ją zrobisz?), ale alternatywą będzie spódniczka z tiulu sztywnego, rozłożystego albo lejącego, który optycznie wydłuży sylwetkę. Dobierz do niej japonki – eleganckie, ze złotymi akcentami lub klasyczne, o sportowym charakterze marki Havaianas. Tancerka nosi oczywiście kostium dwuczęściowy, bardzo kolorowy, najlepiej z egzotycznymi motywami, flamingi, ananasy. Duży, barwny ręcznik uzupełnieni stylizację. Nie zapomnij oczywiście o naszyjniku z kwiatów!
Jak ubrać się na imprezę przy basenie?
W projektowaniu łazienki najważniejsze są potrzeby jej użytkowników oraz funkcjonalność. Trendy powinny mieć drugorzędne znaczenie, choć warto je znać. Być może zainspirują nas do wprowadzenia ciekawych rozwiązań. Niezależnie od wielkości łazienki w jej projektowaniu trzeba uwzględnić kilka niezmiennych elementów, czyli umywalkę, sedes i wannę bądź prysznic. Kluczowe dla funkcjonalności pomieszczenia jest zachowanie między nimi odpowiednich odległości. Zbyt bliskie usytuowanie utrudni swobodne korzystanie z nich. Mniej istotne jest rozmieszczenie poszczególnych elementów względem siebie, inaczej niż przy projektowaniu kuchni. Dla wygody użytkowników z reguły misę klozetową umieszcza się najbliżej wejścia. Korzystamy z niej zdecydowanie częściej niż z wanny, więc powinna być łatwo dostępna. Wanna bądź prysznic natomiast mogą znajdować się na końcu pomieszczenia i je „zamykać”. W łazienkach umieszczamy również pralkę. Warto nad nią powiesić półkę czy szafkę. Będzie to dobre miejsce na przechowywanie środków do prania. Po zaplanowaniu rozmieszczenia poszczególnych elementów czas zająć się na kwestiami estetycznymi, czyli wybrać styl łazienki. Tu powinniśmy się kierować własnym gustem. Pamiętajmy jednak, że jest to zazwyczaj niewielkie pomieszczenie, dlatego barokowa aranżacja sprawi, że będzie się wydawać jeszcze mniejsze. W łazience warto postawić na prostotę, jasną paletę kolorystyczną i niewielką ilość dodatków. Przygotowaliśmy dwie aranżacje łazienki – jedna z wanną, druga z prysznicem. Łazienka z wanną box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Elita, Deante, Cersanit, Sanitop, Wenko, Paradyż, Samsung Wanna wymaga więcej miejsca niż prysznic. Jeśli chcemy zaoszczędzić, warto kupić wannę w gotowej obudowie. Wtedy nie będziemy musieli jej samodzielnie wykonywać, co z reguły wiąże się z większymi kosztami. Pamiętajmy, żeby obudowa korespondowała z pozostałymi elementami wyposażenia, np. z szafką pod umywalką. Te podwieszane wyglądają nowocześnie i uwalniają miejsce na podłodze. Podwieszana może być też miska klozetowa. box:shoppingList box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem box:shoppingItem Istotnym elementem wyposażenia łazienki są płytki. W ostatnim czasie popularność zyskały duże kafelki. Ich zaletą jest niewielka ilość fug, w których często gromadzą się trudne do usunięcia zabrudzenia, a to powoduje, że utrzymanie łazienki w czystości jest trudniejsze. Nie mniej istotnym elementem wyposażenia jest pralka. Przed jej zakupem należy dokładnie wymierzyć powierzchnię. Równie istotne są mniejsze elementy, np. baterie łazienkowe. Przy wannie należy zamontować baterią wannową. Najlepsze są te o prostych kształtach. Zbyt rozbudowane mogą przeszkadzać w kąpieli. Uzupełnieniem każdej łazienki powinny być praktyczne dodatki, takie jak dozownik mydła, wieszak na ręczniki i kosz na pranie. Wszystkie te elementy powinny się wpisywać w styl pomieszczenia i nie zajmować dużo miejsca. Łazienka z prysznicem box:imagePins box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin box:pin Fot. Antado, Roca, Wenko, Curaqua, Sensea, Kolory Maroka Coraz większą popularnością w polskich łazienkach cieszą się kabiny prysznicowe. To rozwiązanie oszczędzające miejsce, dlatego często można je spotkać w mniejszych pomieszczeniach. Jednak nawet w dużych łazienkach pojawiają się zamiast wanny. Zapewniają wygodę, szczególnie osobom zabieganym. Decydując się na kabinę, najlepiej wybrać model o ściankach z przezroczystego szkła, wówczas łazienka będzie wydawać się większa Do kabiny należy dokupić panel prysznicowy. Na rynku znajdziemy wiele wersji nie tylko ze słuchawką prysznicową, deszczownicą, ale także funkcją masażu wodnego. Im bardziej zaawansowane urządzenie, tym większy komfort użytkowania. W łazience niezbędna jest także umywalka, warto rozważyć model na postumencie, który wygląda stylowo i lekko zarazem. Jeśli potrzebujemy miejsca na przechowywanie, warto kupić szafkę z lustrem. Nie zapominajmy też o wieszaku na ręczniki. Montowane do ściany zajmują mniej miejsca niż stojące na podłodze. Gdy wszystkie sprzęty są proste, warto wprowadzić wyrazistą podłogę dla nadania wnętrzu charakteru. Ciekawie prezentują się płytki w hiszpańskie wzory, które nie wychodzą z mody już od kilku sezonów. Zobacz również strefę Nowoczesna łazienka
Jak zaprojektować łazienkę?
Falbany opanowały modę! Małe i duże, dziewczęce i nowoczesne są ozdobą wielu wiosennych kolekcji. Ultrakobiecy trend jest bardzo widoczny tej wiosny. Najwięksi projektanci, tacy jak Dolce & Gabbana, Alberta Feretti czy Elie Saab, pokazali kolekcje bogato zdobione tym detalem. Falbany od wieków są atrybutem damskich strojów. Suknie obszywane marszczoną plisą nosiły dystyngowane damy i ubogie wieśniaczki. Są charakterystycznym elementem hiszpańskich barwnych strojów do flamenco i mocnym akcentem w kulturze latynoskiej. Kojarzą się nam z gorącymi rytmami, tańcem i muzyką. Podkreślają figurę, dodają energii i charakteru stylizacjom. Wiosna to idealny czas, aby nosić uwodzicielskie falbany. Sukienka Na rynku znajdziemy ogromny wybór fasonów sukienek z falbanami. Model w kształcie trapezu doskonale nadaje się na co dzień. Ozdobna falbana może być doszyta u dołu lub przy rękawach. Mamy modny detal, a forma jest dość spokojna i zachowawcza. Dopasowane na górze, a rozkloszowane dołem falbaniaste sukienki w stylu baby doll to propozycja dla kobiet młodszych, lubiących „słodkie” stylizacje. Falbanki przy dekolcie, tzw. hiszpanki, pięknie eksponują ramiona i dekolt. Zazwyczaj mają wszytą gumkę, aby łatwo było kusząco opuścić je nisko lub podnieść do góry. Falbanki ażurowe, wykończone koronką lub haftem, nawiązują do trendu inspirowanego ludowością, który w tym sezonie dominuje. Falbany to również nieodzowny element stylu hippie i boho. W tym wypadku sukienki wykonane są zazwyczaj ze wzorzystych tkanin, a dominujący motyw to oczywiście kwiaty. Sukienka z falbankami nie musi się jednak kojarzyć wyłącznie z romantyczną, dziewczęcą stylizacją. Asymetryczną, gładką sukienkę z falbaną przy dekolcie lub rękawie nosimy również bardziej drapieżnie. Zestawiamy ją z masywnymi botkami i kurtką ramoneską. box:offerCarousel Do pracy Bluzka z falbanką ożywi każdy biurowy strój. Ołówkowa spódnica czy garnitur zyskają niepowtarzalny charakter w takim zestawie. Wariacji na temat jest mnóstwo. Możemy wybrać koszulę z klasycznym żabotem z wielu warstw falban lub pojedyncze obszycie wzdłuż zapięcia. Pojawiły się też bluzki i topy z podkreślonymi ramionami z wszytą falbaną. Może to również być po prostu ozdobnie wykończony dół bluzki. Jednak w tym sezonie projektanci zwrócili przede wszystkim uwagę na rękawy – falbanki znalazły się m.in. przy mankietach. Nie zabrakło ich także na marynarkach i żakietach. I to nie tylko w formie klasycznej baskinki, ale również jako wykończenie rękawów czy klap. box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel box:offerCarousel Na specjalne okazje Falbana to ozdoba niewątpliwie przyciągająca uwagę, dlatego świetnie się nadaje na element stroju wieczorowego. Dopasowane sukienki, które mają górę wykończoną szeroką falbaną, doskonale eksponują dekolt. Warto pamiętać, że to fason powiększający optycznie biust. W parze z taką stylizacją idą upięte włosy, dyskretna biżuteria i szpilki. Na specjalne okazje możemy również wybrać sukienkę maxi i zestawić ją klasycznie, z butami na wysokim obcasie, lub na mniej formalne spotkania z butami sportowymi i jeansową kurtką. Dekoracyjność falban często podkreślona jest tkaniną, z której są wykonane. Przezroczyste tiule lub ażur koronki dodatkowo zdobią sukienkę i podkreślają styl. Nie tylko ubrania Falbankowe szaleństwo dotyczy nie tylko strojów, ale również licznych akcesoriów. Torebki z naszywanymi falbankami noszone na co dzień, jak i wieczorowe kopertówki, pojawiły się już jakiś czas temu i ponownie wracają do łask. Taki detal to już wystarczająca ozdoba, więc pasuje najlepiej do prostych stylizacji. Projektanci zaskakują również butami z falbankami. Trampki, botki, półbuty czy baleriny obszywane tym motywem to dobry pomysł na wprowadzenie mocnego modnego akcentu do wiosennej garderoby. Cały świat się zakochał się w falbankach, które z pewnością zdominują naszą garderobę w nadchodzącym sezonie.
Wiosenny hit – falbany
Zabawa w dom to jedna z ulubionych aktywności wielu dziewczynek. Dlatego większość z nich najbardziej cieszy się z zabawek, które ją uatrakcyjnią. Jedną z nich może być odkurzacz na baterie. Prezentujemy najciekawsze modele. Dziewczynki uwielbiają naśladować swoje mamy, babcie i ciocie. Przebierają się w stroje dla dorosłych, próbują stawiać pierwsze kroki w za dużych o kilka rozmiarów butach na wysokim obcasie i malują usta dziecięcą pomadką. Wszelkie prace domowe są dla nich równie interesujące. Przebierają lalki, gotują zupę w miniaturowych garnuszkach i chętnie pomagają przy sprzątaniu. Jednak urządzenia AGD są dla nich jeszcze zdecydowanie zbyt duże i ciężkie, a posługiwanie się nimi jest za trudne, niekiedy nawet niebezpieczne. Chcąc uszczęśliwić swoją pociechę możliwością poczucia się jak prawdziwa pani domu, możemy wyposażyć ją w fantastyczny zabawkowy odkurzacz na baterie. Zabawa w dorosłych Przydzielanie sobie ról i próby odgrywania zaobserwowanych w codziennym życiu sytuacji pojawia się naturalnie. Zabawy w gotowanie, opiekowanie się dziećmi czy sprzątanie angażują i wszechstronnie rozwijają. Przede wszystkim nieustannie pracuje wówczas wyobraźnia, a dziecko ćwiczy swoją kreatywność. Naśladowanie rozbudza empatię, umiejętność obserwacji zachowań innych osób i pozwala sprawdzić się w „dorosłych” sytuacjach. Wspieranie naturalnej aktywności dzieci to ważny element ich wychowania, zapoznawania ze światem i wdrażania do dorosłego życia. Dla dziewczynek, które uwielbiają odgrywać rolę pani domu, doskonały będzie zabawkowy odkurzacz. Odkurzanie na niby Oferta zabawkowych odkurzaczy na baterie jest wyjątkowo zróżnicowana. Obejmuje zarówno proste modele, które kupimy już za niecałe 15 zł, jak i bardziej skomplikowane i wytrzymałe za około 150 zł. Odkurzacze różnią się również wielkością. Najtańsze to zwykle wersje dla dużych lalek, bardzo leciutkie i niewielkie – długość samego odkurzacza wynosi około 15 cm, a rury z rączką około 40 cm. Mimo niezbyt pokaźnej wielkości zostały wyposażone w kilka funkcji, które mają też nieco większe modele. Po uruchomieniu zabawki wbudowany głośniczek emituje odgłos pracy odkurzacza, światełko informuje, że urządzenie działa, a umieszczone wewnątrz szeleszczące kuleczki stwarzają wrażenie, że odkurzacz rzeczywiście zasysa śmieci. Jak prawdziwy Podstawową cechą zabawkowych odkurzaczy jest to, że wydają dźwięk. Odgłos pracy silnika dodaje im tak pożądanego realizmu. Dodatkowo, jeśli odkurzacz ma podświetlany włącznik, teleskopową rurę i hałasujące wewnątrz plastikowe kulki, podstawowe wymagania młodej pani domu z pewnością zostaną spełnione. Jednak od nowoczesnych zabawek możemy oczekiwać znacznie więcej. Wartą zainteresowania propozycję stanowią odkurzacze w zestawie z malutkimi, najczęściej styropianowymi kuleczkami imitującymi śmieci. Dziewczynka może je rozsypać w dowolnym miejscu na dywanie lub podłodze, a następnie zabawkowym odkurzaczem wciągnąć je do środka. Modele z taką opcją mają zdejmowaną pokrywę lub pojemnik, z którego łatwo można wyciągnąć zgromadzone wewnątrz kulki i rozpocząć zabawę na nowo. W sam raz dla pani domu Jeśli nasza mała dama jest zagorzałą wielbicielką koloru różowegoi marzy o skompletowaniu domowych akcesoriów w tym odcieniu, znajdziemy dla niej kilka ciekawych modeli. Jednym z nich jest bardzo rozbudowany zestaw do sprzątania na wózku. Oprócz odkurzacza (tym razem ręcznego, lecz również działającego i zasysającego styropianowe kulki) w jego skład wchodzą: wiaderko z wyciskaczem i mop, szczotka, myjka do szyb, gąbeczka i worek na śmieci. To zestaw, którego nie powstydzi się żadna perfekcyjna pani domu. Wybór zabawkowego odkurzacza powinien zależeć przede wszystkim od wieku naszej pociechy. Pamiętajmy, że zabawki z kompletem malutkich kuleczek dozwolone są do użytku przez dzieci, które ukończyły co najmniej trzy lata. Dla młodszych pozostają opcje z dźwiękiem, światełkami i kulkami podskakującymi jedynie wewnątrz odkurzacza.
Odkurzacz na baterie – wyposażenie każdej małej pani domu
Wielu z nas szuka niebanalnych, oryginalnych rozwiązań dla urozmaicenia wnętrz naszych domów. Stawiamy na przedmioty dekoracyjne i przeglądamy najnowsze trendy. Jak w sposób nowatorski podejść do kwestii oświetlenia? Okazuje się, że jest to dziedzina pełna inspiracji! Oświetlenie zwykle pełni funkcję praktyczną i pomaga nam dostrzec wszelkie zakamarki pomieszczenia. Najważniejsza jest oczywiście główna lampa sufitowa. Można jednak pójść o krok dalej i wykorzystać dostępne rozwiązania do stworzenia ciekawych aranżacji, kreowanych światłem. Odejście od tradycji w oświetleniu wnętrz Oświetlenie dawno przestało już być jedynie kwestią techniczną, czy praktyczną. Teraz jest to ważna część dopracowanej aranżacji wnętrza. Projektanci przedmiotów użytkowych prześcigają się w opracowywaniu dizajnerskich form i pomysłów, aby światłem oraz jego „opakowaniem” dodawać pomieszczeniom charakteru. To dziedzina niezwykle rozległa, ponieważ za pomocą światła i złudzeń optycznych możemy wyraźnie zmieniać przestrzeń, na nowo rozplanowywać pomieszczenia, podwyższać zbyt niski strop lub odwrotnie – obniżać go, zwracać na coś uwagę lub ukrywać w subtelnym cieniu. Oświetlenie obrazów, rzeźb i dekoracji Światło dekoracyjne pozwala wydobyć z przedmiotów ich prawdziwe piękno. Dzięki niemu podkreślona zostaje faktura, powierzchnia, kształt i struktura ptrzedmiotu. Niezależnie, czy podświetlamy dzieło sztuki, czy ciekawie wykończoną ścianę, warto zadbać o to, aby efekt końcowy był jak najbardziej dopracowany. Do takiego celu używa się najczęściej lampek halogenowych na wysięgnikach, oprawek bezcieniowych umieszczając je w optymalnej od danego obiektu odległości. Oświetlenie podłogowe i schodów Kolejnym sposobem na kreację wystroju światłem są taśmy i listwy LED. Umieszczone na elastycznym pasku małe światełka można wykorzystać do wielu celów. Świetnym pomysłem jest oświetlanie obiektów od dołu. Daje to wrażenie głębi i tajemniczości, a w niektórych przepadkach sprawia również wrażenie lewitacji! Tak się dzieje przykładowo wtedy, kiedy pasek umieścimy na spodniej stronie ramy łóżka. Wiele oferowanych przez producentów taśm LED posiada także opcję zmiany koloru. Zwykle dołączony do zestawu jest prosty w obsłudze pilot, z podpisanymi guzikami. Światło może być stałe lub zmieniać się płynnie. To idealny rozwiązanie na nastrojowy wieczór! Na uwagę zasługuje także pomysł na oświetlenie schodów w miejscu listwy, gdzie łączą się one ze ścianą. To światło pomocnicze, które sprawdzi się w nocy, kiedy nie chcemy rozświetlać całej kondygnacji. Posiada również dużą wartość dekoracyjną dodaną w miejscu, które trudno zagospodarować. Można wykorzystać do tego LEDy lub lampki montowane w oprawce w ścianie. Światło przenikające przez taflę – efekt dekoracyjny w domu Oświetlenie pochodzące ze ściany to bardzo nietypowy pomysł na dekorację pomieszczenia. Przyzwyczajeni jesteśmy do wersji sufitowych czy też lamp wolnostojących, dlaczego więc nie urozmaicić swojego domu oprawą wpuszczoną w płaszczyznę boczną? Bardzo ciekawym sposobem jest rozproszenie go w nietypowy sposób. Przenikanie przez mleczne, rzeźbione szkło lub cienką jak papier płytę kamienną tworzy wspaniałe wrażenia wizualne. Kreacje świetlne są niemal nieograniczone. Planując wystrój domu lub mieszkania warto poświęcić tej kwestii czas i wysiłek, aby końcowy rezultat był zachwycający. Pragnąc urozmaicenia w gotowym już wnętrzu, pomyślmy nad ozdobnymi kloszami oraz barwionymi żarówkami, które mogą zaprowadzić przyjemne zmiany w naszej przestrzeni.
Zapomnij o tradycyjnych lampach i kinkietach – czas na oświetlenie dekoracyjne
Eleganckie i wyrafinowane czy proste i nowoczesne? Wnętrze przepełnione wysmakowanym duetem bieli i czerni może mieć różny charakter. Jak zaaranżować nieskazitelne mieszkanie black&white? Biel i czerń – ponadczasowy mariaż kolorystyczny do wszystkich wnętrz Jeżeli marzysz o prostym wnętrzu, przepełnionym spokojem i harmonią, pomyśl nad wykorzystaniem wyłącznie dwóch barw – niewinnej bieli i głębokiej czerni. Umiejętna gra dodatkami i zachowanie właściwych proporcji w wykorzystaniu obu kolorów da zachwycający efekt, który spodoba się i miłośnikom klasyki, i entuzjastom nowoczesnego pomysłu na wystrój wnętrz. Spokojny mariaż kolorystyczny możesz przełamać barwnymi dodatkami, pamiętaj jednak, aby zachować umiar, bo zbyt duża liczba kolorów nie zbliży cię do efektu, o którym marzysz. Ważne są odpowiednie proporcje – stawiaj biel przed czernią, a jeśli chcesz wprowadzić inny akcent kolorystyczny, zdecyduj się na nie więcej niż dwie dodatkowe barwy. Ze stonowanym duetem świetnie współgra szarość, możesz również spróbować zaaranżować dom przepełniony ponadczasowym połączeniem bieli i czerni z czerwienią. Ciekawym detalem okażą się także barwy słoneczne – postaw zatem albo na drobiazgi w kolorze żółtym, albo na kilka pomarańczowych ozdób. Pomyśl nie tylko o meblach i dodatkach, ale i o tym, jak kolory wpływają na proporcje wnętrz. Pamiętaj, że biały optycznie powiększa, a czarny pomniejsza pokoje, dlatego umiejętnie bawiąc się połączeniami tych barw, możesz poprawić mankamenty swoich czterech kątów. Jeżeli jesteś szczęśliwą właścicielką mieszkania w kamienicy, możesz optycznie obniżyć zbyt wysokie wnętrze, malując sufit popielatą farbą, a ściany białą. Dodatki klasyczne, vintage czy nowoczesne? Black&white to kwintesencja aranżacyjnej elegancji, która pasuje niemalże do każdego wnętrza. W kuchni warto postawić na wyraziste dodatki – na podłodze możesz w formie szachownicy ułożyć białe i czarne płytki, a na tle białej ściany przymocować czarny reling kuchenny, na który przywiesisz np. niewielką suszarkę do naczyń, pojemnik na sztućce i doniczkę na świeże zioła. Z kolei biało-czarny salon zyska, kiedy na szarej kanapie położysz poduchy we wzory, ale koniecznie utrzymane w podobnej tonacji kolorystycznej. Jakie dodatki sprawdzą się w biało-czarnym wnętrzu? Czarne gałki i uchwyty do białych mebli, które wspaniale kontrastują z białą komodą, witrynką czy kredensem. Czarne podpórki do książekustawione na białym regale albo na białych półkach to znakomity gadżet dla mola książkowego, który lubi zagłębiać się w lekturze w estetycznym otoczeniu. Grafika, zdjęcia, napisy black & white, zarówno w formie naklejek ściennych, jak i plakatów czy obrazków, to wnętrzarski hit, który świetnie nadaje się na prezent dla miłośnika skandynawskich aranżacji i fanki biało-czarnych wnętrz. Podaruj plakatz ciekawą sentencją najlepszej przyjaciółce, a sobie spraw miły obrazek w stonowanej kolorystyce. Czarne ramki do czarno-białych zdjęć, które możesz położyć na komodzie albo pojedynczo powiesić na ścianie. Pomyśl również o ścianie zapełnionej czarnymi ramkami o różnej wielkości – stwórz domową galerię pełną wspomnień. Poduchy, które ocieplą minimalistyczne wnętrze. Ciekawa faktura i wzory sprawią, że nawet poduszki spod znaku B&W okażą się wyrazistą ozdobą, która przyciąga spojrzenia wszystkich gości. Stonowana narzuta na łóżko, a nawet biały baldachim – bo kto powiedział, że w biało-czarnej sypialni pani domu nie może czuć się jak księżniczka? Elementy pomalowane farbą tablicową, np. niewielki fragment ściany w kuchni, na którym możesz zapisywać listę zakupów. Farba tablicowapięknie kryje też powierzchnię mebli, dlatego doskonale sprawdzi się do odświeżenia frontów szafek czy szuflad w komodzie. Czarne blaty białych szafek kuchennych kontrastują z wszechobecną bielą równie pięknie, jak czarne relingi na tle białych płytek czy czarne uchwyty i rączki do mebli. Jeżeli nie chcesz mieć w kuchni płytek, możesz ochronić ścianę pomiędzy szafkami stojącymi i wiszącymi, wybierając szkło hartowane z ciekawym wzorem. Biało-czarna tapeta albo fototapeta, którą przykleisz na niewielki fragment ściany. Sprawdź wyraziste desenie, takie jak grochy czy szerokie pasy, na pewno zainteresuje cię także wieczorny widok na ruchliwe miasto. Wnętrze black & white jest stonowane i eleganckie, a przede wszystkim zachwyca wszystkich. Mariaż bieli i czerni ożywiony jedną lub dwiema barwami świetnie sprawdzi się w pokoju dziennym, kuchni, sypialni czy łazience, przekonasz się nawet, że jest idealny do dziecięcego królestwa.
Black & white, czyli interesujące wnętrze w bieli i czerni
Wstrząsające, mocne, bolesne. Powtarzające znane już fakty albo przedstawiające informacje, o których wcześniej się nie mówiło. Jedno jest pewne – te reportaże o II wojnie światowej nikogo nie pozostawią obojętnym. Choć od wybuchu II wojny światowej minie w przyszłym roku 80 lat, to ten sześcioletni „przerywnik w człowieczeństwie” wciąż budzi grozę i rozpacz. Najkrwawszy konflikt w historii to szczególnie bolesna rana w naszych, polskich dziejach. Nikt o wojnie i Zagładzie nie pisze tak, jak Hanna Krall. Nazywana „królową reportażu”, dziennikarka stworzyła niepowtarzalny styl opowiadania o tych czasach – pozbawiony ozdobników, oszczędny, a zarazem wchodzący pod skórę i nie dający o sobie zapomnieć. O wojnie piszą też jednak inni dziennikarze i historycy, a ich reportaże, choć mniej znane, a czasem zwyczajnie zapomniane, też warto poznać. „Dziwniejsza historia” Remigiusz Reziński Historie poświęcone homoseksualistom to na polskim rynku wydawniczym wciąż nisza. Zwłaszcza jeżeli historie te toczą się w czasach tak ważnych, a zarazem trudnych, jak okres II wojny światowej i poprzedzającego ją politycznego niepokoju. Reziński, autor świetnie przyjętej książki „Focault w Warszawie”, znów eksploruje wątki homoseksualne, tym razem osadzając je jednak w realiach jeszcze mroczniejszych niż jego debiut. „Dziwniejsza historia” jest chaotyczna, a losy jej bohaterów bywają przedstawiane zbyt fragmentarycznie, ale jako całość pokazuje kolejną, nieco przemilczaną dotychczas odsłonę wojny. box:offerCarousel „Medaliony” Zofia Nałkowska Dzisiaj ten niepozorny, liczący zaledwie kilkadziesiąt stron zeszycik relegowany został głównie do statusu szkolnej lektury. Tymczasem „Medaliony”, uznawane za opus magnum w bogatej twórczości Nałkowskiej, to dzieło wyjątkowe na skalę światową. Oszczędny, beznamiętny ton, jakiego używa pisarka do opowiadania o Zagładzie, wstrząsa i nie pozostawia beznamiętnym, mimo założonego przez autorkę „Granicy” braku emocji. W dodatku to motto otwierające tomik – „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Mistrzowski popis stylu i talentu. „Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy” Swietłana Aleksijewicz Poruszający zapis rozmów, jakie uhonorowana literacką Nagrodą Nobla białoruska pisarka przeprowadziła z tymi, którym dotychczas odbierano prawo głosu. Mowa tu o radzieckich dzieciach wielu narodowości, które przeżyły koszmar wielkiej wojny ojczyźnianej. Bohaterowie „Ostatnich świadków” to dzieci, które cudem przetrwały wojnę, choć liczba jej najmłodszych ofiar liczona jest w samym tylko ZSRR w milionach. Oszczędna narracja Aleksijewicz oddaje pole rozmówcom autorki, tak by ich słowa mogły wreszcie w pełni wybrzmieć. box:offerCarousel „Brunatna kołysanka. Historie uprowadzonych dzieci” Anna Malinowska Ten aspekt wojny, choć znany od lat, wciąż nie jest komentowany tak szeroko, jak inne oblicza tego konfliktu. Porywane i odbierane polskim rodzicom dzieci, które potem trafiały do niemieckich rodzin lub specjalnych ośrodków Lebensbornu, liczone są w dziesiątkach, może setkach tysięcy. O ich tragedii, a także o bohaterstwie zapomnianego dzisiaj polskiego prawnika, który po wojnie pomógł dziesiątkom ofiar nazistowskiego systemu, w poruszający sposób pisze w „Brunatnej kołysance” Anna Malinowska. „Dziennik” Anne Frank Poruszający zapis ostatnich lat życia Anny Frank, holenderskiej Żydówki, która ukrywała się przez ponad dwa lata wraz z rodziną w mieszkaniu w Amsterdamie, zapewnił jej nieśmiertelność. Do dzisiaj „Dziennik” budzi ogromne emocje, ukazując zarówno koszmar wojny, jak i desperacką próbę walki o codzienność i kształtowanie własnego „ja” w najtragiczniejszych warunkach. Koszmar II wojny światowej nigdy nie powinien się już powtórzyć. W dzisiejszych, trudnych czasach prawdy zamieszczone w wybranych przez nas książkach powinny wybrzmieć jeszcze głośniej.
Nie tylko Hanna Krall: 5 najciekawszych reportaży o II wojnie światowej
Chyba każdy ma za sobą chociaż jedną podróż, którą zakończyła się poważnym zabrudzeniem tapicerki. Sprawdź, co zrobić w takim przypadku. Zaskakujące zabrudzenie tapicerki Nieszczęśliwe przypadki w podróży mogą zdarzyć się każdemu, bez względu na płeć czy wiek. Ma na to wpływ wiele czynników i najczęściej zabrudzenie tapicerki jest totalnie nieprzewidywalne. Wystarczy, że tuż przed tobą wyjedzie auto z drogi podporządkowanej lub inna sytuacja zmusi cię do gwałtownego hamowania z piskiem opon i cały napój w kilka sekund może znaleźć się na siedzeniu i na dywanikach. To samo dotyczy dopiero co zakupionego burgera czy hot doga. Sos i pozostałe jego składniki mogą wyrządzić poważne szkody twojej tapicerce. Zdecydowanie najgorszą tego rodzaju przygodą jest niespodziewane zwrócenie posiłku. Choroba lokomocyjna często zdarza się dzieciom, które czasem nawet przez kilka lat muszą przyzwyczajać się do podróży samochodem. Co zrobić, jeżeli którakolwiek z sytuacji przytrafi ci się na trasie? Po pierwsze – szybkie i sprawne zapranie To właściwie najważniejszy element twoich działań. Szybka interwencja zapobiegnie wniknięciu zanieczyszczeń w głębsze warstwy tapicerki. Jeżeli zadziałasz natychmiast, będziesz mógł w prosty sposób wywabić niemal wszystko. Najskuteczniejszym sposobem na proste zapranie tapicerki jest użycie specjalnego płynu i szczotki, mało kto jednak posiada tak specjalistyczne środki pod ręką w czasie podróży. Dlatego w pierwszych chwilach możesz z powodzeniem użyć najprostszych środków. Wystarczy butelka wody i kawałek czystej szmatki, opcjonalnie także chusteczki. Na początku spróbuj zetrzeć zabrudzenia, nie wcierając ich w powierzchnię tkaniny. Następnie użyj wody i solidnie zwilż tapicerkę, a potem zetrzyj ją z tapicerki, intensywnie pocierając. Bądź przy tym jednak delikatny, gdyż nierozważne działania mogą skutkować zniszczeniem materiału, a przecież nie taki masz zamiar. Po drugie – wypierz zanieczyszczenia Sprawne i natychmiastowe zapranie da ci trochę czasu na zorganizowanie środków, które będą skuteczniejsze, a ich działanie znacznie głębsze. Do tego celu potrzebujesz specjalnych środków do prania tapicerki. Co ważne, są one stosunkowo łatwo dostępne, bez problemów kupisz je praktycznie na każdej stacji benzynowej. Zwykle są w postaci sprayu, który wytwarza aktywną pianę. To jednak dopiero połowa twojego niezbędnego zestawu. Konieczna będzie także szczotka o stosunkowo sztywnym włosiu, czasami jest ono wykonane nawet z plastiku. Bez obaw, jeżeli będziesz ostrożnie operował tym elementem, nie uszkodzisz nawet najdelikatniejszej tapicerki. Gdy zdobędziesz odpowiednie wyposażenie, przejdź do działania. Psiknij sprayem na miejsce zabrudzenia z około 20 cm i potraktuj je solidną warstwą aktywnej piany. Następnie odczekaj około 30 sekund, aż wniknie w materiał i zacznie łączyć się z zanieczyszczeniami, co zdecydowanie ułatwia i umożliwia wywabienie nawet najgorszych plan. Kolejnym krokiem jest wykorzystanie wspomnianej już szczotki. Dosyć energicznymi ruchami trzyj wskazane miejsce tak długo, aż zniknie piana. Niektórzy producenci (zależnie od środka) zalecają także przetarcie okolicy bardzo wilgotną i czystą szmatką. Sprawdź jednak, czy takie wskazania umieszczono na preparacie. Musisz wiedzieć, że taka sama procedura dotyczy dywaników welurowych, jeżeli takowe posiadasz w samochodzie. Całkowite pranie tapicerki Jeżeli plama była solidna, a pomimo zastosowanych działań, w aucie nadal roznosi się nieprzyjemny zapach, musisz wyprać całą tapicerkę. Zadanie to możesz zlecić profesjonalnemu serwisowi, zwykle koszt takiej usługi rozpoczyna się od 150-200 zł. Całkowity czas potrzebny do wyprania tapicerki może dochodzić nawet do 2-3 dni. O ile samo czyszczenie nie zajmuje więcej niż kilka godzin, to wietrzenie kabiny zależy głównie od panującej na dworze pogody. Chcąc zaoszczędzić fundusze, możesz wyprać tapicerkę samodzielnie. Efekt może nie będzie tak spektakularny, jak w przypadku profesjonalistów, warto jednak spróbować. Najpierw zakup odpowiednie środki – staraj się zbytnio nie oszczędzać, gdyż produkty wątpliwej jakości mogą być nie tylko nieskuteczne, a czasami wręcz niszczą tapicerkę. Dobrą wiadomością jest jednak to, że nie będziesz potrzebował profesjonalnego odkurzacza do prania tapicerki. Wystarczy zwykły egzemplarz stosowany w domu podczas odkurzania domowych dywanów. Pamiętaj też o konieczności dokładnego przewietrzenia wnętrza auta.
Jak uratować tapicerkę samochodową po nagłym zabrudzeniu?
Nasz klimat się zmienia. Latem, a nawet jesienią trudno się obejść bez jakiejś formy klimatyzacji. My polecamy małe, sprytne i niedrogie urządzenia – nie będą przeszkadzać współpracownikom, a nam zapewnią upragnioną ochłodę. Sprawdzą się wszędzie tam, gdzie klimatyzacja jest mniej wydajna lub musi być okresowo wyłączana. Wszyscy znamy odwieczny spór zwolenników i przeciwników centralnej klimatyzacji. Mały „osobisty” wentylator da ochłodę nam, a nie kolegom z sąsiednich biurek. Przyda się też we wszystkich punktach usługowych, bo to urządzenia tanie i energooszczędne. Idealnie sprawdzi się w domu Dobrze ocieplone współczesne budynki latem zamieniają się w prawdziwe „termosy”, w których powietrze stoi w bezruchu. Nie zawsze można szeroko otwierać okna bez narażania się na uliczny hałas czy uciążliwe przeciągi. W czasie upałów mały wentylator, który łatwo przechowywać, staje się domowym urządzeniem pierwszej potrzeby. Miniwentylatory ze złączem USB docenią też kierowcy samochodów pozbawionych klimatyzacji. Wystarczy wtyczka z końcówką USB włożona do gniazda zapalniczki i taki wentylator uprzyjemni nam letnie podróże. Pamiętajmy tylko, żeby do samochodu wybierać urządzenia ze śmigłami osłoniętymi siatką - przypadkowe dotknięcie włączonego wentylatora będzie wówczas zupełnie bezpieczne. Jak rozpoznać naprawdę dobry wentylator? Musi być niewielki i lekki, by bez trudu można go było przenosić, czy przestawiać. Nie zajmie też wiele miejsca schowany po sezonie. Powinien mieć regulowany kąt nawiewu, by chłodzić punktowo te powierzchnie, na których na zależy. Oprócz solidnej podstawy, która zapobiegnie przewracaniu się urządzenia, dobrze by miał dodatkowe mocowanie np. w postaci klipsa, a będzie pracować nie tylko na płaskich powierzchniach. Powinien być energooszczędny i mieć regulowaną kilkustopniową siłę nawiewu, a na biurku nie porozwiewa nam dokumentów. Cichy silnik jest nieodzowny. Jakie modele warto wybrać? ZK-7429 - 2w1 wentylator stołowy 15W + klips na biurko box:offerCarousel Wygodny i stabilny klips pozwala przyczepić wentylator do stołu, biurka, parapetu czy półki – wszędzie tam, gdzie właśnie przebywamy. Wentylator ma też na wymianę tradycyjną solidną podstawkę. Wysoki na 24 cm, z trzema łopatkami o długości 15 cm jest bardzo poręczny, łatwo go schować. Silnik pracuje cicho. Pobiera tylko 15 W, więc może chłodzić długo bez szkody dla naszej kieszeni. Zaletą tego wentylatora są też dwie prędkości i kierunek nawiewu regulowany do 30 st. w pozycji góra-dół. Urządzenie ma wszechstronne zalety i można je polecić jako pierwszy wentylator – nie zawiedzie. SPEEDLINK wentylator na biurko USB TORNADO Mały, ale bardzo wydajny! Do tego cichy wentylator idealny do pracy z laptopem. Umili biurowe obowiązki, emocjonujące gry czy oglądanie filmów. Złącze USB pozwoli podłączyć wentylator także w samochodzie. Ponieważ urządzenie będzie pracować blisko naszych dłoni, siatkowa obudowa śmigła gwarantuje, że nie dojdzie do skaleczenia nawet przy przypadkowym dotknięciu. Prędkość nawiewu regulujemy w dwóch zakresach, więc urządzenie spełni oczekiwania nawet osób wrażliwych na przeciągi i nie przysporzy nam problemów z zatokami. Zwłaszcza, że kąt nawiewu można ustawić całkowicie dowolnie! Wentylator-wiatrak na ścianę lub biurko AEG VL 5529 FV To większy i stabilny wentylator znanego producenta, których schłodzi powietrze w całym pomieszczeniu. Będzie skuteczny nawet w dużych biurach i restauracjach. Ma metalową siatkę zabezpieczającą śmigła i solidną podstawę. Wygodny włącznik oferuje aż trzy prędkości pracy urządzenia. Wiatrak wyposażono w możliwość regulacji kąta nawiewu. Urządzenie waży tylko 1,6 kg, a ma 46 cm wysokości. Uwaga! Producent daje na swój wentylator aż trzy lata gwarancji. Możemy więc bez obaw intensywnie korzystać z niego w kolejnych sezonach.
Wybieramy wentylator na biurko
Na szczęście coraz większa rzesza osób regularnie uprawia jakiś sport. Oczywiście oprócz doboru odpowiedniego sprzętu czy ubrań do ćwiczenia, istotny jest również dobór odpowiedniego obuwia sportowego. Wyjście na siłownię wymaga bowiem doboru butów, które zapewnią bezpieczeństwo. Mogłoby się wydawać, że jeden typ miękkiego obuwia na sprężystej podeszwie sprawdzi się do uprawiania każdego rodzaju aktywności. Jednak z butami sportowymi, jak z każdymi innymi, obowiązuje zasada: dobieramy je do okazji. Prawidłowo dopasowane obuwie zwiększa komfort treningu oraz zmniejsza ryzyko kontuzji. Mówiąc „idę na siłownię” możemy mieć na myśli zarówno wyjście na zajęcia zorganizowane, ćwiczenia z obciążeniami, jak również ćwiczenia na przyrządach: orbitrek, stepper, rowerki stacjonarne w tym spinningowe czy bieżnie. Każda z tych aktywności będzie wymagała innego typu obuwia, aby pozwolić zminimalizować ryzyko kontuzji. Kardio Wiele ćwiczeń zorganizowanych będzie wymagało obuwia dobranego do typu aktywności. Na zajęciach z pilatesu czy jogi obuwie najczęściej w ogóle nie jest potrzebne. Zajęcie o szybszym tempie, jak np. tae-bo, aerobik, zumba, tabata czy inne odmiany treningów kardio będą wymagać obuwia o grubej sprężystej podeszwie. Ma to zapobiegać urazom, zapewniać odpowiednie odbicie, stabilizować stopę, amortyzować. Podobne buty sprawdzą się na bieżni, stepperze, orbitreku. Chociaż największą popularnością cieszą się buty przed kostkę, jeśli mamy problemy z równowagą warto wybrać model za kostkę – zmniejszy to ryzyko kontuzji. Trzeba też sprawdzić podeszwę - nie może być śliska. Fani rowerów stacjonarnych powinni zakupić obuwie o sztywniejszej podeszwie. Buty na fitness mają charakterystycznie wysoko podniesiony przód co ułatwia to wykonywanie wielu szybkich i wymagających ćwiczeń. Firma Reebok przoduje w produkcji lekkich amortyzujących butów idealnych do ćwiczeń w pomieszczeniach, ale również firmy 4F i Domyos produkują modele idealne do tego typu aktywności. Ciężary i CrossFit Sport tego typu wymaga całkowicie specjalistycznego obuwia. Buty musza być sztywne i ciasno opinać stopę, stąd standardem są modele o podwójnym zabezpieczeniu: sznurowane i na rzep. Ćwiczenia, podczas których dźwiga się ciężary mocno przekraczające wagę ciała, wymagają całkiem innego rodzaju ochrony stopy. Obuwie przeznaczone do tych celów musi mieć profilowaną podeszwę, pięta ma być podwyższona, buty mają utrzymywać fizjologiczny kształt stopy i zapewniać stał kontakt z podłożem. Standardem w takim przypadku są sztywne szwy, znacznie mniej istotny jest fakt, czy obuwie robione jest z oddychających materiałów. Trzeba dokładnie sprawdzić sztywność podeszwy oraz obszycia buta. Sprężystość nie jest tak istotna, chyba że uczestniczy się w zorganizowanych zajęciach CrossFit. CrossFit to popularne zajęcia łączące w sobie elementy siłowe i kardio. Jednak nawet decydując się na ten typ wszechstronnie rozwijającej aktywności, warto zwrócić uwagę jaki profil zajęć proponuje klub. Jeśli nacisk kładziony jest na część kardio, to dobrym wyborem będą sztywniejsze buty do fitness. Jeśli jednak podstawą są elementy siłowe, to wskazane jest zaopatrzenie się w obuwie do ćwiczeń ciężko atletycznych. Prym w tej kategorii wiedzie ostatnio firma Adidas. Adidas Powerlift 2 i 3 to jedne z najlepszych butów na rynku. Model adiPower Weightilft to droższe, profesjonalne i skrajnie wytrzymałe modele o specjalnie profilowanej podeszwie, która zapewnia maksymalne podparcie. Modele Crazypower i Power Perfect sprawdzają się przy ćwiczeniach z nieco mniejszymi obciążeniami, mają natomiast bardziej sprężystą podeszwę, co czyni z nich idealne obuwie do crossfitu. Jednak nie tylko Adidas ma swoje propozycje. Firmy MM, Do-Win i Leistung również przygotowały modele dla fanów pracy z dużymi obciążeniami. Szczególnie buty Leistung zasługują na uwagę – mówi się, że są praktycznie niezniszczalne, zapewniają perfekcyjne podparcie i idealnie równoważą stopę, co chroni również biodra i kolana. Każdy fan sportu wie, że nie można oszczędzać na sprzęcie i warto zaczynać od postaw, w tym przypadku od stóp.
Buty na siłownię
Dekorując okno, mamy dużo możliwości. Stając przed wyborem, pamiętajmy, że plisowane rolety to doskonałe rozwiązanie. Ocieplają wnętrze, chronią przed słońcem, pasują do każdej ramy i są bardzo estetyczne, a przede wszystkim mieszczą się w niewielkim budżecie. Plisy przeszły w ostatnich latach metamorfozę. Producenci udoskonalili systemy mocowań i powiększyli ofertę o ciekawe, nowoczesne rodzaje tkanin. Na tle innych dekoracji okiennych wyróżniają się nie tylko przystępną ceną. Łatwo je zamontować, pasują do każdego wnętrza i okien o nieregularnych kształtach. Odporne na kurz tkaniny są dostępne w wielu rodzajach faktur, kolorów oraz charakteryzują się różną przepuszczalnością światła. Światło Dekoracje okienne mają nie tylko funkcje estetyczne. Podstawową ich rolą jest regulowanie dopływu światła. Plisowane rolety doskonale sprawdzą się zarówno we wnętrzach mocno doświetlonych, jak i tych, gdzie słońce nie operuje bezpośrednio. Do ciemniejszych pomieszczeń warto wybrać rolety półprzezroczyste, które zapewnią intymność, ale będą przepuszczać światło dzienne. Zasłonięcie okna można regulować od dołu i od góry, więc stopień zaciemnienia łatwo jest dostosować do swoich potrzeb. Do wnętrz mocno nasłonecznionych polecamy plisy półzaciemniające, które chronią przed nagrzewaniem i ostrym światłem. Poranne słońce już nas nie wybudzi, gdy zechcemy dłużej pospać w weekend. Wygodnie też obejrzymy telewizję w ciągu dnia, bo światło nie będzie się odbijać od ekranu. Ciekawą propozycją są rolety o regulowanym dopływie światła, zwane też roletami „noc i dzień”. Specjalny system pozwala przesuwać dwa rodzaje tkaniny tak, aby w zależności od potrzeb wpuścić światło do pomieszczenia lub je zablokować. Na każde okno Podstawową zaletą rolet plisowanych jest możliwość ich dopasowania do okna każdego rodzaju, nawet o nietypowym kształcie i rozmiarze. Oczywiście korzystamy wtedy z opcji rolet na wymiar. To doskonałe rozwiązanie w przypadku starszych budynków, w których są niestandardowe otwory okienne. Sprawdzą się również w przypadku okien dachowych, do których idealnie przylegają dzięki specjalnym prowadnicom. Zazwyczaj rolety plisowane przesuwamy w górę i w dół specjalnym uchwytem. W przypadku okien położonych bardzo wysoko pomoże nam w tym specjalny drążek, którym z łatwością odsłonimy bądź zasłonimy okno. box:offerCarousel Estetyka Aranżacja okna to nieodłączny element wystroju wnętrz. Odpowiednio dobrane zasłony, firanki czy właśnie rolety plisowane potrafią odmienić każde pomieszczenie. „Ubranie” okna w taką roletę sprawi, że pokój wyda się przytulniejszy. Optycznie pozostaje jednak niepomniejszony, jak to się dzieje w przypadku zasłon czy firan. W ofercie producentów znajdziemy ogromny wybór kolorów i wzorów. Modne szarości, ponadczasowe beże doskonale sprawdzą się zarówno w klasycznych, jak i nowoczesnych wnętrzach. Idealnie pasują do bardzo popularnego stylu skandynawskiego. Miłośników wyraźnych barw zaskoczy bardzo rozbudowana paleta kolorów plis – od trawiastej zieleni, przez słoneczną żółć, aż po elegancki fiolet i ognisty pomarańcz. Pamiętajmy jednak, że tak mocnych akcentów nie może być w pomieszczeniu wiele. Nie musimy się też martwić o dopasowanie koloru profili rolet. Dostępnych jest wiele odcieni drewna, bieli czy metalu, które można dobrać do ramy okiennej lub rodzaju wykończenia mebli. Sposoby montażu Plisy mogą być montowane bezpośrednio w świetle okna. Montaż na ramie okiennej jest bezinwazyjny, nie musimy naruszać jej struktury. Roleta „pracuje” blisko klamki okiennej i nie wystaje ponad wnękę tworzoną przez listwy przyszybowe. Standardowy montaż do listwy przyszybowej gwarantuje natomiast pełne otwarcie okna i dobre przyleganie rolety. Jeśli nie chcemy nawiercać otworów w listwie, dobrym wyborem będą wieszaki kątowe, mocowane do ściany lub ramy.
Plisowane rolety – niedroga aranżacja okna
Wiosna to czas, kiedy fani sportu i turystyki szczególnie powinni zadbać o dobranie odpowiedniego stroju. Pogodowa sinusoida, odczuwalna także w skokach temperatur, sprawia, że łatwo o infekcje i choroby. Tym bardziej powinniśmy chronić głowę, nosząc odpowiednie nakrycie. Kwiecień i maj sprzyjają uprawianiu sportu i turystyki na świeżym powietrzu. Spacery, biegi, jazda na rowerze czy nordic walking – to aktywności, które świetnie sprawdzą się wiosną. Jednak szybki ruch i chłodne powietrze bez nakrycia głowy to prosta droga do przeziębień. Szacuje się, że 80% ciepła z organizmu ucieka przez głowę. Cienka czapka na każdą okazję Czapka to oczywisty wybór, jeśli chodzi o ochronę głowy wiosną. Temperatury rosną, wychodzi słońce, zatem warto pamiętać, by ta część garderoby była cienka. Najlepiej sprawdzą się produkty termoaktywne (dla uprawiających sport) lub z naturalnych tkanin (przy mniej energicznym wysiłku), takich jak bawełna. Ich ceny oscylują przeważnie wokół 30–40 zł. Natomiast wkładanie grubszych zimowych czapek doprowadzi o tej porze roku do przegrzania głowy, co również niekorzystnie wpłynie na naszą formę i stan zdrowia. Obie skrajności – przegrzanie i ochłodzenie – są równie niebezpieczne dla organizmu. W kontekście wiosny częstszy wybór padnie jednak na cieńsze czapki, np. Vikinga czy 4F. Będą one przydatne zarówno na zwykły spacer, jak i do uprawiania sportu. A do tego łatwo je zmieścić do kieszeni lub torebki. Komin i opaska Niektóre osoby nie lubią nosić czapek lub często o nich zapominają. Pomocą służą wielofunkcyjne kominy i różnego typu opaski. Te ostatnie chronią najmniejszą część, bo wyłącznie płaty skroniowe, warto mieć je jednak w swojej szafie. Świetnie sprawdzą się dla kobiet z długimi włosami, które nie mogą zmieścić koka lub innej fryzury pod zwykłą czapką. Można dobrać dowolny kształt, materiał i kolor produktu. Kominy, bufki, chusty, bandanki – jakkolwiek nazwać to nakrycie o wielu formach – przydadzą się nie tylko jako nakrycie głowy, ale także jako szalik, opaska lub półkominiarka. To obowiązkowa rzecz dla sportowców i amatorów aktywnego trybu życia. Prostsze zamienniki kupimy nieznacznie powyżej 10 zł, za firmówki od Buffa zapłacimy w granicach 60–70 zł. Coś dla pań Kobiety czasem unikają noszenia nakryć głowy, bo czapki, kapelusze i opaski mogą zniszczyć świeżo ułożoną fryzurę lub zetrzeć część makijażu. Jak pogodzić krajoznawczą przechadzkę z niektórymi stylizacjami? Chcąc zasłonić głowę, warto zaopatrzyć się w cienki szal bądź dużą apaszkę. Tego typu akcesoria pozwolą na osłonięcie szyi, ramion i głowy. Apaszkidostępne są przede wszystkim w formie wspomnianych wielofunkcyjnych chust. Ceny wełnianych sięgają nawet 90 zł. Do wyboru mamy mnóstwo wzorów, kolorów i fasonów, więc z pewnością dobierzemy coś dla siebie. Co wybrać? Wybór wiosennych nakryć głowy jest ogromny, a produkty tego typu nie należą do drogich – każdą z wymienionych propozycji można zakupić w cenie do 20–30 zł. Noszenie czapki, bandanki czy apaszki zapobiegnie przeziębieniu, a zapewne nikt nie chce spędzać czasu w łóżku, gdy pogoda zachęca do turystyki i sportu. Nie trzeba wiele – wystarczy jedna czapka, szal lub wielofunkcyjny komin, które nie zajmują wiele miejsca, a przy wysiłku wiosennym czynią jakościową różnicę.
Jak chronić głowę na początku wiosny?
Malowanie dachu poprawi walory estetyczne budynku i zabezpieczy blachodachówkę przed korozją. Najlepsze preparaty do malowania pokryć dachowych z blachy to farba akrylowa i emulsja akrylowo-silikonowa. Przed ich nałożeniem należy jednak dokładnie oczyścić dach z wszelkich zabrudzeń i uszczelnić miejsca łączeń. Malowanie dachu należy tak rozplanować, aby farba wyschła przed wystąpieniem wieczornej rosy. Optymalne warunki pogodowe to temperatura 15-20 stopni Celsjusza, bardzo lekki wiatr i wilgotność powietrza nieprzekraczająca 60%. Czynniki negatywnie wpływające na stan blachodachówki Pokrycie dachowe wykonane z blachy ocynkowanej jest stale narażone na szkodliwe warunki atmosferyczne: promienie słoneczne, deszcz, mróz i silne wiatry. Po pewnym czasie pod ich wpływem nawet zabezpieczona wcześniej powierzchnia będzie wymagać konserwacji i malowania, ponieważ farba zacznie pękać i odpadać. Głównym zagrożeniem dla blaszanego dachu jest rdza, przed którą chronią zawarte w farbach do malowania dachu pigmenty antykorozyjne. Tego typu farby są elastyczne i mają większą odporność na warunki pogodowe. Nałożone na blachę tworzą szczelną powłokę, która zatrzymuje wilgoć i uniemożliwia rozwój korozji. Przygotowanie dachu do malowania Przed pomalowaniem blachodachówki, należy ją odpowiednio przygotować. W ten sposób polepszymy przyczepność farby. Zwiększymy jej trwałość i na dłużej poprawimy wygląd naszego dachu. Powierzchnia powinna być sucha, odtłuszczona i wyczyszczona z kurzu, pyłów, piasku, mchów, porostów, liści i innych drobnych zanieczyszczeń, np. pozostałości poprzedniej farby. Do mycia możemy użyć wody z dodatkiem mydła malarskiego. Większe zabrudzenia usuwamy twardą szczotką, a umytą blachę dokładnie spłukujemy wodą. Na tym etapie warto posłużyć się myjką wysokociśnieniową, która usunie wszelkie pozostałości z mydła i trwale przywierające do dachu zbrudzenia. Jeżeli nasza blacha jest mocno skredowana, niezbędne okaże się piaskowanie - zastosowanie obróbki strumieniowo-ściernej. Uszczelnianie dachu przed malowaniem Umyty dach powinien dokładnie wyschnąć. Kolejnym etapem prac przygotowawczych jest uszczelnianie blachy. Miejscem szczególnie narażonym na pojawianie się ognisk korozji są łączenia. Możemy ochronić je zakładając siatki mostkujące, które poprawią szczelność pokrycia dachowego. Na zamocowaną do dachu siatkę warto nałożyć warstwę preparatu antykorozyjnego. box:offerCarousel Farby do malowania dachu - akrylowe i emulsje akrylowo-silikonowe Przed nałożeniem farby, nową lub oczyszczoną dachówkę należy pomalować gruntem rozcieńczonym z wodą w proporcji zalecanej przez producenta na opakowaniu (najczęściej 1:1). Do malowania dachu z blachy, rynien, parapetów i ogrodzeń (z blachy lub stali ocynkowanej) dobrze sprawdzą się farby akrylowe. Gwarantują dobrą przyczepność i regularne pokrycie. Zwykle nie zawierają rozpuszczalników, są bezpieczne dla środowiska i mogą być wykorzystywane w strefach miejskich, wiejskich i przemysłowych. Farby akrylowe są niepalne i elastyczne. Mają wysoką odporność na promieniowanie UV i częste zmiany temperatury. Szybko wysychają i są wodorozcieńczalne. Po ich nałożeniu dach będzie mieć gładką półmatową powłokę. Możemy malować nimi ocynkowane powierzchnie wewnątrz i na zewnątrz budynku. Innym wodorozcieńczalnym preparatem do malowania dachów jest emulsja akrylowo-silikonowa. Zawiera mineralne wypełniacze i trwałe pigmenty, dzięki którym tworzy na powierzchni blachy jednolite satynowe wykończenie. Emulsja akrylowo-silikonowa nadaje się nie tylko do malowania dachów, ale także betonu, dachówki ceramicznej, cegły czy tynku. W przypadku powierzchni z betonu zapobiega wnikaniu do ich wnętrza gazów z powietrza, które powodują korodowanie prętów zbrojeniowych. Podobnie jak pierwszy typ farby, wykazuje dużą odporność na niekorzystne warunki atmosferyczne. jest wodoszczelna, trwała i elastyczna. Malowanie dachu - wskazówki Oczyszczone, zagruntowane i wysuszone powłoki dachu nadają się do malowania. Czynność tę rozpoczynamy od dokładnego wymieszania farby w opakowaniu, co ujednolici jej strukturę. Liczba nakładanych warstw farby zależy od stanu dachu. Pokrycia nowe, nieuszkodzone i nie posiadające wcześniejszych oznak korozji malujemy 2 razy. Blachę surową lub taką, na której widać ślady rdzy, pokrywamy 3 krotnie. Do nakładania farby najlepiej sprawdzą się pędzle i wałki malarskie, najszybszą zaś metodą będzie użycie pistoletu natryskowego.. Malowanie rozpoczynamy od niewielkich elementów: krawędzi, załamań, śrub i nitów. Jeżeli wybrany przez nas preparat do malowania określony jest jako szybkoschnący, najlepiej wykonywać precyzyjne pionowe ruchy skierowane w dół. Pozostałe rodzaje farb możemy nakładać techniką krzyżową – poziomymi i pionowymi ruchami. Najczęstsze błędy podczas malowania dachów Brak zastosowania się do zaleceń dotyczących czyszczenia i malowania powłok dachu może powodować łuszczenie się i odpadanie fragmentów farby. Najczęściej popełniane błędy, które popełniane są w trakcie malowania blachodachówki to: malowanie powierzchni wilgotnych (np. które niedostatecznie wyschły po umyciu) i silnie nagrzanych słońcem, niedokładne oczyszczenie powłoki z pozostałości starej farby, dodawanie do farb rozpuszczalników, pigmentów, gruntów i innych preparatów rozrzedzających, malowanie w temperaturze powyżej 20 stopni Celsjusza i przy wilgotności przekraczającej 60%. Malowaniem dachu może też zająć się profesjonalna firma malarska lub dekarska. Mimo że jest to szybszy sposób na odnowienie dachu, usługa ta jest jednak bardziej kosztowna niż w przypadku samodzielnego nałożenia farby.
Malowanie dachu - jak wybrać farbę?
Windsurfing to sport dosłownie dla każdego. Idealnie wręcz nadaje się do wychowania przez sport. Przede wszystkim uczy samodzielności, samozaparcia, konsekwencji w dążeniu do celu i tak dalej. Największą jego zaletą jest powszechność. Żyjemy w czasach, w których niemal na każdym akwenie wodnym można taki sport uprawiać. Jak zacząć i gdzie trenować? Zapraszam do lektury. Kiedy zacząć trening? Takie pytanie zadają ci, którzy chcą rozpocząć przygodę z deską i żaglem. Najlepiej jak najwcześniej. Istnieje wiele kursów windsurfingowych dla dzieci. Kiedy już zdecydujemy się na wysłanie naszej pociechy na taki kurs, warto zastanowić się nad tym, co będzie mu potrzebne. Kurs czy samodzielna nauka? Sprzęt do windsurfingu to nie jest mały wydatek, dlatego warto zastanowić się nad tym, jak dobrze ulokować kapitał, by przyniosło to jak najlepsze efekty. Warto więc udać się do szkółki windsurfingu. Kurs windsurfingowy rozpoczyna się od instruktażu „na sucho”. Polega on na teoretycznym wprowadzeniu w tajniki żeglarstwa oraz oswojeniu się z deskąna lądzie. Pierwsze samodzielne wypłynięcie odbywa się bez żagla i służy nauce równowagi. Kiedy już to uda nam się osiągnąć, uczymy się tak zwanego taklowania, czyli przygotowania deski i żagla do pływania. Kiedy już wiemy, z czego składa się zestaw do windsurfingu, możemy wypływać na wodę. Pierwszymi zadaniami na wodzie będą: dopłynięcie do bliskiego celu, przełożenie żagla, czyli najprostszy zwrot i powrót do miejsca, z którego wystartowaliśmy. Rodzaje kursów Windsurfing to na tyle fajny sposób na spędzanie wolnego czasu, że można znaleźć wiele sposobów na jego naukę. Instruktorzy oferują następujące rodzaje kursów: Kurs tygodniowy – równocześnie na desce uczy się pływać kilka osób, program jest bardzo intensywny i napięty, tak by w ciągu tygodnia kursanci nauczyli się jak najwięcej. Plusem takiego kursu jest to, że można podejrzeć, jak uczą się inni i sporo się od nich nauczyć. Kurs rekreacyjny – taki kurs też trwa tydzień, ale cechuje się mniejszą intensywnością treningów. Zazwyczaj nauka wygląda następująco – do południa kursanci poznają sprzęt, a po południu ćwiczą to, czego się nauczyli przed południem. Kurs weekendowy – ta opcja będzie dobra dla tych, którzy mają doświadczenie w sporcie i nowa dyscyplina będzie dla nich czymś, co można szlifować. Dobra alternatywa dla żeglarzy albo kajakarzy. Nie polecam jej amatorom. O czym należy pamiętać? Tak jak w przypadku każdego sportu, pamiętajcie o tym, że powinna to być dobra i bezpieczna zabawa. Żeby czuć się swobodnie na desce, musicie pamiętać o kilku ważnych rzeczach. Z wodą nie ma żartów. Windsurfer powinien umieć pływać i nie bać się wody. Kiedy pogoda nie jest rewelacyjna, warto ubrać piankęi gumowe buty, żeby było nam cieplej. Istotne jest również to, że początki w każdej dziedzinie są trudne i skomplikowane. Kiedy opanujecie już deskę z żaglem do końca, pamiętajcie, że to sport i przygoda na całe życie. Z windsurfingiem jest jak z jazdą na rowerze – jak raz się nauczymy, to będziemy to pamiętać na całe życie. Kurs pod okiem trenera, który trwa mniej więcej tydzień, wystarczy, aby poczuć się pewnie na desce i uzyskać umiejętności samodzielnego surfowania. Wypływając na głębszą wodę, warto założyć kapok. Gdzie można (bezpiecznie) trenować? Prawda jest taka, że mamy w Polsce sporo miejsc, gdzie możemy potrenować windsurfing. Osobiście do nauki polecam takie akweny jak na przykład Zatokę Pucką. Charakteryzuje się płytką wodą nawet kilkaset metrów od brzegu. Woda jest spokojna i ciepła, nie ma fal, wiatr wieje umiarkowany, jesteśmy widoczni z każdego miejsca na Półwyspie Helskim. Dodatkowym plusem jest fakt, iż przy każdym kempingu znajduje się wiele szkółek windsurfingu. Oferta naprawdę jest duża i za kilkaset złotych możemy nauczyć się podstaw tego bardzo modnego ostatnio sportu wodnego. Pamiętajcie – windsurfing to sport dla każdego, ale warto wiedzieć, że z wodą nie ma żartów. Jeżeli nie czujemy się pewnie w wodzie czy na desce – odpuśćmy sobie temat, bo może się skończyć tragicznie. Udanego surfowania.
Windsurfing – jak zacząć i gdzie trenować?
Felgi aluminiowe w aucie straciły blask, są obtarte, a ty nie chcesz wydać fortuny na profesjonalną regenerację u lakiernika? Podpowiadamy, jak za niecałe 100 zł przywrócić im dawny wygląd i zlikwidować szkody parkingowe. Kilkuletnia eksploatacja, dojeżdżanie do krawężnika przy parkowaniu czy chociażby nieprofesjonalna wymiana opon najczęściej kończą się szpecącymi na nich zarysowaniami i ich obtarciami. Nawet najdokładniej wywoskowany i błyszczący lakier na karoserii nie wzbudzi podziwu, jeśli całości nie będą dopełniały idealnie wyglądające koła. Aby przywrócić felgom dawny wygląd, wystarczy zacięcie majsterkowicza, trochę wolnego czasu i odpowiednie preparaty. Tak wyposażeni możemy szybko i skutecznie pozbyć się zwykłych nieestetycznych śladów użytkowania. Felgi aluminiowe, które mają poważne ubytki, wgniecenia, skrzywienia czy pęknięcia, powinny trafić w ręce fachowca, który oceni, czy nadają się do dalszej bezpiecznej eksploatacji, i podda je profesjonalnej regeneracji. Przygotuj Zanim zabierzesz się do odnawiania felg, wybierz się do najbliższego sklepu motoryzacyjno-lakierniczego z listą zakupów, na której znajdą się: * papier ścierny o granulacji 150, 220 i 320 lub gąbkę ścierną podobnej gradacji, * włóknina ścierna, * ściereczka pyłochłonna, * taśma malarska dobrej jakości, * papier maskujący (możemy go zastąpić np. gazetą), * zmywacz silikonowy, odtłuszczacz, * podkład akrylowy – sprej, * farba/baza srebrna lub inna na felgi – sprej, * lakier bezbarwny – sprej, * szpachla aluminiowa oraz zestaw szpachelek. Przy zakupie podkładu, bazy i lakieru najlepiej skorzystać z oferty jednego producenta i zdecydować się na zakup zestawu do malowania felg, w którego skład będą wchodzić potrzebne spreje. Przydomowa regeneracja – krok po kroku Krok pierwszy – mycie. Przed przystąpieniem do pracy zdejmujemy koło z pojazdu. Zaczynamy od dokładnego umycia go i osuszenia. Jeśli nawet na pierwszy rzut oka felga wydaje się zupełnie sucha, polecam przedmuchać wszelkie zakamarki sprężonym powietrzem, aby mieć 100% pewności, że najmniejsza kropla wody została usunięta. Aby ułatwić sobie pracę przy oklejaniu oraz przy późniejszym etapie – czyszczeniu, zmniejszamy ciśnienie w oponie poprzez wciśnięcie zaworka. To także dobry moment, by zdjąć z alufelg dekielki. Krok drugi – zabezpieczenie opony. Prace zaczynamy od dokładnego zabezpieczenia opony i zaworka kawałkami taśmy malarskiej. Aby wykonać to dokładnie, urywamy jej niewielkie kawałki i naklejamy je tak, by trochę weszły na obręcz felgi. Następnie, pomagając sobie szpachelką, dociskamy ją w rant pod felgą. Potem nakładamy papier maskujący, podklejając go kolejną warstwą taśmy. Dokładnie zabezpieczamy całą oponę, łącznie z bieżnikiem. Krok trzeci – szlifowanie. Po oklejeniu całą felgę dokładnie oczyszczamy. Zwracamy uwagę i zapamiętujemy, które miejsca będą wymagały późniejszego uzupełnienia szpachlą. Następnie papierem (w kolejności) o gradacji 150, 220 i 320 szlifujemy całą felgę. Miejscom trudno dostępnym (wgłębienia, zaokrąglenia, otwory itp.) poświęcamy szczególną uwagę – przydatna może się okazać włóknina ścierna. Krok czwarty – uzupełnianie ubytków. Po przeszlifowaniu felgi papierem i wyrównaniu powierzchnie przemywamy zmywaczem i przystępujemy do szpachlowania rys oraz wszelkich innych ubytków. Staramy się przywrócić stan oryginalny felgi. Do tego posłuży szpachla przeznaczona do aluminium. Szpachlę mieszamy z utwardzaczem w proporcjach zalecanych przez producenta. Nakładamy na dołączoną szpachelkę odpowiednią ilość szpachli obok utwardzacz i całość mieszamy aż do uzyskania jednolitej masy. Pamiętajmy, aby przygotować tylko tyle mieszanki, ile będziemy w stanie zużyć, gdyż po wymieszaniu będzie ona zdatna do pracy jedynie przez około 5 minut. Drugą szpachelką nabieramy masę i nakładamy ją na miejsca wcześniej zlokalizowane, pamiętając, aby nie nałożyć za dużo. Felga jest wykonana z miękkiego aluminium, dlatego zbyt intensywne tarcie może ją dodatkowo porysować. Lepiej nałożyć 2–3 cienkie warstwy niż jedną grubą, którą trudno będzie obrobić. Po wygładzeniu powierzchni szpachelką (staramy się wyprowadzić najbardziej idealny kształt) nałożoną szpachlę zostawimy na 20–30 minut do pełnego utwardzenia. Krok piąty – obróbka. Po całkowitym utwardzeniu szpachli przystępujemy do jej wygładzenia. Do szlifowania posłuży papier ścierny o granulacji: 150 i 220, aby zetrzeć z grubsza szpachlę. Następnie papierem 320 wygładzamy szpachlę i pozostałą powierzchnię felgi. Jeśli udało się wyrównać wszelkiego rodzaju rysy i obicia za pierwszym razem, całość przedmuchujemy. Uważajmy, aby nie uszkodzić zabezpieczenia opony. Jeżeli efekt nie jest zadowalający, powtarzamy krok 4. i krok 5. do uzyskania idealnej powierzchni. Następnie całość oczyszczamy zmywaczem, przecieramy ściereczką pyłochłonną i przystępujemy do nakładania podkładu. Krok szósty – podkładowanie. Przed przystąpieniem do podkładowania należy dobrze wstrząsnąć pojemnikiem. Pamiętajmy, że podkład należy nakładać w dwóch lub trzech cienkich warstwach, aby uniknąć zlewów. Najpierw nakładamy podkład na powierzchniach zakrzywionych, przy otworach itp., a na końcu na powierzchniach płaskich. Pomiędzy kolejnymi aplikacjami należy odczekać okres zalecany przez producenta preparatu. Krok siódmy – malowanie. Po nałożeniu wszystkich warstw i wyschnięciu podkładu przystępujemy do jego lekkiego zmatowienia. Najlepiej użyć do tego włókniny ściernej. Następnie odtłuszczamy całą powierzchnię, ponownie przecieramy felgę ściereczką pyłochłonną i zabieramy się do nakładania bazy – farby o wybranym przez nas kolorze. Standardowo jest to kolor srebrny, ale producenci oferują różne wybarwienia i efekty wykończenia (np. efekt chromu, czarny mat itp.). Sam proces nakładania nie różni się od postępowania przy podkładowaniu – zaczynamy od zakrzywień, urywanymi podłużnymi ruchami, a następnie przechodzimy do powierzchni płaskich. Tu także ważna jest grubość nakładanej warstwy – im cieńsza, tym mniejsze ryzyko powstania nieestetycznych zacieków. Krok ósmy – lakierowanie. Właściwie już po kilku minutach od nałożenia bazy zaczynamy lakierowanie. Lakier nakładamy podobnie jak podkład czy bazę w dwóch lub trzech warstwach, pamiętając o odstępach czasowych i nakładaniu mniejszych ilości, aby uniknąć zlewów. Lakier jest ostatnią nakładaną warstwą, która stanowi ochronę bazy i koloru malowanej felgi. Po nałożeniu ostatniej warstwy lakieru odstawiamy koła do całkowitego utwardzenia warstw powłoki lakierniczej. Następnie odklejamy taśmę, papier maskujący i cieszymy się efektem własnoręcznie przeprowadzonej regeneracji „alusów”. Gotowe! )
Regeneracja felg aluminiowych - to możesz zrobić sam
Wprowadzone w 2014 roku nowe wymagania dotyczące jakość termicznej budynków są początkiem tego, aby od 2021 r. wznosić wyłącznie budynki energooszczędne. Wymagania te odbiją się także na naszej kieszeni, ponieważ ściany będą budowane z grubszych i cieplejszych materiałów budowlanych. Co to oznacza dla inwestora? Jakie ściany spełnią zaostrzone wymagania budowlane w 2021 roku? Garść przydatnych informacji znajdziesz poniżej. Osoby planujące budowę domu muszą mieć świadomość, że każda przegroda – ściany, okna, drzwi itp. musi spełniać określone wymagania dotyczące izolacyjności cielnej. Współczynnik ten nazywany jest współczynnikiem przenikania ciepła U i podawany jest w jednostkach W/(m²·K). Jego graniczne wartości określają obecne przepisy dotyczące warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. Warto zaznaczyć, że parametry te zaostrzane są co kilka lat – jeszcze niedawno granicznym współczynnikiem przenikania ciepła U dla ścian była wartość 0,30 W/(m²·K), od 2014 roku wynosi on 0,25 W/(m²·K). Zmiana ta wymusiła na inwestorach budowę grubszych lub cieplejszych ścian zewnętrznych. Rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z 5 lipca 2013 r. w następnych latach zaostrza wymagania termoizolacyjności budynków, a to znaczy, że w 2017 i 2021 roku zostanie obniżony współczynnik dla wszystkich przegród zewnętrznych, w tym dla ścian. Wówczas współczynnik U dla ścian wyniesie odpowiednio 0,23 W/(m²·K) oraz 0,20 W/(m²·K). Przedstawione wymogi związane z obniżaniem energochłonności obiektów użytkowych i mieszkalnych to efekt dostosowania polskich przepisów budowlanych do wymogów Unii Europejskiej. Niski współczynnik przenikania ciepła U dla ścian oznacza, że ubytki ciepła będą niewielkie, co ma znaczny wpływ na rachunki za ogrzewanie domu. Wartość tego współczynnika zależy od rodzaju i grubości materiału, z którego wykonane są ściany. Jeżeli planujemy budowę domu w następnych latach, warto sprawdzić, jaki współczynnik U musimy osiągnąć dla ścian zewnętrznych domu i – co ważne – z jakich materiałów budowanych powinniśmy skorzystać, aby nasz do spełniał kryteria energooszczędnego domu. Ściany jednowarstwowe Surowe warunki techniczne mogą spełnić wszystkie rodzaje murowanych ścian zewnętrznych stosowanych w domach jednorodzinnych, nawet ściany jednowarstwowe – o ile będą grubsze. Budowa tego typu ścian jest prosta, składa się z jednej warstwy ściany murowanej oraz warstwy wykończeniowej (tynk lub oblicówka). Aby przegrody jednowarstwowe mogły mieć współczynnik przewodzenia ciepła U charakterystyczny dla ścian energooszczędnych, materiał, z którego są wykonane, musi charakteryzować się wysokimi właściwościami termoizolacyjnymi, a także dobrymi parametrami wytrzymałościowymi. Do takich materiałów należą bloczki z betonu komórkowego, których parametry izolacyjnie w ostatnim czasie bardzo się poprawiły. Ściany z betonu komórkowego o grubości 48 cm, z współczynnikiem λ bloczków – 0,095 W/(m·K) osiągają współczynnik przenikania ciepła U - 0,19 W/(m²·K). Ściany te spełniają zaostrzone wymagania techniczne, które będą obowiązywać od stycznia 2021 r. Równie dobrym materiałem do zbudowania ścian jednowarstwowych są bloczki keramzytobetonowe z wkładką termoizolacyjną – przy szerokości 42 cm osiągają one zadowalający współczynnik przenikania ciepła U mniejszy niż 0,2 W/(m²·K). Ściany dwuwarstwowe Ściany dwuwarstwowe cieszą się największą popularnością, są łatwe do wybudowania i stosunkowo niedrogie. Składają się z warstwy nośnej i warstwy ocieplenia – muruje się je z różnych materiałów, a następnie izoluje termicznie. Warstwa nośnia musi cechować się odpowiednimi własnościami wytrzymałościowymi, z kolei grubość izolacji jest uwarunkowana współczynnikiem przenikania ciepła U. Ocieplenie ścian wykonuje się najczęściej metodą lekką mokrą, podlegającą na przyklejeniu do niej płyt styropianowych lub z wełny mineralnej na zaprawie klejowej i dodatkowym przymocowaniu za pomocą specjalnych kołków. Ściany dwuwarstwowe pokrywa się zaprawą cementowo-wapienną, wzmacnia siatką z włókna szklanego, gruntuje i wykańcza tynkiem cienkowarstwowym. Ściany dwuwarstwowe składają się z muru konstrukcyjnego o grubości 18-38 cm (najczęściej są to bloczki silikatowe, bloczki z betonu komórkowego lub bloczki z ciepłej ceramiki) oraz 14-20 centymetrowej warstwy izolacji termicznej. Zatem łączna grubość tego typu ścian może wynieść ok. 50 cm. Przykładem ściany dwuwarstwowej, spełniającej wymóg U ≤ 0,2 W/(m²·K) może być mur z bloczków silikatowycho grubości 18 cm, ze współczynnikiem λ bloczków – 0,46 W/(m·K) oraz izolacją z wełny mineralnej o grubości 17 cm, z współczynnikiem λ = 0,036 W/(m·K). Ściany trójwarstwowe Kolejne rozwiązanie technologiczne jest najbardziej pracochłonne, a co za tym idzie – bardziej kosztowne. Ścianę trójwarstwową również buduje się z dowolnego materiału o określonej wytrzymałości (jak w przypadku ściany dwuwarstwowej). Jej drugą warstwę stanowi materiał termoizolacyjny, a trzecią stanowi warstwa osłonowa, która jest odpowiedzialna za odporność ściany na działanie czynników zewnętrznych i jednocześnie stanowi warstwę wykończeniową, zastępując tynk. Łączna grubość ścian trójwarstwowych może wynosić od 38 do 66 cm. W przypadku takich ścian mur konstrukcyjny wznoszony jest z takich samych materiałów jak w ścianie dwuwarstwowej, do ocieplenia wykorzystuje się płyty styropianowe lub miękką wełnę hydrofobizowaną grubości 12-20 cm. Między ociepleniem a warstwą elewacyjną zostawia się 2-4 centymetrową szczelinę wentylacyjną, służącą do odparowania wilgoci, która przedostaje się do izolacji w wyniku kondensacji pary wodnej. Warstwę elewacyjną muruje się najczęściej z cegły silikatowejlub z cegły klinkierowej. Przykładem ściany trójwarstwowej jest mur z bloczków silikatowych o grubości 18 cm, ze współczynnikiem λ bloczków – 0,46 W/(m·K), wełną mineralną o grubości 16 cm, o współczynniku λ - 0,036 W/(m·K), 4-centymetową szczeliną wentylacyjną oraz warstwą osłonową w postaci cegły silikatowej o grubości 12 cm, o współczynniku λ - 0,61 W/(m·K). Ściany te osiągają współczynnik U - 0,2 W/(m²·K).
Z czego zbudować ciepłe ściany? Warianty na 2021 rok
Pierwsza śmierć Supermana była w Stanach Zjednoczonych szokiem – niemożliwe stało się możliwe. Przez lata różnym bohaterom komiksowym zdarzało się znikać z kart komiksów, aby po jakimś czasie powrócić. Oczywiście niektórzy znikali definitywnie, ale Superman najwyżej ocierał się o śmierć. Po latach Jednakże po latach przyzwyczailiśmy się już do tego, że w komiksie może zginać każdy, i śmierć nawet kogoś takiego jak Superman nie robi takiego wrażenia. Komiks „Ostatnie dni Supermana” to jednak jeden z elementów wprowadzających zmiany w uniwersum DC, zatem coś nieco odmiennego. To komiks, z którego dowiecie się, w jaki sposób stare elementy zostały połączone z nowymi, oraz co się stało, kiedy nadeszła pora na „Odrodzenie” w świecie DC Comics. Odrodzenie Ten komiks o Supermanie to bowiem swego rodzaju łącznik między starym i nowym. Włodarze jednego z największych amerykańskich wydawców komiksów postanowili przychylić się do głosów fanów i połączyć stare z nowym. W ten oto sposób z Nowego DC Comics wyewoluowało „Odrodzenie”. Przy czym istotne jest to, że w tej zmianie mamy tym razem raczej ewolucję, a nie rewolucję, jak miało to miejsce we wcześniejszych tego typu zmianach. Nie dzieje się bowiem aż tak dużo, nie mamy dogłębnego sprzątania uniwersum. Ale Superman musi odejść – po to, aby było miejsce dla nowego, przybyłego z innego świata Clarka Kenta. Słabnący bohater Superman od dawien dawna był opoką, czymś zawsze trwającym, niezłomnym. Tak jest postrzegany w popkulturze. Stał się wręcz synonimem czegoś niezniszczalnego. Wszak często, kiedy mówimy o ludziach potrafiących zrobić coś wybitnego, to zdarza się nam użyć określenia, że mamy do czynienia z prawdziwymi supermanami. W tym komiksie możemy natomiast zobaczyć słabnącego Człowieka ze Stali, powoli gasnącego, zmieniającego się z nadczłowieka w zwykłą osobę. Ale ważne jest tutaj to, że choć fizycznie już nie jest on taki sam, to jego charakter pozostaje wciąż silny, jest nieustannie zdeterminowany. Ograniczenia fizyczne nie są w stanie uniemożliwić mu realizacji tego, co sobie zaplanował. Obawy i uwagi Kiedy siadałem do lektury, miałem sporo obaw. W Internecie pojawiały się bowiem regularnie głosy, że to bardzo słaby komiks, że nie warto go czytać. Mnie jednak sprawił on sporo przyjemności, pokazał zupełnie inne oblicze faceta, który od zawsze był kimś specjalnym. Bohatera, który choć czasem stawał się obiektem żartów, przywołując np. sławetne majtki na spodniach, był równocześnie pewnego rodzaju wzorem. I mimo zmiany na stanowisku nadal tak jest. Clark Kent nieustająco strzeże Ziemi, a jego postawa powoduje, że nawet umierając, potrafi pokazać swój charakter. A co do zastrzeżeń, to nie przekonują mnie rysunki, są bardzo przeciętne. Poprawne, ale przeciętne. Mimo tego polecam ten tytuł nie tylko miłośnikom Supermana – to dobry moment, aby zacząć czytywać częściej komiksy z tym Kryptończykiem w roli głównej. Źródło okładki www.swiatkomiksu.pl
„Ostatnie dni Supermana” – recenzja
Każdego roku na rynku pojawiają się nowe zabawki. Zaskakują formą, zastosowanymi rozwiązaniami czy walorami wychowawczymi. Są jednak zabawki, które nigdy nie wyjdą z mody – bawiliśmy się nimi my, będą również towarzyszami naszych dzieci. Jakie to zabawki? Przekonajmy się! Barbie – lalka ponadczasowa Lalka Barbie dziś jest już ikoną kultury. To zabawka produkowana przez firmę Mattel nieprzerwanie od 1959 roku. Według wielu wyliczeń jest ona najchętniej kupowaną zabawką na świecie. Co przesądza o jej popularności? Przede wszystkim akcesoria, w które najczęściej jest wyposażona: piękne suknie, buty, torebki, małe plastikowe AGD, samochody, motory i dom. Dzięki nim ta lalka jest spełnieniem snów każdej dziewczynki o byciu księżniczką. Dzięki Barbie dorosłe już kobiety przeżywały swoje pierwsze fascynacje modą i jako małe dziewczynki imaginowały sobie, jak to jest być nastolatką. W tej kwestii do dziś niewiele się zmieniło. Warto wiedzieć, że lalka Barbie przetrwała przez te wszystkie lata dzięki temu, że potrafiła dopasować się do aktualnie obowiązujących ideałów piękna i przemian kulturowych – np. w latach 60. na rynek została wprowadzona czarnoskóra lalka z tej serii. Gry planszowe i puzzle – bawią i uczą Gry planszowe od swego zarania są równie popularne. I bardzo dobrze! Przecież wiele z nich ma walory edukacyjne, wychowawcze i jest okazją do robienia czegoś wspólnie z dzieckiem – nawet tym nastoletnim. Takich gier nie powinno zabraknąć w szafce z zabawkami naszego dziecka. Na rynku dostępne są gry planszowe, które każdy z nas zna z dzieciństwa, a które z pewnością zainteresują kolejne pokolenie. Należą do nich: Chińczyk – pochodząca z 1907 roku gra, która tak naprawdę jest uproszczoną wersją starohinduskiej gry „pachisi”. Eurobiznes – gra z 1983 roku, która była wzorowana na grze Monopoly, polega przede wszystkim na zdobywaniu określonych nieruchomości i ich rozwijaniu. Statki – gra wymyślona przed I wojną światową, niezwykle popularna w polskich szkołach lat 80. i 90. Do grania w nią potrzebne były jedynie kartki i ołówki. Dziś na rynku dostępne są specjalne, elektroniczne tablice do gry w Statki. Podobnie rzecz się ma z puzzlami, które zostały wynalezione w 1763 roku i od tego czasu są jedną z najpopularniejszych zabawek. Rozwijają spostrzegawczość, angażują wiele obszarów mózgu i są dla niego nie lada gimnastyką. Klocki zawsze w modzie Warto wiedzieć, że słowo „LEGO” powstało od duńskich słów „Legt godt!” – oznaczających „Baw się dobrze!”. Nazwa ta doskonale koresponduje z produktami tej marki, które cieszą kolejne pokolenia dzieci i to już od 1949 roku, kiedy to pierwsze klocki trafiły na rynek. Zestawy klocków LEGO umożliwiają budowanie praktycznie wszystkiego – od domów, przez stacje benzynowe i pojazdy, aż po skomplikowane stacje kosmiczne. Klocki te doskonale rozwijają dziecięcą wyobraźnię, pobudzają kreatywność i… uczą cierpliwości. W przypadku klocków warte uwagi są również te najzwyklejsze, znane nam z dzieciństwa drewniane klocki. Ileż to wież i domów z nich powstało! Warto się nimi zainteresować szczególnie teraz, gdy przeżywają swój renesans. Są przecież wykonane z naturalnych surowców, zatem doskonale wpasowują się w ekologiczne podejście do życia wielu rodziców. Poza tym również doskonale stymulują dzieci i pobudzają wyobraźnię. Krótka historia resoraka Resoraki to małe modele samochodów, które potrafiły rozemocjonować całe podwórko i bardzo często były obiektami westchnień. Pierwszy oficjalny resorak pojawił się w sprzedaży w 1954 roku – był to model Austina Somerseta. Za kultowe uznawane są jednak Matchboxy, Corgi czy też zabawki tego typu wypuszczone przez wspomnianą już firmę Mattel. Resoraki były po prostu must have każdego sezonu, a o popularności na podwórku czy w klasie decydowała często ich posiadana liczba. Dlaczego dziś znów są tak popularne? Przede wszystkim dlatego, że wielu chłopców wprowadzają w arkana motoryzacji, pozwalają na odgrywanie wielu scenek, a także są łącznikiem międzypokoleniowym, bo któryż tata oprze się nowoczesnym Hot Wheelsom? Kultowe zabawki to przede wszystkim takie, które zawsze są popularne i przechodzą z pokolenia na pokolenie. Mają one mnóstwo walorów edukacyjnych oraz wychowawczych. Poza tym doskonale wpisują się w hasło: bawiąc – uczyć.
Kultowe zabawki, które nigdy nie wyjdą z mody
Jak wybrać obuwie do garnituru? Oto kilka sprawdzonych rad oraz trzy niezawodne modele. Garnitur jest tą częścią garderoby, której noszenia mężczyźni unikają jak ognia. Niektórzy skarżą się na brak wygody, inni z kolei zawsze narzekają na zbyt trudne reguły stylizacyjne. Otóż odrobina prawdy w tym wszystkim jednak jest. Kolor, fason, dopasowanie wszystkich odzieżowych elementów do siebie… Te wszystkie modowe zasady często przyprawiają panów o zawrót głowy. Dziś postanowiliśmy zająć się kwestią butów. Jakie obuwie najlepiej nadaje się do garnituru? Jak poprawnie wybrać "lakierki"? Który model będzie nadawać się do smokingu, a które obuwie idealnie sprawdzi się w przypadku garnituru smart casual? Oto kilka użytecznych informacji, które z pewnością pomogą w wyborze. Ile fasonów, tyle możliwości – jak dopasować obuwie do garnituru? Jak wiadomo, każdy mężczyzna powinien posiadać w swojej szafie co najmniej trzy różne fasony garniturów. Po pierwsze, smoking lub model wyjściowy. Jest zazwyczaj czarny i nadaje się tylko na specjalne uroczystości. Warto pamiętać, że smoking to typowo wieczorowy strój i nie można go zakładać w ciągu dnia. Do smokingu zakładamy najczęściej czarne lakierki wiedeńskie (często na niewielkim obcasie). Rzeczą oczywistą jest to, że takie obuwie powinno być czarne. Najlepiej ze skóry. Warto zwrócić szczególną uwagę na obcas. Powinien być częścią całości, a nie po prostu doklejany. box:offerCarousel Garnitur do pracy tymczasem może być nieco luźniejszy. Do wyboru mamy także inną kolorystykę. Może być np. jasnoniebieski, granatowy, brązowy, a nawet jasny czy pastelowy. Wszystko zależy od dress code’u, który nam narzucił pracodawca. W tym przypadku obuwie może być czarne, ale nie jest to reguła, której nie można łamać. Idealnie sprawdzą się także brązowe lub ciemnoniebieskie motywy. Tutaj warto jednak pamiętać o zasadzie trzech kolorów w stylizacji. Obuwie najczęściej dopasowujemy do koloru paska, zegarka i dodatków. box:offerCarousel Kolejny model to fason smart casual. W tym przypadku zasady są jeszcze luźniejsze. Połączenie elegancji i sportowych inspiracji wpływa także na to, jakie buty możemy dobrać do stylizacji. Zazwyczaj są to sportowe modele sneakersów(np. Nike, Adidas) lub stylowe mokasyny. Kolor jest tutaj jak najbardziej wskazany. Czerń nie doda żadnego akcentu, więc odradzamy wszystkie ciemniejsze barwy. Stylizacja smart casual zawsze powinna lekko się wyróżniać, więc obuwie może być tym właściwym elementem, który dodaje akcentu całości. Na koniec zostawiliśmy ekstrawaganckie modele garniturów. Zakładamy taki fason na imprezy koktajlowe lub do klubu. Do wyboru mamy ekstremalne połączenia barw oraz różne, nawet najbardziej szalone printy. Florystyczne wzory, mieszanka świeżej pomarańczy i butelkowej zieleni czy też skórzane marynarki… W grę wchodzi tak naprawdę wszystko. W tym przypadku najlepiej dopasować model i kolor butów do całości. Dobrze sprawdzą się wysokie skórzane buty w kolorze brązu. Zawsze warto zwracać uwagę na szerokość i długość nogawki. Musi być idealnie dopasowana do naszych wymiarów, by nie powstawały dodatkowe fałdy po bokach. box:offerCarousel Trzy niezawodne modele butów do garnituru Wybór odpowiedniego modelu warto uzależnić od fasonu i koloru garnituru. Na rynku dostępne są trzy najpopularniejsze modele eleganckiego obuwia: spiczaste, zaokrąglone lub z kwadratowym czubkiem. W ostatnich sezonach swój renesans przeżywają te ostatnie. Spiczaste najlepiej wybrać do rurek lub spodni zwężonych ku dołowi. Zaokrąglone z kolei – do spodni bez kantów. Wybór obuwia do garnituru nie jest zadaniem trudnym. Wystarczy wybrać odpowiedni model (np. zaokrąglone, kwadratowe lub spiczaste) i dopasować go do całości. Najlepiej wybierać modele skórzane, dzięki czemu noga nie będzie się pocić, a buty będą nam długo służyć. Do garnituru zazwyczaj wybieramy obuwie ze sznurówkami.
Idealne obuwie do garnituru – jak wybrać?